Resnick Mike - Kirynyaga.pdf

(120 KB) Pobierz
Resnick Mike - Kirynyaga
Kirinyaga
Resnick Michael D.
Resnick Michael D.
Michael Diamond Resnick (ur. 5 marca 1942 ), bardziej
znany jako Mike Resnick , amerykański pisarz i redaktor
science fiction .
Urodził się w Chicago . Od dawna jest równieŜ członkiem
fandomu science fiction. Jego córka, Laura Resnick ,
równieŜ tworzy science fiction.
37339468.001.png 37339468.002.png 37339468.003.png
Kirinyaga
OD AUTORA
W 1987 roku zadzwonił do mnie Orson Scott Card z pytaniem, czy miałbym ochotę napisać
opowiadanie do opracowywanego przez niego zbioru opisującego wspólny świat, Eutopię.
Odpowiedziałem, Ŝe z przyjemnością przygotuję dla niego wschodnioafrykańską utopię i była
to najmądrzejsza decyzja w mojej karierze. Gotowy tekst oddałem mu na Światowym
Konwencie Science Fiction w Brighton, skąd wybierałem się do Kenii.
Drugie najmądrzejsze posunięcie mej kariery wykonałem, prosząc go o pozwolenie na druk
opowiadania w jednym z pism SF przed ukazaniem się zbioru. Ed Ferman wybrał "Kirinyagę"
na główny tekst numeru "The Magazine of Fantasy and Science Fiction", następnie została
ona nominowana do Nebuli, w 1989 roku zdobyła Hugo dla najlepszego opowiadania, została
przedrukowana dziewięć razy, do tej pory pojawiła się w pięciu krajach i z pewnością
uczyniła dla mnie więcej niŜ jakikolwiek inny tekst, który wyszedł spod mojego pióra. A
tymczasem, pięć lat później, zbiór "Eutopia" wciąŜ jeszcze nie ujrzał światła dziennego.
Zastanawiam się czasami, co by było, gdyby Orson nie wyraził zgody na wydrukowanie
"Kirinyagi" u Eda. Podobne rozwaŜania rodzą potem niewiarygodne koszmary.
HUGO 1989
Mike Resnick
Na początku Ngai Ŝył samotnie na szczycie góry, zwanej Kirinyagą. A kiedy dojrzał czas,
stworzył Ngai trzech synów, którzy stali się ojcami plemion Masajów, Kamba i Kikuju. I dał
synom włócznię, łuk i kij do kopania ziemi. Masaj wybrał włócznię i Ngai kazał mu doglądać
stad na rozległych sawannach. Kamba wziął łuk i przypadły mu polowania w gęstych lasach.
Lecz Gikuju, pierwszy Kikuju, wiedział, Ŝe Ngai ukochał sobie ziemię i zmiany pór roku,
toteŜ wybrał kij. Aby go za to wynagrodzić, Ngai nie tylko nauczył go sekretów siewu i Ŝniw,
ale teŜ podarował mu Kirinyagę z jej świętym drzewem figowym i leŜącą wokół Ŝyzną krainą.
Synowie i córki Gikuju pozostali na Kirinyadze, póki nie zjawił się biały człowiek i nie
odebrał im ich ziemi. Jednak nawet kiedy biali zostali przegnani, Kikuju nie powrócili na
Kirinyagę, woląc pozostać w miastach, nosić zachodnie stroje, uŜywać zachodnich maszyn i
Ŝyć Ŝyciem ludzi Zachodu. Nawet ja sam, którzy jestem mundumugu - szamanem - urodziłem
się w mieście. Nigdy nie widziałem lwa, słonia czy nosoroŜca, bowiem wszystkie wyginęły
na długo przed moim urodzeniem, nie oglądałem teŜ Kirinyagi taką, jak chciał Ngai, gdyŜ
dziś jej zbocza pokrywa ruchliwe, zatłoczone miasto o trzech milionach mieszkańców, z
kaŜdym rokiem zbliŜając się coraz bardziej do tronu Ngai na szczycie góry. Nawet Kikuju
zapomnieli jej prawdziwej nazwy i obecnie znana jest tylko jako Góra Kenia.
Wygnanie z Raju, które spotkało chrześcijańskich Adama i Ewę, to straszliwy los, lecz
Ŝycie obok zbezczeszczonego raju jest czymś nieskończenie gorszym. Często o nich myślę - o
wszystkich potomkach Kikuju, którzy zapomnieli o swych początkach i zwyczajach, stając się
jedynie Kenijczykami, i zastanawiam się, czemu tak niewielu z nich dołączyło do nas, kiedy
stworzyliśmy eutopijski świat Kirinyagi.
To prawda, nasze Ŝycie jest cięŜkie, bowiem Ngai nie ofiarował nam łatwego losu, ale
znajdujemy tu spełnienie. śyjemy w harmonii z otoczeniem, składamy ofiary, kiedy Ngai
zrosi łzami współczucia nasze pola, zasilając plony i zabijamy kozła w podzięce za dobre
zbiory.
 
Nasze przyjemności są bardzo proste: tykwa pombe do picia, ciepło bomy po zachodzie
słońca, płacz nowo narodzonego syna czy córki, zmagania w biegach i rzucie włócznią, nocne
śpiewy i tańce.
Kontrola dyskretnie obserwuje Kirinyagę, w razie konieczności dokonując drobnych korekt
orbity po to, aby utrzymać nasz tropikalny klimat. Od czasu do czasu czynią delikatne
sugestie, proponując, Ŝebyśmy skorzystali z ich wiedzy medycznej, czy moŜe pozwolili
naszym dzieciom na naukę przy uŜyciu ich metod, jak dotąd jednak bez urazy przyjmowali
odmowy i nigdy nie próbowali wtrącać się do naszych spraw.
Póki nie udusiłem dziecka.
Zaledwie w godzinę później odszukał mnie Koinnage, nasz najwyŜszy wódz.
- To było niemądre, Koribo - powiedział ponuro.
- Nie miałem wyboru - odparłem. - Dobrze o tym wiesz.
- Oczywiście, Ŝe miałeś wybór. Mogłeś pozwolić dziecku Ŝyć. - Urwał, starając się opanować
gniew i strach. - Nikt z kontroli nie postawił nigdy stopy na Kirinyadze, teraz jednak się
zjawią.
- Niech przyjeŜdŜają - wzruszyłem ramionami. - Nie złamaliśmy Ŝadnego prawa.
- Zabiliśmy dziecko - odrzekł. - Przybędą i uniewaŜnią naszą umowę!
Potrząsnąłem głową.
- Nikt nie uniewaŜni naszej umowy.
- Nie bądź tego taki pewien, Koribo - ostrzegł. - MoŜesz pogrzebać kozła Ŝywcem, a oni
obserwując nas pokręcą tylko głowami, wymieniając między sobą pogardliwe uwagi na temat
naszej wiary. MoŜesz oddawać starców i kaleki hienom na poŜarcie, a oni spojrzą na nas z
niesmakiem i nazwą bezboŜnymi poganami. Mówię ci jednak, Ŝe zabicie noworodka to
zupełnie inna sprawa. Nie będą siedzieli bezczynnie; przybędą.
- Jeśli to zrobią, wyjaśnię, czemu go zabiłem - odparłem spokojnie.
- Nie przyjmą twoich odpowiedzi - stwierdził Koinnage. - Nie zrozumieją.
- Nie będą mieli wyboru. To jest Kirinyaga, a im nie wolno interweniować.
- Znajdą jakiś sposób - oznajmił z niezachwianą pewnością. - Musimy przeprosić i zapewnić,
Ŝe więcej się to nie zdarzy.
- Nie przeprosimy - odrzekłem surowo. - Nie moŜemy teŜ przyrzec, Ŝe to się nie powtórzy.
- W takim razie sam, jako najwyŜszy wódz, przeproszę w naszym imieniu.
Wpatrywałem się w niego przez dłuŜszą chwilę, po czym wzruszyłem ramionami.
- Rób, jak uwaŜasz.
W jego oczach dostrzegłem nagłe przeraŜenie.
- Co ze mną uczynisz? - spytał z lękiem.
- Ja? Zupełnie nic. CzyŜ nie jesteś moim wodzem? - Kiedy wyraźnie się odpręŜył, dodałem: -
Ale na twoim miejscu wystrzegałbym się owadów.
- Owadów? - powtórzył. - Dlaczego?
- PoniewaŜ następny owad, który cię ugryzie - czy to pająk, komar czy mucha - z pewnością
cię zabije - odparłem. - Krew zagotuje ci się w Ŝyłach, a kości zamienią w galaretę. Będziesz
chciał krzyczeć z bólu, lecz nie zdołasz wydać z siebie Ŝadnego głosu. - Urwałem. - Nie jest
to śmierć, jakiej Ŝyczyłbym przyjacielowi - dodałem z powagą.
- Czy nie jesteśmy przyjaciółmi, Koribo? - spytał; jego hebanowa twarz poszarzała,
przybierając barwę popiołu.
- Dotąd tak sądziłem - powiedziałem. - Ale moi przyjaciele przestrzegają dawnych
zwyczajów. Nie przepraszają białego człowieka.
- Nie przeproszę! - obiecał pospiesznie, spluwając w dłonie, aby podkreślić, Ŝe dotrzyma
słowa.
Otwarłem jeden z woreczków, które noszę u pasa i wyjąłem z niego mały gładki kamyk,
znaleziony na brzegu płynącej w pobliŜu rzeki.
- Noś go na szyi - poleciłem, podając go Koinnagemu. - On cię obroni przed ukąszeniami
owadów.
- Dziękuję ci, Koribo - powiedział ze szczerą wdzięcznością i kolejny kryzys został
zaŜegnany.
Jeszcze przez parę minut rozmawialiśmy o codziennych sprawach wioski, aŜ wreszcie
Koinnage odszedł. Posłałem po Wambu, matkę dziecka, i odprawiłem rytuał oczyszczenia,
aby mogła ponownie począć. Dałem jej teŜ maść na złagodzenie bólu piersi, bowiem były one
pełne mleka. Potem usiadłem przy ogniu przed moją bomą i czekałem na ludzi.
Rozstrzygałem spory co do własności kur i kóz, dostarczałem amuletów odstraszających
demony i uczyłem moich ludzi pradawnych zwyczajów.
Kiedy nastał czas wieczornego posiłku, nikt juŜ nie myślał o martwym dziecku. Zjadłem
sam w bomie, jak przystało człowiekowi o mojej pozycji, bowiem mundumugu zawsze
mieszka i Ŝyje osobno, poza wioską. Gdy skończyłem, owinąłem ciało kocem dla ochrony
przed chłodem i powędrowałem zakurzoną ścieŜką w miejsce, gdzie ciasno skupiły się
pozostałe bomy. Bydło, kozy i kury zostały juŜ spędzone na noc, a moi ludzie, którzy
wcześniej zarŜnęli i zjedli krowę, teraz śpiewali, tańczyli i pili wielkie ilości pombe.
Rozstąpili się przede mną, przepuszczając mnie do kotła, ja zaś napiłem się pombe, po czym
na prośbę Kinjary otwarłem brzuch kozła, odczytałem wnętrzności i ujrzałem, Ŝe jego
najmłodsza Ŝona wkrótce pocznie dziecko, co wzbudziło powszechną radość. Wreszcie dzieci
zaczęły prosić, Ŝebym opowiedział im jakąś historię.
- Ale nie o Ziemi - dodał z wyrzutem jeden z wyŜszych chłopców. - Ciągle ich słuchamy. To
musi być historia o Kirinyadze.
- Dobrze - odparłem. - Jeśli zbierzecie się tu wszyscy, opowiem wam historię o Kirinyadze. -
Dzieci podeszły bliŜej. - Oto opowieść o lwie i zającu. - Urwałem, czekając, aŜ wszyscy
umilkną. Kiedy wiedziałem juŜ, Ŝe słuchają mnie takŜe dorośli, ciągnąłem dalej: - Plemię
zajęcy postanowiło wybrać jednego spośród siebie i złoŜyć go w ofierze lwu, aby drapieŜca
nie ściągnął nieszczęścia na całą wieś. Zając mógł uciec, wiedział jednak, Ŝe wcześniej czy
później lew i tak go schwyta, toteŜ sam wyruszył na poszukiwania, a kiedy znalazł lwa,
podszedł prosto do niego. Lew juŜ otwierał paszczę, Ŝeby go poŜreć, gdy zając powiedział:
- Przepraszam cię, o wielki lwie.
- Za co? - spytał zaciekawiony lew.
- Za to, Ŝe jestem tak skromnym posiłkiem - odparł zając. - Dlatego teŜ przyniosłem ci
równieŜ miód.
- Nie widzę Ŝadnego miodu - stwierdził lew.
- Właśnie dlatego przepraszałem - wyjaśnił zając. - Ukradł mi go inny lew. To okrutny zwierz
i mówi, Ŝe wcale się ciebie nie boi.
Lew podniósł się gwałtownie.
- Gdzie on jest? - ryknął.
Zając wskazał mu dziurę w ziemi.
- Tam, w dole - odparł - ale i tak nie odda ci miodu.
- Jeszcze zobaczymy! - warknął lew.
Z wściekłym rykiem wskoczył do jamy i nigdy więcej juŜ go nie widziano, bowiem zając
wybrał naprawdę głęboką dziurę.
Wówczas zając wrócił do swego plemienia i powiedział, Ŝe lew nie będzie ich juŜ niepokoił.
Większość dzieci zaśmiała się, klaszcząc z uciechy, lecz ten sam chłopiec zgłosił
zastrzeŜenie.
- To nie jest historia o Kirinyadze - powiedział z pretensją. - Nie mamy tu Ŝadnych lwów.
- To jest historia o Kirinyadze - odparłem. - NiewaŜne, Ŝe opowiada o lwie i zającu.
NajwaŜniejsze jest to, Ŝe pokazuje, jak słabszy moŜe pokonać silniejszego, jeśli posłuŜy się
rozumem.
- Co to ma wspólnego z Kirinyagą? - spytał chłopiec.
- A gdybyśmy tak udali, Ŝe ludzie z kontroli, dysponujący statkami i bronią, to lew, a Kikuju -
zające? - podsunąłem. - Co mają zrobić zające, jeśli lew zaŜąda ofiary?
Chłopak uśmiechnął się szeroko w nagłym zrozumieniu.
- Teraz pojmuję! Wrzucimy lwa do dziury!
- Ale przecieŜ nie mamy tu dziur - przypomniałem mu.
- To co zrobimy?
- Zając nie wiedział, Ŝe znajdzie lwa w pobliŜu jamy - odparłem. - Gdyby natknął się na niego
niedaleko głębokiego jeziora, powiedziałby, Ŝe miód ukradła wielka ryba.
- Nie mamy tu głębokich jezior.
- Ale mamy rozum. I jeśli kontrola kiedykolwiek wtrąci się w nasze sprawy, uŜyjemy go, aby
zniszczyć lwa kontroli, tak jak zając, który posługując się rozumem zabił lwa z bajki.
- JuŜ teraz pomyślmy, jak zniszczyć kontrolę! - wykrzyknął chłopiec. Podniósł z ziemi patyk i
zamierzył się na wyimaginowanego lwa, jakby kijek był włócznią, a on sam wielkim
myśliwym.
Potrząsnąłem głową.
- Zając nie poluje na lwa, a Kikuju nie zaczynają wojen. Zając tylko się broni i my, Kikuju,
czynimy to samo.
- Czemu kontrola miałaby się wtrącać? - spytał inny chłopiec, przepychając się do przodu. -
To przecieŜ nasi przyjaciele.
- MoŜe nic takiego się nie stanie - odparłem pocieszająco. - Musisz jednak zawsze pamiętać,
Ŝe Kikuju poza sobą nie mają prawdziwych przyjaciół.
- Opowiedz nam coś jeszcze, Koribo! - zawołała któraś dziewczynka.
- Jestem juŜ stary - powiedziałem. - Robi się zimno, a mnie potrzeba snu.
- Jutro? - nalegała. - Opowiesz nam coś jutro?
Uśmiechnąłem się.
- Spytaj mnie, kiedy obsiejecie juŜ pola, zagonicie na noc bydło i kozy, przygotujecie jedzenie
i utkacie tkaniny.
- Ale dziewczynki nie doglądają krów i kóz - zaprotestowała. - Co będzie, jeśli moi bracia nie
zdąŜą zagonić całego stada?
- Wówczas opowiem historię specjalnie dla dziewcząt.
- Tylko Ŝeby była długa - podkreśliła z powaŜną miną - bo przecieŜ pracujemy znacznie cięŜej
niŜ chłopcy.
- Będę miał na ciebie szczególne baczenie, moja mała - odrzekłem - i dostosuję długość
opowieści do jakości twojej pracy.
Dorośli wybuchnęli śmiechem na widok zakłopotanej miny dziewczynki, ja jednak
uśmiechnąłem się, przytuliłem ją i poklepałem po głowie, trzeba bowiem, aby dzieci nauczyły
się nie tylko lękać i szanować swego mundumugu, ale i darzyć go miłością. Po chwili
odbiegła, Ŝeby bawić się i tańczyć z przyjaciółkami, a ja wróciłem do mojej bomy.
Znalazłszy się wewnątrz, uruchomiłem komputer i odkryłem, Ŝe czeka na mnie wiadomość
z kontroli. Jej przedstawiciele zapowiadali się na następny dzień rano. Udzieliłem krótkiej
odpowiedzi - "Artykuł II, Paragraf 5", który to punkt umowy zabrania im jakichkolwiek
interwencji - i połoŜyłem się na kocu czekając, aŜ rytmiczne zawodzenie śpiewaków ukołysze
mnie do snu.
Rano obudziłem się o wschodzie słońca i poleciłem komputerowi, aby zawiadomił mnie, gdy
tylko wyląduje statek kontroli. Następnie obejrzałem moje krowy i kozy - jako jedyny z
Zgłoś jeśli naruszono regulamin