50.Rhee Dena - Lekcje miłości.pdf

(2649 KB) Pobierz
119666064 UNPDF
Dena Rhee
Lekcje miłoŚci
PrzełoŜył Marek Kowajno
1
Wreszcie odkryła wolne miejsce do parkowania. Maja Reed spojrzała nerwowo na ze-
garek. Do dziewiątej jeszcze pięć minut! Jeśli się pośpieszy, akurat zdąŜy.
Włączyła lewy migacz, Ŝeby dać do zrozumienia pojazdom nadjeŜdŜającym
z przeciwka, Ŝe chce zająć jedyne wolne miejsce do parkowania w pobliŜu uniwersytetu.
Niecierpliwie bębniła palcami po kierownicy czekając, kiedy wreszcie będzie mogła skręcić.
Musiała jeszcze przepuścić jedno auto - potem droga będzie wolna. Kierowcy stojący za nią
zaczęli głośno trąbić.
- Człowieku, pośpiesz się - mruknęła wpatrując się w szpanerski krąŜownik szos, któ-
ry zbliŜał się w wyjątkowo ślimaczym tempie. Ma długość budynku i kosztował pewnie furę
pieniędzy, pomyślała patrząc ponownie na zegarek. Jeszcze trzy minuty! Czy to niebieskie
monstrum zniknie jej wreszcie z oczu?
Auto jednak nie przejechało obok, tylko wcisnęło się akurat w lukę, na którą tak dłu-
go czekała!
Wytrącona z równowagi, wytrzeszczyła oczy na szczupłego, wysokiego męŜczyznę,
który wysiadł z samochodu i zamknął drzwiczki. Jego garnitur był wyjątkowo elegancki
i dobrany kolorystycznie do barwy wozu. W innej sytuacji z pewnością uznałaby męŜczy-
znę za bardzo atrakcyjnego, lecz była zbyt wściekła, Ŝeby mógł na niej zrobić wraŜenie swą
aparycją. Spiesznie spuściła szybę w bocznym okienku.
- Co pan sobie wyobraŜa! - zawołała, a w jej niebieskich oczach zapaliły się gniewne
błyski. - Całą wieczność czekam na to miejsce, Ŝeby zaparkować. Na pewno pan to widział!
Co pan sobie właściwie myśli, Ŝe kim pan jest?
MęŜczyzna, zaskoczony, obrócił się gwałtownie. Kiedy spostrzegł Maję, po jego twa-
rzy przemknął uśmiech rozbawienia.
- Ma pani moŜe mnie na myśli?
- Oczywiście, kogóŜ by innego? - odparła wściekła. - Ukradł mi pan miejsce do par-
kowania.
- Naprawdę? - spytał drwiąco unosząc brwi. - Nie miałem pojęcia, Ŝe to prywatne
miejsce do parkowania. Jak pani godność? Zobaczmy, czy jest tu gdzieś wypisane pani na-
zwisko.
W tym momencie klaksony aut za nią zabrzmiały na nowo.
- Jest pan największym impertynentem, jakiego kiedykolwiek spotkałam! - rzuciła mu
prosto w twarz, po czym gwałtownie dodała gazu i pojechała dalej. W lusterku wstecznym
widziała, jak spogląda za nią z rozbawionym uśmiechem.
Niech go wszyscy diabli! - pomyślała z gniewem. Akurat dzisiaj musiało ją coś za-
trzymać. W ciągu ostatnich dwóch tygodni juŜ trzy razy spóźniła się na wykłady, naraŜając
się na niechęć ze strony pani Baggins.
Pani docent wyraźnie prosiła, Ŝeby tym razem wszyscy zjawili się punktualnie. Zapro-
siła na gościnny wykład jakiegoś docenta, którego nazwisko na razie zachowała w tajemnicy.
Miał być podobno sławnym pisarzem, o którym wszyscy juŜ słyszeli i na pewno będą nim
zachwyceni.
Maja pogardliwie skrzywiła usta. Prawdopodobnie okaŜe się równie wiekowy
i staroświecki jak pani Baggins i kompletnie nieznany. Daleka była od tego, Ŝeby umyślnie
robić jej na złość, ale nie dogadywała się z nią tak dobrze jak z pozostałymi wykładowcami.
Wszyscy byli kolegami jej ojca.
Odkąd pamiętała, ojciec był profesorem sztuki na tym małym uniwersytecie na środ-
kowym zachodzie Stanów. Matka zmarła wkrótce po czternastych urodzinach Mai. Od tamtej
pory prowadziła ojcu dom i podejmowała jego gości, przewaŜnie docentów uniwersytetu.
Z wszystkimi dobrze się rozumiała, tylko nie z panią Baggins. MoŜe brało się to stąd,
Ŝe starsza pani Ŝywiła do doktora Reeda uczucia, których on nie odwzajemniał. Był cichym,
skromnym człowiekiem, często roztargnionym i oderwanym od Ŝycia.
Maja bardzo go kochała i dbała o niego z czułością i oddaniem, jak wcześniej czy-
niła to matka. Niełatwo było prowadzić dom i troszczyć się o wszystko. Dlatego zresztą tak
często się spóźniała.
Rano, kiedy siedzieli przy śniadaniu, ojciec podniósł nagle wzrok znad gazety.
- Ach, nawiasem mówiąc, Maju: czy wspomniałem ci juŜ, Ŝe będziemy mieć dzisiaj
gościa na kolacji?
- Nie, tatusiu. - Westchnęła w duchu. - Kto to będzie tym razem? - Ojciec zdąŜył
tymczasem zagłębić się ponownie w lekturze. - Tatusiu? - nalegała dalej. - Pytałam cię, kto
przyjdzie dziś na kolację.
- Syn mojego dobrego starego przyjaciela - wyjaśnił, a w chwilę później czytał juŜ
znowu, całkowicie skoncentrowany.
Wiedziała, Ŝe nie uda jej się wyciągnąć z niego nic więcej. Zresztą nie miało znacze-
nia, kto będzie gościem ojca. Źle tylko, Ŝe w wielkim pośpiechu musiała poczynić przygoto-
wania do kolacji przed wyjazdem na uniwersytet. Marnej resztki ciasta czekoladowego nie
mogła przecieŜ podać jako deser.
Prędko upiekła jabłecznik i wsadziła do piekarnika mięso na pieczeń. Urządzenie
włączy się po południu automatycznie.
Czy ojciec musi zawsze zapraszać gości w piątki? PrzecieŜ wie, Ŝe ona, tuŜ przed eg-
zaminem, nie ma w ciągu tygodnia czasu, Ŝeby posprzątać dom. Zrobiła z grubsza porządek,
gdyŜ wiedziała, Ŝe po powrocie do domu późnym popołudniem, nie zostanie jej wiele czasu.
Co prawda spóźniła się w końcu, ale gdyby ten okropny facet nie sprzątnął jej sprzed
nosa miejsca do parkowania, na pewno by jeszcze zdąŜyła. A tak wpadła do sali wykładowej
zdyszana i wściekła kwadrans po dziewiątej.
Pani Baggins powitała ją lodowatym spojrzeniem. Siedziała przy jednym z ostatnich
stolików, a na podium zajął miejsce wykładowca. Maja nie zwróciła na niego uwagi. Starała
się dotrzeć w miarę moŜności bezszelestnie do jedynego wolnego miejsca, przeciskając się
między rzędami krzeseł i omijając wyciągnięte nogi. W zdenerwowaniu potknęła się
o czyjeś nogi, i jej ksiąŜki z hukiem upadły na podłogę. Ona sama szukała rozpaczliwie
jakiegoś oparcia, na szczęście w ostatniej chwili podtrzymał ją Jamie Fuller.
- Dzięki, Jamie - szepnęła rumieniąc się jak burak.
- Nie ma za co - odparł równieŜ szeptem i uśmiechnął się. - Jeśli o mnie chodzi, mo-
Ŝesz mi codziennie rzucać się pod nogi, złotko. - Siedzący w pobliŜu koledzy zachichotali
rozbawieni.
- Panno Reed - rozległ się z tyłu zimny, nie znoszący sprzeciwu głos pani Baggins -
o wpół do czwartej chciałabym porozmawiać z panią w moim pokoju!
Jeszcze i to, pomyślała Maja. Akurat dzisiaj, kiedy tak jej się śpieszy! Tego jej tylko
brakowało!
- Tak, pani Baggins - wydusiła, z trudem tłumiąc gniew.
Obcy wykładowca chrząknął.
- Gdzie myśmy to stanęli, zanim nastąpiła przerwa na ten występ artystyczny?
Studenci wybuchnęli śmiechem. Maja ze złością podniosła głowę i spojrzała prosto
w iskrzące się wesołością szare oczy męŜczyzny, który zabrał jej miejsce do parkowania.
Wyprowadzona z równowagi, zaczerwieniła się znowu, lecz wytrzymała hardo jego spojrze-
nie. W jej oczach malowała się wrogość, ale jemu zdawało się to nie przeszkadzać. Zaśmiał
się cicho i przez chwilę popatrzył na nią uwaŜnie. Następnie podjął przerwany wykład.
Do Mai nie docierała nawet połowa tego, co mówił. Wszystko się w niej gotowało.
To wyłącznie jego wina, Ŝe się spóźniła! A kiedy teraz w dodatku zaczął z niej kpić, było
tego stanowczo za wiele. Najchętniej wygarnęłaby mu od razu, co o tym myśli. Z wolna
uspokoiła się wreszcie i pochyliła ku Jamie’emu Fullerowi.
- Jamie, kto to w ogóle jest? - zapytała.
- Sam wielki Stewart Sinclair - brzmiała zaskakująca odpowiedź.
- śartujesz - powiedziała cicho.
- Nie. To naprawdę on.
Popatrzyła do przodu w kierunku podium.
Naturalnie nazwisko Stewart Sinclair wiele jej mówiło. Był autorem róŜnych bestsel-
lerów, które po części zostały nawet sfilmowane, sama teŜ juŜ czytała jedną z jego ksiąŜek.
Tyle Ŝe nie przypadła jej raczej do gustu. Wiele w niej było przesady, a mocne sceny ero-
tyczne wręcz ją raziły. Ale coś takiego w dobie dzisiejszej po prostu dobrze się sprzedawało.
- Co się stało, panno Reed? - spytał Sinclair z lekką drwiną w głosie. - Ma pani jakieś
pytania?
Maja poczuła na sobie spojrzenia wszystkich obecnych. Dobrze wie, Ŝe nie mam Ŝad-
nych pytań, pomyślała poirytowana, chodzi mu wyłącznie o to, Ŝeby mnie wprawić
w zakłopotanie. Zawahała się chwilę, po czym spojrzała na niego wyzywająco.
- Owszem, panie Sinclair - odparła. - Z pewnością potrafi mi pan odpowiedzieć, dla-
czego większość współczesnych autorów tak obszernie traktuje temat seksu. Czy coś takiego
łatwiej sprzedać? Czy moŜe tylko pragną w ten sposób ukryć własną przeciętność?
Przez kilka sekund panowało kłopotliwe milczenie. Stewart Sinclair uśmiechnął się
uprzejmie.
- Przypuszczam, Ŝe to aluzja do niektórych fragmentów moich ksiąŜek, panno Reed?
- Niekoniecznie, panie Sinclair. Ale muszę przyznać, Ŝe jedyna pańska ksiąŜka, jaką
czytałam, wydała mi się trochę gorsząca.
- Naprawdę? - spytał zachowując w dalszym ciągu uprzejmość - w takim razie seks
jest dla pani czymś gorszącym?
Maja zarumieniła się gwałtownie.
- Oczywiście, Ŝe nie. W kaŜdym razie nie seks jako taki. Nie podoba mi się tylko spo-
sób, w jaki robi się z tego grę towarzyską i usiłuje manipulować młodymi niewinnymi czy-
telnikami. Wydaje się jednak, Ŝe dla pobudzenia sprzedaŜy kaŜdy środek jest dobry. Wywiera
się wpływ na czytelników apelując do ich najniŜszych instynktów.
- Czy moja ksiąŜka wpłynęła na panią w jakiś sposób? - spytał Sinclair
z zainteresowaniem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin