Alyson_Noel__Ever__-_Oficjalne_T_umaczenie__ca_osc__-1.pdf

(1037 KB) Pobierz
Alyson Noel ,,Ever ''- Oficjalne Tłumaczenie (całość )
Kea ś ieanpahje
ieanpahje
ALYSON NOEL
„EVER”
MI ŁOŚĆ NIGDY NIE UMIERA
NIGDY NIE UMIERA
Kea
MI
MMI
249696507.001.png
TABELA KOLORÓW AURY
Czerwony : energia, siła, złość, seksualność, namiętność, strach, ego.
PomaraŃczowy: samokontrola, ambicja, odwaga, rozwaga, brak woli,
apatia.
Żółty: optymizm, szczęście, mądrość, przyjaźń, niezdecydowanie, łatwość
manipulacji.
Zielony: spokój, uzdrowienie, współczucie, zwodniczość, zazdrość.
Niebieski: uduchowienie, lojalność, kreatywność, wrażliwość, dobroć,
zmienność nastrojów.
Fioletowy: wysokie uduchowienie, mądrość, intuicja.
Indygo: życzliwość, doskonała intuicja, poszukiwanie.
RóŻowy: miłość, szczerość, przyjaźń.
Szary: depresja, smutek, wyczerpanie, niski poziom energii, sceptycyzm.
BrĄzowy: chciwość, egoizm, upór.
Czarny: brak energii, choroba, bliska śmierć.
Biały: idealna równowaga.
Rozdział I
Zgadnij, kto to?
Haven kładzie ciepłe, wilgotne dłonie na moich policzkach, a sczerniała
krawędź jej srebrnego pierścionka w kształcie czaszki zostawia ślad na
mojej skórze. Mimo że mam zamknięte i zasłonięte oczy, wiem że zaraz
zobaczę ufarbowane na czarno włosy z przedziałkiem pośrodku, czarny
lateksowy gorset włożony na golf (zgodny z zasadami ubierania się
obowiązującymi w naszej szkole), całkiem nową, sięgającą ziemi, czarną
satynową spódnicę, która jednak ma już dziurę na dole, tam gdzie Haven
zaczepiła o brzeg swoich martenów, oraz jej oczy, które wydają się złote,
ale tylko dzięki żółtym soczewkom kontaktowym.
Wiem też, że ojciec Haven wcale nie wyjechał „w interesach”, jak
twierdził; że osobisty trener jej mamy jest bardziej „osobistym” niż
„trenerem”, a młodszy brat zgubił jej płytę Evenescence, ale boi się do tego
przyznać.
Wiem to wszystko nie dlatego, że szpieguję czy podglądam Haven albo
usłyszałam to od niej samej. Wiem, bo czytam w myślach.
Pospiesz się! Zgaduj szybciej, bo zaraz zadzwoni dzwonek! – mówi
ochrypłym, szorstkim głosem, jakby paliła co najmniej paczkę dziennie,
choć przecież zaledwie raz w życiu spróbowała papierosów.
Waham się, myśląc o ostatniej osobie, z którą Haven chciałaby mieć coś
wspólnego.
Britney Spears?
Fuj, spróbuj jeszcze raz! – Przyciska dłonie mocniej, nie mając pojęcia,
że ja nawet nie mogę w i d z i e ć, żeby w i e d z i e ć.
Marilyn Mason?
Śmieję się i zabiera dłonie, potem oblizuję kciuk i chce zetrzeć smugę na
moim policzku, ale podnoszę rękę i ją ubiegam. Nie dlatego, że z
obrzydzeniem zareagowałabym na jej ślinę (w końcu wiem, że jest zdrowa),
ale po prostu nie chcę, by znów mnie dotykała. Dotyk odsłania zbyt wiele,
niewyobrażalnie mnie męczy, dlatego staram się go unikać za wszelką cenę.
Haven żartobliwie zarzuca mi kaptur na głowę, po czym spróbuje zabrać
mi słuchawki i pyta:
Czego słuchasz?
Sięgam do tajemnej kieszeni przeznaczonej na iPod – podobne wszyłam
do wszystkich bluz, żeby schować dość jednoznaczne białe kabelki przed
nauczycielami i podaję słuchawki, patrząc, jak oczy prawie wychodzą jej na
wierzch.
Co to, do diabła? Już głośniej się nie da? I kto to w ogóle jest?
Podaje mi jedną słuchawkę i do nas obu dociera Sid Vicious wrzeszczący
coś o anarchii w Zjednoczonym Królestwie. Prawda jest taka, że nie wiem
nawet, czy Sid jest za, czy przeciw, ale na szczęście drze się wystarczająco
głośno, by niemal zagłuszyć moje do granic wyostrzone zmysły.
Sex Pistols. – Wyłączam piosenkę i chowam odtwarzacz do tajnego
schowka.
To jakiś cud, że w ogóle mnie słyszałaś. – Haven uśmiecha się i
dokładnie w tej chwili rozlega się dzwonek.
Tylko wzruszam ramionami. Nie muszę słyszeć, żeby wiedzieć. Choć
oczywiście nie powiem tego głośno. Żegnamy się, obiecując sobie spotkanie
w przerwie na lunch, i przez cały kampus ruszam w stronę klasy. Waham
się, kiedy widzę w głowie, jak jakichś dwóch wyrostków podkrada się do
Haven, nadeptuje na rąbek jej długiej spódnicy i prawie udaje im się ją
przewrócić. Ale kiedy Haven odwraca się do nich i czyni dłonią znak zła (no
dobra, to wcale nie jest znak zła, sama go wymyśliła) i spogląda groźnie
swoimi żółtymi oczami, chłopaki natychmiast zostawiają ją w spokoju.
Oddycham z ulgą, wchodzę do sali i wiem już, że za chwilę energia
pozostała po dotyku Haven zniknie.
Idę na swoje miejsce z tyłu klasy, omijając torbę, którą Stacia Miller
umyślnie postawiła mi na drodze, i ignorując jej zwyczajowe obelgi, jakie
mamrocze pod nosem. Ofiaaara! Siadam, wyjmuję z torby podręcznik,
zeszyt i długopis, wkładam słuchawki do uszu, naciągam na głowę kaptur i
stawiając plecak na pustym miejscu obok, czekam, aż pojawi się pan
Robins.
Pan Robins zawsze się spóźnia. Najczęściej, dlatego, że między
zajęciami lubi pociągać ze swojej srebrnej piersiówki. A robi to, bo żona
bezustannie na niego wrzeszczy, córka uważa go za palanta, a on sam
nienawidzi swojego życia. Dowiedziałam się tego pierwszego dnia w szkole,
kiedy nasze dłonie niechcący się spotkały, bo musiałam podać mu swoje
podanie o przeniesienie. Teraz, kiedy muszę dostarczyć jakiś dokument, po
prostu kładę go na krawędzi nauczycielskiego biurka.
Zamykam oczy i czekam, grzebiąc palcami w kieszeni, by zmienić
piosenkę Sida Viciousa na coś spokojniejszego, delikatniejszego. Skoro
jestem już w klasie, nie muszę aż tak głośno puszczać muzyki. Chyba ten
nauczycielskouczniowski porządek utrzymuje energię psychiczną na trochę
niższym poziomie.
Nie zawsze nazywano mnie wariatką. Kiedyś byłam normalną
nastolatką. Taką, która chodzi na szkolne dyskoteki, kocha się w aktorach i
uwielbia swoje blond włosy tak bardzo, że nie przyszłoby jej do głowy
związywać je w kucyk i chować pod wielkim kapturem. Miałam mamę, tatę,
młodszą siostrę Riley i piaskowego labradora Maślankę. Mieszkałam w
ładnym domu w dobrej dzielnicy w Eugene, w Oregonie. Byłam popularna
w szkole i szczęśliwa. Nie mogłam doczekać się kolejnego roku szkolnego,
bo właśnie dostałam się do drużyny cheerleaderek. Czułam się spełniona i
tylko koniec świata mógł mi przeszkodzić w jego zdobywaniu. I choć to
ostatnie brzmi jak banał, okazało się ironiczną prawdą.
Tyle, że znam to wszystko jedynie ze słyszenia, bo od czasu wypadku
jedyne, co pamiętam wyraźnie, to umieranie.
Doświadczyłam czegoś, co lekarze nazywają przeżyciem z pogranicza
śmierci. Tyle, że to idiotyczna nazwa. Nie było tam absolutnie żadnego
„pogranicza”. Po prostu w jednej chwili siedziałyśmy sobie z moją młodszą
siostrą Riley na tylnym siedzeniu SUVa naszego taty, z głową Maślanki na
kolanach Riley i ogonem na moich, a w następnej wystrzeliły poduszki, z
samochodu został wrak, a ja obserwowałam to wszystko jakby z zewnątrz.
Patrzyłam na pogiętą stal, potłuczone szkło, zgniecione drzwi, przedni
zderzak spleciony w śmiertelnym uścisku z jakąś sosną, i zastanawiałam
się, co poszło nie tak. Modliłam się, by reszcie rodziny tak jak mnie udało
się wydostać. Potem usłyszałam znajome szczeknięcie i zobaczyłam, że
rodzice, Riley i machająca ogonem Maślanka na przedzie idą sobie wzdłuż
drogi.
Ruszyłam za nimi. Na początku próbowałam biec, żeby ich dogonić, ale
potem zawahałam się i zwolniłam kroku. Chciałam zostać na tym
ogromnym polu pulsujących drzew i drżących kwiatów, zamknąć oczy przed
dziwną, oślepiającą mgłą, która lśniła i oblewała blaskiem wszystko dokoła.
Obiecałam sobie, że zostanę tam tylko chwilę. I zaraz potem dogonię
pozostałych. Ale kiedy w końcu spojrzałam w ich stronę, zobaczyłam tylko,
jak się do mnie uśmiechają, machają i przekraczają most. Sekundę później
zniknęli.
Zaczęłam panikować. Rozejrzałam się dokoła. Biegałam tam i z
powrotem, ale wszystko wyglądało tak samo – jak ciepła, biała, błyszcząca,
lśniąca, piękna, durna, niekończąca się mgła. Upadłam na ziemię. Ogarnęło
mnie zimno, zaczęłam się miotać, płakać, krzyczeć, przeklinać, błagać i
składać obietnice, których – wiedziałam – nigdy nie dotrzymam.
A potem usłyszałam jakiś głos.
– Ever? Tak masz na imię? Otwórz oczy i spójrz na mnie.
Powróciłam do świata żywych. Tam, gdzie czułam tylko ból, żal i
piekącą ranę na czole. Spojrzałam na pochylającego się nade mną
mężczyznę, w jego ciemne oczy, i wyszeptałam:
– Jestem Eter.
A potem znowu zemdlałam.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin