Bunch Chris - Ostatni legion 3 - Impet burzy.pdf

(1260 KB) Pobierz
Ostatni legion 3 - Impet burzy
14681683.001.png
Bunch Chris
Bunch Chris
Christopher R. Bunch
Ur.: 22 grudnia 1943, Fresno / Kalifornia / USA
Zm.: 4 lipca 2005
Urodził się w Fresno w Kalifornii . Bunch słuŜył na
wojnie wietnamskiej jako dowódca patrolu. Publikował
równieŜ teksty publicystyczne w czasopismach " Rolling
Stone " i " Stars and Stripes ".
Chris Bunch to były Ŝołnierz armii amerykańskiej, autor
scenariuszy telewizyjnych, dzienikarz i pisarz.
Popularność zdobył ośmiotomowym cyklem "Sten"
napisanym wspólnie z Allanem Colem. Dzięki
doświadczeniu wojskowemu i bojowemu świetnie "czuje
się" w realiach militarnej SF.
Dla "The Langnes"
Czyli Stacy, Glena, Michaeli i Annalee
14681683.002.png 14681683.003.png
Rozdział 1
Cumbre/Cumbre D
Urzędniczka opuściła modne okulary w stylu retro i spojrzała na dość dziwną, stojącą przed
nią parę. Dziwną nawet jak na to, co widuje się w centrum operacyjnym portu kosmicznego.
Jeden z tych dwóch był człowiekiem, tyle Ŝe wyrośniętym prawie na dwa i pół metra i
zbudowanym jak zapaśnik. Głowę zdobiła mu przedwczesna łysina, a z naszywki sił
Konfederacji na kombinezonie pilota moŜna było wyczytać, Ŝe osobnik ów nosi stopień centa i
nazywa się DILL.
Jego towarzysz był jeszcze wyŜszy, i naleŜał do rasy musthów, którzy rok wcześniej, po
nader okrutnej wojnie, zostali pokonani i wyrzuceni z układu. Porastała go sierść z pręgami w
róŜnych odcieniach brązu, niemal czarna na łapach i ogonie. Miał długą szyję, lekko spiczastą
głowę i postawione prosto zaokrąglone uszy. Co niezwykłe, nosił pas w niebiesko-białych
barwach Konfederacji.
Kobieta przybrała słuŜbowy wyraz twarzy.
- Czego chcecie?
- Cent Ben Dill - odezwał się człowiek, podając jej jakiś papier. - Mamy wziąć materiały
kartograficzne zamówione przez Grupę. Nakaz rekwizycji YAG dziewięć trzy iks.
- Nie wiem nawet, gdzie czegoś takiego szukać - powiedziała urzędniczka. - Poza tym mój
przełoŜony jest dziś na urlopie. MoŜe wrócicie później i dacie mi trochę czasu? Do jutra na
pewno znajdę.
- Jutro juŜ mnie tu nie będzie - rzucił Dill. - A to, czego szukamy, jest tam, na półce. W
teczce z szyfrowym zamkiem.
Kobieta prychnęła i połoŜyła teczkę na biurku. Potem oddała Dillowi nakaz takim gestem,
jakby wcale nie chciała mu go zwrócić, tylko upuścić na podłogę. Człowiek i musth niemal
jednocześnie wyciągnęli ręce. Dill był pierwszy, wyposaŜona w dwa kciuki dłoń obcego złapała
go za nadgarstek.
- WciąŜ jestem szybszy, Alikhan - stwierdził ze śmiechem Dill. Wyjął z kieszeni pióro,
podpisał pokwitowanie i wziął teczkę. - No i nie bolało - stwierdził i obaj wyszli.
Kobieta spojrzała za nimi, a potem wyciągnęła z torebki jakiś drobiazg i coś na nim
przycisnęła.
- Mar jedenaście - powiedziała. - Na szyfrowym. - Ponownie dotknęła urządzenia.
- Potwierdzam szyfrowanie - odparł syntetyczny głos. - Melduj.
Siedząc juŜ w ślizgaczu, Alikhan obejrzał się na biurowiec.
- Nie spodobałem się jej - stwierdził syn tragicznie zgasłego wodza musthów, Wlencinga.
Młodzieniec trafił do niewoli prawie na samym początku wojny i odegrał istotną rolę w
późniejszym zaprowadzeniu pokoju.
PoniewaŜ od jakiegoś czasu zwana potocznie Legionem Grupa Uderzeniowa uŜywała
świetnych myśliwców musthów, Alikhanowi zaproponowano, aby zaciągnął się jako pilot. Wraz
z kilkunastoma innymi musthami, którzy nie bardzo wiedzieli, co z sobą począć, ale i nie mieli
ochoty wkładać cywilnych ubrań, został najemnikiem Konfederacji.
- Całkiem moŜliwe - powiedział Dill. - Niektórzy dostają wysypki na widok munduru.
- Nie o to chodzi.
- Dobra. Powiedz to wprost. Nie lubi musthów. A moŜe twoi poŜarli jej kochanka albo coś
 
w tym stylu?
- Nie jadamy przedstawicieli innych gatunków rozumnych, szczególnie takich, którzy mogą
cuchnąć na talerzu podobnie jak ty.
- JuŜ wierzę... To, Ŝe przewędrowaliśmy razem połowę tej planety, nie znaczy, Ŝe na pewno
przestałem widzieć w tobie drapieŜnika. Szczególnie wtedy, gdy jesz te swoje zgniłe ochłapy.
- Czy zawsze będziecie nas nienawidzić?
- Zapewne tak - mruknął Dill. Poderwał ślizgacz i ruszył w kierunku bazy Grupy na wyspie
Chance. - Przynajmniej dopóki nie będziecie równie przystojni jak ja. Albo aŜ znajdziemy sobie
nowy obiekt nienawiści.
- Ludzie są dziwni.
- Wy zaś jesteście wcieleniem rozsądku i kwintesencją logiki, co to na nikogo nawet krzywo
nie spojrzy bez wyraźnego powodu.
Alikhan pokazał kły i syknął, co było u niego oznaką rozbawienia.
Wyspa Chance, na której mieściła się główna baza Grupy, leŜała pośrodku wielkiej zatoki
wyspy Dharma. Obóz Mahan został całkowicie zniszczony podczas wojny z musthami i cięŜkie
ślizgacze wciąŜ jeszcze zbierały gruz i wyrzucały go do morza. Co pewien czas trafiano przy tym
na szczątki obrońców. Wówczas przerywano pracę, aby wydobyć zwłoki, które potem uroczyście
chowano.
Grupa odbudowywała z wolna swój etatowy stan dziesięciu tysięcy ludzi, ale obecnie
poszczególne jej oddziały stacjonowały na całej planecie Cumbre D, w Mahanie zaś mieściło się
tylko dowództwo chronione przez czwarty pułk. Wszyscy mieszkali i pracowali w barakach z
prefabrykatów.
Do leŜącego na skraju imperium układu Cumbre zostali wysłani prawie dziewięć lat
wcześniej jako przeciwwaga dla narastających ekspansjonistycznych zapędów musthów. Ponadto
mieli pomóc utrzymać ład i prawo w naznaczonym silnymi podziałami klasowymi
społeczeństwie Cumbre.
Jak moŜna było oczekiwać, Ŝycie szybko zweryfikowało te plany. Ledwie cztery lata
później Konfederacja zamilkła i jej siły zbrojne w układzie Cumbre, zwane juŜ wtedy
pompatycznie Grupą Szybka Lanca, były odtąd zdane tylko na siebie.
Nikt na Cumbre nie wiedział, co właściwie stało się z Konfederacją, szczególnie Ŝe ludzie
dość mieli własnych kłopotów. Najpierw doszło do powstania zepchniętych na margines
Raumów, a potem do wojny z musthami.
Wojna juŜ się zakończyła, ale szykował się najpewniej nowy kłopot związany z
"protektorem" Aleną Redruthem, tyranem władającym układami Larix i Kura, które najpewniej
blokowały komunikację między Cumbre a imperium. Redruth juŜ wcześniej próbował wziąć
Cumbre w "opiekę" i tylko atak musthów powstrzymał go od opanowania równieŜ tego układu.
Konflikt z Redruthem wydawał się nieunikniony. Nowy dowódca Grupy, caud Grig Angara,
tak zręcznie zmanipulował rząd planety, Ŝe teŜ na fali ogólnej sympatii do sił zbrojnych nałoŜył
dodatkowy podatek. Sporą część wpływów z niego przeznaczano na budowę nowych okrętów,
aby Grupa miała wreszcie jakieś powaŜniejsze siły kosmiczne.
Był z tym spory problem, bo cumbriańskie stocznie nie miały większego doświadczenia z
budową okrętów wojennych, toteŜ prace przebiegały bardzo powoli. Legion musiał więc
zamówić nowe jednostki u niedawnego wroga.
Na rozległym lądowisku pośród ruin bazy stał juŜ pierwszy dostarczony przez musthów velv
sklasyfikowany w Grupie jako niszczyciel. Przyleciał w tym miesiącu po dokonaniu koniecznych
przeróbek dostosowujących go dla ludzi. Stocznie obcych pracowały pełną parą, aby jak
najszybciej dostarczyć następne jednostki.
Wyglądał i tak dość dziwnie, tym bardziej Ŝe obecnie miał na grzbiecie jeszcze dwa
przymocowane łączami magnetycznymi aksaie, myśliwce o płacie w kształcie półksięŜyca.
Wkoło kręcili się robotnicy zajęci ostatnim etapem załadunku. Dill wylądował, wziął teczkę
z opisem nawigacyjnym potencjalnie wrogich układów i zaniósł ją na okręt. Alikhan szedł obok
niczym ciekawski szczeniak.
Ab Yohns uznał, Ŝe nigdy nie przywyknie do składania meldunków maszynie.
- Nasz agent przekazał ponadto, Ŝe wspomniany oficer Konfederacji odleci z układu w ciągu
dwóch dni. Nie zna jednak dokładnej daty ani szczegółów planowanej misji. Koniec.
Cały meldunek został poddany kompresji i wypluty jednym krótkim impulsem do
odbiornika na Cumbre K, ostatniej planecie krąŜącej po regularnej orbicie. Stamtąd wiązką
nadprzestrzenną pomknął dalej i przeszedł jeszcze przez trzy przekaźniki, nim trafił do
odbiornika w układzie Larix.
Nadajnik pisnął na znak, Ŝe przekaz został odebrany, i Yohns wyłączył urządzenie. Wyszedł
z piwnicy przez szafę, zamknął za sobą zamaskowane drzwi w podłodze i przepchnąwszy się
pomiędzy płaszczami i marynarkami, wrócił do sypialni.
Właśnie dodał kolejną, nie znaną mu sumę kredytów do kapitału gromadzącego się na jego
koncie załoŜonym w banku Lariksa. Ciekaw był, ile milionów czeka tam na niego i na ten dzień,
gdy uzna, Ŝe ogary podeszły za blisko albo Ŝe nerwy zaczynają mu puszczać, i zaŜąda ewakuacji
z tej planety. Na razie uznał, Ŝe w nagrodę postawi sobie mocnego drinka. Ze szklanką w ręce
wyszedł na werandę, z której miał widok na małą górską wioskę Tungi.
Yohns był mocno opalony i nie wyglądał wcale na swoje czterdzieści kilka lat. Odgrywał
rolę bogatego przybysza spoza układu, kogoś lubiącego samotność, niezaleŜnego i Ŝyjącego z
poczynionych kiedyś inwestycji. Oczywiście nie pasowało to do przeciętnych wyobraŜeń o
szpiegu.
Daleko po drugiej stronie zatoki leŜała wyspa Chance. Yohns postanowił, Ŝe ustawi
sprzęŜony z kamerą detektor ruchu i sfilmuje start okrętu Legionu. Jeśli stanie się to w czasie
bardzo odbiegającym od terminu, który podał w meldunku, wyśle drugi raport, chociaŜ
najpewniej dotrze on do Lariksa mniej więcej w tym samym czasie co ten okręt.
Podobnie jak jego pryncypał Redruth, Yohns teŜ oczekiwał, Ŝe to Grupa wykona pierwszy
ruch.
- Nie chcę Ŝadnych bohaterów - szepnął haut Jon Hedley, obecnie zastępca dowódcy Grupy.
- Ani mi to w głowie - powiedziała fizyk Ann Heiser. Razem z matematykiem Danfinem
Froudem była jedną z trojga osób obecnych na zalanym światłem reflektorów stanowisku
postojowym velva. Tworzyli niedawno powołaną Sekcję Analiz Naukowych. To Froude
przekonał dowódcę, Ŝe Grupa bardzo czegoś takiego potrzebuje. - Nigdy nie widziałam siebie w
roli Horacjusza na moście - dodała Heiser.
- Mówię nie tyle do ciebie, ile do twojego szanownego kolegi, który wykazał się juŜ
samobójczą wręcz skłonnością do poświęceń - stwierdził Hedley. - Ale i tobie nie zaszkodzi
przypomnienie. Cywilom starcza byle okazja, Ŝeby dać się zabić.
- Zwykłem dbać o swoją skórę - powiedział Froude.
Hedley parsknął.
- Nie zwracaj na niego uwagi. Jest po prostu zły, Ŝe nie pozwalam mu lecieć - rzekł z
uśmiechem dowódca Legionu caud Angara, niewysoki męŜczyzna nieco po pięćdziesiątce.
Hedley chciał coś dodać, ale zamknął usta, gdy stanęli przed nimi dwaj młodzi oficerowie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin