Refleksje wigilijne na temat Adama i EwyRyszard Radwiłowicz
Wigilia Bożego Narodzenia to według kalendarzagregoriańskiego dzień Adama i Ewy. Jest to zatemczas stosowny dla rozważań nie tylko nadzapowiedzianym odkupieniem, ale i nad mitycznymiprawinowajcami naszej człowieczej niedoli.
I. N i e p o s ł u s z e ń s t w o. W Zakopanem pada śnieg. Nie było tak zapewne między Tygrysem i Eufratem, gdy na Ziemi pojawili się pierwsi rodzice. Byli pierwszymi. Czy tylko dlatego godni są szacunku? Znacznie ważniejsza wydaje się być inna właściwość tamtej pary: wszak to oni przekroczyli zakaz po to, żeby sięgnąć po nieznane. Na tym polega istota postępu. Uczynili tak, bo chcieli wyjść poza to, co było im dane. To była konieczność, a nie zła wola, ponieważ gdyby poprzestali na tym, co było im dane, zgodziliby się na ograniczoność i nudę. Postąpili wedle człowieczej natury. Działając dla dobra wszystkich, byli szlachetnymi Prometeuszami, a ponadto byli na początku. II. M i t. Biblia jest dziełem wielu autorów oraz ich monoteistycznych i izraelocentrystycznych korelatorów. Powstawała co najmniej w ciągu kilku pokoleń, a jej wątki wykraczają poza krąg kultury Izraela - pełno w niej analogii i zapożyczeń babilońskich i sumeryjskich. Stosunkowo podobne wyobrażenia - choć zróżnicowane zależnie od warunków lokalnych - o początku świata i ludzi znajdujemy także w religiach Dalekiego Wschodu: w Indiach, w Chinach i w Japonii. A jak mogła wyglądać rzeczywistość? Zaledwie domyślają się jej wielodyscyplinarne dociekania naukowe, na które składają się głównie: astrofizyka, astronomia, geologia, biologia, antropologia, psychologia, socjologia, językoznawstwo, literaturoznawstwo i religioznawstwo. Całokształt wiedzy współczesnej - odnoszący się do pradziejów człowieka - mówi o tym, że sięgają one nie sześciu tysięcy, lecz milionów lat. Wedle astrofizyków przestrzeń i czas miały swój początek w jednym niewyobrażalnym błysku, zwanym wielkim wybuchem. Historia Homo Sapiens jest rezultatem ewolucji wiecznej materii i energii, które wprawdzie człowiek współczesny umie w niemałym stopniu wykorzystać, ale które odsłaniają wciąż nowe, coraz to głębsze pokłady nieznanego. Wiedza współczesna daje jednak pewność, że nie było tak prosto i bajecznie, jak z całą żarliwością twierdzą wyznawcy różnych religii, także tych najbardziej rozwiniętych. III. J a b ł k o. Jakże piękny jest fragment arrasu wawelskiego przedstawiający Ewę, która wbija zęby w zakazany owoc. Z jej warg spływa smakowity sok jabłka. I oto sprzeczność dwóch współwystępujących interpretacji. Pierwsza - słuszna z ortodoksyjnego punktu widzenia - to przeciwstawienie się woli Jahwe. Druga - o wiele bardziej rozpowszechniona - to popełnienie aktu płciowego. Jednak tylko pierwsze przewinienie jest grzechem, ponieważ sam Jahwe wyrazi niebawem życzenie: "Rozmnażajcie się!". Już w początkowych wersetach biblijnych cztery osoby dramatu (Jahwe, Adam, Ewa i Szatan) przejawiają dojrzałe cechy - jak zresztą i u Homera - ludzkiej psychiki: ciekawość, radość, gniew, mściwość, zawiść, ale nade wszystko miłość. A jednak - o dziwo i wbrew wschodniemu (w tym izraelskiemu) poczuciu wartości - w tym przypadku stroną czynną nie jest mężczyzna, lecz kobieta. To Ewa sięga po jabłko. I dalsza sprzeczność - owo Drzewo Wiadomości Dobrego i Złego. Skąd ten podział na dobro i zło, skoro ludzi było wtedy tylko dwoje, a ich wykroczenie nie dotyczyło stosunków międzyludzkich? Nie było przecież wówczas jeszcze odpowiednich warunków do popełnienia przestępstwa przeciw moralności. IV. S z a t a n. W Starym Testamencie Szatan pojawia się bardzo rzadko i tylko w liczbie pojedynczej. Wiadomo na podstawie całej Biblii - a w szczególności w świetle jej prawowiernej interpretacji - że bunt części aniołów pod jego wodzą poprzedził stworzenie świata i człowieka. Tak przynajmniej pojmuje te sprawy oddany nauce Kościoła, autor "Raju utraconego" - John Milton. Czytelnika jego monumentalnego dzieła zadziwia jednak fakt, iż poeta o wiele barwniej opisuje postać Szatana niż archaniołów - Gabriela i Michała. Czyżby bezwiednie sympatią darzył właśnie Szatana? Bo też jego postać jest bardziej ludzka, bogatsza o rozterki, których brakuje bezkrytycznym piewcom Boskiego Majestatu. Bo też tak naprawdę to nie prarodzicom, ale Szatanowi należy się miano pierwszego Prometeusz. To przecież z jego podszeptu tamci przekroczyli granicę między naiwnością a dojrzałością. V. K a r a. W Księdze Rodzaju nie ma jeszcze niebiańskich zastępów aniołów, ani piekielnych kohort diabelskich, którymi stopniowo wypełniają się i niebo i piekło. Nie ma całych pułków zwielokrotnionych przez ludzkie dusze - te wyniesione do świętości lub strącone w ogień wieczny, bądź te zawieszone w czyśćcowych otchłaniach. W Genesis występuje oślizgły wąż, którego znaczenie później zaczęto identyfikować z Szatanem, utożsamiając go dodatkowo z organem męskiego pożądania. Wcześniej natomiast nazwano w chrześcijaństwie Szatana - tego księcia piekieł - Lucyferem. I oto nowa sprzeczność: wszak Lucyfer nie brzmi nagannie, gdyż to jest ten, który niesie światło. Komuż niesie światło jeśli nie ludziom pozbawionym go dlatego, że byli krnąbrni i sprzeciwili się zakazom Najwyższego? Z tego powodu zostali ukarani, w dodatku wielopokoleniowo. To przecież nic innego jak odpowiedzialność zbiorowa. A wielogeneracyjna odpowiedzialność zbiorowa jest jeszcze większym okrucieństwem aniżeli ta, którą przewidywał kodeks Hammurabiego pochodzący z tej samej zamierzchłej przeszłości co prawodawstwo Narodu Wybranego. VI. W i a r a. Naiwna kosmogonia i moralnie wątpliwa genealogia ludzkiego losu - oto istota Księgi Rodzaju. A jednak - mimo że Jahwe-Elohim uczynił Ziemię środkiem wszechświata; mimo że dwukrotnie rozdzielał wody od niebios; mimo że pod koniec każdego dnia chwalił własne dzieło; mimo że siódmego musiał odpoczywać; mimo że raz wystarczało mu słowo, a innym razem potrzebował współistniejącej materii lub po prostu gliny; mimo że najpierw obdarzył wszystkich aniołów (a więc także późniejszego Szatana) oraz pierwszych ludzi nieśmiertelnością i wolną wolą; mimo że będąc Wszechmocnym i Jedynym obawiał się konkurencji nawet ze strony człowieka ("Abyś przypadkiem nie wyciągnął ręki, by zerwać owoc także z drzewa życia"), nie mówiąc o zbuntowanych aniołach; mimo że panując nad wszystkim oczekiwał i domagał się dla swojej chwały całopalnych ofiar i cierpienia; mimo że miłując wszystkich ludzi szczególną opieką otaczał jeden naród i wielekroć wytracał całe rzesze przeciwników i grzeszników - mimo to wszystko ludzie wierzą, że tak właśnie było i być powinno. W gruncie rzeczy ta wiara, jak zresztą wiara w obrębie innych ortodoksji, jest widać człowiekowi potrzebna - a nawet niezbędna dla przetrwania, spokoju i rozwoju. Psychologiczne zjawisko wiary towarzyszyło i towarzyszy większości ludzi niezależnie od poziomu ich wykształcenia. Dowiódł tego znakomicie Władysław Witwicki na podstawie wywiadów z inteligentami w swojej stale aktualnej książce pt. "Wiara oświeconych" (Paryż 1939, Warszawa 1959). Dla wytłumaczenia tego fenomenu posłużył się pojęciem supozycji, czyli niby-sądów, których autorzy tolerują jednocześnie (nieświadomie, podświadomie lub świadomie) sprzeczności logiczne i moralne, chroniąc w ten sposób przed wątpliwościami i krytyką pewne wybrane regiony rzeczywistości i ułudy. VII. I n t e r p r e t a c j e. Częściowo w wyniku wspomnianego wyżej rodzaju myślenia - w którym nad chłodnym rozumowaniem bierze górę określone nastawienie z postawą samoobrony na czele, a częściowo z powodu niemyślenia w ogóle na tematy ostateczne - judeochrześcijański mit Adama i Ewy jest przedmiotem wielorakich interpretacji. Układają się one w pewne continuum od naiwnej, baśniowej opowieści - do ideowej przypowieści, w której postępowanie pierwszych postaci biblijnego eposu to jedynie pretekst dla własnych rozważań, to metafora i projekcja własnych marzeń, upadków i wzlotów. Cała ta wielorakość interpretacyjna - rozpostarta między fakto- i hagiografią a alegoria - znalazła bogate odbicie w filozofii, literaturze i sztuce w okresie czterech tysięcy lat przed narodzeniem Chrystusa, a zwłaszcza na przestrzeni dwóch tysiącleci naszej ery. Odzwierciedla się ona także w literaturze i sztuce współczesnej. Na przykład, jeśli idzie o polską współczesną plastykę (reprezentowaną przeszło dwustoma eksponatami w zbiorach prywatnych piszącego te słowa) - z jednej strony spotykamy cztery płaskorzeźby autorstwa rodziny Tylusiów z Muszyny w kształcie glinianych tabliczek, które ukazują nabożnie dzieje grzechu pierworodnego, podczas gdy z drugiej - Władysław Hasior z Zakopanego w formie dużego rzeźbo-obrazu przedstawia ironicznie (w maju 1893 roku) pierwszych rodziców nad półmiskiem nieistniejącego wówczas, sutego jadła. Ten sam mit, a jakże biegunowo odmienne spojrzenia. VIII. P ł e ć. Z Pisma Świętego Starego Zakonu wyziera klasyczny myzogen, czyli nienawistnik kobiet. Niewiasta jest tam człowiekiem gorszym. Istotą, która pierwsza uległa złu, sprzeciwiła się bowiem zakazowi sięgania po owoc z Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego, a tym samym po wiedzę o czymś więcej, aniżeli było jej przeznaczone. Straciła niewinność, uznawaną za stan ascetycznej czystości - tyleż cielesnej, co duchowej. Zdaniem rosyjskiego filozofa egzystencjalisty, Mikołaja Bierdiajewa chrześcijaństwo zawsze odnosiło się do płci w sposób podejrzliwy, widząc w niej znamię oraz źródło wszelakiego występku. Jednocześnie zawsze sankcjonowało rodzinę i małżeństwo jako warunek przedłużania gatunku. Potępiało zatem obłudnie akt płciowy, równocześnie błogosławiąc jego następstwo w postaci potomstwa. Wszystko to są aktualne relikty dosłownego objaśniania Księgi Rodzaju uznawanej wszak na równi z całym Starym Testamentem za integralną część Pisma Świętego - choć w owych starych księgach aż roi się od wzmianek o wielożeństwie, wiarołomności i różnych sprośnościach, bynajmniej nie potępianych przez Jahwe. Prawdopodobnie z powodu nieukrywanej przychylności wobec Izraela. To tyle rozważań na okazję dnia Adama i Ewy, poprzedzającego narodziny Jezusa - Odkupiciela grzechu pierworodnego.
alielle