Butler Marry - Brylant czystej wody.rtf

(530 KB) Pobierz
Mary E

Mary E. Butler

 

 

 

Brylant czystej wody

 


Rozdział pierwszy: 7czerwca 1816roku

 

Panna Emily Meriton przez wykuszone okno wpatrywała się w zielony, spokojny Grosvenor Square. Jedynym przechodniem był samotny dżentelmen, który wyszedł z jej domu i przeszedł przez plac. Zawadiacko nasunięty na czoło cylinder i sprężysty, prawie skoczny krok świadczyły, iż był w najwyższym stopniu zadowolony z siebie.

Usatysfakcjonowany, nieprawdaż? Jednakże Emily pomyślała, że to raczej ona mogłaby sobie pogratulować. Dokonała tego.

Chwila triumfu szybko minęła. Prawie natychmiast Emily skarciła się za traktowanie w ten sposób własnych zaręczyn. Poczuła się nieprzyjemnie, jakby była awanturnicą, która uwiodła naiwnego szlachcica i doprowadziła go do zgubnego mezaliansu - co za głupstwo. Edward bynajmniej nie był naiwny i stanowiła dla niego wyjątkowo odpowiednią partię. Czy to bardzo źle, że się upewniła, iż Edward zdaje sobie z tego sprawę? Z pewnością nie. Więc jeśli nie poczucie winy, cóż wypędziło wszelką radość z jej serca?

I wyraz jej twarzy. W szarych, wpatrzonych w okno oczach widniała powaga, a nawet rezygnacja. Z pewnością nie był to wyraz, który można by zaprezentować rodzinie.

- No, no. Myślę, że trzeba to jakoś uczcić, hmmm, nie sądzisz? Szampanem?

Emily odwróciła się od okna i stanęła twarzą w twarz z bratem. Nawet gdyby nie wyćwiczyła się w przybieraniu zadowolonej miny, uniesienie i zapał Johna z pewnością wywołałby uśmiech na jej twarzy. Cała radość, którą chciałaby odczuwać, promieniała z jego uzbrojonych w okulary oczu. W uśmiechu ukazał wszystkie zmarszczki dookoła tych oczu i dookoła ust - więcej niż pamiętała. Oczywiście, był od niej dużo starszy, mógłby być jej ojcem. Czy martwił się o nią - trzy sezony i wciąż siała rutkę?

Emily powstrzymała brata, kiedy sięgał po taśmę dzwonka, żeby wezwać służbę.

- Zaczekajmy, aż wróci Letty. Powinna wkrótce tu być.

Z trudem przyszłoby jej powiedzieć, że nie jest w nastroju do toastów. No i oczywiście nie posiadał się z radości z powodu tego małżeństwa. Pewnie myślał, iż Edward kocha ją tak, jak on swoją Letty.

Nawet wspomnienie imienia żony sprawiło, że twarz Johna, jeśli uznać to za możliwe, jeszcze bardziej pojaśniała.

- Oczywiście, ona też tu musi być.

Stanął u boku Emily i wyjrzał przez okno.

- Słuchaj.

Emily spojrzała na brata z czułością. Kiedy tak opierali się o parapet, widoczne było, że jest od niej niewiele wyższy. Oczy miał zamknięte, głowę w skupieniu pochylił do tyłu.

- Nie, nie słyszę - powiedziała.

- Ani ja - zgodził się. - To chyba pierwszy raz od zwycięstwa nad Napoleonem ulice są puste i ciche.

Emily pomyślała, że to z pewnością prawda. Uroczystości z okazji pokoju kończącego długą wojnę z Francją były bynajmniej nie pokojowe, a pojawienie się sprzymierzonych władców przewróciło miasto do góry nogami.

- Pierwszy, i obawiam się, ostatni raz - powiedziała. - Wygląda na to, jakby szaleństwo miało się właśnie rozpocząć.

W parę chwil później kilka powozów ponownie pojawiło się na placu, a wraz z nimi powróciło wrażenie ruchu i życia. Klip-klop końskich kopyt i turkot kół wydały się Emily natarczywe.

Przed domem Meritonów z pierwszego z tych powozów wysiadło zjawisko w muślinie koloru żonkili i szybko wbiegło po schodach. Emily i jej brat zaledwie zdążyli się odwrócić, kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie i lady Meriton wkroczyła kończąc zdanie:

- ... wyglądając przez okno jak para wiejskich myszy pierwszy raz w mieście. Wstyd mi za was, naprawdę.

Daleka od irytacji lady Meriton energicznie ucałowała męża na powitanie. Takie manifestacje uczuć zdarzały się zbyt często, aby przyprawić Emily o rumieniec, za to budziły w niej fale zazdrości.

- Mogłabyś zrobić to lepiej, gdybyś, kochanie, najpierw zdjęła czepek - zasugerował John żonie. Zdjął już wcześniej swoje okulary.

- A więc mogłabym. Proszę. - Lady Meriton posłusznie dokonała następnej próby, tym razem bez zawadzającego i przesłaniającego jej złote włosy czepka.

- Czy tak było lepiej? - Nie czekając na odpowiedź ruszyła przywitać się z Emily.

Obserwując Johna i Letty, Emily poczuła, że z jakiegoś powodu nie zniesie rozmowy o własnych zaręczynach. A w każdym razie nie teraz. Szybko ubiegła brata.

- No i? Opowiadaj, Letty proszę. Czy car jest tak przystojny, jak powiadają?

Letty żachnęła się i usiadła na szezlongu.

- Nie mogę nic o tym powiedzieć. Ten człowiek w ogóle się nie pojawił.

Na szczęście Letty zawsze potrafiła skierować myśl Johna na inne tory.

- Nie pojawił się? Zła przeprawa przez kanał? - spytał.

- Nic z tych rzeczy. Po prostu chciał uniknąć publicznego powitania, więc pojechał prosto do apartamentów swojej siostry w Pulteney.

- Chciał uniknąć...? - wyjąkał w podnieceniu John. - Wiedząc, że będzie książę? Powiedziałbym, że to cholernie obraźliwe.

- Ja też, albo raczej powiedziałabym, gdybym była skłonna używać takiego języka. I, spodziewam się, że to samo powiedzieliby książę, lord Chamberlain, przedstawiciele władz państwowych, dwie orkiestry i ci wszyscy, którzy przez trzy godziny czekali na niego wzdłuż drogi i pod pałacem.

Letty w końcu ściągnęła rękawiczki, szarpiąc je ze złością, która nie wróżyła carowi nic dobrego.

- Dziwne - powiedziała Emily, nie chcąc, aby rozmowa skupiła się teraz na jej osobie. - We wszystkich doniesieniach z Paryża podkreślano, jaki to jest miły demokrata.

- Wiem - zgodziła się Letty. - Z drugiej strony wielka księżna, jego siostra, odkąd się pojawiła, nie robiła nic innego tylko obrażała wszystkich dookoła. Nie świadczy to dobrze o cesarskiej rodzinie. Mój panie, nie sądzisz, że dziś wieczór będą u Palinów? Dla Edwarda byłby to z pewnością sukces towarzyski, lecz jeśli wielka księżna uprze się przerwać tańce, nie jestem pewna, czy nie szkoda byłoby zachodu.

No, to zabrzmiało jak koniec odroczenia. Ta wzmianka o Edwardzie skierowała uwagę Johna na poprzednie tory, choć Letty nie skończyła jeszcze rozprawiać.

- Czy nie sądzisz, że Edward znał plany cara? Nie było go na Shooter's Hill. Opuszczać sposobność korzystnego pokazania się - to do niego nie podobne.

Słysząc lekceważący ton w głosie Letty, Emily gwałtownie pochyliła głowę. Nagle poczuła kłopoty.

John znacząco trącił ją łokciem. To ona powinna ogłosić nowinę i nie należy już z tym zwlekać.

- Letty, dziś w południe Edward był tutaj - zaczęła niepewnie.

- Zapewne chciał się dowiedzieć, czy Castlereaghowie przyjdą. - I jakby zdawszy sobie sprawę, jak zjadliwie to zabrzmiało, dodała: - I oczywiście, zamówić sobie taniec z tobą.

Emily wzięła sobie głęboki oddech.

- Poprosił Johna o moją rękę.

Jej szwagierka w osłupieniu spojrzała najpierw na męża, a potem, oczekując potwierdzenia, na Emily.

- John dał swoje błogosławieństwo i przyjęłam oświadczyny. Edward i ja zamierzamy się pobrać.

- To prawda?

- Doprawdy, Letty, twoje niedowierzanie bynajmniej mi nie pochlebia. - Mówiąc te słowa Emily szybko mrugała oczami, lecz w głosie jej zabrzmiała ostrzegawcza nuta. - Ogłoszą to dziś wieczór na balu na cześć jego pełnoletności i objęcia tytułu.

Letty jeszcze chwilę milczała w osłupieniu. Nie pozwoliła owej chwili trwać za długo - twarz jej złagodniała w gratulacyjnym uśmiechu. Nie był to uśmiech pełen radości, niemniej jednak był to uśmiech.

- Emily, najdroższa, życzę ci wszystkiego najlepszego. Pomyśl tylko - moja mała siostrzyczka markizą Palin. Och, doprawdy, aż brak mi słów.

- Na Jowisza, to o czymś świadczy - pokpiwał John. - Sprawić, że mojej Letty brak słów.

- Kiedy pomyślę o tym wszystkim, co trzeba będzie zrobić... przyjęcia, wyprawa, zaproszenia...

- Spójrz, jak jej błyszczą oczy - zauważyła Emily, jednocześnie starannie zasłaniając Letty przed wzrokiem brata. - Ona to uwielbia.

- A cóż może być bardziej zabawne? - Letty najwidoczniej postanowiła podjąć grę. - Znasz mnie tak dobrze, kochanie. Tylko przyznaj, że nie zaręczyłaś się wyłącznie po to, aby mi sprawić przyjemność. Nie jestem aż taką egoistką, żeby pchać się do ołtarza tylko dlatego, że tak wielką radość sprawiłoby mi przygotowywanie tych wszystkich uroczystości.

W spojrzeniu błękitnych oczu Letty było coś szczególnego, Emily zorientowała się, że szwagierka nie żartuje. Czy to było powodem przerażenia Letty? Czy sądziła, że w jakiś sposób jest odpowiedzialna za decyzję Emily?

- Nie, nie, Letty. - Emily wyciągnęła rękę i ujęła dłoń szwagierki w znaczącym uścisku. - Przysięgam, że ta decyzja miała uszczęśliwić mnie, nie ciebie.

Niewątpliwie miała rację, Letty musiała czuć się winna, bo widać było, jak odprężyła się po tym zapewnieniu. Niemniej jednak w jej spojrzeniu wciąż czaił się pewien niepokój. Emily pomyślała, że zna jego przyczynę, lecz jeśli ma rację, to chodzi o zarzut, na który i tak nie mogłaby odpowiedzieć w możliwy do przyjęcia sposób. Powiedziała szybko, żeby ukryć zakłopotanie:

- Oczywiście, wcale nie jestem pewna, czy będziesz zachwycona, mając zorganizować wesele w tak krótkim czasie. Edward chce wziąć ślub w końcu lipca, tak żebyśmy mogli pojechać w podróż poślubną najpierw do Paryża, a potem do Wiednia na czas trwania Kongresu.

- Co za uroczy pomysł.

Emily dyskretnie skubnęła Letty. Nawet John mógł zauważyć tę uszczypliwość.

- Planuje ślub, ale czy wie, co to znaczy? - dodała Letty ze skruchą.

- Próbowałem go ostrzec, kochanie - powiedział John z komicznym westchnieniem. Najwidoczniej brał wszystko za dobrą monetę. John nie był niewrażliwy, lecz zakładał, że wszyscy są tak wielkoduszni jak on sam. Nie przyszło mu do głowy to, o czym pomyślała Letty, że na plany matrymonialne Edwarda większy wpływ mają jego aspiracje polityczne niż nagłość afektu.

- Wiesz, jak to jest, kochanie - powiedział obejmując żonę ramieniem. - Ci młodzi zakochani po prostu nie chcą słuchać głosu rozsądku.

Młodzi zakochani. W tym rzecz, zdała sobie sprawę Emily, kiedy John wraz z żoną odeszli i zostawili ją samą z jej myślami. Nie byli zakochani, ona i Edward.

Emily na wpół świadomie powędrowała na drugie piętro do pokoju dziecinnego. Bliźnięta zawsze ją rozweselały. Nigdy przy nich nie czuła się winna czy przestraszona z powodu własnych uczynków. Pomagały nawet zapomnieć na chwilę o dręczących ją od czasu do czasu wątpliwościach.

Teraz za późno już było na wątpliwości, lecz właśnie teraz opadły ją silniej niż kiedykolwiek. Nawet szybka gra w ciuciubabkę i biegi z dziećmi na barana nie usunęły zmartwień. Dlaczego musiała należeć do jedynej rodziny w całym wytwornym towarzystwie, w której wierzono w małżeństwa z miłości? Każda inna rodzina przez ostatnie trzy sezony doradzałaby Emily, żeby zabezpieczyła sobie przyszłość, zanim będzie za późno. Wszystkie dziewczęta, z którymi Emily weszła w świat, ostrzeżono, aby nie ulegały romantycznym skłonnościom. Powiedziano im, żeby były praktyczne, żeby były rozsądne, i takie były, i znalazły sobie odpowiednich mężów.

Emily nigdy nie mogła uwierzyć przyjaciółkom, kiedy twierdziły, z przekonaniem, jak je nauczono, że małżeństwa z miłości nigdy nie są szczęśliwe. Jak mogłaby uwierzyć w taki nonsens widząc, jak oddani są sobie jej brat i Letty, jej matka chrzestna i lord Castlereagh? Nie, twierdzenie, że małżeństwa z miłości są niebezpiecznie niepewne, to oczywista nieprawda. Emily przekonała się natychmiast, że zdarzają się niesłychanie rzadko. Wielka miłość nie przychodzi do każdego. Nie przyjdzie do niej.

Ale nie chciała tego wyznać Johnowi. John, ponieważ sam był szczęśliwym małżonkiem Letty, sądził, że każdy może osiągnąć takie samo szczęście. Letty znała zwyczaje świata dużo lepiej niż on. Mogła ich nie lubić, lecz rozumiała.

Odgłos kroków za drzwiami zapowiadał, że Emily wkrótce dowie się dokładnie, jak dalece wyrozumiałą ma szwagierkę.

- Mama! Mama! - ogłosiły bliźniaki.

Nie zważając na swą modną suknię i staranną fryzurę, Letty dołączyła do tria na podłodze dziecinnego pokoju.

- Tak myślałam, że cię tu znajdę - zwróciła się do Emily. - Nie patrz na mnie z takim lękiem. Nie chcę ci dokuczać.

Emily siódmy raz podniosła jedną z zabawek Katy i czekała.

- Chciałabym tylko, żebyś powiedziała mi na pewno, że twoja decyzja nie opiera się na jakimś źle zrozumianym przez ciebie powiedzeniu czy uczynku. Przyszło mi do głowy, że ponieważ w tym roku wskazałam ci kilku dżentelmenów stanowiących dobre partie

- Letty mówiła z trudem - mogłaś opacznie pomyśleć, że chciałabym się ciebie pozbyć.

- Letty! - Emily wpatrzyła się w nią w osłupieniu otworzywszy usta. Zignorowała nawet Coonora, który natarczywie usiłował zwrócić na siebie uwagę.

- Coonor, przestań wieszać się na cioci - automatycznie powiedziała Letty. - Martwię się, że w jakiś sposób sprawiłam, iż poczułaś się niemile widziana, a przecież razem z Johnem bylibyśmy uszczęśliwieni, gdybyś zamieszkała z nami na zawsze. Albo może obawiasz się, że zostaniesz czymś w rodzaju rodzinnego popychadła. To prawda, że zbyt często liczymy na twoją pomoc.

- Rodzinnego popychadła? Nie bądź niemądra, Letty. Nie mogłabyś sprawić, żebym czuła się bardziej pożądana. Bardzo dobrze wiem, że niełatwo ci było rozpoczynać życie małżonki z piętnastoletnią szwagierką na głowie.

Letty w odpowiedzi wykrzywiła się. Bliźniętom wydało się to zabawne i przez chwilę usiłowały wyżebrać powtórkę, po czym same spróbowały naśladować jej minę.

- Wiem też, dlaczego nasyłałaś na mnie tych wszystkich jegomościów - powiedziała Emily, przekrzykując hałas czyniony przez bliźnięta. - Ale to bez sensu. Gdybym mogła się zakochać, z pewnością bym to uczyniła, ale nie sądzę, żebym miała na to jakiś wpływ. A także żaden z tych gości nie wydawał się pałać do mnie namiętnym uczuciem.

- Dlaczego, znam z tuzin dżentelmenów, którzy pobiegną za tobą na najlżejsze skinienie.

Emily ze śmiechem wyplątywała się z uścisku Coonora.

- To prawda. Ale ich uczucia do mnie są bardziej romantyczne niż... niż te, które żywi do mnie Coonor. Mam paru dobrych przyjaciół. Natomiast nie mam konkurentów.

Letty zdawała się czuć niezręcznie, nie mogąc zaprzeczyć temu oświadczeniu.

- A jeśli widzą w tobie tylko siostrę, czyja to wina?

- Och, bez wątpienia moja - radośnie zgodziła się Emily.

- Nie - zaprzeczyła Letty z poważną miną. - Obawiam się, że to mnie należy o to winić. To ja ci wciąż mówiłam, jak masz się zachowywać. "Nie okazuj, jaka jesteś inteligentna - mówiłam - ludzie czują się nieswojo". I jaki jest rezultat?

Emily pochyliła się do przodu, żeby dodać siły swoim słowom.

- Rezultat jest taki, że ludzie nie ziewają w mojej obecności ani nie uciekają z pokoju na dźwięk mojego imienia. Zawarłam też parę cudownych przyjaźni, co w innym wypadku mogłoby się nie zdarzyć, przyjaźni, które - mam nadzieję i ufam - przetrwają przez całe moje życie. Z pewnością nie możesz się winić o to, że nauczyłaś mnie, jak najlepiej postępować w towarzystwie.

- Winić mamę - powiedział Coonor, najwyraźniej w nadziei na następną przejażdżkę na barana.

- Nie, nie winić mamy. - Emily odczekała, aż Letty złapie córkę, która usiłowała wspiąć się na okno, po czym ciągnęła:

- To nie była pochopna decyzja, Letty. Długo i intensywnie zastanawiałam się, czego oczekuję od przyszłości. I to, czego pragnę, to własny dom, rodzina.

Lekko zdyszana z wysiłku, trzymając w objęciach wijące się dziecko, Letty powiedziała:

- Nie rozumiem dlaczego. - Wyciągnęła wstążkę z włosów i wręczyła ją Kate. Nagrodą była chwila ciszy. - Ale czemu teraz? Dlaczego Edward? Dwadzieścia jeden lat to jeszcze nie staropanieństwo. Z pewnością to trochę za wcześnie porzucać nadzieję na coś lepszego. Poczekaj rok albo dłużej.

Emily wstała z podłogi i poczęła się przechadzać.

- Nie widzisz tego, Letty? Stąd się biorą niezamężne ciotki. Czekasz, czekasz i każdego dnia mówisz: "Jeszcze tylko jeden dzień, może jutro coś się wydarzy". Po czym nagle pewnego ranka budzisz się i spostrzegasz, że jest za późno na cokolwiek, na jakąkolwiek zmianę. Odkrywasz, że twoją jedyną rolą w życiu jest zajmować puste miejsce przy stole i występować w charakterze przyzwoitki młodszych dziewcząt.

- Lepsze to, niż obudzić się i odkryć, że jesteś na całe życie związana z mężczyzną, który cię nie obchodzi.

- To nie fair! - Emily odczekała chwilę, żeby lepiej zapanować nad głosem. - Edward mnie obchodzi. Doprawdy, bardzo go lubię. I szanuję. Jest inteligentny i ambitny. NIe pije za dużo... ani nie gra... ani nie zadaje się z upadłymi kobietami.

- Skąd wiesz?

Kąciki ust Emily zadrżały.

- Edward jest rozważny i odpowiedzialny. On jest... dobry dla zwierząt. - Ze śmiechem powróciła na swoje miejsce na podłodze. - Nie jest nieznośny, prawda?

- Nudny jak flaki z olejem - zgodziła się Letty. - Zapomniałaś dodać, że jest niezwykle bogaty i utytułowany.

- Według wszelkich prawideł każdy, mając te zalety - zapomniałaś dodać, że jest nieprawdopodobnie urodziwy - powinien być nudny. Ale on naprawdę nie jest. Jest czarujący.

Letty wstała i otrzepała spódnicę. Jednakże Emily dostrzegła wyraz jej twarzy.

- Jednak nigdy cię nie oczarował, prawda, Letty? - Emily właśnie zdała sobie z tego sprawę. Letty nie aprobowała małżeństwa z Edwardem nie dlatego, że Emily go nie kochała, lecz z powodu samego Edwarda. To była okoliczność, która nigdy nie przyszła jej na myśl.

- Nie mogę zrozumieć. Znasz Edwarda od dziecka. Jak możesz go nie lubić!

Letty pospiesznie podniosła jedno z bliźniąt i poczęła poprawiać coś w dziecinnej fryzurze.

- Nie powiedziałam, że go nie lubię - zaprzeczyła. - I nie znam go od dziecka. Edward przybył do Howe, kiedy miał dwanaście lat. Pochodzi z dalszej linii. Dopiero wtedy... kiedy umarł główny spadkobierca i prawnicy zaczęli szukać innych krewnych.

- Dziwne. Nie wiedziałam, że Edward w dzieciństwie nie stykał się z rodziną. Nigdy nie opowiada o życiu poza Howe.

- Najprawdopodobniej nie chce o tym pamiętać. Zdaje się, że jego ojciec wykonywał jakiś wolny zawód i niezbyt mu się wiodło. A po śmierci ojca żyli wyłącznie z wdowiego dożywocia matki. Nie, to zrozumiałe, że markiz Palin nie chce wspominać tamtych dni.

Myśl, że Edward zataił przed nią ponad połowę swego życiorysu, nie była przyjemna, lecz Emily nie pozwoliła, aby owa myśl rozproszyła jej uwagę.

- Nigdy nie byłaś do tego stopnia pedantką, Letty, żeby z takiego powodu traktować człowieka z góry. To bynajmniej nie tłumaczy twoich objekcji.

Letty westchnęła, niewątpliwie zdając sobie sprawę, iż nie uniknie odpowiedzi.

- Przypuszczam, że nigdy nie przestałam uważać Edwarda za intruza. Tak, wiem, że to głupie. Ale tak długo znałam tę rodzinę. Nie mogę zapomnieć chłopca, który powinien być na jego miejscu.

- To było dziewięć lat temu. Letty. Dlaczego nie lubisz Edwarda dziś?

- No dobrze... myślę, że jest zimny. Nigdy nie kieruje się impulsem. I zbyt dobrze wie, co w końcu przyniesie mu korzyść, jemu i jego karierze. Nie możesz zaprzeczyć, że wygląda na to, iż przez małżeństwo z córką chrzestną lady Castlereagh chce zaspokoić swoje wygórowane ambicje polityczne.

- Nie, nie mogę zaprzeczyć - przyznała Emily. - Ale ty też nie możesz zaprzeczyć, że z równym skutkiem mógłby się ożenić z kobietą wyższego urodzenia i bogatszą. Markiz Palin mógłby poszukać sobie narzeczonej dużo lepiej urodzonej niż córka zwykłego baroneta, dziewczyna, która w posagu przyniesie mu zaledwie mierną sumę.

Sposób, w jaki Letty zacisnęła usta, poinformował Emily, że jej szwagierka z trudem usiłuje się opanować. Chłodnym tonem Letty zmieniła temat:

- Chodźmy, niania rzuca nam jedno ze swoich spojrzeń. Jeśli nie będzie mogła ułożyć dzieci do popołudniowej drzemki, będziemy musiały stawić czoła jej irytacji. Tak, nianiu, już idziemy - obiecała, ostatni raz obejmując maluchy.

Zanim cioci Emily, po uściskaniu żądających tego bliźniąt, udało się wyślizgnąć, Letty zdążyła zniknąć i szczęśliwie wykręcić się od kontynuowania rozmowy. Emily pozostała z uczuciem niezaspokojenia i rozczarowania. Przewidywała że z Letty mogą być trudności, ale nie aż takie. Ta nieoczekiwana wrogość w stosunku do Edwarda, który zawsze zdawał się być przyjacielem rodziny, zaniepokoiła ją. Poczuła się jeszcze bardziej strapiona, gdy uświadomiła sobie, że zależy jej na zrozumieniu i aprobacie szwagierki. Emily uważała się za osobę zdecydowaną. Jeśli jest przekonana, że wychodząc za Edwarda postąpi słusznie, dlaczego chciałaby, aby Letty czy ktokolwiek potwierdził jej zdanie? Jeśli jest przekonana...

Reszta dnia zdawała się wlec w nieskończoność. Emily próbowała spędzić czas nad książką, potem nad igłą, lecz najwyraźniej nie mogła się skupić. Towarzystwo brata i szwagierki jeszcze potęgowało jej niepokój. Nawet bilecik od lady Castlereagh w sprawie jutrzejszego obiadu w Carlton House nie zdołał wyrwać jej z przygnębienia.

Ubierając się na bal Emily próbowała wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu. Nie byłoby dobrze, gdyby Edward ujrzał ją zasępioną. Myślała, że kiedy już podejmie decyzję, odpręży się i poczuje ulgę - jej przyszłość w końcu została ustalona - lecz tak się nie stało.

W takiej właśnie złej chwili Letty zapukała do drzwi i weszła do pokoju. Przede wszystkim przed Letty chciała Emily ukryć swoją niemądrą niepewność.

- Przyszłam przeprosić - ku zdumieniu Emily oświadczyła Letty.

- Prze... Letty, nie trzeba. Wiem, że chciałaś dobrze.

- Tak, tak, nie postąpiłam dobrze, atakując twój wybór i twoją decyzję. Naprawdę rozumiem, dlaczego tak postanowiłaś, naprawdę. Ale, och, Emily, kochana, marzyłam dla ciebie o czymś lepszym.

Emily ujęła dłonie Letty i spojrzała jej w oczy.

- Wychodzę za mężczyznę, którego szanuję i podziwiam, z którym dzielę wiele zainteresowań i którego bardzo lubię.

- Mężczyznę, którym możesz łatwo pokierować - zarzuciła jej Letty trochę złośliwie.

- Mężczyznę, który szanuje moje zdanie i życzenia - sprostowała Emily. - Doprawdy nie wiem, czy mogłabym lepiej trafić.

Kłamała i bez zwątpienia Letty wiedziała o tym, lecz w swej dobroci nie chciała drażnić jej dłużej. Kiedy już obie wytarły łzy, Letty zaoferowała swoje wstrzemięźliwe poparcie:

- Nie mogę powiedzieć, że nie będę się w duchu modliła, abyś doznała jakiegoś objawienia i odwołała całą rzecz, albo, co jeszcze lepsze, abyś przed ślubem spotkała Prawdziwą Miłość, która cię porwie, ale nic już nie powiem. Nie, nawet tobie. Mogę myśleć, że robisz głupstwo, ale będę do końca przy tobie. A teraz, jak to już powiedziałam, musimy się zająć dużo ważniejszymi sprawami, to znaczy twoją suknią na dzisiejszy wieczór.

- Letty, jesteś niepoprawna. - Emily usiadła na łóżku i obserwowała, jak szwagierka przegląda i odrzuca większość jej garderoby.

- Sądziłam, że parę dni temu zdecydowałyśmy, że włożę różową taftową.

Letty odwróciła się i patrzyła na Emily jak na szaloną.

- Tak, zanim okazało się, że to będzie bal, na którym ogłoszą twoje zaręczyny. Wszyscy będą na ciebie patrzyć. Nie możesz mieć na sobie żadnej staroci.

- Różowa taftowa to jedna z sukien, które kupiłyśmy na obchody zwycięstwa. Trudno ją nazwać starocią.

- Może być dostatecznie dobra dla cara Aleksandra i króla Prus, lecz z pewnością nie na ogłoszenie twoich zaręczyn. Różową włożysz jutro do Carlton House - zgodziła się Letty, niedbale zaliczając obiad u księcia regenta do mniej ważnych wydarzeń. - Myślę, że dziś to musi być srebrna gaza.

- Tak, proszę pani - powiedziała potulnie Emily. Złożona przez Letty obietnica Współdziałania i poparcia podniosła ją na duchu.

- Poza tym zakładam, że Edward dziś wieczorem podaruje ci zaręczynowy pierścień Palinów. Na różowym tle wyglądałby okropnie. Białe złoto i szmaragdy!

- Nigdy go nie widziałam, ale brzmi uroczo.

- Prawdę mówiąc jest wyjątkowo brzydki. Och, kamienie są piękne, ale oprawa to starożytna potworność. Prawdopodobnie będziesz musiała oprzeć na czymś rękę, żeby cię nie przeważył na jedną stronę.

Emily, rozbawiona tym pomysłem, uśmiechnęła się, po czym zmarszczyła brwi. Kiedy Letty widziała pierścień zaręczynowy Palinów... miała go na palcu? Ostatnia lady Palin umarła dwadzieścia lat temu albo i więcej, i pierścień, nic Edwarda nie obchodząc, przez wszystkie te lata spoczywał w sejfie w Howe, bolesna pamiątka po ostatniej markizie.

Wciąż zajęta sprawami ubrania Letty wydawała się nie dostrzegać zaskoczenia Emily. Delibrowała nad suknią ze srebrnej gazy.

- Czegoś tu potrzeba... czegoś... Ach, wiem. Mam coś takiego.

Z suknią w rękach Letty wybiegła z pokoju. Kroki jej dały się słyszeć w holu na dole, po czym, prawie natychmiast powróciły. Wkroczyła do sypialni Emily z zagadkowym wyrazem twarzy i małą szkatułką w ręce. Starannie rozłożyła srebrną wieczorową suknię.

- Jeśli naprawdę zamierzasz mieć Palina...

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin