Zamboch Miroslav & Prochazka Jiri W. - Agent JFK 04 - Armie Niesmiertelnych (PERN).doc

(13836 KB) Pobierz

 

TŁUMACZYŁ

Andrzej Kossakowski

ILUSTRACJE

Dominik Broniek



Poruszenie
na cesarskim dworze



Rudolfa II otoczyły płomienie. Cesarz skrzyżował ręce w obronnym geście, ale wcale nie odstraszył w ten sposób diabelskich mocy, które wtargnęły do sali koronacyjnej. Infernalny spektakl dopiero się zaczynał. Władca wiedział wprawdzie, że ogień jest tylko świetlną iluzją, lecz sprawiał wrażenie aż nadto realne. Jęknął i skulił się na tronie jak zbity pies w budzie. Szambelan Lang z Langenfelsu ukradkiem spojrzał na rabbiego Löwa. Uczony stał we wnętrzu purpurowo połyskującej kuli. Pociągłą twarz otaczała srebrzysta broda, rozdzielona w dolnej części na dwa warkoczyki. Oczy miał zamknięte.

Rabbi Jehuda Löw ben Bezalel nie należał do rzeszy pokątnych szarlatanów, uzdrawiaczy albo samozwańczych czarnoksiężników, którzy starali się dostać na listę plac cesarskiego dworu. Rabbi Löw był najprawdziwszym i największym czarodziejem, jaki kiedykolwiek żył na tym świecie.

- Rabbi, Jego Wysokość zapewne rad byłby odzyskać swobodny oddech - zauważył szambelan.

Mag kiwnął głową i powoli opuścił ręce. Płomienie opadły, kurtyna iluzji zniknęła. Rudolf II spoglądał na tlące się szczątki eleganckiego parku, opalone rzędy cyprysów i tuj, zburzone świątynie oraz ruiny domów. Po chwili wrócił do równowagi, pogładził wąsy i zamyślony oznajmił:

- Tak właśnie zginęły Sodoma i Gomora. Przynajmniej w tym, jak to nazywasz, równoległym świecie. Ale w podobny sposób może zginąć i nasz świat, nieprawdaż?

Rabbi Löw przytaknął:

- Racja, Wasza Wysokość. Tak to opisują pergaminy. A ja potrafię wydobywać ukryte w nich obrazy.

Wyszedł z przygasającej już purpurowej kuli. Przeniknął przez migoczącą powierzchnię i odwrócił się przodem do świetlistej sfery. Poruszeniem rozwartej dłoni zmniejszył ją do wielkości kuli wróżbiarskiej. Opalizujący kryształ przepłynął ku niemu i skrył się w fałdach długiego płaszcza. Rabbi podszedł do cesarza, w jego ręce pojawił się nagle zwój pergaminu, który podał zdumionemu władcy. Ten rozwinął dokument, ale zobaczył tylko niezrozumiałe dlań znaki pisma hebrajskiego.

- Z tych znaków potrafisz wywołać w przestrzeni ruchome obrazy?

- Wiem, że brzmi to niedorzecznie - uśmiechnął się mag. - Ale tak właśnie jest. W zamierzchłych czasach pergamin został poddany procedurom alchemicznym i od tej pory służy jako źródło obrazów optycznych. Działa na podobieństwo księgi, która zawiera w sobie zarówno pismo, jak i ilustracje.

- Gdy tak to tłumaczysz, wszystko wygląda bardzo prosto - zaśmiał się cesarz, może nieco sztucznie.

Niemniej jednak był to sygnał dla towarzyszącej władcy elity i reszty dworaków. Wszyscy zaczęli się uśmiechać i po cichu wymieniać uwagi, jaki otwarty umysł ma cesarz. Nachylali się ku sobie, gestykulując żywo. Damy wachlowały się, wszyscy szczebiotali i przybierali miny, jakie etykieta przewiduje w podobnych okolicznościach. Cesarz uniósł ramiona i dwór umilkł niczym ptaki przed burzą.

- Wystarczy więc zapisać obecne dzieje na takim pergaminie - ciągnął - a przekażemy przyszłym pokoleniom wszystko, czego dokonaliśmy na tej ziemi. Aby nasi potomkowie mogli ocenić umiejętności i czyny swoich przodków.

- A szczególnie Waszej Wysokości - uzupełnił Lang z lekkim ukłonem.

- Sam bym lepiej tego nie wyraził, mój wierny Langu. - Monarcha uśmiechnął się, a potem odwrócił znów do wa: - Czcigodny rabbi, przygotowałeś nam piękne przedstawienie, frapujące, wzbudzające przestrach. Słyszałem jednak, że masz w zanadrzu jeszcze inne cuda.

- Nie wiem, co Wasza Wysokość ma na myśli. - Rabin badawczo spojrzał na Rudolfa.

- Mam na myśli twego sługę, glinianego golema - powiedział cesarz, wstając.

Rozpostarł ramiona i zwrócił się do obecnych:

- No, powiedzcie sami, nie chcielibyście obejrzeć tej tajemniczej figury?

- O tak, Wasza Wysokość - zaszumiała sala.

- Nie dosłyszałem! - Rudolf II szelmowsko spojrzał na rabina. - Może wielki rabbi też nie usłyszał aplauzu w odpowiedzi na moje niezwykłe życzenie.

- Tak! Golema! Chcemy golema! - zaczęli skandować dworzanie.

Lang dyrygował laseczką, a zadowolony władca stukał do rytmu obcasem i czubkiem buta w podest tronu.

- Golema! Golema! - wołali dworzanie.

- Sam osądź, rabbi, miałbyś serce odmówić tak gorącym prośbom? - rzekł Rudolf, uciszając entuzjastyczne, choć nie spontaniczne okrzyki.

- Wasza Wysokość, zostawiłem sługę w domu i...

- Mój drogi, przecież od czasu, gdy ludzkość wynalazła powozy i zaprzęgła do nich konie, przewiezienie kogoś lub czegoś na dowolną odległość nie stanowi już wielkiego problemu.

- Za pozwoleniem, panie. Golem sam przyjdzie. Muszę go jednak ożywić.

- Czy coś temu przeszkadza? Niesprzyjający układ gwiazd lub moje kiepskie trawienie?

- Golem nie jest przyzwyczajony do tak licznej publiczności, panie.

- Dobrze. Służący odejdą, a dworzanie ukryją się za filarami albo w przyległych komnatach. Czy to będzie odpowiadać twemu tajemniczemu słudze?

Rabbi Löw skinął lekko głową. Nie chciał sprzeciwiać się cesarzowi, był zadowolony, że zdołał wzbudzić w nim zainteresowanie starym Miastem Żydowskim, a szczególnie jego mieszkańcami.

- A więc za godzinę możemy kontynuować, rabbi?

- Jak sobie Wasza Wysokość życzy. - Mag skłonił się i ruszył ku wyjściu. Na zewnątrz oczekiwał powóz z cesarskim herbem. Czarodziej wsiadł i zza szyby jeszcze raz spojrzał na wieczorne niebo.

Wśród ciemnych chmur pojawiła się pierwsza błyskawica.

***

Cesarz Rudolf II był szczególnym władcą. Europa znała go jako zapalonego mecenasa i kolekcjonera sztuki. Był również zwolennikiem alchemii, astrologii i magii. Szambelanom z wielkim trudem udawało się czasem przekonać monarchę, że przyjmowanie posłów, zajmowanie się notami dyplomatycznymi lub rozsądzanie sporów jest ważniejsze niż pasja kolekcjonerska. Rudolf nigdy nie ukrywał, że swoje obowiązki wykonuje tylko na zasadzie zła koniecznego, co go nieustannie odrywa od czynności o wiele bardziej interesujących. Cesarz wykazywał coraz większe upodobanie do zamkniętego, prawie obskuranckiego świata, jaki wytworzył się wokół dworu przez minione lata. Musiałby jednak zapełnić zdolnymi czarodziejami trzy Złote Uliczki, aby dorównać wiedzy i umiejętnościom jednego żydowskiego rabina.

U drzwi wejściowych rozległ się odgłos potrójnego uderzenia ceremonialną laską o dębową podłogę. Cesarz otarł usta serwetką i odłożył soczysty kawałek udźca na alpakową misę. Opłukał palce w porcelanowej misce, wytarł je podanym białym ręczniczkiem i ruszył z powrotem w stronę tronu. Jeszcze przełykał ostatni kawałek mięsa, gdy od progu zabrzmiało:

- Rabbi Jehuda Löw ben Bezalel i jego... - mistrz ceremonii zająknął się: - jego asysta.

Za rabinem do Sali Władysławowskiej wkroczył olbrzym.

***

Rudolf II o mało się nie zakrztusił. Miał jakieś wiadomości o osobliwym słudze maga, ale zawsze wyobrażał go sobie jako ponad miarę wyrośniętą marionetkę wędrownych komediantów. To, co właśnie zobaczył, zasadniczo zmieniło jego wyobrażenia o „służącym".

Za żydowskim czarodziejem kroczył kolos wzrostu mniej więcej trzech metrów. Wbrew licznym plotkom powtarzającym, że jest zbudowany z gliny, wyglądał potężniej niż rycerz w pełnej zbroi. Do korpusu miał przymocowane stalowe płyty. Łokcie i kolana zakrywała kolczuga. Na głowie tkwiła siatkowa osłona. Na jego twarzy zastygł wyraz, jaki mogłaby mieć rzeźba antycznego imperatora.

- Wasza Wysokość, oto golem - oznajmił rabbi Löw. - Stworzyłem go do ciężkich prac, żeby oszczędzić ludziom trudu i czasu przy wykonywaniu czynności, które dla niego są błahostką. Abyśmy mogli spokojnie zająć się tym, co najważniejsze. Badaniami natury i wszechświata, drobnymi pracami ręcznymi lub odkrywaniem tajemnic materii i ducha. Golem i podobne do niego stworzenia mogą zdjąć z barków ludzkości większość prostych, ale najcięższych prac.

Cesarz z zainteresowaniem obserwował ożywioną magią istotę, gdy nagle w jego polu widzenia pojawił się marszałek polny Basta. Rudolf II ujrzał również szambelana Langa, który nieznacznymi gestami zachęcał oficera do większej śmiałości. Marszałek musnął gęsty, niestarannie przycięty wąs i stanął przed panującym.

- Wasza Wysokość! - Z trzaskiem stuknął obcasami. - Pozwalam sobie uzupełnić wypowiedź mojego przedmówcy stwierdzeniem, że golem i podobne do niego homunkulusy najlepiej sprawdzą się na polu walki.


Rudolf II uprzejmym, lecz zdecydowanym ruchem ręki uspokoił podnieconego oficera i nakazał mu zejść ze schodków podestu pod tronem.

- Coś w tym jest - oznajmił zamyślony, a potem wstał.

Obszedłszy glinianego olbrzyma, zatrzymał się przed nim. Podniósł głowę i spojrzał na jego nieruchome oblicze.

- Rzeczywiście, rabbi - powiedział cicho. - Z takim wyglądem golem doprawdy bardziej pasuje do zażartych walk niż do ciągnięcia wózków w kopalni.

Owiany legendą sztuczny człowiek miał ostre rysy twarzy. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin