5007.txt

(177 KB) Pobierz
 HANNA OżOGOWSKA
ZŁOTA KULA
WASZA KSIĘGARNIA WARSZAWA 1962
Ilustrowała WANDA  ROMEYKO
Okladlcš   projektował ZDZISŁAW   WITWICKI
To, co trzeba wiedzieć, zanim zacznie się czytać naprawdę
W-
tej ksišżce najwięcej się będzie mówić o dwóch chłopcach i o jednej dziewczynce, o pluszowym psie i o złotej kuli, która wcale nie była złota, tylko zupełnie inna.
Jeden chłopiec nazywa się Bronek, a drugi Paweł. Obaj mieszkajš w tym samym domu. Bronek mieszka na parterze od frontu, ale okno od kuchni wychodzi na podwórko. Paweł mieszka w prawej oficynie na pierwszym piętrze. I Bronek, i Paweł znajš się już bardzo dawno, jeszcze z przedszkola. A teraz sš w trzeciej klasie, którš niedługo skończš, bo zaraz ^zaczynajš się wakacje. Od jesieni obaj będš uczniami czwartej klasy.
Paweł jest chudy i trochę wyższy od Bronka. Ale Bronek jeslt za to trochę grubszy. A jak się próbujš, który z nich jest mocniejszy, to raz zwycięża Bronek, . a drugi raz Paweł, więc chyba każdy się zgodzi, że sš jednakowo silni.
Paweł jest brunetem, to znaczy, że ma czarne włosy, ale tylko w zimie, bo kiedy robi się ciepło, to ojciec go strzyże ma zero, do samej skóry. Wtedy głowa Pawła wyglšda, jakby była wymyta w farbce  taki ma niebieski odcień. Pewnie już domylilicie się, że ojciec

Pawła ma własnš maszynkę do strzyżenia. Ma także i brzytwę, ale brzytwa nie jest jeszcze Pawłowi potrzebna i nie wolno jej ruszać. Leży wysoko na brzegu szafy.
Bronek ma włosy bardzo jasne i miękkie.  Nosi grzywkę, bo jego mama tak lubi. Z prawej strony nad okiem ma szramę. Dwa lata temu spadł ze schodów i rozcišł sobie czoło. Zagoiło się, ale lad
został.
Paweł ma dużego brata, który w tym roku przejdzie do jedenastej klasy i nigdy nie ma czasu nawet porozmawiać z młodszym bratem. A Bronek ma małš siostrę, Zulkę. Zulka jest jeszcze dzieckiem, chodzi do przedszkola i jest w grupie starszaków. Od jesieni dopiero Zulka pójdzie do pierwszej klasy. Trochę się boi, bo Bronek często jš straszy
i mówi:
 Wszystko ci się urwie, jak zaczniesz chodzić do szkoły.
Zobaczysz: urwie ci się.
Zulka zupełnie nie rozumie, co jej się ma urwać. Może warkocze? Podobno w szkole chłopcy cišgnš dziewczynki Za warkocze. Kiedy Zulka o tym pomyli, to chwyta się za
swoje dwa ładne warkoczyki. Ona też ma takie niebieskie oczy i ta-asne, miękkie włosy jak brat. I      Ś  nosi grzywkę. A warkocze | codziennie zaplatać manie potrafi. Potrafi ile dłużej mieć czyste ce niż Bronek. Bro-bo już nie ma

rady. Że każdy chłopak musi mieć brudne paznokcie, bo nie jest żadna niunia. A co do chustek do nosa, które Bronek bardzo często gubi, a jak nie zgubi, to sš ,,jak więta ziemia", to też Bronek nie czuje się winny, bo u Pawła jest akurat tak samo.
O psie muszę powiedzieć, że należy do Zulki, nazywa się Srokacz, ale to jest jego nowe imię.
Na poczštku nazywał się Białas, co jest o wiele stosowniej sze dla psa. Był wtedy liczny, puszysty i biały, a oczy miał z czerwonych i błyszczšcych szkiełek. Zulka rosła i zmieniała się po troszku. Za to Białas zmieniał się bardzo szybko. Najpierw zgubiło się jedno oko. Zastšpiono je czarnym guziczkiem od pantofla. Potem drugie  zielonym paciorkiem. Pluszowy biały puszek wycierał się coraz bardziej. Aż zmienił kolor na popielatobury.
Pewnego dnia, kiedy Białas siedział z Zulkš na ławce w parku, rzucił się na niego jaki wielki pies. Rozhanatał mu zębami oba boki. Mama przyszyła wtedy Białasowi dwie bršzowe, flanelowe łatki. W jakiej innej złej przy-
gadzie Białas stracił ogon. Zastšpiono go czarnym, uszytym z kawałka aksamitu. I którego dnia Bronek powiedział:
 Jaki to Białas? Przecież na nim nie ma ani jednego białego miejsca. Od dzi będzie miał na imię Srokacz. Żeby pamiętała o tym, bo inaczej go spuszczę z siódmego piętra!
Bronek nie mógłby spełnić swojej groby. Ani na tej ulicy, ani nigdzie w pobliżu nie było kamienicy o siedmiu piętrach. Ale Zulka o tym nie wiedziała. Nie umiała wtedy dobrze policzyć nawet do dziesięciu. Chodziła jeszcze do przedszkola.   Ale   ogromnie  kochała  swojego  pluszowego pieska. Wolała go od innych zabawek. Nawet od lalek, które dšgle chorowały na nogralbo na głowy i leżały w dolnej uf ladzie maminej  szafki.  Zgodziła się więc na zmianę lmiŤnia. I tylko po cichu, kiedy miała jakie zmartwienie, Bronek dokuczał jej  i nazywał cielakiem, szła ze ,   .ni  w kšt między łóżkiem a szafš. Tam do ucha .' 11 i mu w największej tajemnicy:
|eate6 Srokacz, ja wiem. Ty nie jeste Srokacz, leni cielak.

O podwórku też trzeba parę słów powiedzieć. Jest raczej wšskie i długie. Z trzech stron wychodzš na nie okna domu, który stoi od frontu, i dwu oficyn. A z czwartej strony znajdujš się niskie, drewniane komórki na drwa i rupiecie.
Przed tymi komórkami stoi duży ruchomy trzepak, który nie jest chyba zupełnie zwyczajny. Kiedy chłopcy stanš koło niego, to ręce same im się wycišgajš, żeby przesunšć go w zupełnie inne miejsce albo chociaż trochę popchnšć.
Dozorca, pan Kubiak, bardzo się o to gniewa. Dzieci z całego podwórka wiedzš o tym dobrze, pana Kubiaka szanujš, bo to jest złoto, a nie dozorca", jak mówiš ich rodzice. A jednak... a jednak,"chociaż okna mieszkania pana Kubiaka sš najbliżej, to rano rzadko kiedy trzepak stoi na swoim miejscu. Nic na to poradzić nie można...
Mniej więcej w połowie podwórka rosnš trzy brzozy. Ta w rodku duża, a te po bobach mniejsze. Wyglšdajš zupełnie jak matka z dwojgiem dzieci.
Brzozy do niedawna były jedynš ozdobš podwórka. Co prawda, w oficynie wisi w oknie klatka z kanarkiem, ale ten kanarek jest stary i kiedy piewa, to słychać wyranie, że jest zachrypnięty. Więc chyba już się nie liczy.
Za to tej wiosny przybyła na podwórku jeszcze jedna przyjemna rzecz: mały klombik w rogu lewej oficyny. Zaczyna się zaraz za Bronkowym oknem, a kończy tuż pod oknem babci Zajšczkowskiej. Kiedy kto wejdzie z bramy na podwórko i spojrzy na lewo w ten kšt między oknami, to aż oczy musi zmrużyć. Taki blask bije od kwitnšcych tam licznych nagietków.
 Można by pomyleć, że tam kto całš balię złota wysypał  mówi pan Kubiak i kiedy polewa ulicę, to nigdy nie zapomni podlać i babcinego ogródka".
Bo to babcia Zajšczkowska zrobiła ten klombik. Dawniej

babcia pracowała w fabryce. A zimš odjęło jej nogi". Chorowała ciężko. Teraz chodzi bardzo powoli. Najlepiej lubi usišć w słońcu na stołeczku pod swoim oknem, na którym wygrzewa się stary kot Łazęga. Kocisko myje boki, babcia miga szydełkiem, a koło niej sterczy zawsze kilkoro mniejszych dzieci i patrzy, jak spod palców babci wychodzi okršgła, cieniutka jak pajęczyna serwetka.
Co pištek babcia, która zawsze nosi szeroki, niebieski jak niebo fartuch, idzie powolutku ze swoim stołeczkiem i serwetkami na pobliski targ.
Zachwala je niegłono, ale ładnie:
Kobietki, kobietki, kupujcie serwetki z cieniuteńkiej koronki, co jš tkały pajški.
I każdy, co babcinego zawodzenia słucha, przystanie, spojrzy na babci niebieski fartuch, w babci niebieskie jak i fartuch oczy  i musi się umiechnšć. A jak się umiechnie, to często i serwetkę kupi.
Wszystkie małe dzieci, te, co jeszcze nie chodzš do szkoły, przepadajš za babciš. A te szkolne mówiš: Jak trwoga,, to do babcinego proga". I zobaczycie, że majš rację.
W prawej oficynie na dole mieszka szewc, pan Pieracki. Robi buty nie do zdarcia", na szczęcie tylko dla dorosłych.
 Jakby mi pan Pierackf zrobił takie pantofle nie do zdarcia", to już by mi mamusia nigdy nie kupiła nowych  opowiadała raz Zulka Srokaczowi.  To dobrze, że on nie potrafi zrobić bucików dla dzieci.
Niedługo będzie o złotej kuli. Ale jeszcze zanim znajdzie się złota kula, trzeba powiedzieć, że ulica, przy której mieszkajš Bronek, Paweł i Zulka  nazywa się Akacjowa. A bardzo blisko od tej ulicy jest park.
Teraz już wiecie wszystko, co trzeba, i opowieć można zaczšć naprawdę.
O podwórku i o babci Zajšczkowskiej. Zul-ka i jej koleżanki dowiadujš się o cygańskiej królewnie
JDabcia Zajšczkowska siedziała na swoim składanym stołeczku obok złotych nagietek. Za jej plecami na parapecie otwartego okna leżał, rozcišgnięty jak długi, bury, pręgo-wany Łazęga. W ciepłych promieniach słońca spanie widocznie było bardzo przyjemne, bo od czasu do czasu aż mruczał przez sen. Srebrne szydełko w babcinych rękach migoce szybko. O kilka kroków bawiš się dziewczynki, wród których Zulka Winiewska jest najstarsza. Młodsze dziewczynki stojš rzšdkiem. Hece majš złożone jak do modlitwy. Mówiš chórem:
  Zga-duj, zgadula, gdzie złota kula.
Zulka z poważnš minš, z dłońmi złożonymi podobnie, idzie od jednej do drugiej, wsuwa swoje ręce między ich palce i odpowiada z namaszczeniem:
  Ęnce pence  ence pence jest w tej race.
Zgadywanie jest trudne. Już kilka razy Zulka ukazywała dłonie, w których powinna być złota kula. I zawsze rozwarte  okazywały się puste.
10
Nareszcie! W rozłożonych rękach Joasi, tej z kokardš na czubku głowy, leży złota kula"  mały czarny zatrzask.
  Ee...   oo   to   za   złota   kula      mówi   zniechęcona Zulka.  Babciu, prawda, że zatrzask nie może być złotš kulš?
Gromadka oblega babcię Zajšczkowska, przysiadajšc na kilku cegłach pod oknem. Srebrne szydełko na chwilę przestaje migać.
  A pewno, pewno, że to za małe. Wecie chociaż mój srebrny naparstek.  Babcia szpera pó kieszeniach niebieskiego fartucha, ale naparstek gdzie się zapodział. Zaczyna więc znowu migać szydełkiem i zagaduje od niechcenia:
  A wiecie wy, moje panny, że kiedy ja byłam taka mała jak wy, to słyszałam o prawdziwej złotej kuli, i do tego cza-ro-dziejskiej?
 Czarodziejskiej?  powtarza chór olnionych głosów.
  Widziała babcia, i co?  pyta Zulka.
  E, to musiałabym chyba zaczšć od samego poczštku  mówi z namysłem babcia,
Dziewczynki zwartym kołem otaczajš babcię Zajšczkow-skš. Ach, wszystkie zabawy można oddać za jedno opowiadanie babci.
  Od samego, od samusieńkiego...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin