(Roza znad fiordów 23) - Żegnaj, ukochana - Bente Pedersen.pdf

(436 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
875047032.001.png
Bente Pedersen
Żegnaj, ukochana
- Wiem, że musisz jechać Rosie - powiedział Joe. - A ja muszę
zostać z Jenny. Chociaż nie jestem w stanie myśleć o niej jak o
człowieku. Nie jest już moją Jenny, stała się skorupą...
Żadne z nich nie miało pojęcia o mężczyźnie, który odwiedzał
Jenny nocą, gdy cały dom spał. Nie wiedzieli jakie tajemnice
Jenny kryje i jak niebezpieczne mogłyby być dla nich
wszystkich, gdyby ocknęła się z odrętwienia...
Rozdział 1
- Skąd mogłeś wiedzieć - powiedział cicho Padraig. Jego twarz
była nieprzenikniona, bez wyrazu, ale oczy płonęły żarem. W ten
jesienny wieczór nie było nawet śladu babiego lata. Powietrze
stało się chłodne i nieprzyjemne.
- Mogłem poczekać - westchnął jego młodszy brat Joe.
Kopnął jedną z kolumienek wspierających werandę budynku,
który zwał swoim domem. Na białej farbie pozostał ciemny ślad.
Joe pomyślał, że to właściwy obraz jego życia. Ciemna plama
pośród bieli. Pośród niekończącej się bieli. Skórę na twarzy miał
napiętą jak pergamin. Wydawało mu się, że pęka przy każdym
poruszeniu mięśni. Oczy go piekły, nawet przy najsłabszym
świetle. Czuł się stary. W ciągu ostatniego tygodnia postarzał się
bardziej niż przez cały miniony rok, wliczając w to najtrudniejsze
miesiące. Zycie przyniosło mu niespodziankę, jakiej sam by
nigdy nie wymyślił.
- Mogłem zrobić to, co wypada - dorzucił, wzruszając lekko
ramionami.
Wyglądało to jak niekontrolowany odruch. Wszystko go bolało.
Podróż z Savannah przebiegła w błyskawicznym tempie. Po
drodze zmieniali
tylko konie, nigdzie nie nocowali, zatrzymali się najwyżej na
parę godzin. Wolał nie czekać, aż plotki rozejdą się po mieście.
Nie chciał wiedzieć, co ludzie powiedzą. Niech sobie myślą, co
chcą. On sam już się osądził. I to wystarczy. Nikt nie będzie
równie surowy jak on.
- Mogłem poczekać - powtórzył z wysiłkiem. -Ale wydawało mi
się, że robię to, co należy.
- Zawsze robimy to, co należy - stwierdził Paddy. - Jesteśmy
przecież 0'Connorami, prawda?
Uśmiech był nie na miejscu w tej rozmowie. Joe przywiózł do
domu kobietę, którą uważali za martwą. Przywiózł ją do Rose
Garden. Znów była tu królową, ale nie miała o tym pojęcia. O
niczym nie miała pojęcia.
- Postąpiłem jak należało - powiedział Joe, pragnąc przekonać
raczej siebie niż brata. - Zrobiłem wszystko, żeby chronić
rodzinę. Zresztą Rosie ma coś w sobie. Mogłem być z nią
szczęśliwy. Wcale się tego nie bałem. Skąd mogłem wiedzieć, że
Jenny żyje. Skąd mogłem wiedzieć, że robiąc to, co należy,
popełniam przestępstwo. I krzywdzę je obie. Rosie i... ją...
Zerknął w górę, na balkon, pod którym stali. Żeby zobaczyć to,
czego nie mogli zobaczyć. I usłyszeć to, czego nie mogli
usłyszeć.
- Nie miałem przecież pojęcia... Cisza stała się przytłaczająca.
- Ale ktoś dobrze wiedział. Przewidział to.
Padraig nie wierzył w przypadki. Był przekonany, że za tym
wszystkim ktoś stoi. Ze zadając im te wszystkie cierpienia,
realizuje swój cel. Nie
należało o tym głośno mówić, ale i nie wolno było milczeć. To
było wymierzone w całą rodzinę O'Connorow. W Joego. W
Jenny. Ich dzieci przypłaciły to życiem. Wszystko się stało z
określonego powodu, choć ofiary go jeszcze nie poznały.
- Ten ktoś cię zna, Joe.
Joseph nie mógł w to uwierzyć. Niemożliwe, by ktoś go tak
bardzo nienawidził. Nigdy nie zrobił nikomu nic złego. Nic, co
mogłoby zrodzić aż taką nienawiść. Oczami wyobraźni ujrzał
Nicky'ego. Pamiętał każdy szczegół wyglądu martwego ciała
syna. Obezwładniała go myśl, że Nicky musiał umrzeć w tak
straszliwy sposób tylko dlatego, że ktoś znienawidził jego ojca,
Josepha O'Connora. I że mała Denise umarła z tego samego
powodu. A Jenny straciła duszę i rozum. Trudno przypuścić, że to
wszystko było dziełem przypadku.
- Nie mogę w to uwierzyć, Paddy...
- Ktoś musiał się nią zajmować - stwierdził Paddy, zerkając
wymownie w górę. - W tym stanie sama by nie przeżyła...
- Ktoś musiał doprowadzić ją do tego stanu -dodał Joseph z
goryczą.
- Ktoś się nią zajął...
- Wykorzystał, skrzywdził, niemal zabił, -...ktoś wiedział dokąd i
kiedy ją przyprowadzić - dokończył Padraig.
- Twierdzisz, że powinienem zostać w Savannah, sprowadzić
policję i...
- Nic nie twierdzę.
Elva szepnęła, że powinien tam zostać, nie uciekać. Ale Joe
wiedział, że nie miał wyjścia. Nawet
jeśli była to rzeczywiście ucieczka. Intuicja mu podpowiadała, że
w Savannah życie Jenny będzie wciąż zagrożone. Przywiózł ją do
jedynego miejsca, w którym była bezpieczna, do Rose Garden.
Takie były jego intencje.
-John powinien się zająć Joshem.
Joe zdrętwiał, słysząc imię człowieka, który ich zdradził. Jednak
John musiał czuć się znacznie gorzej ze świadomością, że zdrajcą
Zgłoś jeśli naruszono regulamin