Brzydkie kaczątko
Na podwórzu nastało wielkie poruszenie. Gospodyni zdziwiła się:
A cóż to dzisiaj tak kwoki gdaczą, gęsi gęgają, a najwięcej krzyku pomiędzy kaczkami! Przecież sypnęłam im ziarna i nacięłam trawy.
W końcu gospodyni zajrzała do kurnika. Wtedy zobaczyła, że na grzędzie kacza mama wpatruje się w jedno ze swoich, dopiero co wyklutych, kacząt. Teraz domyśliła się przyczyny zamieszania. Kaczątko było inne od pozostałych! Szare, bez puchu, z przedziwnym dziobem. A jakie duże!
Dziwne kaczątko – pomyślała gospodyni i zajęła się czymś innym.
Kaczka, której pozostałe kaczątka były jak malowane, wstydziła się brzydala.
Już mnie obgadują nie tylko kaczki, ale też kwoki i gęsi! – zakwakała żałośnie.
Gdy po raz pierwszy wyprowadziła swoje pociechy na podwórko, świnka Chrum – chrum zobaczyła odmieńca. Tak ją rozbawił jego widok, że zataczając się ze śmiechu, wpadła do swojej ulubionej kałuży. Rodzeństwo Brzydkiego Kaczątka – tak zaraz ochrzczono malca – nie chciało się z nim bawić.
Kaczorek chodził więc sam, bardzo smutny. Dopiero wyjście nad wodę coś zmieniło. A było to tak: Kacza mama wyprowadziła swoje stadko nad pobliski stawek i pierwsza weszła do wody, żeby pokazać maluchom, jaka to frajda. Za nią podreptały wszystkie jej dzieci.
Kaczątka szły ostrożnie, nóżka za nóżką. Tylko wyśmiewany kaczorek wskoczył śmiało do wody i zanurzył łepek, jak gdyby nigdy nic innego nie robił, tylko nurkował! Na ten widok nadszedł kogut. Zobaczył, jak maluch pływa i pochwalił go głośno swoim kukuryku!
Ale z kaczątka, niestety, śmiano się dalej. Jego inność nikomu nie dawała spokoju. Poszedł więc sobie w szeroki świat. Nie wiedział jednak, jakie to niebezpieczne dla ledwo opierzonego malucha! Lato już minęło, było zimno. Gdy spotkał myszkę, ta zaprosiła go do norki.
Norka jednak była za mała. W pobliżu zobaczył jezioro, lecz zamarznięte, więc nie mógł się nawet napić wody. Na szczęście usłyszał przyjazne szczekanie. Po chwili nadbiegł wesoły szczeniaczek i zaprosił zmarznięte kaczątko do swojej gospodyni. Szli bardzo długo.
Zaczął sypać śnieg, ale w końcu dotarli do ciepłej chatki. Gospodyni była serdeczna – przygarnęła Brzydkie Kaczątko.
Cóżeś ty za ptaszek? – dziwiła się maleństwu i dawała mu dobrze jeść.
Kaczorek rósł więc z dnia na dzień, podjadając jeszcze z miski pieska Reksia.
A Martusia, wnuczka gospodyni, opiekowała się nim, jak własnym braciszkiem. Tymczasem zima miała się ku końcowi. Brzydkie kaczątko obrosło w piórka i wczesną wiosną wyruszyło dalej w drogę.
W promieniach słonecznych radośnie wskoczyło do jeziora. Ale co to? Nagle zobaczyło w wodzie piękną głowę z długą szyją.
Czy to jestem ja? – zapytało samego siebie. – Ach, to ja jestem takim wspaniałym ptakiem! – ucieszyło się Brzydkie Kaczątko.
Niedługo potem nad jezioro nadleciało stado ptaków podobnych do niego. Wśród nich zobaczył prawdziwą piękność. Łabędzica spuściła oczy widząc, że wspaniały łabędź w nią się wpatruje. Oboje polubili się. Razem pływali i nurkowali w poszukiwaniu pokarmu.
d.valenducq