Lawrence David Herbert - Zakochane kobiety.pdf
(
1596 KB
)
Pobierz
DAVID HERBERT LAWRENCE
DAVID HERBERT LAWRENCE
ZAKOCHANE KOBIETY
ROZDZIAŁ I
SIOSTRY
Pewnego ranka Ursula i Gudrun Brangwen siedziały we wnęce okiennej ojcowskiego
domu w Beldover, zajęte pracą i rozmową. Ursula wyszywała barwny haft, Gudrun
rysowała na desce wspartej o kolano. Odzywały się do siebie tylko wtedy, gdy im coś
przyszło na myśl.
- Ursulo - powiedziała Gudrun - czy ty naprawdę nie chcesz wyjść za mąż?
Ursula odłożyła na kolana haft i spojrzała na siostrę. Jej twarz była spokojna i
zamyślona.
- Nie wiem. Zależy, co przez to rozumiesz.
Gudrun, trochę zdziwiona, przyglądała się siostrze przez chwilę.
- Cóż - rzekła ironicznie - to zwykle oznacza tylko jedno. Czy nie sądzisz, że byłabyś -
spochmurniała lekko - w lepszej sytuacji niż teraz? Po twarzy Ursuli przemknął cień.
- Być może. Ale nie jestem pewna.
Gudrun zamilkła, nieco zirytowana. Chciała być dokładna.
- Nie uważasz, że każdy potrzebuje doświadczenia, jakie przynosi małżeństwo? -
zapytała.
- Myślisz, że to istotnie jest doświadczenie?
- W jakimś sensie na pewno tak - oświadczyła Gudrun chłodno. - Może i
niepożądane, ale niewątpliwie jest to swego rodzaju doświadczenie.
- Niekoniecznie - rzekła Ursula. - Może to być też koniec doświadczeń. Gudrun
siedziała bez ruchu, zamyślona.
- Oczywiście - przyznała. - Trzeba i to wziąć pod uwagę.
Rozmowa urwała się. Gudrun prawie ze złością chwyciła gumę i zaczęła wycierać
fragment swego rysunku. Ursula pochłonięta była haftem.
- Nie rozważyłabyś nawet ciekawej propozycji? - spytała Gudrun.
- Parę już odrzuciłam.
- Naprawdę? - Gudrun zarumieniła się mocno. - I było wśród nich coś
interesującego? Naprawdę to zrobiłaś?
- Tysiąc funtów rocznie i bardzo miły człowiek. Ogromnie go lubiłam.
- No popatrz! I wcale cię nie kusiło?
- Teoretycznie tak, ale nie w praktyce. Kiedy następuje moment decyzji, pokusa
znika. Gdyby mnie kusiło, wyszłabym za mąż natychmiast. Ale mnie kusi tylko, żeby nie.
Twarze obu sióstr rozjaśniły się nagle rozbawieniem.
- Czy to nie zadziwiające - zawołała głośno Gudrun - jak silnie kusi, żeby nie? -
Roześmiały się, przyglądając się sobie nawzajem. W głębi serca obie czuły lęk.
Nastąpiła dłuższa pauza. Ursula haftowała, Gudrun dalej zajmowała się rysunkiem.
Ursula skończyła dwadzieścia sześć, a Gudrun dwadzieścia pięć lat. Były już
dojrzałymi kobietami. Obydwie jednak miały chłodny, dziewiczy wygląd nowoczesnych
dziewcząt, sióstr raczej Artemidy niż Hebe. Gudrun była bardzo piękna, miękka, wiotka,
o gładkiej skórze. Miała na sobie suknię z ciemnoniebieskiego jedwabiu, z riuszkami z
niebieskiej i zielonej koronki przy szyi i mankietach; na nogach trawiaste pończochy. Jej
mina, wyrażająca jednocześnie wiarę i niewiarę we własne siły, kontrastowała z pełną
nadziei twarzą Ursuli. Prowincjusze, onieśmieleni doskonałą sang froid Gudrun i
wyszukaną prostotą jej manier, mówili o niej: „To wytworna kobieta!” Wróciła właśnie z
Londynu, gdzie studiując przez kilka lat w szkole sztuk pięknych, wiodła życie
malarskich pracowni.
- Liczyłam na to, że teraz pojawi się jakiś mężczyzna - powiedziała Gudrun,
przygryzając nagle dolną wargę w dziwnym grymasie ni to rozbawienia, ni to smutku.
Ursula się przestraszyła.
- I wróciłaś do domu sądząc, że go tu zastaniesz? - zaśmiała się.
- O, moja droga! - zawołała Gudrun. - Nie zboczyłabym z drogi, żeby go szukać. Ale
gdyby nawinął się atrakcyjny osobnik o wystarczających dochodach, no to... - zawiesiła
ironicznie głos, po czym przyjrzała się badawczo Ursuli, jakby starała się ją przeniknąć.
- Czy nie czujesz, że ogarnia cię nuda? Że nic się nie dzieje? Nic się nie dzieje!
Wszystko więdnie, nim się zdąży rozwinąć.
- Co więdnie?
- Och, wszystko dokoła... My same... Wszystko, na cokolwiek spojrzysz. - Zapadła
cisza. Obie siostry niejasno zamyśliły się o swoim losie.
- Przeraża mnie to - powiedziała Ursula i znowu przerwała. - Masz nadzieję, że
osiągniesz coś wychodząc po prostu za mąż?
- Wygląda na to, że jest to nieunikniony następny krok - rzekła Gudrun. Ursula
posmutniała. Sama od paru lat była nauczycielką w szkole w Willey Green.
- Wiem - powiedziała - tak się wydaje. Ale wyobraź to sobie realnie. Wyobraź sobie
któregoś ze znanych ci mężczyzn, wyobraź sobie, że wraca co wieczór do domu i całuje
cię na powitanie.
Zamilkły.
- Tak - powiedziała Gudrun stłumionym głosem. - To niemożliwe. Przez tego
mężczyznę...
- Oczywiście są jeszcze dzieci - dodała Ursula niepewnie. Twarz Gudrun stężała.
- Czy ty naprawdę chcesz mieć dzieci, Ursulo? - spytała chłodno. Ursula zmieszała
się.
- Mnie to wciąż jeszcze wydaje się niesłychanie odległe.
- Tak to odczuwasz? Ja w ogóle nic nie czuję na myśl o własnym dziecku. - Patrzyła
na siostrę z twarzą jak maska, pozbawioną wyrazu.
Ursula zmarszczyła czoło.
- Bo może to w ogóle nie jest uczucie autentyczne. Może w głębi duszy wcale się
dzieci nie pragnie. Tylko powierzchownie...
Gudrun spochmurniała. Nie chciała precyzować swoich myśli.
- Kiedy patrzy się na cudze dzieci... - podjęła Ursula. Gudrun znów spojrzała na
siostrę prawie wrogo.
- Właśnie - ucięła rozmowę.
Siostry pracowały w milczeniu. Ursulę zawsze rozświetlał wewnętrzny płomień, tak
istotny, choć więziony, tłumiony, ograniczany. Żyła przeważnie sama i dla siebie,
pracując, spędzając tak dzień po dniu, ciągle pogrążona w myślach, starająca się
zrozumieć życie, uchwycić jego sens. Jej własna aktywność była jakby zawieszona, lecz w
głębi, w ciemności, coś się działo. Gdyby tylko udało jej się przedrzeć przez ostatnie
warstwy tego mroku! Przecież próbowała, wyciągała ręce jak płód w łonie matki i nie
mogła, nie, jeszcze nie. Ale teraz opanowało ją dziwne uczucie, przeświadczenie, że coś
się zdarzy.
Odłożyła haft i spojrzała na siostrę. Uważała, że Gudrun jest czarująca przez swą
miękkość, przez wspaniałą, niezrównaną cerę i subtelność rysów. Była w niej również
jakaś wesołość, dowcipna i ironiczna, tyle nie tkniętych jeszcze rezerw. Ursula
podziwiała ją całą duszą.
- Dlaczego wróciłaś do domu, Prune? spytała.
Gudrun czuła, że jest podziwiana. Oderwała się od rysunku i spojrzała na Ursulę
spod ślicznie podwiniętych rzęs.
- Dlaczego wróciłam, Ursulo? - powtórzyła - Sama tysiące razy zadawałam sobie to
pytanie.
- I nie wiesz?
- Chyba wiem. Myślę, że mój powrót do domu to po prostu reculer pour mieux
sauter. - I obrzuciła Ursulę przeciągłym spojrzeniem kobiety doświadczonej.
- Rozumiem! - zawołała Ursula zmieszana i trochę nienaturalna, jakby właśnie nie
rozumiała. - Ale gdzie człowiek może skoczyć?
- To nie ma znaczenia - stwierdziła Gudrun z pewną wyniosłością. - Kiedy skacze się
z urwiska, zawsze się gdzieś wyląduje.
- Czy to jednak nie jest zbyt ryzykowne? Drwiący uśmiech pojawił się na twarzy
Gudrun.
- Ach - rzekła ze śmiechem - to tylko słowa! - I na tym zakończyła rozmowę. Ale
Ursula wciąż nad czymś medytowała.
- I jak się czujesz w domu teraz, po powrocie? - zagadnęła.
Gudrun odczekała parę chwil, po czym sucho i zdecydowanie stwierdziła:
- Całkiem obco.
- A jak z ojcem?
Gudrun spojrzała na Ursulę z urazą, jak człowiek przyciskany do muru.
- Nie myślałam o nim, unikałam tego - rzekła zimno.
- Tak... - niepewnie bąknęła Ursula; i rozmowa ostatecznie się urwała. Siostrom
wydało się, że mają przed sobą próżnię, jakby spoglądały z urwiska w straszną przepaść.
Znów przez chwilę pracowały w milczeniu. Policzki Gudrun zarumieniły się pod
wpływem tłumionej emocji. Była zła, że widać to po niej.
- Może pójdziemy popatrzeć na ślub? - spytała w końcu przesadnie obojętnym
tonem.
- Tak! - zgodziła się z nadmiernym zapałem Ursula i odrzucając haft, zerwała się,
jakby chciała przed czymś uciec. Ujawniło to jej napięcie, co zdenerwowało Gudrun i
wzbudziło w niej niechęć.
Idąc na górę Ursula była w pełni świadoma, że jest u siebie w domu, że otaczają ją
znajome sprzęty. Nienawidziła tego ponurego, zbyt dobrze znanego miejsca. I niepokoiła
ją głęboka wrogość do rodzinnego domu, do atmosfery i warunków tego staroświeckiego
trybu życia. Własne uczucia ją przerażały.
Niebawem dziewczęta szły szybko główną arterią Beldover, szeroką ulicą, wzdłuż
której ciągnęły się sklepy i domy mieszkalne pozbawione charakteru, obskurne, choć
niebiedne. W Gudrun, mającej świeżo w pamięci Chelsea i Sussex, amorficzna brzydota
małego, górniczego miasteczka budziła dreszcz odrazy. Szła jednak naprzód długą,
nudną, piaszczystą ulicą, przez brzydki ciąg pospolitości. Wystawiona na spojrzenia
gapiów, doznawała istnych katuszy. Jakież to dziwne, że zdecydowała się na powrót, na
Plik z chomika:
Majorekma
Inne pliki z tego folderu:
Lawrence David Herbert - Synowie i kochankowie; St Mawr; Więzy ciała.pdf
(3144 KB)
Lawrence David Herbert - Synowie i kochankowie.doc
(2468 KB)
Lawrence David Herbert - Synowie i kochankowie.pdf
(2376 KB)
Lawrence David Herbert - Synowie i kochankowie; St Mawr.pdf
(2966 KB)
Lawrence David Herbert - Zakochane kobiety.pdf
(1596 KB)
Inne foldery tego chomika:
Alejchem Szołem
Amicis Edmondo
Andersen Hans Christian
Aragon Louis
Asnyk Adam
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin