Courths Mahler Jadwiga - Dylemat.pdf

(591 KB) Pobierz
JADWIGA COURTHS-MAHLER
Dylemat
Przekład
Paweł Latko
1
Gunter Heinersdorf, wyrwany z głębokiego snu, półprzytom­
nie patrzył na lokaja Józefa, który potrząsając delikatnie jego
ramieniem, mówił coś wyraźnie zdenerwowany. Pierwszy raz
chyba lokaj budził go w ten sposób, coś zatem musiało się
zdarzyć.
— Co się dzieje, Józefie? Musi mnie pan tak szarpać?
— Ach, doktorze! Niech pan natychmiast wstaje. Próbo­
wałem pana obudzić delikatnie, ale nie skutkowało, więc mu­
siałem... Dzwonili z fabryki, że wybuchł tam pożar!
Gunter wyskoczył z łóżka na równe nogi.
— Co pan powiedział?
— Tak, doktorze, pożar! Strażacy są już na miejscu, nato­
miast pracownicy jeszcze nie przyszli —jest dopiero szósta. Ogień
chyba wybuchł w nocy. Niech pan tam szybko jedzie. Szofera już
obudziłem — czeka na pana przed domem.
— Czy portier powiedział, w którym wydziale się pali?
— Zdaje się, że w stolarni, tej od mebli kuchennych.
Gunter zacisnął zęby, gdyż w tym momencie przypomniał
sobie, że nie przedłużył polisy ubezpieczeniowej. Do licha, do
kiedy właściwie była ważna? Chyba wygasła w zeszłym tygodniu,
3
a on, zakochany po uszy, zupełnie zapomniał o swoich obo­
wiązkach.
Ubrał się w biegu, o goleniu nie mogło być mowy. Józef, co
prawda, przyniósł śniadanie, ale Gunter wypił tylko kawę, nie
zasiadłszy nawet do stołu. Biegnąc po schodach, narzucił na siebie
płaszcz, a kapelusz włożył wsiadając już do stojącego przed
drzwiami samochodu.
Nie odezwał się ani słowem, ale szofer i bez tego wiedział, że
ma jechać jak najszybciej, bo przecież Józef zawiadomił go już
o pożarze.
Mimo to dopiero po pół godzinie samochód dotarł do
fabryki. Z daleka Gunter zobaczył słup dymu i płomienie, i zdał
sobie sprawę, że sytuacja wygląda groźnie. Do kiedy, u licha,
trzeba było zapłacić tę składkę ubezpieczeniową? — zastanawiał
się gorączkowo, ale myśli uciekały wciąż do przyjemnych wyda­
rzeń wczorajszego wieczoru, a usta same układały się do wymó­
wienia dźwięcznego kobiecego imienia. Szybko jednak wracał do
ponurej rzeczywistości dzisiejszego ranka. To, co się zdarzyło,
dotyczy przecież także Lidii. Teraz, kiedy zdecydował się poślubić
dziewczynę bez posagu, perspektywa małżeństwa rysuje się
niewesoło, skoro wraz z pożarem jego źródło utrzymania zostanie
zniszczone.
Strażacy próbowali opanować żywioł. Silne strumienie wody
z sykiem rozpryskiwały się po rozżarzonych belkach stropu nad
stolarnią, ale płomienie z niewiarygodną zachłannością pożerały
dosłownie wszystko, co nie trafiło jeszcze pod strumień wody,
jakby z wściekłością chciały zemścić się za zabranie im części
zdobyczy.
Gunter wyskoczył, zanim jeszcze samochód się zatrzy­
mał. Strażacy pilnujący porządku zagrodzili mu drogę, ale
przepuścili, gdy przedstawił się jako właściciel. Nie czekając na
windę długimi krokami wbiegł po schodach prosto do swojego
biura.
4
Zrzucił płaszcz i kapelusz, sięgając już jedną ręką po klucz od
sejfu, w którym przechowywał pieniądze i ważne dokumenty
— wśród nich także polisy ubezpieczeniowe.
Nim go otworzył, wszedł dyrektor fabryki, blady i zdener­
wowany.
— Panie doktorze, czy przedłużył pan polisę? Przypomi­
nałem o tym tydzień temu.
Gunter gwałtownym szarpnięciem otworzył drzwi sejfu.
— To było w zeszłym tygodniu?
— Tak! Przedwczoraj minął ostateczny termin. Na Boga,
chyba pan o tym nie zapomniał?!
Wysoki, barczysty mężczyzna opadł jak ścięty na fotel.
— Niestety, Kruger... zapomniałem. Skąd mogłem wiedzieć,
że akurat teraz...
— Rany boskie! Ubezpieczenie przepadło i wszystkie straty
trzeba będzie pokryć samemu. Jak pan mógł do tego dopuścić,
doktorze?!
— Tak, Kruger. Sam nie wiem, jak mogłem zaniedbać tak
ważną sprawę. Pomyślałem o tym dopiero, gdy Józef powiedział
mi, co się stało. Sądzi pan, że nie możemy już liczyć na żadne
odszkodowanie?
— Absolutnie! Ubezpieczalnia nawet nie podejmie z nami
rozmów na ten temat.
— W którym miejscu zaczął się pożar?
— Powiedziano mi, że na wydziale mebli kuchennych.
Gunter poderwał się.
— Piętro niżej jest pracownia mebli artystycznych. Kruger,
musimy powiedzieć strażakom, aby za wszelką cenę nie dopuścili
do przerzutu ognia, bo spłonięcie tej hali oznacza dla nas
bankructwo.
Wybiegli obaj, odnaleźli dowódcę straży i przekonywali go,
by ratował przede wszystkim warsztat mebli stylowych.
5
— Za późno, panie doktorze. Zawaliły się stropy i ogień
buszuje już na parterze, gdzie mieści się kotłownia.
Gunter skulił się i jęknął: — Przepadło mi ubezpieczenie!
— Ratujemy, co można, panie doktorze. Wybaczy pan, ale
nie mam teraz czasu na rozmowę z panem — rzekł i zostawił
osłupiałych obu mężczyzn.
Patrzyli bezradnie na szalejące płomienie, wciąż znajdujące
nowe zapasy łatwego żeru w postaci dobrze wysuszonego drewna,
oleju, farb i rozpuszczalników. Wokół panował trudny do
zniesienia żar. Ogień bez żadnej różnicy pastwił się zarówno nad
wykończonymi już stylowymi meblami, które w najbliższych
dniach miały być dostarczone do restaurowanego zabytkowego
zamku, jak i nad tanimi, standartowymi meblami kuchennymi.
Do uratowania pozostało już niewiele, co najwyżej magazyn
z drewnianymi półfabrykatami znajdujący się na parterze, ale
wkrótce i on stanął w ogniu, co gorsza, żywioł przeniósł się
stamtąd do sąsiedniego budynku, gdzie znajdowała się pracownia
mebli tapicerowanych, a także malarnia i bejcownia. Tam,
pomiędzy pojemnikami z lakierami i rozpuszczalnikami, ogień
nabrał rozmachu i w mig strawił nie tylko ten budynek, ale
wszystkie leżące w pobliżu. Ocalał tylko biurowiec i kilka
zabudowań nieprodukcyjnych.
Zdruzgotany Gunter Heinersdorf wrócił do swojego biura.
Pomóc przecież nie mógł, a chwilami swoją obecnością wręcz
przeszkadzał. Dyrektor rozmawiał przez telefon z przedstawicie­
lem ubezpieczalni, ale uzyskał tylko potwierdzenie, że polisa
straciła już ważność.
W tym momencie ogień trawił w sąsiednim budynku nowo­
czesne agregaty malarskie. W odruchu rozpaczy Gunter wybiegł
na dziedziniec i nie zważając na wołania strażaków oraz samego
komendanta, podchodził do płonącego budynku. Blady, z ka­
mienną twarzą, nie reagował na ostrzeżenia i nie zatrzymał się
nawet wówczas, gdy runął dach. Płonące szczapy i belki po-
- 6
Zgłoś jeśli naruszono regulamin