Niebezpieczny mężczyzna - Brockway Connie.pdf

(955 KB) Pobierz
36948891 UNPDF
36948891.002.png
CONNIE BROCKWAY
GROŹNY I NIECZUŁY
36948891.003.png
Betinie i Donowi
Jeśli w którejś z mych książek zdołam zawrzeć
choćby cień ich cudownej, prawdziwej miłości,
będę wiedziała, że stworzyłam Wielki Romans.
36948891.004.png
Prolog
Teksas, 1877
- Nie tak łatwo ugryźć, co? - szydził bandyta.
- Jasne. - Duke starał się przez cały czas mieć go na muszce, ale nie było to proste. Mała wierciła się
nieustannie w objęciach porywacza; koszmarna parodia miłosnego uścisku! Duke zgrzytnął zębami. Jego ręka
zaciśnięta na rewolwerze bez przerwy dokonywała minimalnych poprawek, gdy cel - głowa bandyty - to
pojawiał się, to znów znikał za główką dziecka.
- Chyba nie taki twardziel z ciebie, jak gadają, Duke! - drwił bandyta.
- Skoro tak mówisz - odparł Duke łagodnie, bez większego zainteresowania.
Znad brudnej ręki, która zatykała usta dziewczynki, patrzyły na niego zielone dziecinne oczy. Płakała, ale -
o ile się nie mylił - były to łzy bezsilnego gniewu, nie strachu.
Miała temperament, musiał to przyznać.
- A jakże! - piał triumfalnie bandyta. - Zapamiętaj to sobie, Duke! Będzie dokładnie, jak mówię! Mam
wszystkie karty w garści. Lepiej o tym nie zapominaj!
Z ogromną ulgą, która nie odbiła się wcale na jego twarzy, Duke spostrzegł, że mała jest do cna
wyczerpana. Może przestanie się szamotać choć na kilka sekund! To by w zupełności wystarczyło.
- Nie zapomnę. Tylko puść dziecko.
- Za kogo mnie bierzesz, Duke? Za durnia?! -obruszył się zbir i szarpnął małą z całej siły tak, by ich głowy
znalazły się na jednej linii.
- Skądże znowu.
- Tylko spróbuj, ty zasrany Angolu! To ty jesteś durniem! Nie ja! Ciekawe, co się stanie z twoją forsą, jak
powiesz szefowi, że jego córunia się zawieruszyła! - mówiąc to, cofał się niezdarnie ku drzwiom. Przerzucił
sobie dziewczynkę przez biodro i osłaniał się nią jak tarczą. Mała zorientowała się w sytuacji i zaczęła
miotać się z nowym ferworem.
- Ostra - wycedził beznamiętnie Duke. Jeszcze tylko kilka kroków i bandyta wymknie się ze swym łupem.
A mała pożegna się z życiem. Chyba bez większego żalu po tym, co ją czeka przed śmiercią.
- Prawda? - na brudnej gębie ukazał się obleśny uśmieszek. - Już mi się portki palą!
- Wiesz, że ci to nie ujdzie na sucho - zagadnął przyjaznym tonem Duke. Miał nadzieję, że przeciwnik wda
się w dyskusję i przestanie mieć się na baczności. Oni wszyscy, choć tacy niby twardzi, lubili sobie pogadać! A
w tej sytuacji jedyną bronią, jaką Duke mógł wykorzystać, były słowa.
- Gówno prawda! Mam najlepszą osłonę pod słońcem: jedyna córuchna twojego szefa! Wiesz, na czym ją
przyłapałem? Podwędziła tacie zagraniczne cygaro i kasłała jak owca! Słodka dziecinka! - Zaśmiał się,
gdy mała znów zaczęła się szamotać i wierzgać nogami. Zbir przytulił twarz do jej szyi, ale ani na chwilę nie
tracił z oczu rewolweru Duke'a. - No... może nie taka znów słodka. Ale przydatna. Gdyby nie ona, już byś się
na mnie rzucił, co?
Przygarnął dziewczynkę do siebie, cofając się nadal ku drzwiom.
36948891.005.png
- Rzuć gnata, Duke! - Jeszcze tylko kilka kroków i znajdą się po drugiej stronie.
Jeśli rzuci broń, podpisze wyrok na małą i na siebie.
- Nie ma głupich.
Paskudny uśmieszek zniknął z gęby zbira.
- Mówię ci: rzuć gnata!
- A ja mówię: nie ma mowy!
Pozostawało tylko jedno wyjście: pozbawić go tarczy. To było duże ryzyko... ale musiał je podjąć.
Na twarzy Duke'a nie ukazał się nawet cień emocji, kiedy strzelił.
Siła uderzenia sprawiła, że dziewczynka opadła bezwładnie na bandytę, on zaś stracił równowagę. Oboje
zatoczyli się na drzwi. Mała jęknęła i mdlejąc, osunęła się na podłogę. Zbir w osłupieniu patrzył na tryskającą z
dziecinnego ramienia krew.
36948891.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin