Zakon Krańca Świata 01.pdf

(1713 KB) Pobierz
Maja Lidia Kossakowska
Zakon Krańca Świata
Tom I
Moim Rodzicom i Jarkowi
2
Prolog
W chwili, gdy duchy postanowiły przemówić do Matki Gwiazd, ta wychodziła z chaty,
dzierżąc w ręce wiadro na wodę. Naczynie wysunęło się z bezsilnych palców. Twarz kobiety
zastygła w wyrazie całkowitej obojętności, drgały tylko zaciśnięte powieki. Oczy Matki Gwiazd
oglądały teraz obrazy niedostępne dla zwykłych śmiertelnych.
Woda, synowa Matki Gwiazd, zauważywszy, co się dzieje, natychmiast odwróciła
wzrok. Skupiła się całkowicie na szyciu skór. Jej myśli koncentrowały się wokół trzymanej w
palcach igły, równego ściegu i miarowego przewlekania nici. Natychmiast wyparła ze
świadomości obraz pogrążonej w transie teściowej. Nawet spojrzenie w jej stronę byłoby
niebezpieczne. Dałaby wtedy po sobie poznać, że spostrzegła rzeczy nadprzyrodzone, że
zauważyła przybycie duchów. Istoty z innego świata mogłyby się poczuć urażone. Woda
zacisnęła usta. Igła śmigała w jej dłoniach. Obecność duchów stawała się dla młodej kobiety nie
do zniesienia. Czuła ją niczym podmuchy zimnego wiatru.
Matka Gwiazd zamarła w odrętwieniu.
Dlaczego to tak długo trwa, pomyślała z rozpaczą Woda. Jeszcze chwila, a zwróci na
siebie uwagę duchów. Dostrzegą, że odczuwa ich obecność, i porażą ją śmiertelnym tchnieniem
albo wydrą z niej duszę i porzucą daleko na pustkowiu, skąd nigdy nie odnajdzie drogi do
wioski, nie powróci do swego ciała. Zadrżała ze strachu. Pochyliła się nisko nad szyciem, aby
tylko nie spojrzeć przypadkiem w stronę teściowej.
Zamknięte oczy Matki Gwiazd oglądały zamazane, dziwaczne sceny, których stara
kobieta nie potrafiła pojąć. Ogromne góry ze szkła. Dziwnie kanciaste skały poznaczone
rzędami równych jak wycięte nożem jaskiń, w których ludzie mieszkali niczym w chatach.
Przepastne wąwozy o dnach pełnych kłębiących się bez ładu, bezsensownie ubranych ludzi.
Sznury dziwnych pojazdów poruszających się, mimo że nie ciągnęły ich zwierzęta.
Matka Gwiazd patrzyła posłusznie na ten chaos, nawet nie próbując dociec, po co duchy
roztaczają przed nią podobne wizje. Czekała. W końcu przedstawią jej oczom obrazy, które
będzie w stanie zrozumieć. Skały, ludzie, wąwozy i pojazdy przesuwały się coraz szybciej, aż
przemieniły się w ciągi migających plam. Drgające kleksy barw zatrzymały się raptownie i
zmieniły w znajome kształty. Las. Rzędy wysokich, omszałych pni, w górze kudłate gałęzie
sosen. Wciągnęła w nozdrza zapach butwiejącego igliwia, żywicy, mokrych liści. Czuła
unoszącą się w powietrzu wilgoć.
Mężczyzna przedzierał się przez niskie zarośla. Z pewnością nie należy do Ludzi,
pomyślała Matka Gwiazd, jeszcze zanim zauważyła, że jest cudacznie ubrany i zdecydowanie
za duży, żeby urodzić się wśród jej współplemieńców. Mimo imponującej postury wydawał się
wychudzony, choć z powodu obcego stroju stara kobieta nie potrafiła ocenić jak bardzo. Miał
bladą skórę, znacznie jaśniejszą niż ktokolwiek z plemienia i jasne włosy, mokre od parującej w
powietrzu wilgoci. Rozgarniał krzaki rękoma, a krwawe zadrapania od cierni na dłoniach i
ramionach wyglądały jak tatuaże.
Matka Gwiazd wpatrywała się w przybysza z ciekawością. Nie przypominał nikogo z
3
mieszkańców Dalekich Krain, nie wydawał się też podobny do Mówiących Lisów. Miał twarz o
ostrych rysach, zbyt wydatnym nosie i kanciastym podbródku. Wyglądał brzydko i obco.
Musiał przywędrować z bardzo daleka, prawdopodobnie spoza świata. To dziwne, zdążyła
pomyśleć, a wtedy duchy porwały ją ze sobą i podprowadziły bliżej.
Usłyszała świszczący oddech nieznajomego, uderzenia serca boleśnie obijającego się o
żebra. Widziała mokre od potu kosmyki oblepiające czoło, zapadnięte policzki ze śladami
niestarannie zdrapanego zarostu, spierzchłe usta półotwarte z wysiłku. Pomyliła się. Mężczyzna
nie był po prostu wycieńczony. Znajdował się u kresu sił.
Minie jeszcze wiele dni, zanim dotrze do wioski. Gdyby ktokolwiek z plemienia mógł go
teraz widzieć, powiedziałby, że nie dożyje rana. Ale Matka Gwiazd wiedziała, że osiągnie cel.
Zrozumiała to, gdy tylko spojrzała w szare jak tafla Wielkiej Wody oczy, w których płonęło
zupełne szaleństwo. Nieznający przeszkód, niepokonany, przerażający ogień bogów.
Stara kobieta natychmiast odwróciła wzrok. Pochyliła z pokorą głowę, nie śmiąc spojrzeć
na świętego człowieka, który podążał Ścieżką Ku Drzewu. Zaintonowała cicho dziękczynną
pieśń dla duchów, które pozwoliły jej zobaczyć wydarzenie niezwykłej wagi. Wybraniec bogów
ma przybyć do wioski. Istoty z innych wymiarów nie interesowały się upływem czasu, więc
Matka Gwiazd nie była pewna, czy obcy pojawi się w osadzie jeszcze za jej życia, ale przeczucie
podpowiadało, że może na to liczyć.
Mężczyzna z uporem przedzierał się przez zarośla. Na plecach miał dziwny, kanciasty
worek obwieszony brzękającymi przedmiotami. Niejeden prawdziwy Człowiek roześmiałby się
serdecznie na myśl, że ta pokraczna istota może być Idącym Ku Drzewu, ale Matka Gwiazd nie
wątpiła. Wciąż widziała twarde, przerażające postanowienie płonące w głębi szarych jak agaty
oczu. Moc podźwignięcia z gruzów tego, co doprowadziło się do upadku.
Rzeczywistość pękła nagle na kawałki jak upuszczony gliniany dzban. Matka Gwiazd
znów znalazła się na progu chaty. Nabrała głośno powietrza.
- Wskrzesiciel - powtórzyła szeptem słowa duchów. - Jeden z tych, którzy podniosą z
ruin dawny porządek.
Woda drgnęła zaskoczona. Czubek igły poderwał się w górę i ukłuł młodą kobietę w
palec. Pisnęła ze strachu. Gdyby duchy nie odeszły, zapach krwi z pewnością zwróciłby ich
uwagę.
Matka Gwiazd prychnęła z pogardą.
- Uważaj, jak szyjesz - rzuciła. - Poplamisz pięknie wyprawioną skórę.
Synowa w milczeniu pochyliła się nad robotą.
Stara kobieta sięgnęła po wiadro, po czym kołysząc się na boki, podreptała ku studni. W
drodze natknęła się na Cięgła, swego młodszego syna.
- Ktoś idzie Ścieżką Ku Drzewu - powiedziała. Twarz mężczyzny ściągnęła się w
wyrazie niepokoju.
- Czy coś nam zagraża? - spytał.
4
Matka Gwiazd uśmiechnęła się krzywo.
- Duchy obdarzyły mnie dodatkową parą oczu - mruknęła - oraz głupim i tchórzliwym
synem. Cóż, nie można mieć wszystkiego.
Wyminęła Cięgła, który został na ścieżce z rozdziawionymi ze zdumienia ustami.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin