Związek Przeznaczenia 20 - 23.doc

(105 KB) Pobierz
Związek Przeznaczenia

Związek Przeznaczenia

Rozdział 20

Nazwał mnie po imieniu i po raz pierwszy wymówił imię swego pana, rozmyślał Gryfon, jedząc kolację w sypialni. Na dodatek, użył ich obu w jednym zdaniu…
„Ma uchodzić za uwłaczające w oczach Voldemorta, Harry”
Sięgnął myślami do nocy, gdy skonsumowali związek i tego, jak unikali swojego wzroku podczas stosunku. Czy czułby się lepiej mogąc patrzeć w oczy męża? Czy może jeszcze gorzej widząc w nich wstręt? Czy jego partner nadal go nienawidził? Miał wrażenie, że starszy czarodziej przyzwyczaił się do dzielenia z nim komnat i traktował go z dużo mniejszą pogardą. Nie kłócili się już od jakiegoś czasu.
Przypomniał sobie spojrzenie, jakim obdarzył go Snape, kiedy wyjaśniał, czym jest turmalin. I jeszcze te wszystkie ukradkowe, rzucane przez mężczyznę podczas ich wspólnego warzenia eliksirów, gdy Harry kroił ten czy inny składnik, a Mistrz Eliksirów mieszał te swoje skomplikowane mikstury w kociołku. Severus miał teraz gęste, czarne włosy — jedwabiste i miękkie jak wtedy, gdy Zgredek uczesał je w dzień ich zaślubin — które często związywał z tyłu głowy Kiedy się poruszał, robił to niezwykle płynnie, z wdziękiem. Szczupłe palce miał tak zwinne, że chłopak wielokrotnie był zaskoczony szybkością, z jaką mąż radził sobie z poszczególnymi składnikami. Równocześnie, te palce potrafiły być wyjątkowo powolne, poruszając się leniwie po grzbietach książek czy zakreślając kontur ust, gdy głęboko nad czymś rozmyślał.
Harry często dostrzegał niespokojny błysk w czarnych oczach, nawiązujący do równie niespokojnego umysłu, co skłaniało go do zastanawiania się, jakimi myślami mężczyzna jest pochłonięty.
Młodzieniec stopniowo zapoznawał się z wszystkimi charakterystycznymi gestami i nawykami małżonka.
Dzisiejszego wieczoru spostrzegł, że śmiech Severusa jest bardzo przyjemny dla ucha, a uśmiech, łagodzący kontury pociągłej i bladej twarzy, potrafi być bardzo uroczy. Zauważył również, że w świetle dziennym albo w chwili, gdy padało na nie jasne światło, tęczówki męża mają ciemnobrązowy kolor. Dokonał tego odkrycia w czasie ich minionych kłótni, kiedy Severus podchodził blisko niego i wpatrywał się groźnie w jego oczy. Zastanawiał się, jaki byłby ten czarodziej, gdyby nie pochodził z rozbitej rodziny. Czy wtedy śmiałby się częściej?

Po kolacji, Harry próbował naszkicować Mistrza Eliksirów, opierając się na świeżym jeszcze wspomnieniu śmiejącego się mężczyzny, ale rysunek nie wychodził. Jeżeli miał go sportretować, nieważne czy uśmiechniętego, czy poważnego, musiał to zrobić jak należy. Nie miał żadnego jego zdjęcia, nawet w dniu ich ślubu nikt nie zrobił fotografii. To nie było w porządku. Hermiona i Ron nosili swoje ożywione podobizny w portfelach. Wzdychając, Harry zgniótł spartaczone szkice. Strzepnął je do kosza na śmieci, który wydał z siebie głośne beknięcie. Chłopak uśmiechnął się, zastanawiając, czy to był pomysł Dumbledore'a, by dodać te interesujące efekty dźwiękowe. Postanowił odpisać na listy od przyjaciół, a także rodziców i rodzeństwa Rona. Złożył bliźniakom szczegółową relację o skutkach działania ich pastylek i bomb. Dodał, iż z niecierpliwością wyczekuje na ich kolejny wynalazek.
Gryfon był ciekaw, czy Severus mówił poważnie, twierdząc, że użył tych gadżetów podczas zebrania śmierciożerców i czy zrobił to ponownie na kolacji u Voldemorta. Zapytał go o to, gdy natknął się na świeżo wykąpanego męża w bibliotece, zanim obaj udali się na spoczynek.
— No cóż… a jak ci się zdaje, Harry? Czy użyłem tych bomb? — odpowiedział pytaniem, patrząc mu głęboko w oczy. W takich chwilach, chłopak marzył o umiejętności posługiwania się Legilimencją. Nie potrafił wyczytać odpowiedzi z ruchów ciała czarodzieja, wyrazu twarzy ani tonu głosu. Jednak odnotował ponowne użycie swojego imienia. Czy jego wizyta w gabinecie dyrektora, gdy zamartwiał się o życie partnera, poruszyła coś w tym cynicznym człowieku?
— Przydałaby się jakaś podpowiedź.
— To proste pytanie — tak czy nie? — powiedział Snape, nie odrywając wzroku od Pottera, który zaczynał się czerwienić pod jego przenikliwym spojrzeniem. — Masz dziesięć sekund.
— Mam tylko jedno pytanie. Czy wszyscy śmierciożercy byli zaproszeni?
— Tak. Wszyscy.
Harry mimowolnie zacisnął zęby, na samą myśl o Bellatrix, która zabiła jego ukochanego ojca chrzestnego.
— Nie użyłeś ich.
— Skąd ci przyszło do głowy, że nie?
— Hmm… bo to wielce nieostrożne płatać figle podczas oficjalnego spotkania zwolenników Voldemorta?
— Zapomniałem ci chyba powiedzieć, że Peter Pettigrew został wyproszony od stołu za obdrapywanie się w towarzystwie?
— Nie zgadłem.
— Najwyraźniej.
— Ale sądziłem, że to Malfoya miałeś na myśli…
Severus pochylił się w jego stronę.
— Ludzie czasami zmieniają zdanie — wyszeptał, poruszając delikatnie oddechem kosmyk czarnych włosów na czole młodzieńca. — Dobranoc, Harry.

Następnego wieczoru, Potter zawzięcie szkicował w salonie. Nauczycielka rysunku była bardzo zadowolona z jego postępów i uznała portret Luny za „wspaniały, delikatny kawałek sztuki”.
Na zajęciach, uczniowie otrzymali magiczne sztalugi, które — poza tym, że nie były takie wywrotne jak te mugolskie — można było dowolnie kurczyć i przenosić w torbie, a nawet w kieszeni. Podobnie jak ołówki, sztalugi zostały wypożyczone młodzieży na czas trwania kursu i należało je zwrócić, by mogły z nich korzystać następne grupy — okazało się, że zajęcia stały się tak popularne, iż Dumbledore zdecydował kontynuować je w następnym semestrze.
Gryfon właśnie wykańczał rysunek — pracował nad nim przez ostatnie dwa czy trzy wieczory — kiedy otworzyły się drzwi, ukazując postać zmęczonego i zirytowanego Mistrza Eliksirów, który właśnie skończył poprawiać stosy wypracowań. Jego czarne oczy spoczęły na partnerze i wolno ruszył w kierunku młodego czarodzieja. Kiedy Potter odchylił się w tył, Snape zbliżył się do niego i zakładając ręce na plecach, przyjrzał się szkicowi. Harry spojrzał w górę, zadowolony z zainteresowania męża.
Severus był zaskoczony tym, co zobaczył. Nastolatek narysował trzy ogniwa, które zdawały się być częścią jakiegoś naszyjnika lub bransoletki. Jedno oczko było zaczepione o drugie, a każde z nich miało postać węża, którego ogon był połykany przez paszczę w taki sposób, że ich ciała układały się w metalowy łańcuch. Mężczyzna natychmiast rozpoznał motyw uroborosa — węża pożerającego własny ogon. Wolno podniósł wzrok na chłopaka. Nigdy nie postrzegał go jako szczególnie oryginalnego czy twórczego, wręcz przeciwnie.
— Masz duży talent i wyobraźnię — stwierdził. Nie wspominając o tym, że właśnie naszkicowałeś symbol mojego domu, dodał w myślach.
Harry zamrugał, oszołomiony ogromnym komplementem, jaki właśnie padł z ust Snape’a.
— Dziękuję — odpowiedział ostrożnie.
Opiekun Slytherinu ponownie przyjrzał się obrazkowi.
— Przydałoby się nieco ożywić tamten kawałek ściany — powiedział, wskazując na jasną przestrzeń naprzeciw kominka. — Tam będzie pasować.
Gryfon przełknął ciężko.
— Chcesz… powiesić mój rysunek?
— Tak.
— Och…, ale to tylko taki amatorski szkic…
— To miejsce jest dobrze oświetlone — kontynuował mężczyzna, ignorując go.
Potter chwycił jego rękę, żeby zwrócić na siebie uwagę.
— Ja… cóż… dziękuję ci, Severusie. Cieszę się, że ci się podoba.
— Wydaje mi się, że zasugerowałem, iż ściany w naszych komnatach są miejscami gołe. Twoja artystyczna twórczość ma idealny rozmiar, by zakryć te ubytki — zauważył sztywno profesor.
Harry uśmiechnął się do siebie. W taki oto sposób, Snape wyznał właśnie, że spodobała mu się jego praca.

Dwa dni później, oprawiony w elegancką ramę, szkic został przytwierdzony do ściany mocnym zaklęciem przylepiającym. Gest męża zadowolił, a także głęboko poruszył chłopca. W rezultacie atmosfera w lochach znacząco się polepszyła. Rozmowy stały się mniej powściągliwe, a bardziej błyskotliwe. Severus odkrył, że jego małżonek posiada wiele cech i pomysłów, jakich brakuje większości ludzi w tym wieku. Uznał wreszcie, że Harry musiał wcześnie dorosnąć, pozbawiony miłości i prawdziwej rodziny, bardziej skonsternowany niż zadowolony z otaczającej go chwały, tęskniący za zwyczajnym, radosnym dzieciństwem i wiekiem dojrzewania. Z drugiej strony, chłopak zachował swoją niewinność, balansując w pewnych sprawach na skraju naiwności — co w głębi ducha Severus uznał za niezwykle czarujące.
Kiedy na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia Hagrid podarował im choinkę, Potter prawie oszalał z radości, klaszcząc w dłonie i wyszukując zaklęcia dekorujące. Snape potrząsnął tylko głową zrezygnowany i usunął zaklęciem opadłe igły, tworzące ścieżkę do pokoju młodzieńca.

 

Rozdział 21

Tego roku, święta nastały wraz z nadejściem grubej kołderki puszystego, bielutkiego śniegu, błyszczących dekoracji, nuconych wszędzie kolęd i pojawieniem się sosnowych drzewek w Wielkiej Sali. W Hogwarcie zapanował błogi spokój, kiedy większość uczniów wyjechała, by spędzić przerwę świąteczną z rodzinami, włączając w to Ginny i Lunę. Zaś Hermiona i Ron zdecydowali się spędzić ją w Paryżu.

Ku wielkiemu niezadowoleniu Mistrza Eliksirów, portret Nessy został udekorowany świecidełkami.
— To wygląda absurdalnie! — powiedział do Harry’ego.
— Boże Narodzenie to między innymi czas absurdu — odpowiedział radośnie Potter, poprawiając wieniec.
By zachować dyplomatyczną bezstronność, zwierzak uciekł się do najłatwiejszego podstępu, udając, że jest pogrążony we śnie. Jego paciorkowate oczka, które jak u większości węży zaopatrzone były w przeźroczystą, ochronną błonę zamiast powiek, spoglądały pusto w nicość, a gdy mrugał, zwężały się w szparki.

We wnętrzu wspólnych kwater mężczyzn, tuż przy kominku połyskiwało świąteczne drzewko. Harry kupił w Hogsmeade całe mnóstwo dekoracji i śliczny żłobek. Przy dekorowaniu choinki w Wigilię, udało mu się nawet namówić do pomocy męża.
— Drzewko jest dla nas obu, więc powinniśmy je ubrać razem — podkreślił Gryfon.
— Marnujemy tylko wolną przestrzeń w moim salonie — marudził Severus.
— Grinch — zażartował chłopak. — Potrzymaj, proszę, tę girlandę – dodał i nagle, pole widzenia starszego czarodzieja zostało poważnie ograniczone przez wielkie, puchate boa, jakie zarzucił mu na ramiona niecierpliwy małżonek.
— To jest okropne — skomentował szyderczo.
— Zupełnie jak twój świąteczny nastrój — odpowiedział Harry, mocując równocześnie podstawki na świeczki do gałązek jodły.

Severus postanowił pozostawić to stwierdzenie bez komentarza. W przeszłości żaden z nich nie miał zbyt wielu okazji do dekorowania bożonarodzeniowego drzewka. Dla Snape’a były to również pierwsze święta, które miał obchodzić wspólnie z kimś w swoich kwaterach. Dotychczas spędzał je z dala od wszystkich, pogrążając się we własnym cynizmie i bardziej interesując dorocznymi statystykami popełnionych samobójstw w tym radosnym okresie niż stanowczo przereklamowanym wizerunkiem rodzinnego ciepła i szczęścia. Jago rodzice nigdy nie przejmowali się czymś takim jak święta czy podarunki, a już najmniej o okazywanie uczuć. Nie wiedział jak to jest móc ozdabiać z kimś choinkę.

Oczywiście, Potter również był wykluczony przez Dursleyów z wykonywanych wspólnie świątecznych obrządków, aż do czasu, gdy zaczął spędzać Boże Narodzenie z Weasleyami, dekorując z nimi dom. To oni stanowili dla niego rodzinę, a teraz tak samo postrzegał Severusa. Przywykł do jego uszczypliwości i braku cierpliwości, i zaczął doceniać jego zalety, które mężczyzna za wszelką cenę starał się przed wszystkimi ukrywać, samemu uważając je za swoje słabości.
— Dobrze, skończyliśmy — orzekł Gryfon, lewitując aniołka na szczyt drzewka.
Obaj cofnęli się, by podziwiać swoje dzieło.
— Jest dość znośne — skomentował Snape.
Młodzieniec uśmiechnął się do niego.
— Teraz musimy jeszcze tylko przebrać ciebie za Mikołaja.
Mistrz Eliksirów nachylił się ku niemu.
— Już widzę, jak próbujesz to zrobić — wymamrotał, wpatrując się w błyszczące, zielone oczy, nie dowierzając temu, iż Harry Potter właśnie się z nim przekomarzał, a on — ponury Severus Snape — nie miał nic przeciwko.

Gdy tylko skończyli ozdabianie, młody małżonek postanowił dogłębnie przetestować jego żartobliwą i złośliwą stronę charakteru, przynosząc z zewnątrz śniegowe kule i grożąc Severusowi obrzuceniem nimi. Skończyło się na rzuceniu zaklęcia wodoodpornego na ich komnaty (lecz nie na ich mieszkańców) i wszczęciu bitwy na śnieżki, podczas której mężczyzna bacznie obserwował Gryfona zza przymkniętych powiek, by nie przegapić żadnego jego ruchu. Jednakże, Kingsley Shacklebolt wyśmienicie wytrenował chłopaka, który wykorzystał w tej chwili nabyte umiejętności w pojedynkowaniu się, aby obronić się przed wachlarzem niewerbalnych zaklęć, jakie starszy czarodziej ciskał w jego stronę, by rozproszyć jego uwagę i trafić go śnieżką. Obaj skończyli kompletnie przemoczeni, ze śniegiem oblepiającym ich szaty i włosy.
— Wygrałem — oznajmił nastolatek.
— Nie wygrałeś. Twoja śnieżka rozpadła się jeszcze w powietrzu — uciął Severus.
— Mimo to i tak oberwałeś.
— Moja kula trafiła w ciebie w tym samym momencie.
— Właśnie, że nie. Twoja dosięgła mnie dopiero chwilę po tym, jak moja rozpłaszczyła się na twojej piersi — odpowiedział młodzieniec.
— Harry Potterze, wiesz dobrze, że tak się nie stało!
Chłopak wybuchnął śmiechem, rozbawiony ich wspólnym uporem. Severusowi przyszło do głowy, że śmiech tak rzadko rozbrzmiewający w lochach brzmiał niezwykle przyjemnie. Jeszcze nie zdecydował czy poświęcić tej myśli jeszcze chwilę, czy raczej ją od siebie odegnać, gdy Potter rzucił na nich obu zaklęcie osuszające i oddalił się do swojej sypialni. Po chwili wrócił, ze szkicownikiem w ręku, by narysować kilka dekoracji, które zawiesili wcześniej na drzewku. Mistrz Eliksirów wycofał się cichutko, widząc swojego męża pochłoniętego rysowaniem. Szkicowanie zdawało mu się bardzo intymnym przeżyciem, w które nie chciał ingerować, nawet jeżeli chłopak nie miał nic przeciwko temu, by Snape kręcił się w pobliżu.

oOoOo



W świąteczny poranek, Harry i Severus zjedli razem śniadanie w swoich komnatach. Obiad spożyją wspólnie z nauczycielami i uczniami, którzy w Hograwcie spędzali Boże Narodzenie. Młody czarodziej został bardzo mile zaskoczony przez Zgredka (dla którego kupił całą górę skarpetek), oznajmiającego mu, że jego małżonek pragnie zjeść z nim śniadanie w salonie, a nie jak do tej pory osobno, w zaciszu własnej sypialni. Ubrany w zeszłoroczny świąteczny sweter od Weasleyów, Potter zasiadł przy uroczym stoliku, wykonanym z metalu i szkła. Po tym, jak Snape kompletnie zignorował jego urodziny, nie spodziewał się dostać od niego czegokolwiek na gwiazdkę. Cieszył się, że Severus pomógł mu udekorować choinkę, co więcej, teraz poświęcił swoją nadzwyczaj cenioną prywatność i dzielił z nim świąteczny posiłek. Sam z samego rana wysłał Hedwigę i kilka szkolnych sów z prezentami dla swych przyjaciół i bliskich mu osób.
Ze swej strony, Mistrz Eliksirów wypatrywał u swego męża tego specyficznego, wyczekującego spojrzenia, które pojawiało się na twarzach innych ludzi, kiedy zastanawiali się, jakie podarunki czekają na nich pod świątecznym drzewkiem. Młodzieniec wyglądał jednak na szczęśliwego, jak gdyby nie spodziewał się otrzymać nic poza tym, co już ma.

Kiedy śniadanie dobiegło końca, Snape wstał od stołu i wskazał na choinkę.
— Dostałeś prezenty, Harry — oświadczył spokojnie.
Dla mnie najlepszym prezentem jest to, że nazywasz mnie Harrym, Severusie. Pomyślał chłopak, uśmiechając się do siebie.
— Ty też. Najpierw rozpakujmy razem prezenty od pani Weasley — zaproponował, podając mężczyźnie pokaźnych rozmiarów paczkę. Dzięki małżeństwu z Harrym, Molly uznawała Mistrza Eliksirów za członka rodziny, dlatego przesłała mu kilka paczek zawierających smakołyki domowej roboty i — ku wielkiemu rozbawieniu nastolatka — ręcznie wykonany, czarny sweter z zieloną literą S na przodzie.
— Nie założysz go? — zapytał nastolatek. Severus spojrzał na podarunek, potem na męża i znów na ubranie. Zamiast tradycyjnej szaty mężczyzna miał na sobie spodnie i koszulę, którą teraz zdjął i zastąpił swetrem, doceniając tym samym raczej miły gest ze strony Molly niż jej wyrób.
— Widzisz, teraz pasujemy do siebie — roześmiał się młodzieniec, rozpakowując swój nowy sweter.
— Symbolicznie — dodał sucho Snape. — A teraz odpakuj inne prezenty.
— Nie, odpakuję swoje po…
— Ty pierwszy — powtórzył starszy czarodziej, czekając cierpliwie, aż Potter skończy ze wszystkimi podarunkami. Nie uszło jego uwadze, iż Harry ostrożnie składa wszystkie kartki i bileciki, jakie dołączone były do paczek, w mały stosik, by później móc przeczytać je raz jeszcze. — To dla ciebie — powiedział, wstając ze swej ulubionej sofy i kładąc kwadratową paczuszkę na dłoni chłopca. Ten spojrzał na niego zdziwiony.
— Ty… masz coś dla mnie? — A potem, z niezwykłą ostrożnością, aby nie zabrzmiało to zbyt niegrzecznie, powiedział: — To doprawdy… bardzo miło z twojej strony, Severusie. Wiem, że byłeś bardzo zajęty.
— Otwórz go, sprawdź czy ci się podoba i potem mi podziękujesz, jeżeli spełni twoje oczekiwania — odpowiedział uprzejmie Severus, bacznie obserwując Harry’ego, gdy ten odwijał ozdobny papier. Wyłoniła się spod niego duża, wytworna skrzynka wykonana z ciemnego, wypolerowanego drewna. Był to przybornik do rysunków, zawierający wszelkie dostępne akcesoria — począwszy od przeróżnych pędzli, przez grafity i kredki, a na ołówkach kończąc — zarówno mugolskiego jak i czarodziejskiego rodzaju. Chłopak zdał sobie sprawę, że takie pudło musiało wiele kosztować — zarówno pieniędzy jak i czasu na jego wyszukanie. Spojrzał w czarne oczy męża. Poczuł dziwny uścisk w gardle.
— Ja… jest cudowne! — powiedział w końcu, gdy udało mu się odzyskać głos. Nagle, zarzucił ręce na szyję mężczyzny i mocno go przytulił. Mistrz Eliksirów siedział sztywno przez chwilę. Potem, bardzo niezdarnie, w sposób, który wskazywał na to, że nie przywykł do dawania i otrzymywania takich uścisków, otoczył Harry’ego ramionami, odnotowując jak ciepłe było ciało chłopaka i jak idealnie dopasowało się do jego. — Dziękuję — powiedział czerwieniąc się nastolatek, gdy uwolnił się z objęcia. Delikatnie głaskał dłonią pokrywkę podarunku. Jego oczy lśniły.
— Proszę bardzo. Pomyślałem, że ci się przyda, od kiedy rokujesz jakieś nadzieje w dziedzinie sztuki — odpowiedział nieco sztywno Snape. — Dyskutowałem o różnego rodzaju pudłach na przybory z twoją nauczycielką.
— Ja też coś dla ciebie mam — nieśmiało powiedział młodzieniec, wręczając mu paczkę.
Mężczyzna uniósł w zdumieniu brew.
— To bardzo miło z twojej strony — stwierdził, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
— Otwórz — uśmiechnął się Harry, nabierając nieco odwagi po tym, jak zobaczył zaskoczenie na twarzy męża, najpierw z jego uścisku, a później na widok prezentu. Obserwował go, jak odpakowuje podarunek, tak samo bacznie jak wcześniej sam był obserwowany. Zwyczajowa maska surowości lub obojętności opadła z twarzy Ślizgona, gdy rozwinął przepiękny, ciemnozielony płaszcz ze srebrnym wzorem wyszytym wzdłuż brzegów. — Och, mam nadzieję, że ci się podoba — odezwał się Harry. — Żeby ja zamówić, musiałem zdjąć dla krawcowej wymiary z twojej starej szaty. Mówiłeś, że już się rozlatuje.

Severus nie odpowiedział od razu, wciąż zaaferowany nowym podarunkiem. Z czcią dotykał materiału i pochłaniał go oczami. W końcu podniósł wzrok.
— Bardzo ci dziękuję, Harry — powiedział łagodnie. Zdawał się wahać, lecz po chwili, wyciągnął dłoń i pogłaskał męża delikatnie po policzku. Potem wstał i ubrał na siebie nowy płaszcz, naciągając na głowę kaptur.
— Wow! Wyglądasz wspaniale! — wykrzyknął Potter. — Dobrze leży?
Starszy czarodziej ujął jego dłoń, zmuszając go do wstania. Ku jego zaskoczeniu, poprowadził go do swojej sypialni, gdzie na drzwiach szafy wisiało ogromne lustro. Chłopak był oczarowany. Severus zsunął kaptur. Wyglądał olśniewająco, gdy czarne włosy opadały mu na ramiona.
— Jest piękny — wyszeptał, a na twarz Harry’ego wypełzł ognisty rumieniec. Mężczyzna znów ujął dłoń nastolatka i zaprowadził go z powrotem do salonu. Rozdzielili się, gdy ponownie usiedli na sofie.
— Czuję się jak w dniu, w którym kupiłem swoją różdżkę — powiedział Snape. — To jeden z nielicznych szczęśliwych dni, jakie pamiętam.
— Ja czuję to samo — odpowiedział Potter. — Wesołych świąt, Severusie.
— Wesołych świąt, Harry.

Tego samego wieczoru, tuż po kolacji, młody artysta po raz pierwszy skorzystał ze swojego nowego pudła malarskiego, siadając na kanapie i przyglądając się swojemu mężowi, czytającemu książkę.
Severus był, tak jak Lupin, w kwiecie wieku. Cierpienie, oraz trudy dnia codziennego, nadały jego rysom ostrości, jednakże teraz jego twarz była zrelaksowana i wyglądał na swój wiek. Długie, hebanowe włosy swobodnie opadały na ramiona i plecy. Wyrazisty zarys nosa i wysokich kości policzkowych odzwierciedlał niezwykle silną wolę, jaka skrywała się za dużymi, czarnymi oczyma. Jego brwi były zadbane i smukłe. Młodzieniec doskonale wiedział, ile ten człowiek potrafi wyrazić przez uniesienie tylko jednej z nich. Mężczyzna nie był przystojny, ale mimo to, chłopak lubił zarys jego twarzy i uważał go za atrakcyjnego. Nie potrafił wyobrazić go sobie inaczej wyglądającego. Jeszcze raz spojrzał w te ciemne oczy.
— Dlaczego mi się tak przyglądasz? — zapytał Mistrz Eliksirów, nagle podnosząc głowę.
— Lubię na ciebie patrzeć — odpowiedział bez zastanowienia Potter. Smukła brew mężczyzny powędrowała w górę, gdy spojrzał bacznie na zaczerwienionego męża.
— Doprawdy?
Czy był jakiś sposób na to, by opisać jak bardzo lubił patrzeć na oświetloną ogniem z kominka twarz Severusa? Albo że, tak po prostu, jego twarz stawała się dla niego ważna?
— Pozwolisz mi się sportretować? — zapytał.
Brew mężczyzny ponownie powędrowała wysoko na czoło.
— Mógłbyś później zachować rysunek, jeżeli byś chciał.
— Jeśli uważasz, że jestem odpowiednim modelem…
— Tak uważam. Mogę to zrobić teraz?
— Mam przybrać jakąś pozę?
— Nie, zachowuj się… naturalnie. Poczytaj… albo po prostu sobie posiedź. No cóż, tylko zbytnio się nie ruszaj.
— W takim razie, zaczynaj — powiedział wolno Snape, z błyskiem rozbawiania w oczach.
Harry przywołał swoje przybory, zastanawiając się równocześnie pod jakim kątem będzie najlepiej narysować Mistrza Eliksirów. Sięgnął po grafit, duży kawałek specjalnego papieru i szeroki, gładki karton na podkładkę. Zaraz potem usiadł przy stoliku, skąd miał doskonały widok na twarz i całą postać męża. Zarówno tło oraz współgranie światła i cienia było idealne.
Wkrótce, był tak pochłonięty rysowaniem, jak Severus — a przynajmniej sprawiał takie wrażenie — czytaniem. W pomieszczeniu panowała błoga cisza, przerywana okazjonalnie szelestem przewracanej stronicy czy delikatnym drapaniem po kartce. Chłopak przygryzł wargę, gdy odwzorowywał długie włosy swojego męża, starając się nadać im tyle aksamitności, na ile pozwalał mu jego amatorski talent i trzymany w ręku ołówek. W końcu, zakończył szkicowanie ogólnego zarysu postaci i zaczął wykańczać drobne szczegóły, dodając kreskę tu czy tam, pogłębiając cieniowanie, uwydatniając kontury szyi i ust modela, przyciemniając na wpół opuszczone powieki. Wreszcie opadł na oparcie, uśmiechając się. Snape spojrzał na niego.
— Skończyłeś? — zapytał.
— Tak.
— Czy mogę teraz popaść w narcystyczny zachwyt?
Ten suchy komentarz rozbawił Gryfona.
— Ależ proszę bardzo.
Mężczyzna podniósł się z wdziękiem i zbliżył do nastolatka i jego rysunku. Przez kilka minut uważnie go studiował, bez jakiegokolwiek komentarza.
— Czy mogę go zatrzymać? — odezwał się w końcu.
Harry skinął głową, bardzo zadowolony, po czym nakreślił swoje inicjały i datę w lewym, dolnym rogu szkicu.
— Dziękuję — powiedział Severus, ujmując rysunek w swe smukłe dłonie.

 

 

Rozdział 22

Dzień po świętach Severus długo siedział w swojej prywatnej bibliotece, studiując dzieło Harry’ego.
Dzisiejszy ranek przypominał obrazek z pocztówki — w nocy spadło więcej śniegu i dwójka uczniów, którzy zostali na święta w zamku, toczyła na błoniach bitwę na śnieżki. Zaś małżonkowie znaleźli wygodne schronienie w lochach.
Starszy czarodziej nachylił się nad rysunkiem. Harry zdołał doskonale uchwycić zarys jego twarzy, długość szczupłych palców i nastrój miejsca. To był zaledwie szkic, ale zadziwiła go ilość detali — kosmyk włosów opadający na prawy policzek, ciemny przebłysk pod opuszczoną powieką, cieniowanie ohydnego nosa… Jego ostry profil zdawał się kontrastować z delikatnym światłem padającym na niego, trzymaną w dłoniach książkę i sofę, na której siedział. Zwrócił uwagę na podpis. Zwykłe litery H i P oraz dzień, miesiąc i rok, zapisane dyskretnie w rogu.
Podarunek chłopaka mile go zaskoczył czy raczej fakt, że mąż cokolwiek mu dał. W końcu, on sam potraktował go w dniu urodzin okrutnie. Snape poczuł, jak policzki płoną mu ze wstydu. Po chwili stały się jeszcze gorętsze, bo to zupełnie nie w jego stylu odczuwać wyrzuty sumienia z powodu urodzin Pottera, zwłaszcza, gdy niejednokrotnie życzył sobie, aby ten nieznośny bachor w ogóle się nie urodził… Tylko że teraz tak nie czuł. W rzeczywistości, jego kwatery zdawały się być bardziej przytulne, od kiedy młodzieniec w nich zamieszkał… Mistrz Eliksirów zamarł i odłożył szkic.

Nieco później, gdy jedli razem lunch, Snape w zadumie spoglądał na męża. Harry bardzo się cieszył, że zaczęli wspólnie spożywać posiłki i zawsze mu dopisywał apetyt. Zaś z drugiej strony, Severus zastanawiał się, dlaczego Voldemort obrał sobie za cel młodego, dorastającego mężczyznę, jakim był Harry Potter. Starszy czarodziej wspominał noc, kiedy skonsumowali swoje małżeństwo. Przed oczami wciąż miał w połowie rozebranego chłopaka leżącego na łóżku, tak obnażonego, a równocześnie starającego się ukryć swoje przerażenie, będąc zmuszonym do nagłego i niemile widzianego zbliżenia. Powiedział mu, żeby położył się na brzuchu, aby żaden z nich nie musiał dodatkowo znosić tortury, jaką byłoby patrzenie sobie w oczy. Widział, jak młodzieniec mocno zaciskał dłonie na poduszce podczas całego aktu. Twarz Severusa sposępniała. I jeszcze ten zduszony szloch, kiedy było po wszystkim. Co, gdyby postąpił inaczej? Porozmawiał i pocieszył Harry’ego? Dotknął jego ramienia czy dłoni, by go uspokoić? A może wtedy wszystko poszłoby dużo gorzej? Być może Pottera odrzuciłby jego dotyk. Z początku ich związek był niezwykle nieprzyjemny, łagodnie rzecz ujmując. Jeżeli Harry zdoła przeżyć wszystkie wyzwania i przeciwności, jakie ma jeszcze przed sobą, czy będzie zdolny pokochać kogoś, mając za sobą taki wymuszony związek?
Mistrz Eliksirów miał raczej dość cyniczne i zjadliwe poglądy, jeżeli chodzi o miłość. Wiele lat temu zdecydował, że nie dane mu jest kochać, ani też zaznać czyjejś miłości. Harry był atrakcyjny na wiele sposobów, a on zniszczył jego pierwsze seksualne doświadczenie. I na dodatek złamał mu rękę. Zaś Potter, przechodząc przez to wszystko, kupił mu drogi płaszcz. I jeszcze go uściskał. Mężczyzna nie potrafił sobie przypomnieć, by ktokolwiek wcześniej go przytulał. Dumbledore ściskał go za ramię w najlepszym wypadku — to wszystko, co wiedział o przyjacielskich gestach, przynajmniej dopóki Harry go nie objął. Wciąż czuł jego nieujarzmione włosy łaskoczące go po policzku i ramiona wokół swej szyi. Nadal widział iskierki w tych zielonych oczach. I jeszcze jego uśmiech. Harry lubił się śmiać. Czasami uśmiechał się, gdy coś szkicował, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy. To był taki rozmarzony uśmiech, który sprawiał, że Severus zaczynał zastanawiać się, co temu młodemu człowiekowi chodzi po głowie. Oczy i usta w kolorze zielono-czerwonego turmalinu, dumał Snape.

Młodzieniec przeprosił, wstał od stołu i podszedł do komody, by wziąć owoc. Mistrz Eliksirów śledził go wzrokiem.
— Masz ochotę na mandarynkę? — zapytał Gryfon.
— Tak, poproszę — odpowiedział starszy czarodziej.
— Łap! — chłopak uniósł rękę.
— Nie lubię, gdy rzuca się jedzeniem po naszych komnatach.
— Mówisz tak, bo boisz się, że nie złapiesz — stwierdził sprytnie chłopak.
Severus zmrużył oczy.
— Dobrze, celuj — warknął.
Mandarynka pofrunęła w jego stronę wdzięcznym łukiem. Mężczyzna zdołał ją uchwycić, lecz wyślizgnęła mu się spomiędzy palców i wylądowała na kolanach.
— Ha! Nie złapałeś! — zawołał Harry.
— Masz okropny cel. Dzięki Bogu nie grasz już w drużynie quidditcha — zrzędził czarnooki czarodziej.
— Próbujesz ratować swoją twarz, prawda? — odpowiedział nonszalancko młodzieniec, gdy Snape podniósł owoc i zaczął go obierać długimi palcami. Parsknął tylko w odpowiedzi na zaczepny komentarz Pottera. Gryfon skrzywił usta siadając do stołu. Zjedli w ciszy.
— Co chciałbyś robić w swoje urodziny? — zapytał nagle Harry.
Mistrz Eliksirów spojrzał na niego bez wyrazu.
— Dlaczego pytasz? Gdybyś przypadkiem nie widział kalendarza, mamy teraz święta, a nie moje urodziny.
— Ale wkrótce będą. Więc, co byś chciał wtedy robić?
— Nic.
— Nic?
— Nic — powtórzył ostro Snape, przenosząc skórki do kosza za pomocą niewerbalnego zaklęcia, wykonując tylko gest lewą dłonią.
— A co z Nowym Rokiem? — dopytywał się uparcie Gryfon.
— Nie wierzę w żadne odliczanie, szampan i tym podobne utarte nonsensy — odpowiedział mężczyzna znudzonym głosem — i jestem zdumiony tym, że dotychczas nie zorientowałeś się, że nie przepadam za jakimikolwiek spotkaniami towarzyskimi.

oOoOo



Jeżeli Severus sądził, że spędzi spokojnie ostatni dzień grudnia, bardzo się mylił. Bracia Weasley przysłali Harry’emu wiele noworocznych gadżetów, zaś Voldemort wybrał to popołudnie, by przywołać go przez mroczny znak. Snape natychmiast zebrał się i założył szatę wyjściową — tę, którą podarował mu Harry — po czym spojrzał w twarz męża.
Zielone oczy były śmiertelnie poważne i spoglądały na niego ze strachem zza szkieł okularów.
— Uważaj na siebie — powiedział młodzieniec.
— Czyżbym zawsze tego nie robił? — odpowiedział Severus. W jego głosie nie było słychać ironii, był raczej delikatny. Młody czarodziej nic nie odpowiedział, tylko patrzył na niego przenikliwie. Mężczyzna pogłaskał dłonią niesforne włosy chłopaka, zanim wyszedł.
Na szczęście Harry nie musiał czekać na niego tak długo jak ostatnio. Snape wrócił już pół godziny później. Mimo wszystko, nastolatek był zszokowany — jego mąż był niezwykle blady i przeszedł obok niego bez słowa, zmierzając wprost do swojej sypialni. Gdy po chwili wyszedł z pokoju, miał resztki wody na ustach i wciąż był śmiertelni blady.
— Dobrze się czujesz? — zapytał.
Mistrz Eliksirów spojrzał na niego chłodno.
— Czuję się świetnie wymyślając dla Czarnego Pana kolejne wizje, w których wielokrotnie gwałcę swojego męża, podczas których on masturbuje się mentalnie, bo nie jest do tego zdolny fizycznie.
— Przepraszam cię — powiedział Harry, kładąc swoją dłoń na dłoni męża.
— Za co?
— Za to, że musisz przez to przechodzić.
— To moja praca.
— Doświadczanie takiego cierpienia nie powinno należeć do twoich obowiązków — odpowiedział Potter.
Severus spojrzał głęboko w zielone oczy.
— Powiedz mi, jak się czułeś, gdy konsumowaliśmy nasz związek krwi? Tylko mi nie mów, że nie czułeś się, jakbyś został zgwałcony. Że nie czujesz tego względem mnie, albo że nie chcesz żebym cierpiał…
Chłopak przerwał mężczyźnie, chwytając go za rękę.
— A jak ty się czułeś? — zapytał łagodnie. — Już o tym rozmawialiśmy. Obaj zostaliśmy do tego zmuszeni.
— Odebrałem ci coś bardzo osobistego. Nie mogłeś sam zdecydować, komu to dać. Musiałeś oddać się mnie, wbrew swojej woli.
— Severusie… — Harry delikatnie ścisnął jego dłoń. — Wiem, że właśnie tego od nas oczekiwano. Razem zgodziliśmy się na to małżeństwo i związek. Mogliśmy się wycofać. Wtedy, wszystko między nami układało się inaczej. Nie potrafiliśmy nawet ze sobą rozmawiać jak w tej chwili. Było mi łatwiej cię oskarżać, zwłaszcza, że byłeś… no wiesz… na górze. To nie była twoja wina. — Zarumienił się, gdy czarne oczy znów przenikliwie spojrzały w zielone. Dlaczego, na Boga, ten młody człowiek musi być tak niewinny i tak spostrzegawczy zarazem? — Severusie, czy ty czujesz się winny? — Czarodziej skinął twierdząco głową. Ciężko było mu to przyznać, uczynić ten wielki krok, by przyznać się do części swoich uczuć przed Harrym. — Wiesz, ja też czułem się winny. Kiedy w końcu się uspokoiłem i porozmawiałem z Hermioną, często rozmyślałem o tym, jak ty czułeś się podczas naszego stosunku — wyznał Potter.
— Leżałeś na moim łóżku, obnażony, mając zaledwie siedemnaści lat — zaczął starszy czarodziej pustym głosem. — A ja musiałem… posiąść cię. Jakbyś był jakimś kawałkiem mięsa. Nienawidziłem sam siebie i nienawidziłem ciebie. Ale ty musiałeś być takim zdeterminowanym Gryfonem, prawda? — Mężczyzna ścisnął dłoń swojego młodego męża. — Nie poddałeś się. Nie chciałeś trzymać się ode mnie z daleka. Jesteśmy tak samo uparci, Harry.
— W innych rzeczach też jesteśmy do siebie podobni — stwierdził Potter. Obaj spoglądali na siebie w milczeniu.
— Rysowałeś? — Severus przerwał w końcu ciszę.
— Skąd wiesz?
— Masz ślad po graficie na nosie — odpowiedział Mistrz Eliksirów.
Harry roześmiał się i potarł skórę.
— Nie tutaj. Zaczekaj — powiedział Snape, wzdychając i pocierając delikatnie kącik jego nosa, aż ślad zniknął.
— Dziękuję, Severusie. Jak widzisz, cieszę się twoim podarunkiem.
— Nie musisz jednak malować sobie twarzy. Twoje naturalne wdzięki są wystarczające — wymamrotał starszy czarodziej, siadając z powrotem na sofie, podczas gdy Potter ponownie spłonął rumieńcem.

 

Rozdział 23

Zmęczony Harry pocierał skronie. Zastanawiał się, co mógłby podarować Severusowi na urodziny. Natchnienie, by kupić dla niego płaszcz, nadeszło w samą porę przed świętami, zachęcone jego narzekaniem na starą szatę. Chłopak nie mógł przypomnieć sobie, by mąż kiedykolwiek wspominał, że czegoś potrzebuje — chyba, że życzył sobie bardziej pojętnych uczniów. Nie było takiego wieczoru, podczas którego Snape nie rzucałby kwaśnych komentarzy o kompletnym u nich braku talentu, uwagi, koncentracji i tym podobnych cech. Dzisiaj było podobnie. Mistrz Eliksirów wpadł do komnaty nadzwyczaj zirytowany.
— Jesteś chyba zbyt surowy, Severusie — zauważył delikatnie Harry.
— O ile pamiętam, twoje zdolności w warzeniu eliksirów również nie przedstawiały się imponująco, mój drogi mężu — odpowiedział przeciągle starszy czarodziej.
— Czy mógłbyś przestać mnie tak nazywać?
— To znaczy, jak?
— Mój drogi mężu.
Snape nachylił się ku Gryfonowi.
— Czyż nie jesteś moim mężem?
— Mówisz to z sarkazmem.
— Lubię być sarkastyczny. Ty też powinieneś.
Młodzieniec uśmiechnął się delikatnie.
— Właściwie, to nie wyobrażam sobie ciebie bez tej odrobiny ironii — przyznał. Twoje naturalne wdzięki są wystarczające, wyraźnie słyszał w głowie słowa męża i czuł jego ramiona, gdy przytulił go w święta. W tym komentarzu nie było ani krzty ironii…

W tym samym czasie Severus studiował uśmiech Harry’ego.
Teraz, kiedy chłopak przyzwyczaił się do niego i jego zachowania, uśmiechał się, a nawet często śmiał. W chwili, gdy nastolatek wchodził do środka, ponure lochy ożywały. Chociaż mężczyzna cenił sobie jego towarzystwo, nigdy nie odważył się tego powiedzieć. Zamiast tego, wolał okazywać swą wdzięczność w sposób, który nie angażował słów. Dotykanie ramienia lub dłoni, krótkie zmierzwienie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin