nurowska Panny i wdowy, Poker.txt

(408 KB) Pobierz
Maria Nurowska
Panny i wdowy
Poker

Niezale�na Oficyna Wydawnicza, 
Warszawa 1991

A� do dzisiejszego ranka �wiat 
wydawa� si� Karolinie czym� 
zachwycaj�cym i ogranicza� si� 
do wioski, kt�r� zna�a jak 
w�asn� pi��. Mog�a trafi� 
wsz�dzie z zamkni�tymi oczami, 
nawet do zagrody Ku�my Wasilicza 
na wzg�rku poro�ni�tym krzewami 
ja�minu. Kiedy nadchodzi�a pora 
kwitnienia, ca�e obej�cie 
pachnia�o jak bukiet. Karolina 
uwielbia�a ten zapach, co o ma�o 
nie sko�czy�o si� tragicznie. 
Zasn�a pod krzakiem i nie mo�na 
jej by�o dobudzi�, wo�ano nawet 
doktora. 

Doktor to by� ten 
najwa�niejszy punkt orientacyjny 
w jej siedmioletnim �yciu. To on 
decydowa� o wszystkim, co 
wi�za�o si� z jej osob�, od 
niego zale�a�o, czy Karolina 
b�dzie mog�a pojecha� 
drabiniastym wozem na ��k� po 
siano, a potem wraca� na 
wysokiej stercie ko�ysz�cej si� 
gdzie� a� pod samym niebem, od 
niego zale�a�o, czy w og�le 
wyjdzie z domu i kiedy do niego 
powr�ci. Dom to by�a jedna izba, 
w kt�rej mieszkali we dwoje, nie 
wchodz�c sobie w drog�. Ona 
mia�a sw�j k�t na zabawki, on - 
st� zawalony papierami, do 
kt�rego nie pozwalano jej si� 
zbli�a�. Kiedy doktor przy nim 
siedzia�, nie wolno by�o te� 
ha�asowa�. Wysuwa�a si� wtedy na 
palcach do kuchni, gdzie by�o 
tak weso�o. 

Gospodarze mieli du�o dzieci, 
a te najm�odsze mia�y mniej 
wi�cej tyle lat co ona. 
Najbardziej lubi�a Tani�, kt�ra 
by�a zreszt� jej mleczn� 
siostr�. Urodzi�y si� w tym 
samym roku, a nawet miesi�cu; 
poniewa� matka Karoliny umar�a, 
gospodyni przygarn�a j� do 
piersi i karmi�a swoim mlekiem. 
Nazywa�a j� "swoj� go��beczk�" i 
przy ka�dej sposobno�ci g�adzi�a 
po g�owie albo przyciska�a do 
rozleg�ego boku. Powtarza�a przy 
tym, �e Karolina ma oczy matki, 
ale nie jest do niej podobna. 
Gdyby Aksinia Pietrowna zna�a 
babk� Karoliny, odkry�aby 
nadzwyczajne podobie�stwo ich 
rys�w. Karolina mia�a 
przepi�knie osadzon� g�ow� na 
d�ugiej szyi, poci�g�e policzki 
i kszta�tny nos, nadaj�cy jej 
twarzy z profilu wyj�tkowo 
szlachetn� lini�. By� prosty, o 
delikatnym wyci�ciu, na ko�cu 
jakby nieznacznie zadarty, przez 
co g�rna warga wydawa�a si� 
lekko uniesiona. Babka mia�a 
niezwyk�y kolor oczu, du�ych i 
jasnych, oczy Karoliny by�y 
ciemne, z pod�u�nie wykrojonymi 
powiekami, nadaj�cymi jej wyraz 
senno�ci, ale tak inny ni� u 
matki. Twarz Karoliny w 
otoczeniu w�os�w koloru 
dojrza�ej pszenicy mia�a w sobie 
co� tajemniczego, przyci�ga�a 
uwag�. Jej oczy spogl�da�y 
zagadkowo spod g�stych, 
wywini�tych rz�s. Ludzie we wsi 
nie mogli si� nadziwi� tej 
niezwyk�ej urodzie dziecka i 
jako� je wyr�niali, by� mo�e 
nie bardzo nawet zdaj�c sobie z 
tego spraw�. 

- Jak doro�nie, poprzewraca 
ch�opakom w g�owach - 
powiedzia�a do doktora 
gospodyni. 

- O ile nie zbrzydnie - 
odrzek� z u�miechem. 

Wyra�nie bagatelizowa� urod� 
Karoliny, kt�ra na innych 
wywiera�a tak silne wra�enie. 
Mimo protest�w gospodyni obcina� 
dziewczynce w�osy, uwa�aj�c, �e 
tak jest praktyczniej. Gospodyni 
patrzy�a na to oszpecenie ze 
zgroz�, ale wiedzia�a, �e nie ma 
po co si� doktorowi sprzeciwia�. 
I tak by nie pomog�o. Wiedzia�a 
o tym tak�e Karolina i przywyk�a 
ju�, �e to, co on m�wi, jest 
�wi�te. Zawsze wybiera� wyj�cie 
dla niej najlepsze, tyle razy 
ju� przekona�a si� o tym. Nie 
pozwala� jej prze�azi� przez 
wysoki p�ot do s�siad�w, a ona 
nie pos�ucha�a i z�ama�a r�k�. 
Nosi�a j� potem w �upkach. Sama 
by�a sobie winna. Nie rozmawiali 
ani o wypadku, ani o jej 
niepos�usze�stwie, ale wisia�o 
to gdzie� w powietrzu, jego 
wym�wka i jej poczucie winy. To 
by�a prawa r�ka i Karolina nie 
potrafi�a si� sama ubra�, doktor 
jej pomaga�, a nawet karmi� jak 
ma�e dziecko. 

Wydawa�o jej si�, �e ten stan 
rzeczy nigdy si� nie zmieni, �e 
zawsze b�d� razem. No bo jak 
inaczej? By� z ni�, odk�d 
pami�ta�a, na ka�de zawo�anie, 
obja�nia� jej �wiat. Kiedy ba�a 
si� ciemno�ci, t�umaczy�, �e nic 
gro�nego nie czai si� w k�cie, 
nic nie skrada si� zza okna, 
jest tylko noc, kt�r� trzeba 
przespa� z policzkiem wtulonym w 
poduszk�. Wczoraj tak w�a�nie 
zasypia�a w poczuciu 
bezpiecze�stwa, jakie stwarza�a 
jego sta�a obecno��, dzisiaj to 
si� nagle zmieni�o, zupe�nie 
jakby zawali� si� ca�y �wiat. 

Bawi�a si� z dzie�mi na 
podw�rku, bo w nocy spad� �nieg, 
tarzali si� w nim, rzucaj�c w 
siebie �nie�kami. �wieci�o 
s�o�ce, czu�a si� szcz�liwa. Na 
wo�anie doktora z ganku z 
oci�ganiem opuszcza�a 
dzieciarni�. 

- Karolino - rzek�, kiedy 
znale�li si� w pokoju. - 
Pos�uchaj mnie... Nast�pi zmiana 
w twoim �yciu...

Po raz pierwszy m�wi� do niej 
takim tonem i po raz pierwszy 
spogl�da� na ni� tak powa�nie, 
bez u�miechu. Co mia�a oznacza� 
ta zmiana, ju� samo s�owo 
budzi�o l�k. Nie chcia�a 
wiedzie�, co si� pod nim kryje. 

- A u Wasilionka wo dworie 
rodi�sia tielonok - powiedzia�a. 

Ale tym razem wypr�bowana 
metoda zawiod�a. Doktor nie 
zwr�ci� jej uwagi, podejrzewa�a 
nawet, �e nie dotar�o do niego, 
i� Karolina m�wi po rosyjsku. 

- Karolino - powt�rzy� - tw�j 
ojciec wraca do Polski i chce 
ci� zabra�...

Patrzyli sobie w oczy. 

- A ty? - spyta�a wreszcie. 

- Ja... musz� tu jeszcze 
zosta�... 

Oczy Karoliny z wolna 
wype�ni�y si� �zami. Czu�a, �e 
od tych s��w nie ma odwo�ania. 
Sylwetka cz�owieka, kt�rego 
zawsze si� troch� ba�a, nagle 
wy�oni�a si� z cienia, zupe�nie 
jakby po raz pierwszy naprawd� 
go dostrzeg�a. Tamta twarz, w 
kt�r� nigdy nie spogl�da�a 
wprost, ale tak troch� z ukosa, 
by nie napotka� oczu, by�a obca. 

Mia� z�amany nos i bezw�adn� 
powiek�, do po�owy zakrywaj�c� 
oko, co sprawia�o odpychaj�ce 
wra�enie. Kiedy przychodzi� do 
nich, siada� w k�cie i prawie 
si� nie odzywa�. Karolina 
omija�a go z daleka, chocia� 
doktor stale powtarza�, �e to 
przecie� jej ojciec. To nic dla 
niej nie znaczy�o, tak samo jak 
wizyty na grobie matki. Doktor 
prowadza� j� tam, odk�d tylko 
pami�ta. Szli na cmentarz 
wiosn�, latem, jesieni�, nawet 
zim�. Kiedy by� za du�y �nieg, 
on bra� j� na barana, stawiaj�c 
dopiero przy kopczyku z 
brzozowym krzy�em. Zawsze 
powtarza�: "Tu le�y twoja 
mamusia..."

Karolina robi�a odpowiednio 
przej�t� min�, �eby mu nie 
sprawia� przykro�ci. Nigdy nie 
my�la�a o matce, nie odczuwa�a 
te� jej braku. �yciowa 
przestrze� Karoliny 
zagospodarowana by�a osob� 
doktora, nie istnia�a �adna 
luka. A teraz ta przestrze� 
nagle kurczy�a si�, jakby mia�a 
za chwil� znik��, a z ni� ona 
sama, Karolina. Bo przecie� on 
by� zawsze... Kiedy w zesz�ym 
roku nadepn�a w sadzie pod 
jab�oni� na szerszenia, przez 
ca�� noc nosi� j� na r�kach, a� 
zasn�a zn�kana gor�czk� i 
b�lem. Stop� mia�a czerwon� i 
obrzmia��. A co b�dzie teraz? Do 
kogo si� wsunie pod ko�dr�, �eby 
ogrza� zmarzni�te nogi, komu 
zawierzy wszystkie swoje 
tajemnice. Ju� na zawsze 
pozostanie samotna. 

Patrzy� na ni� z mi�o�ci�, ale 
w jego oczach widzia�a ten 
wyrok, kt�rego nie potrafi�a ani 
zrozumie�, ani przebaczy�. 

- Karolino... 

Odwr�ci�a si� i wybieg�a na 
dw�r, brn�c przez kopny, 
roziskrzony �nieg. Mru�y�a oczy 
od tej o�lepiaj�cej bieli, mo�na 
powiedzie�, �e mru�y�a si� jej 
ca�a twarz, i to by�o jak obrona 
przed czym�, co zagra�a�o jej z 
ka�dej strony tak dot�d 
szcz�liwego �ycia. Teraz 
osacza�o Karolin�, czu�a si� jak 
w pu�apce. 

- Nie chc� z nim jecha�! - 
powiedzia�a g�o�no. - Nigdzie z 
nim nie pojad�... 

A jednak sta�o si� inaczej. 
Zajecha�y sanie, z przodu 
siedzia� Ku�ma Wasilicz, a z 
ty�u on, ten ojciec. Nawet gdyby 
nie mia� pos�pnej, brzydkiej 
twarzy, nie umia�aby mu 
wybaczy�, �e to on nim jest, a 
nie doktor, kt�ry wynosi� teraz 
jej rzeczy, zapakowane do 
drewnianego kuferka. Ku�ma 
zeskoczy� na ziemi� i 
przymocowa� go do baga�y ojca. 
Karolina sta�a obok w swoim 
nowym ko�uszku, z kt�rego tak 
si� cieszy�a, a okaza�o si�, �e 
uszyto go na podr�. Kuferek 
zosta� umocowany, trzeba by�o 
wsiada� do sa�. Postanowi�a nie 
da� pozna� po sobie, czym dla 
niej jest rozstanie z 
dotychczasowym �yciem, a przede 
wszystkim z nim, z doktorem. 
Gospodyni wyca�owa�a j� w�r�d 
�ez, wyca�owa�y j� dzieci, ka�de 
wciska�o jej podarunek na drog�: 
wystrugan� w drewnie laleczk�, 
tak� �mieszn�, p�kat�, w kt�rej 
mie�ci�y si� inne, coraz 
mniejsze, r�kawiczki z owczej 
we�ny, szalik. A teraz doktor, 
podsadzaj�c Karolin� na sanie, 
gdzie� w powietrzu poca�owa� j� 
w policzek. Odwr�ci�a g�ow� 
walcz�c ze �zami. Nie chcia�a, 
�eby je widzia�. Bo przecie� to 
wszystko to by�a jego wina. M�g� 
si� nie zgodzi�, m�g� j� 
zatrzyma� przy sobie, a tak 
�atwo przysta� na jej wyjazd. 
By�a pewna, �e gdyby doktor 
naprawd� j� kocha�, nie 
pozwoli�by jej sobie zabra�. 

- B�d� zdrowa, moja 
dziewczynko - us�ysza�a.

Konie ruszy�y, postanowi�a si� 
nie ogl�da�, ale g�owa sama 
odwr�ci�a si� do ty�u. Doktor, 
stoj�c przy furtce, wzni�s� r�k� 
na po�egnanie. Ten gest by� jak 
uderzenie, bo do ostatniej 
chwili czeka�a na co�, na jaki� 
cud, kt�ry j� zdejmie z tych 
sa�. Tym czym� mog�o by� jedno 
zawo�anie doktora: Karolina!

Ale on jej nie zawo�a�. 

Wioska sko�czy�a si�, konie 
brn�y w g��bokim �niegu, 
chwilami si�ga� im do kolan. 
Parska�y, niecierpliwie 
podrzucaj�c �by, na bokach 
potworzy�y si� im wielkie ciemne 
�aty potu. W oddali majaczy�a 
sina linia lasu, do kt�rego 
chodzi�a tyle razy, ale zawsze 
przecie� powraca�a. Ten powr�t 
zosta� teraz odci�ty. Patrzy�a 
przed siebie, mocuj�c si� z 
w�asnym nieszcz�ciem, kt�re 
postanowi�a ukry� przed �wiatem, 
tak nagle obcym. Niech nikt si� 
nigdy nie dowie, co Karolina 
naprawd� czuje, a przede 
wszystkim niech nie dowie si� 
on, ten cz�owiek siedz�cy obok, 
r�wnie obcy i nienawistny jak 
ca�e otoczenie. 

Wje�d�ali teraz w g��b tajgi, 
przykrytej jakby wielk�, bia�� 
p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin