Święci w dziejach Narodu Polskiego.pdf

(1322 KB) Pobierz
"Święci w dziejach Narodu Polskiego"
"Święci w dziejach Narodu Polskiego"
Przed chrztem Polski
Początki chrześcijaństwa w Polsce
Rzesza słowiańska
Przesilenie społeczne
Czyje jest Pomorze?
Pokolenie synodu łęczyckiego
Zakony
"Zakon"
Pierwszy najazd mongolski
Kanonizacja św. Stanisława
Początki odrodzenia
Wznowienie królestwa
Lilia Wawelu
O moralność w polityce
Od morza do morza
Świętość i historia
Początki nowożytności
Czasy soboru trydenckiego
Czterech wielkich mężów
Najszersze granice
Nowy okres świętych
"Potop"
Ocalenie chrześcijaństwa
Najsilniejsze rządy
Ostatni król Polski
Drobne państewka polskie
Wielka emigracja
Tępienie unii kościelnej
Z dymem pożarów
W czasach wojny krymskiej
Powstanie styczniowe
Podlasie i Chełmszczyzna
Siła a prawo
Na przełomie w. XIX i XX
Przed chrztem Polski
Nie wszyscy lubią czytywać książki historyczne, bo powiadają - co ich obchodzi, co działo się na
świecie przedtem, póki ich nie było; i po co przejmować się kłopotami nieboszczyków z dawnych
pokoleń, skoro się ma dosyć własnych. Ale zainteresowaliby się od razu nieboszczykiem, choćby
bardzo odległym, gdyby pozostał po nim... spadek. Od razu badaliby swoją "genealogię", tj. jak i z kim
spowinowaceni byli jego ojcowie i dziadkowie, i jaką majętność, który z nich posiadał. Mało to
procesów spadkowych, gdzie przed sądami wywodzi się długie, powikłane genealogie? Bywają nieraz
kłopotliwe, bo nie tylko trzeba sięgnąć wstecz w dawne pokolenia, ale szukać przodków po rozmaitych
powiatach i województwach, a czasem nawet sięgnąć na drugą półkulę.
Każdy z nas należy oczywiście do jakiegoś rodu. Niegdyś rody przebywały zawsze w pobliżu siebie, z
pokrewnych rodów tworzyło się plemię, a z plemion pokrewnych powstawał lud. Np. lud podhalański,
laski, Krakowiacy, Kaszubi, Górale, Ślązacy, Kujawiacy i inne polskie ludy. Wszystko to powstało z
pokrewieństwa, które po pewnym czasie staje się tak powikłane, że już nikt się w nim nie rozezna; nie
sposób wykreślić genealogii, ale trwa tradycja o pochodzeniu od wspólnego przodka.
Z ludów polskich powstał z czasem historyczny naród polski, na zachód od nas czeski, a na wschód
ruski. Przeświadczenie o wspólnym pochodzeniu było tak głębokie i mocne, iż w wiekach ubiegłych
wymyślono nawet taką świecką legendę, że pochodzimy od trzech braci: Lecha (zwano Polaków
Lechitami), Czecha i Rusa. Można by cofnąć się jeszcze dalej, bo każdemu dziecku wiadomo, że
wszyscy pochodzimy od Adama i Ewy - i jest to zupełna prawda - ale niech kto spróbuje wysnuć całą
swą genealogię od tych pierwszych rodziców! Otóż po tych wszystkich przodkach dźwiga się spadek i
chcąc nie chcąc trzeba go przyjąć, w całości wraz z pożytkami i długami, ze wszystkim złem i dobrem,
które nam poprzednicy zostawili.
Po przodkach jeden człowiek jest biały, a drugi czarny; jeden urodzi się poganinem, a drugi bez trudu,
bez kłopotu od samego urodzenia otrzyma skarb prawdziwej wiary. A czy Polak może zamienić się w
Chińczyka, gdyby mu się tak zachciało, lub Chińczyk w Polaka? Tę sprawę rozstrzygnęli przodkowie! A
stan majątkowy, zwyczaje, obyczaje, upodobania, nawet stopień wykształcenia, czyż nie zależą w
znacznej części od tego, czym byli i jacy byli nasi rodzice?
Naukę o wszelkim spadku po przodkach zwiemy Historią. Ona nas poucza, co które pokolenie robiło
lub nie robiło i w jakim stanie przekazało spadek po sobie pokoleniu następnemu. Może być historia
jednej rodziny, całego narodu, wreszcie historia powszechna wszystkich krajów i ludów całej ziemi.
Historia tłumaczy, dlaczego obecnie jesteśmy tacy, a nie inni, skąd się wzięły dobre i złe strony
naszego życia. Historia wyjaśnia współczesny stan spraw naszych; nie może ich znać dobrze nikt, kto
ich nie pozna historycznie. Złymi też bywają doradcami w życiu publicznym tacy, którym brak
wykształcenia historycznego. Ciężko jest obmyślać dobrą radę, gdy się nie wie, skąd co wynikło i
dlaczego? Praca nad przyszłością nie może wydać dobrych skutków bez znajomości przeszłości.
Toteż spodziewamy się, że książka ta przynieść może niemało pożytku umysłowego i moralnego.
Ponieważ zaś najważniejszym dziedzictwem jest spuścizna religijna, więc najpierw wyjaśnijmy sobie,
jakim sposobem i jakimi drogami zawitała do Polski Ewangelia święta.
Najpierw dochodziła do tych ludów, które należały do starożytnego państwa rzymskiego. Nie na
próżno mówili sobie chrześcijanie dawnych wieków, iż sama Opatrzność zezwoliła utworzyć
Rzymianom olbrzymie państwo. Szerzenie ewangelii było ułatwione, skoro można było dotrzeć do tylu
ludów, nie natrafiając na granice państwowe. Pod jednym rządem była Europa po Dunaj i Ren, Azja
Mniejsza i północna Afryka! Potem podzieliło się to olbrzymie państwo na dwa cesarstwa: właściwe
rzymskie zachodnie ze stolicą w Rzymie i wschodnie ze stolicą w Konstantynopolu, czyli Bizancjum (po
słowiańsku Carogród).
Zachodnie cesarstwo rzymskie rozleciało się w V w. po Chrystusie i powstał z niego szereg państw
mniejszych w Hiszpanii, we Francji, w Anglii i we Włoszech. Ale Rzym, "miasto wieczne został stolicą
całego chrześcijaństwa, bo tak postanowił św. Piotr i tam kazał przebywać następcom, papieżom.
Zanim zaś państwo rzymskie upadło, Rzymianie byli już nawróceni i sami szerzyli chrześcijaństwo po
wszystkich krajach swego panowania.
Rzecz jasna, że później dopiero mogli dotrzeć misjonarze do takich krajów, które do państwa
rzymskiego nigdy nie należały. Jeszcze z rzymskich czasów pochodzi chrześcijaństwo nie tylko we
Włoszech, ale w Hiszpanii, w Anglii i w Irlandii (tam od r. 431), Francja zaś przyjęła chrześcijaństwo w
r. 496.
Bizantyńskie cesarstwo natomiast kurczyło się, a co gorsza chrześcijaństwo traciło grunt w podległej
mu Azji i Afryce. Opanowała te kraje nowa religia: islam, czyli muzułmaństwo, zwane też
mahometanizmem od swego założyciela. Był nim Mahomet, zamożny kupiec i przewodnik karawan,
który żył w Arabii w pierwszej połowie VII w. po Chrystusie. Obznajomiwszy się w podróżach
handlowych z chrześcijaństwem i żydostwem, zapragnął też Arabów przywieść do wiary w jednego
Boga. Wziął od żydów więcej, niż od chrześcijan, a między innymi zakazał sporządzać wyobrażenia
ludzkich postaci, malarskie czy rzeźbiarskie. Pozostawił zaś niewolnictwo, zezwolił na wielożeństwo, a
w raju po śmierci obiecywał wszelkie rozkosze cielesne. Taka religia, sumień nie dręcząc, szerzyła się
łatwo. Nakazał zaś Mahomet szerzyć islam mieczem. Nawracanie było podbijaniem, a podboje szły
bardzo szybko. Około r. 640 odebrali już muzułmanie Bizantyńczykom całą Arabię, Syrię, Palestynę,
Persję i Egipt, a w r. 711 przeprawili się przez wąską Cieśninę Gibraltarską na stronę europejską i
zaczęli podbój Hiszpanii.
Zastanawiać musi fakt, że Bizantyńczycy nie tylko nie nawrócili ani jednego muzułmanina, ale sami
ulegli wpływom islamu. Oto kazano tam z cerkwi powyrzucać obrazy i podpalić je! Okres
obrazoburstwa obejmował lata 717-842, trwał więc całych 125 lat. A nadszedł i minął z rozkazem
rządowym! Jedni cesarze palili obrazy, a drudzy kazali je na nowo malować i zawieszać. A dla Cerkwi
bizantyńskiej było przykazaniem wszystko, co kazał cesarz!
Podczas gdy katolicyzm, wymaga, żeby duchowa władza była niezależna od świeckiej, w Bizancjum
zrobiono cesarza głowa Kościoła! Religia na usługach państwa! Skądże to? Bo Bizancjum odrywało się
od jedności z Rzymem, odszczepiało się od prawdziwego Kościoła, odrzucało zwierzchność papieską,
słowem popadało w schizmę. Łączyło się z tym przesadne mniemanie o władzy monarszej, o władzy
rządu. Zasadą schizmatyckiego Bizancjum stała się tak zwana wszechmoc państwa. Znaczy to, że
rządowi wszystko wolno, przy czym nie potrzebuje się krępować żadną moralnością. Nie wolno się
było zastanawiać nad wolą rządu. Dołączył się do tego jeszcze jeden wzgląd: skoro wszystko ma być
tak, jak każe cesarz bizantyński, zatem wszystko w całym państwie ma być jednakowe. Jednostajność
jednak przeciwna jest naturze ludzkiej, wymuszano ją więc siłą i gwałtem. Wszystko tedy na wspak,
niż nauczał Kościół rzymski, ten Kościół, który dopuszczał i dopuszcza zawsze rozmaitość nawet
obrządków religii, umiejąc zachować jedność bez jednostajności.
Nastała między Rzymem a Bizancjum nie tylko schizma, ale całkiem odmienne poglądy na życie
zbiorowe, czyli różnica cywilizacji. Inna wykształciła się cywilizacja w Bizancjum, a inna w Rzymie.
Kościół zachodni zbierał tymczasem wszystko, co po starożytnych Rzymianach zostało dobrego, co
dało się pogodzić z chrześcijaństwem. Przecież nawet za czasów pogaństwa obowiązywało u Rzymian
jednożeństwo, nietykalność własności prywatnej, a prawo prywatne miało ogromną powagę; aż do
późnych czasów utrzymali też praworządność, to znaczy, że nawet głowę państwa obowiązywało
prawo. Panował u Rzymian ład i porządek publiczny, bezpieczeństwo i trwałość stosunków. To
wszystko przejmował Kościół i chronił, podobnie jak naukę, literaturę i sztuki piękne, całe umysłowe
dziedzictwo po starożytnym świecie. Postawiwszy zaś na czele całego życia zbiorowego zasadę
dwoistości władzy, osobnej duchownej, a osobnej świeckiej, wytworzył Kościół nową cywilizację.
Nazywamy ją łacińską, a to od języka, który przyjęty od starożytnego Rzymu, stał się językiem
kościelnym na zachodzie i językiem powszechnym nowej cywilizacji.
Tej cywilizacji Bizancjum nie tylko nie przyjęło, ale zwalczało ją zawzięcie.
Gdy tedy cesarze bizantyńscy, pozbawieni panowania w Azji i w Afryce przez islam, chcieli pozyskać
zwierzchnictwo nad całą Europą, papiestwo sprzeciwiło się temu, a papież Leon III wznowił cesarstwo
zachodniorzymskie ażeby zatamować szerzenie się bizantynizmu. Wszystkie państwa katolickie miały
się połączyć w jeden związek pod świecką władzą cesarza rzymskiego, a pod duchowym
zwierzchnictwem papieża. Wybór papieski padł na osobę Karola Wielkiego, który był już królem
frankońskim i burgundzkim (dwie wielkie dzielnice Francji) oraz longobardzkim (w północnych
Włoszech). Tego największego monarchę katolickiego ukoronował papież w Rzymie w r. 800 na
cesarza.
Niedawno przedtem zaczęło się chrześcijaństwo w Niemczech zachodnich. Apostołem był mnich
irlandzki, św. Bonifacy, który zginął śmiercią męczeńską w r. 754 z rąk Fryzów (na pograniczu Niemiec
i Holandii). Dopiero za Karola Wielkiego zaczęto nawracać Sasów, główny lud Niemiec wschodnich -
ale robiono to mieczem, w siedmiu krwawych wyprawach w latach 772-804; toteż długo jeszcze znać
było, że są nawróceni ledwie powierzchownie.
Sasi sąsiadowali dalej na wschód już ze Słowianami, Ale osadnictwo Sasów nie sięgało nawet rzeki
Łaby. Słowianie zamieszkiwali tereny, gdzie dzisiaj mieści się Lipsk, Berlin i Hanower. Żyły tam ludy,
od rzeki Łaby, zwane Połabianami, Lutycy na zachodniej północy, środkiem Obodryci, na południu
Łużyczanie i Milczanie. Jedynie Łużyczanie przetrwali do naszych czasów.
Wyginęły całe narody słowiańskie, wytępione mieczem niemieckim pod pozorem nawracania!
Nie powiodły się bowiem wspaniałe zamiary papieskie, związane z cesarstwem Karola Wielkiego. Nie
szerzyło się wprawdzie panowanie bizantyńskie ku zachodowi, ale rozprzestrzeniała się cywilizacja
bizantyńska, bo monarchom, królom i książętom bardziej dogadzało bizantyńskie pojmowanie władzy
rządowej, niż rzymskie. Nastała długa walka dwóch cywilizacji. Ale cesarstwo Karola Wielkiego minęło,
zaniknęła nawet sama godność cesarska.
Ze wschodniej połaci państwu Karola Wielkiego wytworzyło się królestwo niemieckie, prące coraz dalej
na wschód na ziemie słowiańskie. Na pogańskich sąsiadów patrzyli tylko jako na materiał do łupów i
nie spieszno im było z wysyłaniem misji. Przyjęły się wokół tronu niemieckiego bizantyńskie poglądy
na stosunki Kościoła z państwem. Nawet biskupi niemieccy wysługiwali się politycznym celom swych
królów. Popadali nieraz w rozterkę z papiestwem i więcej bywało w ich działaniu polityki, niż religii.
Zobaczymy, jak potem wybitni Niemcy, którzy słuchali wskazówek Rzymu i trwali przy cywilizacji
łacińskiej, nawet Święci Pańscy narodu niemieckiego, trzymali się Polski.
Wówczas, po roku 800, nie istniało jeszcze państwo polskie. Słowiańska państwowość powstała
bardziej na zachód, mianowicie państwo Wielkomorawskie. Nazwa pochodzi stąd, że główny trzon
tego państwa mieścił się na Morawach. Z Moraw państwo to rozszerzyło się daleko na zachód i
wschód, z jednej strony na ludy czeskie, a z drugiej aż nad Wisłę poza Kraków.
Książę wielkomorawski, Mojmir, przyjął chrzest od misjonarzy niemieckich około r. 840, ale oparł się,
gdy zażądano od niego, ażeby uznał zwierzchnictwo króla niemieckiego, Ludwika. Ten jednak
wyprawił się na Morawy w r. 846 i strącił z tronu Mojmira. I byłby może nastąpił koniec państwa
wielkomorawskiego, gdyby nie spryt Mojmirowskiego synowca Rastyca. Udawał potulnego wobec
Niemców. Król Ludwik myślał, że będzie miał w nim, jakby swego posłusznego namiestnika, i dlatego
sam nadał mu tytuł księcia wielkomorawskiego. Ale sprytny Rastyc miał swoje plany. Znał świat lepiej,
niż stryj i wiedział, że chrześcijaństwo nie musi być wiarą "niemiecką", ani łączyć się z niemieckim
poddaństwem.
Rastyc miał wieści z Półwyspu Bałkańskiego. Szczególnym zrządzeniem Opatrzności właśnie z
bizantyńskiego państwa miała nadejść pomoc przeciwko bizantynizmowi niemieckiemu. Bo nie tylko w
Niemczech, ale nawet na Półwyspie Bałkańskim nie wszyscy byli wrogami cywilizacji łacińskiej.
Początki chrześcijaństwa w Polsce
Nie wszyscy Słowianie byli tak oddaleni od źródła ewangelizacji, jak Połabianie, Morawianie lub tym
bardziej Polacy; Słowianie południowi, a zwłaszcza bałkańscy mieli w pobliżu patriarchat carogrodzki.
Schizma wybuchła już, lecz jeszcze nie była trwała; nawracanie tamtejszych Słowian i Bułgarów,
mogło było padać i na tę i na ową stronę. Ale jak na północy przeszkadzała nawróceniom niechęć do
niemczyzny, tak na Bałkanach opierano się zwierzchnictwu cesarstwa bizantyńskiego.
Wtedy dwaj uczeni mężowie powzięli śmiały zamiar, żeby ustanowić dla Słowian osobny obrządek. Byli
to św. Cyryl i Metody, bracia, rodem z miasta Solunia (po grecku Saloniki). Mieli za sobą dużą praktykę
życiową, nim się zabrali do tworzenia nowości. Metody był namiestnikiem cesarskim w jednej
prowincji, a Cyryl bibliotekarzem u patriarchy w Carogrodzie. Rzucili jednak te zaszczytne stanowiska,
żeby się poświęcić misjonarstwu. Przez kilka lat przygotowywali się w duchowym skupieniu w
klasztorze na górze Olimpie, potem udali się pomiędzy ludy turańskie, do państwa Chazarów, które
istniało (chociaż tylko przez półtora wieku) pomiędzy rzekami Wołgą a Donem (a więc w późniejszej
Rosji południowej). Tam misja ich miała wielkie powodzenie i nabrawszy doświadczenia, powrócili na
Bałkany. Dokonali nawrócenia księcia bułgarskiego i od tego czasu jęli wykonywać swój wielki plan,
przemyślany już dokładnie przez całe lata.
Na nowy język liturgiczny wybrali jedno z narzeczy języka bułgarskiego, mianowicie macedońskie. Nie
tylko przetłumaczyli na ten język księgi liturgiczne, ale obmyślili też stosowne abecadło, nazwane
głagolicą (wyraz "głagol" oznacza dźwięk) i poczęli szerzyć nowy obrządek Cerkwi bizantyńskiej. Ale
Bizancjum temu nie sprzyjało, wymagając jednostajności; popadli święci bracia w niełaskę w
Carogrodzie także z tego względu, że obstawali bezwarunkowo za jednością z Rzymem.
Wieść o obrządku słowiańskim szerzyła się szybko w świecie i dotarła do księcia Rastyca. Zaprosił
świętych braci na Morawy, dokąd też chętnie przybyli w r. 863. Nie chcieli jednak, żeby organizacja
kościelna w państwie wielkomorawskim podlegała patriarsze carogrodzkiemu, lecz poddali ją
bezpośrednio papieżowi rzymskiemu. Nie wprowadzali też ksiąg liturgicznych obrządku słowiańsko-
bizantyńskiego, lecz dokonali nowych tłumaczeń, mianowicie mszału i innych ksiąg łacińskich, jakich
się używało w obrządku rzymskokatolickim. W taki sposób powstawał obrządek rzymsko-słowiański; w
języku starobułgarskim nabożeństwo zupełnie takie samo, jakie odprawiano w języku łacińskim.
Z powodu różnicy języka i abecadła obrządek ten był niedostępny dla duchowieństwa niemieckiego.
Nie mogąc tego czytać, nie wiedząc co tam jest, rzucili Niemcy podejrzenie, że bracia soluńscy szerzą
jakąś herezję. A właśnie w cztery lata po przybyciu tych apostołów słowiańskich na Morawy, w r. 867
patriarcha carogrodzki Focjusz zrywał znowu z Rzymem. Zaskarżyli tedy biskupi niemieccy braci
soluńskich przed Stolicą Apostolską. Oni sami od razu do Rzymu się wybrali w tym samym właśnie
roku 867, a gdy dzieło swe przedstawili papieżowi Adrianowi II, Ojciec święty wyświęcił ich na
biskupów.
Niestety, św. Cyryla dosięgła w Rzymie śmierć 14 lutego 869 r. Liczył zaledwie 42 lata, a jakież zdążył
położyć zasługi. Toteż Ojciec św. kazał mu sprawić pogrzeb taki, jaki samym papieżom urządzano i
złożyć ciało jego w kościele Św. Klemensa oraz wymalować tam na ścianie szereg malowideł ku jego
czci. Pozostałego przy życiu św. Metodego mianował arcybiskupem-metropolitą. Zamierzano więc
ustanowić kilku biskupów obrządku rzymsko-słowiańskiego, bo Stolica Apostolska obrządek ten
zatwierdziła. Spodziewano się, że dzięki własnemu obrządkowi cała Słowiańszczyzna północna stanie
się pochopniejsza do chrztu św.
Wraca więc św. Metody z triumfem na północ - lecz jakże bolesne czekały go niespodzianki!
Trzykrotnie wojował już król Ludwik z Rastycem; w czwartej wojnie w r. 870 pojmał go, wyłupił mu
oczy, i zamknął w klasztorze daleko w Niemczech.
Skąd taki okrutny pomysł, żeby kogoś sztucznie oślepiać? Taka mściwość nad pokonanym
przeciwnikiem pochodziła z dalekiej Azji od starożytnych ludów barbarzyńskich i stamtąd przyswoili ją
sobie wodzowie bizantyńscy. Z czasem weszło to do bizantyńskiego prawa państwowego, że za bunt
Zgłoś jeśli naruszono regulamin