Winston Anne Marie - Piramida kłamstw.pdf

(735 KB) Pobierz
6965627 UNPDF
i
ANNE MARIE WINSTGON
PIRAMIDA KŁAMSTW
Gretchen Wagner - światowej sławy archeolozka, która
nie ma problemów z rozszyfrowaniem najstarszego pis­
ma w dziejach ludzkości, lecz wydarzenia z jej własnego
dzieciństwa są dla niej tajemnicą
Kurt Miller - prywatny detektyw, wynajęty, by odnaleźć
zaginioną Gretchen Wagner i przywieźć ją do jej rzeko­
mego biologicznego ojca
Jake Ingram - teraz już zna prawdę i wie, że jest jed­
nym z pięciorga genetycznie zmodyfikowanych dzieci.
Wie także, że musi odnaleźć pozostałą czwórkę, zanim
zrobi to przestępcza siatka
Violet Vaughn Hobson - biologiczna matka Superpiątki,
która wychodzi z ukrycia, by uratować swe dzieci przed
grożącym im niebezpieczeństwem
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Oho, znów widzę to spojrzenie.
- Jakie? - spytała Gretchen Wagner, nie zwracając
uwagi na żartobliwy ton asystentki.
Nieobecna myślami, wpatrywała się w kobietę trzy­
mającą na rękach niemowlę o ogromnych czarnych
oczach. Matce, ubranej po europejsku, na pewno było
w tym majowym skwarze chłodniej niż Gretchen i Na­
ncy, które z szacunku dla miejscowej tradycji nosiły
bluzki z długimi rękawami, spódnice do ziemi, a na
głowie bawełniane chusty.
Po chwili, pchnąwszy ciężkie szklane drzwi, zna­
lazły się w klimatyzowanym holu kairskiego hotelu.
Każda natychmiast zdjęła hidżab i przeczesała ręką
włosy, po czym starannie złożyła cienki jak muślin,
podłużny pas materiału.
- Maślane, rozmarzone, pełne zachwytu - odparła
Nancy Claxten. - Czyżbyś zapragnęła mieć dzieciątko?
Gretchen zmierzyła asystentkę zdumionym wzrokiem.
- Mówisz takim tonem, jakbyś nie lubiła dzieci. -
Nie mieściło się jej w głowie, jak można nie czuć
wzruszenia na widok pulchnego, rozkosznego niemow­
lęcia.
- Lubię. - Nancy wzruszyła ramionami. - Ale nie
są dla mnie priorytetem w życiu. Dzieci to dzieci, ro­
zumiesz?
Nie, Gretchen tego nie rozumiała. Na skutek jakiejś
traumy, którą musiała przeżyć w dwunastym roku ży­
cia, kiedy to została adoptowana przez Hansa i Annikę
Wagnerów, była pozbawiona wszelkich wspomnień
z dzieciństwa. W przeciwieństwie do innych dzieci
nigdy nie miała koleżanek, a przynajmniej żadnych nie
pamiętała. Jako nastolatka zaś nie umiała znaleźć sobie
miejsca w świecie rówieśników.
Nie stanowiło to dla niej większego problemu. Była
wybitnie inteligentna, pasjonowała się nauką i w wieku
piętnastu lat skończyła szkołę średnią i rozpoczęła stu­
dia językoznawcze. W wieku dwudziestu lat zdobyła
tytuł magistra. Dwa lata później napisała doktorat po­
święcony starożytnym tekstom i próbom ich translite­
racji. Po obronie doktoratu pracowała na wielu słyn­
nych uczelniach w całych Stanach. Doskonale znała
jedenaście nowożytnych języków, kilka innych znała
biernie, w tym grekę i łacinę.
Ale nie znała się na dzieciach. W swoim dorosłym
życiu ani razu się z żadnym nie zetknęła. Do niedawna
było jej z tym całkiem dobrze, jednakże parę miesięcy
temu zdała sobie sprawę, że jej zegar biologiczny tyka
z każdym dniem coraz głośniej, ostrzegając ją, by się
pospieszyła.
- Innymi słowy, nie kusi cię macierzyństwo?
- Nie mam ochoty wiązać się na stałe. Poza tym
jestem najstarsza z szóstki rodzeństwa. Opieka nad
braćmi i siostrami porządnie dała mi się we znaki. -
Nancy pokręciła z uśmiechem głową. - Zresztą mam
dopiero dwadzieścia dwa lata.
Szczęściara, pomyślała Gretchen. Jeszcze długo mo­
że nie myśleć o zachodzeniu w ciążę.
- Natomiast ty - kontynuowała Nancy - jeżeli za­
mierzasz założyć rodzinę, to powinnaś zacząć rozglą­
dać się za odpowiednim partnerem. Bądź co bądź, zbli­
żasz się do czterdziestki, prawda?
- Jeszcze mi trochę brakuje - odparła Gretchen,
która niedawno obchodziła trzydzieste piąte urodziny.
Boże, czyżby tak staro wyglądała?
- Ups, przepraszam! Właśnie zamierzałam dodać,
że nie wyglądasz na czterdziestkę. Moja matka ma tyle,
i w porównaniu z tobą jest staruszką. Z kolei najmłod­
sza siostra mamy niedawno skończyła trzydziestkę
i też się z tobą nie może równać. No ale ona ma trójkę
dzieci. Może jak kobieta tak strasznie krzywi się z bólu
podczas porodu, to potem ta rozciągnięta skóra na twa­
rzy nie wraca na miejsce i stąd...
- Przestań. - Gretchen starała się powstrzymać od
śmiechu. - Tylko pogarszasz sytuację.
- Jak to? - W oczach Nancy odmalowało się zdzi­
wienie.
- A tak to. Twoja trzydziestoletnia ciotka ma trójkę
dzieci, więc co ja biedna mam powiedzieć? Jestem sta­
ra. Za stara, żeby założyć rodzinę. - Nigdy dotąd Gre­
tchen nikomu nie zwierzała się ze swoich marzeń
o mężu, dzieciach, domku z ogródkiem.
- Rety! - Wzdychając teatralnie, Nancy popatrzyła
w sufit. - Sama jesteś sobie winna, wiesz? Rodzina
Zgłoś jeśli naruszono regulamin