Roberts Nora - Kwartet Weselny 01 - Portret w bieli.doc

(1156 KB) Pobierz
Nora Roberts

Nora Roberts

Portret w bieli

Tytuł oryginału VISION IN WHITE

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla Dana i Stacie, Jasona i Kat - za wszystkie chwile

 

Uwiedź mój umysł, a dostaniesz moje ciało, Odkryj moją duszę, a będę twoja na zawsze.

Anonim

To nie tylko podobieństwo jest tak cenne...

ale zaangażowanie i poczucie bliskości...

fakt, że nawet cień drugiej osoby zostanie na zawsze!

Elizabeth Barrett Browning

PROLOG

Przed ukończeniem ośmiu lat Mackensie Elliot wzięła ślub czternaście razy. Zawarła związek małżeński z każdą ze swoich trzech najlepszych przyjaciółek - zarówno jako panna młoda, jak i pan młody - z bratem jednej z nich (pomimo jego protestów), z dwoma psami, trzema kotami i królikiem.

Brała udział w niezliczonej ilości innych ślubów jako pierwsza druhna, druhna zwykła, drużba, świadek i ksiądz.

Późniejsze rozstania przebiegały w przyjaznej atmosferze i żaden ze związków nie przetrwał dłużej niż jedno popołudnie. Tymczasowy charakter małżeństwa nie dziwił Mac, jako że każde z jej rodziców zaliczyło już po dwa - na razie.

Zabawa w ślub nie należała do jej ulubionych, ale w sumie dziewczynce podobała się rola księdza lub pastora czy sędziego pokoju. Albo rabina, po bar micwie bratanka drugiej żony ojca.

Poza tym lubiła babeczki, fantazyjne ciasteczka i gazowaną lemoniadę, którą zawsze podawano na przyjęciach weselnych.

To była ulubiona zabawa Parker i wszystkie śluby odbywały się w Brown Estate, w zadbanym ogrodzie, niedaleko uroczego zagajnika i srebrzystego stawu. Podczas lodowatych zim Connecticut ceremonię przenoszono przed jeden z kominków buzujących ogniem w wielkim domu.

Urządzały proste śluby i wyszukane ceremonie. Śluby królewskie i gwiazd filmowych, z tematem cyrkowym i na pirackich statkach. Każdy pomysł był starannie rozważany i poddawany głosowaniu, a żaden motyw przewodni ani kostium nie wydawał się czterem przyjaciółkom zbyt ekstra­wagancki.

Jednak mimo wszystko po czternastu ceremoniach Mac miała trochę dosyć zabawy w ślub.

Dopóki nie przeżyła owej brzemiennej w skutki chwili.

Na ósme urodziny Mackensie jej czarujący, lecz na ogół nieobecny ojciec przysłał dziewczynce aparat Nikon. Nigdy nie wykazywała żadnego zainteresowania fotografią i na początku odłożyła podarunek na stertę innych prezentów, które dostała od ojca, odkąd rodzice się rozwiedli. Ale matka Mac wspomniała o tym swojej matce i babka zrzędziła i narzekała na nieodpowiedzialnego, nieużytego Goeffreya Elliota i niestosowny prezent, jakim był aparat dla dorosłych dla dziewczynki, która zrobiłaby lepszy uży­tek z lalki Barbie.

Ponieważ Mac z zasady nie zgadzała się z babcią, jej zainteresowanie nikonem wzrosło. Żeby zirytować starszą damę - która przyjechała do nich na całe lato, zamiast siedzieć na swoim osiedlu emeryckim w Scottsdale, gdzie zdaniem dziewczynki było jej miejsce - Mac wszędzie nosiła aparat ze sobą. Bawiła się nim, eksperymentowała, robiła zdjęcia swojego pokoju, własnych stóp, przyjaciół. Fotografie wychodziły rozmazane i ciemne albo zupełnie wyblakłe. Brak sukcesów i zbliżający się rozwód matki z ojczymem Mac sprawiły, że zainteresowanie nikonem zaczęło słabnąć. Nawet wiele lat później nie potrafiła powiedzieć, dlaczego wzięła ze sobą aparat do Parker tego pięknego, letniego popołudnia na zabawę w ślub.

Każdy szczegół tradycyjnej ceremonii w ogrodzie został starannie zaplanowany. Emmaline jako panna młoda i Laurel jako pan młody mieli złożyć przysięgę pod różanym krzewem.

Emma miała włożyć koronkowy welon, który mama Parker zrobiła ze starego obrusa, a do ołtarza miał ją poprowadzić Harold - stary, przyjacielski golden retriever Parker.

Miejsca dla gości zajmowała kolekcja Barbie, Kenów i pluszowych zwierzaków.

- To bardzo kameralna uroczystość - relacjonowała Parker, upinając Emmie welon. - Z małym przyjęciem na patio. No dobrze, a gdzie drużba?

Laurel, ze świeżo zdartą skórą na kolanie, przeszukiwała kępę hortensji.

- Pognał za wiewiórką na drzewo. Nie mogę go namówić, żeby zszedł.

Parker przewróciła oczami.

- Pójdę po niego. Nie powinnaś oglądać panny młodej przed ślubem, to przynosi pecha. Mac, musisz upiąć welon Emmie i przynieść jej bukiet. Laurel i ja ściągniemy Pana Szprotkę z drzewa.

- Wolałabym pójść popływać - powiedziała Mac, bez przekonania ciągnąc welon Emmy.

- Możemy pójść po weselu.

- Chyba tak. Nie znudziło ci się bycie panną młodą?

- Och, nie przeszkadza mi to. I tak tu ładnie pachnie. Wszystko jest takie śliczne.

Mac podała Emmie bukiecik z mleczy i dzikich fiołków, które wolno im było zrywać.

- Ty wyglądasz ślicznie.

To była szczera prawda. Ciemne, lśniące włosy Emmy odbijały się od białej koronki. Jej oczy błyszczały głębokim brązem, kiedy wąchała bukiet z zielska. Była opalona, jakby cała złota, pomyślała Mac i skrzywiła się na myśl o własnej skórze, białej jak mleko.

Przekleństwo rudzielców, powiedziała matka, która sama odziedziczyła rude włosy po ojcu. Jak na ośmiolatkę Mac była wysoka, chuda jak patyk, a zęby miała już uwięzione w znienawidzonym aparacie ortodontycznym.

Pomyślała, że Emmaline wygląda przy niej jak cygańska księżniczka.

Parker i Laurel wróciły, chichocząc, z kocim drużbą w objęciach.

- Wszyscy na miejsca. - Parker podała kota Laurel. - Mac, musisz się przebrać! Emma...

- Nie chcę być pierwszą druhną. - Mac popatrzyła na suknię Kopciuszka, przewieszoną przez oparcie ogrodowej ławki. - Ona drapie i jest w niej gorąco. Dlaczego Pan Szprotka nie może być druhną, a ja drużbą?

- Ponieważ wszystko zostało tak zaplanowane. Każdy się denerwuje przed ślubem. - Parker odrzuciła na plecy długie, brązowe kitki i obejrzała suknię, żeby sprawdzić, czy nie ma na niej rozdarć ani plam. Zadowolona z wyniku oględzin wepchnęła kreację w ręce Mac.

- Jest w porządku. To będzie piękna ceremonia, państwo młodzi naprawdę się kochają i będą żyli długo i szczęśliwie.

- Moja mama mówi, że długo i szczęśliwie to bzdura.

Po stwierdzeniu Mac zapadła cisza. Niewypowiedziane słowo rozwód wydawało się unosić w powietrzu.

- Myślę, że nie musi tak być. - Parker, z oczami pełnymi współczucia, pogłaskała Mac po ramieniu.

- Nie chcę wkładać tej sukni. Nie chcę być druhną. Ja...

- Dobrze, w porządku. Będziemy udawać, że mamy druhnę. Ty możesz robić zdjęcia.

Mac spojrzała na wiszący na szyi aparat, o którym zapomniała.

- One nigdy mi nie wychodzą.

- Może tym razem wyjdą. Będzie fajnie. Możesz być oficjalnym fotografem ślubnym.

- Zrób mi zdjęcie z Panem Szprotką! - zawołała Laurel i przycisnęła twarz do kociej mordki. - Zrób nam zdjęcie, Mac!

Mac bez entuzjazmu uniosła aparat i nacisnęła migawkę.

- Powinnyśmy były wcześniej o tym pomyśleć! Możesz zrobić oficjalne fotografie państwa młodych, a potem podczas ślubu. - Zafascynowana nowym pomysłem Parker odwiesiła suknię Kopciuszka na krzak hortensji. - Będzie świetnie. Musisz iść przed panną młodą i Haroldem. Spróbuj znaleźć dobre ujęcie. Ja poczekam, a potem puszczę muzykę. Zaczynajmy!

Potem będą babeczki i lemoniada, przypomniała sobie Mac. I pływanie. Nic się nie stanie, jeżeli zdjęcia będą głupie, nie szkodzi, że babcia miała rację i Mac jest za mała na aparat fotograficzny.

Nie szkodzi, że matka znowu się rozwodzi, a ojczym, który był w porządku, już się wyprowadził.

Nie szkodzi, że żyli długo i szczęśliwie to bzdury, bo i tak wszystko jest na niby.

Próbowała zrobić zdjęcia Emmie i posłusznemu Haroldowi, ale już widziała oczami duszy rozmazane fotografie ze smugą od jej kciuka, jak zawsze.

Kiedy rozbrzmiała muzyka, Mac poczuła wyrzuty sumienia, że nie włożyła drapiącej sukienki i przez nią Emma nie ma druhny, tylko dlatego, że matka i babka popsuły jej humor. Krążyła więc wokół panny młodej i starała się z całych sił zrobić ładne zdjęcie Emmie prowadzonej przez Harolda do ołtarza.

Przez obiektyw wszystko wyglądało inaczej, pomyślała. Mogła się skupić na twarzy przyjaciółki - dostrzegła, jak welon otula jej włosy i jak ślicznie słońce prześwieca przez koronkę.

Zrobiła więcej zdjęć, kiedy Parker zaczęła zebraliśmy się tutaj jako wielebny Whistledown, Emma i Laurel wzięły się za ręce, a Harold zwinął się w kłębek i zaczął chrapać u ich stóp.

Mac widziała, jak jasne były włosy Laurel, jak słońce rozświetlało pasma, które wystawały spod wysokiego czarnego kapelusza pana młodego. Jak poruszały się wąsy Pana Szprotki, kiedy ziewał.

To, co się stało, wydarzyło się bardziej wewnątrz Mac niż na zewnątrz. Jej trzy przyjaciółki stały razem pod kwitnącym bujną bielą różanym krzewem, trójkąt ślicznych dziewczynek. Jakiś instynkt kazał jej się przesunąć, ale tylko odrobinę, i przechylić aparat pod innym kątem. Nie wiedziała, że to się nazywa kompozycja, po prostu teraz wszystko ładniej wyglądało.

I wtedy błękitny motyl przefrunął przed obiektywem i usiadł na słonecznie żółtym mleczu w bukiecie Emmy. Na wszystkich trzech twarzyczkach pod białymi różami odmalowały się zaskoczenie i radość.

Mac nacisnęła migawkę.

Wiedziała, wiedziała, że to zdjęcie nie będzie rozmazane, ciemne ani wyblakłe. Nie zostanie ślad po jej kciuku. Wiedziała dokładnie, jak będzie wyglądała ta fotografia, wiedziała, że babcia jednak się myliła.

Może żyli długo i szczęśliwie to bzdury, ale Mac wiedziała, że chce robić zdjęcia chwil, które są szczęśliwe. Bo wtedy zostaną takie na zawsze.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Pierwszego stycznia Mac obróciła się, żeby walnąć w budzik, i wylądowała na twarzy na podłodze swojego studia.

- Cholera. Szczęśliwego Nowego Roku.

Leżała nieprzytomna i otumaniona, dopóki nie przypomniała sobie, że nie dotarła na górę do sypialni, a budzik pochodził z komputera, który nastawiła na dwunastą w południe.

Zmusiła się, żeby wstać, i poczłapała do kuchni.

Dlaczego ludzie musieli pobierać się w sylwestra? Dlaczego chcieli urządzać oficjalne przyjęcie w czasie przeznaczonym na pijackie maratony i, prawdopodobnie, na przygodny seks? I jeszcze musieli wciągać w to rodzinę oraz przyjaciół, nie wspominając już o fotografach.

Oczywiście kiedy o drugiej nad ranem przyjęcie wreszcie dobiegło końca, mogła pójść do łóżka jak każdy normalny człowiek, zamiast spędzać następne trzy godziny na przeglądaniu zdjęć ze ślubu Hines - Myers.

Ale, kurczę, niektóre wyszły naprawdę dobrze. A kilka wspaniale.

Albo wszystkie były do niczego, a ona oceniała je w oparach euforii.

Nie, to były dobre zdjęcia.

Wsypała trzy łyżeczki cukru do filiżanki czarnej kawy i wypiła ją, stojąc przy oknie i wyglądając na biały koc śniegu, który okrywał ogrody i trawniki Brown Estate.

Odwaliły wczoraj kawał dobrej roboty, pomyślała. I może Bob Hines i Vicky Myers wezmą z nich przykład i wykonają kawał dobrej roboty przy swoim małżeństwie.

Tak czy inaczej, wspomnienia tego dnia nie znikną. Chwile, te ważne i te trochę mniej, zostały utrwalone. Ona teraz to wszystko poprawi, dopracuje i wyszlifuje. Bob i Vicky będą mogli wrócić do swojego wielkiego dnia w przyszłym tygodniu albo za sześćdziesiąt lat.

To, pomyślała, ma taką moc jak słodka, czarna kawa w chłodny, zimowy dzień.

Otworzyła szafkę, wyjęła pudełko markiz i jedząc ciastko, powtórzyła plan na dzisiejszy dzień.

Ślub Clay - McFearson (Rod i Alison) o osiemnastej, co oznaczało, że panna młoda z druhnami przyjadą o trzeciej, a pan młody z asystą o czwartej. Mac miała więc wolne do drugiej, czyli do rozpoczęcia ostatniej odprawy bojowej.

Wystarczy jej czasu, żeby wziąć prysznic, ubrać się, przejrzeć notatki i dwukrotnie sprawdzić sprzęt. Kiedy wczoraj oglądała prognozę pogody, zapowiadali słońce i zero stopni. Powinna więc zrobić kilka ładnych zdjęć podczas przygotowań przy naturalnym świetle i może uda jej się namówić Alison - jeśli ta lubi wyzwania - na portret na balkonie, ze śniegiem w tle.

Mac przypomniała sobie, że matka panny młodej, Dorothy (mów mi Dottie) należała do upierdliwych i wymagających klientek, ale dadzą sobie z nią radę. Jeśli Mac się nie uda, to Parker na pewno. Parker potrafiła dać sobie radę z każdym i ze wszystkim.

Determinacja i zapał przyjaciółki sprawiły, że w przeciągu pięciu lat działania Przysięgi stały się jedną z najlepszych agencji ślubnych w stanie. W ten sposób Parker obróciła tragedię śmierci rodziców w nadzieję, a przepiękny wiktoriański dom i oszałamiające ogrody Brown Estate w kwitnący i wyjątkowy biznes.

A w dodatku, pomyślała Mac, przełykając ostatni kęs markizy, sama także miałam w tym swój udział.

Przeszła przez studio w kierunku schodów prowadzących do sypialni i łazienki i zatrzymała się przed jednym ze swoich ulubionych zdjęć. Promieniejąca szczęściem panna młoda, z uniesioną twarzą, rozłożonymi ramionami, stojąca w deszczu płatków róż.

Okładka Nowoczesnej Panny Młodej, pomyślała Mac. Ponieważ jestem aż tak dobra.

W grubych skarpetach, flanelowych spodniach i koszulce weszła po schodach, żeby przeobrazić się ze zmęczonego markizożercy w piżamie w eleganckiego fotografa weselnego.

Zignorowała niepościelone łóżko - po co je ścielić, skoro i tak znowu je rozkopie? - i nieład panujący w sypialni. Gorący prysznic, do spółki z cukrem i kofeiną, pomógł jej oczyścić umysł z ostatnich pajęczyn snu i skupić się na czekającej dzisiaj pracy.

Miała oblubienicę zainteresowaną oryginalnymi zdjęciami, pasywno - agresywną matkę panny młodej, której wydawało się, że wie najlepiej, pana młodego zakochanego tak bez pamięci, że zrobiłby wszystko, aby uszczęśliwić przyszłą żonę. I zarówno pan, jak i panna młoda byli naprawdę fotogeniczni.

Ostatni element sprawiał, że praca Mac będzie zarówno przyjemnością, jak i wyzwaniem. Czy uda jej się zabrać państwa młodych w fotograficzną podróż, która będzie wspaniała, a jednocześnie będzie należała tylko i wyłącznie do nich?

Kolorystyka panny młodej, pomyślała, robiąc w pamięci notatki, kiedy myła krótkie, postrzępione rude włosy. Srebro i złoto. Elegancka, lśniąca.

Widziała już kwiaty i tort - dzisiaj czekały tylko na ostatnie poprawki - kotyliony i obrusy, stroje obsługi, czepeczki. Miała kopię repertuaru orkiestry, z zaznaczonym pierwszym tańcem pary młodej, tańcem matki z synem i ojca z córką.

I tak, pomyślała, przez kilka następnych godzin jej świat będzie się obracał wokół Roda i Alison.

Wybrała strój, biżuterię i makijaż z niemal taką samą starannością, z jaką naszykowała sprzęt. Obładowana wyszła na dwór, żeby pokonać niedużą odległość, która dzieliła domek przy basenie od dużego domu.

Śnieg lśnił jak pokruszone diamenty na futrze gronostaja, powietrze było zimne i czyste jak górski lód. Mac koniecznie musiała zrobić kilka zdjęć na zewnątrz, w dziennym i wieczornym świetle. Zimowy ślub, biały ślub, śnieg pokrywający ziemię, szron lśniący na drzewach, skapujący z nagich wierzb nad stawem. I stary, wysoki i rozłożysty, fantazyjny wiktoriański dom, z łamanymi dachami, łukowatymi i okrągłymi oknami, miękki błękit na tle szarej kopuły nieba. Tarasy i szeroki portyk świętowały zimę girlandami świateł i morzem zieleni.

Mac często obserwowała budynek, idąc, jak teraz, żwirowanymi alejkami. Uwielbiała linie domu, jego krzywizny i kanty, delikatny odcień bladej żółci i kremowej bieli na miękkim, subtelnym błękicie.

Kiedy dorastała, Brown Estate był jej domem nie mniej niż własny. A w sumie bardziej, przyznała sama przed sobą, ponieważ u niej w domu rządziły chimeryczne kaprysy matki. Rodzice Parker byli ciepli, otwarci, kochający i - uznała teraz Mac - zrównoważeni. Ofiarowali jej w burzliwym dzieciństwie cichy port.

Kiedy oboje zginęli prawie siedem lat temu, nosiła żałobę po nich tak samo jak przyjaciółka.

Teraz Brown Estate był jej domem. I miejscem pracy. Życiem. I to dobrym, pod każdym względem. Co mogło być lepsze od robienia tego, co kochasz - i to razem z najlepszymi przyjaciółkami, jakie kiedykolwiek miałaś?

Weszła tylnym wejściem, powiesiła w sionce sprzęt do robienia zdjęć na zewnątrz i poszła zajrzeć do królestwa Laurel.

Jej przyjaciółka i wspólniczka stała na stołku i pedantycznie układała srebrne lilie na pięciu piętrach weselnego tortu. Każdy kwiat rozkwitał na złotym liściu akantu, co razem dawało lśniący, pełen elegancji efekt.

- Pierwsza klasa, McBane.

Laurel pewnym ruchem położyła kolejną lilię. Włosy w kolorze słońca zwinęła w niedbały węzeł, który bardzo pasował do jej trójkątnej twarzy. Przy pracy mrużyła w skupieniu oczy, błękitne jak niezapominajki.

- Tak się cieszę, że zgodziła się na lilię pośrodku zamiast lukrowych figurek państwa młodych. To ona nadaje cały szyk. Poczekaj, aż ją położymy, kiedy już go przewieziemy do sali balowej.

Mac wyjęła aparat.

- ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin