May Karol - Tajemnice Klasztoru.pdf

(620 KB) Pobierz
5694052 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
5694052.001.png 5694052.002.png
KAROL MAY
TAJEMNICE KLASZTORU
MAŁOPOLSKA OFICYNA WYDAWNICZA KORONA
Tytuł oryginału: Das Waldröschen oder die Verfolgung rund um die Erde X
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
KARA
Bawole Czoło i Piorunowy Grot po drodze pełnej przygód dotarli do góry i doszli aż nad
sam staw krokodyli. Dopiero tutaj pozsiadali z koni, zdejmując także Józefę.
Oczy kobiety były zapadłe, a na całej twarzy malowało się przerażenie. Owa pewność siebie,
z jaką odpowiadała Sternauowi znikła obecnie bez śladu. Drżała na całym ciele, ledwie trzy-
mała się na nogach. Bezsilnie zsunęła się na ziemię.
Wielki jak jezioro staw imponował nie tylko swoim ogromem, ale i spokojem.
Rosnące nad brzegiem nieliczne drzewa odbijały się w głębi, czyniąc dodatkowo jakieś nie-
samowite, ponure wrażenie.
– Po co mnie tu przyprowadziliście? – spytała z przerażeniem.
– Zaraz zobaczysz – odparł Helmer.
– Chcecie mnie zamordować?
– O nie, tylko osądzić.
Zbladła jak płótno, z trudem zaciskała wargi, by nie zdradzić swego strachu, jednak był tak
wielki, że aż zęby zaczęły jej dzwonić.
– Wy nie jesteście moimi sędziami.
– Nie, a kto inny, szanowna seniorito?
– Nie macie prawa mnie sądzić! Od tego, w tym kraju jest wyższa władza!
– A, może ty jesteś tą wyższą władzą?
– Ja? Dlaczego? Co to za pytanie?
– Bo sądziłaś seniora Arbelleza i wyrok swój kazałaś wykonać. My robimy to samo i tyle
władzy ile ty sobie przywłaszczyłaś pozwalamy teraz przyznać sobie.
– Tego nie zrobicie. Jesteście tylko myśliwymi, a ja córką przyszłego prezydenta.
– A od kiedy to wolno córkom prezydentów wydawać i wykonywać wyroki? Zresztą proszę
się nie ośmieszać. Twój ojciec to wyjątkowy łotr, mam nadzieję, że niedługo uda nam się i
tego zbrodniarza dostać w swoje ręce. A ty jesteś wyrzutkiem, uosobieniem wszelkiego zła,
zarówno cielesnego jak i duchowego. Te krokodyle, którym zamierzamy cię rzucić na pożar-
cie, są pomimo swej brzydoty stokroć przyjemniejsze niż ty.
Czegoś podobnego nie słyszała jeszcze nigdy, nikt nie odważył się rzucić w nią tyloma wy-
zwiskami, jednak nie oburzyła się na nie. Strach złamał jej dumę. Poczuła się tak nędzną, tak
bezsilną, iż złożywszy ręce poczęła błagać jak żebraczka:
– Miejcie litość! Arbellez przecież nie umarł.
– Okażemy ci taką samą litość, jak ty okazałaś naszemu przyjaciela – odpowiedział Bawole
Czoło. – Teraz uważaj!
Przyłożył rękę do ust i wydał z siebie płaczliwy ton. Natychmiast woda stawu zmąciła się.
Tu i ówdzie powyskakiwały na powierzchnię jakieś ciemne punkty podobne do zgniłego pnia
albo czarnego kamienia. Punkty te poczęły się poruszać. Dopiero teraz można było poznać
potworne łby krokodyli. Z wielką szybkością płynęły do brzegu bijąc swymi długimi ogona-
mi, tak iż całe masy rozpryskiwały się dokoła. Swe straszne paszcze rozdziawiały tak szero-
ko, że można było ujrzeć całe rzędy straszliwych zębów i zamykały je od czasu do czasu z
łoskotem. Był to rzeczywiście przerażający widok.
Krew zmroziła się w żyłach Józefy. Te paszcze pełne robactwa, pijawek i nieczystości miały
ją porwać i zmiażdżyć swymi ostrymi jak sztylety kłami. Sam fetor jaki te zwierzęta wyda-
4
wały z siebie był zdolny odebrać przytomność, cóż dopiero myśl, że ma być wydana na pa-
stwę tych obrzydliwych gadów.
– O Santa Madonna! – zawołała z jękiem – To okrutne żarty. Przecież to nie może być wa-
szym rzeczywistym zamiarem wrzucić mnie na łup tym bestiom?
– O nie, zaraz cię nie wrzucimy – odpowiedział Bawole Czoło. – To byłoby zbyt łagodne dla
ciebie. Nie zasłużyłaś na szybką i nagłą śmierć. Znasz przecież Alfonso, owego draba, co
twierdzi, że jest hrabią de Rodriganda.
– Znam – odparła.
– Wiesz, że był kiedyś w hacjendzie del Erina?
– Wiem.
– I słyszałaś zapewne o jego przygodach, jakie mu się tutaj przydarzyły?
– Opowiadał mi.
– Opowiadał ci także jak wisiał nad paszczami krokodyli? Na samo wspomnienie wstrząsnął
nią dreszcz.
– Tak – odrzekła słabo.
– Na drzewie?
– Tak.
– Niestety udało mu się wówczas uratować, ale obecnie jest to wykluczone. Otóż popatrz na
drzewo. To, to samo, na którym on wisiał.
Popatrzyła w górę. Rzeczywiście ujrzała pochyłe drzewo tuż nad brzegiem, którego jeden
konar zwisał nad wodą, jakby umyślnie tam umieszczony. Przymknęła oczy, miała uczucie,
że całe jej ciało rozpada się na tysiące kawałków.
– Na tym samym konarze zawiśniesz – dodał poważnie Misteka. – Krokodyle nie zmiażdżą
cię od razu, tylko kawałek po kawałku będę rozrywały twoje ciało.
– Łaski! – jęknęła nie otwierając oczu.
– Łaski? – zawołał śmiejąc się szyderczo – A ty w ogóle wiesz co to jest łaska?
– Ja postanowiłam się poprawić!
– Ty? Ty się nigdy nie poprawisz! Nawet gdybyśmy darowali ci życie, stałabyś się jeszcze
gorsza.
– Darujcie mi życie, a wyznam wszystko co wiem.
– Co?
– Wszystko co zrobiłam.
– Tego nie chcemy wiedzieć.
– Ani tego co zrobił mój ojciec i stryj?
– To wiemy.
– Opowiem wam wszystko o Henryku Landoli.
– Nie chcemy słyszeć o tym łotrze.
– Wszystkie tajemnice domu Rodriganda.
– To nas w ogóle nie obchodzi – odpowiedział z flegmą. – Niech mój brat zarzuci lasso.
Jeden z Misteków odpiął natychmiast swoje lasso i począł się wspinać na drzewo. Wdrapaw-
szy się na górę umocował środek rzemienia wokół dwóch konarów zwisających nad wodą,
końce lassa uchwycił w zęby i tak zsunął się na ziemię.
Bawole Czoło także odwiązał swoje lasso robiąc z niego pętlę.
– Tak, teraz możemy zaczynać – powiedział.
– Litości! – wrzeszczała Józefa podnosząc ręce w górę.
– Litość względem ciebie byłaby przestępstwem – odparł Misteka zwolna przywiązując ko-
niec lassa do zwisającego pnia.
– Wyznaję, że Alfonso nie jest synem hrabiego de Rodriganda, tylko mego stryja! – zawo-
łała podnosząc się na kolana i składając ręce jak do modlitwy.
– O tym wiem bez ciebie! Chodź tutaj!
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin