Rozdział 6(2).pdf

(205 KB) Pobierz
288067678 UNPDF
Rozdział 6 „Our Secret”
EPov
Music1
LifeHouse - Breathing
Trzymałem Bellę w ramionach, a moje rodzeństwo sięnam przyglądało. Wszyscy byli
przygnębieni, a zwłaszcza Emmett, który wybrał ten przeklęty film.
Przepraszam Ed! Ja nie wiedziałem… przepraszał w myślach. Kiwnąłem nieznacznie głową w jego
stronę.
Edward… Bella, ona…mój Boże. Ja tego nie wytrzymam… tyle bólu! Narzekał Jazz, z miną palonego na
stosie. On, jako jedyny, dokładnie wiedział co ona czuje. Nam tylko pozostawały domysły i
wyobrażenia.
- Nie przyjdę na noc – zarządziłem, głaszcząc Bellę po włosach - zostanę z Bellą.
Jazz zerwał się, natychmiast, na nogi, a zaraz po nim reszta mojego rodzeństwa.
- Trzymaj się Bella – pożegnała się Rose
- Wszystko będzie dobrze – Jazz próbował pocieszyć brunetkę, lecz z marnym skutkiem. Po chwili
byliśmy sami w wielkim domu. Jej domu. I tak wiele moglibyśmy zrobić…
Skup się, Cullen! Od kiedy masz zboczone myśli?
Od kiedy ją poznałeś debilu!
Świetnie! Jeszcze gadasz sam do siebie w myślach!
Emmett pewnie już śmiałby się ze mnie, gdybym mu o tym opowiedział. Alice w mojej
obronie na pewno powiedziałaby, że to normalne u zakochanych. Jazz pewnie by jej przytaknął. A ja
stwierdziłbym, że to za wcześnie, aby cokolwiek stwierdzić .
Nie umiem sobie wyobrazić życia, a raczej egzystencji, bez mojego przyrodniego rodzeństwa,
Carlisle’a i Esme. Byłoby mi tak… inaczej. Tak samotnie, bez żadnego oparcia. A Bella? Strata ojca,
potem matki. Do tego odrzucenie. I to wszystko przeżyła ta krucha, delikatna, a zarazem piękna i
silna 1 dziewczyna leżąca teraz w moich ramionach.
Tak jakby Bóg przeciwstawił się jej szczęściu i szczęściu jej bliskich. Tak jakby była by ona nie
potrzebnym pionkiem w grze niebios. Jakby była tylko powietrzem, które nie jest widoczne dla nas,
ale potrafi uzależniać.
I ja właśnie się uzależniłem.
Oddech Belli, z każdą następną minutą, się wyrównywał. Z jej czekoladowych oczu wypływały
obfite łzy, z jej pełnych ust wydobywały się spazmatyczne szlochy i niewyraźne słowa. Próbowałem ją
uspokoić, głaskając, szeptając pocieszające słowa, a jej ciało siępowoli rozluźniało. Wtuliła się w mnie
bardziej zanosząc się jeszcze większym szlochem.
Nie mogę na to patrzeć!
1 Chodzilo mi o silnaw sensie psychicznym –po stracie rodziców
288067678.001.png
- Cii, Bello – uspokajałem ją – Jestem tu. Nie jesteś sama, masz mnie i Alice i Rosalie, Emmetta,
Jaspera – jej szlochy powoli ustępowały – Są jeszcze moi rodzice,na pewno Cię pokochają… Masz w
nas oparcie Bello. Będziemy tu cały czas, nie zważając na to co się stanie. Będziemy tu.Śpij Bello. Mój
Aniele.
Jej szlochy ustąpiły, a oddech stał się głęboki i miarowy.
Zasnęła…
Przyglądałem się jej chwilę i znów zachwyciła mnie swoim pięknem, mimo swojego stanu.
Jej kasztanowe włosy układały się falami wzdłuż twarzy, spływając po ramionach, po to aby sięgnąć
do połowy jej pleców. Twarz w kształcie serca, z lekko zadartym, zgrabnym noskiem była zaróżowiona
od znienawidzonych przeze mnie łez smutku i żalu.Jej oczy były zamknięte, lecz ja i tak zauważyłem
w nich subtelne piękno. Długie rzęsy okalały jej powieki, które nie były niczym wymalowane. Bowiem
Bella stawiała na naturalność. To mogło się już zauważyćprzy pierwszym kontakcie z nią.
Naturalność, subtelność ipiękno…
Zanieś ją do łóżka, a nie się na nią napalasz jak jakiś zboczeniec!
Chwyciłem Bellę w zgięciu kolan oraz otoczyłem ją drugim ramieniem powyżej talii i ostrożnie
uniosłem 2 . Wstałem z kanapy i powolnym krokiem udałem się do jej sypialni. Otworzyłem cicho jej
drzwi i podszedłem do wielkiego łóżka. Położyłem ją delikatnie na łóżku, a Bellaod razu zwinęła się w
kłębek, prawie dotykając brodą o kolana. Wyciągnąłem ostrożnie spod niej kołdrę i przykryłem nią
Mojego Anioła.
Mojego Anioła?
Odsunąłem się od jej łóżka i kierowałem ku drzwiom, kiedy usłyszałem jej słaby głos:
- Edward? – zapytała nie pewnie, ledwo słyszalnym szeptem. Odwróciłem się natychmiast – Zostań
ze mną, proszę.
Usiadłem na jej łóżku i wyłapałem jej wzrok. Wyrażał on głęboki smutek i tęsknotę. Położyłem się
koło niej, leżąc z nią twarzą w twarz. Wyciągnąłem powoli rękę i pogłaskałem ją pieszczotliwie w
policzek. Bella zmrużyła oczy z przyjemności i wtuliła się nieznacznie w moją dłoń. Dopiero teraz
czyny dogoniły myśli.
Czy ja właśnie…? A ona…Że my…?
Wycofałem moją dłoń i po prostu się jej przyglądałem, jak zasypia. Poczułem się jakby pusty
bez jej dotyku, a moje dłonie aż świerzbiły by zrobić to jeszcze raz. Aby poczućto ciepło bijące od jej
skóry. Położyłem się na plecach i zacząłem myśleć.
Czy to w ogóle ma sens?
Ja - ponad stuletni wampir, który nigdy nie zaznał głębszego uczucia niż miłość braterska, i
ona- piękna, zabawna, błyskotliwa, z ciekawą osobowością i silnym charakterem… czy to w ogóle
możliwe? A jeśli ona nie tak nie myśli o mnie jak o mężczyźnie, tylko jak o przyjacielu, któremu może
wszystko powiedzieć? Czy ona mogłaby pokochać takiego potwora, jakim jestem? A co będzie jak się
dowie o moim prawdziwym obliczu, drapieżnika - mordercy?
2 Chodzilo mi o podnoszeniu w stylu ‘panna mloda przez próg mieszkania’ czy cos takiego :D
Ucieknie od Ciebie…
Te słowa cały czas odbijały się w mojej świadomości, powodując zamęt w głowie. A może jest
szansa, na to że będziemy razem szczęśliwi? Poczułem ciepło na swojej klatce piersiowej i od razu
spojrzałem w tamtą stronę. Ręka Belli położona była na mojej piersi, a drugą znajdowała się na moim
brzuchu. Głowa brunetki powoli kładła się na mojej klatce piersiowej. Na chwilę zamarłem w
bezruchu.
Przytuliła się do mnie…
Spojrzałem na jej twarz, na której zauważyłem słodki uśmiech. Jednak spała. Ten gest
utwierdziłmnie w przekonaniu, że być możewszystko będzie dobrze. Że może będziemy szczęśliwi
będąc razem. Bella wzmocniła swój uściskuświadamiając mnie, że nie jestem jej do końca obojętny.
Jej twarz wyrażała teraz błogi spokój. Uśmiech sam wstąpił na usta, patrząc na nią. Nawet nie wiem w
której chwili sięgnąłem do jej włosów i zacząłem je delikatnie przeczesywać.
Tak mijały mi minuty, które przeistaczałysię w godziny, gdy nagle oczy Belli zaczęłyronić łzy.
Spojrzałem na jej niewinną twarz i zorientowałem się, iż jeszcze śpi.
Ma koszmar…
Bella wzmocniła uścisk, dając mi dozrozumienia, że coś się dzieje i to nie koniecznie coś
dobrego. Z jej gardła wydobył się rozpaczliwy szloch.Wypuściła mnie z uścisku, aby przekręcić się na
drugi bok i zanieść się jeszcze większym szlochem.Zaczęła spazmatycznie oddychać,wiercić się na
boki.
- Nie zostawiaj mnie – szeptała zachrypniętym głosem – Proszę…
- Bella, Bella – próbowałem ją wybudzić ze snu – Bell obudź się…
Jednak na marne. Wyglądało to jak Deja vu, które wydarzyło się już wczoraj, tylko że ja tym
razem jestem obok niej. Bella wyrywała się i szlochała zarazem. Nie wiem… minęły może sekundy, ale
sam fakt że ona cierpi, a ja nie mogę jej w żaden sposób pomóc, był dobijający. Cały czas próbowałem
ją obudzić, szeptając i głaszcząc jednocześnie, jednak i tak nic to nie dało.
Nie mogę na to patrzeć…
Nagle obudziła z krzykiem, siadając na łóżku. Tak jak wczoraj.Bez zastanowienia, przytuliłem
ją. Nie wiem jak ona to zrobiła, ale wyrwała się z mojego uścisku i usiadła na drugim końcu łóżka.
Bella podkurczyła nogi do góry i objęła je rękoma. Przód. Tył.Przód. Tył.Przód. Tył.
Nie patrz tak na nią, kretynie, tylkojej pomóż!
- Obiecasz mi coś? – zapytała podnosząc głowę, zanim cokolwiek zdołałem zrobić.Przytaknąłem
ruchem głowy – Nie wyśmiejesz mnie?
- Bello, ja nawet nie… - zaprzeczyłem, jednak przerwała mi surowym głosem
- Edwardzie, obiecaj!
- Obiecuję – wyszeptałem cicho.
Bella wzięła głęboki wdech, próbując cokolwiek powiedzieć. Widać było, że to dla niej trudne,
więc nie naciskałem.Odwróciła powoli głowę w moją stronę i wypuściła powietrze ze świstem.
Przyjrzałem się jej twarzy i zauważyłem, że jej oczy nie miały już tego samego blasku co parę godzin
temu. Teraz wydawały się one takie puste i matowe.Były podpuchnięte, a policzki zaróżowione od
łez.
- Proszę tylko mi nie przerywaj Edwardzie – prosiła już swoim, normalnym głosem – to dla mnie
trudne i…
- Wiem, Bell – przybliżyłem się do niej i pocieszająco pogłaskałem jej dłoń, a ona spojrzała na mnie
znacząco. Dopiero teraz zauważyłem swój błąd – Przepraszam.
Bella wstała z łóżka i usiadła na ziemi. Bez chwili zastanowienia dołączyłem do niej i również
oparłem się o łóżko plecami.Bell patrzyła beznamiętnym wzrokiem przed siebie. Również spojrzałem
w tamtą stronę.
Przed nami rozciągał się widok na mój dom. Jego śnieżno-białe ściany widocznie wyróżniały
się od szarością panującą na dworze. Mgła przysłaniała widok na mój balkon, lecz widać było jasną
poświatę oznaczającą, że ktoś przebywa w moim pokoju. Rzęsisty deszczsączył się z nieba, spadając
na płyty balkonu, tworzącprzy tym pewnego rodzaju symfonię. Niebo płakało wraz z Bellą, mogło by
sięwydawać. Lecz dlaczego teraz? Teraz mogłaby być szczęśliwa, z kochającymi ją rodzicami i
prawdziwymi przyjaciółmi. Ale Bóg tak nie chciał. Jego wolą było zabranie jej rodziców z tego świata.
Jego wolą również było, aby Bella siedziała teraz ze mną i płakała z bezradności, tęsknoty i smutku.
Moje myśli przerwało delikatne chrząknięcie ze strony Belli.
- Mój tata fascynował się mitami, legendami i innymi starymi opowieściami o różnych istotach –
zaczęła z smutkiem – Kiedy byłammała wiele mi opowiadał o nich. Zawsze wtedy siadałam mu na
kolanach na fotelu, przy kominku i czekałam jak zacznie opowiadać. Mając cztery czy pięć lat nie
widziałam w tym nic interesującego, lecz z czasem to się zmieniało. Mówił ztaką ekscytacją. Pojawiał
się wtedy taki charakterystyczny błysk w jego oczach – Bella roniła już pierwsze łzyuśmiechając się na
radosne wspomnienia, a ja wziąłem jej dłoń w swoją i zataczałem na niej małe kółka, mając nadzieję
że ją to wspomoże – Takie wesołe ogniki, dobra energia, którą chciał na mi przekazać.Opowiadał mi
o elfach, czarownicach, dobrych wróżkach. Ale najwięcej czasu poświęcał na opowieści o dwóch
istotnych, dla mnie, stworzeniach. Były to wilkołaki i wampiry – zastygłem w bezruchu, napinając
mięśnie.
A co jeśli ona wie…?
- Głownie mówił mi właśnie o nich – kontynuowała, ścierając łzy wierzchem wolnej ręki – O
wilkołakach mówił cały czas w takich negatywnych aspektach. Tak jakby byli jego wrogami. Tak i jak
ich wtedy postrzegałam. Śmierdzące, włochate kundle – ostatnie zdanie wysyczała z pogardą, a kącik
moim ust drgnął w uśmieszku – Nadal tak uważam. Za to o wampirach mówił tak jakby… był jednym z
nich. Zawsze opowiadał to z takimi szczegółami…
Bella odetchnęła na chwilę, nadal patrząc na widok rozciągający się za oknem. Na jej twarzy
nadal widniał smutek i tęsknota.
- Niesamowicie szybcy i silni – wymieniała wampirze cechy z podziwem, a zarazem rozmarzeniem i
zazdrością – śnieżnobiała skóra, porażające piękno, zmieniający się kolor oczu, dary. I gdy na Was
patrzę… - westchnęła, a moje mięśnie ponownie napięły się boleśnie – zastanawiam się czy… no
wiesz… nimi nie jesteście? Wszystko by się zgadzało… - przy ostatnich słowach już szeptała.
Bella niepewnie podniosła wzrok z okna na mnie. W jej oczach widniał strach. Stało się to,
czego nie chciałem…
Boi się mnie…
Wstałem z ziemi i poczułem ucisk w okolicach serca. Spojrzałem na Bellę, która swój wzrok
miała skierowana wprost na swoje dłonie. Moje oczy nie przyjemne szczypały, robiąc się coraz
bardziej suche. Powolnym krokiem skierowałem się w stronę drzwi. Ta chwila wydawała się wiekami
w mojej egzystencji. Chciałem jak najszybciej wyjść i połamać wszystkie drzewa w promieniu stu mil,
w akcie bezradności i bólu…
- Edward… - wyszeptała brunetka, gdy już dotknąłem klamki – Nie idź proszę…
Spojrzałem na właścicielkę tego dźwięcznego głosu. W jej oczach widniała słona ciecz, która
groziła wypłynięciem. W jej oczach widać było strach i nieme błaganie. Jedno zaprzeczało drugiemu.
Bała się mnie, a jednocześnie chciała bym został. Toczyłem wewnętrzną walkę, może i widoczną w
moich oczach. Jeszcze raz spojrzałem na będącą w mojej dłoni klamkę, a następnie ponownie na
Bellę.Stałem na cienkiej linii świadomości, wybierając między bezpieczeństwem Belli a moim,
możliwe że naszym, szczęściem.
-Bell – szepnąłem nie panując nadmoim, łamiącym się już, głosem – Przecież ty się mnie boisz…
- Wcale nie – zaprzeczyła szybko. Wyczułem w powietrzu coraz to bardziej słony zapach, co
oznaczało, że płakała. Znowu…
- Nie boje się Ciebie – zaprzeczyła ponownie, mocniejszym głosem – Boję się, że pójdziesz i już nie
wrócisz… boję się, że Was stracę.
Moje serce, jakby drgnęło na jej słowa, lecz zaraz po tym coś sobie uświadomiłem.
Powiedziała „Was”, a nie „Cię”…
Puściłem klamkę drzwi i podszedłem do Belli. Cały czas patrzył na mnie tymi sarnimi oczyma,
pełnymi łez. Chwyciłem jej twarz w dłonie i otarłem je kciukami, kiwając głową w zrezygnowanym
geście.
- Zawsze tyle płaczesz? – zapytałem z ironią, aby rozluźnić atmosferę, na co odpowiedziała mi
perlistym śmiechem.
Po chwili rozmawialiśmy już o naszych ulubionych rzeczach, jak najnormalniejsi w świecie
przyjaciele. Tak jakby nie wiedziała prawdy o mojej naturze. Nie wiem ile nam to zajęło, straciłem
rachubę czasu. Przy Belli wszystko jest możliwe.Dowiedziałem się, że jej ulubionym kolorem jest
brązowy, ulubioną książką tak samo jak moją są „Wichrowe Wzgórza”, a ulubionym daniem jest
ravioli z grzybami.Bella dowiedziała się też czegoś o mnie na przykład jakiej muzyki słucham, czy
jakiego tańca nigdy nie tańczyłem i nie chce zatańczyć w najbliższym czasie. Zadałem też jej wiele
innych pytań, na które uzyskałem zaskakujące odpowiedzi. Na przykład wiecie, że Bell nie umie
pływać?
Cel numer jeden: w najbliższym czasie nauczyć Bellę pływać
Nagle zapadła między nami cisza. I nie była ona niezręczna, tylko taka która pomagała nam
poznawać siebie. Cisza, pomagająca uporządkować sobie wszystko to co dziś się wydarzyło.
Głowa Bellijuż od dłuższego czasu spoczywała na moich kolanach, a siedziałem podparty o
krawędź łóżka, siedząc na podłodze. Bell podniosła głowę z moich kolan i usiadła naprzeciw mnie.
Dziewczyna przechyliła głowę na bok przyglądając mi się badawczo. Po chwili siedziała już prosto,
patrząc wprost na mnie i uśmiechając się delikatnie.
- Więc jesteś… - zaczęła, lecz brutalnie przerwałem jej
- Tak jestem… wampirem. I nie jestem z tego dumny – westchnąłem, a ona popatrzyła na mnie jak na
idiotę.
- Dlaczego? – spytała z tym samym wzrokiem – Przecież to musi być niesamowite!
- Nie wierz wszystkiemu co słyszysz, Bella. Możemy dzisiaj o tym nie rozmawiać? Proszę Bell… - tu
zrobiłem słodkie oczka, na co dostałem słodki chichot mojego Anioła – Nie wiem do końca, czy…
- Ok, rozumiem –wyprzedziła mnie z wyrozumiałym wyrazem twarzy – Nie jesteś jeszcze gotowy.
- Tak… - mruknąłem, drapiąc się w tył głowy. Bella znowu się zaśmiała – No co?
- Nic… jesteś taki słodki kiedy się zawstydzasz – zaśmiała się ponownie, tym razem odrobinę głośniej.
- Wcale nie! – zaprzeczałem z zapałem.
- A właśnie, że tak! – przekomarzała się ze mną.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin