Uroczystość Objawienia Pańskiego.doc

(39 KB) Pobierz
Uroczystość Objawienia Pańskiego

Uroczystość Objawienia Pańskiego

 

Wśród egzegetów nie ma zgody, kim byli Mędrcy zdążający do Betlejem. Nie wiemy również, czy światło oświetlające ich drogę pochodziło, jak przypuszczają niektórzy,               z komety, czy też z innego ciała niebieskiego.

              Dla nas, zwykłych ludzi wierzących, Mędrcy są obrazem, figurami ludzi badających przyrodę i dostrzegających w niej ślady działania Bożego. Jedni z nich, jak Trzej Królowie, badają gwiazdy, inni minerały, rośliny i zwierzęta.

              Starożytni Grecy nazwali świat „kosmosem”. To słowo oznacza w ich języku – piękno, ozdobę, ład. Porządek i piękno świata budziły w nich pytanie, skąd one się wzięły, skąd pochodzą. Prosty lud szukał odpowiedzi na to pytanie w legendarnych wierzeniach         o bóstwach. Filozofowie zaś, zwłaszcza ci najgłębiej myślący, odrzucili te ludowe wierzenia   i w Bogu widzieli źródło porządku i piękna w świecie.

              Arystoteles, największy obok Platona filozof starożytności, widzi podobieństwo, analogię między uporządkowanym działaniem człowieka a celowym działaniem Boga           w świecie. Pisze on: „Bóg jest dla świata tym, czym dla okrętu sternik, dla pojazdu woźnica, dla chóru przewodnik, czy wreszcie prawo dla państwa”.

              Jak porządku w wymienionych czynnościach nie można przyjąć bez rozumnego działania człowieka, tak też celowe, uporządkowane procesy zachodzące w świecie nie dadzą się wytłumaczyć bez przyjęcia istnienia Boga.

              Mikołaj Kopernik, gdy mówiono o jego systemie, według którego Ziemia obraca się wokół Słońca, a nie na odwrót, odpowiedział: „To nie mój system, to porządek Boży”.

              We wspomnieniach Isaaca Newtona, który dał naukowe fundamenty fizyce i był jednocześnie człowiekiem głęboko wierzącym, czytamy: „Tej nocy byłem pochłonięty rozważaniami o przyrodzie. Podziwiałem liczbę, układ i bieg niezliczonych ciał, podziwiałem jeszcze bardziej nieskończoną Inteligencję, która kieruje tym wielkim mechanizmem. Mówiłem sam do siebie: „Trzeba być całkowicie ślepym, aby nie ulec olśnieniu na ten widok, nierozumnym, aby nie przyjąć Jego Twórcy, szalonym, aby Go nie uwielbić”.

              Karol Linneusz, uczony szwedzki, którego prace są zaliczane do podstawowych          w zakresie systematyki świata roślin i zwierząt, napisał w systemie natury: „Jak Mojżesz widziałem Boga z daleka i na przeciąg jednego oka mgnienia. Ujrzałem Go i oniemiałem       z podziwu i zdumienia. Udało mi się odkryć ślady Jego kroków w dziełach stworzenia;          w tych dziełach nawet najprostszych, najbardziej niepozornych jaka potęga, jaka mądrość, jaka niepojęta doskonałość!”.

              Podobne wypowiedzi znajdujemy u wielu innych uczonych, również współczesnych. Ich zdania są swoistymi dowodami na istnienie Boga, ale nie takimi jak dowody w naukach przyrodniczych posługujących się miarą, wagą i wzorami matematycznymi. Idąc za terminologią św. Tomasza można je nazwać drogami, które prowadziły i prowadzą myśl człowieka do Boga.

              Trochę podobne, choć nie oparte na obserwacjach naukowych, są wypowiedzi mistyków i świętych. Piękno przyrody kierowało również ich myśl ku Bogu. Św. Bernard powiedział: „Bardziej dostrzegałem Boga w drzewach i strumieniach niż na kartach ksiąg”.

 

Gwiazda prowadząca Mędrców do Betlejem jest symbolem objawienia Bożego i wiary, która oświeca umysł ludzki. Piękno i porządek w świecie są światłem naturalnym wskazującym istnienie Boga, zaś objawienie zawarte w Piśmie Świętym jest światłem nadprzyrodzonym. Chrystus bywa porównywany w Piśmie Świętym do słońca, które oświeca nasze myśli            i działanie. Św. Łukasz wkłada w usta Zachariasza, ojca św. Jana Chrzciciela, następujące słowa: „z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju” (Łk 1,78-79).

Liturgia dnia dzisiejszego podkreśla trzy momenty, w których Chrystus objawił się ludziom, to jest stał się dla nich światłem: hołd Mędrców w Betlejem, głos Boży w chwili, gdy Jan udzielał Mu chrztu w Jordanie: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie        (Łk 3,22). Trzeci zaś moment to cud przemiany wody w wino w Kanie Galilejskiej, przez który uwierzyli w Niego Jego uczniowie (J 2,11).

              Pewna grupa Izraelitów przyjęła z wiarą światło płynące z nauki i cudów Chrystusa. Wielu jednak nie przyjęło go. Podobny los spotyka Chrystusa w następnych wiekach, również w naszych czasach, bo Jego epifania, to jest objawianie się, trwa wciąż, choć dzisiaj bez nadzwyczajnych, cudownych znaków jak za Jego ziemskiego życia.

              Każdy z nas ma w swym życiu chwile, w których Bóg mu się objawia. Raz przeżywamy to, czytając uważnie i rozważając Pismo Święte lub książkę religijną, innym razem słyszymy cichy głos Boży, gdy w skupieniu się modlimy. Jakąś formę objawienia Bożego, przeżywania Boga daje piękny śpiew pieśni religijnych. Mówi on coś o Bogu, zwłaszcza ludziom młodym, ale przemawia bardziej do uczuć i serca niż do rozumu.

              Niektórym ludziom Bóg objawia się przez kontemplację piękna przyrody. Niestety, współczesnemu człowiekowi brak zwykle czasu i wewnętrznego spokoju, aby dłużej              w milczeniu podziwiać to piękno. Nawet w góry wielu idzie z radiem w ręku.

 

W 1973 roku w prasie pisano o tragicznej śmierci Henri Montherlanta, francuskiego pisarza      i członka Akademii. W tym czasie gwiazda jego sławy mocno zbladła. Prawie nie grano już jego sztuk w teatrach. Na domiar złego doszła poważna choroba oczu. Pisze on do swego przyjaciela: „Kto dobrze obserwował świat, spostrzega, że są tylko dwie realne możliwości: samobójstwo albo Bóg”. Niestety zabrakło mu światłą wiary w Boga, dlatego pozostałą mu tylko ta pierwsza możliwość. Pisze o niej w dalszym liście: „Zastrzelę się, bo nie mam po co żyć”. W kilka tygodni później zabił się wystrzałem z pistoletu. Zginęły mu nadzieje doczesne, a zabrakło światłą wiary i nadziei, jaką daje Bóg. Gdyby miał tę nadzieję, mógłby żyć, choć już bez sławy, oklasków i z dolegliwościami starszego wieku.

              Inaczej bardziej pogodnie przedstawia się życie uczonego włoskiego Alessandro Volty, znanego z prac i odkryć w dziedzinie elektryczności. Z jego nazwiskiem spotykamy się często, używając pojęć „wolt” i „woltomierz”. Był profesorem fizyki w Padwie i w rodzinnym mieście Como. Rzecz dość niezwykła – jak na profesora i sławnego uczonego –    w wolnych chwilach zajmował się nauczaniem katechizmu małych dzieci. Gdy w starszym wieku zabrakło mu sił do prowadzenia wykładów na uniwersytecie, wciąż kontynuował nauczanie katechizmu. Pragnął przekazać światło wiary, żywe i mocne w jego duszy, młodym pokoleniom. Umarł w 1827 roku w 82 roku życia. Na ścianie kościoła w Como umieszczono napis: „Tu został ochrzczony Alessandro Volta. Przez odkrycie stosu (baterii galwanicznej)     i nauczanie dzieci katechizmu przygotowywał odnowę oblicza ziemi”.

 

Podróż Mędrców i ich szukanie nowonarodzonego Króla jest obrazem i wzorem poszukiwania Boga przez całą ludzkość, wśród niej również i nas.

              Gabriel Marcel napisał książkę „Homo viator” o człowieku będącym przez całe życie w drodze do prawdy i Boga. Wszyscy odbywamy tę podróż. W dzieciństwie otrzymaliśmy wprawdzie światło wiary, ale – podobnie jak i wiedzę o świecie – w formie dziecinnej, niedoskonałej. Dlatego przez całe życie powinniśmy swą wiedzę o Bogu uzupełniać                 i pogłębiać równolegle do naszej wiedzy o świecie. Pogłębiać i rozszerzać nie tylko wiedzę, ale również i naszą praktykę życia chrześcijańskiego. Na tym właśnie polega nasza podróż do niebieskiej ojczyzny i Chrystusa, którą odbywamy jak Mędrcy idąc za światłem wiary.

              Nie otrzymamy jednak jak Mędrcy wielkiego, cudownego światła podczas tej drogi. Musimy zadowolić się światłami, jakie daje lektura Pisma Świętego, książek o treści religijnej i nie zawsze doskonałych homilii w kościele.

              Nasza droga do Chrystusa nie prowadzi przez suchą, piaszczystą, bezbrzeżną pustynię. Nie mieszkamy jak Mędrcy w dalekiej Persji czy Arabii. Aby spotkać Chrystusa, wystarczy przebyć niewielką drogę do najbliższego kościoła. W naszych świątyniach podczas każdej Mszy świętej przychodzi na ołtarze w chwili przeistoczenia Chrystus, ten sam, który ponad dwa tysiące lat temu spoczywał w żłóbku w Betlejem.

              Wielu jednak nie odbywa w skutek słabej wiary i niedbalstwa, tej niekiedy krótkiej drogi do świątyni, aby złożyć hołd Chrystusowi. Ich życie w skutek tego łatwo staje się szare i smutne, nie oświetla go blask obecności Bożej.

              Dobry chrześcijanin stara się w niedzielę i święta znaleźć czas na lekturę religijną, na zastanowienie się nad swym życiem, a przede wszystkim na spotkanie z Chrystusem podczas Mszy świętej i przyjęcie Go do serca. To ożywi i umocni w nas światło wiary i spowoduje, że jego blask będzie padał na wszystkie czynności i wydarzenia naszych dni powszednich w tygodniu.

 

 

 

 

3

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin