Fakty i Mity 04-2004.pdf

(1886 KB) Pobierz
str_01_04.qxd
Karola Wojtyły nie obchodzi, że jego krewni są chorzy i żyją w biedzie
OGŁASZAMY ZBIIÓRKĘ NA RODZIINĘ PAPIIEŻA
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 4 (203) 29 STYCZNIA 2004 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
Str. 11
Lobbyści spraw przeróżnych, niezmordowanie przemierzający sejmowe korytarze i szepczący „zaklęcia” do uszu wybranym wybrańcom narodu, doskonale wie-
dzą, że na Wiejskiej można przeforsować (czytaj: kupić) każdą, nawet najbardziej absurdalną i szkodzącą Polsce ustawę. Są tylko dwa warunki: po pierwsze – ka-
sa; po drugie – kasa. Jak się ją ma, to większość z 460 „sprawiedliwych” przegłosuje na przykład niezwłoczną konieczność przemalowania księżyca na zielono.
Albo... albo jeszcze lepiej – upichci prawo, według którego recykling plastikowych butelek, tzw. PET-ów, istnieć będzie jedynie na papierze. Przysporzy to krocio-
wych zysków szemranym firmom i jednocześnie narazi Skarb Państwa na rokroczne straty około 120 milionów złotych.
O takim drobiazgu, że puste, przez nikogo niechciane PET-y już wkrótce „zaPETują” nam Polskę, nie warto w tej sytuacji nawet wspominać.
Str. 9
Koziołek Matołek
Gangster i prokurator
W Stargardzie Szczecińskim jęczą topory ciosające
krzyż i świszczą łopaty usypujące golgotę. Pewien Polak
katolik – wiceprzewodniczący Rady Miejskiej – o wdzięcz-
nym nazwisku Koziołek ogłosił bowiem, że jest... synem
bożym. Miejscowy sanhedryn złożony z miejskich rajców
nie uwierzył mu. Podobnie jak to było w Palestynie nie-
mal 2 tysiące lat temu.
Bycie pracoholikiem nie zawsze wychodzi na
zdrowie. Prokurator Jan M. tak się zżył z prze-
stępcami, że zaczął im doradzać i czynnie uczest-
niczyć w przestępczym procederze. M. ochraniał
morderców i ucztował z nimi. To ostatnie – z uwa-
gi na skalę – można więc już chyba uznać za cho-
robę zawodową prokuratorów...
Str. 8
Str. 7
2
KSIĄDZ NAWRÓCONY
Nr 4 (203) 23 – 29 I 2004 r.
FAKTY
KOMENTARZ NACZELNEGO
Ziemia obiecywana
T ak około Trzech Króli przybyło do mnie trzech człon-
POLSKA Według sondażu „Rzeczpospolitej”, najpotężniejsza par-
tia w historii III RP w ciągu kilku miesięcy spadła na trzecie miejsce
w kraju. SLD i UP (razem!) mają ledwie 17 proc. poparcia i są za
Samoobroną (18 proc.). Nieco bardziej pocieszające dla partii Mil-
lera są wyniki badań CBOS, które dają koalicji SLD-UP 21 proc.
poparcia i drugie miejsce po Platformie (ta ma aż 29 proc.)!
Przy takiej dynamice spadku za półtora roku, przed wyborami par-
lamentarnymi, SLD-UP będzie miało poparcia mniej niż zero.
Przed nadciągającą klęską SLD broni się kolejnymi roszadami per-
sonalnymi. Minister Janik porzucił swoją posadę dla szefowania
Klubem Parlamentarnym SLD. Zastąpi go Józef Oleksy. Tymczasem
Marek Borowski przyznał, że w SLD od wyborów (już ponad 2 la-
ta!) nikt nie zajął się oceną programu.
Bo i po co? Do kolejnej wyborczej ściemy jeszcze dużo czasu.
ków łódzkiego SLD. W darze przynieśli informacje, bo
wiedzą, co lubi rząd naczelnych redaktorów. Zaczęli prze-
mowę od tego, że chcieliby tak jakby do spowiedzi i po
poradę, tyle że nie ze swoimi grzechami przychodzą. Sko-
ro oni walą do mnie jak do księdza, to ja im jak ksiądz
– idźcie najpierw braci swoich w cztery oczy upomnieć,
a dopiero później, jak nie posłuchają, donieście Kościoło-
wi, czyli mnie. Towarzysze zarzekli się Aktem strzelistym,
że wielokrotnie i na różne sposoby upominali i ostrzegali,
ale miarka się przebrała. No to zacząłem słuchać.
Rzecz cała dotyczyła rozpierduchy w lokalnych struk-
turach Sojuszu. Spowiedź członków była ciekawa, ponie-
waż na przykładzie łódzkiej ziemi obiecywanej przez Mille-
ra można prześledzić, jak kończy sam dawca (pustych)
obietnic. Wiadomo skądinąd, że jak jest dobrze i wszyst-
ko gra, to wszyscy są zadowoleni i jeden drugiemu na ła-
py nie patrzy. Ba, nawet nikt nie docieka, dlaczego jest
dobrze, bo życie w dobrym bycie jest stanem naturalnym,
zwłaszcza Polaka katolika. Dlatego właśnie Polakom kato-
likom zawsze jest źle. Kiedy jednak jest źle, to nawet naj-
lepszy skoczek narciarski może się z najlepszym trenerem
pokłócić. Ale do rzeczy.
W SLD jest źle i nie jest to wcale tajemnicą spowiedzi.
Szeregi mniejsze o połowę, własna partia w postaci rządu
bije naród po kieszeni, nabijając przy tym własną, i obrzy-
dza ludziom życie – zabiera ulgi, zasiłki, mnoży bezrobo-
cie, lobbuje, korumpuje, kolaboruje i mataczy. W Ło-
dzi do wszystkich tych gorzkich żali trzeba
dopisać jeszcze jeden, największy
– niespełnione, przedwybor-
cze obietnice Leszka Mil-
lera. Człowiek to takie
wredne zwierzę, że trudno
mu odebrać nadzieję. A je-
śli jeszcze ktoś w dodatku
tę nadzieję sztucznie i sku-
tecznie rozbudził – musi ją
zaspokoić. A jak nie, to do-
stanie po nosie. Miller
w Łodzi wybory wygrał
dzięki bujnej wyobraźni przy
roztaczaniu miraży oraz no-
śnym hasłom typu: „Nadcho-
dzi czas dla Łodzi”. Po czym,
jak do tej pory, Łódź zawiódł
kompletnie. Na całej linii. Nawet nie zaczęto zacząć żadnej
z obiecanych przez niego inwestycji, na przykład duopolis
Warszawa–Łódź. Bezrobocie wynosi tu 18,7 procent i ro-
śnie. Żebracy biją się przy śmietnikach o kawałek kartonu
czy metalowej rurki i wyjadają ptakom z karmników. Dziu-
ry w jezdniach i syf na podwórkach kamienic (za mało pu-
blicznych toalet) większy niż w slumsach Kalkuty w samym
środku pory deszczowej. Zamiast jakoś ogarnąć tę biedę,
choćby złagodzić jej skutki – głównym zajęciem magistra-
tu jest stawianie idiotycznych pomników i dogadzanie ko-
legom prezydenta Kropiwnickiego, którego zwycięstwo wy-
borcze było naturalną konsekwencją olania Łodzi przez Mil-
lera. Teraz na Łódź leje również Kropiwnicki, a najczęściej
w ogóle go w mieście nie ma. Jak jest źle, to przecież ni-
kogo nie zdziwi, że może być jeszcze gorzej. Realizować
zyski zaczęli więc także ci z urzędu wojewódzkiego.
Osoba wojewody Krzysztofa Makowskiego od począt-
ku budziła kontrowersje i jest w miejscowym Sojuszu za-
rzewiem konfliktu. Najmłodszy w Polsce włodarz wojewódz-
twa miał w chwili wyboru 32 lata. Jest absolwentem wy-
działu chemii spożywczej, raperem z zamiłowania i przy-
branym dzieckiem Millera z obowiązku. Był wiceprzewod-
niczącym łódzkiej młodzieżówki SLD i tam – jak głosi miej-
scowa legenda – podczas przewijania szturmówek wypa-
trzył go Leszek. Kiedy wybory wygrał Miller, wygrało tak-
że jego przybrane dziecko. Wkrótce chemika spożywcze-
go, który nie miał żadnego doświadczenia gospodarczego
ani politycznego, premier uczynił członkiem Rady Krajowej
SLD, wojewodą oraz przewodniczącym Rady Wojewódz-
kiej Sojuszu w Łodzi, czyli baronem. Powód? Makowski stał
się natychmiast bezwolnym narzędziem w ręku Millera. Mło-
dy wojewoda, mimo że decyduje o niewielu sprawach, to
nawet te decyzje, które wypada mu podjąć samodzielnie
– partaczy. Ściągnął na przykład Millera na uroczyste otwar-
cie pustych hal pewnej słoweńskiej firmy farmaceutycz-
nej, nie chwaląc się pryncypałowi, że wcześniej skorzystał
z darmowej wycieczki na koszt tejże firmy. Podobnie było
z wizytą Millera w nowo otwartym zakładzie budowlanym,
w którym pracuje małżonka wojewody.
Łódź – od czasu odzyskania wolności w 1989 roku
– dzielnie kultywuje tradycję warcholstwa, pieniactwa
i prywaty rządzących narosłą od czasów szlacheckich. Przo-
dują w tym politycy tzw. lewicy. Długo by pisać, skupmy
się więc tylko na Makowskim – dziecku Millera i łódzkiej
socjaldemokracji. Zarzuca mu się, że najpierw ochraniał,
a później bardzo długo zwlekał z odwołaniem swojego ko-
legi – prezesa łódzkiego przedsiębiorstwa Cefarm – Janu-
sza Olszewskiego (SLD). W firmie tej doszło do nadużyć
finansowych na ogromną skalę. Wojewodzie sygnalizowa-
li to miesiące wcześniej członkowie partii, związkowcy
i organa ścigania. Makowski ochraniał Cefarm jako kon-
kurenta AFLOPY, którą kierował wicewojewoda Marcisz
(patrz s. 3), znienawidzony przez Millerowego szefa woje-
wództwa, gdyż... niebezpiecz-
nie kompetentny. Naduży-
cia w AFLOPIE zostały roz-
dmuchane właśnie przez Ma-
kowskiego. Skończyły się
– jak wiadomo – kompro-
mitacją organów ścigania,
a dla wtajemniczonych tak-
że wpadką wojewody. Wspo-
mniany Marcisz to człowiek
Andrzeja Pęczaka, byłego
przewodniczącego wojewódz-
kiego Sojuszu i byłego pupi-
la Millera. Pęczak, gdy stra-
cił poparcie wodza, z oddane-
go przyjaciela stał się jego naj-
większym wrogiem, a więc również
wrogiem Makowskiego.
Tyle mniej więcej dowiedziałem się od moich go-
ści z pochyłego drzewa SLD, na które własne kozy już ska-
czą, i to gromadnie. Brzydzę się szczerze tymi podjazdowy-
mi wojenkami łódzkich aparatczyków Sojuszu; nie mniej
niż warszawskim bagienkiem o nazwie Rywingate. Dlacze-
go więc o tym piszę? Ano dlatego, że w ubiegłym tygo-
dniu stała się rzecz bez precedensu, ale za to z konse-
kwencjami, które mogą być kolejnym gwoździem do trum-
ny rządu Leszka Millera. Oto grupa członków SLD skiero-
wała wniosek do Wojewódzkiego Sądu Partyjnego w Ło-
dzi o ukaranie szefa partii i premiera, który nadal w pew-
nych kręgach uchodzi za apostoła ziemi obiecanej. Potwarz!
Skandal! I to wielki, międzynarodowy, bo skoro poddane
Millerowi chudopachołki z prowincji buntują się przeciwko
niemu na JEGO terenie, to co ma do powiedzenia taki pre-
mier jako reprezentant całego państwa? W dodatku zarzu-
ty dotyczyły sprawy kluczowej: niewłaściwego nadzoru nad
realizacją programu SLD. Wojewodzie Makowskiemu za-
rzucono natomiast prowadzenie niezgodnej ze statutem SLD
polityki kadrowej i naruszanie zasad rekomendacji członków
partii na niektóre stanowiska. Nikt z wtajemniczonych nie
ma wątpliwości, że za powodami – szeregowymi członka-
mi z okręgu Zduńska Wola – stoi odsunięta od koryta gru-
pa Andrzeja Pęczaka i on sam, ostatnio wkurzony niemiło-
siernie, bo Makowski wykosił go z listy SLD na kandyda-
tów do Parlamentu Europejskiego.
Właśnie mina uzbraja się sama – wszystkie wpadki
Makowskiego odbiją się czkawką Millerowi. Jak wiadomo,
Krajowy Sąd Partyjny SLD odrzucił wniosek o ukaranie pre-
miera i wojewody, ale smród pozostał i – przynajmniej
w Łodzi – przybiera na sile. Będzie on przyczynkiem do re-
wolty w całym Sojuszu i – być może – detronizacji Lesz-
ka Millera, bo jeśli ktoś ma odpowiadać za tę totalną roz-
pierduchę, utratę połowy siły SLD i notowań, to dlaczego
nie główny sprawca?
Rokita i spółka już widzą się w gabinetach i salonach URM, choć
jak dotychczas jedynym punktem programu PO jest krytyka rządów
SLD-UP. PiS i PO domagają się samorozwiązania sejmu i przedter-
minowych wyborów, zgodnie z obietnicą premiera i prezydenta sprzed
roku. Liderzy Platformy zapowiadają, że nie muszą wcale współrzą-
dzić z bliźniakami. Dadzą sobie radę także w związku z PSL...
...które dla Boga, Honoru i Ojczyzny pójdzie zawsze i z każdym.
Unia Pracy ostatecznie poparła oszczędnościowy plan Hausnera. Do-
maga się jednak jego modyfikacji, w tym zaniechania rygorystyczne-
go weryfikowania rent, utrzymania zasiłków przedemerytalnych i więk-
szych oszczędności w wydatkach na administrację.
Unia Pracy wierzy, że można być w ciąży i pozostać dziewicą.
Z powodu opieszałości Sejmu groźba utraty unijnych dotacji dla
uboższych rejonów Polski jest całkiem realna. Pieniądze możliwe do
pozyskiwania od 1 stycznia 2004 r. są zablokowane, bo nie mamy
ustawy o zamówieniach publicznych. Leży sobie ona w Sejmie
z 400 poprawkami...
Były w Sejmie ważniejsze sprawy: pyskówki, awantury, ugaszczanie
i honorowanie papieża...
Granice absurdu przekroczyli spece z Banku Światowego i Europej-
skiego Banku Inwestycyjnego: doradzili naszemu krajowi wprowadze-
nie opłat za studia dzienne, aby było bardziej sprawiedliwie i aby...
studia były dostępne także dla młodzieży z rodzin uboższych. Boli
ich, że studenci zaoczni muszą za studia płacić, a inni nie.
Idąc tym torem, trzeba zlikwidować pozostałe jeszcze zasiłki dla
bezrobotnych – niesprawiedliwe, bo nie wszyscy potrzebujący je
dostają.
TVN, Polsat i, uwaga!, Agora (wydawca gazet, w tym „Wyborczej”,
i właściciel stacji radiowych) złożyły skargę na TVP do Urzędu Ochro-
ny Konkurencji i Konsumenta. Powodem zażalenia jest rzekome za-
niżanie cen reklam przez telewizję publiczną opłacaną po części
z abonamentu. Tymczasem na procesie Rywina świadkowie ujawni-
li, że to prezes Agory, Rapaczyńska, była inicjatorką spotkania, pod-
czas którego po raz pierwszy miała paść korupcyjna propozycja.
Kwaśniewski i Michnik chcieli telewizji, a Rywin posłużył za ko-
zła ofiarnego, który miał pogrążyć Millera – ot, i cała afera.
Lekarze aż 160 śląskich przychodni specjalistycznych leczą pacjen-
tów odpłatnie. Nie zostali bowiem zaproszeni do konkursu rozpisa-
nego przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
Drobne przeoczenie, najwyżej zemrze kilku biedaków. A przy oka-
zji przypominamy jeden z postulatów Solidarności z sierpnia
1980 roku: „Poprawienie warunków pracy służby zdrowia, co ma
zapewnić pełną opiekę medyczną osobom pracującym”.
Nie działa i tak spóźniony o 15 lat centralny system ewidencji pojaz-
dów, bicz na złodziei samochodów. To znaczy działa, ale nie tak jak
powinien – trzeba wpompować jeszcze 200 mln złotych, aby był na-
prawdę centralny i bezawaryjny.
Dla firm ubezpieczających pojazdy 200 mln zł to pryszcz. Niech
się zrzucą na system, a później wszyscy (oprócz złodziei) zarobią.
WARSZAWA NIK informuje, że więcej niż połowa mazowieckich
hipermarketów została wybudowana z naruszeniem prawa. Brakowało
odpowiednich dokumentów, uzgodnień i pozwoleń, a na transakcjach
publicznymi gruntami krocie zarabiali pośrednicy. Straty to 4,4 mln
publicznych złotówek.
Pierwsze miliony trzeba ukraść. W ekonomii nazywa się to pierwotną
akumulacją kapitału...
PIŁA Prokuratura Rejonowa przedstawiła posłance Samoobrony
Renacie Beger zarzuty fałszowania podpisów na listach wyborczych
z 2001 r. Przebrzmiała gwiazda sejmowej komisji śledczej i kandydatka
na ministra finansów w przyszłym rządzie Leppera idzie w zaparte,
mimo że połowa z 5500 osób widniejących na listach nie przyznaje
się do przekazywania posłance swoich danych i składania podpisów.
Ich nieautentyczność potwierdziła analiza grafologiczna.
Begerowej pozostanie chyba odwołać się do „Anana Kofana”...
BRAZYLIA W odpowiedzi na zaostrzenie kontroli na lotniskach
USA (fotografowanie podróżnych, pobieranie odcisków palców) le-
wicowe władze Brazylii wprowadziły te same wymagania wobec
Amerykanów odwiedzających ich kraj. Wszelki sprzeciw lub lekce-
ważenie jest surowo karane.
Dawno proponowaliśmy wprowadzenie tego samego. No i jesz-
cze po stówie zielonych od jankeskiego łebka, aby sobie odbić
koszty wiz do USA...
INDIE W Bombaju odbywa się IV Światowe Forum Społeczne – ol-
brzymie spotkanie (100 tys. osób!) polityków i działaczy społecznych
przeciwstawiających się dzikiej globalizacji. Impreza, jak wszystkie
podobne, jest lekceważona przez polskie media.
W końcu to nie zjazd paru tysięcy milionerów i kilkunastu po-
lityków w Davos. Nie ten ciężar portfela, nie ta szerokość geo-
graficzna...
JONASZ
Nr 4 (203) 23 – 29 I 2004 r.
GORĄCY TEMAT
3
Funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego mają chronić nas, obywateli państwa
prawa. Niestety, młody narybek agentów – zamiast
w solidnej szkole policyjnej – wychował się
na filmach z Jamesem Bondem i Brudnym Harrym.
kompleksowych aresztowań, ale
w rewanżu postawiono mu pod szpi-
talnymi drzwiami uzbrojonego war-
townika. Nie wpuszczano żony An-
ny, a nawet... domowego lekarza.
W sumie w całej Polsce areszto-
wano 20 „groźnych przestępców”
z Gdańska, Wrocławia, Łodzi – tak
grzmiały na cały kraj pochwalne ser-
wisy informacyjne. Zapyta dociekli-
wy Czytelnik: a cóż to za bandyci, że
nasze dzielne chłopaki tak się mu-
siały napracować?
Według „nieplanowanego” prze-
cieku do prasy – w AFLOPIE zde-
fraudowano pieniądze, narażono
Skarb Państwa na stratę 10 milio-
– Mirek był dla niego za mocny.
Lepiej się znał na sprawach woje-
wództwa, był lubiany i trzeba go by-
ło eliminować.
No, jeśli rzeczywiście tak było,
to eliminacja była niekiepska, bo-
wiem Marcisz po tych wszystkich
przejściach dostał udaru mózgu.
Ja tam nie wierzę w makiawelizm
Makowskiego – dobrze mu patrzy
z oczu, niezły chłopak, no i przecież
ulubieniec Leszka Millera . Nie wiem
tylko, dlaczego wnerwieni łódzcy SLD-
-owcy chcieli 17 stycznia br. posta-
wić przed partyjnym sądem Millera
i Krzysztofa Makowskiego. Czemu wy-
krzykiwali: „Miller, co z Marciszem?
Dlaczego nie bronisz swoich ludzi?”.
I tu się mylą. Miller zawsze bronił
na przykład Andrzeja Pęczaka , mi-
mo że prokuratura była zawalona
sprawami przeciwko baronowi Soju-
szu. A teraz broni Makowskiego, któ-
rego działacze SLD oskarżają o ob-
sadzanie stanowisk swoimi kolesia-
mi bez kwalifikacji i o kilka innych
jeszcze grzechów głównych. Miller
to ludzkie panisko.
Co pozostało z popisowo prze-
prowadzonej akcji ABW? Prokura-
tura nie przedstawiła żadnego aktu
oskarżenia, wszyscy zapuszkowani
są już na wolności. Tylko ich żony
i dzieciaki, po wstrząsie, jaki prze-
żyli, nadal chodzą do psychologa
i budzą się z krzykiem o piątej ra-
no. A co z Bondami z Agencji
(Nie)Bezpieczeństwa Wewnętrzne-
go? A dziękuję, wszyscy zdrowi!
ANDRZEJ RODAN
W Łodzi jest AFLOPA SA – cen-
trala farmaceutycznej firmy z udzia-
łem kapitału holenderskiego. Zain-
teresowali się nią superagenci Agen-
cji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
ABW przychodzi o 5 rano, bo to
jest ulubiona godzina wszystkich taj-
nych policji. Zbigniew S. (przedsta-
wiciel handlowy AFLOPY) spokoj-
nie śpi we własnym domku jedno-
rodzinnym. Obok leży jego żona
Anna , a w sąsiednich pokoikach dzie-
ci: dziesięcioletnia córka i siedmio-
letni syn. Wyżej śpią dziadkowie. Sie-
lanka... I nagle walenie i kopanie
w drzwi, stukanie w okna, dzikie
okrzyki, groźby. Do środka jak hu-
ragan wpadają chłopaki z pistoleta-
mi w rękach i zaczynają akcję. Wszy-
scy mieszkańcy łącznie z dziećmi zo-
stają wywleczeni z pościeli i pod ścia-
nę. Dzieci płaczą, ich mamusia, An-
na, jest bliska zawału. Tylko dzia-
dek jeszcze nic nie kapuje, a może
nie obudził się do końca, więc otu-
maniony szepcze do skutego kajdan-
kami syna: „Czy to gestapo?”.
Nie, to tylko agenci III RP roz-
poczynają rewizję. Wywalają szufla-
dy, wyrzucają ciuchy z szaf, zaglą-
dają pod łóżka, w kuchni rozsypują
mąkę, sól i cukier, są bardzo zapra-
cowani. Potem zawożą Zbigniewa S.
na przesłuchanie do swojej jaskini
przy ul. Pomorskiej, a później do
pierdla. W tym samym czasie kaj-
dankami zostaje skuty także Paweł
Z. , dyrektor do spraw finansowych
AFLOPY. Jego również zgarnia się
o piątej nad ranem. Akcja dzieje
się w domu pana Pawła, w Konstan-
tynowie Łódzkim. Scenariusz taki
sam: walenie w drzwi, pistolety, won
z wyra, kajdanki i pod ścianę! Re-
wizja trwała tu trochę dłużej, no bo
to w końcu dyrektor. Dzieci nie pła-
czą, bo ich nie ma. Żona bliska wy-
lewu, a Paweł Z. nic nie kuma. Po-
tem przesłuchanie na Pomorskiej
i do aresztu.
Kolejny cel to Tomasz K. , dy-
rektor handlowy AFLOPY. Żeby się
nie powtarzać: godzina piąta rano,
Dęci agenci
akcja, pistolety w łapach, kajdanki,
rewizja i dwójka przerażonych, pła-
czących dzieci.
Przez chwilę wydawało się, że
więcej szczęścia miał Leszek Sz. ,
kierownik filii AFLOPY w Łodzi.
Tej feralnej nocy spał poza domem,
ale nie z naszymi dzielnymi chłopa-
kami takie numery! Dopadli go
w robocie i na oczach zaskoczonych
podwładnych skuli, zgięli w scyzo-
ryk, oczy w glebę, pistolety wymie-
rzone w plecy i propozycja nie do
odrzucenia:
nów złotych tytułem niezapłacone-
go podatku. Czyli polska normal-
ka. Ale dlaczego nagle, zamiast
urzędników skarbowych, pojawia się
ABW?!
Czytelnik zapyta też:
NAJWIĘKSZE WPADKI ABW
– 7 lutego 2002 r. w centrum Warszawy funkcjonariusze UOP zatrzymują
prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego . Telewizja pokazuje areszto-
wanego jako „groźnego przestępcę”. Decyzja sądu – nie było podstaw do
zatrzymania.
– 2 lipca 2002 r. funkcjonariusze ABW zatrzymują Romana Kluskę , twórcę
i b. właściciela „Optimusa”. Organa ścigania stawiają mu zarzut wyłudzenia
przez spółkę 30 mln zł nienależnego podatku VAT. Wolność odzyskuje po
wpłaceniu rekordowej w Polsce kaucji w wysokości 8 mln zł. W styczniu
2003 r. okazuje się, iż było to działanie bezprawne, a Kluska zostaje oczysz-
czony z zarzutów.
– 19 sierpnia 2003 r. sześć uzbrojonych zespołów funkcjonariuszy ABW i pro-
kurator przeszukują mieszkanie Jacka Kalasa , inspektora NIK. O godzinie 8.45
jedna z grup wkracza do siedziby Agencji Rozwoju Przemysłu, gdzie Jacek
Kalas, prowadzi kontrolę. Agenci zakładają mu kajdanki i jak bandytę wypro-
wadzają do samochodu. Efekt? Sąd zwalnia Kalasa z aresztu, ABW przepra-
sza za zbyteczny pokaz siły. Wtajemniczeni twierdzą, że Kalas jest ofiarą woj-
ny rządu z NIK. Wcześniej kontrola NIK stwierdziła, że tzw. „raport otwarcia”
rządu Leszka Millera oparty został na nieprawdziwych danych. Jednym z au-
torów tej krytycznej opinii był właśnie Kalas. No to go lu! Ale nie wyszło.
– ABW kompromituje się także przy innych głośnych sprawach. O tym, że
przetarg na budowę Centralnej Ewidencji Pojazdów wygrał... handlarz bronią,
ABW dowiaduje się od dziennikarzy. Czekamy na ciąg dalszy...
BARBARA SAWA
Jakie wyroki
zapadły w tej sprawie? Nie uwierzy-
cie! Żadne!
Wszyscy aresztowani zostali
wypuszczeni na wolność. Z po-
wrotem pracują na tych samych
stanowiskach co przedtem i za
te same (albo wyższe) pieniądze!
A więc w co tu grano? Po co te
manewry ABW(ery)? Wysoki ran-
gą pracownik Urzędu Wojewódz-
kiego mówi:
– Wojewoda Krzysztof Makow-
ski chciał odstrzelić swojego wice,
czyli Marcisza. Nie wiedział, jak
się do niego dobrać, to mu wycią-
gnął AFLOPĘ!
– Ale po co mu ten odstrzał?
Do kicia marsz!
Z oferty tej nie mógł skorzystać
Mirosław Marcisz , wicewojewoda
łódzki, który miał szczególnego pe-
cha, że w swoim czasie był preze-
sem AFLOPY. Pan Mirosław kilka
dni przed akcją ABW uległ wypad-
kowi samochodowemu i z uszkodzo-
nymi kręgami piersiowymi leżał
w szpitalu. Zepsuł więc cały plan
GŁASKANIE JEŻA
haśle Norwid był odsyłacz: „patrz też Cz. Nie-
men”, a przy haśle Cz. Niemen – „patrz też
Norwid” – powiedział.
– No, czego jak czego, ale tupetu to panu
nie brak – skwitowałem wówczas tę – jak są-
dziłem – niebywałą zarozumiałość.
Na usprawiedliwienie tamtej mojej gburo-
watości mam niewiele, ot, tyle tylko, że i lumi-
narze ówczesnej krytyki nie zostawiali na Nie-
menie suchej nitki, a apogeum anty-Niemeno-
wej nagonki nastąpiło wówczas, gdy nagrał on
kilka piosenek po rosyjsku. Na własne uszy
słyszałam na tzw. salonach warszawki, jak okre-
ślano artystę mianem zdrajcy.
Teraz – o ile jestem mądrzejszy, to o tyle,
że wiem, iż w encyklopedii 2050 na przykład
pod hasłami Miller, Kwaśniewski, Hausner
itp. znajdziemy notki: „Politycy rządzący Pol-
ską w schyłkowym okresie twórczości Czesła-
wa Niemena” – a to jest i tak wariant dla tych
panów optymistyczny.
Jasna cholera... jakkolwiek bym pisał, to
i tak o politykę muszę gdzieś zawadzić. Ale to
trochę gorycz i smutek przemawiają przeze mnie.
Bo odchodzą ludzie... coraz częściej i coraz
boleśniej dla polskiej kultury. Ci naprawdę
niezastąpieni. Nie ma już Swinarskiego,
Grotowskiego, Kantora, Hibnera, Osieckiej,
Ciechowskiego , Niemena... Nie ma i długo nie
będzie. Tak długo jak papkę słów i kakofonię
pseudomuzyki przedkładać będziemy nad je-
sień, która mimozami się zaczyna.
MAREK SZENBORN
Czy go jeszcze pamiętasz?
Przysłowia są mądrością narodu – mó-
wi jedno z głupszych przysłów, a ktoś mą-
dry podsumował, że wtedy tylko są mądro-
ścią, gdy przeciętne wykształcenie przedsta-
wicieli tego narodu jest więcej niż mizerne.
Jednak znam przysłowie – może raczej po-
wiedzenie – stokroć bardziej idiotyczne. Co cie-
kawe – robi ono z biegiem lat oszałamiającą
karierę. Chodzi mianowicie o kretyńskie zda-
nie: „Nie ma ludzi niezastąpionych”. Czy wśród
czytających ten tekst jest ktoś, kto przynajmniej
raz nie słyszałby np. od swojego szefa: „Co wy
sobie, Kowalski, wyobrażacie? Że jesteście
niezastąpieni? Uważajcie, bo nie ma ludzi nie-
zastąpionych”.
Tymczasem historia świata od Sumerów
po Unię Europejską dowodzi, że to właśnie lu-
dzie, których niczym ani nikim nie można by-
ło zastąpić, tworzyli i zmieniali dzieje – w dzie-
dzinie polityki, ekonomii, kultury i stu innych.
Niestety, świat o ich wyjątkowości dowiadywał
się zazwyczaj zbyt późno.
Zwłaszcza kultura i sztuka są taką delikat-
ną tkanką, że gdy odejdzie wybitny twórca, po-
wstaje luka, ba!, cała przepaść, której niczym
nie można wypełnić. Tyrani, władcy, pierwsi
sekretarze przychodzą i odchodzą, sądząc o swo-
jej wielkości jedynie na podstawie długości wła-
snego cienia o zachodzie słońca. I to oni wła-
śnie, jakże chętnie, szafują owym „Nie ma lu-
dzi niezastąpionych”, mając na myśli oczywiście
wszystkich... oprócz siebie.
– Co wy sobie, Niemen , myślicie? Żeście
niezastąpieni? Ja wam pokażę, że nie ma
ludzi niezastąpionych! – tak wykrzyczał za
kulisami po pewnym koncercie Mieczysław
Moczar . Kto – poza osobami interesujący-
mi się historią najnowszą – pamięta dziś Mo-
czara, choć na swój sposób był to łobuz trud-
ny do zastąpienia.
W miniony weekend pokolenie Niebiesko-
-Czarnych zostało porażone informacją, że Cze-
sław Niemen nie żyje, że już nigdy na żywo nie
przyjdzie nam zastanawiać się nad „dziwnością
tego świata”, nie weźmiemy do ręki szklanecz-
ki w kafejce „Pod Papugami” i nie będziemy
„śnić o Warszawie”.
Na dobrą sprawę można powiedzieć, że wraz
z genialnym bardem coś w tym kraju umarło
na zawsze, coś w nas wszystkich umarło. Jakaś
wrażliwość, jakiś specyficzny sposób postrzega-
nia i konsumowania poezji i muzyki.
Nie oszukujmy się jednak... Niemen (choć
niedawno przez słuchaczy „Trójki” i „Polityki”
wybrany polskim wokalistą stulecia) nigdy nie
miał szczęścia do trafiania swoją twórczością
w czas, bo po prostu czas wyprzedzał. Ten prze-
dziwny artysta zazwyczaj pisał i wyśpiewywał
szlagiery, które szlagierami stawały się dopie-
ro po kilu latach od prawykonania. Tak było
z „Czy mnie jeszcze pamiętasz”, „Enigmatic”,
„Katharsis” i wieloma innymi płytami. Bo to
nie był piosenkarz, który śpiewał, że „majtecz-
ki są w kropeczki”. Przypuszczam, iż dziś – gdy-
by narodził się na nowo – wyleciałby na zbity
pysk już z eliminacji programu „Idol”, gnany
szyderczym chamstwem Kuby Powiatowego.
Lecz co tam jakiś Powiatowy... Ze smutkiem
muszę przyznać, że i ja się co do Niemena strasz-
nie pomyliłem. Otóż miałem szczęście (dopie-
ro teraz to wiem) uczestniczyć w pewnym pry-
watnym party, na którym był – już wtedy
– mistrz. Dzieliła nas wielka różnica wieku,
a mój młodzieńczy bunt zmaterializował się
wówczas na jego osobie. W pewnej chwili Cze-
sław Niemen powiedział, że jego marzeniem
jest nie tyle zaistnienie w encyklopedii, co
w odsyłaczach: – Chciałbym, aby kiedyś przy
4
Z NOTATNIKA HERETYKA
Nr 4 (203) 23 – 29 I 2004 r.
szowi, w którym prawdo-
podobnie zakochana była
cesarzowa Teodora, bizantyjski
władca Justynian powierzył od-
powiedzialne zadania i wysłał na
front. Gdy wojenne sukcesy Be-
lizariusza przyćmiły sławę cesa-
rza, wielki wódz strącony został
z piedestału i skończył na ulicy
w żebraczym stroju.
Czy łaska Leszka Millera też
na pstrym koniu jeździ? Czy gwał-
towne awansowanie Oleksego to
racjonalna decyzja, czy tylko gra ob-
liczona na spacyfikowanie silnego
konkurenta?
Ostatnie decyzje premiera znów
zaskoczyły Polaków. Swojego naj-
większego politycznego oponenta,
Józefa Oleksego, Miller uczynił wi-
cepremierem i szefem resortu spraw
wewnętrznych. W ten sposób – przy-
tulając do siebie – wyeliminował
ostrego krytyka, podobnie zresztą,
jak uczynił to wcześniej z Kurczu-
kiem. Czy ta metoda okaże się le-
karstwem na raka, który toczy ko-
alicyjny rząd lewicowy? Zdecydo-
wanie nie; to stanowczo za mało.
Zresztą sam Oleksy nie przecenia
swoich szans.
Belizariusz
Prowincjałki
Helena K. (74 l.), zamieszkała w Gdańsku przy ul.
Wesołej, zmarła. Wówczas jej syn, Stanisław K.
(44 l.), wpadł na makabryczny pomysł. Owinął zwłoki staruszki w koce i ręczni-
ki i schował pod łóżkiem. Ponieważ smród był straszny, synek uszczelnił drzwi
kitem, a w pokoju obok popijał z kolesiami. I tak przez trzy tygodnie. Czyżby pan
Stanisław tak kochał mamusię, że nie mógł się z nią rozstać? W pewnym sen-
sie tak – czekał na listonosza z emeryturą matki.
Jak należało się spodziewać,
opozycja w ostatnich decyzjach Mil-
lera nie dostrzega niczego pozytyw-
nego. Jeden z posłów
SLD, z którym rozma-
wiałem, rów-
nież nazwał
ruchy pre-
miera działa-
niami kosmetycz-
nymi i pozo-
ranckimi.
Dokąd to
wszystko
zmierza? – Do
samounicestwie-
nia rządzącej le-
wicy – usłysza-
łem. Zasadni-
cze proble-
my, z który-
mi boryka
się koalicja,
pozostały bo-
wiem nieroz-
wiąza-
ne.
Senator Adam Gierek ze
współrządzącej Unii Pracy wierzy,
że jest jeszcze szansa na odbicie
się od dna, ale potrzebne są od-
ważne decyzje gospodarcze.
Plan Hausnera musi być
wprowadzony w życie, po-
dobnie jak jego modyfika-
cje wynikające choćby ze
społecznych oczekiwań,
które Unia artykułuje.
Ponadto rząd musi
wreszcie coś zrobić z po-
lityką informacyjną, bo dotych-
czas nie potrafił się prze-
ciwstawić czarnowidztwu
i krytykanctwu.
Nawet oczywiste
sukcesy koalicji po-
zostały w cieniu.
Inna sprawa, że
było ich niewiele.
Czy doświadczony
Oleksy potrafi coś
zmienić, czy też le-
gnie jak Beliza-
riusz?
CENNA MAMUSIA
Przed śląskimi szkołami stanęły makiety – po-
licjanci z plastiku. Miały sprawić, aby samo-
chody zwalniały. Stróże prawa wyglądali jak żywi i „wyhamowali” niejednego
kierowcę. Niestety, sprzed podstawówek m.in. w Orzeszu i Rydułtowicach pla-
stikowi policjanci zostali skradzeni. Nie wiadomo, czy zrobili to miłośnicy policji,
którzy chcieli mieć w mieszkaniu swych idoli, czy też ci, co na koszulkach mają
napis HWDP.
W Lubartowie (woj. lubelskie) spacerowała po uli-
cy mamusia z 9-miesięcznym dzidziusiem. Dziec-
ko leżało w wózku, a mamusia była pijana w trupa (4 promile) i tylko dlatego nie
padła buźką w glebę, że opierała się o wózek. Policjanci odwieźli niemowlę do
domu, aby zaopiekował się nim tatuś. Zastali tam trójkę głodnych dzieci (9, 6
i 4 l.). Ich tatuś był nawalony jak stodoła...
Sprawna akcja gdańskiej policji doprowadziła do uję-
cia niebezpiecznego przestępcy i odzyskania jego
łupu. 20-letni mężczyzna ukradł z ogródka sąsiada... ciężarną kozę i dwa króliki. Ko-
zę i jej małe chciał hodować dla mleka, natomiast króliki przeznaczył na pasztet.
Porywaczowi grozi do 10 lat więzienia. Wartość skradzionych zwierząt to 240 zł.
RP
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Wpuszczeni w kanał
W Topoli Królewskiej k. Łęczycy oddano do użyt-
ku wiadukt, który ma służyć kolejce wąskotorowej
Ozorków–Łęczyca–Krośniewice. Problem w tym, że
kolejka nie jeździ już od trzech lat. Tory zostały zdemontowane, stacyjki zamknię-
te, a węzeł główny w Krośniewicach prawdopodobnie zostanie przeznaczony na
muzeum kolejek wąskotorowych. Po nowym wiadukcie może żaby będą prze-
chodzić. To teraz modne...
Opracował A. R.
Niebawem sejmowa ustawa – nie-
doróbka regulująca zaopatrywanie
w wodę, dająca dostawcy prawo usta-
lania dowolnych stawek za wodę
i ścieki – zostanie zaskarżona do Try-
bunału Konstytucyjnego. Jest bowiem
sprzeczna z ustawą o samorządzie te-
rytorialnym. Opłaty lokalne powin-
na ustalać Rada Miejska, a nie Za-
kład Wodociągów i Kanalizacji. I tak
na przykład w Łodzi radny Włady-
sław Skwarka zażądał odwołania
Marka Pyki , prezesa zarządu ZWiK,
za opublikowanie własnego cennika
i zlekceważenie ustawowych prero-
gatyw miejskich rajców.
Nie dziwią mnie te przepychan-
ki. ZWiK jest monopolistą i jak się
radnym nie podoba, to kanalarze mo-
gą im w rewanżu rurę zatkać i niech
sobie wodę noszą w plastikowych ba-
niakach. I po co ta cała awantura?
Trzeba było wcześniej ruszyć mó-
zgiem, już przy mianowaniu Pyki pre-
zesem. Jest on bowiem socjologiem,
a jak wiadomo – to nauka o wodo-
ciągach i kanałach. Ale przynajmniej
ma fachową zastępczynię. Jest nią
Jadwiga Palka , była dyrektor Od-
działu ZUS w Łodzi. Nie takie nu-
mery już w tym kraju widzieliśmy.
Zresztą nie chodzi tu o nazwi-
ska i wykształcenie. Ważniejsza niż
kanał jest dla wodociągowców pra-
ca u źródła. Źródłem tym jest oczy-
wiście Częstochowa. Delegacje
ZWiK pielgrzymują co roku na Ja-
sną Górę. Sutannowi ustalili, że św.
Franciszek z Asyżu jest patronem
ekologów. Wnet więc powstało spe-
cjalne duszpasterstwo krajowe dla
kanalarzy. W jego ramach, oprócz
pielgrzymek, odprawiane są msze
święte w intencji wodociągowców
i kanalarzy oraz ich rodzin, organi-
zowane są spotkania formacyjne,
opłatkowe i dni skupienia.
Obawiam się, że miejscy rajcy nie
podskoczą Pyce. Prezes bowiem był,
a jakże, na Jasnej Górze. Brał udział
w pielgrzymce pod hasłem „Bóg bo-
gaty w miłosierdzie”. Pyka także
wspiera finansowo (oczywiście z pie-
niędzy firmy) kościelny Caritas. Ma
więc poparcie tam, gdzie potrzeba.
Śpiesząc prezesowi z pomocą, ko-
ściółkowi przeprowadzili z nim wy-
wiad, w którym obdarował swoich
pracowników złotymi myślami, jak
na przykład: „Czego naprawdę po-
trzeba w mieście”? Likwidacji 25-pro-
centowego bezrobocia? Nie, pudło!
Mieszkań dla młodych małżeństw?
Nietrafione! Remontów zawalających
się domów? Ależ skąd! No to może
udrożnienia podziemnych kanałów,
aby po deszczu woda nie zalewała
ulic? Chyba żart! No, jak myślicie,
czego potrzeba? Otóż, zdaniem pre-
zesa, należy w mieście wybudować
osiemnaście nowych fontann! Śmie-
chu było co niemiara, bo kanalarze
to wesoły narodek, a wywiad ukazał
się w kolorowym kwartalniku... Ka-
tolickiego Duszpasterstwa Zawodo-
wego. Tak, tak! Duszpasterstwo Pra-
cowników Wodociągów i Kanaliza-
cji ma własny organ prasowy wyda-
wany na kredowym papierze, a tytuł
jego: „Wspólnota Wiary, Pracy, So-
lidarności”. W słowie „wspólnota” li-
tera „l” jest zastąpiona cudnym krzy-
żem. To – jakże potrzebne kanala-
rzom – czasopismo redagują: ksiądz
Eugeniusz Breitkopf oraz ks. Ja-
rosław Sroka .
Mamy już więc naszych okupan-
tów wszędzie: w armii, policji, szpi-
talach, szkołach, przedszkolach itp.
Dysponują oni radiem, telewizją,
dziennikami, tygodnikami i tysiąca-
mi innych, szczególnych miejsc ko-
ścielnej indoktrynacji i propagandy.
A teraz znaleźli się w kanale.
I niech tam zostaną.
ANDRZEJ RODAN
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE
Żadna partia, nawet w 100 proc. realizująca w swoim programie naucza-
nie Kościoła, nie może czuć się w polityce reprezentantem hierarchii ko-
ścielnej. Kościół nie życzy sobie i nie chce, aby ktokolwiek go w polityce re-
prezentował. (bp P. Jarecki, „Niedziela Warszawska”, 1/2004)
(...) w poszerzonej Unii nie będzie biedniejszego kraju niż nasz. (...) Polska
może nie mieć na przykład rolnictwa, z którego mogłaby coś mieć.
(„Nasz Dziennik”, 8/2004)
Dziadowie mordowali,
ojcowie okradali,
synowie nas sprzedali...
i jeszcze chcą medali!!!
(Krótka historia SLD, „Nasz Dziennik” 11/2004)
Można przewidywać, że fundacja WOŚP, znając miłosierdzie i wielkie ser-
ca rodaków, a także spolegliwość wielu „prawdziwych” katolików, nie po-
przestanie na obecnych pomysłach. Może wprowadzi nowy kalendarz? Naj-
lepiej bez niedzieli. (...) I tak np. dzień WOŚP uznać można za początek
nowego roku (...). Miesiące otrzymałyby nazwiska dawców „grubych port-
feli”, a dni – imiona przemarzniętych, głodnych, a często odepchniętych przez
„niegodziwców” wolontariuszy. (...) 5 dni z 365 poświęcono by obywatel-
skim cnotom, takim np. jak: obrońca eutanazji, przewodnik-deprawator dzie-
ci i młodzieży czy wielbiciel kochających inaczej. Uznano by je za święta
państwowe.
(„Nasz Dziennik” 11/2004)
Osoby pomstujące przed zamkniętymi drzwiami nieczynnych przychodni na-
leży przede wszystkim zapytać, na kogo głosowały w wyborach. Jeżeli na ko-
alicję SLD-UP – niech idą do domu i leczą się same. Lewatywą i pijaw-
kami. (J. Pietrzak, „Gazeta Polska”, 1/2004)
Obowiązek przeciwstawiania się homoseksualizmowi mają wszyscy i na
wszystkich płaszczyznach.
(„Niedziela” 3/2004)
W Chinach poszczególne lata otrzymują nazwy zwierząt, np. smoka lub kro-
wy. W Polsce mieliśmy w roku 2003 „Rok Diabła”. I nie chodzi tu bynajmniej
o szatana czy Belzebuba, jeno o Jana Rokitę.
(„Nasza Polska”, 2/2004)
Wybrali: O.H., J.
U talentowanemu Belizariu-
UKRADLI POLICJANTÓW
SPOSÓB NA ŻYCIE
NAPAD STULECIA
WIADUKT WIDMO
 
Nr 4 (203) 23 – 29 I 2004 r.
NA KLĘCZKACH
5
NOŻOWNIK
tys. zł zapłaciła już bogobojna Ra-
da Miejska. Ratuszowe klęczniki
ogłosiły też przetarg na zamonto-
wanie czasomierza na kościelnej
wieży i za to zapłaciły również
z publicznych pieniędzy. Proboszcz
Król rżnie głupa, rozpowiadając,
że z miasta nie wziął na zegar ani
grosza, a przecież na dokumentach
potwierdzających otrzymanie do-
tacji widnieje jego podpis. Liczy
więc na to, że parafianie to ciem-
niaki, więc zgodzą się zapłacić za
zegar po raz drugi.
muzułmańskim uczennicom nosze-
nia islamskich chust. Wywołało to
protesty środowisk religijnych. 17
stycznia muzułmanie manifestowa-
li nie tylko w miastach francuskich
(w Paryżu 10 tys. osób), ale i w
Berlinie, Sztokholmie, Londynie,
Oslo i stolicach państw bliskow-
schodnich. Jeden z irańskich mini-
strów pogroził nawet Francji, mó-
wiąc, że w ten sposób naraża się
na ataki terrorystyczne.
Jak podała „Trybuna”, ksiądz
pułkownik dr hab. Jerzy S. , wi-
kariusz generalny Kurii Polowej
Wojska Polskiego, o mały włos
nie zadźgał nożem na śmierć mło-
dej dziewczyny. Duchowny (dru-
ga postać po Głódziu w ordyna-
riacie polowym) wrócił pijany do
swego mieszkania przy ul. Anie-
lewicza 4. Zdenerwowała go
prawdopodobnie muzyka dobie-
gająca z mieszkania piętro niżej.
Zadzwonił do drzwi sąsiadów,
a kiedy otworzyła mu ich córka,
rzucił się na nią z nożem. Gdy-
by nie robotnicy remontujący klat-
kę schodową, którzy natychmiast
pośpieszyli ofierze z pomocą, ka-
pelan mógłby dziewczynę zabić.
Skończyło się na strachu i pocię-
tych nożem drzwiach. Przybyła na
miejsce policja, kiedy zoriento-
wała się, z kim ma do czynienia,
wezwała żandarmerię wojskową,
ta zaś ostatecznie spacyfikowała
nożownika. Wojsko ma go teraz
przekwaterować do innego lokum.
Innej kary się nie przewiduje, bo
na mocy ugody duchowny wymie-
nił sąsiadom drzwi. Ci twierdzą,
że ksiądz pułkownik to miły czło-
wiek, tylko wielki moczymorda.
Na szczęście jeszcze do nikogo
nie strzelał, choć broń palną też
ma...
ADWOKAT DIABŁA
duszpasterzy. Jak zwykle wypo-
wiedzieli się oni w imieniu naro-
du, że wielkopolanie to ofiarny
ludek i sami zlikwidują sobie od-
cięcie od świata, budując nową
drogę od strony ulicy Wergiliu-
sza. Wkrótce planowana jest
pierwsza zbiórka kasy, a później
następne i następne. Możemy
przypuszczać, że będzie to naj-
droższy kawałek asfaltu w histo-
rii całego regionu, a może nawet
Katolandu.
PaS
JK
KARDYNAŁ HERETYK
KOŚCIELNE SIKAWKI
Arcybiskup Brukseli Godfried
Danneels nie przestaje zaskaki-
wać. Po krytyce papieża („FiM”
3/2003) pozwolił sobie na zalece-
nie chorym na AIDS używania pre-
zerwatyw. Uznał, że kościelne za-
kazy nie mogą godzić w prawo do
życia. Na to jeszcze nie wpadł In-
telektualista Wszech Czasów, Jan
Paweł II. Dalszy los kościelnej ka-
riery Daneelsa stoi pod znakiem
zapytania. Gdyby na przykład mo-
lestował dzieci, łaska papieska by
go nie opuściła, ale prezerwatywy?!
A.C.
KAL
Urzędnicy Boga znaleźli kolej-
ny sposób na dojenie państwowej
kasy. We Włocławku powstaje
pierwsza parafialna straż pożar-
na. Właśnie trwa nabór do kilku
drużyn oraz... orkiestry. Drżyjcie
cywilne OSP – państwowe dotacje
popłyną teraz w całkiem innym kie-
runku.
CIEPLNA POSADKA
Marek Markiewicz (na zdję-
ciu), niedoszła gwiazda polityki
i dziennikarstwa, wynajął się do
obrony interesów parafii w podłódz-
kim Dalikowie. Ma ona zapłacić
prawie 400 tys. zł Agnieszce M. ,
która sześć lat temu została ciężko
ranna na miejscowym cmentarzu.
Ostatnio komornik Krzysztof
Skrzypek przybył do Dalikowa,
by dokonać szacunku majątku pa-
rafii, lecz – jak należało się spodzie-
wać – nie zastał proboszcza. Urzęd-
nik jednak zrobił swoje. Na począ-
tek pod młotek pójdzie 4-hektaro-
we pole i organistówka. Markiewicz
nie traci jednak nadziei – chce cu-
dem obalić wszystkie prawomocne
wyroki. Później poprowadzi w TV
kolejny program pt. „Sztuka dez-
informacji”.
Kierownikiem działu zatrud-
nienia Lubelskiego Przedsiębior-
stwa Energetyki Cieplnej (spółki
należącej do miasta) został... spe-
cjalista od personalizmu chrześci-
jańskiego i były redaktor Encyklo-
pedii katolickiej – doktor teolo-
gii Zbigniew Targoński . Teolog
na stanowisku szefa kadr LPEC
zarabia ponad 3 tys. zł brutto mie-
sięcznie.
Niewykluczone, że na KUL za-
brakło już etatów dla doktorów
teologii. Jednak zważywszy, że sam
abp Józef Życiński przyznał nie-
dawno, iż jako profesor na KUL-
-u pobiera pensję w wysokości 1652
zł, łatwo zrozumieć, dlaczego dr
Targoński tak bardzo minął się
z powołaniem. Swoją drogą cie-
kawe, jakich kwalifikacji będzie no-
wy kadrowiec wymagał od stara-
jących się o pracę. No bo przecież
nie fachowości.
RP
GENERALISSIMUS
Na wniosek związkowców „S”
z Katowickiego Holdingu Węglo-
wego Lech Wałęsa został genera-
łem górnictwa. Z tej okazji przy-
był na Śląsk, gdzie związkowcy spre-
zentowali mu mundur za ponad ty-
siąc złotych, górnicze czako i sza-
blę. Decyzję o nadaniu zaszczytne-
go tytułu podpisał SLD-owski wi-
ceminister Jacek Piechota . Wa-
łęsa, o dziwo, przyznał, że dla gór-
nictwa zrobił niewiele. Tylko pa-
trzeć, jak armia zechce go uhono-
rować. Wszak jako prezydent też
nic dla niej nie zrobił. Pardon, wy-
dał słynny obiad drawski, po któ-
rym niektórzy do dziś mają czkaw-
kę.
BUSH DOTUJE
RK
Prezydent Bush pochwalił ka-
tolickie szkolnictwo, które – jego
zdaniem – „stanowi wzorzec dla
wszystkich placówek edukacyjnych
w USA”. Bush zapowiedział utwo-
rzenie specjalnych stypendiów rzą-
dowych, które pozwolą także ubo-
gim rodzinom wysyłać dzieci do
płatnych szkół kościelnych. Dzię-
ki temu państwowa kasa mocnym
strumieniem zasili skarbce opusto-
szałe po pedofilskich skandalach.
A.C.
LEKCJE
ANATOMII
Sąd Okręgowy w Lublinie po-
zostawił w areszcie byłego pro-
boszcza parafii w Płoskach koło
Białej Podlaskiej oskarżonego
o molestowanie dzieci. Zażale-
nie na areszt złożył obrońca ks.
Zbigniewa Sz. , domagając się
zamiany środka zapobiegawcze-
go na dozór policyjny. Sąd jed-
nak uznał, że duchowny może
wpływać na zeznania świadków.
W sprawie księdza zgodziło się
zeznawać pięć rodzin. Poszkodo-
wane to dziewczynki z klas I–III,
które Zbigniew Sz. molestował
podczas lekcji religii.
RP
ZARĘCZYNY
Z JÓZEFEM
A.K.
TERESA SKARBONKA
RP
Karmelici bosi z Wadowic do-
stali od Jana Pawła II papieski
pierścień – dar z okazji 25-lecia
pontyfikatu. Cenna pamiątka ma
wylądować – jak poinstruował ofia-
rodawca – na prawej ręce święte-
go Józefa, opiekuna Świętej Ro-
dziny, czczonego w obrazie głów-
nym ołtarza w wadowickim koście-
le karmelitów.
Uroczystość przyozdobienia
palca Józefa darem od Karola od-
będzie się dopiero 19 marca br.
Do tego dnia obraz zostanie pod-
dany gruntownej renowacji i kon-
serwacji. Zakurzony i wysłużony
„Józef” nie byłby godzien nosić tak
ekskluzywnej biżuterii...
SIEKANIEC
WYSTAWOWY
Ksiądz Zygmunt Bochenek ,
proboszcz parafii pw. NMP Mat-
ki Kościoła i św. Jakuba Aposto-
ła w Brzesku (woj. małopolskie),
dokonał niecodziennego odkrycia.
Podczas wizyty w tarnowskim se-
minarium duchownym zobaczył
akwarelę przedstawiającą Brzesko.
Dzieło zostało namalowane przez
Marię Teresę Ledóchowską
(prawdopodobnie w 1887 r.), więc
szybko okrzyknięto je pamiątką po
błogosławionej.
Przedsiębiorczy proboszcz po-
stanowił zrobić użytek ze znaleziska
– już wkrótce reprodukcje tego dzie-
ła sztuki będą dostępne w brzeskich
sklepach, a całkowity dochód ze
sprzedaży przeznaczony zostanie
(podobno) na wyposażenie katolic-
kiej szkoły w mieście.
ANTYKRUCJATA
PaS
Belgia dołączyła do Francji
i Niemiec – krajów, w których za-
częto usuwać symbole religijne
z miejsc publicznych. Od końca
stycznia zabronione będzie nosze-
nie strojów religijnych w szpitalach
grupy „Iris” w Brukseli. Dwoje bel-
gijskich senatorów opowiedziało
się za zakazem eksponowania sym-
boli religijnych, takich jak islam-
skie chusty czy chrześcijańskie krzy-
że, w szkołach i budynkach ad-
ministracji publicznej. Dyskusja
o neutralności światopoglądowej
zaczęła się od francuskich szkół
– prezydent Chirac zapowiedział
uchwalenie ustawy zakazującej
Kontrowersje, ale i popular-
ność, towarzyszą japońskiej wy-
stawie „Tajemnice ludzkiego cia-
ła”. Zwiedziło ją już prawie pół-
tora miliona osób. Ekspozycję two-
rzą: 16 zakonserwowanych kom-
pletnych truposzy, 160 różnych czę-
ści ciała i ludzkie embriony. Je-
den z eksponatów prezentowany
jest w formie pokrojonego na dwu-
centymetrowe kawałki... siekańca.
Niektórzy porównują wystawę do
eksperymentów w Oświęcimiu,
a w Akademii Katolickiej w Ber-
linie została nawet odprawiona
msza za dusze zmarłych, których
ciała tworzą ekspozycję.
MISJONARZ
Pisaliśmy już kiedyś, że biskup
Ryszard Karpiński ma najlepszą
fuchę w Polsce, a na dodatek pra-
wie w ogóle nie ma go w kraju.
Jest mianowicie delegatem Epi-
skopatu RP ds. duszpasterstwa
emigracji. Zwiedza sobie na okrą-
gło cały świat na koszt katolic-
kich podatników i ucztuje w pała-
cach kolegów biskupów. Właśnie
nową zaczął podróż, by ją skoń-
czyć w... Szwajcarii, gdyż z najwięk-
szą lubością odwiedza kraje naj-
dalsze i najbogatsze (niedawno był
na Majorce). Dowiedzieliśmy się
przy okazji, że w Szwajcarii dzia-
ła prężnie Polska Misja Katolicka
pod przewodem kilku biskupów
i kilkunastu księży.
I to nam się podoba – trzeba
wybić z głowy (i kieszeni...) po-
gańskim Szwajcarom ten obrzy-
dły kult pieniądza.
OH
DALEKO OD SZOSY
PaS
Nie tylko rodzina Kulczyków
buduje się w Poznaniu. Na Szcze-
szynie Góreckim ruszyła budowa
parafii pw. Ojca Pio. Jednak szyb-
ko się okazało, że kiedy ks. Andrzej
Herkt ogrodzi wiosną teren – część
owieczek będzie odcięta od swo-
ich domostw, bo nieprzejezdna sta-
nie się jedna z ulic. Żeby to zmie-
nić, należałoby przedłużyć ul. Li-
teracką na odcinku około 200 me-
trów, ale miasto twierdzi bezczel-
nie, że nie ma na to pieniędzy. To
stanowisko grodzkich przydupasów
bp. Gądeckiego bardzo wkurzyło
OH
ZEGARMISTRZ KRÓL
RK
Tomasz Król , proboszcz pa-
rafii Najświętszego Serca Pana Je-
zusa w Lęborku, sprawił kościel-
nej wieży zegar. Proboszcz jest
dumny z nowego nabytku. Ale pa-
rafianie muszą za księżowską du-
mę płacić. Ksiądz wypuścił więc za-
stępy dewotek, aby zebrały od lu-
dzi kasę. Szybko jednak wyszło na
jaw, że pleban kasę na zegar chce
zgarnąć dwukrotnie, bowiem 25
Zgłoś jeśli naruszono regulamin