Leiber Fritz - Przygody Fafryda i Szarego Kocura 04 - Oblężenie Lankmaru.pdf

(1164 KB) Pobierz
z
FRITZ LEIBER
OBLĘŻENIE LANKMARU
Swords of Lankhmar
Przełożył Dariusz Kopociński
Wydanie I
SOLARIS Olsztyn 2005
1164650.001.png
1
1164650.002.png
- Oho, już na nas czekają - stwierdził niewysoki mężczyzna. Nie zwalniając kroku,
maszerował w stronę olbrzymich, starożytnych murów, prosto ku otwartej bramie. Mimochodem
musnął palcami rękojeść długiego, smukłego miecza.
- Wszak jesteśmy tak daleko, że strzała nie doniesie... - zaczął jego rosły towarzysz. - Aha,
wszystko jasne. Pomarańczowa opaska na łbie Baszabeka. Wyróżnia się jak dziwka w świątyni. A
gdzie jest Baszabek, tam są jego zbiry. Że też nie oddałeś złodziejskiej gildii należnej części łupów.
- Ba, żeby o zwykłe należności tu się rozchodziło! Nie mówiłem ci tego, ale rozstałem się z
nimi po ostatniej robocie, kiedym wykradł osiem brylantów ze Świątyni Pająka.
Wielkolud cmoknął z dezaprobatą.
- Nieraz się zastanawiam, czemu się zadaję z tak zdradzieckim łotrzykiem.
Niższy mężczyzna wzruszył ramionami.
- Trochę się spieszyłem. Bóg-pająk mnie ścigał.
- A tak, wspominałeś, że wyssał krew z twojego wspólnika, który stał na czatach. Ale teraz
masz brylanty, możesz oddać długi.
- Moja sakwa pęka w szwach tak samo jak twoja - zakpił ów mniejszy. - I tak samo jak
bukłak na wino rano po libacji. No chyba, że coś przede mną ukrywasz, o co cię od dawna
podejrzewałem. Nawiasem mówiąc, czy tamten spaślak, co stoi między dwoma byczkami, nie
przypomina ci właściciela „Srebrnego Węgorza”?
Osiłek wytężył wzrok i, zdegustowany, potwierdził skinieniem głowy.
- Żeby tak się pieklić o rachunek za gorzałę.
- Zwłaszcza, że był długi ledwie na trzy łokcie - zgodził się jego mniejszy kompan. -
Chociaż, po prawdzie, w czasie ostatniej awantury w tawernie roztrzaskałeś i podpaliłeś dwie beki
okowity.
- Kiedy cię osaczy dziesięciu hultajów, nie ma rady, chwytasz się wszystkich sposobów -
obruszył się osiłek. - Czasem dość niezwykłych, tu się z tobą zgadzam. - Raz jeszcze przyjrzał się
uważniej gromadzie ludzi zebranych na placu za bramą. - Widzę Rywisa Rytbiego, płatnerza... i
chyba wszystkich, u których dwóch takich jak my mogłoby mieć w Lankmarze niespłacone długi.
Każdy ze swoim rębajłą, żeby jednym... - Jakby od niechcenia, poluzował w pochwie swój nieco
przyduży miecz, z kształtu podobny do rapiera, lecz ciężki jak katowski oręż. - Czyś ty uregulował,
chociaż jeden rachunek przed wyjazdem z Lankmaru? Ja byłem spłukany do cna, więc o mnie nie
mówmy, ale tyś w służbie złodziejskiej gildii niezłą kasę trzepał.
- Zapłaciłem, co do joty krawcowi! - odparł porywczo niewysoki mężczyzna. - Zręczny
Paluszek połatał mi płaszcz i uszył nowy kaftan z szarego jedwabiu. - Zmarszczył czoło. - Nie tylko
jemu płaciłem, to wiem na pewno, tylko, że teraz trudno mi sobie wszystkich przypomnieć. A tak
przy okazji, czy to długonogie dziewczę, na pół schowane za gogusiem w czarnym ubraniu, nie
wykłócało się kiedyś z tobą? Jej ruda czupryna wybija się jak... jak... kawałek piekła. A te trzy
lalunie, widzisz je? Czają się, jak i tamta, za plecami uzbrojonych sutenerów. Czy nie miałeś z nimi
jakowychś zatargów, gdy wyjeżdżaliśmy?
- Nie wiem, co masz na myśli, mówiąc o zatargach. Wyrwałem je z rąk opiekunów, którzy
się nad nimi skandalicznie znęcali. Łoiłem im skórę, a one się śmiały. Traktowałem je potem jak
księżniczki.
- O tak, nie przeczę. Za co oskubały cię z gotówki i szlachetnych kamieni. To przez nie tak
się spłukałeś. Niestety, jedną sprawę pokpiłeś. Miałeś się nimi opiekować, a ty, co? Są wściekłe, i
słusznie, bo musiały wrócić do swoich dawnych opiekunów.
- Zrobiłbyś ze mnie stręczyciela?! A skoro mowa o kobietach, to widzę w tłumie kilka
twoich dziewczynek! Zapomniałeś, że masz im zapłacić?
- Nie w tym rzecz. Pożyczyły mi trochę pieniędzy, których nie oddałem. Ho, ho! Ani chybi,
komitet powitalny zebrał się w wielkiej sile!
- A nie mówiłem, żebyśmy weszli do miasta Wielką Bramą, schowani w tłumie? - zrzędził
osiłek. - Gdybym cię nie posłuchał, nic byłoby nas tu, pod tą czarcią Skrajną Bramą.
- Zrozum jedno: pod Wielką Bramą nie odróżnilibyśmy przyjaciela od wroga. Tutaj
przynajmniej wiemy, że wszyscy są przeciwko nam. Może z wyjątkiem strażników miejskich, ale i
po nich spodziewam się najgorszego. Dostali w łapę i przymkną oczy na śmierć dwóch przybłędów.
Jeśli pierwsi nam nie dołożą.
- Skąd pewność, że wszyscy nas chcą ukatrupić? - zastanawiał się osiłek. - Przecież po
wyśmienitych przygodach gdzieś na krańcu świata moglibyśmy teraz wracać obładowani skarbami.
Prawdopodobnie trzech czy czterech po prostu nas nie lubi, tu zgoda, ale...
- Z daleka widać, że nie prowadzimy karawany spoconych tragarzy i objuczonych mułów -
dowodził roztropnie niewysoki. - Tak czy siak, przypuszczają, że gdy nas zabiją, odbiorą swoją
należność, a resztę podzielą. To normalna kolej rzeczy w cywilizowanych krajach.
- Ta twoja cywilizacja! - burknął drągal. - Czasem zachodzę w głowę...
- ...czemuś przelazł na południe przez Góry Trollowych Schodów, czemu przyciąłeś brodę i
szukałeś dziewczyn, którym włosy nie rosną na piersiach - wpadł mu w słowo kompan. - Proszę,
proszę, nasi wierzyciele i zażarci wrogowie oprócz mieczy i pałek mają też przy sobie ciemne
peleryny.
- Mówisz o czarodziejach?
Niski podróżnik wyciągnął z sakwy zwój złotego drutu.
- Jeżeli tych dwóch siwobrodych w oknie na pięterku to nie czarodzieje, czemu się gapią,
jakby chcieli nas zjeść? Poza tym, jeden ma na ubraniu astrologiczne symbole, a drugi błyska
różdżką.
Byli już na tyle blisko Skrajnej Bramy, że bystre oko mogło rozeznać się w szczegółach.
Strażnicy w zbroi stali wsparci na swoich halabardach. Na twarzach mężczyzn zebranych na
placyku nie malowała się złość, tylko ponure wyczekiwanie, dziewczyny natomiast uśmiechały się
wesołym, jadowitym uśmiechem.
- Tedy ich orężem są uroki i zaklęcia - rzekł osiłek z nie smakiem. - A jeśli tego mało,
uciekną się do pałek i rzeźniczych noży. - Pokręcił głową. - O co ten cały ambaras? O garść monet?
Lankmarczycy są największymi niewdzięcznikami na świecie. Nie widzą, że nadajemy temu miastu
charakter, że dostarczamy rozrywek?
Jego towarzysz wzruszył ramionami.
- Oj, zapewnią nam oni rozrywkę. Na swój sposób odegrają rolę dobrych gospodarzy. -
Koniec złotego drutu zręcznie wiązał w pętlę. - Zwolnił nieco kroku. - Oczywiście - zauważył - nikt
nam nie każe wracać do Lankmaru.
- Bzdury opowiadasz! - fuknął siłacz. - Chcesz wyjść na tchórza? Zresztą, wszędzie już
byliśmy.
- Na pewno w świecie czekają na nas jeszcze jakieś przygody - zaoponował bez przekonania
niewysoki. - Chociażby maleńkie przygódki, zdatne dla strachajłów.
- Może i tak, ale duże czy małe, wszystkie lubią mieć swój początek w Lankmarze. Co ty
robisz z tym drutem?
Niewielkiej postury podróżnik tymczasem zacisnął pętlę wokół głowicy miecza, a luźny
koniec, giętki jak bicz, rzucił i wlókł za sobą.
- Uziemiłem klingę. Każde śmiercionośne zaklęcie, wymierzone we mnie, dosięgnie
najpierw Skalpela i spłynie do ziemi.
- I trochę ją połaskocze, co? Bacz, byś się nie przewrócił. - Ostrzeżenie wydawało się
całkiem uzasadnione: drut sunął na długości przeszło dziesięciu kroków.
- Sam uważaj, po czym chodzisz. To sztuczka, której nauczył mnie Szylba.
- Nawet mi nie mów o tym królu szczurów bagiennych! - zadrwił osiłek. - Czemu ci nie
towarzyszy? Czemu nie wymyśla pożytecznych zaklęć?
- A ty gdzieś zgubił swojego Ningobla? - ripostował niewysoki.
- Czemu ci nie pomaga?
- Grubasowi ciężko w podróży. - Mijali właśnie strażnika z nieprzeniknionym obliczem.
Gęstniejąca atmosfera wrogości na placyku wróżyła burzę. Nagle osiłek uśmiechnął się szeroko do
Zgłoś jeśli naruszono regulamin