112. Bright Laurey - Marzyciele.pdf

(392 KB) Pobierz
217157506 UNPDF
Laurey Bright
Marzyciele
217157506.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- O, do licha! - Riley Morrisset nacisnęła na hamulec, ale
było już za późno. Wyjeżdżając spod sklepu, zbyt wcześnie
wykonała skręt kierownicą. Ostry, metaliczny zgrzyt
zadrapanej karoserii nie pozostawiał żadnych wątpliwości, co
się stało.
Westchnęła, wyłączyła silnik i wysiadła z samochodu,
żeby dokonać oględzin strat. Jej, przedpotopowy ford
wydawał się nietknięty, za to lśniące, ciemnozielone bmw
miało rozległą, brzydką rysę na błotniku.
- Do licha! - zaklęła ponownie. - Co tu zrobić? Chyba po
prostu zostawię kartkę z moim adresem za wycieraczką. Ale
najpierw muszę zjechać z drogi, myślała gorączkowo, bo
kierowca stojącej za jej fordem małej ciężarówki zaczął
niecierpliwie trąbić.
Pospiesznie wróciła do auta, wrzuciła wsteczny bieg, lecz
nagle aż podskoczyła z wrażenia, gdyż tuż przed nosem
ujrzała męskie, muskularne ramię, sięgające do stacyjki po
kluczyki.
Spróbowała wyrwać kluczyki intruzowi, zwłaszcza że
doczepione do nich były także klucze do domu, ale w efekcie
tej szarpaniny pęk kluczy spadł gdzieś między drzwi a
siedzenie. Riley próbowała zamknąć okno, lecz już po chwili
przypomniała sobie, że jest zepsute. Co gorsza, nieznajomy
złapał ją za nadgarstek, toteż Riley, niewiele myśląc, wpiła
zęby w jego dłoń.
Mężczyzna zaklął, lecz nie zwolnił uścisku. Zdesperowana
Riley zaczęła wrzeszczeć jak najęta.
Nieznajomy mruknął coś pod nosem, wypuścił w końcu
rękę Riley, po czym obejrzał się za siebie, jako że za plecami
usłyszał czyjeś kroki.
Riley odetchnęła z prawdziwą ulgą, widząc dwóch rosłych
mężczyzn zbliżających się w ich stronę. Mieli potężne,
217157506.003.png
wytatuowane ramiona i nie wyglądali jak uosobienie
niewinności. Jeden z nich miał głowę wygoloną na łyso,
głowę drugiego, chyba Maorysa, zdobiły długie dredy.
Riley spodziewała się, że w tej sytuacji jej napastnik po
prostu ucieknie, lecz nic takiego się nie stało.
- Ma pani jakieś kłopoty? - zapytał jeden z ochroniarzy,
rzucając przy tym groźne spojrzenie intruzowi. Jego kolega
stanął tuż obok.
- Owszem, ta pani ma kłopoty - odparł z naciskiem
nieznajomy, zanim Riley zdążyła cokolwiek powiedzieć. -
Zarysowała karoserię mojego samochodu, a potem chciała
uciec. Gdy ją próbowałem zatrzymać, ugryzła mnie w rękę.
Riley otworzyła szeroko buzię. Spojrzała na
nieznajomego, potem na eleganckie bmw, i znowu na
mężczyznę. Dopiero teraz miała okazję przyjrzeć się mu. Był
ubrany w znakomicie skrojony garnitur i białą koszulę. Stroju
dopełniał krawat w delikatne, szare prążki. No i ten cudowny
akcent nieznajomego, bez cienia nowozelandzkich
naleciałości ani udawanej, brytyjskiej afektacji. Ciekawe...
Nie, ten człowiek nie wyglądał jak groźny napastnik.
Niedobrze, pomyślała Riley.
Jej niedoszli wybawcy spojrzeli po sobie, po czym
długowłosy zajął się oglądaniem karoserii.
- Trzeba będzie klepać - stwierdził głosem znawcy. Riley
zwróciła się do nieznajomego:
- To pański samochód?
- Owszem, mój - odparł z nutą arogancji w głosie
mężczyzna.
- Proszę to udowodnić - wypaliła Riley i śmiało spojrzała
mu w twarz. Miał wystające kości policzkowe, wysokie czoło,
kruczoczarną czuprynę i ładne, dość szerokie usta.
217157506.004.png
Nieznajomy również jej się przyjrzał, po czym z kieszeni
marynarki wyciągnął portfel, a z niego cieniutki elektroniczny
notes.
- Nie pozwólcie jej uciec - rzucił do łysego mężczyzny.
- Ależ ja się nigdzie nie wybieram - odparła Riley
oburzona, lecz nieznajomy nie zwrócił na to najmniejszej
uwagi, obszedł jej auto i stanął z tyłu.
Mała ciężarówka zatrąbiła ponownie, ale jej kierowca,
widząc, że nic w ten sposób nie wskóra, postanowił w końcu
wyminąć forda Riley. Łysy ochroniarz ustąpił z drogi i z
założonymi na piersiach rękoma stanął przed jej autem..
No pięknie! - mruknęła w duchu Riley. Ten facet mnie
pilnuje...
- Oto numer mojej polisy oraz mój adres domowy.
Poproszę o pani dane. Chyba nie ma wątpliwości, że to pani
jest sprawczynią szkody? - Właściciel bmw podniósł głos.
Ochroniarze spojrzeli po sobie.
- Co pani na to? - zapytał Maorys.
- Ten pan szarpał mnie za rękę. Nie widzieliście? - spytała
gorączkowo Riley.
- Złapałem tę panią, by uniemożliwić jej ucieczkę z
miejsca zdarzenia - wyjaśnił najspokojniej w świecie. - Chyba
nic się pani nie stało... - Wymownym gestem wskazał ślady po
zębach na swojej dłoni. - Myślę, że załatwimy tę sprawę sami.
Prawda? Bardzo panom dziękuję za pomoc - zwrócił się do
ochroniarzy.
- Nie ma sprawy, szefie - mruknął łysy.
- Kobiety za kółkiem... - rzucił ten z dredami, uśmiechnął
się głupkowato, po czym obaj się oddalili.
Riley aż kipiała ze złości, jednak postanowiła udawać
niezwykle chłodną i opanowaną.
- Zamierzałam zostawić swój adres i numer telefonu za
wycieraczką pańskiego wozu - powiedziała wyniośle. We
217157506.005.png
wstecznym lusterku zobaczyła następne auto. - Widzi pan,
tarasujemy wyjazd.
- W takim razie proszę zaparkować obok mnie - rozkazał
raczej niż poprosił.
Gdy tylko wysiadła, zapisał coś na wizytówce. Po chwili
podał jej swój bilet wizytowy, notes i długopis.
- Proszę podać imię, nazwisko, miejsce zamieszkania,
nazwę i adres firmy ubezpieczeniowej. Moje dane są na
wizytówce - powiedział z naciskiem.
Chowając kartonik do tylnej kieszeni dżinsów, Riley
poczuła piękny zapach wody po goleniu. To pewnie jedna z
tych marek, której cena przyprawia zwykłego śmiertelnika o
zawrót głowy, pomyślała złośliwie.
- Ale ma pani prawo jazdy? - zapytał niespodzianie.
- Oczywiście, że mam - prychnęła oburzona Riley.
- Wygląda pani jak nastolatka - stwierdził sceptycznie. -
To samochód rodziców?
- Mam dwadzieścia cztery lata - wypaliła. - A samochód
jest mój!
Nieznajomy bez większego zainteresowania zlustrował ją
od stóp do głów. Zobaczył upięte w koński ogon włosy,
obcisły podkoszulek, sprane dżinsy i dość zniszczone adidasy.
Gdy Riley rano wyjmowała te spodnie z szafy, nie zauważyła,
że są w takim opłakanym stanie. Mimo to ten facet nie miał
prawa patrzeć na nią z tak jawną pogardą. Dumnie podniosła
głowę. Sięgała mu do brody, co oznaczało, że miał mniej
więcej metr osiemdziesiąt.
Riley na ogół śmiało patrzyła mężczyznom prosto w
twarz, jednak ten facet był tak blisko, tak niepokojąco i
niebezpiecznie blisko...
- Proszę się odsunąć, pan mnie przytłacza - rzuciła bez
zastanowienia.
217157506.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin