Myśląca Tiara - andrea13.doc

(70 KB) Pobierz

 

Myśląca Tiara



Więc bez lęku, do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest Myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!*

W Wielkiej Sali rozległy się brawa, a Tiara Przydziału skłoniła się wszystkim czterem stołom i znieruchomiała, czekając na pierwszego ucznia do Przydziału. McGonagall zerknęła na pergamin, który trzymała w dłoni, i zawołała:
– Hannah Abbott!
Pulchna blondynka z włosami spiętymi w warkoczyki, przypominająca z wyglądu nieco chochlika, podeszła do podwyższenia. Była podekscytowana – wciągnęła Tiarę na głowę jednym ruchem. Kiedy cała Wielka Sala zastygła w oczekiwaniu na werdykt, dziewczynka usłyszała w uchu cichy głosik: „Ach, pierwsza uczennica w tym roku! Gdzie by cię tu przydzielić? Hm… proszę, co za lojalność! Miło to widzieć. Twoim nowym domem będzie…
– HUFFLEPUFF!
Tiara wykrzyczała ostatnie słowo, a siedzący przy stole po prawej stronie zaczęli głośno klaskać. Kiedy Hannah zdejmowała ją z głowy, śmiała się radośnie. Potruchtała szybko do swoich nowych kolegów i koleżanek.
Co roku Przydział nowych uczniów do ich domów odbywał się dokładnie w ten sam sposób. Nikt nigdy nie mówił o tym cichym głosiku, który odzywał się do niektórych uczniów, kiedy nakładali Tiarę. Dla tych, którzy mieli wątpliwości co do ich nowych domów, jej komentarze były sporym pocieszeniem.
Nikt także nigdy nie słyszał innych głosów – czterech głosów – które kłóciły się wewnątrz Tiary zawzięcie, zanim ogłosiła Przydział…

– O! Nowi uczniowie! Czekałam na to tak długo! Coś mi się wydaje, że ostatnio jest ich mniej, niż zazwyczaj.
– To się zmienia z roku na rok, Roweno. Na pewno będą wspaniali.
– Ty jesteś po prostu zadowolona, że pierwsza uczennica wylądowała w twoim domu, Helgo.
– A to nie jest dobry powód do zadowolenia? – odezwała się Helga. Jej głos był wesoły i przywodził na myśl psotne dzieci i ich matki, które tak naprawdę nigdy nie dorosły. Różnił się zdecydowanie od głosu Roweny – chłodnego, nieco wyniosłego.
Trzeci, męski głos, dołączył się do dyskusji. Donośny i pewny siebie.
– Oczywiście, że to dobry powód, Helgo. A teraz skupmy się na następnej uczennicy, co?
– Tak, Godryku. – Obie kobiety zachichotały, zupełnie jak dziewczynki z pierwszej klasy podstawówki, a tymczasem McGonagall nałożyła Tiarę na głowę kolejnej osoby.
– Susan Bones!
Do dyskusji włączył się czwarty głos, niski, nieco syczący.
– Ambitna, ale sssprytu jej brakuje – stwierdził lekceważąco.
– Nie ma to jak optymizm, Salazarze – skarciła go Rowena, po czym przyjrzała się nowej uczennicy. – Hm, inteligencji jej Merlin nie pożałował, ale wcale nie ma ochoty, by z niej korzystać.
– Och! Ma w domu borsuka! – zachwyciła się Helga. – Jest idealna!
– Czy tylko o to ci chodzi? – zdziwiła się druga założycielka.
– Oczywiście, że nie. Zobacz – jest pilna i pracowita. Będzie ozdobą mojego domu. A poza tym ma borsuka! Pasuje doskonale. Godryku?
W głosie mężczyzny wyraźnie było słychać rozbawienie.
– Nie jest szczególnie odważna ani śmiała. Bierz ją.
– HUFFLEPUFF! – ogłosiła Tiara.

– Ten mi się podoba – rozpłynęła się Rowena nad umysłem Terry’ego Boota. – Co za inteligencja! I jaki bystry! Jego marzeniem jest tworzenie nowych zaklęć!
– No i Rowena się nam zakochała – roześmiał się Godryk.
– Chwileczkę – wtrącił się Salazar. – Ta ambicja, chęć tworzenia nowych zaklęć, jest naprawdę wyjątkowa…
– Nie… proszę… on jest taki… ani mi się waż, Salazarze!
Salazar roześmiał się.
– Żartowałem, Roweno. Jest twój.
– Ty…
– RAVENCLAW! – ogłosiła Tiara.

– Dlaczego tak się z tym spieszycie? – jęknęła Helga. – Jeden za drugim, drugi za trzecim… Powinniście się tym cieszyć, a nie pędzić jak jakieś żabojadzkie te-że-we.
– Pamiętasz, jak bardzo podekscytowani są nowi uczniowie? Chcą jak najszybciej dowiedzieć się, do którego domu przydzieli ich Tiara – zapewnił ją Godryk. – I tak o nas pamiętają. A tak przy okazji, ona jest moja. Niczego się nie boi!
– Mugolka – westchnął Salazar, patrząc na Mandy Brocklehurst. – Bierz ją sobie.
– Naprawdę, Salazarze, musisz popracować nad tymi uprzedzeniami – ofuknęła go Helga. – Uczniowie z mugolskich rodzin bywają równie potężni, jak ci z rodzin czarodziejskich.
– To są moje uprzedzenia. Dobrze mi z nimi od tysiąca lat, nie narzekam – warknął. – A poza tym, pięćdziesiąt lat temu przyjąłem ucznia półkrwi i sama wiesz, co z tego wynikło!
– Dobra, dobra, rozumiem, że mogę ją sobie wziąć? – przerwał im Godryk. – Pasuje idealnie.
– Nie tak szybko! Nie spieszmy się tak – oburzyła się Rowena. – Musimy się zastanowić i upewnić, że zostaną przydzieleni do odpowiednich domów. Przecież to w znaczący sposób wpływa na ich przyszły rozwój.
– I ty też ją chcesz – dokończył za Rowenę Salazar.
– Po prostu mówię, że powinniśmy się zastanowić!
– I ty też ją chcesz – powtórzyli jednogłośnie Salazar i Helga.
– No… wydaje mi się, że będzie się czuła lepiej u mnie niż u Godryka. To znaczy… naprawdę, Godryku, życie nie polega na pakowaniu się na ślepo w kłopoty. Trzeba chwilę się zastanowić i od razu wszystko wygląda lepiej.
– I to właśnie dlatego zabarykadowałaś się w bibliotece na calutki rok, aby wymyślić, jak sobie poradzić z tamtym nieznośnym czarodziejem z miasteczka obok?
– Znalazłam rozwiązanie, prawda?
– Ale PO TYM jak go unieszkodliwiłem!
– Zepchnąłeś go przypadkiem z klifu!
– Podziałało, nieprawdaż?
Helga westchnęła.
– Czy oni naprawdę za każdym razem, kiedy chcą tego samego ucznia, muszą się kłócić dokładnie o to samo…
– A wydawałoby się, że przez ten tysiąc lat powinni już dać sobie z tym spokój – zgodził się Salazar. – Ale i tak robi się wesoło, kiedy Godryk podłapuje nowe słówka od uczniów – dodał, kiedy Godryk nazwał Rowenę „nadętą prukwą”.
Helga zachichotała i odchrząknęła.
– Hm. Nie sądzicie, że Mandy chyba zaczyna się zastanawiać, czy w ogóle kiedykolwiek dostanie Przydział?
Godryk i Rowena nie zwrócili na nią uwagi i dalej na siebie wrzeszczeli.
– Co za uparciuchy. – Helga pokręciła głową. – CISZA! – wrzasnęła.
W końcu zamilkli.
– A teraz – ciągnęła Helga – jeśli już skończyliście, to najwyższa pora zająć się Przydziałem. Godryku, Roweno, spójrzcie lepiej, czego chce ta dziewczynka.
– RAVENCLAW! – ogłosiła chwilę później Tiara. Rowena wyglądała tak, jak kotek, który właśnie wypił śmietankę, Godryk miał obrażoną minę, a Lavender Brown biegła do przodu, gdyż nadeszła jej kolej.
Założyciele przez wiele lat wspólnie przydzielali nowych uczniów, rozważając wszystkie talenty i cechy charakteru. Ich pracę ułatwiło zaklęcie Godryka, dzięki któremu mogli zaglądać bezpośrednio do umysłów nowych uczniów. Dopracowali procedurę przydziału nieomal do perfekcji – przydzielali ich szybciej i efektywniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Przedtem Przydział ciągnął się godzinami, kiedy pracowicie przeczesywali umysły uczniów, tworząc profile psychologiczne i dzieląc ich w zależności od inteligencji, pracowitości, odwagi i ambicji na cztery domy. A teraz, odkąd zamknęli się w Tiarze, Przydział zajmował czasem tylko kilka sekund.
Ale i tak nad niektórymi trzeba było się zastanowić… a czasem i pokłócić.

– Dlaczego to ja mam się wycofać? „Droga Helgo”, „Kochana Helgo”, „Miła Helgo!” Chyba masz na myśli „Naiwna Helgo!” Nie mam zamiaru oddać kogoś, kto jest tak lojalny wobec przyjaciół tylko dlatego, że widzisz w nim odwagę!
– No już, Helgo, uspokój się – odezwał się Godryk łagodzącym tonem. – Pomyśl, co będzie dla niego najlepsze.
– Jest lojalny i pracowity! U mnie będzie się czuł wspaniale!
– Jest też dzielny i odważny! To Gryfon w każdym calu!
– Nieprawda, bo Puchon!
– Helgo, kochanie, nie chcę się solidaryzować z Godrykiem, ale ten chłopiec faktycznie jest dosyć odważny. Może…
– Och zamknij się, Roweno. Po prostu się mu podlizujesz, żeby następnym razem poszedł tobie na rękę!
– Naprawdę, Helgo, nie bądź głupia. Seamus nadaje się do Gryffindoru. Jego matka była Gryfonką. Godryk go widzi u siebie w domu. Nie utrudniaj. Pozwolił ci wziąć tego mugolskiego chłopca.
– Justin zupełnie nie pasował do Gryffindoru! Godryk wcale nie pozwolił mi go sobie wziąć!
– Helgo…
– DOBRA! Weź go sobie. A żeby tracił po dwadzieścia punktów DZIENNIE!
– Dziękuję za łaskę, moja droga.
– Gdybym miała język, to bym go wystawiła.
– GRYFFINDOR! – ogłosiła Tiara.

– Następny należy do mnie, Godryku – zapowiedziała Helga, kiedy kolejna osoba nałożyła Tiarę na głowę.
– A gdzie twoja radość, Helgo? – ofuknął ją Godryk. – Zobaczmy lepiej, co z tą uczennicą.
– Mam w nosie radość – mruknęła Helga, zaglądając do umysłu kolejnej osoby. – Hm. Pracowita, widzicie? Już ją lubię.
– Zapamiętała wszystkie swoje książki! – rozpłynęła się Rowena. To znaczy rozpłynęłaby się, gdyby miała ciało. – Spójrzcie tylko na jej pragnienie wiedzy! Jest idealna.
Salazar rozejrzał się po umyśle dziewczynki, mamrocząc pod nosem.
– Ambitna, to prawda. Za wszelką cenę chce być najlepsza! Trochę zbyt mocno trzyma się zasad, ale z tym można sobie poradzić… Aj… – przerwał, zawiedziony. – Mugolka.
– Tracisz przez to najlepszych, Salazarze.
– Nie potrzebuję twoich kazań, Godryku.
– A kto tu prawi ci kazania? Po prostu chcę, żeby trafiła do Gryffindoru. Nie mam nic przeciwko jednej osobie mniej do wykłócania się.
– No i znowu się zaczyna – mruknęła Helga. – Przysięgam, on chyba czeka, aż powiemy, że chcemy tą czy tamtą osobę, a wtedy burzy wszystkie plany.
– Nieprawda! Jest jeszcze inny powód!
– Ach, czyli istnieje „Powód”, przez duże P? – warknęła Rowena.
– No wiecie… to już tysiąc lat… chociaż tak mogę mieć trochę zabawy…
– GODRYKU! – wrzasnęły obie kobiety.
– No już, już! Przepraszam! Ale tak poza tym, Hermiona to idealna Gryfonka. Jeśli trafi do Ravenclawu, nie wystawi nosa zza książki. Nigdy w życiu! Zmarnuje przez to pozostałe talenty!
– Ach, czyli powinna iść do Gryffindoru, żeby nauczyć się wystawiania na niebezpieczeństwo na ślepo, tak?
– Ryzyko w rozsądnych ilościach jest dobre!
– A mógłbym coś zasugerować? – wtrącił się Salazar po chwili. – A może zobaczycie, gdzie ona chciałaby trafić? Nie sądzę, żeby wiedziała zbyt wiele, skoro jest mugolką, ale…
– Doskonały pomysł! – podchwyciła Rowena. – Skoro tak bardzo kocha wiedzę, z pewnością wybierze Ravenclaw.
– Zna też wartość pracy – dodała Helga. – Z pewnością spodoba się jej Hufflepuff.
– Jest też uparta – przewidział Godryk. – Są w życiu ważniejsze rzeczy, niż książki i inteligencja.
Mam nadzieję, że będę w Gryffindorze, byłoby ekstra. Chyba Ravenclaw też nie jest taki zły…
– NIE JEST TAKI ZŁY? – wrzasnęła Rowena. – Co za NIEWDZIĘCZNE DZIEWUSZYSKO!
– Przynajmniej pomyślała o twoim domu – prychnęła Helga. – Co im się tak bardzo nie podoba w ciężkiej pracy? Może nie jest widowiskowa, ale…
– GRYFFINDOR! – ogłosiła Tiara.
– A nie mówiłem? – mruknął zadowolony z siebie Godryk.

Rowena wciąż się krzywiła, kiedy do stołka z Tiarą podszedł Neville Longbottom. Od czasu do czasu pomrukiwała. Ciche „Niech mnie…”, „Mój dom na drugim miejscu…” i „Badanie i planowanie, to klucz do sukcesu!” dochodziły z rogu Tiary, ale pozostali Założyciele po prostu ją ignorowali.
– No cóż, wydaje mi się, że co do niego nie ma wątpliwości – stwierdził pewnie Godryk, zaglądając do umysłu Neville’a. – Mój ci on!
– No proszę, nie do końca pasuje do pozostałych – zadrwił Salazar, rozglądając się dookoła. – Zapomniałeś o standardowym talencie Gryfonów. Gdzie u niego ryzykanctwo i pewność siebie?
– Zazdrościsz, Salazarze. Zobacz tylko, jaką ma rodzinę. Nawet JA boję się jego babci. Ale on stawia im czoła. – W głosie Godryka słychać było dumę. – No to jesteśmy w domu.
– Nie do końca – zdziwił się Salazar. – Czy on się z nami kłóci?
Nie zasługuję na Gryffindor. Powinienem trafić do Puchonów.
– Helgo, nie możesz mnie zabić, jestem umysłem bez ciała – rzucił szybko Godryk. – To nie moja wina, naprawdę!
– Dlaczego tak jest – spytała groźnie założycielka – że wszystkim wydaje się, że do mojego domu trafiają same przygłupy? Moi pracowici i lojalni uczniowie – półkretynami? Och zamknij się, NAPRAWDĘ! Przestań się kłócić! Skoro tak uważasz, to nie zasługujesz, by trafić do mojego domu.
– Kłóci się z Tiarą Przydziału. Tiarą, którą stworzyli sami Założyciele – odezwał się Salazar, rozbawiony i zdumiony jednocześnie. – Tak, zdecydowanie ze swoim krety… odwagą, pasuje do Gryffindoru – prychnął. – Bez dwóch zdań.
– Zamknijże się!
– GRYFFINDOR! – ogłosiła Tiara.
– Możesz już zdjąć Tiarę, mój drogi – zasugerowała delikatnie Rowena. – Doprawdy… i tu widać, że z pewnością Ravenclaw byłby złym wyborem.
Helga szybko wzięła pod swoje skrzydła kolejną uczennicę. Godryk nawet nie próbował wspominać o odwadze Morag**, za dobrze znał Helgę. Mimo iż nie mieli teraz ciał, z łatwością wyobraził sobie jej upartą minę. Helga była miła i uprzejma, jednak podobnie jak borsuki, kiedy wtargnie się do ich nory, swoich uczniów broniła zawzięcie.
Na szczęście przez dłuższy czas nie natrafili na żadnego problematycznego ucznia, a zatem Helga powoli leczyła zranioną dumę. Salazar pogwizdywał cicho, chociaż te gwizdy przypominały raczej syczenie. Wciąż cieszył się z chłopca Malfoyów. Jego spryt i ambicja były aż tak widoczne, że Salazar krzyknął tylko „Mój ci on”, a Tiara wykrzyczała przydział na całą Wielką Salę, zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować.
Nie żeby tak naprawdę chcieli.
Tiara spoczywała właśnie na głowie Teodora Notta***, który niecierpliwie oczekiwał na swój przydział.
– Hm… – mruknął Godryk, rozglądając się po umyśle chłopaka. – Podoba mi się. Odważny.
– Niezły umysł, ale nie potrafi się skupić – prychnęła Rowena.
Helga rozejrzała się i mruknęła z zadowoleniem.
– Co prawda mógłby się nieco lepiej przykładać, ale w końcu jest młody. Lojalny. Poradzi sobie w moim domu.
– Ale u mnie będzie się czuł lepiej – wtrącił się Salazar. – Spójrz tylko – artysta, który pragnie być najlepszy na całym czarodziejskim świecie. Tylko w moim domu rozkwitnie.
– Tylko, że tam będzie bez słowa podążać za tłumem! Musi wyćwiczyć w sobie pazur, albo nie wyjdzie nigdy poza przeciętność!
– Twoje lwy rozedrą go na strzępy, a nie zachęcą do rozwoju talentów. Potrzebuje przewodnika i pomocy, a nie wrzucenia na głęboką wodę.
– Jest ambitny i odważny – wtrąciła pojednawczo Helga. Potrafiła się tak zachowywać, jeśli nie była obrażona. – Tylko zastanawiam się, co pomoże mu bardziej, Godryku? Ja bym pozwoliła Salazarowi go wziąć.
– Dwóch na jednego… a bierz go sobie.

Godryk i Rowena kłócili się zawzięcie nad bliźniaczkami, co skończyło się podziałem sióstr między oba domy. Helga walczyła jak lwica z Godrykiem o Sally-Anne Perks. Dopiero interwencja Salazara i Roweny spowodowała, że dziewczynka trafiła do Hufflepuffu. Gdy Tiara opadła na głowę następnej osoby, to gdyby wciąż mieli ciała, Salazar opadłby na fotel i rozpłynął się ze szczęścia.
– Wężousty! Nie spotkałem żadnego od pięćdziesięciu lat! A już myślałem, że to będzie po prostu kolejny nudny Przydział… –Salazar z pewnością wywijałby hołubce, gdyby tylko był w stanie. Jako że brak ciała skutecznie to uniemożliwiał, ograniczył się do radosnego rechotania. – No, no… już go lubię. Pamiętam jego ojca, Jamesa Pottera. To dopiero był diabeł wcielony. Co za ozdoba dla Slytherinu!
– No wiesz – Rowena zastanowiła się przez chwilę. – Jest inteligentny. Hm, poradziłby sobie…
– Roweno!
– No już, Salazarze, żartowałam tylko. Zdecydowanie lepiej będzie mu w Slytherinie niż w Ravenclawie.
Helga roześmiała się wesoło.
– Owszem, jest lojalny, ale nie mogę się nie zgodzić. Polubi się z twoimi wężami.
– Wspaniale – Salazar zatarł swoje nieistniejące ręce.
– Chwileczkę, Salazarze – przerwał Godryk.
– No daj spokój, Godryku. Rowena już próbowała.
– Mówię serio.
Salazar zająknął się parę razy, zanim mógł sformułować logiczne zdanie.
– Godryku! Chyba nie masz zamiaru zaprotestować! To Wężousty, na Merlina! A niby do czego ci posłuży w Gryffindorze?
– Do tego samego, co każdy odważny i dzielny. Chłopak jest w stanie stawić czoła wszystkiemu. Zobacz, przez co już przeszedł! Pogódź się z tym, jest mój.
– Nie ma mowy, to niemożliwe. Zawsze podkradasz mi najlepszych uczniów, nie zgadzam się!
– Nie zgadzasz się? Posłuchaj, Salazarze, musisz…
Nagle usłyszeli głos Harry’ego, powtarzającego cicho:
Tylko nie do Slytherinu, nie do Slytherinu.
Godryk ze wszystkich sił próbował się powstrzymać, ale mu się nie udało i prychnął głośnym śmiechem.
– Coś mi się wydaje, że sprawa rozwiązana, staruszku.
– GRYFFINDOR! – ogłosiła Tiara.
– Ale… on jest Wężousty! – jęczał Salazar. – Czekaj, wracaj! To nie może być prawda!

Tymczasem następna uczennica już zakładała Tiarę na głowę, a pozostali Założyciele podśmiewywali się z Salazara po cichu.
– Może coś o niej powiesz? – odezwał się Godryk.
– Zamknij się!
– Oj, daj spokój, Salazarze. Za bardzo bierzesz to do sie…
– „Tylko nie do Slytherinu, nie do Slytherinu” – zacytował Salazar piskliwym głosem. – Czym sobie na to zasłużyłem?
– Mam ci to podać w kolejności alfabetycznej czy chronologicznej?
– No już, Godryku, spokój – zarządziła Rowena. – Obraził się!
– Zapomnij o tym, żebym kiedykolwiek cię poparł – warknął Salazar. – Ja się nie obraziłem!
– Wspaniale, czyli nie muszę być miły?
– Wyłazimy z tej Tiary, Godryku. W pięć minut sprawię, że pożałujesz…
– DZIECI! – warknęła Helga. – Tu są dzieci!
– I tak nas nie słyszą! – krzyknęli jednym głosem Salazar i Godryk.
Zapadła cisza. Po chwili cała czwórka zaczęła się turlać ze śmiechu. Lisa Turpin jeszcze długo nie poznała swojego nowego domu. I to wcale nie dlatego, że Założyciele nie mogli się zdecydować.
– Dużo nam jeszcze zostało? – spytał Salazar z irytacją krótko później.
Rowena prychnęła.
– Wykaż się cierpliwością, Salazarze. To tak naprawdę niewielka grupka. Pamiętasz, jak w XVIII wieku mieliśmy wyż demograficzny? Przydział ciągnął się godzinami!
– Biorąc pod uwagę, że Godryk zgarnia tych najlepszych, chciałbym, aby skończyło się to jak najszybciej, żebym mógł spokojnie ignorować, jak chełpi się nowymi uczniami.
– Chełpi? – zaprotestował Godryk obrażonym tonem. – Ja się nie chełpię, Salazarze. Po prostu ostatnimi czasy mój dom miał nieco więcej szczęścia. Chełpię się… doprawdy. Chyba powinienem był dołączyć do zaklęcia Tiary jeszcze słownik języka angielskiego!
– Patrzcie! – krzyknęła Helga, próbując zwrócić uwagę pozostałych, zanim rozboli ją głowa. Hm, bezcielesna głowa. – Kolejny Weasley!
Rozległy się śmiechy i jęk: „To ilu ich jest?”. Helga miała wrażenie, że ten jęk wydała Rowena.
– Niech zgadnę – zadrwił Salazar. – Gryffindor.
– Miło mi, że się zgadzasz, przyjacielu. Skoro to jest jasne…
– Chwileczkę! – przerwał Salazar. – Nie oddam ci kolejnego Weasleya, ty… ty… prukwo! – Salazar z satysfakcją wykrzyczał to słowo. – Zawsze bierzesz wszystkich Weasleyów. Nawet nie pozwalasz mi wyrazić zdania. Bliźniacy wspaniale poradziliby sobie u mnie w domu. Przebiegli, sprytni i ambitni. Planowali sklep z dowcipami w wieku jedenastu lat!
– Owszem, ale byli też bardzo odważni. Nie możesz mieć wszystkich dowcipnisiów, Salazarze. Szlachetność i poczucie humoru naprawdę się nie wykluczają, możesz sobie mówić, co chcesz!
– Wziąłeś sobie bliźniaków, wziąłeś tego chłopca, który chciał zostać Ministrem Magii. Oddałem ci też poskramiacza smoków – trzeba być Gryfonem, żeby porwać się na taki zawód. Ale nie możesz mieć ich wszystkich! Ambicja tego tutaj przewyższa ich wszystkich razem wziętych.
– Salazarze, w tej chwili jego jedyną ambicją jest posiadanie nowych szat.
– Ale spójrz szerzej, ty palancie! Chce być lepszy od wszystkich swoich braci. Jeśli to nie jest ambicja, to ja nie wiem, co to jest.
– Choć raz w życiu zdjąłbyś okulary z napisem „ambicja” i zobaczył, że on śmierdzi odwagą na odległość.
– Śmierdzi, doskonale powiedziane…
– USPOKÓJCIE SIĘ! – warknęła Rowena. – Na Merlina! Pomyślałby kto, że sami jesteście dziećmi, a nie dorosłymi czarodziejami, którzy mają po tysiąc lat. Naprawdę. Rozwiążemy to spokojnie, tak, jak zwykle.
– Nie byłaś tak spokojna, kiedy walczyłaś o bliźniaczki Patil – mruknął Salazar.
– Khy, khy… Jak mówiłem…
– Wszyscy jego bracia są w Gryffindorze – odezwała się Helga, przeglądając umysł najmłodszego Weasleya, kiedy pozostali się kłócili. – Załamie się, jeśli jako pierwszy w rodzinie trafi do innego domu.
– Miejże litość, Salazarze – jęknął Godryk.
– Gdybyś zaczął wysłuchiwać myśli dzieci przez te wszystkie lata, zobaczyłbyś, że mają mnie za zło wcielone – warknął Salazar. – Ja NIE MAM litości – westchnął. Całkiem niezłe było to westchnięcie, jak na kogoś, kto nie posiada płuc. – Niech ci będzie. Ale następny Weasley jest mój.
– Jeśli wychowywali go ci sami rodzice, to możesz o tym zapomnieć – uśmiechnął się Godryk z satysfakcją.
– GRYFFINDOR! – ogłosiła Tiara.

– To chyba już ostatni – odezwała się Helga, kiedy Tiara spoczęła na głowie Blaise’a Zabiniego.
– Tak szybko?
– Salazarze, a jeszcze przed chwilą narzekałeś, że to za długo trwa – zadrwiła Rowena.
– Chyba miał nadzieję, że zjawią się kolejni bliźniacy – skrzywił się Godryk. – Może za rok…
– A on się dziwi, czemu go ignoruję.
– Ależ ja się wcale nie dziwię.
– Gdybyś miał jeszcze twarz, Godryku, to starłbym ci z niej ten uśmiech prawym prostym – warknął Salazar.
Rowena zachichotała i zajrzała do umysłu Blaise’a.
– Hm, całkiem zdolny… Hm, chyba to jeden z twoich, Salazarze. Żadnego poszanowania dla wiedzy i nauki.
– Ale za to sprytny – zgodził się Salazar.
– I lojalny wobec przyjaciół… i pracowity – dodała Helga.
– Helgo… – Głos Salazara miał w sobie nutkę błagania.
Helga roześmiała się.
– Salazarze, czasami naprawdę jesteś żałosny. No już dobrze, niech będzie. Bierz go.
– Zawsze lubiłem cię najbardziej, Helgo!
– Jak to! – zaprotestowali jednogłośnie Godryk i Rowena.
– SLYTHERIN! – ogłosiła Tiara.
– Nie oburzaj się, Godryku. Chociaż po tym numerze z Wężoustym i Weasleyem, chyba nie odezwę się do ciebie do końca roku!
– Mogę dostać to na piśmie?
Kiedy McGonagall podniosła Tiarę i razem ze stołkiem wyniosła z Wielkiej Sali, pomieszczenie wypełniał głośny śmiech. Zakończył się kolejny Przydział.


KONIEC


* Piosenka Tiary z pierwszego tomu, tłum. A. Polkowski.
** Niech żyje polkowszczyzna! W kanonie Morag MacDougal jest kobietą, Krukonką. Według Polkowskiego Morag została mężczyzną. A autorka fika wsadziła ją niesłusznie do Hufflepuffu…
*** Nott – autorka po pierwsze zrobiła z niego kobietę, a po drugie całkiem zmieniła imię. Dlaczego? Któż to wie… xD

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin