Kinsella Sophie - Becky Bloomwood 02 - Zakupy moja miłość.rtf

(1412 KB) Pobierz
SOPHIE KINSELLA

Sophie Kinsella

Zakupy moja miłość

Przełożyła Monika Wiśniewska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla Gemmy i Abigail, dla uczczenia faktu, że jesteśmy siostrami

Podziękowania

Dziękuję za przeogromne wsparcie Lindzie Evans, Patrickowi Plonkingtonowi - Smytheowi, Larryemu Finlayowi, Laurze Shcrlock i wszystkim wspaniałym ludziom z Transworld; cudownej Aramincie Whitley i Nicki Kennedy, Celii Halley, Lucindzie Cook i Samowi Edenborough. Specjalne podziękowanie niech zechcą przyjąć ode mnie Joy Terekiev i Chiara Scaglioni za niesłychanie ciepłe przyjęcie w Mediolanie.

Jak zawsze dziękuję członkom zespołu: Henryemu za wszystko, Freddy’emu i Hugonowi za propozycje, abym zamiast tego pisała o piratach (może następnym razem).

Ogromne podziękowanie należy się moim rodzicom za to, że zgarniali mnie z ulic do domu, tak bym mogła dokończyć pisanie tej książki...


SŁOWNIK

MIĘDZYNARODOWYCH DIALEKTÓW

PLEMIENNYCH

ANEKS

(Następujące wyrażenia nie zostały ujęte w słowniku)

PLEMIĘ NAMI - NAMI Z NOWEJ GWINEI str. 67

fraa („frar”): starszy członek plemienia; patriarcha

mopi (mopi): niewielka chochla do nakładania ryżu bądź innego pożywienia

kuppowac (kupować): wymieniać towary na pieniądze lub biżuterię. Pojęcie nieznane w plemieniu do czasu przybycia na wyspę w 2002 r. Brytyjki Rebeki Brandon (z domu Bloomwood)


KRÓLEWSKI INSTYTUT ARCHEOLOGII

W KAIRZE

El Cherifeen Street 31, Kair

15.0l.2003

Sz. P.

Rebeka Brandon

c/o Hotel Nile Hilton

Tahrir Square

Kair

Szanowna Pani!

Niezmiernie cieszy mnie fakt, iż jest Pani zadowolona z pobytu w Egipcie i że odczuwa Pani głęboką więź z mieszkańcami naszego kraju. To rzeczywiście bardzo możliwe, iż w Pani żyłach płynie egipska krew.

Z zadowoleniem przyjmuję także Pani zainteresowanie organizowaną w naszym muzeum wystawą biżuterii. Odpowiadając jednak na Pani pytanie, muszę z przykrością stwierdzić, że ten mały słodki pierścionek nie jest na sprzedaż. W przeszłości należał do królowej Sobeknefru z Dwunastej Dynastii i, zapewniam Panią, bardzo by nam go brakowało.

Życzę udanych wakacji w naszym kraju.

Z poważaniem -

Chaled Samir

(dyrektor)

PRZESYŁKI MORSKIE BREITLING

TOWER HOUSE

CANARY WHARF

LONDON El4 5HG

wiadomość nadana faksem

do:               Rebeka Brandon

c/o Hotel Cztery Pory Roku

Sydney

Australia

od:               Denise OConnor

Koordynator Pionu Obsługi Klienta

06. 02. 2003

Szanowna Pani!

Z przykrością Panią informujemy, że rzeźbiona w piaskowcu syrena z Bondi Beach uległa podczas transportu rozkruszeniu.

Jeśli wolno nam przypomnieć, nie udzieliliśmy gwarancji na bezpieczny transport i byliśmy przeciwni wysyłaniu tego przedmiotu drogą morską.

Z poważaniem -

Denise O’Connor

koordynator Pionu

Obsługi Klienta

ALASKIJSKIE PRZYGODY SA

SKR. POCZT. 80034

CHUGIAK

ALASKA

wiadomość nadana faksem

do:               Rebeka Brandon

c/o Hotel Biały Niedźwiedź

Chugiak

od:               Dave Crockerdale

Alaskijskie Przygody

16.02.2003

Szanowna Pani!

Na wstępie pragnę podziękować Pani za list.

Gorąco namawiamy Panią do zrezygnowania z pomysłu wysłania do Wielkiej Brytanii sześciu psów husky wraz z saniami.

Owszem, psy husky to wspaniałe zwierzęta i przyznaję, że zainteresował mnie Pani pomysł, iż mogłyby one częściowo rozwiązać problem zanieczyszczenia w miastach. Nie sądzę jednak, by władze wydały zezwolenie na dopuszczenie do ruchu w Londynie psich zaprzęgów, nawet gdyby Pani rzeczywiście doczepiła do sań kółka i stosowną tablicę rejestracyjną.

Mam nadzieję, że Pani podróż poślubna jest udana.

Z najlepszymi życzeniami

Dave Crockeford

kierownik ds. transportu

1

W porządku. Dam sobie radę. To naprawdę nic trudnego.

Muszę tylko przejąć kontrolę na tą bardziej uduchowioną częścią mnie, a wtedy doznam oświecenia i zacznę promieniować białym światłem.

Łatwizna.

Dyskretnie przesuwam się na macie do jogi, by siedzieć twarzą do słońca, i opuszczam ramiączka topu. Nie widzę powodu, dla którego nie mogłabym osiągnąć stanu absolutnej nirwany i jednocześnie równomiernie się opalić.

Znajduję się na Sri Lance w kurorcie Błękitne Wzgórza i Duchowe Oświecenie, a widok z miejsca, w którym siedzę, jest naprawdę niezwykły. Przede mną, na stokach pagórków, rozciągają się plantacje herbaty, które zlewają się w jedną całość z błękitnym niebem. W oddali dostrzegam odzianych w jaskrawe stroje ludzi zbierających herbatę, a jeśli lekko odwrócę głowę, hen, hen daleko widzę kroczącego majestatycznie słonia.

A kiedy jeszcze bardziej odwrócę głowę, widzę Lukea. Mojego męża. Ubrany jest w krótko obcięte lniane spodnie i sfatygowaną koszulkę, ma zamknięte oczy i siedzi po turecku na niebieskiej macie.

Wiem. To po prostu niewiarygodne. Przez dziesięć miesięcy naszej podróży poślubnej zupełnie się zmienił. Zniknął dawny, zapracowany Luke. Znikły garnitury. Teraz jest opalony i szczupły, ma długie, rozjaśnione słońcem włosy, a kilka pasm dał sobie spleść w cienkie warkoczyki na Bondi Beach. Nadgarstek oplata mu bransoletka przyjaźni, którą kupił w Masai Mara, a w uchu ma malutkie srebrne kółko.

Luke Brandon z kolczykiem! Luke Brandon siedzi po turecku!

Jakby wyczuwając moje spojrzenie, otwiera oczy i uśmiecha się do mnie, a ja w odpowiedzi posyłam mu równie promienny uśmiech. Jesteśmy dziesięć miesięcy po ślubie i ani razu się nie pokłóciliśmy.

No, może tylko czasami, ale naprawdę rzadko.

- Siddhasana - mówi nasz nauczyciel jogi Chandra, a ja posłusznie kładę prawą stopę na lewym udzie. - Oczyśćcie wasze umysły ze wszystkich nieistotnych myśli.

Jasna sprawa. Oczyścić umysł. Skoncentrować się.

Nie chcę się chwalić, ale oczyszczanie umysłu nie sprawia mi żadnego problemu. Nie rozumiem, jak niektórym może się wydawać to trudne!

Chyba jestem wprost stworzona do jogi. Przebywamy w tym kurorcie dopiero od pięciu dni, a już potrafię siedzieć w pozycji kwiatu lotosu - i w ogóle! Zastanawiam się nawet, czy po powrocie do domu nie zostać nauczycielką jogi.

Mogłabym nawet wejść w spółkę z Trudie Styler*[1]. O Boże, tak! Wypromowałybyśmy całą linię strojów do jogi: wszystkie byłyby w łagodnych odcieniach szarości i bieli, z niewielkim logo...

- Skupcie się na oddychaniu - mówi właśnie Chandra. No tak. Oddychanie.

Wdech... wydech. Wdech... wydech. Wdech...

Jejku, moje paznokcie wyglądają po prostu cudnie. Dałam je sobie pomalować w spa - różowe motylki na białym tle. A antenki to malutkie, połyskujące diamenciki. Są takie słodkie. Tyle że jeden zdążył mi już odpaść. Będę musiała nakleić nowy...

- Becky.

Głos Chandry sprawia, że podskakuję. Stoi przede mną i przeszywa mnie tym swoim świdrującym spojrzeniem. Jest jednocześnie łagodne i wszechwiedzące, jakby mój mentor potrafił przeniknąć do cudzych myśli.

- Bardzo dobrze ci idzie - stwierdza. - Masz piękną duszę. Niemal podskakuję z radości. Ja, Rebeka Brandon, z domu Bloomwood, mam piękną duszę! Wiedziałam!

- Twoja dusza jest ponad tym światem - dodaje łagodnym głosem, a ja wpatruję się w niego jak zahipnotyzowana.

- Dobra doczesne nic dla mnie nie znaczą - mówię bez tchu. - Liczy się tylko joga.

- Odnalazłaś własną ścieżkę - uśmiecha się Chandra.

Z miejsca, w którym siedzi Luke, dobiega jakieś dziwne parsknięcie. Odwracam się i widzę, że przygląda się nam z rozbawieniem.

Wiedziałam, że on nie podchodzi do tego poważnie.

- Bardzo przepraszam, ale to prywatna rozmowa pomiędzy mną a moim guru - rzucam z rozdrażnieniem.

W gruncie rzeczy nie powinno mnie jednak coś takiego dziwić. Uprzedzono nas o tym pierwszego dnia kursu jogi. Podobno kiedy jeden z partnerów osiąga wyższe duchowe oświecenie, drugi może zareagować sceptycyzmem, a nawet zazdrością.

- Wkrótce będziesz chodzić po rozżarzonych węglach.

Chandra wskazuje z uśmiechem na rozrzucony stosik tlących się, pokrytych popiołem węgli, a reszta grupy reaguje nerwowym śmiechem.

Dziś wieczorem on i kilkoro najlepszych uczniów zamierzają zademonstrować pozostałym chodzenie po węglach. Coś takiego jest celem nas wszystkich. Podobno kiedy osiągnie się stan wielkiej szczęśliwości, wtedy nie czuje się żaru węgli. W ogóle nie czuje się bólu!

Mam cichą nadzieję, że zadziała to także wtedy, gdy będę nosić szpilki na piętnastocentymetrowych obcasach.

Chandra poprawia ułożenie moich ramion i odchodzi, a ja zamykam oczy i pozwalam, by promienie słońca ogrzewały mi twarz. Siedząc na tym zboczu, czuję się taka czysta i spokojna. Nie tylko Luke zmienił się w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy. Ja też. Dojrzałam. Moje priorytety się zmieniły. W gruncie rzeczy stałam się zupełnie inną osobą. Spójrzcie tylko, jak ćwiczę jogę w kurorcie poświęconym duchowemu oświeceniu. Moi dawni znajomi pewnie w ogóle by mnie nie poznali!

Zgodnie z instrukcjami wszyscy przyjmujemy pozycję Ycijrasana. Z miejsca, gdzie siedzę, widzę, jak do Chandry podchodzi starszy mężczyzna z przewieszonymi przez ramię dwiema torbami z tkaniny przypominającej dywanik. W trakcie krótkiej rozmowy Chandra potrząsa kilkakrotnie głową, a następnie staruszek oddala się powoli w górę gęsto porośniętego krzakami zbocza. Kiedy jest już wystarczająco daleko, Chandra odwraca się do grupy, przewracając oczami.

- To handlarz. Pytał, czy ktoś z was jest zainteresowany kamieniami szlachetnymi. Naszyjnikami, tanimi bransoletkami. Powiedziałem mu, że wasze umysły są skupione na ważniejszych sprawach.

Kilka siedzących obok mnie osób potrząsa z niedowierzaniem głowami. Kobieta z długimi rudymi włosami wygląda na wręcz oburzoną.

- Nie widział, że jesteśmy w samym środku medytacji? - pyta.

- On nie rozumie waszego duchowego oddania. - Chandra przygląda się nam z powagą. - Tak samo będzie w przypadku innych ludzi. Nie zrozumieją, że medytacja stanowi pokarm dla waszej duszy. Niepotrzebna jest wam... bransoletka z szafirów!

Kilka osób kiwa z uznaniem głową.

- Wisiorek z akwamarynem na platynowym łańcuszku - kontynuuje kpiąco Chandra. - Jak coś takiego można porównać z promieniowaniem wewnętrznego oświecenia?

Akwamaryn?

O kurczę. Ciekawe, ile...

To znaczy wcale mnie to nie interesuje. W żadnym wypadku. Chodzi jedynie o to, że kiedyś oglądałam akwamaryny na wystawie u jubilera. Tylko i wyłącznie z czystej ciekawości.

Moje spojrzenie wędruje ku oddalającej się sylwetce staruszka.

- Powtarzał w kółko: trzykaratowe, pięciokaratowe. Wszystko za pół ceny. - Chandra potrząsa głową. - Ja mu na to, że moi uczniowie nic są czymś takim zainteresowani.

Za pół ceny? Pięciokaratowe akwamaryny za pół ceny?

Spokojnie. Chandra ma rację. To oczywiste, że nie w głowie mi głupie akwamaryny. Obchodzi mnie jedynie duchowe oświecenie.

A poza tym staruszka już prawie nie widać. Stanowi niewielką plamkę na szczycie wzgórza. Za chwilę zniknie zupełnie.

- A teraz pozycja Halasana. Becky, zademonstrujesz ją nam?

- Naturalnie.

Uśmiecham się do Chandry i szykuję się do przyjęcia na macie odpowiedniej pozycji.

Ale coś nie gra. Nie przepełnia mnie zadowolenie. Nie odczuwam spokoju. Wzbiera we mnie naprawdę dziwne uczucie, które usuwa na bok wszy...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin