Guy N. Smith - Sabat 02 - Krwawa bogini.pdf

(544 KB) Pobierz
Guy N
Guy N. Smith
Krwawa bogini
Rozdział I
Dziewczyna obejrzała się. Widziała tylko ciemność
kryjącą identyczne rzędy na wpół zburzonych,
opustoszałych kamienic. Wysilała oczy aż do bólu.
Teraz już była pewna. Ktoś ją śledzi! Nasłuchiwała,
lecz czuła jedynie bicie własnego serca, ogłuszające
pulsowanie w skroniach.
Kroki za nią ucichły, tak jak ostatnim i
przedostatnim razem. Delikatne stąpanie mogło być
echem jej własnych pospiesznych kroków. Wiedziała
jednak, że to złudzenie. Z trudem łapała oddech.
Bała się. Czy starczy jej sił, by biec dalej?...
Chciała krzyczeć: "Kim, na litość boską, jesteś?
Czego ode mnie chcesz?"
Domyślała się. A właściwie teraz już dobrze
wiedziała, kto ją śledzi i czego od niej chce. Upatrzył
ją sobie na dyskotece. Punk o ziemistej twarzy,
bladej i martwej, który tańczył z nią tego wieczoru.
Barwne, migotliwe światła demaskowały tę twarz -
była wykrzywiona w grymasie pożądania, a jego
oczy patrzyły na nią natarczywie i przenikliwie.
Przez moment czuła się prawie naga.
"Chciałbym cię zerżnąć, kotku! I zrobię to!" -
mówiły bezgłośnie bezkrwiste usta.
Kiedy światła na kilka sekund rozbłysły, ujrzała
nabrzmiałego członka pulsującego w jego obcisłych
spodniach, tak jakby próbował wydostać się na
zewnątrz i rzucić na nią. W pewnej chwili punk
zbliżył się. Napierając
dotknął jej ramienia palcami tak chłodnymi, że aż
się skurczyła. Jego twarz wykrzywił zimny, lubieżny
uśmiech.
Shanda próbowała uciec, zgubić go w gąszczu
rytmicznie podskakujących na parkiecie postaci. Nie
spuszczał jej jednak z oczu. Zachowywał się jak
myśliwy tropiący zwierzynę. Jak kot, ignorując
rytm, ruszał się w takt swej własnej, budzącej żądze
muzyki.
Shanda rozejrzała się wokół szukając pomocy, lecz
nikt nie zwrócił na nią uwagi. "Samotne dziewczęta
nie powinny chodzić na dyskoteki". Przypomniała
sobie słowa matki, które sprawiły, że poczuła się
winna. Pragnęła uciec z tej ponurej sali i biec bez
zatrzymania, aż schroni się w skromnym
korytarzyku municypalnego bliźniaka rodziców.
"Dziewczęta nie powinny wracać do domu po
zmroku, nie w takiej dzielnicy! Tylu zboczeńców i
bandytów wałęsa się po ulicach. To naprawdę
niebezpieczne!"
- Zamknij się, mamo! Na litość boską, zamknij się!
Pojawił się znowu. Jego wygięte w łuk ciało kołysało
się w rytm upiornej muzyki. Ani na chwilę nie
odrywał od niej wzroku. Było w tym coś z
szaleństwa. ,,Zerżnę cię, kotku!" Shanda poczuła jak
narasta w niej histeria. Spojrzała na pogrążony w
mroku neon nad wyjściem. Przez chwilę nie mogła
się zdecydować. Spostrzegła, że zbliża się, balansując
biodrami w sposób jednoznaczny, nie pozostawiający
żadnych wątpliwości co do jego intencji. Wtedy
zaczęła uciekać.
Wypadła na opustoszałą ulicę. Latarnie oświetlały
pierwsze kilkaset jardów. Dalej wszystko tonęło w
mroku. Mieszkańcy tych porzuconych po obu
stronach domów dawno już umarli i nie musieli
niczego oglądać w pełnym świetle. Shanda w
pośpiechu minęła przecznicę. Jej obcasy stukały po
popękanych kocich łbach.
W pewnej chwili potknęła się. Poczuła przejmujący
ból w kostce. On nadal szedł za nią. Podążał jej
śladem jak czarny upiór, jak widmo.
"Słyszałaś go tylko dlatego, że on chciał, abyś go
słyszała... - pomyślała z rozpaczą. Jest pewien, że mu
nie umknę."
Nie miała sił, by biec dalej. Oddychała z trudem.
Zwichnięta kostka bolała dotkliwie. Noga była jak
martwa, uniemożliwiała ucieczkę. W każdej chwili
mogła upaść. Zatrzymała się w przerażającej ciszy,
wyczekując. Zapragnęła mieć to wszystko za sobą,
skończyć ten koszmar. Niech robi co chce i pozwoli
jej odejść.
Wtedy dostrzegła go znowu. Na jego białej, martwej
twarzy, która zdawała się być zawieszona w
powietrzu, widziała wymuszony uśmiech. "A może to
nie twarz, a czaszka o upiornie wyszczerzonych
zębach..." - zdążyła jeszcze pomyśleć.
Próbowała wmówić sobie, że uległa złudzeniu. Twarz
nie może być "zawieszona" w próżni. Chłopak był
ubrany na czarno... W gęstym mroku ulicy nie
sposób więc dostrzec resztę ciała. A jednak...
Wszystkie próby uspokojenia zawiodły. Był
wcieleniem zła, demonem takim jak te, z których
drwiła oglądając późną nocą filmy grozy. Tym
razem nie śmiała się. Chciała krzyczeć, lecz żaden
dźwięk nie mógł dobyć się ze skurczonego gardła. Te
oczy, mój Boże, te oczy! Nabiegłe krwią, zatopione w
głębokich oczodołach przenikały jej ciało
zmysłowym, natarczywym spojrzeniem. Znał każdą
jej myśl.
Nie czuję nienawiści - powtarzała - naprawdę... i jeśli
chcesz robić to ze mną... odpowiada mi to... Nie mam
nic przeciwko, naprawdę nie! - łkała bezradnie,
pogodzona z losem. Jego pusty, szyderczy śmiech
zasko-
czył Shandę. Słyszała go dobrze! - w przerażającej
ciszy ulicy zabrzmiał niczym wystrzał. Zadrżała.
Przymknęła na moment powieki, ale po chwili
musiała spojrzeć znowu. Spostrzegła, że podszedł
blisko. Stał o stopę od niej. Jakaś tajemna siła kazała
jej stać bez ruchu. Czuła jego oddech na swojej
twarzy.
- Kochanie, masz śliczne ciało.
Stwierdziła, że bezwiednie potakuje. To echo słów
Mikę^, jej ostatniego chłopaka. Wypowiedziane
słowa miały w sobie coś złowieszczego. Był teraz
jeszcze bliżej. Wydawało jej się, że unosi się z wolna i
wyciągając ku niej chłodne ręce, obejmuje ją. Skuliła
się. Skurczyła. Chciała krzyczeć, była pewna że
krzyczy. Mogła się jednak mylić. Chwycił ją za
gardło i zaczął dusić. Dławiąc się i krztusząc -
upadła. Świadoma była jedynie jego ciała na sobie.
Przez rozmazaną mgiełkę widziała jaśniejącą, białą
twarz. Poczuła jego oddech. Chciała wymiotować,
lecz ściśnięte gardło nie pozwalało na to. "Boże,
zrób, co chcesz i skończmy z tym! Tylko nie zabijaj
mnie! Proszę, nie zabijaj mnie!"
By go nie rozwścieczyć rozsunęła szeroko nogi.
Robiła wszystko, by pokazać, że chce tego. On
jednak najwyraźniej nie zwracał na nią uwagi.
Pocałunek był odrażający. Jego otwarte usta
cuchnęły. Język z niezwykłą siłą rozwierał jej zęby i
wciskał się między wargi jak zimny, ubłocony gad.
Czuła wstręt. I nagle cios i przeszywający ból. Całe
jej ciało zadrżało i napięło się. Coś, co przypominało
ogromną igłę zanurzało się w jej szyi. Coraz głębiej.
Jej gardło i usta wypełniły się gęstym, ciepłym
płynem, który uniemożliwiając wydanie głosu zaczął
ją dusić.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin