Haasler A. Robert - Kobiety Watykanu.rtf

(645 KB) Pobierz

Robert A Haasler

 

Kobiety Watykanu

 

 

Zamiast wstępu

 

 

„…jeżeli żołnierze nie mają kobiet wykorzystują mężczyzn”

 

/ Arystoteles /

 

 

 

Przedmowa do wydania polskiego

 

              Oddajemy dziś do rąk Czytelnika kolejny, trzeci już tom serii zapoczątkowanej pracą „Tajne sprawy papieży”. W tamtej książce zasygnalizowaliśmy wolę wydawnictwa przedstawienia w ciągu 2-3 lat, w osobnych tomach, pełnej, grzesznej historii Kościoła i papieży. W naszym zamierzeniu, wszystkie rozdziały książki „Tajne sprawy papieży” miały być jedynie skrótem, samodzielnych wydawnictw.

              Tę obietnicę, korzystając z ogromnego zainteresowania i życzliwości czytelników, realizujemy.

              Książka „Kobiety Watykanu jest w tym znaczeniu nawiązaniem do poprzednich dwóch publikacji: wspomnianej „Tajne sprawy papieży” i „Księga zagłady. Przepowiednia na koniec świata”. Przygotowujemy na pierwszą połowę 2000 roku kolejne książki z tej serii: „Życie seksualne w Kościele” i „Zbrodnie w imieniu Chrystusa”. Być może uda nam się w drugiej połowie 2000 roku przygotować jeszcze jedną książkę, poświęconą sprawom pieniędzy, nepotyzmu i bogacenia się możnych rodów papieskich, a szczególnie niektórych źródeł ich fortun, pochodzących z prostytucji, zbrodni i grabieży.

              Grzeszna historia Kościoła nie jest wydawnictwem, które ma obrażać kogokolwiek, bulwersować Jest jedynie próbom spojrzenia na historię najstarszej ze współczesnych instytucji świata niejako od zaplecza. Spoglądamy na nią zza kotar alkowy, więzień, spod katowskiego topora. Można by szukać innych perspektyw w oglądaniu spraw Kościoła np. poprzez historię sztuki, literatury, czy też żartu i dowcipu.

              Autor i wydawnictwo przygotowując książkę „Kobiety Watykanu”, poprzedzili jej publikację ogromną pracą szczegółowej analizy, sporej liczby publikacji wydanych w Polsce, Niemczech, Francji, Anglii, USA i we Włoszech. W wielu miejscach przytoczyliśmy, więc fakty i wydarzenia, które Czytelnik znajdzie w tych publikacjach. Z całą pewnością nie ma jednak w Polsce, a może nawet w Europie książki podobnej. Nigdzie, w „jednym miejscu” nie znajdzie Czytelnik tylu faktów, opisu tylu wydarzeń. Także cała seria wydawnicza „Grzeszna historia Kościoła” jest ewenementem w skali Europy.

              Wdzięczni jesteśmy wszystkim czytelnikom, szczególnie tym, którzy w licznej korespondencji z Autorem i wydawnictwem dzielili się swoimi uwagami, spostrzeżeniami, podpowiedziami, a i słowami zachęty. Będziemy zaszczyceni, gdy zechcecie Państwo towarzyszyć nam do samego końca.

 

***

 

              Średniowieczna dama, żaliła się „Smutne to zaiste, że miłość zawsze jest grzechem”. Kościół, podobnie jak całą epokę średniowiecza targała od wewnątrz paranoiczna sprzeczność. Strach przed grzechem i karą, a przy tym dążenie do zapewnienia sobie szczęścia życia wiecznego, pozostawał zawsze pod obsesją seksu. Seksualizm był dla Kościoła problemem, z którym nie poradził sobie przez ponad 1500 lat, ani w znaczeniu teologicznym ani w codziennym życiu jego wielkich przedstawicieli. Był też tym problemem, który leżał u podstaw największego podziału chrześcijaństwa sprzed blisko pięciuset laty – choć nie pierwszego w jego dziejach.

              Dziś w krajach cywilizacji łacińskiej, ponownie szczyty popularności przeżywa średniowieczna literatura miłosna. Zainteresowania opowieściami Boscacia, „Sonetami” Petrarki, „Opowieściami kanterberyjskimi” Geofreya Chaucena, czy „Aucassin et Nicolette” i francuskimi, „fabliaux”, wykracza daleko poza walory literackie tych dzieł. Są nieocenionym źródłem informacji ożyciu codziennym epoki. Pełno w nich opowiastek o przygodach księży, mnichów i kobiet. „Opowieści kanterberyjskie” składają się właśnie z różnych historyjek, opowiadanych sobie przez pielgrzymów w drodze do grobu św. Tomasza w katedrze w Cantenbury. Szerzej do tych spraw wrócimy w specjalnym rozdziale książki „Życie seksualne w Kościele”. Spróbujemy także prześledzić w tej książce dzieje myśli św. Tomasza z Akwinu, dopuszczające, a nawet zalecające księżom utrzymywanie stosunków z prostytutkami. Akt płciowy miał przecież zachęcać mężczyzn do działania. Spróbujemy prześledzić historie prostytucji, a przy tej okazji żywoty rzymskich kurtyzan, których dwór papieski nie był obcy. Spróbujemy wreszcie przedstawić przypadki homoseksualizmu zarówno na szczytach władzy duchowej, jak i w zaciszach klasztorów. Postaramy się si także spojrzeć na te sprawy nie tylko z perspektywy historycznej, przedstawiając kilka przykładów jakby z „ostatniej chwili”.

              Obecna publikacja pt. „Kobiety Watykanu” i przytaczana pt. „Życie seksualne w Kościele” będą się wzajemnie uzupełniały. Zbudowane są podobnie. W pierwszych rozdziałach zastanawiamy się nad problemami ogólnymi, odnosząc się do źródeł religii chrześcijańskiej, nauk Ojców Kościoła, w następnych natomiast przedstawiając konkretne przypadki. Zamierzonym celem wydawnictwa jest, aby dwa kolejne tomy serii „Kobiety Watykanu” i „Życie seksualne w Kościele” ukazały się niejako wspólnie. Oba bowiem się uzupełniają. Tak jak uzupełniają się w naukach Ojców Kościoła seks i kobiety. Bo przecież seks bez kobiet musiał być grzechem najcięższym. Nie bez przyczyny, więc przypomnieliśmy na wstępie słowa Arystotelesa. Temu wątkowi poświęcimy specjalny rozdział w kolejnym tomie serii.

              Z całą pewnością nie udało się ani Autorowi, ani wydawnictwu wyczerpać tematu. Ten zamiar, choć szczytny, byłby zupełnie nie realny. Już we wstępie do „Tajnych spraw papieży”, pisaliśmy, że naszym celem jest jedynie próba rekonesansu, próba zadania pytań, próba zainteresowania Czytelników pasjonującą przecież nauka historii. Wtedy cytowaliśmy słowa Świętego Jana „I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi” (J.8,32). I ta książka nie jest pisaniem historii od nowa. Jest przypomnieniem. A odwołując się także do części listów, pogróżek, raz jeszcze zapewniamy, że w żadnym wypadku nie było naszym celem obrażanie kogokolwiek. Odrzucamy ponowne posądzenia o propagandowym wymiarze książki. Liczne mity, fałszywe twierdzenia obce są inicjatywom i tego wydawnictwa, i całej serii pt. „Grzeszna historia Kościoła”. Wierzymy, że Czytelnicy obiektywnie przyjmą tę pracę i tym samym zachęceni zostaną do dalszych samodzielnych poszukiwań prawdy. „Prawda, bowiem was wyzwoli”.

              I ta książka nie jest historia papieży, historią papiestwa, czy też historią Kościoła. Jest z natury rzeczy wyłącznie prezentacja części faktów z bogatych dziejów.

 

***

 

              Autor i wydawcy dziękują

Ą wszystkim osobom i instytucjom, które pomogły w przygotowaniu tego wydawnictwa. Bibliotekom, archiwom, pracownikom nauki, tłumaczom, informatykom, a szczególnie znawcom internetu, bez pomocy, których nie byłoby możliwe dotarcie do części publikacji zwłaszcza z Niemiec, USA i W. Brytanii. Wdzięczni jesteśmy najbardziej bibliotekarzom, którzy przygotowali specjalnie dla polskiego Czytelnika listę wydawnictw dostępnych w Polsce i w języku polski. Listę tę zamieszczamy na końcu książki. Bez Waszej pomocy nie moglibyśmy przygotować ani tej książki, ani pozostałych.

 

 

 

Rozdział I

 

Kobiety – przekleństwo Kościoła?

 

              Ewa powstała z żebra Adama. Stworzył ją Bóg po Adamie i zwierzętach danych mu pod zarząd. Stworzona jako ostatnia w kolejności kobieta miała być „ukoronowaniem” boskiego dzieła. Stało się jednak inaczej.

              W tradycji judeochrześcijańskiej kobieta jest czymś gorszym. Wprawdzie to Arystoteles nazwał kobietę „okaleczonym mężczyzną”, ale miano to przyswoili sobie ochoczo Żydzi i chrześcijanie. Tomasz z Akwinu uważał, że kobieta już w chwili urodzenia ma za sobą pierwsze niepowodzenie: sama w sobie jest niepowodzeniem, „czymś, co nie jest w sobie zamierzone, lecz pochodzi z defektu”. Kobieta w Kościele katolickim traktowana jest, więc jako twór zastępczy. Jest w swoim rozwoju niedoszłym mężczyzną. Lokuje się na poziomie dziecka. Święty Tomasz z Akwinu twierdził także, że kobieta „potrzebuje mężczyzny nie tylko do płodzenia i wychowania dzieci, ale także jako swego władcy”. Ten zaś ma większy rozum, siłę i cnotę.

              Tymczasem Europa, zanim znalazła się pod wpływem judaizmu, a potem chrześcijaństwa, nie miała w pogardzie kobiet. Wręcz przeciwnie – czciła je pod postaciami kobiecych bóstw Afrodyty czy Wenus. Zresztą Europa nie była wcale odosobniona w tym względzie. Cały niemal świat starożytny podlegał kultowi egipskiej bogini Izydy, która w Mezopotamii miała odpowiednik w postaci „Niebiańskiej Królowej” – bogini Isztar. Seksualność utożsamiana z kobiecością była deifikowana. Kres temu położył żydowski Bóg Jahwe. Jego zwycięstwo skazało kobietę – boginie nieodwołalnie na banicję, a seksualność z ołtarza została strącona do piekieł. Odkąd panować zaczął nad światem groźny Jahwe, boskość uległa redukcji do jednego boga i to płci męskiej. Wszystko, co było kobiece, zostało, więc odrzucone. Wszystko, co było kobiece, stało się gorsze. Kobiety stały się ludźmi niższej kategorii. Jeszcze do dziś w porannych modlitwach ortodoksyjny Żyd dziękuje Bogu, że nie stworzył go kobietą. A ortodoksyjna Żydówka odmawia pełną rezygnacji formułkę” „Dzięki Ci, Panie wieczny, Boże władco świata, który mnie stworzyłeś wedle własnej woli”.

              Jest w Biblii perła poezji erotycznej – „Pieśń nad pieśniami”. Nie znamy nazwiska jej autora, żyjącego najprawdopodobniej miedzy 400 a 200 rokiem pne Biblia gloryfikuje patriarchat, tym bardziej, więc jest zastanawiające, jakim cudem w „Pieśni nad pieśniami” strona aktywniejszą jest kobieta? To ona znacznie częściej zabiera głos, opowiada o swych rozterkach i pragnieniach, opisuje swego ukochanego. Jest – jak byśmy to dziś ujęli – kobietę wyzwoloną, pozbawioną pruderii, świadomą tego, czego chce i co może sama ofiarować ukochanemu mężczyźnie.

              Wyznawcy judaizmu teks ten uznali za alegorię miłości Boga do jego ludu. Chrześcijanie potraktowali go jako wyraz wzajemnej miłości miedzy Chrystusem i jego Kościołem albo nawet miedzy Chrystusem a Marią. Jednak to nie „Pieśń nad pieśniami” ukształtowała w judaizmie i chrześcijaństwie wizerunek kobiety, lecz zupełnie inny rozdział Biblii – Księga Genesis, ta, w której Ewa namówiła Adama do grzechu.

              Ewa nazwana została przez Ojców Kościoła ucieleśnieniem zła. A przecież biblijna opowieść o stworzeniu pierwszych ludzi mówi, że kobieta jest w pewnym sensie darem bożym dla mężczyzny. Dając mu kobietę, Bóg daje mu istotę, którą mężczyzna może pokochać, dzięki której będzie mógł poznać miłość. Kobieta jest dopełnieniem mężczyzny, tak jak mężczyzna jest dopełnieniem kobiety. Adam był jednak człowiekiem bezwolnym. Zdawał się mówić: „Jakim mnie panie Boże stworzyłeś, takim mnie masz”. Ewa poszukiwała, ale jej chęć posiadania na własność samej siebie stała się przyczyną grzechu pierworodnego.

              I tak z biblijnej opowieści o uwiedzeniu Adama przez Ewę wynika dominacja mężczyzn nad kobietami, Ewa zaopatrzona została zaś w jabłko, które stało się jej nieodłącznym atrybutem, wyobrażeniem grzechu. Pramatka stała się zaś synonimem grzechu. Zerwanie jabłka przez skuszoną przez szatana Ewę doprowadziło do poznania dobra i zła. Jednak to poznanie ograniczyło się do rozpoznawania własnej nagości i wywoływanego nią pożądania seksualnego. I tak seks stał się grzechem.

              Ewę obciążono odpowiedzialnością nie tylko za grzech seksualności, ale i za śmierć. Przez Ewę ludzie stali się śmiertelnymi, co w raju było nieznane. Grzech pierworodny kobiety w konsekwencji doprowadził też do tego, że Syn Boży Jezus, który stał się człowiekiem, musiał ponieść śmierć męczeńska na krzyżu. Za to też była odpowiedzialna Ewa.

              Za nieposłuszeństwo i nadmierna ciekawość Ewę spotkała dotkliwa kara. A ponieważ Jahwe był wyznawcą odpowiedzialności zbiorowej – kara ta spadła tym samym na wszystkie kolejne pokolenia kobiet: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będzie kierowała swe pragnienia, on zaś panował będzie nad tobą”. Zdanie to przypieczętowało w judaizmie panowanie mężczyzny nad kobietą.

              Od wygnania Ewy i Adama z raju kobieta, w dodatku samotna kobieta, nie budziła w Hebrajczykach szacunku, dlatego niewiasty pojawiają się w Biblii rzadko ukazywane są dla nich samych. Jedynym celem zawierania związku małżeńskiego było spłodzenie potomstwa, a tylko ślub dawał mężczyźnie gwarancję, że dzieci są jego. Żona, która nie potrafiła urodzić mężowi dzieci, mogła się spodziewać odtrącenia i tak tez się najczęściej działo. Wyjątkiem był Abraham, który nie chciał rozstawać się z tego właśnie powodu z piękną Sarą, za to w końcu Bóg go wynagrodził. Podobnie Jakub cierpliwie dąży do poślubienia Racheli i równie cierpliwie czekający na jej potomstwo.

              Kobieta nie miała żadnych praw. Nawet w czasach Jezusa wystarczyło, że gdy rozmawiała z obcym mężczyzna na ulicy, mąż mógł ja odprawić i to bez zwrotu „zapisu ślubnego”. Rozmawiać z kobietą na ulicy uchodziło za hańbę nawet dla ucznia rabbiego, a cóż dopiero dla samego rabbiego. Kobieta powinna w ogóle schodzić z oczu mężczyźnie. Przemykać cichcem, przepraszając, że w ogóle żyje.

              Opowieści o biblijnych kobietach siłą rzeczy są, więc opowiadaniem o ich mężach, synach – bo to przecież oni decydowali o ich losach. A byli bezwzględni. Taj jak Abraham, który raczył się wdziękami pięknej, acz długo niepłodnej żony, ale nie zawahał się kupczyć nią przy byle okazji, jeśli na drodze stanął mu ktoś potężniejszy niż on. Robił to dla osiągnięcia zysku i dla zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Miał jako mężczyzna prawo rozporządzać ciałem i wolnością Sary. Podobnie zachowywał się Lot wobec swych córek. Gdy przyjechali do niego goście, a rozpustni mieszkańcy Sodomy chcieli z nimi poswawolić, wtedy Lot zdecydował się oddać własne córki, byle tylko nie pogwałcić świętego prawa gościnności. Kupczył ich godnością, by chronić godność mężczyzn. Mógł to zrobić, bo godność kobiety miała na kartach Biblii znacznie mniejszą wartość niż godność mężczyzny. Była godnością gorszej kategorii, bo naznaczona seksualnością.

              Jak zdeterminowane są swą seksualnością kobiety, może świadczyć dalsza historia córek Lota. Kiedy ich matka zamieniła się w słup soli, a świat pod postacią Sodomy i Gomory uległ zagładzie i zostały sam na sam z ojcem, dla podtrzymania gatunku córki Lota spiły ojca i spółkowały na zmianę z nim. Przeświadczone, że w obliczu zagłady, na nich spoczywa troska o przetrwanie gatunku ludzkiego, nie zawahały się, więc nawet przed kazirodztwem. Ta właśnie postawa została przyjęta z uznaniem przez Ojca Kościoła, Orygenesa zmarłego w 253 roku. Uznał on, ze nie można potępić córek, Lota, które z braku mężów zapewniły sobie potomstwo przez seksualne obcowanie z własnym ojcem. Po tym akcie, kiedy stały się płodne i urodziły synów, całkowicie zrezygnowały ze współżycia. Były, więc, dla Orygenesa budującym przykładem dla innych kobiet, z których większość niestety nieustannie ulega żądzy, a są w tym gorsze od zwierząt, gdyż zwierzęta po zapłodnieniu przestają pragnąć stosunków seksualnych, a one nigdy nie mają dosyć.

              Nie znamy reakcji, Orygenesa na dzieje Rebeki, żony Izaaka. Rebeka wychodziła z przekonania, że mężczyzna jest, co prawda głową rodziny, ale to kobieta nią kręci. Podstępem, więc wyłudziła dla faworyzowanego przez siebie syna, młodszego z bliźniaków, Jakuba, błogosławieństwo ojca przynależne najstarszemu synowi. Potrafiła wlać w Jakuba wiarę, że wszystko wcale nie jest z góry przesądzone.

              O Jakuba zaś rywalizowały dwie siostry – Rachela i Lea, posiadał je obie i obie uważane są za pramatki Izraela. Logiczna konsekwencją propagowanej przez Biblię dominacji mężczyzn nad kobietami było, bowiem, że mężczyzna zależnie od stopnia swej zamożności mógł sobie pozwolić na wiele żon, a także na konkubiny. Kobietę natomiast obowiązywała bezwarunkowa wierność jednemu małżonkowi. Dopiero około 1000 roku ne rabbi Gerschom ben Jehuda z Moguncji ogłosił jednożeństwo związkiem obligatoryjnym, w każdym razie dla Żydów mieszkających w Europie.

              Nic, więc dziwnego, że Dawid bez skrępowania sięgał po żony innych. Abigail była żoną Nabala, który naraził się Dawidowi odmawiając mu żywności dla jego żołnierzy. By chronić męża przed zemstą króla, Abigail sama próbowała załagodzić jego gniew. Kiedy dziesięć dni później Pan poraził Nabala i ten umarł, Dawid posłał po Abigail i uczynił ją swą żoną. Dlatego by posiąść Batszebie, żonę Uriasza Chetyty, nie zawahał się przed zamordowaniem jej męża. Abigail i Batszebie są jednymi z nielicznych na kartach Biblii wdów, którym powtórnie udało się wyjść za mąż. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa zostałyby one osądzone od czci i wiary, jako że Ojcowie Kościoła uważali, iż kobieta nie powinna po raz drugi wychodzić za mąż po śmierci męża.

              Batszebie była chyba wyjątkową kobietą, bo jej syn Salomon, który zmieniał kobiety jak rękawiczki, naprawdę kochał jedynie ją.

              Wyjątkową niewiastą była też Debora, żona Lappidota, która zaczęła sprawować sądy nad Izraelem. Zasiadała pod drzewem palmowym i wydawała wyroki. Była obdarzana wielkim poważaniem i dysponowała realną władzą. Była prorokinią, przekazującą ludowi Izraela wolę Boga.

              Dalila przeszła do historii tym, że nie zawahała się podstępnie obciąć włosów Salomonowi, pozbawiając go w ten sposób siły. Stała się najlepszym przykładem powiedzenia, że gdy „diabeł nie może, tam kobietę pośle”.

              Na ogół jednak kobiety w Biblii były całkowicie poddane mężczyznom. Zmienić to próbował – jak się okazało bezskutecznie – Jezus. Nie był ani ascetą, ani chwalcą dziewictwa. Był za to przyjacielem kobiet, pierwszym i jednocześnie ostatnim w Kościele.

              Wobec kobiet zachowywał naturalny sposób bycia, zatrzymywał się i rozmawiał z nimi nawet na ulicy – czego do tej pory mężczyźnie nie wolno było uczynić. Jezus korygował obyczaje lekceważące kobietę, rysując ideał jedności i stawania się jednią w małżeństwie, ale ziarno jego nauki nie wydało owoców. Za to zrodziły chwasty, bowiem nauka Jezusa o znaczeniu stawania się jednym ciałem przeistoczyła się w hymn na cześć celibatariuszy jako eunuchów dla królestwa niebieskiego. Żyjący w celibacie teolodzy wzywali nie do jedni, a do bezżenności. Po śmierci Jezusa szybko Ojcowie Kościoła zapomnieli o szacunku, jaki okazywał kobietom Jezus – nawet tym, które uważane były za jawnogrzesznice. Mężczyźni pod tym względem nie mieli ochoty naśladować swego Pana.

              Z początku ośmielone przez Jezusa, zrównane z mężczyznami, kobiety były bardzo aktywne w ekspansji młodego Kościoła. Wygłaszały kazania podczas nabożeństw, prorokowały – prorokinie chrześcijańskie pojawiły się wcześniej niż prorocy, były diakonisami – jak Febe, Junia. Zaczęły dominować liczebnie w chrześcijaństwie i właśnie dzięki nim ta nowa religia przeniknęła do warstw wykształconych. Zdarzały się takie niewiasty, które tworzyły gminy, bądź im przewodziły. W czasach apostolskich istniała kategoria wdów gminnych i diakonis, po części odpowiadająca funkcji prezbitera.

              Przewaga kobiet w chrześcijaństwie jest widoczna jeszcze na początku IV wieku. Ale już w trzecim stuleciu zabroniono im wszelkiej posługi kapłańskiej podczas nabożeństw. A jeszcze wcześniej, bo już w drugim wieku pewien autorytatywny Ojciec Kościoła uznał prorokinie za istoty opętane przez demony.

              Tak oto zajmujący kierownicze pozycje w Kościele mężczyźni zaczęli przejawiać w stosunku do kobiet postawę będącą jakąś mieszaniną pełnego zahamowań lęku, nieufności i arogancji. U podstaw zniesławiania kobiet w Kościele legła myśl, że kobieta jako istota nieczysta stoi w opozycji do sacrum. Wszystkie represje skierowane później przeciwko kobietom ich wypieranie z urzędów kościelnych, oczernianie, wyklinanie, dowodzą, że cała hierarchia Kościoła jest jednym długim pasmem prymitywnej męskiej tyranii wobec kobiet. I ta tyrania trwa po dziś dzień.

              Kobieta w oczach Ojców Kościoła stała się jego przekleństwem. Jest wyłącznie istotą cielesną, niskiego rzędu, uwodzicielką mężczyzny. Jest po prostu grzesznicą Ewą.

              Nic więc dziwnego, że ulubionym cytatem kościelnych dygnitarzy było powoływanie się na 1 List do Koryntian św. Pawła, w którym pisał, że kobieta ma milczeć w Kościele. Paweł, mężczyzna nieżonaty – okazał się pierwszym wrogiem kobiet utożsamianych wyłącznie z seksem. „Dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą” – mówił.

              Podporządkowanie kobiety mężczyźnie stanowiło odtąd postulat teologów na przestrzeni dziejów Kościoła i jest takim postulatem nadal w zdominowanym przez mężczyzn Kościele współczesnym. Na domiar złego ma charakter dogmatu odwołującego się do woli Boga.

              Tertulian nazwał kobietę „bramą, przez którą wdziera się diabeł”. Przypisał jej winę za śmierć Jezusa. To ona dopuściła do siebie diabła, pierwsza naruszyła prawo boskie i skusiła tego, do którego diabeł nie miał przystępu – szlachetnego mężczyznę. Z uwielbieniem Tertulian przywoływał cytat z Nowego Testamentu, w którym chwaleni są ci, „którzy z kobietami się nie splamili”.

              A tymczasem Jezus nigdy się nie wypowiadał w sprawach celibatu. Prawie wszyscy apostołowie byli żonaci. Jednak od II wieku Ojcowie Kościoła manipulują informacjami Piotra, pierwszego „papieża”, który był żonaty i miał dzieci przedstawiają jako tego, który unikał każdego miejsca, gdzie przebywała jakaś niewiasta. Robią z niego wroga kobiet i przypisują mu powiedzenie, że niewiasty nie zasługują na życie.

              W przypadku apostoła Jana Ojcowie Kościoła, akcentują jego dziewiczość, za plus przypisując mu to, że ponoć nie znał przyjemności zmysłowej, jaka daje kobieta. Orygenes tak się zapatrzył w ten wizerunek, że jako dwudziestoletni młodzieniec sam pozbawił się męskości. Zarówno on, jak i inni Ojcowie Kościoła stają się fanatykami czystości, traktującymi seks jako zło, a każdą kobietę jako naśladowczynie biblijnej Ewy, która dała się skusić diabłu.

              Najlepszym przykładem takiej schizofrenii jest św. Augustyn, który w młodości i w wieku dojrzałym folgował namiętnościom swego ciała, mając dwie kochanki i dziecko z pierwszą z nich. Dopiero po chrzcie, posiłkując się przykładami z własnego bogatego życia erotycznego, uznał Ewę za przyczynę wszelkiego zła. Był bardzo niezadowolony z faktu, że akt płciowy nie może się odbyć bez podniecenia erotycznego. Rozpowszechniał brednie, że penis, w odróżnieniu od ręki czy języka, poddaje się wyłącznie emocjom, za nic ma nakazy woli i rozumu. Dlatego człowiek wstydzi się, spełniając akt płciowy. Gdyby człowiek nie został wygnany z raju – i to przez zachowanie Ewy – mógłby płodzić w stanie obojętności emocjonalnej.

              Żadna sprawa nie absorbowała Ojców Kościoła tak, jak życie seksualne wiernych. Dlatego biskupi zażądali od kobiet wyparcia się ich płci. Jedynym ratunkiem dla kobiet miało być odrzucenie seksu, czyli zachowanie dziewictwa albo rezygnacja z życia erotycznego po ustaniu zdolności rodzenia lub śmierci małżonka. Zalecali, więc praktyki ascetyczne, które miały na celu unikniecie macierzyństwa, wyrzeczenie się własnej płci i uwolnienie od winy przez jej „odkupienie”. W cenie było, więc „umartwianie ciała”.

              Jest też i w cenie dzisiaj, skoro papież Jan Paweł II na ołtarze wyniósł błogosławiona Kingę – tę, która nie chciała współżyć z własnym mężem i stawia ją jako wzór do naśladowania młodym kobietom. Gdyby pójść za tym głosem, to konsekwentna abstynencja seksualna czy wręcz „świętość” wymagana od kobiet mogłaby spowodować wymarcie ludzkości.

              Kobieta w Kościele została pozbawiona odpowiedzialności za własna seksualność. Atrybuty jej płci uznano za oręż szatana, którym ów posługiwał się, aby „skusić” także mężczyznę. Kusiła również aniołów, bowiem wedle nauk głoszonych przez Kościół, jedna z przyczyn ich buntu był fakt, że nawiązywali oni stosunki seksualne z ziemskimi kobietami. Kobieta podlegała bezwarunkowo mężczyźnie. Bo, jak głosił w kazaniu o płazach biskup Bazyli, mężczyzna jest częścią Kościoła, „i to częścią najprzedniejszą”.

              A tymczasem męskie kompleksy i poczucie winy zdały się w Kościele w pogardę okazywana naturze ludzkiej. Jej źródłem był zafałszowany obraz seksualności utożsamianej wyłącznie z kobietą. Nic, więc dziwnego, że Zenobiusz z Werony uznał „podeptanie natury” za najchwalebniejszy przejaw cnoty chrześcijańskiej.

              W cenie była asceza. Bazyli zabraniał, więc wiernym nie tylko wszelkich uciech, ale i śmiechu. Kazał spuszcz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin