Mahaliem - Wąż w lwiej skórze.doc

(537 KB) Pobierz
Wąż w lwiej skórze

Wąż w lwiej skórze

(Mahaliem, tłum. NocnaMaraNM, Kaliope)

 

 

 

 

Prolog

 

Trzaskające iskry wirowały w przesyconym energią powietrzu, rozjaśniając zakamarki zaciemnionego pokoju i oświetlając twarze obecnych. Podłoga, jakby w odpowiedzi na huk, który wstrząsnął pomieszczeniem, zadrżała niecierpliwie.

— Udało się? — rozległ się czyjś niepewny głos.

— Módlmy się, żeby tak było — odpowiedział drugi. — To nasza ostania nadzieja.

 

 

 

 

Rozdział pierwszy

 

To niesprawiedliwe!, pomyślał Draco odzyskując przytomność w szpitalnym łóżku. Ostatni mecz Slytherinu w tym roku! I mój ostatni w Hogwarcie! Także tym razem — mimo że Draco (jak zwykle) oszukiwał — Potter złapał znicz. Mało tego, zrzucił go z miotły! Draco pamiętał jeszcze ziemię, zbliżającą się ku niemu w przerażającym tempie, a potem nic.

— Draco? Obudziłeś się? — odezwał się ktoś cicho.

Draco rozglądnął się wokół i zaskoczony ujrzał siedzącą obok łóżka Granger. Co dziwniejsze, dziewczyna miała bardzo zmartwioną minę. Kiedy sięgnęła, żeby pogładzić go po włosach, odsunął się ze strachem.

— Co ty tu robisz? — zapytał.

Gdy Hermiona roześmiała się lekko, Draco odsunął się jeszcze bardziej.

— Jak to co? Mój chłopak został ranny, to naturalne, że przy nim jestem.

Wiewiórowi też się dostało? Może więc jednak ten mecz nie był totalną porażką.

— No, to spływaj. Mam nadzieję, że mocno ucierpiał. No już, zmywaj się. Nie chcesz chyba przegapić jego przedśmiertnego bełkotu?

Hermiona uniosła brwi, spoglądając na niego z niepokojem.

— O co ci chodzi, Draco? Przecież nie umierasz. Chociaż zaczynam się martwić, bo co do samego bełkotu masz rację...

Chciała dodać coś jeszcze, ale przerwało jej przybycie wysokiego rudzielca. Draco niemal udławił się językiem, gdy Ron Weasley uśmiechnął się do niego szeroko dając lekkiego kuksańca w ramię.

— Przyszedłem sprawdzić, jak się ma mój kupel — powiedział do Hermiony. — Jak tam, chłopie? — zwrócił się do leżącego.

Draco spojrzał wyniośle rozcierając miejsce, w które szturchnął go Wiewiór.

— Zwariowałeś, Weasley? Gdybyś w wyniku jakiegoś tragicznego zbiegu okoliczności się ze mną zaprzyjaźnił, czym prędzej popędziłbym nad jezioro, żeby błagać wielką ośmiornicę o lekką śmierć w odmętach fal.

Ron cofnął się, najwyraźniej zakłopotany.

— Dziwnie się zachowuje, odkąd oprzytomniał. Myślę, Ron, że to uderzenie w głowę, zaszkodziło mu bardziej, niż przypuszczaliśmy.

— To wszystko wina Pottera! — wybuchnął Ron. — Wygrałbyś z tym ślizgońskim oszustem, gdyby na ciebie nie wleciał!

— Co? — Draco usiadł prosto otwierając szeroko oczy. — Potter? Oszustem? Ślizgońskim?

Ron przewrócił oczami i roześmiał się z ulgą.

— No jasne. Nabijasz się ze mnie. Pewnie zaraz powiesz, że nie jesteś Gryfonem.

— Jestem cholernym Gryfonem?! — wrzasnął Draco.

 

* * *

 

Choć od chwili przebudzenia w skrzydle szpitalnym minęły niespełna trzy godziny, Draco wiedział już, że jego życie zupełnie stanęło na głowie. Nie mógł dociec, co tak naprawdę się stało. Po wysnuciu kilku mało prawdopodobnych teorii spiskowych, odrzuceniu na wstępie hipotezy, że zwariował, złożeniu sobie solennej obietnicy, że zabije tego, kto rzucił na niego to idiotyczne zaklęcie (a także Pottera — tak na wszelki wypadek), postanowił na razie zachować daleko idącą ostrożność — obserwować i udawać, że wszystko jest w porządku. Tylko że nic nie było w porządku.

Pomijając głośne protesty, że czerwony i żółty absolutnie nie pasują do jego karnacji, został zmuszony przez Granger i Weasleya do założenia szaty. W sumie, była to walka w wielkim stylu, ocenił Draco podliczając ilość wyrwanych, rudych włosów i wszystkie razy, które wymienili z Weasleyem za plecami Hermiony. W końcu dziewczyna zorientowała się co robią i przerywała szarpaninę, rzucając na Draco zaklęcie oszałamiające.

W drodze na obiad, Hermiona wymieniała wszystkie możliwe uszkodzenia mózgu powodujące podobne zamiany zachowania, a Wiewiór (Draco nadal nie był w stanie ułożyć odpowiednio warg, aby wypowiedzieć imię „Ron”) upierał się, że przyjaciel sobie z nich żartuje.

W Wielkiej Sali Weasley oznajmił dumnie, że jego „kumpel” oberwał mocno w głowę i w związku z tym zachowuje się jak wariat. Gdy Draco ruszył wprost do stołu Ślizgonów wszyscy uznali, że to dowcip. Draco zaś, po kilku krokach stanął jak wryty. Na jego miejscu, pomiędzy Crabbem i Goyle’em, siedział Potter.

— Nie widzisz, że to stół Slytherinu, Malfoy? — zaczął Potter, odwracając się do niego ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. — Ślepy jesteś? Pożyczyć ci moje okulary? W sumie to niezły pomysł. Może w końcu zobaczyłbyś znicz na tyle dobrze, żeby go złapać.

Potter patrzył na niego śmiało i wyzywająco. To dziwne, ale pomimo że włosy tego durnia jak zwykle były rozczochrane, tym razem, w połączeniu z zuchwałym spojrzeniem, ten niechlujny wygląd kojarzył się z gorącymi, upojnymi nocami. Pogardliwy grymas przykuł uwagę Draco do jego pełnych ust. Ogólnie rzecz biorąc, złoty chłopiec wyglądał dziko, trochę niebezpiecznie i...

Do diabła, pomyślał Draco, To niemożliwe! Potter miałby wyglądać seksownie?! Ten świat oszalał!

— Czego chcesz, Malfoy — spytał Potter. — Co jest? — dodał niedoczekawszy się reakcji. — Zapomniałeś języka w gębie?

Ślizgoni wybuchnęli śmiechem. Dźwięk nosowego rechotu Pansy Parkinson, który wybijał się ponad rżenie i chichoty innych, wyrwał Draco ze stuporu.

Wyprostował się i spojrzał na swoją nemezis. Ten wredny uśmieszek z twarzy Pottera to jego, Malfoya, firmowa mina! I to przecież on, Malfoy, miał wyłączne prawo do prawienia złośliwości! Może i nosił teraz szaty Gryffindoru, ale w głębi ducha pozostał Ślizgonem. I zamierzał tego dowieść.

— Czego chcę? — powtórzył wzruszając ramionami z udawaną nonszalancją. — Bogactwa, urody, uwielbienia tłumów... Ale zaraz, to przecież już mam, prawda? — Rozpromienił się czując, że wszyscy patrzą na niego. — Zawsze pozostaje jeszcze seks. — Leniwie, niezmiernie powoli przesunął wzrokiem po torsie Pottera, potem w dół, po jego długich, szczupłych nogach, aż do krzywo zawiązanych trampek. Następnie bez pośpiechu, powędrował spojrzeniem z powrotem w górę, skupiając się moment na jego kroczu, otaksował klatkę piersiową, aż wreszcie napotkał wpatrzone w niego, błyszczące, zielone oczy. — No, ale cóż, tu akurat nie ma nic, czego mógłbym chcieć.

Odezwały się nieliczne szepty, ale większość uczniów w milczeniu patrzyła jak Malfoy odwraca się plecami do wściekłego Pottera i odchodzi w stronę stołu Gryfonów. Gdy usiadł obok Granger, rozmowy powoli wypełniały salę, aż hałas osiągnął swój normalny poziom.

— Od jakiegoś czasu żywiłam pewne podejrzenia, ale to oczywiście je potwierdza — stwierdziła Hermiona podając Draco krokiety.

Ron i Draco spoglądali na nią pytająco, więc kontynuowała:

— Draco jest gejem.

Ron zakrztusił się, popluł sokiem, otarł brodę rękawem i wytrzeszczył oczy.

— Dostał w łeb i się zdezorientował? — zapytał.

Hermiona potrząsnęła głową.

— To nie tak. Orientacja seksualna nie zmienia się nagle. Chociaż, czytałam o czymś podobnym. W 1687 roku, wielki czarodziej, Theodore Herbert Stonepot, ocknął się z omdlenia uważając, że jest Kleopatrą. Dwa lata później wyzdrowiał, co załamało jego licznych kochanków. Ale to był wyjątkowy przypadek. Draco zawsze był gejem — oświadczyła uśmiechając się do niego wyrozumiale. — Mamy po siedemnaście lat — powiedziała słodko. — To zrozumiałe, że w tym wieku chcesz czegoś więcej niż całusa na dobranoc.

— To znaczy że co? Wolałbyś mnie zamiast niej? — spytał Ron odwracając się do przyjaciela.

— Absolutnie nie! — wykrztusił Draco przerażony wizją romansu z Weasleyem.

— Tak tylko pytałem — stwierdził Ron obojętnie i nagle jego oczy rozbłysły. — Patrzcie! — ucieszył się wskazując na stół, na którym pojawił się deser. — Ciasto!

 

* * *

 

Następnego ranka Draco potrzebował chwili zanim dotarło do niego, gdzie się znajduje. Na widok pochylającej się nad nim piegowatej, wyszczerzonej w uśmiechu gęby, jęknął i nakrył gwałtownie głowę poduszką z nadzieją, że zaśnie i obudzi się w normalnym świecie. To musi być zły sen!

Kiedy Weasley wyrwał mu poduszkę, Draco oczywiście złapał za różdżkę z zamiarem rzucenia na niego zabójczej klątwy. Niestety, zanim zdołał wyrządzić komuś krzywdę, została mu ona odebrana. Seamus i Dean połączyli siły wydzierając mu z ręki narzędzie niedoszłej zbrodni, zaś Neville tymczasem, przytrzymywał go, przygniatając swoim ciężarem.

Leży na mnie Longbottom, pomyślał Draco ponuro. Nie wiedziałem, że kiedykolwiek upadnę tak nisko.

Upokorzony i wściekły, przez dziesięć minut fukał i wrzeszczał, sprzeciwiając się założeniu szat w barwach Gryffindoru. Następnie, mimo głośnych protestów, że sto ruchów szczotką to minimum, żeby utrzymać włosy w dobrym stanie, popędzano go w trakcie czesania. Potem został zawleczony na śniadanie.

Tym razem, wchodząc do Wielkiej Sali pamiętał, żeby trzymać się Granger i Weasleya. Siedząc przy stole rzucił okiem w stronę Pottera i swoich byłych przyjaciół. Potter złapał go na tym i spiorunował wzrokiem, a Draco poczuł się lepiej niż w ciągu całego poranka.

Gdy mozolnie wydłubywał rodzynki ze swojego ciasta i ukradkiem wsadzał je w górę potraw na talerzu Wiewióra, do jadalni wleciały sowy, zasypując go ulewą listów od nieznajomych. Po chwili Weasley trącił go łokciem.

— Patrz. Potter znowu dostał wyjca.

Draco zerknął na drugi koniec sali. Rzeczywiście, Potter trzymał w ręku czerwoną kopertę. Jednak ten kretyn nie był ani trochę przerażony, wprost przeciwnie — miał wyraźnie zadowoloną minę! Draco obserwował, jak Potter zabiera wyjca i wychodzi, by przeczytać go w samotności.

Potter był dziwny, to nie ulegało wątpliwości.

Zaraz po śniadaniu zaczynała się lekcja eliksirów. Wchodząc do klasy, Draco szybko odszukał wzrokiem profesora Snape’a i stwierdził, że wygląda on tak, jak zwykle — chudy, wysoki, z tłustymi włosami. I jak zwykle już na wstępie wymyśla przerażonym uczniom.

Oddychając z ulgą na myśl, że świat może wywrócić się do góry nogami, ale Snape zawsze pozostanie tym samym, żałosnym idiotą, Draco uśmiechnął się do niego szeroko. I o mało nie upadł potknąwszy się na widok zimnego, nienawistnego spojrzenia, jakim obrzucił go nauczyciel.

— Pan Malfoy — wycedził Snape, gdy Draco usiłował złapać równowagę. — Mam nadzieję, że nie wymagam zbyt wiele, oczekując większej koordynacji ruchów na moich lekcjach, niż ta, która pokazał pan wczoraj na boisku.

Rumieniąc się pod spojrzeniem Mistrza Eliksirów, Draco usłyszał szepty dochodzące z prawej strony. Stojący z Crabbem i Goyle’em Potter, fałszywym kaszlem usiłował pokryć śmiech.

Draco zrobił się dziwnie nerwowy czując, że profesor obserwuje go bacznie. Było to dość zaskakujące, bo ten przedmiot nigdy nie sprawiał mu problemów, a dzisiejszy eliksir był prosty do przygotowania. Nie pomogło, że Granger szeptała niepotrzebne instrukcje, a Ron próbował poprawić mu humor opowiadając zupełnie nieśmieszne kawały.

Pod koniec lekcji, Draco westchnął z ulgą patrząc na swój eliksir. Pomimo dziwacznej sytuacji, w jakiej się znalazł, jego eliksir miał właściwy, idealnie błękitny kolor i pachniał dokładnie jak trzeba. Z uśmiechem satysfakcji czekał, aż Snape oceni rezultat.

— Niemalże dostateczny, panie Malfoy. Jak sądzę, dzięki wydatnej pomocy panny Granger.

Draco poczerwieniał.

— Dostateczny? — wrzasnął. — Jest cholernie doskonały, dobrze pan o tym wie!

— Gryffindor traci dziesięć punktów — warknął Snape.

— Dziesięć punktów! Za co? Za uświadomienie, że nie zauważyłby pan doskonałości nawet gdyby ta na pana wpadła i walnęła...

Ron zakrył mu usta dłonią zanim zdążył dokończyć zdanie. Mimo wysiłków, Draco nie zdołał się od niego uwolnić.

— Dwadzieścia punktów — wrzasnął Snape.

— Proszę mu wybaczyć, profesorze — wtrąciła Hermiona. — Od tamtego wypadku nie jest sobą.

— Nie jest sobą? Cóż, jeśli tak zostanie, mogę śmiało patrzyć w przyszłość — Snape pociągnął nosem nieco udobruchany.

Rozległ się dzwonek. Uczniowie zaczęli przelewać swoje eliksiry do butelek i opuszczać klasę. Draco wyrwał się Ronowi, wciąż patrząc na Snape’a. Rozmyślnie wolno wygładził swoją szatę i doprowadził fryzurę, do jej zwykłego, idealnego stanu.

Weasley i Granger popatrzyli na niego zmartwieni, ale gdy skinął głową, bez oporów wyszli z klasy. Gdy Ślizgoni mijali Draco w drodze do wyjścia, Goyle wysunął łokieć z zamiarem wbicia mu go pod żebra.

Malfoy znał tę sztuczkę. Sam nauczył jej Goyle’a. Nie tylko zrobił unik, ale także wykorzystał okazję i uniósł ramię żeby jego palec dźgnął napastnika we wrażliwe miejsce pod żebrami. Gdy w odpowiedzi usłyszał jęk, rozciągnął usta w radosnym uśmiechu.

Zwlekał, bo chciał omówić coś Snape’em, tu i teraz. Nabrał powietrza i otworzył usta, żeby zacząć. I wtedy zauważył, że Potter wciąż był w klasie. Siedział przysunięty bokiem do Snape’a, obaj nieświadomi, że nie są sami.

— Otrzymałem następny list od ojca — Draco usłyszał Pottera. — On i Black hulają teraz w Argentynie.

— I jak się czuje twój ojciec i jego... towarzysz? — Snape uniósł brew.

Draco zobaczył, jak Potter opuszcza głowę i spogląda na Snape’a spod rzęs.

— Wydaje się być nieco zdenerwowany. Uważa, że zamierzam zrobić jakąś głupotę i związać się z kimś nieodpowiednim. Postawił mi ultimatum. Albo się z tego wycofam, albo gorzko pożałuję.

— I co? — zapytał Snape niskim, ochrypłym głosem. — Wycofasz się?

Potter zrobił krok naprzód, potem następny, aż przód jego szaty musnął ubranie Snape’a. Odchylił głowę i jego oczy napotkały wzrok profesora.

— Wiesz, że uwielbiam drażnić mojego ojca.

— To obrzydliwe!

Obie głowy obróciły się w stronę Draco, który z lekkim zdziwieniem zdał sobie sprawę, że głośno powiedział to, co myślał.

Draco nie był pewien, skąd wzięła się w nim ta złość. Oczywiście, tkwienie w Gryffindorze razem z Weasleyem i Granger, którzy uważają go na najlepszego przyjaciela, było niemałym koszmarem. Tak, nawet gorszym niż to, że jego ex-przyjaciele go nienawidzili, a ulubiony nauczyciel traktował jak szlamę. Ale Potter... Potter i Snape są... Nie, nie mógł nawet o tym myśleć.

Porwał książki i wypadł z klasy. Już w holu, usłyszał za sobą szybkie kroki. Kiedy czyjaś ręka chwyciła go za ramię i obróciła, nie był wcale zdziwiony widząc przed sobą Pottera, zdyszanego i spanikowanego.

— To nie to, co myślisz — wydyszał Potter.

— O, to dokładnie to o czym myślę — odparł ostro.

— Nie, mam na myśli, że do niczego nie doszło...

— Jeszcze. Jeszcze do niczego nie doszło — spojrzał na chłopaka stojącego przed nim.

Potter pchnął go mocno, wystarczająco mocno, żeby plecy Draco oparły się o kamienną ścianę. Potem zbliżył się groźnie.

— A co ci do tego? Co cię to obchodzi?

Draco odetchnął, żeby się uspokoić i odparł z drwiną:

— Może się zastanawiam, co pomyśleliby inni, znając sekret Bohatera Świata Czarodziejów.

— A co twój ojciec ma z tym wspólnego? — zapytał Potter skonfundowany.

Teraz Draco był zakłopotany.

— Mój ojciec?

— Tak, twój drogi ojczulek — Potter splunął. — Ten, który zdradził śmierciożerców. Ten, który zabił Voldemorta. Ten, który zginął w blasku poświęcenia i chwały. Wiesz, Bohater Świata Czarodziejów.

Jego ojciec nie żył? Draco intensywnie wpatrywał się w twarz Pottera, usiłując znaleźć w niej oznaki kłamstwa. Nie tylko ich tam nie znalazł, nie znalazł czegoś jeszcze. Drżącymi palcami odsunął kosmyki zakrywające czoło Pottera.

— Twoja blizna... Nie masz jej... — wyszeptał.

Potter zrobił krok w tył.

— O czym ty mówisz?

— Nie masz blizny — powtórzył Draco roztrzęsiony, odwrócił się i powoli ruszył przez korytarz. Pokonując z wysiłkiem schody, dotarł w końcu do dormitorium Gryffindoru. Na widok bladego, osłabłego przyjaciela, Weasley zerwał się z fotela i skoczył ku drzwiom. Draco nie protestował, gdy Ron podparł go ramieniem i pomógł usiąść.

— Powiedz mi — zwrócił się do Gryfona głosem pełnym bólu. — Powiedz mi o moim ojcu.

 

* * *

 

Lucjusz Malfoy nie żył.

Draco nadal nie mógł przyzwyczaić się do tej myśli. Kiedy ojciec został osadzony w Azkabanie na prawie dwa lata, miał przynajmniej nadzieje, że los może się odwróci. Ministerstwo, sędziowie, przysięgli, mogli zostać przekupieni — w końcu, ślepa sprawiedliwość była tylko dla biedaków. Ale śmierć była ostatecznym końcem.

Weasley opowiedział, jak Lucjusz dostrzegając nagle prawdę, przeraził się bezwzględnością i postępującym szaleństwem Lorda Voldemorta. On, Crabbe i Goyle potajemnie zmieli strony, zawierając przymierze z Dumbledore’em. Podczas niespodziewanego ataku, Malfoy ujawnił swoją zdradę śmierciożercom i doprowadził do walki, która zakończyła się zwycięstwem ludzi Dumbledore’a. Wielu wtedy zginęło. To Lucjusz właśnie zadał ostateczny cios, zabijając Voldemorta, który przeklął go, zanim sam skonał.

Gdyby Lucjusz przeżył, prawdopodobnie skończyłby w Azkabanie. Wraz ze śmiercią jednak, przyszło przebaczenie i został ogłoszony bohaterem — Bohaterem Świata Czarodziejów.

Potem pojawiały się rozbieżności w relacjach Weasleya i Granger. Weasley powiedział mu także, że jako dziedzic Malfoya, Draco ciągany był na każdą rocznicę bitwy i ostentacyjnie sadzany na podwyższeniu, przed nieskończoną ilością ważnych osób, które wychwalały męstwo jego ojca.

Miał dziesięć lat, kiedy Molly Weasley, będąc ze swoim mężem na obchodach ku czci poległych, zauważyła ponoć, że Draco jest mały i mizerny. Po tygodniach nagabywań niemal zmusiła Narcyzę, żeby ta pozwoliła zabrać syna do Nory, gdzie mógłby spędzić trochę czasu z dziećmi w jego wieku. Od tego czasu przyjaźnili się z Ronem.

 

* * *

 

W ciągu kilku następnych dni, Draco dostrzegł więcej różnic pomiędzy „swoim” a tym światem.

Choć nigdy nie kłopotał się zapamiętywaniem imion młodszych od niego uczniów, uświadomił sobie, że wielu z tych, których kojarzył z twarzy, tutaj nie widział wcale. Nie było nawet młodszej siostry Weasleya, chociaż oboje rodzice Rona przeżyli wojnę.

Quirrell nadal uczył obrony przed czarną magią. Nauczycielem zaklęć była profesor Josephine Waxington, a trenerem latania — profesor Maxwell Hopper. Bez trudu dowiedział się, że Flitwick poległ dzielnie w bitwie z Voldemortem, a Hooch odniosła podczas potyczki ciężkie rany.

Nauce nadal trzeba było poświęcać dużo wysiłku i pracy, ale wydawało się, że potrzeba rywalizacji opuściła uczniów. Wszystkich, z wyjątkiem Granger. Opanowanie jak największej ilości zaklęć nie było już kwestią przetrwania. W konsekwencji Draco okazał się ponadprzeciętnym uczniem we wszystkich przedmiotach. Jedynymi zajęciami, na których mu nie szło, była opieka nad magicznymi stworzeniami, której uczył Hagrid.
Półolbrzym, który teraz miał bliznę na policzku i kulał, przerażał Draco bardziej niż kiedykolwiek. Jedynym pocieszenie stanowił fakt, że Granger i Weasley także nie wyglądali na całkowicie przekonanych do gajowego.

— Mówią, że jest naprawdę łagodny — wyszeptała Hermiona, gdy czekali na rozpoczęcie zajęć. — Słyszałam nawet, że domowe skrzaty muszą przychodzić po kurczaki z jego hodowli, podczas jego nieobecności, bo ma za miękkie serce, by być świadkiem rzezi.

Chociaż Draco osobiście wątpił w prawdziwość tej historii, nadal miał w pamięci obraz Hagrida rozpaczającego po skazaniu jego hipogryfa na śmierć. Metody nauczania ogromnego profesora dalej były okropne, ale nie ulegało wątpliwości, że zna się on na swoim fachu. Stojąc koło Weasleya i Granger, Draco zastanawiał się, jakiemu potworowi zostaną przedstawieni tym razem.

— Ta maleńkie istoty — zaczął Hagrid głośno, trzymając w górze kłębek czarnego futerka — są krótkowieczne, wychodzą ze swych nor tylko coś zjeść i porozumiewają się za pomocą pisków i kwików. Kto wie jak się nazywają?

— Pierwszoroczni Puchoni — odpowiedział Draco.

Prawie wszyscy Gryfoni i Ślizgoni zaczęli się śmiać. Prawie, bo Potter gapił się na Draco w osłupieniu, a Granger posłała mu zgorszone spojrzenie, potrząsnęła głową i podniosła rękę.

— To Bąkobuchacze — powiedziała głośno i wyraźnie, kiedy Hagrid na nią wskazał.

— Zgadza się. A wiesz dlaczego Bąkobuchacze są pożyteczne?

Hermiona uśmiechnęła się promiennie.

— Podczas pełni, Bąkobuchacze wydzielają substancje, która w dużych dawkach uspokaja i można stosować ją jako anestetyk. W małych ilościach przełamuje opory i zahamowania, rozluźnia.

Hagrid nagrodził Gryffindor dziesięcioma punktami za odpowiedź Hermiony, a następnie nakazał uczniom dobrać się w pary, pracujące wspólnie. Draco pchnął Weasleya w stronę Hermiony.

— Idź — ponaglił. — Pracuj ze swoją dziewczyną.

— Ona nie jest moją dziewczyną — odparł zmieszany Ron. — Jest twoją dziewczyną, tylko, że ty jesteś teraz gejem, więc w sumie to chyba nie jest ci potrzebna...

Jego piegowata twarz wykrzywiła się w zamyśleniu.

Jeśli wszyscy Weasleyowie są podobni, to jakim cudem jest ich tak wielu?, pomyślał Draco.

— Mogłaby być twoją dziewczyną — wyszeptał Ronowi do ucha, popychając go ponownie.

Niemrawo, czerwieniąc coraz bardziej, rudzielec zbliżył się do Hermiony.

— Chcesz być ze mną? — zdołał wybąkać patrząc w trawę pod stopami. — Znaczy pracować...

Hermiona spojrzała na niego, potem na Draco, przeprowadziła w myślach kalkulację i uśmiechnęła się promiennie.

— Chętnie.

Gdy Ron nie patrzył, Draco mrugnął porozumiewawczo do Hermiony i ucieszył się, kiedy mu odmrugnęła.

Nie uciszył się jednak z faktu, że wszyscy, z wyjątkiem Pottera i Neville’a mają już swoje pary. Widząc, że Neville powoli rusza w jego kierunku, błyskawicznie przysunął się do tego drugiego.

— Idziemy? — zapytał wskazując brodą na klatki.

Zerknąwszy na Neville’a, Potter szybko przytaknął. Wziął jednego Bąkobuchacza i razem z Draco odeszli na bok. Po kilku minutach przyglądania się nieruchomemu stworzonku, Harry zaczął zdradzać oznaki znudzenia.

— Nie rusza się — stwierdził zrzędliwie.

— Daj, podrażnię go — zaproponował Draco.

— A jak mnie użre?

— To tym bardziej.

— Głupek.

— Palant.

Spojrzeli na siebie krótko i znów skupili wzrok na zwierzaczku.

— Malfoy... Powiedziałeś komuś? — zapytał Harry prawie szeptem.

— O czym?

— No wiesz — brnął wyraźnie zakłopotany Harry. Gdy Draco nadal się nie odzywał, dodał. — O mnie i... Snapie.

— Och, masz na myśli to, że bzykasz się z profesorem eliksirów?

Harry rozejrzał się przerażony wokół, złapał Draco za szatę i ściskając Bąkobuchacza, odciągnął rozmówcę dalej od grupy.

— Nie bzykam się ze Snape’em! — wysyczał.

— Ale chcesz. Nie, żebym cię obwiniał. Wiesz, pomijając tłuste włosy, haczykowaty nos, nieprzystępną postawę, jest zupełnie... Nie, zapomnij, i tak będzie odrażający.

— Więc? Powiedziałeś komuś? — powtórzył Harry.

— Hmm... — zastanowił się Draco. — Najpierw powiedziałem Weasleyowi, który się porzygał i Granger, która się przestraszyła, że będziesz miał lepsze stopnie niż ona. Potem przedyskutowałem to z Finneganem, Thomasem, Brown, i Patil. Próbowałem też powiedzieć o tym Longbottomowi, ale ten na słowo „Snape”, uciekł z krzykiem z wieży.

Widząc pobladłą twarz Pottera, Draco przewrócił oczami.

— Oczywiście, że nikomu nie powiedziałem, ty idioto. Mam dużo ciekawsze tematy do rozmów, niż dyskutowanie o twoim nędznym życiu erotycznym.

— Dzięki — powiedział cicho Harry.

Draco przyglądał się przez chwilę chłopcu, który wyglądał dokładnie tak, jak jego najbardziej znienawidzony rywal. Dowiedział się, że matka Pottera nie żyje, a z plotek wywnioskował, że podobnie może wyglądać sprawa z jego ojcem. Harry Potter nie był już bohaterskim Gryfonem, w ogóle nie był bohaterem. Nie miał też swoich przyjaciół, Granger i Weasleya, a chociaż Crabbe i Goyle nie opuszczali go ani na krok, Draco nie potrzebował wiele czasu, żeby ocenić, które towarzystwo jest lepsze.

Jednak nadal było w nim coś szczególnego. Draco nie miał co do tego wątpliwości, nawet jeśli nikt poza nim tego nie dostrzegał.

— Potter, jeśli chodzi o ciebie i Snape’a — zaryzykował, a Harry uniósł głowę i zieleń spotkała się z szarością. — Daj sobie z tym spokój. Zasługujesz na coś więcej niż tandetny romans, ograniczony do przemykania się po ciemnych korytarzach i szybkich numerków w pustych klasach.

Potter spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, a Draco doszedł do wniosku, że takie przemykanie się ciemnymi korytarzami i szybkie numerki w klasach, w sumie mogą być całkiem pociągające. Nie mogąc znieść przedłużającego się milczenia, nie bacząc, że pewnie pożałuje swego czynu, pochylił się i zrobił to.

Dźgnął Bąkobuchacza.

Który natychmiast ugryzł Harry’ego.

Harry wrzasnął.

Taaak, pomyślał Draco, życie jest piękne.

 

 

 

 

Rozdział drugi

 

Pięć dni później, Harry wciąż piorunował go spojrzeniem. Draco nie pojmował o co tyle hałasu. Przecież głupek nie krwawił aż tak bardzo. Poza tym panika, która wybuchła, gdy uczniowie dowiedzieli się, że Bąkobuchacze mogą ugryźć, była nadzwyczaj zabawna.

Sporo czasu zabrało Hagridowi uspokojenie wszystkich i wyprowadzenie klasy na pole leżące w pobliżu jego chaty. Bąkobuchacze, które zostały wypuszczone, spokojnie pochowały się w norach i miały pozostać w nich do następnej pełni.

Draco zaczął przyzwyczajać się do swojego nowego domu w wieży Gryffindoru. Tylko raz zdarzył się nieprzyjemny moment. Podrzucając chłopcom do łóżek Pluskwy Ssące Zeildera, zapomniał włożyć je także do swojego. Gdy Finnegan, Thomas, Longbottom i Weasley otoczyli go kręgiem, a na ich boleśnie pokąsanych twarzach malował się wyrzut, Draco nagle poczuł się nieswojo. Po głębszym zastanowieniu doszedł do wniosku, że to nowe, dziwaczne uczucie, to coś, co niektórzy określali mianem wyrzutów sumienia. Na szczęście napięcie opadło, a obawa przed zemsta minęła, kiedy Weasley zaczął się śmiać mówiąc, że teraz wie, co zrobi podczas następnych odwiedzin Percy’ego.

Inni także zaczęli się śmiać, zaś Draco pomyślał, że Weasley nie jest zupełnie... No cóż, że Weasley nie jest zupełnie bezużyteczny.

Od tamtej pory współlokatorzy dokładnie sprawdzali swoje łóżka przed spaniem. Zaczęli także prześcigać się w płataniu figli. Zabawne, ale to właśnie Neville został okrzyknięty zwycięzcą tych zawodów. Kto by przypuszczał, że rośliny posiadają tak wiele użytecznych właściwości...?

Otoczony wesołą kompanią z Gryffindoru, Draco czuł się niemal tak dobrze, jak wśród „swoich” Ślizgonów. Bardzo fascynował go fakt, że Weasley daje się wciągać w jego najbardziej nieprawdopodobne, szalone plany i skandaliczne afery.

Ale Granger zrobiła się podejrzliwa.

Wyczuwała, że coś się dzieje, ale nie do końca wiedziała co. W końcu zaczęła go sprawdzać, rzucając mimochodem dziwaczne, sondujące pytania.

— Draco, co byś zrobił widząc płaczącą pierwszoklasistkę?

Wyśmiałbym ją, zrobił jednoosobowy konkurs na najbardziej wymyślną obelgę, a potem przyznał sobie puchar zwycięzcy. Draco ugryzł się w ostatniej chwili w język i udał, że kaszle.

— Z którego domu? — zapytał w końcu.

— A to ważne? — Hermiona uniosła brew przyglądając mu się bacznie

Ups.

— Nie, oczywiście, że nie — zapewnił ją szybko Draco. — Ale przecież musiałbym wiedzieć, gdzie odprowadzić to słodkie dziewczątko zaraz po tym, jak podniósłbym ją i utulił we własnych ramionach.

Obie brwi Hermiony podskoczyły do góry.

— Żartowałem — powiedział Draco słabo. — Popędziłbym dorwać łobuza, który doprowadził ją do tego stanu. — I mruknął pod nosem: — Oczywiście nie zawracając sobie głowy zdobyciem jakiejkolwiek użytecznej informacji, na przykład kim był i dokąd poszedł.

Hermiona uśmiechnęła się, a Draco odetchnął z ulgą.

Nie dziwił się podejrzliwości Hermiony. Zanim prawdziwy Draco Malfoy...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin