once spoken - India.doc

(67 KB) Pobierz
“Pamiętasz obietnicę, którą ci złożyłem

“Pamiętasz obietnicę, którą ci złożyłem?”

„Obietnicę? Ty składasz obietnice?”

„Tę w celi, podczas wojny.”

„Zapomniałem.”

 

***

To było do zniesienia tylko wtedy, kiedy Harry tam przebywał. Inaczej ciemność, zapach niewidocznej zgnilizny i wszechobecna wilgoć przesiąkała ubrania Dracona, sprawiając, że wszystko go swędziało. Drżał; myślał przez to o robieniu absurdalnych rzeczy, takich jak gwałtowne zrywanie się i rzucanie się na żelazne drzwi, jak wciskanie palców między szczeliny pomiędzy kamieniami i wspinanie się po ścianach. Jak wrzeszczenie niczym szaleniec.

 

Gdyby tylko jego ciało tak nie bolało, to zrobiłby wszystkie te rzeczy.

 

Drzwi się otworzyły i wrzucili Harry’ego do środka, niemalże odcinając mu stopy, gdy je zatrzaskiwali. Draco zdał sobie sprawę, że lepiej będzie, jeśli nie będzie myślał o szczegółach.

Mógłby nieświadomie zacząć wdrapywać się na ściany i nagle znaleźć się na najwyższym, zakratowanym oknie, zanim zorientowałby się, co robi. Jednakże tak szybko, jak o tym pomyślał, nie mógł nie zastanawiać się, gdzie Harry przebywał przez te dwie godziny – o ile mógł być jeszcze pewien czasu.

Jego żebra zabolały wściekle, gdy podniósł się na kolana i trzymając się ściany zaczął ostrożnie przesuwać się w stronę Harry’ego. Ciemnowłosy mężczyzna poruszał się wolno, zasłaniając twarz w jedną dłonią. Rozbita tarcza zegarka połyskiwała w nikłym świetle, rzucając małe, baśniowe promyki na ściany.

Harry opadł ponownie na ręce i kolana w chwili, w której Draco był na tyle blisko, by otoczyć go ramieniem i pomóc wstać.

 

- Możesz chodzić? – Standardowe pytanie. Harry zawsze przytakiwał, za co blondyn był mu wdzięczny. Nie wiedział, jakby zareagował, gdyby choć raz padło: „nie”. Nogi Gryfona były chwiejne, lecz kroki – równe.

Draco położył Harry’ego na kamiennym stopniu, a następnie pomógł przyjacielowi usiąść. Sam zgiął boleśnie kolana i oparł się na nim. Głowę oparł o zimną, kamienną ścianę celi.

- Kurwa. – To wszystko, co powiedział Harry.

Draco przytaknął, trochę roztargniony. To była kwestia czasu, kiedy przyjdą po niego.

- Czy oni... Draco?

- Nie. – Potrząsnął głową delikatnie z zamkniętymi oczyma. Na karku poczuł kropelki potu. – Jeszcze dzisiaj ich nie było.

Dźwięk, który wymknął się Harry’emu, zmusił blondyna do otworzenia oczu. Usiadł prosto, skrzywiwszy się, gdy zabolały go mięsnie na plecach. Harry ukrył twarz w dłoniach.

– Czemu nie mogą po prostu...

- …przychodzić po nas w tym samym czasie?

-Tak.

Draco nie odpowiedział; obaj wiedzieli dlaczego. Z jakiego innego powodu trzymaliby ich w tej samej celi? Ciągnące się w nieskończoność Cruciatusy – coś, czego Draco doświadczył w nadmiarze – były niczym w porównaniu z przebywaniem w celi razem z Harrym. W obawie o odporność psychiczną Harry`ego, Draco nigdy by się do tego nie przyznał, ale widok, jak za każdym razem po powrocie do celi współwięzień bezskutecznie próbował się poruszyć, sprawiał mu więcej cierpienia niż jakakolwiek fizyczna tortura.

 

Draco nie miał pojęcia, co robili z Harrym, kiedy go zabierali. Wiedział jedynie, czego doświadczał, kiedy to jego zabierali: agonia pochłaniająca wszystko, gdy kaszlał krwią z wyniszczonego krzykiem gardła, paraliż każdej kończyny, sekundy przerwy, kiedy zdawał sobie sprawę, że nie może się poruszać, nie może uciec, zanim to słowo zostanie wypowiedziane po raz kolejny, a jego ciało przeszyje przejmujący ból.

 

Jednakże nigdy nie przychodzili po nich w tym samym czasie. Za każdym razem, kiedy skatowane i wycieńczone plecy Harry’ego upadały na wilgotną podłogę celi, z piersi Dracona wyrywał się jęk beznadziejności. I wtedy jego własny strach znów zaczynał żyć i wzrastał, i wzrastał, dopóki...

Dłoń Harry’ego odnalazła jego dłoń. Blondyn zdrętwiał i wydał z siebie kolejny jęk.

 

- Tym razem nie pozwolę im cię oddać – wyszeptał zielonooki.

- Nie będzie tak źle – odpowiedział słabym głosem, jednakże przerwał. Ból, który odczuł na widok miny Harry’ego, odebrał mu odwagę na wypowiedzenie choćby jednego słowa. Patrzył tylko, jak jego towarzysz przekręca się i próbuje ułożyć na kamieniu, jedynie po to, aby załkać i zgiąć się z bólu.

 

Wreszcie głos Harry’ego rozległ się spomiędzy jego kolan, gdzie ułożył głowę.

 

– Opowiesz mi coś?

 

Blondyn przytaknął i przybliżył się bruneta w powolnych, pełnych bólu ruchach. Utkwił wzrok w ociekającym wodą suficie i zastanowił się chwilę.

 

– Dawno, dawno temu, na skraju lasu, żyła sobie mała dziewczynka...

 

- To było ostatnim razem.

 

Draco mrugnął.

 

– Jasne... Więc. Pod koniec piątego roku, miałem pewien projekt o...

 

Harry potrząsnął przecząco głową, a dreszcz bólu przebiegł przez jego ciało. Draconowi zaschło w ustach.

 

– Co chcesz usłyszeć?

 

- Powiedz mi coś, czego jeszcze nie słyszałem – powiedział cicho. Każde słowo oddzielał nieco ochrypły świst powietrza.

Draco delikatnie zmierzwił dłonią włosy Harry’ego, a następnie zaczął studiować wgłębienie szyi. Plamka brudu wkradła się na kołnierzyk jedynej białej, trykotowej koszulki.

Dotykał skóry tuż nieopodal jego ucha. Wciąż była wilgotna.

 

- Kiedy stąd wyjdziemy, obiecuję pieprzyć cię całą noc – powiedział blondyn z uśmiechem na twarzy.

W odpowiedzi na to Harry uniósł głowę, a jego źrenice rozszerzyły się. Gapił się na przyjaciela przez ułamek sekundy, zanim wybuchnął śmiechem.

 

– Co?

 

Draco uśmiechnął się z zmęczeniem i skinął głową.

 

Usta bruneta wygięły się w powolnym, koślawym uśmieszku.

 

– Ale my jak dotąd nawet nie uprawialiśmy prawdziwego seksu. Chcesz, aby nasz pierwszy raz trwał całą noc?

Uśmiech Draco poszerzył się.

- Jasne. Nazwij to umową.

- Oszalałeś?

- No, ale to działa, prawda?

Mrugnął, po czym wybuchnął śmiechem, gdy spojrzał w dół i ogarnął wzrokiem swoje ciało. Draco przyłączył się do niego, jednakże raczej histerycznie, i delikatnie przyciągnął go w swoją stronę, na pryczę, aż leżał na jego klatce piersiowej. Zaczął masować mu ramiona.

 

Wciąż znajdowali się w tej pozycji, kiedy w głębi korytarza rozległy się odgłosy kroków. Harry zerwał się na równe nogi i zesztywniał. Spojrzał na Dracona.

– O nie.

Draco usiłował zwalczyć chęć zwinięcia się w kłębek w kącie.

– Harry, kiedy stąd wyjdziemy, będę pieprzył cię całą noc.

- Przestań.

- Zacznę od klatki piersiowej, a następnie będę przesuwał dłonie coraz niżej i niżej.

- Draco, zamknij się, pro..

- Wyliżę każdy kawałek twojej skóry – wyszeptał. Odgłos kroków ucichł. Draco wstał.

- Nie pozwolę im cię oddać! - W oczach Harry’ego zaświtało szaleństwo. Drżał.

Draco potrząsnął głową. Poczuł, że ktoś zdejmuje zaklęcia ochronne rzucone na ich celę. Żołądek podchodził mu do gardła

- Harry, nie ruszaj się.

- Draco!

Pokręcił przecząco głową. Miał wrażenie, że serce podskoczyło mu do gardła i po raz kolejny poczuł echa bólu tortur.

Kiedy drzwi się otworzyły, czyjaś dłoń złapała go za ramię; w odpowiedzi na to, Harry szarpnął ręką w górę, lecz wystarczyła uniesiona dłoń Dracona i jedno słowo: „Nie”, by zaniechał tego, co chciał zrobić.

 

Blondyn bez oporu pozwolił, aby wyniesiono go z celi, patrząc na zaciśnięte do białości palce zielonookiego. I modlił się. Modlił się, by Harry się nie ruszył, bo była jedna, jedyna rzecz gorsza od powrotów bruneta z tortur.

Katowanie Harry’ego tuż przed oczyma Dracona.

 

Gdy drzwi zamknęły się, brunet zniknął mu z oczu, a zaklęcia ochronne znów pojawiły się na swoim miejscu. Zdawało mu się, że usłyszał dziwny dźwięk – jakby coś uderzyło o drzwi, ale nie był tego pewien.

 

***

 

Ciało Dracona było skupiskiem ognia. Usiadł sztywno na pryczy, starając się nie dotykać niczego innego. Przy każdym ruchu w jego skórę wbijało się tysiące cienkich, małych igiełek. Opuszkami palców dotknął powiek, odczuwając tym samym kolejne, cierniste wbijające się żądełko. Miał wrażenie, że wszystko przybrało odcień szarości i rzucało ciemne cienie.

Nie wiedział, czego użyli tym razem, ale jednego był pewien: Cruciatus wyszedł z ich upodobań już dawno temu. Same sesje tortur wcale nie były najgorsze – to przychodziło później, w postaci efektów tych zdawałoby się łagodnych klątw, które odczuwał przez wiele godzin.

Wspomnienia wciąż do niego wracały, przyprawiając go za każdym razem o mdłości.

Ciepło bijące od Harry’ego paliło go, pomimo dzielącego ich dystansu. Czuł każdy powiew zimnego powietrza, każdą wibrację spowodowaną kroplami wody upadającymi na kamienną podłogę. Nierówny głos Harry’ego był cichy, lecz wciąż ranił jego uszy.

 

- Draco, opowiedz mi to jeszcze raz.

 

Zmusił się, by słowa wypłynęły z jego ledwo poruszających się ust.

– Będę... pieprzył cię przez całą noc... kiedy...

- Kiedy stąd wyjdziemy.

- T-tak.

- W moim czy twoim łóżku?

- Twoim.

- W jakiej pościeli?

- Błękitnej. Z bawełny.

- Gdzie będę chciał, byś mnie dotykał?

- Ty mi to powiesz.

 

Harry przytaknął. Draco poczuł, jak własny język parzy go w podniebienie. Otworzył usta.

 

- Nie widzę za dobrze, Harry.

- Wiem. Zrobili mi to w zeszłym tygodniu. Przejdzie.

 

Wziął głęboki oddech i poczuł, jak gdyby odłamki szkła wpadły do jego gardła. Harry przysunął się do niego, a Draco wolał nie myśleć o tym, ile bólu go to kosztowało.

 

 

***

Salwa śmiechu przetoczyła się z głębi korytarza, gdy leżąc na podłodze ciałem Harry’ego wstrząsały dreszcze. Draco nie wiedział, czy dotykanie go pogłębi jego ból, czy nie. Jego kolana – matowa masa pomarańczowego bólu, jego buty - całkowicie nim przesiąknięte, a dłonie - poruszające się bezwiednie i bezwładnie wokół Harry’ego.

 

- Shhh... shh,… Harry.

 

Harry zaczął się drżeć, a po chwili zemdlał. Draco chwycił jego ramię, nim zdążył cokolwiek pomyśleć, a sekundę potem z ust Harry’ego wydobył się przejmujący wrzask. Odsunął swe dłonie jak mógł najszybciej, tracąc równowagę i upadając na podłogę. W ciele blondyna eksplodował przeraźliwy ból, lecz jego gniew był o wiele, wiele większy. Wstał i popędził ku drzwiom. Chwycił kraty, ciskał wszelkimi przekleństwami, które znał, w stronę śmiechu, który ucichł szybciej, niż jego własne słowa.

 

Opadł na podłogę, tuż obok wygiętego, drżącego ciała.

Od samego początku jasne było jedno: torturowali Dracona, a jakże, przez co nie mógł chodzić ani mówić, lecz Harry’ego traktowali o wiele gorzej. Po torturach wciąż miał ataki dreszczy, a na ciele jątrzące się rany. To wszystko sprawiało, że Draco miał ochotę krzyczeć, drzeć się, wrzeszczeć wniebogłosy.

A kiedy przychodzili po niego zanim stan Harry’ego się nie poprawił, miał chęć wydrapać sobie oczy.

 

Przybliżył swoje usta mniej więcej o cal od ucha chłopaka. Harry nie wydawał teraz żadnych dźwięków; jego oddech wciąż był ciężki, rozpaczliwy.

- Harry, słyszysz mnie?

Ledwie zauważalne kiwnięcie głową.

- Harry, nie myśl o tym. Słuchaj mojego głosu. Słuchaj mnie, obiecuję pieprzyć cię całą noc, kiedy stąd wyjdziemy. Pamiętasz? Całą noc. Wyobraź to sobie.

 

Harry zadrżał niespokojnie i złapał się jego ramion trzęsącymi się palcami. Jego skóra była blada i wilgotna. Odwrócił pusty wzrok w kierunku Dracona.

– Pamiętam. Jeśli tylko jestem przytomny.

Draco przytaknął, zbyt energicznie. Jednakże ciało Harry’ego rozluźniło się widocznie, więc nie przestawał kiwać głową.

 

* * *

Otworzyli drzwi i wrzucili Harry’ego wprost w kałużę wody na środku celi, jakby był zwiotczałym workiem kości. Mrużąc oczy, Draco próbował zobaczyć cokolwiek.

- Harry?

Brak odpowiedzi. Zsunął się z pryczy na podłogę, wraz z niemiłym odgłosem wstrząsu wśród kości. Jego umysł zamroczył się bólem, który po chwili rozszedł się po całym ciele. Starał się pokonać zawroty głowy, gdy pomału zaczął się czołgać do miejsca, w którym leżał brunet. – Harry.

 

Leżał głową skierowaną do ziemi, z ustami częściowo otwartymi i zanurzonymi w mętnej wodzie. Na czole i policzkach kłębiły się skołtunione, wyniszczone i przetłuszczone pasma włosów. Dotknął go niepewnie opuszkami palców.

Twarz Harry’ego była trupio blada, a wpół zamknięte oczy – mocno podkrążone.

- Harry.

Potrząsnął nim, starając się odciągnąć go od wody, lecz jego ramiona zaczęły drżeć. Nie miał siły na przesunięcie jego ciała. Zacisnął kurczowo powieki, głęboko oddychając; zbierał wszystkie siły, które miał w sobie.

Przez jego ciało przeszła ostra fala nudności, ale tym razem ciało Harry’ego znalazło się w jego ramionach. Oparł się o ścianę, układając chłopaka wygodnie na jego kolanach, gdy zauważył, że chłopak mrugnął.

- Harry? – wyszeptał. Mężczyzna w jego ramionach zakaszlał; z jego ust potoczyła się krew.

 

Dłonie blondyna zaczęły drżeć.

 

- Draco? – cichuteńko, pytająco. Otworzył powieki, ukazując zaczerwienione i załzawione szkliste oczy. Przytaknął, starając się skupić na ledwo dostrzegalnych pośród cieni tęczówkach. Spierzchnięte, popękane usta Harry’ego zaczęły się trząść.

- Nie próbuj mówić.

Głowa bruneta przesunęła się nieznacznie, pod wpływem drgawek. – Przepraszam…

 

- Nie. – Palce Dracona zaczęły poruszać się po twarzy bruneta, schodząc powoli w kierunku krtani. Skóra była o wiele bardziej blada niż jego własna. Sina. Przez chwilę nie mógł oddychać.

 

Harry przełknął. Jego głos przypominał odgłos tłuczonego na kamieniach szkła. – Czego… oni chcą ?

 

 

Draco walczył z łzami, walczył z łzami i drżącym podbródkiem. Przyciągnął do siebie chłopaka, obejmując mocniej jego ciało i mokre ubranie. Patrząc na bezsilność na twarzy Harry’ego, ciężar ciała, które trzymał w ramionach, był przerażający.

Starał się. Starał się nie załamać, nie popaść w nawiedzający go w snach szaleńczy krzyk.

 

- Harry… kiedy stąd wyjdziemy, ja obiecuję… obiecuję kochać się z tobą całą noc.

 

Harry spróbował wygiąć usta na kształt uśmiechu. – To coś nowego - wychrypiał.

 

I wtedy Draco pozwolił, by zawładnęły nim łzy.

 

 

 

***

 

Tutaj nie chodziło o tyle o dotrzymane obietnice czy złamane; większą stawką było nauczenie się jak żyć raz jeszcze. Nauczenie się o tym, że świat ma jeszcze w sobie ciepło, a nie tylko zimno przenikające do wnętrza kości, w tej celi… Nauczenie się jak mówić przez jątrzące się, zdarte i pełne ziarenek piasku gardło.

Najtrudniejszym do nauczenia się było to, że nie wszystkie wizje kończą się zbudzeniem na wilgotnych, omszałych kamieniach, z skołtunionymi włosami, z których brud skapuje wprost na skórę, z czyimiś krzykami dobiegającymi zza zimnego, mocnego granitu. Z trzęsącym się ciałem w czyichś ramionach.

 

Draco doświadczył tego raz, tylko raz, kiedy sen się skończył, a on – niespodziewanie – był sam bez przecinka i nie wiedział, gdzie się znajduje.

 

Światło raziło go w oczy, sprawiając, że nie mógł niczego dostrzec. Nawet coś tak prostego, jak oddychanie, wywoływało w jego ciele skrajną reakcję, pozostawiając go trzęsącego się i kaszlącego.

 

Jego skóra była ciepła, przykryta czymś delikatnym. Ale był sam i na ten bezgraniczny moment to było najgorsze.

 

Sen nie dawał mu chwili wytchnienia; przychodził i co chwilę odchodził, a krótkie momenty świadomości pozwoliły mu zapamiętać jedynie poranne słońce, delikatne i zaróżowione albo niebieski nieboskłon nocy. Znajdując się w zamknięciu, cienie zawsze były wyrazistsze niż wilgotne, ciemnopopielate światło celi. Jednakże, za każdym razem, kiedy się budził, był sam. Ta świadomość wstrząsała jego ciałem; dwa razy był podnoszony przez niewidoczne ręce, które powstrzymywały go od drgawek i wymiotów. Zamierzał wyrwać się z tego ciepłego uścisku, gdziekolwiek się nie znajdował, czołgać, używać do tego nawet paznokci zamiast łokci – wszystko, wszystko byle tylko znaleźć Harry’ego. Nie miał jednak tyle siły, by odrzucić te ręce, a wtedy… a wtedy sen uśpił wszystkie jego zmysły.

Aż w końcu obudził się, słysząc głos Harry’ego. I to było o wiele, wiele gorsze, ponieważ ten głos był wrzaskiem.

Więc Draco robił to samo jeszcze raz – toczył walkę z samym sobą, wydawał pełne bólu wrzaski; zapomniał jak się je przetwarza w słowa.

Nie mógł nigdzie zobaczyć Harry’ego. Światło było wciąż za jasne; zbyt wiele ciemnych konturów i ruchów. Kręciło mu się w głowie, i czuł nadchodzącą falę nudności. Ręce złożył na ramionach, znowu, szeptał bezsensowne słowa, aż w końcu oddalił się w ciemność, wypłakując swoje wszystkie „ale” przez całą długą drogę.

 

 

Mijały dni, być może tygodnie. Nie wiedział już jak ma kontrolować czas, nawet zauważając zmieniające się światła, które padały zza okien. Wreszcie mógł znów mrugać i widzieć, ale minęły wieki zanim w końcu dostrzegł Harry’ego.

Obudził się w prawie kompletnej ciszy, ale wciąż sam. Jedyny dźwięk, jaki do niego dochodził, był oddychaniem niedaleko po prawej. Przewrócił się na bok, wciągnął głęboko powietrze i o mało nie przygryzł sobie języka. Zobaczył go.

 

Ciemna plama na tle jasnego światła, w zasięgu ręki. Ale Draco wiedział, że to był on. Możliwe dlatego, że Harry wyglądał tak, jakby należał do ciemności, a nie do wszechobecnego ciepła i światła. Blondyn uniósł dłoń, aż ta zdrętwiała z fali bólu.

 

Oczy Harry’ego były otwarte, wpatrzone w niego. Oczy, których tęczówka przykryta była grubą, matową warstwą. Twarz była zapadnięta, naznaczona linią wieku, która tak bardzo nie pasowała. Brunet mrugnął powoli.

 

Draco uniósł palce do swoich suchych ust, by je rozchylić, by te suche usta mogły coś powiedzieć.

Harry, obiecuję ci… obiecuję…

 

Słowa nie zostały wypowiedziane na głos. Przełknął ślinę i spróbował jeszcze raz, i raz, i raz. Jednakże Harry tylko patrzył na niego, skulony, a Draco słyszał swój głos jedynie w głowie.

 

***

Nastał moment, w którym głos Draco powrócił, a oczy Harry’ego przybrały dawny kolor.

Po roku.

***

- Pamiętasz o tej obietnicy, którą ci złożyłem?

Leżeli na swoim łóżku, w półmroku letniej nocy. Okno było otwarte na oścież, jednakże w pomieszczeniu było duszno i parno.

Draco uniósł się na łokciu, drugą ręką przeczesując leniwie włosy Harry’ego. Ten jedynie przymrużył powieki, ledwo spoglądając na blondyna zielonymi oczami.

- Obietnice? Ty składasz obietnice? – powiedział, umyślnie drażniąc się; półuśmiech zagościł na jego ustach, a w oku – rozbawione iskierki. Draco dalej gładził jego włosy, czując opuszkami palców ich szorstkość.

- Tę obietnicę. Tę w celi, w czasie wojny.

Harry zmarszczył brwi - nigdy o tym nie rozmawiali.

- Powiedziałem, że jeśli stamtąd się wydostaniemy, to będę pieprzył cię całą noc.

- Zapomniałem – odpowiedział Harry, przytakując. Jego zielone oczy rozszerzyły się z zrozumieniem.

Draco gładził kciukiem miękką skórę bruneta. Mógł teraz szepnąć, zaśmiać się, krzyknąć, by zakończyć temat jako oczywisty. Ale jedyne co zrobił, to powiedział: - Zranili cię tak bardzo.

Chwilę przed tym, jak Harry odwrócił głowę, dało się zauważyć, że jego twarz pociemniała. – Czy ja… Czy my musimy o tym rozmawiać?

- Nie chcę cię pieprzyć przez całą noc, Harry.

Zielone oczy spotkały się z błękitno-stalowymi, wypełnione prawie po brzegi niepewnością. Co dokładnie chcesz przez to powiedzieć? Oblizał wargi, by sekundę później Draco go pocałował. Po chwili blondyn odsunął się wystarczająco, by mogli stykać się nosami, by mogli słuchać swoich delikatnych, wolnych oddechów. – Ale jeśli chodzi o tę inną rzecz, którą powiedziałem… Jeśli mi pozwolisz…

 

Wybuch szlochu wydobył się z piersi Harry’ego, tak szybko i niespodziewanie, że nie mógł go powstrzymać. Draco uniósł się jeszcze wyżej, by móc lepiej widzieć twarz kochanka. Harry przykładając swoją dłoń do ust zamknął oczy, potrząsając jednocześnie głową.

- Przepraszam – powiedział cichutko. – Tak bardzo jest mi przykro i nie wiem nawet dlaczego jestem… - nie dokończył; łzy spływały mu po twarzy, a on zaczął się śmiać. – Draco, ty… o mój boże.

Blondyn jedynie pogładził go po klatce piersiowej, szukając ciepła i mocnego, silnego bicia serca. – Shh, kocham cię.

 

* * *

 

Kiedy wszystko zostało zrobione i powiedziane tej nocy, kochali się cztery razy. Czy kiedykolwiek wszystko zostanie naprawdę wypowiedziane i dokonane?

~

Kiedy Draco wsunął się w Harry’ego po raz pierwszy, brunet nabrał głęboko powierza i mrugnął szybko. – Chciałem umrzeć tamtej nocy, Draco.

 

Blondyn przytaknął, wstrzymując oddech. – Wiem. Wiem, że chciałeś.

 

~

 

Gdy robili to po raz drugi, Harry oparł głowę o ramię Dracona i wyszeptał mu do ucha: - Nie jest to nasz pierwszy raz.

 

- Nie sądzę, abym mógł wtedy temu podołać – odpowiedział równie cicho Draco. – A ty… ty nie chciałeś, by cię dotykano.

 

Otoczył ramieniem Harry’ego, gładząc dłonią jego ciało. Po chwili Harry był już na dole, obsypywany mocnymi, zapierającymi oddech pocałunkami.

 

 

 

~

 

Sen.

 

~

 

Harry w Draconie, ich trzeci raz. Mgliste spojrzenie, dwa słowa: „kocham cię.”

 

Draco przytaknął, splatając ich dłonie ze sobą, jednocześnie próbując zamknąć oczy; Harry przewrócił się na bok, przylegając do jego pleców, szepcząc przerażonym głosem: - Nie, nie wiesz jak bardzo, nie możesz sobie nawet tego…

I wtedy przygryzł swe usta, zamknął oczy i pieścił ręką Dracona dopóki, dopóty jego ciało nie wygięło się w łuk.

 

~

 

Za czwartym razem spocona skóra Harry’ego lśniła w niebieskim, porannym świetle. Draco zostawiał swoim językiem mokry ślad na ciele chłopaka; jednocześnie wodził dłonią po biodrach Harry’ego. Mimowolnie zauważył, jak bardzo obolałe są wciąż jego mięśnie, ale gdy jego kochanek opuścił głowę na poduszkę i rozchylił usta, postanowił zignorować małe bóle i objął go ustami najgłębiej jak mógł.

Dłonie Harry’ego znalazły się na jego ramionach, a on sam wpatrywał się w niego z roziskrzonymi oczami. Draco dotknął jego policzka trzęsącymi się palcami.

 

- Nie płacz.

Harry potrząsnął głową. – Nie będę, jeśli i ty nie będziesz.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin