Czarownictwo tradycyjne.docx

(27 KB) Pobierz

 

http://rozstaje.silverion.org/forum/templates/RozstajeJesien/images/spacer.gifCzarownictwo tradycyjne

 

Przede wszystkim 1734 to właściwie nie tradycja w ścisłym znaczeniu wiccańskim, a "styl nauczania" czy może raczej rodzaj podejścia do misteriów. Parę słów o historii dla wszystkich nieobeznanych: 1734 to kryptonim nadany informacjom, które zdobył od brytyjskiego czarownika Roya Bowersa (bardziej znanego jako "Robert Cochrane") Amerykanin, niejaki Joseph Wilson. W latach 60-tych Wilson szukał informacji na temat czarownictwa tradycyjnego, prostszego i mniej ceremonialnego w wydźwięku i zaczął korespondować z Brytyjczykiem publikującym artykuły do pogańskiego czasopisma "The Pentagram" właśnie pod pseudonimem Cochrane. Cochrane zaczął uczyć Wilsona w dość specyficzny sposób - przy pomocy zagadek, przenośni, przysłów, łamigłówek, itp. Było to dość mocno odmienne od typowego, książkowego stylu, jaki właśnie zaczął się szerzyć (czytaj: minimalne podstawy teoretyczne plus Księga Cieni), którym to stylem zresztą Cochrane pogardzał. Cały zbiór listów od Cochrane'a właśnie stanowi podstawę 1734.

Wilson kiedyś napisał, że właściwie nie można powiedzieć, że ktoś jest "z 1734" albo nie jest, bo 1734 to pewna baza, metodologia, a nie dość twardy zbiór zasad. Jest to inne rozumienie tradycji od wikan tradycyjnych, u których jest twarda sukcesja i cykl inicjacyjny zezwalający na nazwanie się "wicca". W czarownictwie tradycyjnym w wydaniu pocochrane'owskim inicjacja jest kwestią linii i kowenu, a nie całej grupy 1734. Koweny mają bardzo dużą autonomię w sprawie wyboru zasad i sposobu prowadzenia grupy. Czarownictwo tradycyjne generalnie opiera się na powolnym zdobywaniu umiejętności, latami czy dziesiątkami lat, ale za to informacja zdobyta jest dość elastycznie dostosowana do realiów jej powstania - zwyczaje otrzymane od nauczyciela ewoluują w czasie, zmieniając formę, ale zachowując ducha.

Co definiuje "1734"? Właściwie kilka podstawowych rzeczy:

·         Zagadki, łamigłówki, przenośnie.
Cochrane wychodził z założenia, że mit ma przemawiać do intuicyjnego zrozumienia rzeczywistości, a więc powinien mieć wiele głębi zrozumienia i że samo dążenie do zrozumienia jest tutaj największą przygodą. "A driving thirst for knowledge is the forerunner of wisdom" było chyba najbardziej znanym credo Cochrane'a. Samo 1734 jest "imieniem Boginii" kryjącym w sobie zagadkę kim właściwie ona jest dla czarownic z tej linii.

·         Nawiązanie do mitów, legend, baśni
Szukanie w tradycji poprzedza wymyślanie od zera bądź ściąganie z magii ceremonialnej. Czarownictwo tradycyjne w tym wydaniu jest bardziej szamańskie i polegające na transie aniżeli na tekstach, gestach czy inwokacjach.

·         Klimaty folkloru północno-zachodniego
Cochrane był Brytyjczykiem i swoją wiedzę czerpał z tamtejszych klimatów. Jego kowen "Clan of Tubal Cain" nawiązuje do wiersza "Tubal Cain" z XIX wieku o kowalu o tymże tytule. Warto zwrócić uwagę, iż Cochrane prezentuje linię "tradycyjnego eklektyzmu" czyli łączenia źródeł, które zostały połączone przez czas w danym miejscu. Nie obawia się więc czerpać z mitologii zarówno greckiej, jak i celtyckiej, jako że obie te mitologie mają głębokie umotywowanie w historii Wysp Brytyjskich.

Generalnie 1734 jest innym podejściem do kwestii tych samych misteriów koła roku czy życia, śmierci i zmartwychwstania, tylko od strony bardziej "przemyśleniowo-odczuciowej" niż "celebracyjnej". Ma dużo mniej elementów "płodnościowych", a więcej takich "wielopłaszczyznowych" - każde święto ma wiele wymiarów na różnych płaszczyznach, opisywanych równolegle przez różne mity, które razem tworzą całość. Warto dodać, że do rozwoju 1734 przyczyniła się Doreen Valiente, która przystała do grupy Cochrane'a po odejściu z kowenu gardneriańskiego.

Założycielem 1734 jest Wilson. Amerykanin, wojskowy z tego co wiem. On korespondował z Bowersem i to, co od niego dostał uczynił materiałem przekazywalnym następnym. W sumie nie mógł zrobić nic innego, bo w międzyczasie Bowers zatruł się belladonną i przeniósł do zaświatów (jak wiadomo jest to trująca roślina Twisted Evil). W międzyczasie niektórzy uczniowie Wilsona odszukali członków Klanu Tubal Cain i czegośtam się dowiedzieli, ale czego konkretnie już nie wiadomo. Poza tym dużo Bowers zabrał ze sobą do grobu (o ile rzeczywiście miał taką wiedzę jak twierdził).

W momencie kiedy Cochrane pisał listy on sam praktykował już dość długo i miał własny kowen, którego członkiem przez jakiś czas była Valiente. Ten kowen się rozpadł po jego śmierci, jako że pod koniec życia Cochrane miał problemy osobiste i podobno zaczął być mało strawnym człowiekiem (odeszła od niego żona zabierając syna). Może w Brytanii są gdzieś resztki jego własnej tradycji, a nie odszczepu 1734, ale nie znam konkretów. Zresztą to były czasy kształtowania się czarownictwa i wtedy jeszcze nie było właściwie ścisłych "tradycji", a linie rodów. Tak właśnie twierdził Cochrane, że informacje o czarownictwie zdobył od rodziny i nie jest to fakt, który da się potwierdzić lub mu zaprzeczyć.

Jednakże czarownictwo tradycyjne w przeciwieństwie do typowego tradycyjnego wicca (szczególnie w wydaniu amerykańskim) jest dużo bardziej elastyczne. Tradycja oznacza tu przekazywanie doświadczeń pokoleń, nie oznacza jednakże braku zmian i trzymania konkretnych schematów. Wręcz przeciwnie - Cochrane mówił umyślnie zagadkami, aby przekazać sens tego co chciał, a nie formę. Jego listy czy artykuły zawierają bardzo mało dyskusji o formie, natomiast dużo "mitopoezji" jak to się ładnie zwie. Ponieważ Bowers był Brytyjczykiem, to widać u niego całkiem sporo wpływów nauk druidzkich i roli poezji i eposu jako nośnika informacji. Dlatego właśnie 1734 jest tak różnorodne, bo wszystko zaczęło się od listów Bowersa, ale potem każda linia rozwijała już po swojemu. Takie zresztą jest założenie każdego czarownictwa, które nawiązuje do tradycji bardziej "wiedźmiarskich" a mniej "ceremonialnych". Istotna jest wiedza, którą się dostaje w spadku, istotne jest jej zrozumienie oraz przekazanie dalej po swojemu. Klasyczna relacja "cechowa", typu "mistrz-uczeń", gdzie uczeń zostaje mistrzem i przekazuje to co dostał zmodyfikowane o własne przemyślenia.

W takim systemie trudno mówić o niezmiennej tradycji, bo wystarczy parę pokoleń, aby się coś zmieniło, wystarczy że jeden uczeń zrozumie trochę inaczej i zacznie uczyć po swojemu i jedna linia rozdziela się na dwie. Stąd też w tamtych czasach właściwie nie istniały de facto "wielkie tradycje", a raczej konkretne linie, która każda ewoluowała inaczej, rozdzielała się czy łączyła czasami. Zresztą, wtedy wszyscy do kupy, włącznie z Gardnerem, nazywali się per "witches", a etykietki są kwestią późniejszo-porządkową.

 

Po pierwsze, z tego co widzę mówisz o amerykańskim wicca eklektycznym, czyli czymś, co per se nie ma mocnej i konkretnej definicji. Wszelakie "tradycje" wewnątrz są raczej luźno nakreślone i jeżeli nie jesteś członkinią żadnego konkretnego kowenu, który ma swoje wypracowane sposoby, praktyki, konkretną mitologię, to nie ma żadnego wyraźnego podziału na konkretne, ścisłe denominacje. Sama natura całej religii współczesnego czarownictwa czy różnie rozumianego "wicca" jest dokładnie przeciwna do natury chrześcijaństwa na które się powołujesz - w każdej religii opartej na prawdzie objawionej istotna jest ta prawda, tym samym więc każda grupa ma swoją interpretację tej prawdy i cały system logicznie na niej oparty. W czarownictwie nie ma czegoś takiego jak prawda objawiona, istnieje tylko wspólna praktyka bazująca na pewnych wspólnych celach. Jeżeli Twoje cele nie są wspólne z jakimiś konkretnymi ludźmi i nie planujesz wspólnej praktyki z jakąś grupą, to nie ma sensu zastanawianie się, czy to wpasuje się w tę czy inną nazwę. Dopóki taka wizja Cię spełnia i jest wewnętrznie spójna i rozwojowa dla Ciebie osobiście, dopóty jest ok.

W czarownictwie nie jest nietypowe, że dana osoba de facto należy do kilku ścieżek, bo jednocześnie jest inicjowana w wicca tradycyjnym, a jednocześnie praktykuje, powiedzmy, rekonstrukcjonistyczne seidr. Sam Gardner oprócz praktyki wicca interesował się druidyzmem i dzięki temu zainteresowaniu mamy teraz 8 świąt, a nie 4. Często też koweny łączą różne podejścia swoich członków, aby wypracować coś wspólnego.

Jeżeli nie jesteś w stanie wybrać, to nie ma w tym niczego złego. Zostajesz "czarownicą eklektyczną", który to nurt w obecnej dobie nauki samodzielnej, z książek, stanowi chyba większą ilościowo grupę niż liczba stricte zadeklarowanych członków jakiejkolwiek tradycji.
_________________
Once upon a midnight dreary, while I pondered, weak and weary,
Over many a quaint and curious volume of forgotten lore...

http://rozstaje.silverion.org/forum/templates/RozstajeZima/images/spacer.gif

istnieje dla Was pojęcie takiej "tradycji" czy nie przyjmujecie tego do wiadomości?
Osobiście w tym co inni określają mianem "wicca" eklektyczne nie widzę wiele interesującego...Kiedyś byłam bardzo zainteresowana tą odmianą, jednakże doszłam do wniosku iż zawiera ona wiele sprzeczności i nie jest dość spójna. Nie podobało mi się to iż do wielu rzeczy trzeba dojść samemu nie więdząc nawet czy podąża się właściwą ścieżką. Po przeczytaniu "All one wicca" czułam już pewien niedosyt i jakby takie swoiste odczucie by od tego się odciąć. Nie podoba mi się idea wrzucania wszystkiego co się chce do worka z nazwą wicca. Póki co dla mnie wicca jest tradycją inicjacyjną, wszelkie hybrydy powstałe z dorzucania przez każdego czegoś od siebie do wicca są dla mnie tak jakby udziwnianiem na siłę. Jak wiadomo Amerykanie jak zwykle chcą być wszędzie i rościć sobie prawa do wszystkiego, a do pojęcia WICCA zwłaszcza. Jak dobrze, że wielu ludzi odcina się od tego rodzaju myślenia. Tradycja powinna rozwijać się tam gdzie została stworzona czy również powołania do życia. Boję się, że wicca stanie się elementem pop-kultury i zatraci swoją właściwą formę poprzez właśnie powstanie tej dowolności określanej jako eklektyzm. Takie są moje spostrzeżenia, Wasze więc mogą być nieco inne lub całkiem różne, jestem więc ciekawa czy to co napiszecie choć w najmniejszym stopniu zmieni mój sposób patrzenia na tą spraw

 

"Wicca eklektyczne" jest jak "szampan eklektyczny", czyli alkohol otrzymywany domowymi środkami na podstawie porównania z markowym szampanem i wiedzy, że robi się to z owoców, najpewniej z winogron. Dopóki jest to próba otrzymania podobnych rezulatów, póty najprawdopodobniej wyjdzie z tego kiepska podróba. Jeżeli jednak zacznie się to udoskonalać, dodawać własnych pomysłów i przypraw, trzymać to spójne w obrębie samego siebie, to całkiem możliwe, że wyjdzie z tego coś fajnego. Ale będzie to już jakiś inny rodzaj wina, a nie szampan. W końcu właśnie w ten sposób powstają tradycje.

"All One Wicca" to książka, która jest przede wszystkim rozmazana. W jej definicji wicca to prawie wszystko. Chyba większość ludzkiej populacji na tej planecie się na tą definicję załapie, a to chyba nie w tym rzecz.

Generalnie większość "wiccan eklektycznych" w końcu albo odchodzi od nazwy wicca w kierunku czegoś konkretniejszego (jakiejś tradycji innej), albo czegoś ogólniejszego (czarownica, neopoganin, etc.) albo też szuka tej "oryginalnej" wicca. Bo jednak jakoś trudno być "wiccaninem eklektycznym" specjalnie długo - bo albo się nie rozwijasz, albo zaczynasz iść w jakimś kierunku, który oddala cię od tej nazwy (czy to całkiem, czy to zbliżając w stronę nazwy oryginalnej).

 

Myślę, że rdzeniem wicca są konkretne misteria, ich doświadczanie. Mogę mieć pewne pojęcie o wiccańskich misteriach, ale skoro nikt mi ich nie przekazał, nie jestem w stanie ich doświadczyć. Wymyślam więc coś swojego z różnych powodów: braku możliwości inicjacji w BTW, ponieważ to czy tamto mi nie pasuje itd. Według mnie jeżeli nie ma wtajemniczenia w konkretne "wiccańskie" misteria, nie ma też wicca. Wicca Tradycyjna ma o tyle przewagę nad "około wicca", że wiele rzeczy, praktyk jest w niej sprawdzonych, doświadczonych, wypracowanych. Innymi słowy dostaję wiedzę już sprawdzoną, coś, co działa, co inni wypróbowali. Eklektycy przeważnie takiego luksusu nie mają. Idzie się metodą prób i błędów. Z drugiej strony jednak mogę robić wszystko tak, jak mi ( czy też grupie osób) się podoba i nad tym pracować, to rozwijać. Absolutnie nie uważam, żeby to było mniej wartościowe od BTW, jeżeli tylko podchodzi się do swoich działań poważnie, jednak z tego co słyszałem, przeczytałem i z tego, co podpowiada mi moja logika, za wicca można uznać tylko praktyki wywodzące się z New Forest, dotyczące konkretnych bogów, misteriów. Wszystkie inne działania typu czczenie Bogini i Rogatego Pana, krąg, wzywanie żywiołów, kalendarz BEZ misteriów przekazywanych inicjacyjnie określiłbym jako około wicca tudzież czarostwo. http://rozstaje.silverion.org/forum/templates/RozstajeZima/images/spacer.gif

 

Wiccaninem może być każdy? Jedyne, czego nie może doświadczyć to inicjacja? To JAK, do jasnej Anielki może być wiccaninem? Skoro nie nastąpiła prezentacja takiego adepta wiccańskim Bóstwom i wzajemna akceptacja? Owszem, może stworzyć sobie własną parę, ale przecież nie będą to bóstwa wicca. NIe doświadczy wiccańskich misteriów. Nawet jeśli weźmie udział w jakiejś grupowej praktyce, nie będzie to praktyka wiccańska. No, chyba że przypadkiem - zaproszony przez jakiś kowen - zdarzają się, o ile wiem (jeśli się mylę, proszę mnie poprawić) i w wicca odpowiedniki druidzkich Open Ceremonies... Ale jeśli będzie miał kontakt z kowenem, który zaprosi go na otwarty rytuał, raczej nic nie będzie stało na przeszkodzie, żeby rozpoczął tradycyjne szkolenie. Nie sądzę, żeby wiccanie zapraszali na tego typu spotkania osoby, które uważają za byle kogo, niewartego uwagi...

Ktoś, kto nie może doświadczyć inicjacji nie może być wiccaninem. Z definicji nie może. Może sobie tworzyć to, co dla swoich potrzeb nazywa wicca, rekonstruować coś na podstawie strzępków informacji, które tu i ówdzie odnajdzie i to wszystko. Zupełnie inna sprawa, czy ma prawo przypisywać się do nazwy, właściwie przynależnej liniom tradycyjnym. Ale o tym była już wielokrotnie mowa w różnych miejscach i na różnych forach. Nie ma potrzeby powtarzania.

 

W końcu wicca eklektyczna, nawet gdyby swoją formą przerosła którąkolwiek z tradycyjnych ścieżek (a więc stała się jednocześnie samo istniejącym i kompletnym nurtem), to i tak stworzyła by coś zupełnie nowego i bez prawa podpisu pod tamtymi. Tak to już jest i nie ma co się silić na przeskoki, bo nawet niby po co? Zakładając, że ta nowa „Wicca” stała by się lepsza, to ja jako teoretyczny nawet jej wyznawca, nie chciałbym aby wtedy taki już „podrzędny” wiccanin tradycyjny zaczął się podszywać pod moją nową tradycję. Mam nadzieję, że zrozumiałe jest to, co piszę. W każdym razie, znacznie to parodiuję, ale chcę tylko wskazać jak niedorzeczne są ciągłe funkcjonujące w naszej pogańskiej, polskiej mentalności ciągoty do określania tego, co „lepsze” i co „gorsze”. To nie ma sensu. Wszystko bowiem zależy od poczucia piękna. I jeśli ktokolwiek chce posługiwać się analogiami dotyczącymi gustów, to ja proponuję najpierw zapoznać się z tezami znanych estetyków.

„Powiedz mi co lubisz, a powiem ci kim jesteś” – tyle ode mnie

Powiem jeszcze, że człowiek jest zdolny do wszystkiego, niemniej jeśli już ktoś zajmuje się Sztuką, to powinien dobrze kalkulować w co się pcha. Można bowiem spędzić całe życie na studiowaniu wszelkich wiccańskich (i nie tylko takich) zapisków. Ba, nawet znaleźć sobie współmałżonka, który zapewni w papierach odpowiednie pochodzenie i drogę do inicjacji, ale…
Tu przelatuje mi prze myśl taki oto cytat:

„To właśnie jest głupie w tej całej magii. Przez dwadzieścia lat studiujesz czar, który sprowadza ci do sypialni nagie dziewice. Ale wtedy jesteś już tak zatruty parami rtęci i półślepy od czytania starych ksiąg, że nie pamiętasz, co dalej robić.”
Kolor Magii. Terry Pratchett

Co to ma do Wicca? No, wolę nie robić analogii, z uwagi na to, że i tak była by zbyt subiektywna. Pozostawiam do ogólnego odniesienia do wszystkich ścieżek.

I tak właśnie jedni lubią piwo Guiness, inni rodzimy miód, jeszcze inni streg’ę, a osobiście wolę pálinkę. I kto jest lepszy, hihi?

Chyba ten, kto zrozumie, że można pić to wszystko przy jednym ognichu, gdzie każdy i tak pociąga ze swojej buteleczki. I to chyb nad tym trzeba się skupić, a nie na ciągłym układaniu (dopatrywaniu się) granic, bo to już śmieszne. Ja się z siebie umiem śmiać, a wy?
_________________
- Na boga, don Juanie, powiedz mi co to znaczy. Im dłużej cię słucham, tym mniej rozumiem. Czy chcesz, żebym do reszty sfiksował?
- Wtedy moglibyśmy nareszcie przeprowadzić rozmowę czarowników.

 

Obawiam się, że inaczej rozumiemy pewne słowa, stąd takie rozbieżności. Ty rozumiesz wicca jako religię, filozofię, sposób rozumienia świata. Ja (i całkiem sporo ludzi, siedzących trochę dłużej w tym środowisku) rozumiem wicca jako typ czarownictwa, o konkretnych założeniach początkowych i wizji magii. Tak też wicca powstała, jako właśnie system magiczno-misteryjny konkretnych Bogów, mający konkretne założenia. Z wariacji na temat wicca powstało wiele innych tradycji czarownictwa, część roszcząca sobie pretensje do nazwy "wicca", a część nie. Jednakże, jeżeli ta nazwa ma mieć jakikolwiek sens, musi mieć coś wspólnego z czarownictwem, inaczej po prostu to tak, jakby "szamanem" nazwał się przeciętny Indianin albo "księdzem" katolik. Przyjęło się, że ludzi wyznających jakąś z ogólnych form pogaństwa określa się po prostu poganami. Jak chce się sprecyzować, to można powiedzieć, że jest się poganinem bliskim ideologii wicca, albo duoteistą, albo coś... Tylko dlaczego nazywać to nazwą, której sam źródłosłów opisuje coś innego?

Dobrym przykładem są sufi w islamie... Sufi to nie samodzielna religia, w której jest i laikat i kapłaństwo. Sufi to konkretny, specyficzny odłam, rządzący się konkretnymi regułami, do którego trzeba przystąpić. Sufi do islamu ma się jak wicca do neopogaństwa. Nie potrzeba specjalnych ceregieli, aby być neopoganinem, ale aby zostać wiccaninem, to potrzeba jednak PRZYNAJMNIEJ być czarownikiem, i tak o ile nie wchodzimy tutaj w gadkę o konieczności inicjacji.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin