Kulisty piorun.pdf

(409 KB) Pobierz
649539746 UNPDF
Julian Tobiasz
„KULISTY PIORUN”
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1987
Okładkę projektował: Konstanty M. Sopoćko
Redaktor: Elżbieta Skrzyńska
Redaktor techniczny: Janusz Festur
Korektor: Sławomir Popielecki
649539746.001.png
NADEJŚCIE WROGA
Trzeciego lipca 1941 roku, w pobliżu Dołginowa, miasteczka leżącego około stu kilometrów na
południowy zachód od Płocka, w dworku zagubionym wśród lasów rozpoczęła się odprawa oficerów
sztabowych 3 grupy pancernej generała pułkownika Hermanna Hotha. Generał był typowym oficerem armii
pruskiej. Miał za sobą udział w bitwach pierwszej wojny światowej i w napadzie na Polskę we wrześniu
1939 roku jako dowódca 15 korpusu armijnego, z którym w następnym roku znalazł się we Francji.
Na odprawę przybyli m.in. dowódcy: 39 korpusu armijnego generał Rudolf Schmidt, 57 korpusu
armijnego generał Kuntzen, oraz wyżsi oficerowie innych jednostek, wchodzących w skład 3 grupy wojsk
pancernych. W okazałej sali na dużym stole leżała mapa sztabowa z naniesionymi kierunkami najbliższych
uderzeń.
— Panowie oficerowie, witam was w swoim polowym sztabie — rozpoczął generał Hoth. —
Chciałbym przedstawić wam decyzję operacyjną do dalszych działań bojowych. Rozpocznę od położenia
bolszewików na naszym kierunku w ciągu ostatnich dwóch dni. — Generał podszedł bliżej mapy i wziął
wskaźnik podany przez adiutanta. — Rozproszone i częściowo rozbite jednostki nieprzyjaciela koncentrują
się w rejonie Witebska, Dzisny i jeziora Narocz. Tylko na niektórych odcinkach udało się im zniszczyć
ważniejsze mosty. Nasze lotnictwo zaobserwowało odchodzenie oddziału wroga z Orszy do Smoleńska. —
Kierunek tego odejścia generał pokazał dwukrotnie. — Należy przypuszczać — wyjaśniał dalej — że
przeciwnik nie jest w stanie przygotować skutecznej obrony na rubieży Orsza — Witebsk — Dzisna z
powodu poniesionych strat i tempa naszego natarcia. Zakładam, że możemy spotkać się z lokalnymi
działaniami obronnymi w pobliżu ważniejszych przepraw wodnych i skrzyżowań. Prawdopodobnie wróg
będzie bronił Połocka i Witebska, ponieważ leżą na ważniejszych szlakach dofrontowych i drodze do
Moskwy. Mam nadzieję, że szybko tam będziemy.
Generał skierował wskaźnik na Witebsk i Połock.
— W rejonie tych miast — referował dalej — znajdują się baterie obrony przeciwlotniczej. Od Dźwiny
do rubieży Suraż — Newel nie stwierdzamy żadnych sił przeciwnika. Teraz, panowie oficerowie, przejdę do
sprecyzowania konkretnych zadań, które w rozszerzonej formie otrzymacie na piśmie. I tak trzecia grupa
pancerna pod moim dowództwem po sforsowaniu Dźwiny, współdziałając na swym prawym skrzydle z
drugą grupą pancerną generała Heinza Guderiana, dokona przełamania na odcinku Witebsk — Dzisna. —
Generał Hoth zaznaczył wskaźnikiem główne kierunki uderzeń. — Celem naszych działań bojowych jest
osiągnięcie rubieży Wieliż — Newel. Trzydziesty dziewiąty korpus generała Schmidta w składzie siódmej i
dwudziestej dywizji pancernych oraz dwudziestej i czternastej dywizji zmotoryzowanych sforsuje Dźwinę na
odcinku Ułła — Witebsk i z marszu osiągnie rubież Wieliż — Bierieśniewo. — Generał przytrzymał
wskaźnik pod tą ostatnią miejscowością, o której większość zebranych tu oficerów jeszcze nie słyszała. —
Należy pamiętać, generale Schmidt, o zabezpieczeniu swojego prawego skrzydła od ewentualnego uderzenia
nieprzyjaciela z lasów w rejonie Dobromyśla. Przechodzę do zadań pięćdziesiątego siódmego korpusu
pancernego generała Kuntzena. Korpus w składzie dwunastej i dziewiętnastej dywizji pancernych oraz
siedemnastej dywizji zmotoryzowanej forsuje Dźwinę w rejonie Dzisny na zachód od Połocka, następnie
opanują miasto Gorodok na północ od Witebska. Tym samym zabezpieczy lewe skrzydło trzydziestego
dziewiątego korpusu pancernego w jego ataku na Witebsk. Głównym zadaniem pięćdziesiątego siódmego
korpusu — akcentował generał — jest kierunek Uświaty — Kresty. Są to niewielkie miasteczka, ale ich
zdobycie zapewni nam wyjście w przestrzeń operacyjną.
Hoth referował swoją decyzję pewnie, uważając, że otwiera ona drogę do Moskwy.
Następnego dnia wieczorem w tym samym pokoju dowódca 3 grupy wojsk pancernych w towarzystwie
szefa sztabu pułkownika Hünersdorffa wysłuchiwał raportu szefa oddziału operacyjnego, majora Wagenera.
— Rosjanom udało się powstrzymać nasze natarcie na Połock — mówił Wagener. — Dziewięćdziesiąta
ósma i sto siedemdziesiąta czwarta dywizje strzeleckie nie przestają atakować dziewiętnastej dywizji
pancernej generała Knobelsdorffa. Należy przypuszczać, że przeciwnik usiłuje utrzymać Połock za wszelką
cenę.
— Czy napłynęły jakieś wiadomości z tego kierunku? — zapytał generał.
— Nie wiem jeszcze, czy to ma większe znaczenie, ale nasze rozpoznanie stwierdziło na lewym
skrzydle dziewiętnastej dywizji pancernej obecność osiemdziesiątego trzeciego pułku wojsk ochrony
pogranicza.
Generał Hoth nagle ożywił się.
— Jakie są zadania tego pułku? — spytał. — Sądziłem, że z tymi wojskami skończyliśmy na Bugu.
Widocznie to jakieś nowe oddziały.
— Z meldunku wynika, że walczą desperacko nawet w beznadziejnych sytuacjach, zwłaszcza kiedy
ubezpieczają wycofywanie się sił głównych danej dywizji.
— Należy sprawdzić, czy istnieją jeszcze inne pułki tej formacji. Referuj dalej.
— Dwudziesta dywizja pancerna generała Zorna dosłownie ugrzęzła na rozmokłych drogach po
ostatnich ulewnych deszczach. Mimo tej przeszkody podeszła pod Ułłę i rozpoczęła natarcie dziś o godzinie
piętnastej. Rosjanie zajmują w rejonie Ułły wcześniej przygotowaną obronę.
— A co robi siódma dywizja pancerna generała majora von Funcka?
— Niespodziewanie natknęła się na przeciwuderzenie przeciwnika — odrzekł Wagener, zerknąwszy do
notatek. — Wynika z tego, że bolszewicy wbrew naszej ocenie dysponują jeszcze znacznymi siłami.
— A co to za jednostki? — zapytał generał podchodząc do mapy.
— Są to korpusy piąty i siódmy pod dowództwem generałów Aleksiejenki i Winogradowa z
dwudziestej armii, dowodzonej przez generała Kuroczkina. Przybyły z głębi Rosji. To one odrzuciły nasze
wojska w rejonie Sienna. Sytuacja została na tym kierunku już opanowana. Ponownie podchodzimy pod
Witebsk.
— Jak oceniacie stosunek sił przed naszyrni wojskami?
— Wprowadzenie dwudziestej armii jest ze strony bolszewików próbą zamknięcia rozszerzonego
frontu. Armia ta składa się z sześciu dywizji i zajmuje zbyt szeroki pas obrony. Atakowana jest przez
szesnaście naszych dywizji. Przewagę mamy więc zdecydowaną.
— Interesuje mnie Witebsk. Miasto musi być zdobyte.
— Z naszego rozpoznania wynika, że Witebska broni tylko sto pięćdziesiąta trzecia dywizja piechoty i
jednostki pospolitego ruszenia. Lotnictwo zaobserwowało ewakuację ludności w kierunku wschodnim.
Hoth przeszedł się dwa razy po pokoju i zwrócił się do Wagenera:
— Jutro w południe zmieniamy miejsce dowodzenia. Chcę być bliżej Dźwiny.
Dziewiątego lipca w godzinach rannych nad Witebskiem unosiła się mgła. Na miasto spadły pociski
artyleryjskie i bomby lotnicze. Wróg po zdobyciu wschodnich dzielnic podjął próbę forsowania rzeki.
Bezpośredni szturm na wschodnie dzielnice przypuściły 20 i 7 dywizje pancerne. Cały dzień trwały
uporczywe walki na północno-wschodnich podejściach do Witebska. Z tego kierunku uderzały niemieckie
czołgi. Podjął z nimi walkę dywizjon artylerii Czapajewa, syna słynnego dowódcy z okresu wojny domowej.
Przez wiele godzin artylerzyści ogniem na wprost powstrzymywali wroga.
Równie bohatersko walczyli pod Witebskiem przez kilka dni artylerzyści 293 pułku majora Nikitina,
niszcząc 12 niemieckich czołgów. Pułk, straciwszy połowę dział, wycofał się w pobliże wsi Łuczesy koło
Witebska. Zginęło wielu żołnierzy. Ranny został major Nikitin. Wieczorem, kiedy nieprzyjaciel przerwał
swoje ataki, a na przedpolu dymiły jeszcze zniszczone czołgi, w 2 dywizjonie na stanowisku dowódcy
lejtnanta Moskwina znajdowało się trzech oficerów.
— Wasz dywizjon — mówił kapitan Anisin z dowództwa pułku — nad ranem przeprowadzi atak
artyleryjski na lotnisko, na którym znajduje się wiele samolotów niemieckich.
— Ale jak to zrobić? Lotnisko nie znajduje się w zasięgu naszych dział — odrzekł dowódca baterii
lejtnant Mołodych.
— Tak, to prawda — potwierdził dowódca dywizjonu lejtnant Moskwin. — Możemy jednak przesunąć
nasze stanowiska bardziej na zachód, kilka kilometrów bliżej celu. Niemcy nie mają tam swoich oddziałów.
— Na tym właśnie polega plan dowództwa pułku — podchwycił kapitan Anisin. — Zresztą drugi
dywizjon znajduje się na bezpośrednim kierunku lotniska. W nocy trzy jego baterie podciągną działa na skraj
lasu w pobliże wsi Koopti. W tym samym czasie lejtnant Mołodych z grupą łącznościowców i zwiadowców
zajmie dogodne stanowisko w pobliżu lotniska. Łączność przewodową należy doprowadzić do punktu
obserwacyjnego, tak jak zwykle podczas przygotowania artyleryjskiego.
Około północy dywizjon skrycie i bez przeszkód zajął dogodne pozycje. Lejtnant Mołodych z grupą
żołnierzy znalazł się niedaleko lotniska i przekazał dokładne namiary. Na komendę kapitana Anisina
dwadzieścia dział równocześnie rozpoczęło kanonadę.
Przy aparacie telefonicznym na stanowisku dowodzenia pozostał Moskwin.
— Lotnisko pod ogniem, prowadzicie celny ogień — meldował z punktu obserwacyjnego Mołodych. —
Dobrze, bardzo dobrze. Tak należy... Samoloty się palą! Widzę lotnisko jak w dzień. Ogień czterech dział
nieco w lewo, zero-zero jeden, cel minus dwa. Płonie wiele samolotów. Na lotnisku biegają Niemcy... Przy
starcie rozbiły się dwie maszyny. Wszystkie działa cel plus dwa, bardziej na prawo, zero-zero jeden...
Samoloty nie startują, morze ognia! Bardziej na prawo! Oglądajcie pożar, powinniście go widzieć.
Zwycięstwo, kapitanie, zwycięstwo. Hura!
— Kończy się amunicja, opuszczamy stanowiska — rozkazał kapitan Anisin.
Artyleryjski atak na lotnisko trwał ponad dwadzieścia minut. Zniszczeniu uległy dziesiątki samolotów,
wybuchły składy amunicji, zginęło wielu niemieckich żołnierzy.
W dniu 11 lipca Witebsk został zdobyty. Dzień później szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych
generał pułkownik Franz Halder w swoim „Dzienniku wojennym” zanotował: „Koło Witebska Hoth musiał
bronić się przed zaciekłymi atakami z północy i ze wschodu. Również jego siły podążające wzdłuż Dźwiny
są stale narażone na atak z północy z kierunku Newla i Wielkich Łuk”.
*
Witebsk leżący na leningradzkim i moskiewskim kierunku zajął szczególne miejsce w planach
hitlerowskiego dowództwa. Miasto miało stać się bastionem Rzeszy na wschodzie. Od pierwszych dni
okupacji rozpoczęły w nim „urzędowanie” jednostki wojskowe i policyjne. Rozlokowały się tu także
hitlerowskie służby specjalne. W dziesięć dni po zdobyciu Witebska okupant powołał na burmistrza W.
Rodkę, białoruskiego nacjonalistę, który w latach międzywojennych działał w tak zwanym Komitecie
Białoruskim poza granicami Związku Radzieckiego. Zastępcą burmistrza został miejscowy folksdojcz L.
Brandt. Kierownictwo nad policją przejął A. Szostak, przeniesiony tu z zachodniej Białorusi. Wkrótce dał się
on poznać jako kat Witebska. Jego pomocnikami byli dawni białogwardziści F. Koleśnikow, A. Turowski i
inni. Nowo powołana administracja powiązana była ściśle z aparatem terroru okupanta i polową
komendanturą. Pełnię władzy w Witebsku i przyległych regionach przejęło dowództwo Grupy Armii
„Środek”. Wszystkie piony hitlerowskiej władzy stanowiły jednolity system, który przez 1100 dni okupacji
miasta i jego okolic dążył do wyniszczenia miejscowej ludności. Szczególne okrucieństwo w realizacji
eksterminacyjnej polityki okupanta na tym obszarze wykazali dowódca 53 korpusu armijnego generał Fritz
Goldwizer, szef sztabu tego korpusu pułkownik Hans Schmidt, dowódca 206 dywizji piechoty generał
lejtnant Alfons Dilman.
*
W pierwszych dniach lipca 1941 roku przez Witebsk i rejonowe miasteczko Suraż dniem i nocą płynął
potok uciekinierów kierujących się na wschód. Nad szosą unosiły się tumany kurzu po przejeżdżających
kolumnach samochodów. Co pewien czas na widok nieprzyjacielskich samolotów maszerujący tłum
rozsypywał się i przypadał do ziemi. Zabitych od odłamków bomb i pocisków broni maszynowej z
samolotów grzebano na miejscu.
Przez wszystkie te dni na drogę prowadzącą z Suraża na północ do Uświat wychodził liczący około 50
lat mężczyzna i ze smutkiem obserwował uchodźców, od czasu do czasu pozdrawiając znane mu osoby.
Mężczyzną tym był Minaj Szmyriew, dyrektor fabryki papieru we wsi Pudot'. Pochodził z tych stron, urodził
się w pobliskiej wsi Puniszcze w obwodzie witebskim. Burzliwe było całe jego życie. Podczas pierwszej
wojny światowej walczył w armii carskiej. W lutym 1917 roku został wybrany do Komitetu Żołnierskiego.
Po rewolucji październikowej znalazł się w szeregach Czerwonej Armii. Na tej ziemi, na której się urodził,
uczestniczył w organizowaniu władzy radzieckiej. Jako dowódca 14 ochotniczego oddziału partyzanckiego
w krótkim czasie oczyścił od białogwardzistów Korniłowa i Judenicza rejon Wieliża, Suraża i Uświat.
Kiedy Szmyriew tak stał obserwując odchodzących na wschód, podszedł do niego sekretarz fabrycznej
organizacji partyjnej Szkredo.
— Dyrektorze — powiedział — czas pożegnać naszych ludzi. Czekają na was.
— Dobrze, już idziemy. A jak z ewakuacją?
— Wszystkie maszyny już odjechały. Pozostała ostatnia grupa robotników.
Szmyriew po wejściu na plac fabryczny stanął na skrzyni, tak aby zebrani lepiej go widzieli. Po raz
ostatni spojrzał na swoją załogę.
— Nieprzyjaciel zbliża się do naszych domów — rozpoczął. — Za chwilę odjedziecie na wschód.
Będziecie tam potrzebni przy uruchomieniu zakładu. Żegnam was krótko: do zobaczenia. Ja pozostaję tu z
grupą ochotników do walki na tyłach wroga.
Szmyriew znał wcześniej swoje nowe zadanie. W końcu czerwca 1941 roku miejscowe władze
rejonowe upoważniły go do zorganizowania oddziału partyzanckiego i podjęcia działań natychmiast po
wkroczeniu wroga. W następnym dniu w późnych godzinach wieczornych w fabryce zebrało się 23
mężczyzn.
— Od tej chwili jesteśmy oddziałem partyzanckim — rozpoczął Szmyriew — ja obejmuję dowództwo.
Komisarzem będzie Ryszard Szkredo, a szefem sztabu Gołubiew. Broń znajduje się w ciężarówce. Nie
ukrywam, że czeka nas długa i uciążliwa walka. Nie ma chwili do stracenia. Ładujemy się do samochodu i
odjeżdżamy.
O świcie oddział zatrzymał się w pobliżu wsi Timochi na granicy republik białoruskiej i rosyjskiej
około 90 km na północny wschód od Witebska. Szmyriew znał tu każdą ścieżkę i zagajnik. Do wioski
Timochi przylegały duże, podmokłe obszary leśne, gdzie zbudowano ziemianki dla oddziału. W kilka dni
później przybiegł tu przestraszony chłopiec, powtarzając głośno:
— Niemcy! Niemcy! Przyjechali na koniach!
— Gdzie ich widziałeś? — zapytał Gołubiew.
— Są niedaleko stąd. Mogę was tam zaprowadzić. Rozpuścili konie i kąpią się w rzece za Timochami.
— Zbiórka w dwuszeregu! — podał komendę Szmyriew. — Będzie to nasza pierwsza akcja bojowa. Jej
skuteczność zależy od zaskoczenia. Podchodzimy skrycie brzegiem lasu. Żadnych rozmów. Na mój rozkaz
otworzymy krótki, ale gwałtowny ogień.
Partyzanci Szmyriewa, nie zauważeni przez hitlerowców, zajęli dogodną pozycję na skraju lasu. Cel był
widoczny jak na dłoni. Większość partyzantów nigdy wcześniej nie widziała Niemców. Ci, nie zachowując
ostrożności, kąpali się w Turowce. Kawalerzyści rzeczywiście rozpuścili konie, porozkładali broń. Szmyriew
położył się przy erkaemie. Podniósł prawą rękę do góry i krzyknął:
— Ognia!
Zaterkotały pistolety i karabiny maszynowe. Zaskoczenie było całkowite. Po pierwszych seriach kilku
Niemców zwaliło się do wody. Pozostali rzucili się bezładnie ku brzegowi. Niektórzy biegli po broń, kilku
kawalerzystów wskoczyło na konie, ale wszyscy padli zabici lub ranni na łące przylegającej do rzeki.
Pogrom był całkowity.
Partyzanci odeszli w głąb lasu nie ponosząc strat. Dopiero po pewnym czasie gdzieś z tyłu dały się
słyszeć strzały.
W tydzień później do bazy oddziału przybył zwiadowca Borys Dukarewicz i zameldował się u
Szmyriewa.
— Mam wiadomości o Niemcach — powiedział na wstępie.
— Ilu ich jest i gdzie się znajdują?
— Odpoczywają po obu stronach drogi przed wioską Buły. Trudno mi powiedzieć, ilu ich jest.
Naliczyłem siedem furmanek. Za taborami maszerował pluton żołnierzy. W pewnej odległości bardzo wolno
jechały cztery, może pięć samochodów ciężarowych. Nie czekałem, aż ruszą, ponieważ nie zdążyłbym was
uprzedzić.
— Rób zbiórkę oddziału — zwrócił się Szmyriew do swego szefa sztabu. — Chcę widzieć obsługę
rusznicy przeciwpancernej.
Odprawa była bardzo krótka.
— Urządzamy drugą zasadzkę na południe od wsi Timochi — powiedział dowódca. — Musimy szybko
przejść około trzech kilometrów. Strzelamy tylko na rozkaz. Jeszcze jedna uwaga: przepuszczamy tabory
konne i pluton piechoty. Naszym celem jest zniszczenie samochodów.
Po zajęciu stanowisk ogniowych nastąpiła denerwująca cisza. Nic się nie działo. Po pewnym czasie
ukazał się tabor konny. Po obu stronach drogi maszerowali hitlerowscy żołnierze z bronią gotową do strzału.
Mieli zawinięte rękawy. Pododdział wroga odchodził w stronę miasteczka Uświaty. Samochodów nie było.
Dopiero po półgodzinie dał się słyszeć szum silników. Kiedy pierwszy wóz znalazł się na wysokości
zasadzki, padła komenda:
— Ognia!
Z samochodu wyskakiwali żołnierze, bezładnie ostrzeliwując skraj lasu po obu stronach drogi. Nagle
potężny wybuch wstrząsnął powietrzem. To samochód z beczkami materiałów pędnych stanął w
płomieniach. Kłęby dymu zakryły widok na szosę. W tym czasie oddział bez przeszkód odszedł w głąb lasu.
Tego dnia w godzinach popołudniowych Szmyriew zapisał w swym dzienniku bojowym:
„28 lipca z grupą 21 partyzantów urządziłem zasadzkę w pobliżu wsi Timochi. Ostrzelaliśmy z zasadzki
4 samochody ciężarowe. Samochód z paliwem został spalony. Pozostałe trzy uszkodzone. Zginęło od 10 do
15 hitlerowców”.
*
W końcu sierpnia 1941 roku Suraż znajdował się daleko za linią frontu. Pewnego dnia w mieście
zatrzymali się na odpoczynek żołnierze niemieccy. Zajęli najlepsze mieszkania, usuwając lokatorów. Dawny
dom kultury przekształcili w klub, w którym odbywały się spotkania, kończące się libacjami. Niemcy byli
przekonani, że wojna zakończy się ich szybkim zwycięstwem.
W dniu 10 września na leśnej polanie w pobliżu wsi Pudot' zebrał się oddział Szmyriewa, liczący
wówczas około 90 ludzi.
— Zamierzamy wkrótce zaatakować hitlerowców w Surażu — rozpoczął dowódca. —
Zgłoś jeśli naruszono regulamin