Słoń wśród porcelany.pdf

(1168 KB) Pobierz
9655124 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
9655124.001.png 9655124.002.png
KAROL IRZYKOWSKI
SŁOŃ
WŚRÓD PORCELANY.
STUDIA NAD NOWSZĄ
MYŚLĄ LITERACKĄ
W POLSCE
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
2
WSTĘP
W ostatnich czasach krytycy i myśliciele literaccy, idąc skromnie na szarym końcu
literatury, zbierają i wydają rozprószone plony swej pracy od r. 1918. Korzystając z
tych dożynek, wydaję tom niniejszy, który obejmuje moje lepsze lub ważniejsze roz-
prawy dotyczące literatury polskiej okresu powojennego.
Jednak nie przedkładam publiczności swoich recenzyj teatralnych, choć mam ich
parę setek. Najprzód dlatego, że rynek księgarski jest już zapełniony tym towarem, po
wtóre wstydziłbym się w ogóle ogłaszać swoje recenzje teatralne w chwili, gdy kryty-
ka właściwej literatury polskiej - więc przede wszystkim poezyj, powieści - jest
okropnie zaniedbana, wskutek niedorzecznej organizacji technicznej i finansowej
dzienników.
Nie wydaję jednak także swoich recenzyj z działu beletrystyki i poezji ścisłej, po-
nieważ są dorywcze i nie stanowią żadnej całości. Pewną całość natomiast tworzą roz-
prawy z zakresu współczesnej problematologii literackiej i te właśnie wydaję w wybo-
rze.
Kiedy swego czasu - w latach dziewięćdziesiątych - rozegrała się rewolucja literac-
ka Młodej Polski, skupiająca się w Krakowie koło Przybyszewskiego, znajdowałem
się poza jej obrębem. Wcześniej już, wspólnie ze Stanisławem Womelą, przebyłem
krótkotrwały wstrząs rewolucyjny: manifest, trochę utworów i trochę krytyk - wszyst-
ko z uroszczeniem do tego, żeby być rewelacją i epoką. Prężność, która się wówczas
nie wyżyła dostatecznie, dała mi w długi czas później wewnętrzne prawo, ochotę i
miarę do harców z ostatnią polską rewolucją literacką, z tzw. Najmłodszą Polską. Je-
dyny ze starszego pokolenia podjąłem się wobec nich roli oporu. Zazdrość? Oczywi-
ście, wszak nowe pokolenie działało w atmosferze stokroć korzystniejszej. Lecz nie
pobudki, treść czynów rozstrzyga - gdyż ona jest największą pobudką.
Towarzyskie zetknięcie moje z reprezentantami najnowszej literatury było dość
ciepłe, ale duchowe nie nastąpiło - nie z mojej winy. Zawiedli się na mnie - a ja na
nich. Wyobrażali sobie, że będę ich wujciem literackim, spodziewali się ode mnie
usług, kadzideł, esejów, portretów - spotkali się z zastrzeżeniami, z wymaganiami,
których źródło było niewidoczne i dla nich ostatecznie obojętne. Ja zaś spotkałem się
z chaosem nowych i starych przesądów i „odkryć”, które mnie drażniły tym bardziej, z
im większym tupetem występowały. Wnet, w r. 1922, zapowiedziałem Walkę o treść i
puszczałem w świat różne jej rozdziały; wykończyć ją jednak było mi dane dopiero w
r. 1929. Inne rozprawy, tutaj zawarte, są właściwie odpryskami tego dzieła.
Nie pouczałem - przeciwstawiałem, mieszałem szyki, stawiałem znaki zapytania.
Przyznaję też chętnie, że sam się przy tym wiele nauczyłem, nie tyle od moich prze-
ciwników wprost, ile przez to, że nowa sytuacja dawała mi sposobność do sprawdza-
nia i poprawiania swoich poglądów. Zresztą drogi nasze szły nie tylko osobno; czasem
splatały się lub krzyżowały i wtedy notowałem taką zgodność z cichą satysfakcją, nie
tylko dlatego, że uzyskiwałem niespodziewanie potwierdzenie swoich poglądów, któ-
re się dawniej wydawały heretyckie, lecz że w ogóle tylko takie rzadkie chwile spo-
tkania się są rękojmią, że w świecie duchowym jednak idzie się naprzód.
3
Co do tematów to rozprawy moje tym tomem objęte są głównie wewnętrznym po-
rachunkiem - contra i pro - z futuryzmem (w najszerszym, a nie historycznym znacze-
niu tego słowa). Około r. 1925 jednak nasilenie futuryzmu u nas ustało; natomiast pod
wpływem komunizmu na pierwszy plan zainteresowania wysunęły się ideologie, które
również, z ciężkim sercem, uznałem za potrzebne zwalczać, nie ze stanowiska spo-
łecznego ani politycznego, lecz jedynie dlatego, że zwężały literaturę. W końcu trzeci
mój temat stanowią różne zastarzałości i skostnienia, które przetrwały u Najmłodszej
Polski jako wygodny parawan. Tych rzeczy dotyczą moje rozprawy o programofobii,
o fetyszyzmie talentu, o przesądach w krytyce.
Polemikę paroletnią w sprawie: Akademia czy Izba Literacka? oraz polemikę z
Wacławem Grubińskim o rację rozpisywania konkursu literackiego na temat narzuco-
ny („konkurs na buty”) - w tej książce pominąłem.
Świadomy jestem, że zrobiłem bardzo mało. Usprawiedliwić się mogę tylko szczu-
płością moich środków. Wciąż docendo discere - to los zwykłego krytyka polskiego.
U schyłku kariery widzę, że teraz dopiero mógłbym dobrze zacząć.
Książka ta wydaje się i mnie samemu miejscami bardzo kłótliwą, kauzyperdalną,
ilekroć ją przeglądam w nastroju zwykłym, jak obcy czytelnik. Ale przy podwyższe-
niu temperatury wewnętrznej odnajduję wciąż na nowo jej rację bytu. Dlatego nie
usuwam z niej ustępów drażliwych i wnikających w drobiazgi, jak np. polemika ze
Sternem.
Książka ta wydaje mi się gadulską - ale starałem się dostawać nie tylko do rzeczy,
ale i do mózgów, na różne sposoby.
Książka ta wydaje mi się też za grubą. Ale to jest właściwie tylko skrupuł handlo-
wy: jeżeli jest za duża, to będzie więcej kosztować i mniej się rozejdzie. Przecież
czytelnik i tak nie będzie jej czytał od deski do deski, zajrzy na chybił trafił do środka,
wychwyci jeden i drugi ustęp, tym śladem pójdzie dalej naprzód i wstecz i może zo-
stanie wciągnięty w prądy, które w niej nurtują. Ponieważ ona jest tylko zbiorem róż-
nych artykułów, więc gdyby czytelnik przeczytał z niej tylko trzecią lub czwartą część
i odniósł jakąś korzyść, już opłaci się mnie - wydać, a jemu - kupić albo pożyczyć taką
„kolubrynę” czy „piłę”.
W takim razie czytelnik wybaczy także, iż tu i owdzie na pozór powtórzą się te sa-
me myśli. Tego wymagał sposób powstawania tych artykułów pisanych wciąż dla lu-
dzi obcych, a w wydaniu książkowym nie wszędzie można było ślady tej genezy usu-
nąć.
Następna moja książka pt. Mosty obejmie rozprawy psychologiczno-społeczne.
P.p. w notatkach u dołu oznacza wszędzie przypisek późniejszy.
Warszawa, w styczniu 1932
KAROL IRZYKOWSKI
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin