kwadrans szczerosci.rtf

(119 KB) Pobierz

WSTĘP

 

Nosimy w sobie głębokie nieraz pragnienie modlitwy, którego nie umiemy jednak wcielić w życie. Przeszkodą w tym nie jest najpierw brak czasu, który nierzadko marnujemy na różne mało użyteczne zajęcia, ale przede wszystkim brak wewnętrznego uporządkowania i ładu. Być może nawet poświęcamy modlitwie dużo czasu i sił. Podejmujemy nieraz wielkie "przedsięwzięcia" duchowe: wielodniowe pielgrzymki, regularny udział w życiu jakiejś wspólnoty religijnej, uczestnictwo różnych rekolekcjach, oddajemy się lekturze duchowej, a mimo to zdarza się często, że nie zostają zaspokojone nasze duchowe pragnienia.

 

Nasza frustracja nierzadko zostaje pogłębiona, gdy zauważamy, że nasze codzienne zachowanie odbiega od ideałów, które nosimy w sobie. Łudzimy się nieraz, iż rozpoczęcie życia duchowego winno natychmiast usunąć z naszej codzienności wszelkie słabości i wady, zwłaszcza te, których nie akceptujemy.

 

W miarę upływu czasu pod wpływem frustracji wygasa nasz zapał i entuzjazm duchowy. Znikają gdzieś dawne duchowe fascynacje. Nierzadko też zdarza się, iż rozczarowani sobą i małą owocnością prowadzonego do tej pory życia religijnego, na powrót stajemy się "normalnymi", "trzeźwymi" ludźmi, dla których zaczyna się liczyć przede wszystkim to, co da się dotknąć, zobaczyć, usłyszeć, co da się wymierzyć, obliczyć, zarobić. Na nasze przeszłe doświadczenia duchowe zaczynamy patrzeć już inaczej, jako na okres młodzieńczego idealizmu, który jednak musi przegrać w codziennej trosce o własną karierę, rodzinę, pracę, zdrowie, czy tym bardziej w twardej walce o pieniądz lub sukces zawodowy.

 

Pomimo tych różnych życiowych zagubień, chaosu, nieuporządkowania moralnego pozostaje jednak w nas ukryta tęsknota za utraconymi nadziejami i głębokimi pragnieniami duchowymi. Marzymy w głębi serca, jak ów pasący świnie syn marnotrawny, by powrócić do Boga, aby znów doświadczać Jego intymnej bliskości.

 

Być może w chwilach większej szczerości podejmujemy wysiłki, aby powrócić do doświadczeń przeszłości i wskrzesić na nowo "coś", co już dawno umarło. Mamy wówczas wrażenie, iż naprawdę niewiele brakuje, aby powrócić do życia, odzyskać dawne duchowe pragnienia i religijną żarliwość.

 

I mamy rację.

 

Trzeba nam jednak pamiętać, że nie staniemy się ludźmi żarliwej modlitwy i głębokiej duchowości dzięki jednorazowemu tylko wysiłkowi. Konieczna jest pewna duchowa stałość i wierność połączona z wewnętrzną uczciwością.

 

Właśnie uczciwość jest fundamentalną zasadą życia duchowego. Najmniejsze oszukiwanie siebie, w jakiejkolwiek sprawie i na jakiejkolwiek płaszczyźnie, wpływa destruktywnie na całe życie duchowe. To właśnie wszelkie "półprawdy", "małe kompromisy", połowiczna szczerość wobec siebie, ludzi i wobec Boga, brak "nazywania rzeczy po imieniu" sprawiają, iż nie możemy poczuć się wyzwoleni z życiowego chaosu, nieporządku i zagubienia, z pewnej "miałkości" życiowej.

 

"Prawda was wyzwoli." (J 8, 32)

 

Pierwszą rzeczą jest więc szczere i otwarte dążenie do całej prawdy o Bogu działającym w naszym życiu i do całej prawdy o nas samych. Z pewnością przeżycie sakramentu pojednania mogłoby stać się doświadczeniem prawdy, która nas wyzwala. Odprawiamy go jednak bardzo często formalnie i z pośpiechem, skoncentrowani nie tyle na "Prawdzie", ale raczej na "czystości" legalnej. Ale nawet, gdyby nasze spowiedzi były odprawiane z wielkim duchowym wysiłkiem, szczerością i otwartością, to jednak taka chwila szczerości raz na miesiąc, czy może nawet raz na kilka miesięcy, nie potrafi odkłamać naszej codzienności.

 

Życie duchowe wymaga codziennej szczerości, ponieważ zakłamanie zakrada się codziennie w nasz sposób myślenia, przeżywania, reagowania. Człowiek po grzechu pierworodnym jest istotą skłonną do głębokich zakłamań. Istnieje w nim "niesamowita ludzka skłonność do fałszerstw moralnych" (K. Rahner SI).

 

Obok regularnego korzystania z sakramentu pojednania szczególnym "miejsce szczerości", miejscem szukania pełnej prawdy o miłości Boga i o nas samych winna stać się nasza codzienna modlitwa, szczególnie ta odprawiana wieczorem.

 

Św. Ignacy Loyola, wielki Mistrz w nauczaniu metod modlitwy dostosowanych do duchowych potrzeb człowieka, proponuje nam w "Ćwiczeniach duchownych" ogromną pomoc w dążeniu do "codziennej" prawdy o nas samych: "codzienny rachunek sumienia".

 

Ignacjański rachunek sumienia jest najpierw nie tyle "rozliczaniem się" z własnych słabości, ile raczej dialogiem człowieka z Bogiem o wzajemnej miłości: Boga do człowieka i człowieka do Boga. W codziennym rachunku sumienia odkrywamy najpierw bezwarunkową miłość Boga, a następnie naszą odpowiedź.

 

Rachunek sumienia, na który św. Ignacy każe przeznaczyć codziennie kwadrans czasu, moglibyśmy nazwać codziennym KWADRANSEM SZCZEROŚCI, kwadransem szukania "Prawdy" o Bogu i "prawdy" o człowieku, .

 

A oto tekst codziennego rachunku sumienia zaczerpnięty z "Ćwiczeń duchownych" św. Ignacego Loyoli. Poszczególne punkty staną się kanwą naszych rozważań.

 

SPOSÓB ODPRAWIANIA RACHUNKU SUMIENIA OGÓLNEGO

 

   1. Dziękować Bogu, Panu naszemu, za otrzymane dobrodziejstwa.

 

   2. Prosić o łaskę poznania grzechów i odrzucenia ich precz.

 

   3. Żądać od duszy swojej zdania sprawy od godziny wstania aż do chwili obecnego rachunku. Czynić to przechodząc godzinę po godzinie lub jedną porę dnia po drugiej, najpierw co do myśli, potem co do słów, a wreszcie co do uczynków.

 

   4. Prosić Boga, Pana naszego, o przebaczenie win.

 

   5. Postanowić poprawę przy Jego łasce.

 

Proponowane rozważania mają charakter bardzo praktyczny i mogą być traktowane jako "podstawowy kurs codziennego rachunku sumienia". Zostały one najpierw opracowane z myślą o serii skupień rekolekcyjnych przeprowadzonych w Domu Rekolekcyjnym Księży Jezuitów w Częstochowie. Bardzo życzliwe przyjęcie tych rozważań przez uczestników skupień, ośmieliło mnie do szerszego ich opracowania i zaproponowania w formie książkowej.

 

"Kwadrans szczerości" zawiera dwa wstępne rozważania na temat: "Co znaczy wziąć na serio nasze pragnienie modlitwy", "Istota ogólnego rachunku sumienia" oraz pięć rozważań opartych na pięciu punktach rachunku sumienia. Na zakończenie każdego rozważania proponowane są konkretne ćwiczenia, które mogą być traktowane jako wprowadzenie do codziennej przedłużonej osobistej modlitwy. Niektóre z nich są bardzo rozbudowane, stąd też będzie rzeczą pożyteczną podzielenie ich na kilka części, w zależności od tego, jak ważnym wydaje się Czytelnikowi temat proponowanych ćwiczeń.

1. Wziąć na serio nasze pragnienie modlitwy

 

 

 

Jeżeli chcemy prowadzić autentyczne życie duchowe, trzeba nam najpierw zauważyć i docenić nasze pragnienie pełniejszej i głębszej modlitwy. Jest ono darem Jezusa. Nie byłoby w nas tego pragnienia bez działania Jego Ducha. Docenić pragnienie modlitwy, to poczuć się zaproszonym do intymnej więzi z Bogiem. Pragnąć modlitwy, to pragnąć Boga.

 

Docenić pragnienie modlitwy, to być za nie Bogu wdzięcznym. On jeszcze o mnie nie zapomniał. Pomimo moich zagubień życiowych, wewnętrznego nieuporządkowania, pomimo grzechów i niewierności, On mnie zaprasza do głębszego zjednoczenia z sobą.

 

Docenienie pragnienia modlitwy oraz wdzięczność za nie wyrazi się w tym, iż potraktujemy je na serio, z całą powagą, której ono wymaga.

 

Jeżeli tak często bywamy niezadowoleni z naszej modlitwy, z czasu poświęconego na nią, z jej owoców, to może właśnie dlatego, że lekceważymy nasze pragnienie modlitwy nie troszcząc się o jego rozwój i pogłębienie. Pragnienie modlitwy jest ziarnem, które może wzrastać i wydawać owoce tylko na glebie użyźnionej przez nasze duchowe zaangażowanie, wysiłek i ofiarę.

 

OCZYŚCIĆ PRAGNIENIE MODLITWY

 

Wziąć na serio nasze pragnienie modlitwy, to odkryć najpierw jego zasadniczą treść. Co ono w sobie zawiera? Skąd ono wypływa? Ku czemu albo ku komu nas prowadzi? Oto bardzo ważne pytania, które mogą nam pomóc oczyścić naszą modlitwę z elementów ucieczki od życia.

 

Modlitwa nie może być nigdy alternatywą dla zaangażowania w ludzkie życie pełne trudności, ciężarów i zmagań. Ona musi być głęboko osadzona w realiach codzienności.

 

Pragnienie modlitwy jest dane człowiekowi właśnie po to, aby mógł on wejść w zażyłą relację z Bogiem, aby w Bogu odnalazł swoje własne życie z tym wszystkim, co ono z sobą niesie: wielką radość i nadzieję, jak również ciężary, obowiązki i krzyże.

 

Jest wielu ludzi, którzy noszą w sobie głębokie rozczarowania życiowe: ludzką miłością, rodzicielstwem, przyjaźnią, pracą zawodową, polityką, współczesną cywilizacją. W takiej sytuacji łatwo rodzą się "pragnienia duchowe", które są próbą ucieczki od twardej rzeczywistości życia i mają za cel uśmierzać ból rozczarowania. Jednakże samo rozczarowanie życiowe, choć może stać się bodźcem do poszukiwania głębszej modlitwy, nie jest nigdy jej źródłem. Z rozczarowaniem winno iść w parze choćby najmniejsze pragnienie duchowe: pragnienie Boga.

 

Aby rozpocząć życie modlitewne nie musimy jednak pragnąć Boga z czystej, całkowicie bezinteresownej miłości. Do takiej miłości będziemy stopniowo dorastać, jeżeli pozostaniemy Bogu wierni.

 

Aby się modlić wystarczy nam pragnąć Boga "dla naszego życia": jako Lekarza w naszych zranieniach; jako Przewodnika w naszych rozlicznych zagubieniach i zagmatwaniach życiowych; jako miłującego Ojca, który przebaczy nam to, czego sami sobie nie możemy przebaczyć; jako sprawiedliwego Sędziego, który będzie rozjemcą w naszym skłóceniu ze światem i z ludźmi; jako "Miejsca" ukojenia i pocieszenia w naszym utrudzeniu i zmęczeniu życiowym; jako "Mądrości" odsłaniającej przed nami ukryty sens rzeczy najprostszych, a przez to najtrudniejszych.

 

Pragnienie modlitwy, pragnienie Boga, jest głębokim pragnieniem duchowym. Jest to jednak duchowość, w której obecny jest żywy człowiek z jego wszystkimi potrzebami, nadziejami, problemami i krzyżami.

 

Jeżeli Bóg daje nam pragnienie modlitwy, to właśnie po to, byśmy dzięki sile Jego łaski przemieniali, naprawiali i leczyli nasze życie czyniąc je coraz bardziej ludzkim. Bóg bowiem pragnie, aby nasze życie stawało się lepszym, sensowniejszym i szczęśliwszym.

 

MODLITWA WYMAGA CZASU

 

Wziąć na serio nasze pragnienie modlitwy, to poświęcić mu odpowiedni czas. Życie modlitwy wymaga czasu. Od wszystkich: od duchownych i od świeckich. Modlitwa wymaga czasu, ponieważ Bóg działa w czasie. Sam istniejąc od wieków umieścił człowieka w czasie.

 

Modlitwą zostaje objęty cały czas człowieka. "Zawsze się módlcie i nigdy nie ustawajcie". Modlitwa nie jest tylko zbiorem pojedynczych aktów, ale jest trwałą i wierną relacją. Modlitwa jest nawiązywaniem więzi.

 

Modlitwa tak samo jak ludzka miłość wymaga czasu. Nierzadko dobrze zapowiadające się małżeństwa, rodziny, przyjaźnie rozpadają się właśnie dlatego, iż kochającym się osobom brakuje czasu dla siebie. Pełna spontaniczności miłosna fascynacja łatwo zamiera, jeżeli nie jest podtrzymywana i rozwijana poprzez wzajemne obcowanie i dialog.

 

Modlitwa posiada swój dynamizm. Jeżeli pragniemy, aby życie duchowe rozwijało się w nas, winien on być odkryty i uszanowany. Wejść w życie modlitwy, to wejść "na drogę". Chrześcijaństwo jest "drogą" (por. Dz 9,2; 18, 25). Droga modlitwy wymaga czasu poświęcanego jej systematycznie i regularnie.

 

Niemowlę nie może w jednym dniu nasycić się miłością matki na kilka tygodni. Ono potrzebuje jej codziennej obecności, rozmowy, codziennej pociechy i ciepła. Człowiek przed Bogiem jest "jak niemowlę u swej matki" (Ps 131) i potrzebuje również co dzień Jego obecności i miłości.

 

Jak modlić się regularnie w naszym codziennym zabieganym życiu? Jak wykroić czas na systematyczną modlitwę w nadmiarze zajęć i obowiązków, którymi nierzadko czujemy się przytłoczeni?

 

Oto, jaką radę daje doświadczony ojciec duchowny człowiekowi bardzo zapracowanemu, który nosi jednak w sobie głębokie pragnienie modlitwy.

 

"Jedynym rozwiązaniem będzie tu plan modlitw, którego nigdy nie zmienisz bez zasięgnięcia rady twojego duchowego kierownika. Ustal rozsądną porę, a gdy to zrobisz, trzymaj się jej za wszelką cenę. Uczyń z modlitwy swoje najważniejsze zadanie. Niech każdy wokół ciebie wie, że jest to jedyna rzecz, której nigdy nie zmienisz, i módl się zawsze o tej samej porze... Ustal dokładne godziny i trzymaj się ich. Wyjdź od znajomych, kiedy zbliża się ta pora. Po prostu niech wtedy będzie dla ciebie niemożliwa jakakolwiek praca, nawet gdyby wydawała ci się pilna, ważna i decydująca. Kiedy będziesz wierny temu postanowieniu, powoli się przekonasz, że nie ma sensu myśleć o wielu problemach, ponieważ i tak nie można ich rozstrzygnąć w tym czasie. I wtedy powiesz sobie w czasie tych wolnych godzin: Ponieważ nie mam teraz nic do roboty, mogę się modlić. I tak modlitwa stanie się równie ważna jak jedzenie i spanie; wolny czas, przeznaczony na to, stanie się czasem uwalniającym, do którego przywiążesz się w dobrym sensie tego słowa." (Henri J. M. Nouwen, Dziennik z klasztoru trapistów)

 

Powyższa propozycja z pewnością jest bardzo trudna, szczególnie wówczas, gdy prowadzimy nieregularny a może nawet chaotyczny tryb życia. Ale odczucie, że dłuższa, regularna, codzienna modlitwa jest w naszym życiu rzeczą nierealną może być także oznaką tego, jak bardzo zepchnęliśmy modlitwę na margines naszego życia i jak dużo mamy jeszcze do zrobienia, aby przywrócić jej właściwe miejsce.

 

Potrzebę systematyczności w modlitwie dobrze podkreśla słowo "ćwiczenia", często używane przez św. Ignacego Loyolę w jego książeczce "Ćwiczenia duchowne". "Pod mianem Ćwiczenia duchowne rozumiem wszelki sposób odprawiania rachunku sumienia, rozmyślania, kontemplacji, modlitwy ustnej i myślnej...Albowiem jak przechadzka, marsz i bieg są ćwiczeniami cielesnymi, tak ćwiczeniami duchownymi nazywam wszelki sposób przygotowania i usposobienia duszy do usunięcia wszelkich uczuć nieuporządkowanych, a po ich usunięciu do szukania i znalezienia woli Bożej."

 

Nie tylko sport, ale każda inna dziedzina życia, w której pragniemy być kompetentni, wymaga ciągłych ćwiczeń. Jeżeli pragniemy wzrastać w modlitwie, trzeba się nam w niej "ćwiczyć".

 

Modlitwa "odruchowa" i "spontaniczna" winna być dopełnieniem modlitwy regularnej i systematycznej. Nie można przeciwstawiać potrzeby spontaniczności w modlitwie potrzebie systematyczności i wysiłku. Obie potrzeby są ważne. Dopiero wówczas, kiedy spotkają się w nas te dwa nurty modlitwy, możemy mówić o pełnym życiu modlitwy.

 

Modlitwa "odruchowa" i "spontaniczna" będzie w nas coraz głębsza, jeżeli równocześnie będziemy systematycznie podejmować "ćwiczenie się" w modlitwie.

 

Wrażenie, jakie towarzyszy wielu ludziom, iż można w modlitwie odwołać się tylko do spontaniczności jest złudne i prowadzi do zamierania w człowieku pragnienia modlitwy.

 

MODLITWA DOMAGA SIĘ WALKI

 

"Modlę się kiedy mam ochotę! Dlaczego mam się modlić na siłę, wbrew sobie?" Takie stwierdzenia wydają się być bardzo humanitarne i bardzo "ludzkie". Zawierają one jednak w sobie pułapkę. Oto pewna analogia mogąca nam pomóc zrozumieć istotę tej pułapki.

 

Czyż w sytuacji konfliktu w małżeństwie, w rodzinie, w przyjaźni możemy powiedzieć podobnie: "Dlaczego mam kochać "wbrew sobie"? Dlaczego mam przebaczyć "na siłę"? Jeżeli pragniemy uzdrawiać a przez to pogłębiać nasze więzi z ludźmi, których kochamy, trzeba nam pokonywać wiele oporów "na siłę", "wbrew sobie". Podobnie, jeżeli chcemy pogłębiać naszą więź z Bogiem, trzeba nam się modlić nieraz "wbrew sobie". I chociaż pojęcie modlitwy "wbrew sobie" nie oznacza jedynie woluntarystycznego wysiłku, to jednak naprowadza nas ono na potrzebę zaangażowania, ofiary i walki wewnętrznej w nawiązywaniu naszej więzi z Bogiem.

 

"Ojcze, która cnota lub dzieło jest najtrudniejsze ze wszystkich?" - zapytali mnisi sławnego z mądrości ojca pustyni, Agatona. Ten odrzekł: "Wybaczcie - wydaje mi się, że nie ma trudu tak wielkiego jak modlitwa. Bo zawsze kiedy człowiek chce się modlić, nieprzyjaciele starają się mu przeszkodzić: wiedzą bowiem, że mu inaczej nic nie zrobią, a tylko gdyby go powstrzymali od modlitwy. I w każdym innym ćwiczeniu, jakiego by się człowiek podjął, jeżeli jest wytrwały, zdobywa łatwość. W modlitwie zaś aż do ostatniego tchu potrzeba walki."

 

Stwierdzenie, iż "w modlitwie aż do ostatniego tchu potrzeba walki" może wydać się nam przytłaczające i pełne pesymizmu. Kiedy jednak głębiej zastanawiamy się nad ludzkim życiem, dochodzimy do wniosku, iż wiele ważnych dla człowieka spraw "potrzebuje walki aż do ostatniego tchu". To samo stwierdzenie możemy odnieść do ludzkiej miłości. Ona także wymaga "walki aż do ostatniego tchu". Nierzadko rozbicie małżeństwa, rodziny, przyjaźni, wspólnoty wynika właśnie z tego, iż łatwo ulega się rezygnacji i nie walczy się o prawdziwe oddanie, o wzajemną ofiarność, przezwyciężenie urazów, o wzajemny dialog. Na pytanie, czy walka o prawdziwą miłość jest tylko udręką, może odpowiedzieć sobie tylko ten, kto naprawdę kocha.

 

Zakochani młodzi ludzie, kochający się małżonkowie, kochający swoje dzieci rodzice, a przede wszystkim mistycy wiedzą najlepiej, iż jarzmo walki o miłość jest słodkie, a jej ciężar jest lekki.

 

"W modlitwie aż do ostatniego tchu potrzeba walki", bo modlitwa jest także wyrazem miłości. O naszą odpowiedź dawaną Bogu i o wierność w niej potrzeba walczyć. Tylko ci, którzy znają naprawdę życie ludzkie wiedzą dobrze, iż wierność w miłości, jakiejkolwiek miłości, nie jest tanią "cnotą", za którą wystarczy "zapłacić" odrobiną "dobrej woli".

 

 

 

    ĆWICZENIE 1

 

    Spróbuj zrobić sobie "życiowy wykres czasu" poświęconego na modlitwę. Narysuj najpierw linię poziomą i zaznacz wszystkie lata twego życia poczynając od czasu, który pamiętasz. Na linii pionowej natomiast zaznacz skalę minut, np. co 5 - 10 minut lub inną skalę w zależności od twoich potrzeb. Następnie spróbuj zrobić proponowany wykres. Nie zrażaj się tym, że może być on mało dokładny. Sam jednak dołóż wszelkich starań, aby był on możliwie najbliższy prawdy.

 

    Po zrobieniu tego wykresu zastanów się, ile czasu poświęcałeś średnio w ciągu całego twego życia na modlitwą. Czy jesteś zadowolony z tego, co pokazuje ci twój wykres?

 

    Proponuję ci zrobić jeszcze jeden wykres podobny do pierwszego, ale bardziej szczegółowy i odnoszący się tylko do ostatniego okresu czasu, np. do ostatnich kilku miesięcy. Na linii poziomej zaznacz poszczególne tygodnie, miesiące. Na skali pionowej zaznacz minuty w skali dla ciebie użytecznej (np. 5-10 minut) w zależności od twoich potrzeb. Następnie spróbuj zrobić wykres czasu poświęconego na modlitwę. Teraz także nie zniechęcaj się tym, iż może być on mało dokładny.

 

    Podobnie jak w poprzednim wykresie zobacz, jaką część swego życia przeznaczasz na spotykanie się z Bogiem.

 

    Przypatrz się jeszcze raz tym danym. Co teraz czujesz?

 

    Co chciałbyś powiedzieć Panu Bogu o tych dwu twoich wykresach czasu poświęconego na codzienną modlitwę?

 

    ĆWICZENIE 2

 

    Nasza modlitwa nie może być mierzona tylko czasem, który jej poświęcamy. Można nawet poświęcać dużo czasu na modlitwę, ale tylko z poczucia obowiązku, z pewnego przymusu, jakby "bez serca". Można też długo stać przed ołtarzem w świątyni i wyjść z niej nieusprawiedliwionym.

 

    Proponuję ci jeszcze jeden wykres. Tym razem nieco trudniejszy.

 

    Na linii poziomej zaznacz, w zależności od wieku, w jakim jesteś, poszczególne okresy twego życia: dzieciństwo, okres dojrzewania, lata młodości, poszczególne okresy wieku dojrzałego. Na linii pionowej zaś w skali, np. od plus pięć poprzez zero aż do minus pięć, zaznacz "siłę pragnienia modlitwy" w poszczególnych okresach twego życia. Nie zrażaj się tym, że jest to trudne. Jeżeli z jednego wykresu będziesz niezadowolony, zrób następny. Możesz zrobić kilka tych wykresów, by na końcu wybrać ten, który, twoim zdaniem, najbardziej będzie odpowiadał twojej sytuacji.

 

    Co chciałbym Panu Bogu powiedzieć o tym wykresie?

 

    ĆWICZENIE 3 -- PODSUMOWANIE

 

    Zadaj sobie teraz pytanie, w którym okresie życia modliłeś się dłużej, gorliwiej, intensywnej? Co cię najbardziej pobudzało do modlitwy? Co ci w niej pomagało?

 

    W jakim zaś okresie modliłeś się mało, niedbale, formalnie, a może nawet zaniedbałeś modlitwę całkowicie? Czy umiałbyś wskazać na przyczyny tego stanu? Co ci najbardziej przeszkadzało w modlitwie w tym czasie? Jak wówczas wyglądało twoje życie?

 

    Jakie osoby najbardziej pomogły ci w rozwoju twojej modlitwy?

 

    Za który ze wszystkich okresów życia modlitwy chciałbyś Panu Bogu najbardziej podziękować? Za który chciałbyś zaś najbardziej przeprosić?

 

    Co chciałbyś powiedzieć Panu Bogu o twojej modlitwie w przeszłości i w obecnym czasie?

 

 

 

3. Dziękować Bogu, Panu naszemu, za otrzymane dobrodziejstwa

 

 

 

Dziękczynienie wynika z samej struktury bytu ludzkiego.

 

Człowiek otrzymuje życie i wszystko, co na nie się składa. Dziękczynienie jest akceptacją życia.

 

Słowo "dziękczynienie" w języku greckim pochodzi od dwóch słów: "eu" (bardzo, dobrze) oraz "charidzomai" (czynić komuś przyjemność) lub "charis" (to, co sprawia radość).

 

Dziękować, to sprawiać komuś wielką przyjemność, być dla niego źródłem radości. Samo dziękczynienie wypływa z doświadczenia najgłębszej radości i przyjemności życia.

 

Brak dziękczynienia w życiu ludzkim jest świadectwem braku radości z życia. Nie dziękuje za życie ten, komu nie chce się żyć.

 

Gorzkie stwierdzenie, które narzuca się człowiekowi w chwilach głębokiego rozczarowania życiem: "ja się na świat nie prosiłem", jest zgodne z prawdą, gdyż nikt z nas nie prosił sam o własne życie. W stwierdzeniu tym nie ma jednak radości i dziękczynienia za życie i właśnie dlatego brzmi ono tak bardzo boleśnie i smutno.

 

W pierwszym punkcie rachunku sumienia najpierw pytamy, czy odkryliśmy prawdziwą radość i najgłębszą przyjemność życia. Pozytywny stosunek do własnego życia i pełna jego akceptacja jest bowiem fundamentem każdego przejawu ludzkiego życia: życia fizycznego, społecznego, życia rodzinnego, zawodowego, intelektualnego, uczuciowego, a także życia duchowego. Życie duchowe zaś, jako najwyższy przejaw życia człowieka, jest miejscem integracji i jedności wszystkich przejawów - "strumieni" życia ludzkiego.

 

Kiedy człowiek nie odkrywa radości z życia i nie dziękuje za nie, nikczemnieje wewnętrznie. "Ponieważ choć Boga poznali, nie oddali Mu czci, jako Bogu, ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swych myślach, i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych, stali się głupcami." (Rz 1, 21-22)

 

Dziś wielu ludzi uważa egzystencjalny pesymizm za przejaw mądrości i "braku złudzeń" życiowych. Biblia jednak ocenia taką "filozofię" jednoznacznie - jako przejaw ludzkiego zaślepienia. Ponure patrzenie na życie, choć bywa także nazywane realizmem, wypływa zwykle z rozpaczy, która jest formą złudzenia, czyli "złego patrzenia". Złudnie ocenia życie ludzkie zarówno ten, kto patrzy na nie tylko "przez różowe okulary", jak i ten, kto widzi je w czarnych barwach. Życie człowieka iskrzy się bogactwem kolorów, wśród których zarówno różowy jak i czarny jest jednym z wielu.

 

Brak dziękczynienia jest nie tylko znakiem jakiegoś przypadkowego wewnętrznego zagubienia, ale bardziej jeszcze wewnętrznego znikczemnienia. Niewdzięczność jest grzechem.

 

Niewdzięczność zaliczona zostaje przez św. Pawła do najgorszych wad: "Wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga." (2 Tm 3, 1-4)

 

Niewdzięczność jest grzechem niewiary. Wynika ona z ludzkiej pychy i głupoty. Pycha każe człowiekowi wierzyć, że sam sobie wszystko zawdzięcza: własnej pracy, przemyślności, inteligencji. Głupota natomiast każe człowiekowi sądzić, że wszystko bierze się "samo z siebie" i wszystko mu się należy.

 

Dziękczynienie należy do istoty wiary. Winno być ono punktem wyjścia nie tylko w rachunku sumienia, ale w każdej innej modlitwie. Dziękczynienie wypływa z wewnętrznego przekonania, że wszystko pochodzi od Boga oraz że Bóg jest źródłem wszelkiego dobra. Stąd św. Paweł w swych listach zachęca do częstej modlitwy dziękczynnej: "Wszystko czyńcie, dziękując Bogu Ojcu przez Chrystusa." (Kol 38, 17) "W każdym położeniu dziękujcie, taka jest wola Boża." (1 Tes 5, 18) "Zawsze winniśmy Bogu dziękować za was." (2 Tes 1, 3) "Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu w imię Jezusa." (Ef 5, 20)

 

W każdym położeniu, zawsze i we wszystkim możemy odkrywać radość z życia i dzielić ją z Bogiem w modlitwie dziękczynienia, ponieważ On jest obecny i działa w każdym czasie i w każdym miejscu - w całej historii naszego życia. Dziękczynienie winno być postawą, która towarzyszy nam każdego dnia we wszystkich naszych doświadczeniach.

 

POZORY DZIĘKCZYNIENIA

 

Jezus przestrzega nas przed pozornym dziękczynieniem, w którym człowiek nie Bogu oddaje chwałę, ale samemu sobie. Faryzeusz, w przypowieści "o faryzeuszu i celniku", w modlitwie używa wprawdzie słowa "dziękuję", ale cały kontekst, w którym jest ono użyte, przeczy duchowi dziękczynienia: "Dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam." (Łk 18, 11-12) W tej "modlitwie" role Boga i człowieka zostają odwrócone. Człowiek domaga się, aby Bóg go chwalił, a nie on Boga. Bóg staje się jedynie "świadkiem" "wyróżniającej się" dobroci i pobożności faryzeusza. Słowa tej "modlitwy" są pełne pretensjonalności wobec Boga i ludzi.

 

Duch żądania i pretensji zawsze sprzeciwia się duchowi wdzięczności. Są to dwa wrogie sobie duchy.

 

Jeżeli nosimy w sobie ukryte postawy żądania i pretensji ,to wówczas zamiast dziękować sami domagamy się dla siebie uznania i wdzięczności, czujemy się ważni i niezastąpieni. I nawet jeśli te postawy nie ujawniają się wyraźnie w naszych słowach, to jednak niepostrzeżenie pojawiają się w naszych myślach, uczuciach a przede wszystkim w naszym działaniu. Kształtowanie w sobie ducha wdzięczności wymaga walki z duchem pretensjonalności.

 

Duch pretensjonalności i żądania rozbija i niszczy więzi międzyosobowe. Ujawnia się to bardzo wyraźnie w ludzkiej miłości. Kiedy w jakiejś relacji międzyludzkiej (przyjacielskiej, narzeczeńskiej, małżeńskiej, rodzicielskiej) pojawią się postawy roszczeniowe, relacje te ulegają powolnemu rozluźnieniu a nieraz kończą się rozstaniem. Żądanie przyjaźni i miłości rozbija najlepiej nawet zapowiadające się więzi międzyosobowe.

 

Miłości nigdy nie można żądać. Na miłość człowiek może się tylko otwierać. Miłości nie można wymusić odwoływaniem się do powinności i prawa. Miłość jest zawsze dobrowolnym darem. Przyjmowanie i dawanie miłości domaga się wolności zarówno od tego, który ją daje, jak również od tego, który ją przyjmuje.

 

Innym wrogiem ducha wdzięczności jest egocentryzm, który sprawia, iż człowiek ciągle porównuje się z innymi. Stając obok bliźniego egocentryk "musi" odpowiedzieć sobie na pytanie (jest to rodzaj przymusu psychicznego), czy jest od niego lepszy czy gorszy.

 

Dziękczynienie człowieka egocentrycznie nasta...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin