Richmond Emma - Zielone wzgórza Madery - Romantyczne podróże 18.pdf

(735 KB) Pobierz
142756805 UNPDF
Emma Richmond
Zielone wzgórza
Madery
Tytuł oryginału: Deliberate Provocation
0
142756805.181.png 142756805.192.png 142756805.203.png 142756805.214.png 142756805.001.png 142756805.012.png 142756805.023.png 142756805.034.png 142756805.045.png 142756805.056.png 142756805.067.png 142756805.078.png 142756805.089.png 142756805.100.png 142756805.111.png 142756805.122.png 142756805.133.png 142756805.144.png 142756805.145.png 142756805.146.png 142756805.147.png 142756805.148.png 142756805.149.png 142756805.150.png 142756805.151.png 142756805.152.png 142756805.153.png 142756805.154.png 142756805.155.png 142756805.156.png 142756805.157.png 142756805.158.png 142756805.159.png 142756805.160.png 142756805.161.png 142756805.162.png 142756805.163.png 142756805.164.png 142756805.165.png 142756805.166.png 142756805.167.png 142756805.168.png 142756805.169.png 142756805.170.png 142756805.171.png 142756805.172.png 142756805.173.png 142756805.174.png 142756805.175.png 142756805.176.png 142756805.177.png 142756805.178.png 142756805.179.png 142756805.180.png 142756805.182.png 142756805.183.png 142756805.184.png 142756805.185.png 142756805.186.png 142756805.187.png 142756805.188.png 142756805.189.png 142756805.190.png 142756805.191.png 142756805.193.png 142756805.194.png 142756805.195.png 142756805.196.png 142756805.197.png 142756805.198.png 142756805.199.png 142756805.200.png 142756805.201.png 142756805.202.png 142756805.204.png 142756805.205.png 142756805.206.png 142756805.207.png 142756805.208.png 142756805.209.png 142756805.210.png 142756805.211.png 142756805.212.png 142756805.213.png 142756805.215.png 142756805.216.png 142756805.217.png 142756805.218.png 142756805.219.png 142756805.220.png 142756805.221.png 142756805.222.png 142756805.223.png 142756805.224.png 142756805.002.png 142756805.003.png 142756805.004.png 142756805.005.png 142756805.006.png 142756805.007.png 142756805.008.png 142756805.009.png 142756805.010.png 142756805.011.png 142756805.013.png 142756805.014.png 142756805.015.png 142756805.016.png 142756805.017.png 142756805.018.png 142756805.019.png 142756805.020.png 142756805.021.png 142756805.022.png 142756805.024.png 142756805.025.png 142756805.026.png 142756805.027.png 142756805.028.png 142756805.029.png 142756805.030.png 142756805.031.png 142756805.032.png 142756805.033.png 142756805.035.png 142756805.036.png 142756805.037.png 142756805.038.png 142756805.039.png 142756805.040.png 142756805.041.png 142756805.042.png 142756805.043.png 142756805.044.png 142756805.046.png 142756805.047.png 142756805.048.png 142756805.049.png 142756805.050.png 142756805.051.png 142756805.052.png 142756805.053.png 142756805.054.png 142756805.055.png 142756805.057.png 142756805.058.png 142756805.059.png 142756805.060.png 142756805.061.png 142756805.062.png 142756805.063.png 142756805.064.png 142756805.065.png 142756805.066.png 142756805.068.png 142756805.069.png 142756805.070.png 142756805.071.png 142756805.072.png 142756805.073.png 142756805.074.png 142756805.075.png 142756805.076.png 142756805.077.png 142756805.079.png 142756805.080.png 142756805.081.png 142756805.082.png 142756805.083.png 142756805.084.png 142756805.085.png 142756805.086.png 142756805.087.png 142756805.088.png 142756805.090.png 142756805.091.png 142756805.092.png 142756805.093.png 142756805.094.png 142756805.095.png 142756805.096.png 142756805.097.png 142756805.098.png 142756805.099.png 142756805.101.png 142756805.102.png 142756805.103.png 142756805.104.png 142756805.105.png 142756805.106.png 142756805.107.png 142756805.108.png 142756805.109.png 142756805.110.png 142756805.112.png 142756805.113.png 142756805.114.png 142756805.115.png 142756805.116.png 142756805.117.png 142756805.118.png 142756805.119.png 142756805.120.png 142756805.121.png 142756805.123.png 142756805.124.png 142756805.125.png 142756805.126.png 142756805.127.png 142756805.128.png 142756805.129.png 142756805.130.png 142756805.131.png 142756805.132.png 142756805.134.png 142756805.135.png 142756805.136.png 142756805.137.png 142756805.138.png 142756805.139.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Justine otworzyła oczy, rozejrzała się dokoła i z wysiłkiem
zamrugała. Liczyła na to, że mgliste kontury otaczającego ją świata
nabiorą ostrości, ale nic takiego się nie stało. Widziała tylko drobinki
kurzu, które tańczyły w promieniach słońca, sączących się przez
półprzymknięte żaluzje. Obrazy przelatujące przez jej głowę były
równie niekonkretne i efemeryczne jak kurz, któremu przyglądała się
z takim napięciem. Przypominały klatki starego, wyblakłego filmu,
który ktoś puścił od końca. Westchnęła zniechęcona. Zasypiając miała
nadzieję, że gdy się obudzi, wróci jej pamięć. Tymczasem dalej w
głowie miała kompletną pustkę.
Przeniosła wzrok na wazon żonkili stojących na małej szafce
obok jej łóżka. Kwiaty zasłaniały kartkę, zadrukowaną drobnym
maczkiem. A jeśli na tej kartce znajduje się odpowiedź na dręczące ją
pytania? Nie! Z pewnością był to tylko szpitalny regulamin - lista
nakazów i zakazów, które w tej chwili obchodziły ją mniej niż
zeszłoroczny śnieg. Teraz interesował ją jedynie wypadek
samochodowy. Lekarz powiedział, że przywieziono ją do szpitala po
wypadku. Ona sama, mimo złamanego nadgarstka oraz licznych
obrażeń i siniaków, nie przypominała sobie żadnej katastrofy.
Podobno takie rzeczy się zdarzają. Wstrząs pourazowy. Chyba w
ten sposób się wyrazili. Usłyszała też, że miała szczęście. Po kilku
dniach wszystko powinno wrócić do normy.
1
142756805.140.png
Takie zapewnienia doprowadzały Justine do białej gorączki. Nie
znosiła momentów, w których życie wymyka się spod kontroli.
Musiała być panią samej siebie. Poprzysięgła to sobie w dzieciństwie,
kiedy każdy jej krok uzależniony był od łaski innych. Nie dopuści,
żeby teraz powtórzyła się podobna sytuacja!
Potrząsnęła głową, zmuszając umysł do skupienia. Do diabła!
Cóż ona robiła w samochodzie swojego kuzyna, Dawida? Przecież ma
własny. Nigdy dotąd nie pożyczała od Dawida samochodu! Spojrzała
ze złością na ciężki gips, który unieruchamiał jedną jej rękę i
niecierpliwym gestem drugiej odsunęła z twarzy kosmyki długich,
prostych włosów.
Skrzypnęły otwierane drzwi. Justine poczuła ulgę, że ktoś
przerwie jej bezowocne rozmyślania. Odwróciła głowę i zadowolenie
prysło jak bańka mydlana. To był Kiel Lindstrom. Okazała się zbyt
wielką optymistką, wmawiając sobie, że ten facet na pewno nie wróci.
Niestety, wrócił, a ona nie miała sił na dalsze spory. Była pewna, że
zaraz się pokłócą, bo z tym strasznym człowiekiem nie dało się
inaczej rozmawiać.
- No i co? Przypomniałaś coś sobie? - zaczął od progu.
- Nie - odpowiedziała krótko, dzielnie znosząc przenikliwe
spojrzenie zimnych, zielonych oczu. - A jeśli przyszedłeś tu
prowadzić śledztwo, powiem ci od razu, że tracisz czas. Nie mam
pojęcia, co robiłam tamtego ranka ani dlaczego prowadziłam
samochód Dawida. Może po prostu go od niego pożyczyłam.
- Dlaczego miałabyś pożyczać samochód?
2
142756805.141.png
- Już ci powiedziałam, że nie wiem. Gdybym wiedziała, nie
robiłabym z tego tajemnicy.
Powiedziałaby mu choćby po to, żeby pozbyć się go raz na
zawsze. Dzisiaj rano pojawił się w jej pokoju jak dziki wiking, który
właśnie zszedł z łodzi, żeby rabować, pustoszyć i gwałcić. Ciarki
przechodziły ją po plecach na samo wspomnienie ich ostatniej
rozmowy, w połowie której Justine zapadła w sen, co na pewno
doprowadziło go do furii.
- I przestań się czepiać. To mnie irytuje - dodała.
- Ciebie wszystko irytuje - odparował.
Nie było sensu się sprzeczać. W gruncie rzeczy miał rację.
- Bardzo celne spostrzeżenie - przyznała słodkim tonem.
Popatrzył na nią z wyraźną niechęcią.
- Myśl! - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Przecież myślę! Niczego innego nie robię, od kiedy tu jesteś.
- I co?
- I nic! A jeśli będziesz dalej na mnie wrzeszczeć, na pewno
niczego sobie nie przypomnę.
Spojrzał na nią pogardliwie i odwrócił się do okna. Rozchylił
żaluzje i udawał, że przygląda się czemuś na dworze.
- Przyznaj się lepiej, że masz zamiar wszystko utrudniać, bez
względu na to, jakim tonem mówię - rzucił.
Prawdę mówiąc, miał słuszność, pomyślała Justine. Nie znosiła
tego człowieka. Był zbyt inteligentny, zbyt przenikliwy i
bezgranicznie arogancki. Umiał wykorzystać każdą słabość, którą
3
142756805.142.png
zauważył u przeciwnika. Podczas rozmów z nim trzeba było
mobilizować wszystkie siły, żeby nie dać się zdominować. Nic
dziwnego, że jej nie lubił - walczyła jego własną bronią.
Zamknęła oczy i nadludzkim wysiłkiem starała się o nim
zapomnieć. Niestety, przez skórę czuła rosnące w pokoju napięcie.
Samą obecnością wysysał z niej resztki energii.
- Chcesz powiedzieć, że nie mam prawa do tego śledztwa? -
warknął. - Spróbuj postawić się w sytuacji Katii.
Boże! Jaki nieprzyjemny głos miał ten facet. Jakby rozgryzał
wypowiadane przez siebie słowa, a one okazywały się niesmaczne.
Przyprawiał ją o gęsią skórkę. To było naprawdę nie do zniesienia! A
kiedy raz się do czegoś przyczepił, nie było siły, żeby go od tego
odwieść. Nic dziwnego - ten półkrwi Norweg był żeglarzem,
mistrzem narciarskim, projektantem i budowniczym jachtów. Zasiadał
w radach nadzorczych kilku firm. Był bogaty i przyzwyczajony do
sukcesów. Nie przywykł do sprzeciwu. Justine nie znosiła go z całych
sił. Z wzajemnością.
Powiedział kiedyś, że jest arogancka i nie ma w niej za grosz
kobiecości. Arogancka - proszę bardzo. Nie przeszkadzało jej takie
określenie. Przez całe dorosłe życie musiała być silna i szła własną
drogą. Ale jak śmiał mówić, że jest niekobieca?!
Na szczęście, widywali się rzadko. Spotkania były nieuniknione,
gdyż siostra Kiela Lindstroma, Katia, wyszła za jej kuzyna, Dawida
Naughtona. Zresztą Dawid, który był typem marzyciela, także nie
lubił obcesowego i pewnego siebie szwagra.
4
142756805.143.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin