Fakty i Mity 24-2002.pdf

(2896 KB) Pobierz
str_01_24.qxd
Poczet przyszłych papieży
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 24 (119) 14 – 20 czerwca 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
Str. 13
i Mitów” wpadli
na trop szajki
bezwzględnych, seryjnych
morderców, zabójców wielu
niewinnych, bogobojnych
ludzi. Znamy personalia
i adres jednego z nich. Ten
zdemoralizowany, zwyrodniały
osobnik nazywa się paciorko-
wiec kałowy i mieszka w...
kropielnicy jasnogórskiego
sanktuarium. Ma upodobanie
do częstych podróży...
na dłoniach pielgrzymów.
Str. 7
Towarzystwo Pomocy Brata Alberta wyspecja-
lizowało się w niesieniu pomocy ubogim i bez-
domnym. Tyle że ta pomoc kosztuje 280 zł za
łóżko... Setki tysięcy złotych przekazywane
z budżetów miast na te bo-
gobojne instytucje rozpływa-
ją się w niebycie, bowiem
Krucjaty po polsku
Katolizacja ziem polskich
uchroniła naszych przod-
ków przed inwazją ze
strony chrześcijańskich
sąsiadów. Po chrzcie
przyjętym przez Miesz-
ka I – Polanie, z Bogiem
na ustach, mogli już sa-
mi podbijać pogan. Mie-
liśmy więc swój udział
w chrystianizacji (wyrzyna-
niu) Prusów, Litwinów i Sło-
wian pomorskich.
Brat bratu
byty ziemskie
nosa do Alber-
ta nie wścibiają.
A jak już się Albertowi znudzi po-
maganie bezdomnym, to sobie wy-
daje gazetę, w której składa ży-
czenia biskupowi...
Str. 8 i 9
Str. 16
R eporterzy „Faktów
96287066.024.png 96287066.025.png 96287066.026.png
2
KSIĄDZ NAWRÓCONY
Nr 24 (119) 14 – 20 VI 2002 r.
FAKTY
KOMENTARZ NACZELNEGO
KOREA/JAPONIA Zawiedli nasi specjaliści od reklamy, ucho-
dzący powszechnie za piłkarzy i trenera. Nie pomogły modły
i msze „na okoliczność” – Pan Bóg nie wysłuchał, widocznie
miał w tym jakiś cel... Nawet Opatrzność Ojca Świętego nie ra-
czyła obejrzeć meczu z Portugalią.
Jak kryzys, cholera, to we wszystkim. Nawet święty Boże
nie pomoże!
Święte krowy
diów nie decyduje
barwny język czy szata graficzna, ale rzetelność. Z tą wszę-
dzie bywa różnie, a nawet bardzo różnie, nie wyłączając
Wiadomości w I Programie telewizji. Wszędzie bowiem
może się zdarzyć, że ktoś wprowadzi dziennikarza w błąd,
informacje się nie potwierdzą albo po czasie okazuje się,
iż zostały spreparowane. Nawet ławy sędziowskie, roztrzą-
sające jedną sprawę przez pięć lat, są omylne, a co do-
piero pojedynczy ludzie piszący nieraz po parę artykułów
tygodniowo. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą.
Istnieje jeszcze druga strona medalu. Media najwięk-
sze, a w przypadku Polski także katolickie, wykorzystują
swoją rangę i pozycję narodowych wyroczni. Me-
dialni potentaci najmniej przejmują się tym, co
mówią lub piszą, także z powodu dysponowa-
nia ogromnymi środkami finansowymi na
sprawy sądowe i całe sztaby najlepszych
adwokatów. Są po prostu nie do prze-
wrócenia. Inny problem, z którym
borykają się niemal wszyscy dzien-
nikarze i wydawcy, to sądowi pie-
niacze. Napisze się o takim szcze-
rą prawdę, a ten z rozwianą grzy-
wą wali do sądu bronić swojego
„dobrego imienia”, rozgłaszając
wszem wobec, jak bardzo go
skrzywdzono. Jeśli ma trochę
kasy do stracenia, może tyl-
ko na tym zyskać, bo przez
kilka lat trwania procesu (co
często zbiega się z czasem
sprawowania przez tę oso-
bę jakiejś funkcji publicz-
nej) pokutuje domniema-
nie jego niewinności. Je-
śli dodatkowo jest księ-
dzem, ostateczną wygra-
ną ma w kieszeni. Święte
krowy żyją bowiem rów-
nież w Polsce.
Tym, kim prałat Jankow-
ski jest dla Trójmiasta, dla
archidiecezji łódzkiej jest pra-
łat Olszewski z Pabianic pod
Łodzią. O ewidentnych prze-
krętach finansowych, m.in.
odchudzaniu przez niego miejskiej
kasy (w sumie o prawie milion
złotych!) pisaliśmy dwukrotnie
(„FiM” nr: 3/2000 i 20/2002), pi-
sało również „Nowe Życie Pabianic” i „NIE”. Ale prałat
Ryszard pobiegł do sądu po naszym artykule, zamiesz-
czonym w trzecim numerze „FiM”, na fali nagonki, jaką
rozpętała przeciwko nam łódzka kuria. Zeznawało kilku
świadków, m.in. pani z Urzędu Miasta zajmująca się kon-
trolowaniem miejskich funduszy przeznaczanych na ce-
le charytatywne. Wykazała ogromne nadużycia pabianic-
kiego proboszcza, przedstawiając na potwierdzenie ster-
tę dokumentów. Artykuł w gazecie, a za nim pozew, miał
również wątek obyczajowy. Niewielu miało odwagę wy-
stąpić przeciwko własnemu proboszczowi. Odważył się
mężczyzna biorący udział w całonocnych orgiach kar-
cianych z udziałem prałata, który bywało, iż przegrywał
równowartość nowego samochodu. Po kartach (rzecz się
działa w zajeździe) brał sobie dziewczynę do pokoju.
Dwóch świadków opowiedziało o handlowaniu darami
z zagranicy itd. Na korzyść prałata zeznawała babinka,
stwierdzając, że jej proboszcz jest po prostu wspania-
ły... Nasz adwokat dotarł więc do dziewczyny, która
zgodziła się opowiedzieć o tym, jaki wspaniały jest pra-
łat w łóżku, i nie tylko..., ale wówczas miarka już się
przebrała. Wstał mecenas Kern – oddelegowany przez
Kościół do walki z naszą gazetą – i oznajmił, że nie zga-
dza się na tego świadka i w ogóle czas kończyć spra-
wę. Sędzina skwapliwie podchwyciła sugestię. Pozosta-
ło kilka naszych wniosków dowodowych, nie rozpatrzo-
nych przez sąd...
Redaktor naczelna „Nowego Życia Pabianic”, uczest-
nicząca we wszystkich rozprawach, zdała o nich rzetel-
ną relację w swoim piśmie, za co została zrugana
w niedzielę z ambony, na mszy, w której uczestniczyła
wraz z matką. Podczas gdy chyba dla każdego, kto
przysłuchiwał się rozprawom, było jasne, że prałatem
Olszewskim powinna natychmiast zająć się prokuratu-
ra, a ludzie wywieźć katabasa na taczkach z parafii
– zapadł wyrok: „FiM” mają przeprosić księdza Olszew-
skiego w kilku gazetach i zapłacić koszty sądowe oraz
5 tysięcy na kościelną tacę. Sąd uznał, iż zarzuty doty-
czące nadużyć finansowych zostały przez nas udowod-
nione i tę część pozwu Kerna odrzucił... bo nie miał
wyjścia! Nie wykazaliśmy podobno, że proboszcz miał
kochankę (dwóch świadków o tym mówiło, ale
jej samej nie chciano przesłuchać!!!) i za to
mamy go przeprosić. Oczywiście, od skan-
dalicznego wyroku już się odwołaliśmy.
Istnieje jeszcze inny wątek całej spra-
wy. Oto znana z kradzieży tematów pra-
sowych „Rzeczpospolita”, opublikowa-
ła relację ze sprawy, upajając się ska-
zującym wyrokiem. Autor Gustaw Ro-
manowski kłamliwie przytacza uzasad-
nienie prowadzącej sprawę: „W arty-
kule były fakty, ale znacznie więcej mi-
tów” – których to słów sędzina abso-
lutnie nie wypowiedziała!!! W krótkim
artykule wystąpił oczywiście mece-
nas Kern, po raz kolejny bezczelnie kła-
miąc publicznie na nasz temat. Tym
razem zełgał: „Już po raz trzeci pi-
smo to przegrywa proces”; podczas
gdy przegraliśmy dotąd tylko raz
w pierwszej instancji, po zafałszo-
wanym procesie, z łódzką kurią.
Przebieg rozpraw był wówczas nie-
mal identyczny, postępowanie są-
du skandaliczne, a wyrok wołają-
cy o pomstę do nieba. Przeciwko
naszej gazecie od ponad dwóch lat
nie wpłynął żaden pozew sądowy,
co – jak na gazetę aferalną – jest chy-
ba światowym rekordem!
Szkalowanie ogólnopolskiego pi-
sma w ogromnym nakładzie, jaki ma
„Rzepa”, uznaliśmy za bardzo poważ-
ne podważenie naszej wiarygodności.
Zgodnie z prawem prasowym nasz ad-
wokat wysłał do wydawcy i naczelnego
„Rzeczpospolitej” sprostowanie do opubli-
kowania w najbliższym numerze. I co się okazało? Ano
to, że tę norweską gazetę polskie prawo nie obowią-
zuje i może ona sobie kłamać dalej, przynajmniej pi-
sząc o „FiM”. A co z kłamcą Kernem? Kiedy szukali-
śmy adwokata, który miałby wreszcie dobrać mu się
do tyłka, spotykały nas tylko wymowne gesty puknię-
cia w czaszkę: „Wystąpić przeciwko Kernowi?! – ża-
den prawnik jeszcze się nie odważył! Przecież on od
czterdziestu lat zna wszystkie sądowe szatniarki i bab-
cie klozetowe, a sędziowie na widok byłego marszałka
strzelają obcasami”...
Programowa niesprawiedliwość wymiaru sprawiedli-
wości w obliczu czarnej płachty nie dziwi w Polsce nawet
dziecka. Dlatego już dziś przyrzekam uroczyście księdzu
prałatowi Olszewskiemu oraz wszystkim czarnym świętym
krowom: choćbym miał sprzedać dom, jedną nerkę
i gałkę oczną do przeszczepu, a gazetę wydawać na pa-
pierze toaletowym – sądzić się będę z Wami do usrane-
go Strasburga, szukając sprawiedliwości w normalnym kra-
ju i w normalnych sądach.
Drodzy Bracia w kapłaństwie. Zakładając tę gazetę,
wiedziałem, że za każde słowo, którego nie będę mógł udo-
kumentować przed sądem – zeżrecie mnie, popijając mszal-
nym winem. Ale to wielkie żarcie cofnie się Wam i przy-
prawi o chroniczną czkawkę. Okres ochronny na święte
krowy skończył się wraz z powstaniem naszych Faktów
i Waszych mitów.
POLSKA Rzecznik praw obywatelskich, prof. Andrzej Zoll,
dał kolejny dowód swej „bezstronności”, stwierdzając, iż Pola-
cy powinni zabiegać o odwołanie do Boga w przyszłej europej-
skiej konstytucji. Jego zdaniem, religijna preambuła powinna
wpłynąć na system wartości Europejczyków.
Kiedy Mojżesz dostał dziesięcioro przykazań, też myślał,
że to załatwi sprawę...
POLSKA Zrozpaczona grożącą plajtą Telewizja Puls chce
ogłoszenia upadłości firmy Prokom Investments, która zobo-
wiązała się zainwestować 26 mln zł w to kościelne przedsięwzię-
cie. Prokom zapłacić teraz nie chce, bo wie, że straci na doto-
waniu kanału o unikatowej oglądalności.
Jeżeli władze RP przestaną kiedyś dopłacać do Kk, episkopat
niechybnie ogłosi upadłość naszego kraju.
WŁOCHY Związany z episkopatem dziennik „Avvenire” oskar-
żył amerykańskich prawników o wyłudzanie od Kk odszkodo-
wań za pozwy sądowe o molestowanie seksualne. Biskupi wło-
scy są zbulwersowani faktem, iż amerykański wymiar sprawie-
dliwości traktuje kurie jak zwykłe przedsiębiorstwa, które mu-
szą płacić odszkodowania za grzeszki swoich pracowników.
A trzeba było napisać: Kk Sp. z o.o., siedziba – wszędzie.
Znikły relikwie błogosławionego ojca Pio! Skandal tym
większy, że 16.06 papież ogłosi stygmatyka świętym. O kra-
dzież jest podejrzewany dziennikarz Enrico Malestata, au-
tor kilku książek o Pio.
Żadna tam kradzież, tylko kolejny cud.
WATYKAN Kardynał Oscar Rodriguez Maradiaga z Hondu-
rasu zaatakował brutalnie amerykańskie media za to, że uży-
wają „nazistowskich i stalinowskich metod przeciwko Kościo-
łowi katolickiemu”. Właścicielowi CNN Tedowi Turnerowi za-
rzucił zbrodnię „otwartego antykatolicyzmu”, a czołowym ga-
zetom tylko „prześladowanie Kościoła”. Wszystko dlatego, że
piszą o skandalach seksualnych kleru.
Czyżby ruszyła już kampania wyborcza przed konklawe?
Koncern DaimlerChrysler ofiarował Papie nowy papamobil
– samochód panoramiczny. Święty Ojciec ma z niego ko-
rzystać już w czasie najbliższej podróży do Kanady. Podob-
no wóz jest trwały i posłuży co najmniej 50 lat...
Nowy wóz – nowe życie!
BELGIA Władze południowej części Belgii – Walonii, chcą
wyprowadzić religię ze szkół. Projekt motywują chęcią za-
pewnienia neutralności światopoglądowej nauczania. To
kolejny cios dla Kościoła po legalizacji w Belgii (przed de-
kadą) aborcji, a w tym roku – eutanazji.
Ku pokrzepieniu naszych serc – do niedawna Belgia uchodzi-
ła za jeden z najbardziej katolickich krajów Europy.
SZWECJA Gejowskie i lesbijskie związki będą mogły przyspo-
sobić dziecko jednego z partnerów lub obce. Tak zdecydował
parlament ogromną większością głosów. Wcześniej prawo do-
puszczało istnienie tylko jednopłciowych rodzin zastępczych.
Nareszcie koniec z dyskryminacją księży...
USA Od posługi duszpasterskiej będą odsuwani tylko „nie-
poprawni pedofile”, zadecydował doraźnie episkopat ame-
rykański. O poprawności lub jej braku ma decydować ko-
misja złożona z biegłych.
Ksiądz pedofil jest bardzo poprawny, a nawet święty – pomię-
dzy molestowaniami składa Najświętszą Ofiarę!
Senat zatwierdził projekt ustawy, która umożliwia interwencję
armii w obronie żołnierzy amerykańskich, na ewentualność za-
trzymania ich przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwo-
ści w Hadze. Projekt zakazuje współpracy z tym trybunałem
oraz gwarantuje prezydencki immunitet dla wojska.
Już stara Pawlakowa mawiała: „sąd sądem, a sprawiedliwość
musi być po naszej stronie!”.
AUSTRALIA Arcybiskupi dwóch najważniejszych diecezji: Mel-
bourne i Sydney zamieścili ogłoszenia w prasie przepraszające
ofiary i społeczeństwo za nadużycia seksualne kleru katolickie-
go. W niewielkim australijskim Kk (ok. 6 mln wiernych) licz-
ba duchownych oskarżonych o molestowanie seksualne w ostat-
nich sześciu latach przekroczyła 90. Hierarchowie wezwali też
wszystkich poszkodowanych do zgłaszania się na policję.
Co kraj, to obyczaj. Kiedy nasi przeproszą za Paetza?
CZECHY Po latach sporów, władze osiągnęły w końcu po-
rozumienie z Watykanem co do statusu Kk nad Wełtawą.
Co ciekawe, regulacja ma zostać podpisana, choć Czesi cią-
gle nie zgadzają się na zwrot nieruchomości Kościołowi.
Watykańczycy są wściekli, ale władze w Pradze najwyraź-
niej nie chcą dać się okraść...
...Bo nie mają swojego Ojca Świętego.
JONASZ
O sile i wartości me-
96287066.027.png 96287066.001.png 96287066.002.png 96287066.003.png 96287066.004.png
Nr 24 (119) 14 – 20 VI 2002 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
3
Rock bez wyznania
– Jaki jest Twój stosunek do
tzw. chrześcijańskiego rocka?
– Rock, podobnie jak piłka noż-
na, nie ma związku z wyznaniem.
Przecież to jest tylko muzyka. Gita-
ra elektryczna to nie jest drzewko
z raju. Ciekawe, jak na pytanie
o „chrześcijańskiego rocka” zareago-
wałby muzułmanin albo buddysta? Ni-
gdy nie pytam człowieka o jego prze-
konania. Jeśli ktoś ma ochotę uży-
wać muzyki do krzewienia po-
glądów religijnych – ma prawo,
w końcu to jest wolny świat. Nie-
którzy wielcy rockmani chrześci-
jańscy nie poruszają tematów re-
ligijnych w songach, bo dla nich
jest ważne, że treść songów jest
zbudowana na fundamencie de-
kalogu i to już im wystarczy. Nie
trzeba biegać z hostią. Na mo-
ją twórczość wiara lub jej brak
nie mają żadnego wpływu.
– Co myślisz o hip-ho-
pie? Czy nie sądzisz, że za
dużo tam publicystyki? Mnie
to bardzo przypomina pierw-
szą połowę lat osiemdziesią-
tych i niesamowity wysyp ka-
pel punkowych. Ale o więk-
szości z nich szkoda było na-
wet gadać: marne umiejęt-
ności warsztatowe i zero do
powiedzenia.
– Muzyka to operowanie dźwię-
kiem, ale nikt nie powiedział, że ma
to być piękne posługiwanie się tym
dźwiękiem. Nigdzie nie zostało usta-
lone, że ma to być wirtuozeria. To
establishmenty starają się ustalić re-
gułę, że Penderecki jest sztuką,
a Nirvana nie. Każdy artysta po-
dejmuje swoje własne ryzyko, kie-
dy wybiera środek wyrazu. Dla mnie
można syczeć przez cały utwór i je-
śli mnie to zafrapuje – to będzie to
piękne dzieło sztuki.
Publicystyka jest częścią rocka od
zawsze. Dylan, Hendrix, Lennon – to
była czysta publicystyka. W czasach
zakłamania w mediach, a to mamy
teraz bez przerwy, taka publicystyka
w tekstach staje się poetyką pokole-
nia. Dla mnie to nic dziwnego.
– Co z koncertem Perfectu, któ-
ry ma się odbyć dokładnie dwa-
dzieścia lat po tym pamiętnym
z 1987 r.? Czy jest szansa, że za-
gracie w starym składzie – cho-
ciażby z szacunku dla słuchaczy?
– Pierwsze słyszę, nie było takiej
obietnicy! W starym, tym najważniej-
szym składzie zagrać się nie da, bo
mój wielki przyjaciel, basista Zdzisiek
Zawadzki, nie żyje. Powiedzmy też
szczerze, że artystycznie nie ma naj-
mniejszego powodu, bym zagrał
z kimkolwiek z tych, którzy dziś gra-
ją pod nazwą Perfect...
– O czym są Twoje nowe pio-
senki i kiedy będzie nowa płyta?
– Ostatnia piosenka jest o miło-
ści faceta, który dokonuje cudów, tak-
że z pogranicza prawa, żeby zainte-
resować sobą nieznaną dziewczynę.
Prawdopodobnie jest lekko chory
umysłowo. Tytuł „Stalker”, czyli po-
wiedzmy: „Prześladowca”. Piosenka
została uznana za piękną i znalazła
się na festiwalu w Opolu. Płyta uka-
że się pewnie jesienią, a jej tytuł
– „Dumny nikt”... To chyba o mnie.
– Czy nadal współpracujesz
z Bogdanem Olewiczem, w duecie
z którym stworzyłeś kiedyś kilka
genialnych kawałków?
– Z Bogdanem od długiego
czasu już nie, chociaż myślałem
o tym niedawno. To wielki poeta,
ale dopóki sam mogę rozwiązać
jakiś problem literacki, to staram
się to robić. Rozmawiał
ANDRZEJ PILARCZYK
Fot. Tomisław Czarnecki
Rozmowa ze Zbigniewem Hołdysem,
gitarzystą, wokalistą, kompozytorem utworów
rockowych i piosenek, założycielem
zespołu Perfect
wyznających pewne zasady, pewne
ideologie, wierzących w pewne kon-
krety i funkcjonująca wedle pewne-
go regulaminu. Nie jestem podatny
na regulaminy, ale też respektuję je
– W jednym z wywiadów po-
wiedziałeś, że rozgłośnie komer-
cyjne zabijają muzykę, że ludzie
tam pracujący traktują ją jak to-
war, jak dodatek do sprzedaży my-
dła i pasty do zębów. Nie przesa-
dzasz?
– Ja nie powiedziałem, że rozgło-
śnie komercyjne zabijają muzykę
– jeśli już, to zabiła ją Krajowa Ra-
da Radiofonii i Telewizji, która roz-
dała takie, a nie inne koncesje. Roz-
głośnie po prostu robią swoje. Stacje
radiowe to nie są Matki Teresy – to
są przedsiębiorstwa, które zarabiają
wyłącznie na sprzedaży reklam. Mu-
zyka nie jest tu dziełem sztuki, a ra-
dio to nie jest galeria, która je pre-
zentuje. Są stacje, które w celu przy-
ciągnięcia słuchaczy nie grają muzy-
ki prawie wcale, jak radio Tok FM.
Na świecie są stacje sportowe i tam
lecą tylko transmisje z meczów. Za-
wsze chodzi o jedno: dorwać słucha-
cza i sprzedać mu reklamę. A jeśli re-
klama jest adresowana do babci, to
nie gra się dla niej heavy metalu, bo
babcia umrze, zanim poleci rekla-
ma. Gra się Wodeckiego albo Fog-
ga. Muzyka naprawdę nie jest na tym
„bazarku” dziełem sztuki.
– Mówiłeś, że gdybyś miał do-
stateczne fundusze, to pewnie stwo-
rzyłbyś radio, do którego nie mia-
łyby dostępu reklamy...
– Kiedy miałem 14 lat, mia-
łem takie radio. Z kolegami
z bloku połączyliśmy się przewo-
dami, które zwisały z parapetów
od okna do okna. Było nas chy-
ba siedmiu i każdy z domu nada-
wał o jakiejś porze muzykę, ja-
ką akurat dorwał. To była super-
rzecz. Mieliśmy własne audycje,
tam po raz pierwszy usłyszałem
Janis Joplin. Na pewno i dziś są
maniacy muzyki do tego stopnia,
że chętnie nadawaliby za darmo.
Takie radio grałoby MUZYKĘ,
która nie byłaby dyktowana przez
agencje reklamowe. Marzy mi się
coś takiego.
– Czy jesteś wierzący?
– W sensie wyznania kon-
kretnej religii czy doktryny – nie
jestem wierzący. Muszę jednak
zaznaczyć, że w tym celu przestudio-
wałem wszystkie istotniejsze religie
świata i znam je naprawdę. Darzę je
wielkim respektem. Najbliżej mi chy-
ba do buddyzmu i gdyby nie pewne
nabyte cechy, mógłbym spróbować
jeszcze bardziej się do niego zbliżyć...
Jestem bardzo uduchowiony, na swój
sposób mistyczny.
– A Twój stosunek do Kościo-
ła katolickiego?
– Mój stosunek do każdego ko-
ścioła jest jednakowy. Kościół jest
to organizacja, to struktura ludzi
u innych. Po prostu respektuję wybo-
ry i smak innych ludzi. Jak każda in-
stytucja, Kościół katolicki pełen jest
ludzi wspaniałych, rozumiejących swo-
ją rolę w sposób natchniony. Kilka-
krotnie spotkałem księży pokornych
do tego stopnia, że czułem się zawsty-
dzony. Ksiądz Zieja... Jego widok
w maleńkim pokoiku z maciupeńkim
skromnym ołtarzykiem nie daje mi
spokoju. Więc proszę, nie pytaj mnie
o stosunek do jednego Kościoła, bo
dla mnie jest raczej to problem oce-
ny posługi w każdym wyznaniu.
Mały rydz
książki o tematyce religijnej i an-
tyżydowskiej (np. „Judeopolonia”).
Można było otrzymać za darmo or-
gan prasowy o. Rydzyka, a nawet
wygrać rower w loterii fantowej. Nie
wygraliśmy, niestety.
Bohater tego spotkania, czyli oj-
ciec dyrektor z Torunia, mógł być
w pełni usatysfakcjonowany. Nie dość
że nagradzano go wielokrotnie okla-
skami i zebrał sporo darów pienięż-
nych i rzeczowych od swoich sympa-
tyków, to jesz-
cze usłyszał wie-
le pochwał od
samego biskupa
Lepy. Łódzki
pasterz mówił
do swoich owie-
czek o „wielkim
wkładzie Radia
Maryja w kul-
turę narodu
i nową ewange-
lizację” (sic!).
Mieliśmy więc
kolejny dowód
na to, że kry-
tyczna opinia
episkopatu
o rydzyjku to
pic na wodę, a raczej na publikę.
A jednak przed wystąpieniem
o. dyrektora sporo wiernych opu-
ściło świątynię...
Na ojca Rydzyka, bohatera te-
go dnia, czekał nawet biskup. Cze-
kał i doczekać się nie mógł, bo
dyrektor Radia Maryja do ko-
ścioła Matki Boskiej Fatimskiej
przy ul. Kilińskiego w Łodzi do-
tarł ze sporym opóźnieniem.
– Ja jestem Rydzyk, a nie Rydz-
-Śmigły – stwierdził rubasznie oj-
ciec dyrektor ku uciesze zgroma-
dzonych. I przytoczył zaraz słowa
papieża: „Rydzyk to jest taki mały
Rydz...”. Słuchacze biorący udział
w bibie (z okazji 15 rocznicy wizy-
ty w tym mieście Jana Pawła II) wy-
buchnęli śmiechem i nagrodzili Ry-
dzyka oklaskami.
Wreszcie przybył. Wielki-mały Rydzyk
Jedzie na światłach!
skandal pedofilski, lecz efekt
ostrej, planowej walki z Ko-
ściołem. Dlatego niezbędne
jest poznawanie mechani-
zmów tej batalii, by „nie wy-
manewrowano katolików”. – My,
katolicy, jesteśmy naiwni... – mó-
wił, a reporter „FiM” w tym jedy-
nym momencie przyłączył się do
oklasków.
Kilkugodzinne spotkanie z przed-
stawicielami biur, komórek i kół Ra-
dia Maryja z regionu łódzkiego po-
łączono z mszą celebrowaną przez
bp. Adama Lepę oraz imprezami
towarzyszącymi, np. w pobliskiej ka-
plicy otwarto wystawę filatelistycz-
ną poświęconą JPII i jego piel-
grzymkom. Nie zabrakło też wystę-
pów artystycznych.
Spotkanie
z rodziną Radia
Maryja stało się
kolejną okazją
dla Poczty Pol-
skiej do pokaza-
nia wielkiego
jak ocean przy-
wiązania do Ko-
ścioła. Ta pu-
bliczna instytu-
cja już od daw-
na za nasze pie-
niądze (coraz
droższe usługi)
finansuje nie tylko pielgrzymki na
Jasną Górę, ale i takie imprezy
jak w Łodzi.
Na stoiskach przed świątynią
kwitł handel. Sprzedawano m.in.
Rydzyk przypomniał trudne na-
rodziny Radia Maryja i zaraz usto-
sunkował się do fali krytyki: – Co
ja mam robić na te ataki? Do są-
dów nie będę oddawać spraw, prze-
cież korupcja w Polsce jest wielka.
– Kochajcie kapłanów! – naka-
zywał dyrektor, ustosunkowując się
przy okazji do skandalu z biskupem
Paetzem. – Boleję nad tym, co się
stało w Poznaniu. To białe zabój-
stwo, to męczeństwo, sponiewiera-
nie za życia. Każdy może zbłądzić...
Zdaniem ojca Rydzyka, spra-
wa Paetza to nie żaden obrzydliwy
Kupczenie przed świątynią
Orkiestra pocztowców pluła za na-
sze pieniądze w... ustniki
(RP)
Fot. P. Zimowski
96287066.005.png 96287066.006.png 96287066.007.png 96287066.008.png 96287066.009.png 96287066.010.png 96287066.011.png 96287066.012.png
4
Nr 24 (119) 14 – 20 VI 2002 r.
O tym, że Polska
nierządem stoi, mawiano
ponoć w XVIII wieku,
mając oczywiście na
myśli bezsilność rządu.
Tymczasem upłynęło lat
dwieście z okładem,
a my ciągle nie potrafimy
się zdobyć na prawdziwy
rząd.
rozpadają się potrzebne społecz-
ne struktury i powszechnie upa-
da zaufanie do rozsądku czy tra-
dycyjnej uczciwości.
Nie wiem, jak to wyglądało
przed rozbiorami, chociaż wielu
chce tutaj koniecznie postawić
znak równości, ale jestem skłon-
ny przypuszczać, iż na końcu tej
równi pochyłej jest rzeczywiście
ostateczny upadek państwa.
Zresztą czasami myślę sobie prze-
wrotnie, że może nie byłoby to aż
takie złe? Mając rozsądny, obcy
rząd i przyzwoite prawo ustalone
że Polska jako państwo i naród
popada w coraz głębszą totalną
niemoc dotykającą wszystkich nas
bez wyjątku.
Ta niemoc wyraża się między
innymi jakością naszych „elit po-
litycznych”. Elementarna uczci-
wość znikła zupełnie z ich słow-
nika pojęć. Co gorsza, dotyczy to
w równym stopniu absolutnie
wszystkich opcji. Solidarnościow-
cy, odwołując się do niegdysiej-
szego etosu walki z komunizmem,
popełniają grube oszustwo, bo
przecież ich obecna sytuacja i ich
tu miejsca na podawanie konkret-
nych przykładów. Natomiast UW
wraz z Leszkiem Balcerowiczem ,
jeszcze niedawno jej liderem i eko-
nomicznym guru, pokazała swoją
prawdziwą twarz „Europejczyków
za wszelką cenę”, a zwłaszcza za
cenę poziomu naszego życia.
Członkowie tej partii wciąż zbie-
rają zaszczyty w Europie Zachod-
niej (ciekawe, czemu akurat tam,
a nie w Polsce?) i stroją się w sza-
ty nieomylnych kapłanów postę-
pu, chociaż nie kto inny, jak oni
właśnie byli autorami spektaku-
larnej klęski naszej ekonomii. Za-
miast jednak odejść w zawstydzo-
nej ciszy, ciągle przybierają posta-
wę mentorów zatroskanych
o los tak zwanej nawy
państwowej.
nauki społecznej do praktyki pań-
stwowej i na dyrektywach Waty-
kanu chcą oprzeć polskie pra-
wodawstwo. Przypominam, że Li-
ga Polskich Rodzin ciągle nie wy-
jaśniła niejasności prawnych zwią-
zanych z jej założeniem, ale ety-
kietka partii katolickiej skutecz-
nie chroni ją przed dokładniej-
szym śledztwem. Kilku oszoło-
mom z LPR nie przeszkadzało to
publicznie powątpiewać w pol-
skość niektórych czołowych po-
staci naszego życia politycznego,
choćby szefa IPN. Oczywiście, ta-
kie wątpliwości same w sobie nie
są właściwie obrazą, ale i ja, i pa-
ru moich znajomych zrozumiało
to jako wskazanie na rzeko-
mo żydowskie korzenie oplu-
wanych osób. Nie wiem, czy
to dobrze, że katolicki an-
tysemityzm na poziomie
Jankowskiego albo inne-
go Rydzyka ma repre-
zentację w polskim
parlamencie. Nie
wiem też, czy służy
to budowaniu pozytyw-
nego wizerunku naszego
kraju na świecie, gdzie Po-
laka od lat utożsamia się
z antysemitą. Dodajmy, że
słusznie, skoro nazwanie kogoś
Żydem jest u nas jednoznaczne
z obelgą. Oczywiście pan, który
z trybuny sejmowej wygadywał, iż
szef IPN nie jest chyba Polakiem,
nadal trudzi się nad budowaniem
lepszej, to znaczy, bardziej kato-
lickiej Polski i nie grozi mu ode-
branie immunitetu. Nie grozi mu
też otrzeźwienie.
Czegóż jednak wymagać od
posła LPR, jeśli sam premier
Leszek Miller zawiera ciche umo-
wy z klerem, aby tylko mieć spo-
kój ze strony Kościoła? Zwykle
mówi się głośno, że chodzi mu
o poparcie dla wstąpienia Polski
do Unii Europejskiej. Przypus-
zczam jednak, że przyczyna jest
całkiem inna, bo wbrew obiego-
wym opiniom ponad trzy czwarte
polskich księży opowiada się za
wstąpieniem do Unii. Szef SLD
wyważałby więc otwarte drzwi, pła-
cąc wysoką cenę za coś, co i tak
już ma. O cóż więc chodzi? Praw-
dopodobnie o trwały pokój z Ko-
ściołem w wymiarze ogólnym,
o wentyl bezpieczeństwa na wypa-
dek niepokojów społecznych oraz
o poparcie lub przynajmniej neu-
tralność kleru podczas zbliżają-
cych się wyborów samorządowych.
Jednym słowem, chodzi o ciepłe
posady, choćby pod rękę z bisku-
pami. Jak zatem widać, praktycz-
nie nie ma dziś w Polsce partii,
która nie podlizywałaby się Ko-
ściołowi, a kropkę nad i postawi-
li ostatnio Miller i lewicowy nie-
gdyś prezydent, zapraszając papie-
ża, jakby nie było w Polsce innych
potrzeb i wydatków. Najwyraźniej
skarlenie naszych polityków do-
sięgło dna, kiedy pieniędzmi
wszystkich obywateli chcą opła-
cić załatwienie własnych intere-
sów, chociaż gołym okiem widać,
że kler jak zwykle weźmie, co mu
dają, a naiwnej i sprzedajnej le-
wicy i tak nie poprze.
LESZEK ŻUK
Uważam, i zapewne nie będę
w tej opinii odosobniony, że
wszystkie kolejne ekipy zajmują-
ce fotele w Sejmie to zaledwie ża-
łosne marionetki w ręku tych, któ-
rzy za kulisami dzierżą realną wła-
dzę. Na czym bowiem polega rzą-
dzenie krajem? Zapewne nie na
słownych deklaracjach i płomien-
nych przemówieniach, którymi tak
hojnie raczą nas wybrańcy naro-
du, ale na wytyczaniu jasno zde-
finiowanych celów i metod docho-
dzenia do nich oraz na egzekwo-
waniu przepisów opracowanych
do realizacji owych celów.
Tymczasem radosna twórczość
polskich parlamentarzystów
w ogromnej części nie wykazuje
rozumnej celowości i jakiegokol-
wiek dalekosiężnego planu dzia-
łania, zwykle ograniczając się do
„my”, „tu” i „teraz”. Kolejne usta-
wy wnoszą coraz więcej zamiesza-
nia do i tak skomplikowanych
i niejasnych mechanizmów funk-
cjonowania państwa. Dodajmy, że
spory procent wydawanych ustaw
i przepisów po prostu nie ma sen-
su albo daje się łatwo obejść. Eg-
zekwowanie decyzji parlamenta-
rzystów pozostawia więc wiele do
życzenia. Na domiar złego samo
społeczeństwo ulega w tej sytu-
acji stopniowej degrengoladzie,
Niemoc elit
przez ewentualnych rozbiorców
– może moglibyśmy żyć podob-
nie, jak to było w XIX wie-
ku, kiedy polskie życie in-
telektualne osiągnęło swo-
je wyżyny, a polscy przed-
siębiorcy dysponowali ogromny-
mi rynkami zbytu, choćby w Ro-
sji? Przecież dla konkretnego
przeciętnego człowieka nie jest
właściwie istotne, kto wydaje de-
cyzje, jeśli tworzą one dobre wa-
runki do godnego życia. To zna-
czy tworzą to, czego dotychczas
nie zagwarantowały nam ani ka-
baretowe rządy „Solidarności”,
ani też obecne, coraz mniej wia-
rygodne rządy lewicy. Chodzi
o to, że Polacy w ogromnej więk-
szości czują się dziś oszukani i tyl-
ko władza ma ciągle dobre samo-
poczucie, a usta pełne frazesów.
Kiedy próbuję zastanawiać się nad
tym zjawiskiem, nasuwa się tylko
jedno określenie – wydaje mi się,
partia nie ma już nic wspólnego
z tamtą „Solidarnością”. Na do-
datek zapisali się w naszej pamię-
ci serią afer, korupcji, zwyczajnych
kryminalnych przestępstw oraz
wręcz niewiarygodną butą. Nie ma
Wreszcie SLD – to chyba naj-
boleśniejsze, bo jak dotąd ostat-
nie rozczarowanie Polaków. Wy-
dawało się, że po czterech latach
psucia kraju przez ekipę panów
Balcerowicza, Krzaklewskiego
i Buzka stajemy wreszcie przed
szansą poprawy. A tu „znów wra-
ca nowe”. Nie chodzi mi wcale
o jakąś cudowną receptę (wła-
śnie buzkowcy karmili nas ta-
kimi cudami), ale o decyzje,
w których będzie można do-
strzec myśl o przyszłości i per-
spektywę dalszą niż cztery la-
ta do kolejnych wyborów. Tym-
czasem lewica jasno pokazuje,
że tej perspektywy nie ma. Ow-
szem, na papierze rozliczono po-
przedników, ale za tym powinien
przyjść tak obiecywany, realistycz-
ny program rozwoju, a tego jakoś
zabrakło. Oto więc znów czuję się
nabity w butelkę przez nieuczci-
wych polityków, którzy co inne-
go mówią przed wyborami i co in-
nego robią po nich...
A przecież to jeszcze nie
wszystkie niedomogi obecnej kla-
sy politycznej. Prócz chorobli-
wego populizmu, zwyczajnej nie-
uczciwości i nadzwyczaj częste-
go chamstwa cierpi ona na kli-
niczny klerykalizm. Wstyd mi, że
w moim sporym kraju europej-
skim na początku trzeciego ty-
siąclecia do parlamentu wchodzą
ludzie, którzy otwarcie i głośno
żądają wprowadzenia katolickiej
GŁASKANIE JEŻA
Łza w oku
Otóż to! Teraz Wam coś, Sza-
nowni Czytelnicy, zdradzę zza kulis
redakcyjnego podwórka. Dwa tygo-
dnie temu opublikowaliśmy wywiad
z Janem Tomaszewskim – autentycz-
nym pogromcą Anglików na We-
mbley i współautorem późniejszych
sukcesów. Otóż Pan Jan jeszcze
przed meczem z Koreą twierdził
w rozmowie z „FiM”, iż występ Po-
laków na MŚ będzie jedną wielką
kompromitacją. Zastanawiałem się
wówczas, czy wywiad ten dać do dru-
ku. Taki defetyzm w przededniu
mundialu? No nie...
Wywiad poszedł po tygodniu na
wyraźne polecenie Szefa. I dobrze.
Niech teraz wszyscy wiedzą, że
TAMTA EPOKA FUTBOLU potra-
fi doskonale ocenić epoczkę obec-
ną. Ja zaś dziś wolałbym w meczu
z Portugalią oglądać (wcale nie żar-
tuję) niegdysiejszy zespół: Tomaszew-
ski, Bulzacki, Gorgoń, Żmuda, Szy-
manowski, Kasperczak, Gadocha,
Deyna, Lato, Boniek, Szarmach.
Podoba Wam się taka „jede-
nastka” – bo mnie łza się w oku
kręci. Nawet dziś ci „starsi pano-
wie” (wszak starsi ode mnie o dzie-
sięć lat z okładem) nie przegrali-
by z Portugalią 4:0. No dobrze, mo-
że by i przegrali – ale nie aż tyle.
Kto się chce założyć?
MAREK SZENBORN
Pamiętam takie czasy, kiedy Ja-
cek Gmoch wraz ze swoją drużyną
zajął szóste miejsce (niektórzy do
dziś są gotowi przysięgać, że piąte)
na mistrzostwach świata w piłce ko-
panej. Po tym „tragicznym” wyda-
rzeniu niespecjalnie spieszyło się mu
wracać do kraju w obawie przed
możliwością czekającego go – pu-
blicznego linczu. Kibice bowiem
– jak to kibice – rozsmakowani
w zwycięstwach Orłów Górskiego
żądali „lokaty na pudle”, po cichu
licząc na najwyższe na tym pudle
stanowisko. A dziś...
A dziś imć pan Jerzy Engel – bo-
hater niekończącej się liczby reklam
telewizyjnych i wywiadów – spokoj-
nie sobie wróci. Nie wierzycie? Przyj-
muję zakłady!
Swoje już wszak zarobił, a to
„swoje” Polski Związek Piłki Noż-
nej wypłacał mu z Twoich – Szanow-
ny Czytelniku – i moich pieniędzy.
Elementarny ludzki wstyd nakazy-
wałby człowiekowi honoru forsę od-
dać – przynajmniej w znaczącej czę-
ści – i zaszyć się gdzieś w głuszy,
trenując drużynę C-klasy – no bo już
broń Boże nie klasy wyższej.
Ale pan Engel wróci i... zosta-
nie trenerem reprezentacji (tak
przynajmniej zapowiada), boć nie
o honor tu chodzi, jeno o kasę. Wró-
ci spokojnie i niczego nikomu nie
odda. Udzieli też szybko kilku na-
stępnych wywiadów, z których do-
wiemy się, że onże trener nic a nic
nie jest winien. Winne są okolicz-
ności, pech, śliska murawa i tępi sę-
dziowie (co to ani w ząb nie chcie-
li pojąć, jak wielka i wspaniała jest
polska drużyna) faworyzujący pata-
łachów z Korei i platfusów z Por-
tugalii. Winni są oczywiście także
sami zawodnicy nie rozumiejący
światłych jego wskazówek.
Po ulicy Piotrkowskiej w Łodzi
jeżdżą ryksze. Kilka minut po klęsce
polskiej reprezentacji w meczu z Por-
tugalią kierowca jednej z nich, z au-
tentycznymi łzami w oczach mówił
mi: – Wie pan, nie jest ważne, czy
przegra się cztery, czy też sto do ze-
ra. Liczy się styl tej przegranej. Oni
nawet nie podjęli walki.
96287066.013.png 96287066.014.png 96287066.015.png 96287066.016.png 96287066.017.png
Nr 24 (119) 14 – 20 VI 2002 r.
NA KLĘCZKACH
5
ZAMIAST
NA KOŚCIÓŁ
Za to przemawiał barwnie. Po-
wiedział, że „żołnierz musi być ak-
tywny, bo jeśli nie jest aktywny, to
nie jest żołnierzem” . On sam wy-
kazuje aktywność i za miesiąc le-
ci do Afganistanu odwiedzić na-
szych wojaków. Już się nawet za-
szczepił (w co akurat wierzymy).
Dodał, że wprawdzie duszpaster-
stwo wojskowe w Polsce dawno już
wyszło z katakumb, ale „do orga-
nizacji katolickich brak jest wiel-
kiego zapału”. Kończąc, stwierdził,
że dzisiejsza służba w wojsku ma
służyć pokojowi, a jedno z przy-
kazań dekalogu nie powinno
brzmieć „nie zabijaj”, ale raczej:
„nie męcz, nie morduj”, bo tak to
się powinno tłumaczyć z hebraj-
skiego. Za Głódzia w Afganistanie
będziemy trzymać kciuki. (J.Ch.)
mogą sobie jeździć na spotkania do
Lublina, gdzie katoliccy specjaliści
pomogą im wyjść „z nałogu”. Gru-
pę terapeutyczną radzimy jednak
przenieść do Poznania, a najlepiej
– od razu do Watykanu. (A.C.)
Podczas poświęcenia ośrodka
pomocy dla bezrobotnych zorgani-
zowanego w Lublinie przez Caritas
(2 VI) abp Życiński wyraził ży-
czenie, żeby w Polsce zamiast po-
mników zaczęto budować ośrodki
pomocy dla najbardziej potrzebu-
jących. Jest to niezły pomysł, ale
zważywszy, że lubelski metropolita
niewątpliwie miał na myśli ośrodki
przykościelne, raczej nam się nie
podoba. Na ten temat „Fakty i Mi-
ty” mają od dawna wyrobione zda-
nie. Lansujemy więc znacznie sen-
sowniejsze hasło: Dla potrzebują-
cych TAK, dla Kościoła NIE. Dla
biednych OWSZEM, na pomni-
ki JPII ani, ani.
nowoczesny piec szwedzkiej firmy
TABO. Jest to już piąty taki obiekt
w kraju. Najwcześniej, bo w 1993
roku, ruszyło krematorium w Po-
znaniu, potem we Wrocławiu, War-
szawie i Rudzie Śląskiej. Do koń-
ca ubiegłego roku spopielono
w kraju około 30 tys. ciał. Najwięk-
sze krematoria funkcjonują w Po-
znaniu i stolicy (Wólka Węglowa).
Z roku na rok rośnie w Polsce licz-
ba kremacji (ponad 7 tys. w ubie-
głym roku).
trzeba protestować” . Dalej czytamy:
„Reakcja każdego katolika na takie
użycie wizerunku papieża powinna
być jednoznaczna. Każdy, kto wierzy
w Chrystusa, który też jest Żydem,
nie powinien kupować takich gazet” .
No i wszystko jasne. Nie mamy już
wątpliwości, co tak bardzo zabola-
ło ojczulka. Wykorzystanie zdjęcia
Wojtyły na okładce „Poznaj Żyda”,
czyli obraza katolików, to przecież
o niebo ważniejsze od podżegania
do morderstwa.
„Wieczór Wrocławia” na pierw-
szym miejscu przypomina: „Ten, kto
obraża uczucia religijne innych osób,
podlega grzywnie, karze ogranicze-
nia wolności lub pozbawienia wol-
ności do lat 2” . (A. PALIŃSKA)
AKADEMIA
PANA KRYŃSKIEGO
(R.P.)
(A.K.)
MATURALNA
REKLAMA
JAWNOŚĆ
WEDŁUG BELKI
Maj to miesiąc egzaminów doj-
rzałości zwanych maturami.
Jak co roku, władze państwowe
i samorządowe życzyły młodym lu-
dziom szczęścia, niekiedy wręczały
miłe upominki. Maturzyści mają bo-
wiem tę zaletę, że są już pełnolet-
ni i mogą głosować. A wybory sa-
morządowe tuż-tuż. Dzień przed
maturami do szkół dostarczono więc
gustowne kubeczki opatrzone cał-
kiem niezłym hasełkiem: „Wiesz
więcej, niż myślisz”. Pod nim pod-
pisał się pan prezydent Szczurek.
Maturzyści – jak to młodzi ludzie
– podarunek przyjęli, ale opinii
o włodarzach miasta nie zmienili.
Uprawiania kampanii wyborczej
w szkole, i to jeszcze przed ogło-
szeniem terminu wyborów, zabra-
nia prawo. Władze Gdyni takimi
głupimi zakazami nie będą się przej-
mować. Dodatkowo kubeczki ob-
klejono znakami firmowymi ERY
GSM.
PAETZ I AMORY
Akademia Polonijna w Często-
chowie, o której obszernie informo-
waliśmy w numerze 11 „FiM” z 2002
roku, 18 maja otworzyła swoje po-
dwoje w nowym, okazałym gmachu.
Na dawnym boisku sportowym dziś
mieści się biblioteka, centrum kon-
gresowe oraz orientacji i kariery za-
wodowej, a także badań, studiów
i projektów wraz z Polonijną Szko-
łą Dyplomacji i Liceum Akademic-
kim. Tradycyjnie w uroczystości
wzięli udział paulini z Jasnej Gó-
ry, wierni, etatowi wykładowcy oraz
ci, którzy szukają zatrudnienia.
W całość próbował wtopić się
Ryszard Kaczorowski (patrz fot.)
– prezydent RP na uchodźstwie,
który poprzez fakt dostarczenia
sztandaru ufundowanego przez Po-
lonię ujawnił się jakby niechcący.
Całkowicie odmienną postawę
prezentował były premier Buzek ,
którego nikt do pozowania nie na-
mawiał, a mimo to widniał on na
wszystkich fotkach obok ojca rek-
tora
Rzym to po włosku Roma,
a Roma czytana od tyłu daje amor,
a amor to miłość – wyjaśnił na ła-
mach „VIVY!” nasz ulubiony arcy-
biskup Juliusz Paetz . Cóż za sko-
jarzenia! Jak na ascetę w sutannie
– co nieco nieprzyzwoite! Jednak,
psychoanalitycznie rzecz biorąc,
większość kłopotów pana (s)Paet-
za w dziedzinie amorów bierze się
z kompleksu symbolicznej kastra-
cji, jakim jest katolicka tradycja ce-
libatu. Niby oczywiste, ale wciąż nie
dla wszystkich.
KTO DOKONUJE
WYBORU?
„Lekarze o eutanazji” – nad tym
tematem debatowali niedawno le-
karze na Jasnej Górze podczas
IV Krajowej Konferencji Katolic-
kiego Stowarzyszenia Lekarzy Pol-
skich. Uczestnicy sympozjum zgod-
nie stwierdzili, że we współczesnym
świecie propaganda zmierzająca do
legalizacji „dobrej śmierci” (grec.)
zatacza coraz szersze kręgi. Pod-
czas kilkudziesięciu prelekcji mó-
wiono o prawach człowieka, współ-
pracy z pacjentem, etyce – tylko
w kontekście eutanazji – tak jakby
chory na zwykłą grypę nie miał praw
lub nie był człowiekiem. Potępiono
Holandię i Belgię za uprawomoc-
nienie śmierci z wyboru. Jednak ci
sami lekarze sugerowali, że to wła-
śnie środowisko medyczne odpo-
wiedzialne jest za zaistnienie zjawi-
ska. Przyznali, że wiedza polskiego
lekarza jest zdecydowanie niewy-
starczająca zarówno w odniesieniu
do skutecznego eliminowania cho-
rób, jak i właściwego uśmierzania
bólu. „Potrzebujemy nowych leka-
rzy, światłych i doskonale wykształ-
conych” – mówiono. Brak na kon-
ferencji zwolenników eutanazji
oznacza lekceważący stosunek le-
karzy do niemal 70 procent Pola-
ków, jawnie dziś opowiadających się
za jej wprowadzeniem.
(Rafał Kędziora)
(A.K.)
Pieniądze podatnika państwo
wydaje także na Kościół i księży.
Czyni to zgodnie z dekretem
z 1950 r. Na jego postawie utwo-
rzono Fundusz Kościelny. Miał on
na celu osłodzić los Kościoła po-
zbawionego majątków ziemskich.
W roku 1989 władze PRL-u zgo-
dziły się na zwrot całego mienia
kościelnego przejętego przez pań-
stwo. Po jego dokonaniu Fundusz
Kościelny stracił rację bytu, ale ża-
den z rządów nie zechciał tego
zauważyć, więc kasa płynie dalej.
Przez lata pieniądze przeznaczone
na Fundusz zapisywane były w usta-
wie budżetowej wśród innych fun-
duszy celowych. Taką urzędniczą
konspirację przerwał, ale tylko
w roku 2001, minister Bauc,
uwzględniając w projekcie ustawy
budżetowej dział „wyznania reli-
gijne”. Nie uczynił tego dobrowol-
nie, ale zobligowany ustawą o dzia-
łach administracji. Marek Belka
(na zdjęiu) postanowił skończyć
z tak pojętą jawnością. W budże-
cie na rok 2002 Fundusz Kościel-
ny znajdziemy w dziale, którego ty-
tuł brzmi: „różne rozliczenia”. Za-
pisano tam i subwencję drogową,
i rozliczenia książeczek mieszka-
niowych. Według niego, w ten spo-
sób spełnił dwie podstawowe za-
sady konstruowania budżetu: przej-
rzystości i jawności... (A. Karw.)
PULS NA „TOPIE”
(A. Karw.)
Konająca finansowo katolicka
telewizja Puls postanowiła w akcie
rozpaczy podnieść sobie oglądal-
ność i swój czołowy program
– „Otwarte studio” poświęciła mod-
nym ostatnio homoseksualistom.
Nie koncentrowano się, wbrew po-
zorom, na miłosnych igraszkach
katolickich hierarchów, lecz posta-
nowiono dołożyć świeckim gejom.
Do programu o idiotycznym tytu-
le: „Czy homoseksualizm to po-
wód do dumy?” nie zaproszono
jednak żadnego przedstawiciela ho-
moseksualistów, a to pod pretek-
stem, że... „są zbyt agresywni” . Za-
proszono za to np. wybitnego ho-
moeksperta – żonatego opusdeistę
Jacka Łęskiego . Przez ponad dwie
godziny nie było końca napastli-
wym wypowiedziom i złośliwym do-
cinkom przy aplauzie sali zapeł-
nionej fanatyczną, katolicką mło-
dzieżą. Zboczonych gejów nie po-
zostawiono jednak bez wyjścia – są
chorzy i na grzech podatni, ale
INNE BUBLE
Andrzeja Kryńskiego.
(Rafał Kędziora)
W numerze 17 z 26 kwietnia
„FiM” zamieściły artykuł „Bubel
polski”, dotyczący faszystowskiego
pisemka „Tylko Polska”, szerzące-
go nienawiść na tle różnic rasowych
i wyznaniowych. Redaktor „TP”,
Leszek Bubel, nawołuje w nim do
fizycznej eliminacji podejrzanych
o narodowość żydowską. „FiM” zło-
żyły już w prokuraturze wniosek
o popełnieniu przez Bubla prze-
stępstwa z art. 256 i 257 kk. Jesz-
cze wniosek nie zdążył ostygnąć,
a już do ataku na Bubla przystąpi-
ła kolejna gazeta.
W „Wieczorze Wrocławia”
z 10–12 maja znajdujemy artykuł
zatytułowany: „Nie kupujmy takich
pism”, ze zdjęciem bublowskiej bro-
szury „Poznaj Żyda”. Na okładce
zamieszczono zdjęcie... Białego Pa-
py. „WW” przebąkuje co nieco
o tym, że szerzenie nienawiści do
innych narodowości jest w Polsce
karalne, i ubolewa, że czasopismo
Bubla jest wydawane legalnie i do-
stępne w każdym kiosku, ale na tym
koniec. Zaraz potem czytamy wy-
powiedź eksperta od sekt, domini-
kanina Piotra Sawy: „Są takie gaze-
ty, o których nie ma co dyskutować
(idę o zakład, że miał na myśli m.in.
„FiM”). Jednak w tym przypadku
IDZIE BIEDA?
Księża emeryci diecezji sosno-
wieckiej wystosowali list otwarty do
duchownych Zagłębia, w którym żą-
dają, aby dzielono się z nimi in-
tencjami mszalnymi. „Czują się za-
pomniani” , czyli – innymi słowy
– brakuje im kasy. Dodajmy, że ten
dramatyczny apel ogłoszono w naj-
bardziej zlaicyzowanej części Pol-
ski, gdzie niewielu jest chętnych, by
za pieniądze kupować sobie bożą
łaskę. Naiwnych mało, księży dużo,
idą ciężkie czasy...
CO SŁYCHAĆ
U GŁÓDZIA?
(A.C.)
Otóż 28 maja wdział strój,
w którym pojawia się rzadko. Nie
był to bowiem mundur generalski
zdobny akselbantami i orderami,
ani też granatowy uniform admira-
ła, złotem wyszywany. Biskup po-
lowy WP, generał dywizji, bohater
ciężkich walk pod Barem – Sławoj
Leszek Głódź – ubrał się w czar-
ny garnitur z koloratką. Dlaczego
tak skromnie? Bo przemawiał na
otwarciu Europejskiej Konferen-
cji Chrześcijańskich Stowarzyszeń
Wojskowych, a stowarzyszenia te
zdominowane są przez protestan-
tów, ludzi skromnych i poważnych.
GDZIE SIĘ SPALIĆ
Jeszcze w tym miesiącu przy ul.
Srebrniki 14 w Gdańsku ruszy naj-
nowocześniejsza w kraju spopielar-
nia zwłok. Inwestycję wartości bli-
sko 2 mln zł realizuje spółka „Zie-
leń”. W krematorium znajduje się
96287066.018.png 96287066.019.png 96287066.020.png 96287066.021.png 96287066.022.png 96287066.023.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin