Harry Potter i skradzione chwile.doc

(1322 KB) Pobierz
Skradzione Chwile

Skradzione Chwile

 

1.1

Jeśli kiedykolwiek miałby nastąpić koniec świata, to dlaczego nie miałby nastąpić właśnie dziś? Przecież już chyba nic gorszego wydarzyć się nie może? Jednak co do tego, to Severus Snape nie był tak całkowicie przekonany. Najgorsze było to, że niestety miał rację, o czym jeszcze nie wiedział i już niedługo miał się o tym przekonać. Wszystko miało się skomplikować bardziej niżby kiedykolwiek przypuszczał. Cóż, życie ma to do siebie, że czasami stawia przed nami przeszkody, które osobowość słaba nijak nie może ominąć, a jedyne co jest w stanie zrobić, to przyjąć do wiadomości, że takowe są i pogodzić się z nimi. Nie każdy jednak chce to zrobić, a Severus do takich osób bynajmniej nie należał i nie zamierzał uzależnić się od niczego czy nikogo, a tym bardziej nie zamierzał popadać w bezsens, jak co niektórzy. Choć musiał sam przed sobą przyznać, że ostanie dwa dni zupełnie wyprowadziły go z równowagi. Oczywiście nietrudno było znaleźć przyczynę tego stanu. Dokładniej mówiąc, była to zielonooka, irytująca, bezczelna osoba o zmierzwionych włosach, która od wczoraj nie wychodziła ze swojego dormitorium. Dodając do siebie jedynie te kilka cech, z równania wychodzi oczywiście Harry Potter. Nie dość, że ten bezmyślny gówniarz, bałwan do potęgi entej wymknął się razem ze swoimi przyjaciółmi do tego cholernego Ministerstwa Magii i o mało wszyscy tam nie zginęli, to jeszcze dyrektor ich nie ukarał, tylko pochwalił za odwagę. Czysty obłęd i dom wariatów!
Na domiar tego, powiedział dzieciakowi o tej cholernej przepowiedni, o której najlepiej by było, aby się nigdy nie dowiedział, bo przecież to jeszcze dziecko. Ma dopiero piętnaście lat, taka odpowiedzialność zrzucona na tego dzieciaka może mu jedynie zaszkodzić i zamącić w głowie. To, że nie znosi tego bachora nie znaczyło, że nie wie, co może on teraz czuć. Zwłaszcza, że dzieciak stracił przy tej samobójczej misji swojego ojca chrzestnego, jakby nie patrzył, jedyną mu bliską osobę. Tak, Severus był tego faktu świadomy. Nawet można było powiedzieć, że bardziej niżby chciał. W końcu wielokrotnie widział podczas lekcji Oklumencji jego wspomnienia z domu mugoli, u których mieszkał. Rodziną tego nie można było nazwać. Trafniejszym już określeniem jest "letni obóz przetrwania". Tak, to co zobaczył z życia Pottera, raz na zawsze zmieniło jego stosunek do tego chłopaka. Już nie uważał go za wyniosłego i zepsutego bachora, Chłopca Który Przeżył.
To był też jeden z powodów, dla którego był zadowolony z przerwania tych koszmarnych lekcji, które okazały się i tak kompletnym niewypałem. Uświadamianie mu co jaki czas, że popełnił błąd w ocenie tego dzieciaka doprowadzało go do szału. Teraz na temat tych lekcji Oklumencji miał zupełnie inne zdanie i trochę się obwiniał swojej pochopnej decyzji. Wszystko wskazywało na to, że chłopak powinien nauczyć się sztuki zamykania umysłu, dla jego własnego dobra. Czarny Pan próbował go opętać. Chłopak jednak go pokonał, lecz… gdyby następnym razem coś takiego się stało, mógłby już nie mieć tyle szczęścia co wtedy. Bynajmniej nienawiść i stare urazy nie zaciemniły mu całkowicie oczu i umysłu. Zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. W dodatku jeszcze to co powiedział mu Albus. Nie wróżyło to nic dobrego. Wściekłość, irytacja i coś w rodzaju paniki wypełniało jego ciało, umysł i serce. Przeczuwał poważne kłopoty i instynkt podpowiadał mu, że pojawią się szybciej niż ktokolwiek by przypuszczał.
— Co my tacy źli?
Doszedł go znajomy i irytujący głos, pozbawiony jak zwykle wszelkiego szacunku.
— Iryt, zjeżdżaj! — warknął ostro i stanowczo Snape, posyłając duchowi wściekłe spojrzenie.
Zjawa jednak nic sobie nie robiła z wściekłości, jaka płonęła w mrocznych oczach profesora. Zachichotała i wywinęła młynka w powietrzu.
— Wszyscy krzyczą i przestawiają biednego Irytka z kąta w kąt. — Duch zrobił urażoną i pozornie nieszczęśliwą minę. Snape zmierzył go morderczym wzrokiem i po chwili namysłu zdecydował się dla świętego spokoju zlekceważyć obecność i zachowanie ducha. Wyminął go, gdyż nie zamierzał przez niego przechodzić, nie lubił uczucia, które temu towarzyszyło. — A przecież Irytek nic złego nie zrobił — dodała zjawa z lekkim i złośliwym uśmieszkiem, wnikając w obraz wiszący na ścianie, przedstawiający bawiącego się chłopca i dziewczynkę na polanie. Dziewczynka ubrana w jasnoniebieską sukienkę na szeleczkach pisnęła z zaskoczeniem i schowała się za pniem drzewa. W tym samym momencie, młody czarodziej rozglądał się dookoła z wyciągniętą różdżką, by dostrzec, co też jego współtowarzyszkę zabaw tak wystraszyło.
Snape westchnął.
— Jeszcze nic, ale pewnie zrobi — syknął do siebie. Miał zły dzień i nie zamierzał się wdawać w głupie rozmowy z tym uosobieniem złośliwości i psot. Skierował się w korytarz, aby wejść na schody prowadzące w dół, dokładnie na drugie piętro. U Dumbledore'a zabawił przeszło dwie godziny i właśnie zbliżała się pora kolacji.
Nagle coś trzasnęło, schody niespodziewanie się poruszyły, dość gwałtownie i gdyby Snape w ostatniej chwili nie chwycił się poręczy, wpadłby w przestrzeń, którą utworzyły dwa pęknięte na pół stopnie. — Iryt — powiedział bardzo poważnym i ściszonym głosem. — Zamorduję.
— Przecież ja już jestem martwy — zachichotał rozbawiony duch, który nagle wyłonił się ze ściany i zanim profesor zdążył wymierzyć w niego swoją różdżką, wzbił się tym razem do góry i przeniknął sufit. Snape westchnął z rezygnacją i rozdrażnieniem. Wiedział, że na duchach różdżka nie zrobi wielkiego wrażenia, przecież są już martwe i nie odczuwają bólu fizycznego. Jednak było kilka ciekawych zaklęć, które mogły tym przeźroczystym zjawom uprzykrzyć "życie", o ile tak można nazwać ich egzystencję. Natomiast, jeżeli chodzi o głębsze uczucia, sfery duchowej i psychicznej, to jak każde inne żywe istoty odczuwają, a czasem bywają bardziej wrażliwe niż ludzie.
Schody dobiły powoli do drugiej strony i zatrzymały się dokładnie naprzeciwko ciemnego korytarza. Snape zszedł z nich i skierował różdżkę na zniszczone stopnie.
— Reparo — wyszeptał, naprawiając je, aby ktoś sobie nie złamał nogi, gdyby przypadkiem tędy przechodził.
Schował różdżkę do kieszeni i uśmiechnął się tajemniczo. Tak, on już wiedział, że duch pożałuje, zadarł z nieodpowiednią osobą. Widocznie przez te lata, jeszcze się nie nauczył, że z Severusa Snape'a nie robi się durnia i że nie ma on czegoś takiego jak poczucie humoru. Rozejrzał się po korytarzu i jęknął żałośnie. Ten cholerny Iryt specjalnie uszkodził schody, aby zmieniły swoje położenie. Niech go szlag! Teraz znajdował się po zupełnie innej stronie zamku i będzie musiał nadrobić spory kawałek drogi. Zwłaszcza, że schody nie wykazywały teraz najmniejszej ochoty powrotu na swoje miejsce.
Iryt pożałuje. Jednak w tym momencie profesor chcąc nie chcąc, musiał jednak iść tą drogą, gdyż innej nie było. Szedł teraz długim korytarzem drugiego piętra, który był już opustoszały. Przez tego cholernego ducha stracił sporo czasu i kolacja na pewno się już zaczęła. Jednak teraz, jakoś nie spieszyło mu się na nią. Szedł powoli, zaglądając w mijane okiennice. Po szybach leniwie spływały krople deszczu, a słońce chyliło się już ku zachodowi, oświetlając jeszcze dziedziniec szkolny swoją czerwienią i grą barwnych świateł na szybach. Czerwcowe kwiaty rozkwitały mieniąc się barwami tęczy i rozsiewając przyjemną, lekko odurzającą woń, przedostającą się przez uchylone kwatery do wnętrza zamku. Severus poczuł znajome ukłucie w klatce piersiowej. Pamiętał to. Tamten dzień również był deszczowy i też był to czerwiec. Podszedł i zatrzymał się przy jednym z uchylonych okien. Spojrzał na dziedziniec ze smutkiem w czarnych oczach, a jego twarz przybrała wyraz zamyślenia. Wspomnienia tamtej chwili wypełniły jego myśli.
Westchnął i już miał odejść, gdy jego wzrok przykuł kształt siedzący na ławce między krzewami. Z zainteresowaniem uchylił szerzej okno, aby się lepiej przyjrzeć, zmarszczył brwi. Nagle zamarł, gdyż już zdał sobie sprawę, kim jest ta osoba. Na kamiennej ławce siedział Potter. Chłopak miał przyciągnięte kolana do piersi i oplatał je ramionami. Głowa mu swobodnie leżała na kolanach. Dzieciak był ubrany w dżinsy i cienką białą koszulę. Wydawał się zupełnie nie przejmować strugami deszczu, które na niego padały. Koszula była przemoczona i przylegała do szczupłego ciała, a włosy, które były zwykle rozczochranie i sterczały w różnych kierunkach, teraz były sklejone kroplami deszczu, które je wygładziły tak, że teraz opadały swobodnie. Snape zacisnął zęby, nie spuszczając wzroku z chłopaka. Znów to samo uczucie, wściekłość i złość na samego siebie. Ten widok był tak żywy i znajomy, tylko że teraz, w tym samym miejscu siedział inny chłopiec. Prawdopodobnie tak samo zagubiony i samotny jak tamten sprzed lat, w dodatku niewiele młodszy.
— Niech cię szlag! — warknął do siebie. — Ty mi robisz to specjalnie — dodał z bólem w głosie, nie spuszczając lodowatego wzroku z chłopaka. Dzieciak wyraźnie drżał, ale Severus nie mógł stwierdzić, co jest tego przyczyną. Zawsze uważał tego kretyna za irytującego bachora, wpychającego nos w nie swoje sprawy i pakującego się przy tym w kłopoty. Teraz jednak tą wygodną charakterystykę chłopaka szlag trafił i wcale nie z powodu wydarzeń z ostatnich dni, ale już od pewnego czasu czuł, że postępuje względem niego niesprawiedliwie. Jednak przyznać się do błędu nie jest łatwo, a tym bardziej nie komuś takiemu jak Severus Snape.
Wydarzenia ostatnich dni sporo zmieniły. Od wczoraj dzieciak wyglądał jak chodzące widmo. Blady z ciemnymi cieniami pod oczami. W dodatku był cichy i przygnębiony, jakby zupełnie nieobecny. Wczorajszego wieczora nawet nie pojawił się na kolacji, a na obiedzie zjadł tyle co nic. Prawdopodobnie, gdyby nie Granger, która siłą wmusiła w niego dwie kanapki, to by w ogóle nic nie zjadł. Poza tym na wczorajszych jak i dzisiejszych zajęciach też się nie pojawił. Cholerny gówniarz, a co mnie obchodzi czy chłopak coś je czy nie. Zirytował się. No, ale na Merlina, ten głupi dzieciak nie może przecież trwać dłużej w takim stanie, to go wykończy! Severus chcąc nie chcąc, czuł się trochę winny tej sytuacji, oczywiście z podkreśleniem na "trochę". Nigdy nie przepadał za Blackiem i z powodu jego śmierci bynajmniej nie miał zamiaru rozpaczać.
Mężczyzna spojrzał na skulonego Gryfona, który wyraźnie nie radził sobie z ostatnimi wydarzeniami. Najlepiej by było, aby ktoś z nim porozmawiał. No i właśnie w tej sprawie był przed chwilą u Dumbledore'a. Nie dość, że kosztowało go niesamowicie wiele wysiłku i opanowania, aby zacząć rozmowę na temat tego chłopaka, zwłaszcza po tym jego wyskoku do Ministerstwa, to jeszcze Albus zakomunikował mu, że nie ma zamiaru nic zrobić w tej sprawie i chłopak na pewno sam sobie z tym poradzi.
Jasne, prychnął z sarkazmem, patrząc za okno. Właśnie widzi jak sobie z tym radzi. Doprawdy świetny sposób, doprowadzić się do zapalenia płuc. Jeżeli chce popełnić samobójstwo, to jest wiele ciekawszych, szybszych i bezbolesnych sposobów. Ta myśl wywołała w nim nieokreślony niepokój i jak najszybciej ją odegnał.
— Dłużej tak nie może być — odparł w ciszę po chwili zastanowienia. Przymknął okno, aby krople deszczu nie wpadały do środka na posadzkę i ruszył w kierunku wyjścia na dziedziniec, aby doprowadzić dzieciaka do porządku. To prawda, obydwaj się wzajemnie nienawidzili, a ich obecna sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła, ale na Merlina, chłopak wyraźnie się stacza i w końcu popełni jakieś głupstwo. Jako nauczyciel i wychowawca jest zobowiązany do zainteresowania się tą sprawą, pomimo że tą osobą jest Potter, czyli jego największy koszmar. Teraz układał w głowie, co też powinien powiedzieć Potterowi, oczywiście oprócz tego, że zamierzał odjąć mu kilka punktów za … hmm, jeszcze konkretnie nie wiedział za co, ale na pewno coś się znajdzie. Sam fakt, że widok zmokniętego i użalającego się nad sobą chłopaka wywoływał w nim niewielkie współczucie i wyrzuty sumienia był doskonałym powodem.
Tak zamyślony skręcił ostro w korytarz i nagle poczuł, że ktoś z ogromnym impetem wpada na niego i w konsekwencji przewraca na posadzkę. W dodatku poczuł na sobie ciężar ciała, które na nim ciężko wylądowało.
— Kurwa! — zaklął dobitnie, zupełnie odruchowo. Podniósł głowę, aby zobaczyć osobę, którą w tym momencie miał zamiar zamordować na miejscu. Jego czarne i obecnie wściekłe oczy, napotkały przerażony, zielony wzrok i bladą twarz. Potter! No tak, bo któżby inny, jęknął w duchu z rezygnacją. Czy ten dzieciak musi go prześladować zawsze i wszędzie, co z nim nie tak? To nienormalne. Już miał na niego nawrzeszczeć i chłopak, co zdołał zaobserwować z jego twarzy wydawał się czekać na to, ale nagle zdał sobie sprawę, że właśnie leży płasko na posadzce, która jest cholernie twarda i zimna. W dodatku ma na sobie inne ciało, które wygląda na to, że z powodu przerażenia i szoku zupełnie zesztywniało i wyraźnie nie miało najmniejszego zamiaru się poruszyć. Mistrz Eliksirów zdecydowanie czuł się przyskrzyniony między ciałem chłopaka a tą cholerną posadzką. Najgorsze było jednak to, że nie czuł z tego powodu dyskomfortu, to było dziwne, ale nie odczuwał ciężaru chłopka jako czegoś nieznośnego i nieprzyjemnego. To było raczej…
Chłopak zadrżał i z powodu tej bliskości nauczyciel to wyraźnie poczuł, a obecnie rozchodzący się ogień po jego własnym ciele, przywrócił mu natychmiast trzeźwość myślenia.
— Tylko jedno słowo, Potter — syknął głosem pełnym jadu, modląc się w duchu, aby chłopak nie zwrócił uwagi na ledwie dostrzegalny rumieniec, który niewątpliwie pojawił się na jego bladych policzkach.
— Szlaban … — wyszeptał niepewnie zdezorientowany Gryfon.
— Dokładnie, panie Potter — odparł lodowato. — A teraz gdybyś był tak uprzejmy i… zszedł ze mnie, byłbym ci niezmiernie wdzięczny — dodał z czystym sarkazmem i swoją typową złośliwością w głosie.
Harry zamrugał zaskoczony i ku satysfakcji profesora zarumienił się widowiskowo, a na jego twarzy pojawiło się zażenowanie, gdy dotarła do niego absurdalność całej sytuacji i pozycji, w jakiej się znaleźli. Natychmiast zszedł z nauczyciela, rumieniąc się o ile to było możliwe jeszcze bardziej. Snape wstał z podłogi otrzepując swoją długą, czarną szatę, aby doprowadzić się do porządku.
— Ja … ja chciałem — zaczął niepewnie, gapiąc się w podłogę. — Przeprosić.
Mężczyzna posłał mu lodowate spojrzenie.
— Marsz się przebrać! — rozkazał, wskazując na przemoknięte ubranie, z którego stróżkami ciekła woda. — Jutro o dwudziestej trzydzieści szlaban w moim gabinecie — zakomunikował chłopakowi, prostując się i krzyżując ręce na piersi.
Harry zagryzł zęby i przytaknął, następnie bez słowa skierował się do wieży Gryffindoru, aby się przebrać. Wolał już nie pogarszać swojej sytuacji, a poza tym był nadal lekko zażenowany i marzył, aby znaleźć się jak najdalej od profesora.
Snape spojrzał za oddalającym się szybko Gryfonem.
— Czy ten kretyn nigdy nie słyszał o żadnym zaklęciu suszącym? — warknął, widząc kałuże wody powstałe z ociekającego ubrania chłopaka. Wyciągnął swoją różdżkę, gdyż zdał sobie sprawę, że jego szata również jest mokra od przemoczonego ubrania Pottera, z którego ściekała woda. Poczuł jak po twarzy spływały mu kropelki przyjemnie chłodnego deszczu, które ściekły z czarnych, przemoczonych włosów chłopaka i z jego twarzy. Zielone oczy, były one przepełnione strachem, ale w głębi swoich źrenic były takie samotne, smutne. Jego ciało na wspomnienie tego wzroku wypełniło ponownie to dziwne uczucie gorąca i natychmiast z rozdrażnieniem machnął różdżką. — Faventus* — syknął i jego szata stała się sucha.
Rozejrzał się po korytarzu i skierował w stronę Wielkiej Sali, choć i tak był już sporo spóźniony i kolacja pewnie dobiegała końca. Schował różdżkę, miał nadzieję, że już nic mu nie przeszkodzi i spokojnie do niej dotrze. Po kilku minutach wyszedł tajemnym przejściem, które znajdowało się za stołem nauczycielskim i zajął swoje zwykłe miejsce.
— Severusie, spóźniłeś się — odparła McGonagall, spoglądając na mężczyznę.
— Zauważyłem — odparł chłodno. — Czy coś przegapiłem?
— Nie musisz być taki opryskliwy — odparła urażona.
Mistrz Eliksirów nic nie odpowiedział. Był zły, rozdrażniony, a widok uśmiechającego się ciepło Dumbledore'a i jego lśniące wesołością jasnoniebieskie oczy zupełnie go wyprowadzały z równowagi i dzisiejszego dnia wyjątkowo odbierały apetyt. Jedyne o czym teraz marzył, to o szklaneczce czegoś mocniejszego.
Zanim jednak wyszedł z Wielkiej Sali, zerknął odruchowo w stronę stołu Gryffindoru i jego wzrok zatrzymał się na miejscu, gdzie powinien siedzieć Potter. Chłopaka nie było, poczuł jakby zawiedzenie i zaniepokojenie. Jedynie Granger razem Weasleyem siedzieli smutni i wyjątkowo cisi. Mistrz Eliksirów prawie niczego nie tknął na kolacji. Zagryzł zęby i jeszcze zanim się skończyła wyszedł z sali kierując się do swoich kwater w zamyśleniu. Wszedł do siebie z pewną ulgą i usiadł ciężko na fotelu koło kominka. W jego kwaterach jak zwykle było chłodno i panował przyjemny dla oczu półmrok. Snape zamknął oczy, po chwili machnął różdżką i drzwiczki od barku, który znajdował się po prawej stronie pokoju, otworzyły się. Mężczyzna wstał i podszedł do niego wyciągając butelkę Ognistej. Nalał sobie sporo do literatki i wyczarował kilka kostek lodu. Z powrotem usiadł w fotelu i napił się trochę trunku. Jego czarne oczy wpatrzyły się w mały dzwoneczek, stojący spokojnie na kominku. Zacisnął usta w bardzo cienką linię i zmarszczył brwi, wziął jeszcze jeden łyk, tym razem większy i powziąwszy decyzję wstał gwałtownie z fotela. Podszedł do kominka z literatką w ręce. Drugą ręką pewnie uderzył w dzwoneczek, który wydał ledwie dosłyszalny dźwięk. Nie musiał czekać, zaraz przed nim pojawił się skrzat domowy.
— W czym mogę służyć, profesorze Snape? — zaszczebiotał cienko, kłaniając się.
— Wezwij mi Zgredka.
— Jak sobie pan życzy — odparł skrzat, znikając.
— Chyba postradałem rozum… — mruknął, opróżniając literatkę.

***

Harry wpadł do dormitorium i zamknął za sobą drzwi. Kolacja nadal trwała i w wieży Gryffindoru nie było nikogo. Panowała cisza i spokój. Przypuszczał, że będzie miał dla siebie jeszcze niecałą godzinę, zanim pozostali Gryfoni wrócą z kolacji. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest przemoczony do suchej nitki. Zadrżał z zimna, a woda kapała mu z mokrego ubrania, więc pierwszą rzeczą jaką zrobił, to ściągnął z siebie przemoczoną koszulę i spodnie, kładąc je na oparciu krzesła. Wyciągnął z szafki czarną bluzę, trochę za dużą i granatowe dżinsy. Zanim je jednak ubrał, wytarł się do sucha ręcznikiem. Musiał również przetrzeć okulary, na które skapywały kropelki wody z jego włosów, rozmazując się na szkłach.
Suchy i ubrany, zerknął na zegar. Kolacja prawdopodobnie dobiegała końca i nie było już sensu na nią iść. Poza tym nie był głodny i obecnie nie miał na nic ochoty, a zwłaszcza na rozmowy i ciągłe gapienie się ze strony innych uczniów. Miał tego dość, a najbardziej wnerwiał go Malfoy, który uśmiechał się bezczelnie i robił głupie miny. Głupi kretyn, nawet go nie obchodzi, że jego ojca wsadzili do więzienia. Harry nie mógł tego pojąć. Jak można być takim bezdusznym i chłodnym draniem? W końcu Lucjusz pomimo tego, że jest Śmeirciożercą, to również jest jego ojcem, jego rodziną. Rodzina … Harry położył się na łóżku, zakładając ręce za głowę i spojrzał smutnym wzrokiem w sufit. Syriusz …
Zamknął oczy.
— Przepraszam — wyszeptał i łzy zakręciły mu się w oczach. — Tak mi przykro, to moja wina…
Przekręcił się na łóżku, przytulił twarz do poduszki i zacisnął na niej palce, nie chciał płakać, nie chciał czuć tego bólu, nie chciał czuć niczego. Chciał być od tego wszystkiego wolny i daleko, bardzo daleko. Nie być tym, kim był. Słowo "nie istnieć" obecnie oddawało wszystko co czuł. Zacisnął zęby powstrzymując napływające łzy. Nie, obiecał sobie, że nie będzie płakać, już nie. Zemści się i Bellatrix pożałuje, będzie cierpieć i on tego dopilnuje, chodźmy to była ostatnia rzecz w jego życiu jaką przyjdzie mu zrobić.
— Panicz Harry? — zaszczebiotał cichy i znajomy głos.
— Zgredek. — Harry uśmiechnął się blado i podniósł się na łóżku. Spojrzał zaskoczony na skrzata, w którego wielkich oczach dostrzegł troskę i obawę. — Czy coś się stało? — zaniepokoił się.
— Och nie, wszystko w porządku — rozpromienił się skrzat. — Zgredek przyszedł odwiedzić Harry'ego Pottera i przyniósł coś do jedzenia.
— Do jedzenia? — Harry zaskoczony zobaczył jak na ręce skrzata pojawia się taca, a niej talerz z kanapkami, dzbanek z herbatą i kubek. Były też trzy ciasteczka z kremem.
— Nie był dziś panicz na kolacji i…
— Nie jestem głodny — przerwał mu nagle Harry, który wpatrywał się w niego trochę zaskoczony. Skąd on wiedział, że nie było go na kolacji?
— Harry Potter musi jeść — odparł uparcie skrzat i położył tacę na łóżku. — Zgredek się martwił.
— Zgredku, ja naprawdę nie jestem głodny.
— Zgredek dopilnuje, aby Harry Potter to zjadł.
— Nie jestem głodny — odparł trochę zbyt ostro i wyraźnie poirytowany. — Zabierz to z powrotem.
— Zgredek nie chciał zdenerwować panicza — zakwilił żałośnie skrzat. — Niedobry Zgredek.
— Nie, nie zrobiłeś nic złego — odparł Harry, podchodząc do skrzata i starając się go uspokoić, zdając sobie sprawę, że przesadził z tym swoim wybuchem złości. — Ja po prostu…
Skrzat spojrzał na chłopaka swoimi dużymi i zatroskanymi oczami. Spuszczone uszy i zasmucona, przygnębiona mina sprawiła, że w Harrym serce drgnęło.
— No dobrze, zjem — odparł, poddając się i na twarzy skrzata pojawił się promienny uśmiech.
Harry zjadł kilka kanapek, wypił herbatę i nawet spróbował ciasta. Gdy skończył jeść pod bacznym okiem skrzata, chwilę jeszcze z nim porozmawiał i Zgredek musiał wrócić do kuchni. Zanim jednak znikł, zabrał ze sobą jego mokre ubrania, aby je wyprać i wysuszyć.
Kilka minut później drzwi do dormitorium się otworzyły.
— Gdzieś ty był? — odparła dziewczyna, siadając na łóżku koło bruneta. — Szukaliśmy cię.
— Musiałem się przejść.
— Przegapiłeś kolację — odrzekł Ron, kładąc się koło Harry'ego.
— Już jadłem. Zgredek przyniósł mi jedzenie z kuchni.
— A skąd on wiedział, że nie było cię na kolacji? — spytała wyraźnie zaskoczona.
— Nie mam pojęcia. Zapomniałem go zapytać.
— Czy to takie istotne skąd wiedział? — mruknął Ron. — Ważne, że nie pozwolił ci umrzeć z głodu — dodał z uśmiechem.
— Ron! — warknęła Hermiona posyłając mu chłodne spojrzenie, gdy zauważyła, że Harry lekko pobladł.
Rudzielec lekko się zarumienił.
— Jeszcze tylko jutro i pojutrze jedziemy do domu — dodał pospiesznie, aby zmienić temat.
— Dokładnie — odparła Hermiona. — Harry masz jakieś plany?
— Raczej nie. Moje plany to Dursleyowie — odparł z goryczą. — Zresztą jak zawsze.
Dziewczyna strapiła się i spojrzał na Rona, który jedynie bezradnie wzruszył ramionami i zrobił przygnębioną minę.
— A może odwiedzisz mnie w wakacje? — dodała z lekkim uśmiechem.
— Chętnie bym to zrobił, ale w obecnej sytuacji, chyba jest to nie możliwe. Poza tym wątpię, żeby dyrektor był tym pomysłem zachwycony. — Ostatnie zdanie powiedział z taką złością i jadem, jakiego jeszcze nigdy u niego nie słyszeli.
— Harry, jeśli chodzi o dyrektora, to chyba przesadzasz, przecież pomógł nam…
— Nie, Herm! — warknął. — Pozwól, że na jego temat będę miał własne zdanie. Nie ufam mu.
Ron westchnął i oparł się o ścianę.
— Stary ja nie wiem o co wam poszło, ale Hermiona ma trochę racji.
— Dajmy temu spokój, nie chcę o tym rozmawiać — odparł chłodno i wstał z łóżka.
— Dobra, jak chcesz — odparł rudzielec, patrząc na zegar. — Jest już późno i lepiej kładźmy się spać, bo nie chcę się spóźnić w ostatni dzień. Zwłaszcza, że pierwsze zajęcia mamy z McGonagall.
— Zgadzam się — odparła dziewczyna i ziewnęła, wyciągając się. — Acha, Hagrid zaprosił nas na herbatkę zanim wyjedziemy. Mamy być u niego o dwudziestej pierwszej.
— Świetnie — odparł Ron i spojrzał na Harry'ego. Wiedział, że jego przyjaciel zawsze się cieszył z możliwości spędzenia czasu z Hagridem i miał nadzieję, że to trochę polepszy jego nastrój.
— Nie mogę — jęknął brunet.
— A to czemu? — zdziwiła się dziewczyna.
— Mam szlaban.
— Szlaban? Żartujesz? — odparł rudzielec, którego oczy rozszerzyły się w wyraźnym zaskoczeniu. — Przecież jest koniec roku!
— Powiedz to Snape'owi — burknął, wstając z łóżka.
— Nie mów, że ten nietoperz dał ci szlaban w ostatni dzień nauki? — Rudzielec wyglądał bardziej na zszokowanego niż poirytowanego.
— Przecież właśnie to powiedziałem — odparł Harry, wzruszając ramionami i podchodząc do szafy, aby znaleźć w niej swoją piżamę.
— Ten facet jest naprawdę niemożliwy. — Pokręcił z niedowierzaniem głową.
— Ron, przecież wiesz jaki jest Snape — westchnęła dziewczyna, wstając z łóżka. — On nie potrzebuje powodu, aby gnębić Harry'ego.
— Dobra, dajmy już temu spokój — orzekł wyraźnie zmęczony brunet.
— W porządku. Idę do siebie — odparła i skierowała się do wyjścia. — Do jutra.
— Pa — odparli równocześnie i drzwi za dziewczyną się zamknęły.
Harry usiadł ciężko na łóżku.
— Na pewno nie chcesz iść na tą imprezę? — mruknął Ron. — W wspólnym już zebrali się wszyscy Gryfoni.
— Nie. Jestem zmęczony i nie mam ochoty na kolejną serię pytań — odparł, przebierając się. — Ale jak ty chcesz, to możesz iść.
— Nie. Chyba masz rację — mruknął wstając z łóżka bruneta i skierował się do własnego. — Najlepiej będzie jak to wszystko ucichnie — dodał jakby do siebie.
Harry jedynie westchnął i położył się do łóżka, ale choć czuł się zmęczony, nie mógł zasnąć. Chciał jak najszybciej wydostać się z tego zamku i nie miało tym razem znaczenia to, że wakacje będzie musiał spędzić ze swoimi wrednymi krewnymi. Chciał zapomnieć i znaleźć się w miejscu, gdzie nikt nie wie kim jest, a świat mugoli, w tym momencie był najlepszym rozwiązaniem. Tam nie będzie musiał widywać dyrektora, nauczycieli, uczniów czy Malfoya, który doprowadzał go do szału. W tym roku nawet cieszył się, że będzie mógł zamknąć się w swoim pokoju i nie będzie musiał oglądać w gazetach swojego zdjęcia, wyczytywać tych wszystkich bzdur na jego temat, Voldemorta czy nawet Syriusza.
Jeszcze tylko jutrzejsze zajęcia, ten cholerny szlaban ze Snape'em i… Snape, niech go szlag. Czy on zawsze musi być taki wredny, dlaczego mu nie da spokoju? Harry jęknął w poduszkę, dlaczego on musi mieć takie cholerne szczęście? Dlaczego akurat musiał wylądować na Snape'ie, ze wszystkich nauczyli wpaść właśnie na niego i dlaczego ten wredny nietoperz nie był na kolacji? To jakieś cholerne fatum, że zawsze musi się na niego natknąć. Harry cofnął się do momentu, kiedy wylądował na mężczyźnie i na to wspomnienie poczuł dreszcz przebiegający mu wzdłuż kręgosłupa. Gdy profesor spojrzał mu w oczy, miał taki wyraz twarzy jakby chciał go zabić na miejscu, a te oczy… były takie mroczne, przerażające. Sam jego wzrok sprawiał, że poczuł się jakby sparaliżowany, na Merlina, dlaczego obawia się tego faceta bardzie niż Voldemorta? To nienormalne.
Pomimo chęci mordu, która wyraźnie pojawiła się w czarnych oczach, nauczyciel dał mu tylko szlaban. Dziwne, nawet na niego nie nawrzeszczał i potraktował go zdecydowanie ulgowo, zważywszy, że Harry zdawał sobie sprawę, że tym razem faktycznie to była jego wina i ten szlaban słusznie mu się należy.
Harry uśmiechnął się do siebie i przekręcił na plecy. To nawet było całkiem zabawne, mina Mistrza Eliksirów i on sam leżący płasko na ziemi pod nim… Harry się zarumienił i potrzasnął głową z rozdrażnieniem. Odbiło mi, stwierdził całkiem przytomnie i ze szczerym rozbawieniem zachichotał w poduszkę. Chyba faktycznie powinienem się przespać. Przekręcił się z powrotem na prawy bok i naciągnął kołdrę pod brodę. Zamknął oczy z westchnieniem.
Czyżby Snape się wtedy zarumienił? Ta dziwna myśl tak nagle nawiedziła jego umysł, że nie potrafił się przed nią obronić i zmarszczył brwi, starając sobie przypomnieć wyraz twarzy mężczyzny. Nie wiedział dlaczego akurat o tym pomyślał. Być może dlatego, że sam czuł się zażenowany tą sytuacją. Choć się starał, jednak nie potrafił przywołać wyrazu twarzy mężczyzny, był wtedy zbyt rozkojarzony i zdesperowany. Po chwili rozmyślań jednak doszedł do wniosku, że to nie możliwe, bo przecież ten wredny nietoperz nie ma pojęcia co to jest rumieniec. Zresztą, jakoś nie wyobraża sobie, aby Snape kiedykolwiek się zarumienił. Zmęczenie zaatakowało jego umysł i całe jego ciało, powoli zasnął.

Kolejny dzień minął spokojnie. Harry pojawił się na zajęciach jak i na wszystkich posiłkach, choć był wyraźnie cichszy i przygnębiony. Przez cały dzień starał się unikać spotkania sam na sam z nauczycielami czy kolegami. Denerwowało go, że niektórzy patrzą na niego ze współczuciem, inni z zaciekawieniem, a jeszcze inni z jawną niechęcią.
Zaraz po kolacji wszyscy uczniowie skierowali się do swoich domów, aby się spakować. Dokładnie jutro po śniadaniu wszyscy mieli udać się do Hogsmeade, aby wsiąść w pociąg do Londynu. Gdy Harry uporał się już ze swoimi ubraniami i schował wszystkie książki do kufra, na zegarze wybiła dwudziesta. Usiadł na łóżku i westchnął z rezygnacja. Za pół godziny czekał go szlaban ze Snape'em. Cudowne zakończenie roku szkolnego, szlaban w lochach z Mistrzem Eliksirów. Zatrzasnął wieko kufra i rozejrzał się jeszcze po pokoju czy czegoś przypadkiem nie zapomniał. Została mu tylko miotła i klatka, ale tym postanowił się zająć rano. Teraz miał na głowie dwugodzinny szlaban.
Piętnaście minut po dwudziestej. Harry jękną i skierował się w stronę drzwi. Wolał się nie spóźnić, aby nie rozwścieczyć Snape'a. Na kolacji wyglądał zdecydowanie na wkurzonego. No tak, ale nie przypomina sobie, żeby Snape kiedykolwiek wyglądał na zadowolonego. Chyba, jak rozdaje szlabany i odejmuje punkty. Dręczenie uczniów, to wyraźnie jedyna rzecz, która sprawia mu przyjemność.
Pod drzwiami gabinetu był pięć minut przed czasem. Zapukał z wahaniem.
— Wejść — rozległ się chłodny głos zza drzwi.
Harry westchnął i wszedł do gabinetu Snape'a. Mężczyzna siedział zza biurkiem, które było zawalone stertą pergaminów. Wyglądał na niezbyt zadowolonego, a nawet można powiedzieć, że bardziej na załamanego. Czyli był w takim nastroju w jakim Harry spodziewał się go zastać.
— Potter, a tak, szlaban — odparł, podnosząc niechętnie wzrok znad pergaminu. Wstając zza biurka zmierzył chłopaka chłodnym spojrzeniem. Stwierdził, że dzieciak wygląda znacznie lepiej, niż gdy widział go ostatnio. To dobrze wróżyło. Może Albus miał rację i chłopak faktycznie wyjdzie szybko z tej depresji, tak byłoby lepiej dla niego i innych. Wtedy w korytarzu, jak dzieciak na niego wpadł, wyglądał na naprawdę podłamanego. Dlaczego o tym pomyślał? Niedorzeczne. Zdecydował się przegnać tą irytującą myśl z umysłu, co udało mu się bez trudu. — Zaraz znajdziemy ci jakieś zajęcie — odparł, rozglądając się po gabinecie. Uśmiechnął się, gdy dostrzegł pudło pod ścianą, o którym zupełnie zapomniał. Zamówione składniki na kolejny rok. Podszedł do pudła i otworzył je, aby przejrzeć jego zawartość. Zadowolony stwierdził, że było w nim wszystko, co zamówił. — Poukładasz te słoiki na odpowiednich półkach. Powinieneś z tym skomplikowanym zadaniem sobie poradzić — uśmiechnął się złośliwie.
Hrry zagryzł zęby i spojrzał na Snape'a ze złością.
— Dobrze, profesorze — wycedził przez zęby i zabrał się do wypakowywania słoików.
Snape zmrużył oczy, ale nic nie powiedział, skierował się w stronę biurka. Dziś wyjątkowo nie miał zamiaru wdawać się w słowne przepychanki z dzieciakiem ani też tracić na to czasu. Musiał się uporać z tymi przeklętymi testami, które zrobił na podsumowanie pierwszemu i czwartemu rocznikowi.
Teraz poprawiał testy pierwszego roku, Gryffindoru i Slytherinu. Oczywiście test okazał się kompletną klapą. Snape miał wrażenie, że co roku młodzież, która trafia do Hogwartu jest coraz bardziej tępa. Innego wytłumaczenia na bzdury, które wypisywali uczniowie, nie potrafił znaleźć. Przecież tłumaczy im prawie sto razy to samo, a notatki mają jasne i przejrzyste. Snape z rozdrażnieniem przerzucił kartkę poprawianego testu. Zamrugał z niedowierzaniem, Hostria Jadowita jest

zielem, którego wysuszone liście po zmieleniu stosuje się do eliksirów

poprawiających apetyt… Co za kretyn coś takiego napisał? Już sama nazwa wskazuje, że jest to jadowita roślina, w dodatku silnie toksyczna! Jedynie jej korzeń jest wykorzystywany do eliksirów i tylko, gdy jest wysuszony. Można go mielić, siekać jak i dodawać w całości. No ale skąd można o tym wiedzieć jeżeli się nawet zeszytu nie otworzyło. Poprawiający apetyt! Jasne, prychnął, a następnie pomasował sobie skronie, aby opanować emocje i nie postawić delikwentowi z miejsca "K". Może faktycznie jest beznadziejnym nauczycielem i powinien złożyć rezygnację?
Spojrzał na stertę pergaminów i westchnął. Był dopiero w połowie, a im więcej prac czytał, tym bardziej miał ochotę wrzucić je do kominka, gdyż według niego tam było ich miejsce. Z piętnastu, które do tej pory przejrzał, pięć było na "P", cztery na "Z" i trzy na "A", a czekało go jeszcze dziewiętnaście! Koszmar. Merlinie, dzięki, że za dwa dni są wakacje. Jeszcze jeden taki test, a nie ręczył, że nie użyje niewybaczalnych, dla przykładu. Delikatne Crucio może całkiem dobrze mobilizować. Uśmiechnął się do siebie na tą myśl, przynajmniej mógł sobie pomarzyć, za to jeszcze nie wsadzają do Azkabanu.
Spojrzał ponownie na test i po napisaniu obszernego i dość ostrego komentarza postawił "A" z wyraźnym wykrzyknikiem. Gdy miał zabrać się za kolejny, ciszę przerwał trzask tłuczonego szkła, a następnie syk. Podniósł wzrok znad pergaminu i spojrzał w kierunku Pottera, który trzymał się za rękę.
— Potter, co ty do licha wyprawiasz? — warknął w stronę chłopaka, wstając z krzesła.
Podszedł do Gryfona. Na ziemi leżał stłuczony słoik, a na podłodze paski skóry z Gorgulca. Snape już wiedział. Podszedł bez słowa do jednej z szafek i z górnej półki ściągnął mały flakonik z różowym płynem, wziął również gazę z szuflady, a następnie podszedł do chłopaka.
— Przepraszam — odparł, zagryzając zęby z bólu, który stawał się coraz bardziej dotkliwy.
— Pokaż tą rękę ofiaro lasu. — Mężczyzna odezwał się prawie łagodnie, odkręcając flakonik i nalewając trochę jego zawartości na gazę. Harry spojrzał na niego niepewnie i Mistrz Eliksirów westchnął z rozdrażnieniem. — Skóra Gorgulca ma właściwości żrące i nie bierze się jej gołymi rękami, bo wchodzi w reakcję ze skórą.
— Nie wiedziałem — burknął chłopak.
— Bo skąd miałeś o nich wiedzieć. To jeden z tematów siódmego roku — odparł rzeczowo i spokojnie. — A teraz przestań się boczyć jak małe dziecko, bo będę zmuszony cię wysłać do Skrzydła Szpitalnego.
Chłopak posłał mu lodowate i oburzone spojrzenie, ale wyciągnął dłoń w stronę nauczyciela, który uchwycił ją za nadgarstek, aby samemu nie mieć kontaktu z chorą skórą. Dłoń od wewnętrznej strony była dość mocno zaczerwieniona i okropnie piekła. Harry miał wrażenie, że faktycznie to coś się wżera w jego skórę. Chłodny i kojący płyn dotknął rany i chłopak odetchnął z ulgą.
— I wcale się nie boczę — odparł urażonym tonem, gdy mężczyzna skończył przemywać ranę.
— Jasne, wcale — prychnął nauczyciel, posyłając mu rozbawione spojrzenie, co trochę wytrąciło chłopaka z równowagi. — Acio bandaż — mruknął Snape i pochwycił go zwinnie w locie. Wylał jeszcze trochę płynu na gazę i położył ją na dłoni chłopka, a następnie dokładnie i fachowo obwinął dłoń bandażem. — Jutro wieczorem możesz ściągnąć opatrunek, nie powinno być śladu.
— Dziękuję — odparł chłopak i schylił się, aby uprzątnąć bałagan, ale nauczyciel chwycił go za ramię.
— Zostaw to. Mam dość wypadków na dzisiaj — odparł niechętnie i wskazał różdżką na pozostałe słoje, które powędrowały w odpowiednie miejsca na półkach, a następnie uprzątnął nieszczęsne skóry Gorgulca, umieszczając je zaklęciem w naprawionym słoiku. — I co ja mam z tobą zrobić?
Nachylił się i spojrzał chłopakowi w oczy. Harry'emu aż ciarki przeszły po plecach. Czemu ten facet tak na niego działał? Jak on go nienawidzi.
— Nie wiem — odparł, starając się bezskutecznie uciec wzrokiem.
— No tak. Taką odpowiedź mogłem przewidzieć — odparł z sarkazmem w głosie. W oczach chłopaka pojawiła się nienawiść i złość. Na ten widok mężczyznę coś zabolało i odwrócił wzrok. — Siadaj — warknął z rozdrażnieniem wskazując fotel koło kominka i Harry posłusznie w nim usiadł. Snape podszedł do swojej bardzo dobrze wyposażonej biblioteczki, przesunął palcami po tytułach i zatrzymał rękę na podręczniku do eliksirów na szósty rok. Już miał ją wyciągnąć, ale się rozmyślił, zamiast tego spojrzał na niższą półkę i zmarszczył brwi. Po zastanowieniu wyciągnął z niej starą dość grubą książkę pod tytułem "Obrona, gdy atak jest niemożliwy". Wziął ją i podszedł do chłopaka. — Powinna cię zainteresować — odparł, wręczając mu ją.
Harry wziął gruby tom z rezygnacją, myśląc że to kolejna książka na temat eliksirów i mile się zaskoczył, kiedy przeczytał jej tytuł. Chciał o coś zapytać, ale gdy podniósł wzrok znad spisu treści, Snape już siedział przy swoim biurku i ponownie był pogrążony w dokumentach.
Harry ułożył się wygodnie w fotelu. Nie jest tak źle, pomyślał otwierając książkę na pierwszym rozdziale i pogrążył się w tekście. Książka okazała się niezwykle ciekawa i było w niej zamieszczonych sporo pożytecznych rad jak się ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin