Wiera Iwanowna Krzyżanowska v7 Prawodawcy t1.pdf
(
1725 KB
)
Pobierz
7. Prawodawcy t. I
Wiera Iwanowna
Krzy˝anowska
Pi´cioksiàg ezotoryczny
dziewi´ciotomowy
P R A W O D A W C Y
Tom I
wydane przez
Powrót do Natury
Katolickie publikacje
80-345 Gdaƒsk-Oliwa ul. Pomorska 86/d
tel/fax. (058) 556-33-32
Spis rozdzia∏ów
Rozdzia∏ I str - 2
Rozdzia∏ II str - 10
Rozdzia∏ III str - 21
Rozdzia∏ VI str - 34
Rozdzia∏ V str - 51
Rozdzia∏ VI str - 66
P r a w o d a w c y
TOM I
Rozdzia∏ pierwszy
S∏oƒce zachodzi∏o, zalewajàc purpurowymi promieniami olbrzymià równin´, z jednej strony obramo-
wanà ciemnà Êcianà lasów, a z drugiej ∏aƒcuchem gór równie˝ pokrytych lasem.
Niektóre spiczaste szczyty dosi´ga∏y zawrotnej wysokoÊci i by∏y pokryte Êniegiem, który zachodzàce
s∏oƒce z∏oci∏o i stroi∏o w purpur´; stoki gór i doliny osnuwa∏y si´ ju˝ liliowà mg∏à wieczornà. Na ca∏ej rów-
ninie ros∏a g´sta i wysoka trawa, podobna zupe∏nie do naszych zbó˝, poÊród której, gdzie niegdzie, roz-
rzucone by∏y grupki drzew z olbrzymimi wierzcho∏kami i pot´˝nym ulistnieniem, tworzàcym prawie nie-
przejrzanà kopu∏´. Tej okaza∏ej i jednoczeÊnie wspania∏ej roÊlinnoÊci odpowiada∏y tak˝e i liczne stada
pasàce si´ w dolinie.
Olbrzymich rozmiarów i dziwacznego kszta∏tu zwierz´ta swawoli∏y, lub te˝ leniwie rozciàgni´te na
trawie wygrzewa∏y si´ na s∏oƒcu. D∏ugie, gibkie ich cia∏a zakoƒczone by∏y ogonem, podobnie jak u smo-
ka; dwie pary krótkich i grubych nóg s∏u˝y∏y im dla poruszania si´ po ziemi i ogromne skrzyd∏a, podobne
do orlich, pozwala∏y unosiç si´ w powietrze; wàska, z du˝ymi, rozumnymi oczami, g∏owa podobna by∏a
do koƒskiej. Zwierz´ta te by∏y albo czarne jak kruki, albo srebrzysto-bia∏e, lub te˝ z∏ocisto–ksztanowate
z zielonawym odcieniem.
Nieopodal od tego osobliwego stada, w cieniu g´stej zieleni drzew, zebra∏a si´ liczna grupa m´˝-
czyzn olbrzymiego wzrostu. Za jedyne okrycie ich miedziano–czerwonego cia∏a, s∏u˝y∏a im skóra zwie-
rzàt, opasujàca biodra. Szorstkie, czarne i kosmate w∏osy spada∏y im na ramiona, a ordynarne twarze
z wystajàcymi koÊçmi policzkowymi by∏y bez zarostu. Uzbrojeni byli w grube s´kate maczugi i krótkie
kamienne topory, zatkni´te za pasem; ka˝dy z nich mia∏ woko∏o r´ki okr´cony d∏ugi sznur, zaopatrzony
przy koƒcu w kamieƒ. Jedni siedzieli na grubych pniach, inni znów le˝eli na trawie, rozmawiajàc ze so-
bà, a gard∏owe ich dêwi´ki rozlega∏y si´ doÊç daleko.
Byli to najwidoczniej pasterze, a nieopodal od nich widaç by∏o wielkie kosmate zwierz´ta, ze ster-
czàcymi uszami i ostrymi z´bami; z których jedne le˝a∏y na trawie, a inne znów, porykujàc, snu∏y si´ po-
Êród stada i widocznie równie˝ ich strzeg∏y.
Nagle jeden z owych m´˝czyzn powsta∏ i wskaza∏ r´kà na grup´ idàcych ku nim kobiet, które mo˝na
by∏o rozpoznaç po d∏ugich w∏osach i wystajàcych piersiach. Wysz∏y one z pobliskiego lasu i szybko zbli-
˝a∏y si´ w stron´ pasterzy. Podobnie jak i m´˝czyzn, jedyne ich okrycie stanowi∏y fartuchy z plecionej
trzciny.
W koszykach, o kszta∏tach najzupe∏niej pierwotnych i w rogo˝ach kobiety te nios∏y pasterzom po˝y-
wienie. By∏y tam owoce, ró˝ne korzenie i surowa ryba; a w czarkach z brzozowej kory, znajdowa∏ si´ ja-
kiÊ ˝ó∏tawy i bardzo pachnàcy p∏yn.
Postawiwszy jedzenie u nóg m´˝czyzn, kobiety pad∏y przed nimi na twarz, a nast´pnie szybko si´
podnios∏y i z o˝ywieniem zacz´∏y coÊ opowiadaç, czym wywo∏a∏y widocznie poruszenie wÊród pastu-
2
chów.
– Jaskiniowy cz∏owiek zwo∏uje nas! Po co? – zapyta∏ ze zdziwieniem jeden z m´˝czyzn, widocznie
zafrasowany.
– Czy nas tylko wzywa, czy tak˝e i innych pasterzy? – z niemniejszym zaciekawieniem spyta∏ drugi.
– Pos∏aniec mówi∏, ˝e goƒcy rozeszli si´ po lasach i dolinach. Zebraç si´ zaÊ majà w dolinie Êwi´te-
go kamienia tylko starsi i ci, których on sam specjalnie wskaza∏ – odpowiedzia∏a jedna z kobiet.
Szybko zjad∏szy przyniesione im po˝ywienie, wszyscy puÊcili si´ w drog´; pozostawiajàc stada na
opiece psów.
Kiedy dosi´gli lasu, wówczas weszli w g´stwin´ i skierowali si´ ledwie widocznà w zaroÊlach Êcie˝-
kà. Drzewa by∏y olbrzymiej wysokoÊci; wszystka zaÊ roÊlinnoÊç by∏a nad podziw pot´˝na i owocujàca,
podobnie jak i owa m∏odzieƒcza ziemia, która jà rodzi∏a.
Po doÊç d∏ugiej podró˝y, gromada idàcych wysz∏a na obszernà polan´, otoczonà zewszàd wysokimi
drzewami; grube pnie tych olbrzymów by∏y puste i s∏u˝y∏y za mieszkanie pierwotnym ludziom.
Osobliwe te legowiska wszystkie wys∏ane by∏y skórami zwierzàt, a wewnàtrz nich znajdowa∏y si´ na-
wet domowe sprz´ty, wykonane z kory, oraz zapasy prowiantu. Kobiety krzàta∏y si´ po gospodarstwie,
a zupe∏nie nagie dzieci biega∏y wokó∏ tych dziwnych domów i weso∏o swawoli∏y na Êwie˝ym powietrzu.
Takich olbrzymich drzew-chat by∏o tam przynajmniej ze sto.
PoÊród mieszkaƒców dawa∏o si´ równie˝ zauwa˝yç pewne poruszenie; zebrawszy si´ grupkami
omawiali coÊ g∏oÊno i ha∏aÊliwie, nowo przybywajàcy natychmiast brali udzia∏ w tych naradach.
Po chwili z t∏umu oddzieli∏o si´ oko∏o pi´çdziesi´ciu ludzi obu p∏ci, udajàc si´ ku Êcie˝ce, prowadzà-
cej w g´stwin´ leÊnà. Uzbroili si´ oni w ostre maczugi i wzi´li ze sobà pochodni´ z grubych, smolnych
ga∏´zi, które zapalili, pocierajàc jeden kawa∏ek drzewa o dugi.
Szli tak d∏ugo i wreszcie znaleêli si´ na obszernej polanie, otoczonej z jednej strony lasem, a z dru-
giej grzebienistymi ska∏ami, poprzecinanymi mnóstwem rozpadlin.
PoÊrodku tej doliny, na niewielkim wzgórku, sta∏ ogromny szczeÊcienny kamieƒ; na nim zaÊ wznosi∏
si´ drugi, w kszta∏cie sto˝ka, który przypomina∏ ma∏y obelisk. Ten czarny bazaltowy sto˝ek by∏ szlifowa-
ny i b∏yszcza∏ z daleka, a woko∏o niego zgromadzone by∏y zio∏a i ˝ywiczne ga∏´zie.
Ca∏a dolina zape∏niona ju˝ by∏a ludêmi. M´˝czyêni i kobiety zwartym t∏umem cisn´li si´ u podnó˝a
pagórka, a czerwone, mgliste Êwiat∏o pochodni szkar∏atnym blaskiem rozjaÊnia∏o to dziwne zgromadze-
nie.
Nagle t∏um si´ zako∏ysa∏, zaczà∏ si´ cisnàç, rozstàpi∏ si´, utworzy∏ przejÊcie i w tej chwili rozleg∏ si´
szept:
– Cz∏owiek jaskiniowy!… Cz∏owiek jaskiniowy!…
Utworzonym w t∏umie przejÊciem, szed∏ powoli cz∏owiek o doÊç dziwnym wyglàdzie. By∏ on olbrzy-
miego wzrostu i chudy jak szkielet. Jego pod∏u˝na, koÊcista twarz z grubymi wargami, p∏askim nosem
i niskim czo∏em, by∏a blada i z sinym odcieniem, jakby pod skórà u niego p∏yn´∏a krew nie czerwona,
a niebieska. Oczy mia∏ osadzone g∏´boko i dziwnie szeroko otwarte; lecz co najwi´cej uderza∏o w ca∏ej
tej postaci, to posiadanie trzeciego oka, które mieÊci∏o si´ w tyle g∏owy, prawie zupe∏nie nieow∏osionej.
Ubrany by∏ w krótkà tunik´, uszytà ze skóry zwierz´cej, a zaÊ niezwyk∏ej wielkoÊci r´ce i nogi mia∏
zupe∏nie go∏e.
Na jego widok zebrany t∏um upad∏ na kolana i uderzy∏ czo∏em o ziemi´.
Odpowiadajàc na powitanie lekkim skinieniem g∏owy przybysz ów skierowa∏ si´ w stron´ pagórka
i wszed∏ na jego szczyt; nast´pnie okrà˝y∏ stojàcy tam kamieƒ siedem razy, tyle˝ razy pok∏oni∏ si´ przed
nim g∏´boko, po czym upad∏ na twarz i równoczeÊnie gard∏owym g∏osem zaczà∏ wymawiaç swego ro-
dzaju zakl´cia.
Po chwili wsta∏ i le˝àcà obok wiàzk´ zió∏ obla∏ g´stym jak dziegieç p∏ynem; wyjà∏ z wiszàcego u pa-
sa woreczka dwa niewielkie kamienie i zaczà∏ trzeç jeden o drugi, dopóki nie posypa∏y si´ iskry, które
zapali∏y smolne ga∏´zie, u∏o˝one wokó∏ sto˝kowatego kamienia.
Rozleg∏ si´ trzask, a nast´pnie buchnà∏ g´sty dym. Wówczas trójoki olbrzym zaczà∏ po prostu ry-
czeç i biegaç woko∏o kamienia z niezwyk∏à szybkoÊcià, a t∏um go naÊladowa∏. M´˝czyêni i kobiety,
wziàwszy si´ za r´ce, utworzyli olbrzymi ∏aƒcuch i kr´cili si´ woko∏o owego pomnika w zapami´ta∏ym
taƒcu, któremu towarzyszy∏y krzyki i dzikie wycia, co prawdopodobnie mia∏o oznaczaç Êpiew, gdy˝ g∏osy
3
chwilami cich∏y, to znów si´ podnosi∏y, lecz nie by∏o w tym ˝adnego rytmu, lub jakiejkolwiek okreÊlonej
melodii.
Dym g´stymi k∏´bami wznosi∏ si´ w gór´ i rozpoÊciera∏ niby kaptur olbrzymi, nie màcony najmniej-
szym wietrzykiem.
Nagle poÊród ciemnych ob∏oków dymu zab∏ysnà∏ p∏omieƒ, który ognistym s∏upem wystrzeli∏ w gór´,
a nast´pnie zajaÊnia∏ wszystkimi barwami t´czy, przyjmujàc kszta∏t olbrzymiego sfinksa.
G∏owa jego posiada∏a twarz ludzkà, by∏a pi´kna i innego zupe∏nie typu, ni˝ u zebranych tam ludzi;
cia∏o byka z silnymi pazurami lwa, gin´∏o w k∏´bach dymu; olbrzymie skrzyd∏a dumnie podnosi∏y si´ ku
niebu, a nad czo∏em Êwieci∏a oÊlepiajàco jasnym Êwiat∏em gwiazda, wydzielajàc ró˝nobarwne promie-
nie.
Jaskiniowy cz∏owiek wraz z ca∏ym t∏umem zatrzymali si´ prawie jednoczeÊnie i jakby zastygli na
miejscu, a po chwili upadli wszyscy na kolana i ze czcià wpatrywali si´ w zjawisko. Nagle ta zagadkowa
istota przemówi∏a. DonoÊny g∏os jak gdyby z oddali dochodzàcy, dociera∏ a˝ do ostatnich szeregów
i dêwi´cza∏, niby pot´˝ny g∏oÊnik.
– Pos∏uchajcie, mieszkaƒcy dolin, gór i lasów: oto nadszed∏ czas, w którym zejdà mi´dzy was bogo-
wie i mrok si´ rozproszy, albowiem zmieszajà si´ oni z ludêmi, ods∏onià nieznane tajemnice, uka˝à wam
skarby we wn´trzu ziemi i otworzà wasze oczy na pi´kno Nieba. I przemienià was oni, a w pokoleniach
waszych przechowa si´ wiecznie podanie o tym, ˝e dane wam by∏o szcz´Êcie oglàdania b∏ogos∏awio-
nych, którzy zeszli z Nieba i zamieszkali mi´dzy ludêmi. Bogowie zbli˝ajà si´! Przygotujcie si´ ludzie
równin, gór i lasów do wielkiego zdarzenia: przez dwa dni nic nie jedzcie i nie pijcie, a trzeciego dnia
zbierzcie si´ w dolinach i u podnó˝y gór, aby zobaczyç, jak opuszczà si´ z nieba wasi monarchowie
i nauczyciele. Czas nadszed∏!
G∏os umilk∏, zjawisko poblad∏o i po chwili rozp∏yn´∏o si´ w powietrzu.
Jeszcze przez kilka chwil t∏um sta∏ bez ruchu, jakby pora˝ony tym, co zobaczy∏ i us∏ysza∏. Nast´pnie
zako∏ysa∏ si´ i zaszumia∏ jak wzburzone morze, a ludzie otoczywszy jaskiniowego cz∏owieka, zasypywa-
li go pytaniami.
ObjaÊnia∏ on im tedy, ˝e widziana przez nich istota by∏a przys∏ana przez Bogów, zwiastujàcych w ten
sposób swoje przybycie. Pouczy∏ ich tak˝e, jak majà poÊciç i oczyszczaç si´ przez obmywanie w rze-
kach, a w koƒcu poleci∏ im ubraç si´ w czystà i nowà odzie˝. Koƒczàc swoje pouczenia, wskaza∏ im
jeszcze miejsca, w których majà si´ zebraç, ˝eby mogli lepiej widzieç nies∏ychane i niewidziane dotàd
widowisko: zejÊcie Bogów z nieba – tajemniczych istot, które schodzà na ziemi´, aby przemieniç Êwiat.
T∏um rozchodzi∏ si´ w poÊpiechu, ˝eby si´ podzieliç przedziwnà wieÊcià z tymi, którzy jej nie s∏ysze-
li.
Nast´pne dwa dni po owej pami´tnej nocy up∏yn´∏y w goràczkowym podnieceniu.
W t´pym Êwiatopoglàdzie dzikusów coÊ si´ rozÊwietli∏o; przebudza∏a si´ ciekawoÊç, choç mo˝e
jeszcze zwierz´ca, lecz wstrzàsn´∏a ju˝ ona ich ci´˝kim rozumowaniem wciskajàc im nowe myÊli, które
powinny by∏y rozbudziç umys∏ do nowego ˝ycia. Jakby instynktownie uczuwali ju˝ oni, ˝e na ziemi´
schodzi jakieÊ nowe Êwiat∏o w osobie tych nowych istot.
W oznaczonym dniu, nad wieczorem, ca∏a ludnoÊç by∏a na nogach; podniecenie ros∏o z godziny na
godzin´ i nie tylko ludzie, lecz i ca∏a przyroda znajdowa∏a si´ w stanie oczekiwania czegoÊ niezwyk∏ego.
Powietrze dêwi´cza∏o jakoÊ dziwnie, po niebieskim sklepieniu przesuwa∏ si´ ró˝nobarwny blask,
a dr˝enie atmosfery by∏o na tyle silne, ˝e liÊcie na drzewach szeleÊci∏y i szumia∏y, i nawet samotne ska-
∏y jakby ko∏ysa∏y si´.
Zniecierpliwienie dzikiego t∏umu wzrasta∏o nieustannie a kilku m∏odych ludzi, bardziej odwa˝nych
iumys∏owo rozwini´tych, którzy ju˝ poprzednio oswoili i ujeêdzili wspomniane na wst´pie skrzydlate
zwierz´ta, wsiedli teraz na nie i wznieÊli si´ w powietrze, a˝eby wczeÊniej ujrzeç oczekiwanych bogów.
Wreszcie, po niebie rozla∏ si´ szeroko jasny, ró˝owy blask, przechodzàcy w z∏ocisto ˝ó∏ty, a na tym
promienistym tle ukaza∏a si´ tajemnicza flotylla, która szybko opuszcza∏a si´ z niebieskich wy˝yn.
Z ka˝dego statku wyp∏ywa∏y strumienie oÊlepiajàcego Êwiat∏a, które czyni∏o je podobnymi do s∏oƒc
i równoczeÊnie rozleg∏a si´ nies∏ychana dotychczas muzyka.
Delikatne, harmonijne, a zarazem niewypowiedzianie pot´˝ne dêwi´ki przenika∏y na wskroÊ nawet
tych dzikich pierwotnych ludzi, i targa∏y ka˝dym nerwem. Milczàcy, zmieszani i zdziwieni patrzyli na to
4
niezwyk∏e widowisko.
Poza tym muzyka sfer wywo∏a∏a jeszcze jedno zupe∏nie nieoczekiwane zjawisko: z g∏´bi rzek i trz´-
sawisk z rozpadlin ska∏ i z lasów powype∏za∏y ró˝ne stworzenia i ró˝nokszta∏tne dziwaczne potwory;
wielkie i ma∏e, budzàce strach w ludziach, którzy zwykle uciekali przed nimi w obawie. Lecz straszne te
bestie nie zamierza∏y widocznie szkodziç ludziom, poniewa˝ jak oczarowane s∏ucha∏y poskramiajàcych
je czarownych dêwi´ków, które jak gdyby przenika∏y ludzi i zwierz´ta.
Tymczasem, powietrzna flotylla opuszcza∏a si´ coraz ni˝ej ku ziemi. Bijàce od niej promienie przyj´-
∏y ró˝nobarwne odcienie, tak ˝e góry i doliny okrywa∏y si´ na przemian to szafirowo - b∏´kitnym, to szma-
ragdowo - zielonym, lub rubinowo - czerwonym Êwiat∏em, a powietrze przesyca∏y powiewy dziwnie pi´k-
nych aromatów.
Teraz ju˝ mo˝na by∏o wyraênie dostrzec, ˝e przy koƒcu ka˝dego statku znajdowa∏y si´ otwarte
drzwi i w nich, jakby na balkonie, stali ludzie wysocy, kszta∏tni, w bia∏ych szatach, lub owini´ci zas∏ona-
mi, przypominajàcymi srebrzystà krep´. Oblicza ich by∏y niezwyk∏ej pi´knoÊci i dla tych pierwotnych
i nieokrzesanych ludzi wydawali si´ istotnie bóstwami.
Powa˝nie i w zamyÊleniu spoglàdali adepci na t´ nowà ziemi´– teren ich przysz∏ej dzia∏alnoÊci – i na
ludzkà mas´, do przemienienia której powo∏ano ich tutaj, a˝eby dali jej duchowe Êwiat∏o, ciep∏o serca,
poj´cie o wielkoÊci Stwórcy i praw, które majà nauczyç ludzi porzàdku i skierowaç ich na drog´ dosko-
nalenia si´.
Jakby ko∏osyna na falach harmonii, cicho przep∏yn´∏a powietrzna flotylla nad równinà i lasami, po
czym, wzniós∏szy si´ wy˝ej, skry∏a si´ za wierzcho∏kami wysokich gór.
Prawie jednoczeÊnie skrzydlate smoki zrzuci∏y na ziemi´ swoich jeêdêców i z powrotem wzbi∏y si´
w powietrze, a pozostali wspó∏bracia ich z dolin, równie˝ poszli za ich przyk∏adem i ca∏e stado poszybo-
wa∏o ku górom – gdzie znikn´∏a niewiadoma flotylla.
Pó∏dziki t∏um pierwotnych ludzi by∏ jakby oszo∏omiony. Zrodzi∏o si´ w nim nowe uczucie – zachwyt
i uniesienie wobec doskona∏ej pi´knoÊci, a jednoczeÊnie i porównanie z ich w∏asnà brzydotà.
Jednak˝e, uczucie to by∏o zupe∏nie pozbawione zawiÊci, bowiem istoty te, obdarzone nieziemskà
pi´knoÊcià, by∏y wszak bogami.
W zachwycie, jakiego w ogóle dotychczas nie doznawa∏y, oczarowane dzikie t∏umy wpatrywa∏y si´
w ów górski ∏aƒcuch, za którym w tej chwili powinni byli znajdowaç si´ bogowie. Po chwili opanowa∏ ich
zabobonny l´k, gdy nagle nad wierzcho∏kami najwy˝szych gór ukaza∏y si´ ogniste trójkàty, a nast´pnie
pojawi∏ si´ olbrzymi obraz skrzydlatej istoty z ognistym mieczem.
Wszyscy zrozumieli, ˝e miejsca te sta∏y si´ dla nich zakazanymi i ˝e ˝aden z mieszkaƒców dolin, la-
sów i gór nie ma prawa zbli˝aç si´ do mieszkaƒ bogów.
Wkrótce potem pojawi∏y si´ z wy˝yn cztery skrzydlate bia∏e smoki,, a jeêdêcy ich byli istotami, jakich
dotàd jeszcze nigdy nie widziano. Byli to rycerze Graala w srebrnych zbrojach; na piersiach ich, na po-
dobieƒstwo s∏oƒc, jaÊnia∏y uwieƒczone krzy˝em kielichy, a w r´kach trzymali kopie z ognistymi ostrzami
.
Pok∏oniwszy si´ na wszystkie cztery strony Êwiata i wymówiwszy donoÊnym g∏osem magiczne za-
kl´cia, jeêdêcy znikli w ró˝nych kierunkach, aby zwiastowaç m∏odzieƒczym narodom przybycie boskiej
rasy – ich królów i prawodawców.
A kiedy powrócili, szczyty gór pokry∏y si´ g´stymi ob∏okami, poprzez które niejasno migota∏ olbrzymi
trójkàt; nast´pnie muzyka ucich∏a, ró˝nobarwne Êwiat∏a pogas∏y i wraz z g´stym mrokiem nasta∏a cisza
nocna; jedynie tam, gdzie schowali si´ bogowie, widaç by∏o jeszcze delikatnà, z∏ocistà zorz´.
W jednej z gór, otaczajàcych p∏aszczyzn´, na której wylàdowa∏a flotylla adeptów, znajdowa∏a si´ ob-
szerna grota, stworzona po cz´Êci przez samà natur´, a po cz´Êci ludzkimi r´kami – i w niej zebra∏o si´
oko∏o dwudziestu ludzi. Âciany tej podziemnej sali by∏y w wielu miejscach zdobione rzeêbà, jaÊniejàca
kula, przymocowana do jednej ze Êcian, rozjaÊnia∏a jà delikatnym b∏´kitnym Êwiat∏em.
W obszernym zag∏´bieniu, w rodzaju niszy, znajdowa∏ si´ wielki czerwony, wyciosany w kszta∏cie
trójkàta kamieƒ do którego prowadzi∏o kilka stopni, a zaÊ na wierzcho∏ku owego kamiennego trójkàta
wznosi∏ si´ du˝ych rozmiarów masywny krzy˝ z czystego z∏ota, otoczony fosforycznym blaskiem. Ze
sklepienia zwisa∏o nad krzy˝em siedem z∏otych Êwieczników przedziwnej roboty, a w ka˝dym z nich p∏o-
nà∏ osobliwy ogieƒ, odpowiadajàcy kolorem t´czy.
5
Plik z chomika:
krakten
Inne pliki z tego folderu:
Wiera Iwanowna Krzyżanowska v9 Prawodawcy t3.pdf
(1604 KB)
Wiera Iwanowna Krzyżanowska v8 Prawodawcy t2.pdf
(1739 KB)
Wiera Iwanowna Krzyżanowska v7 Prawodawcy t1.pdf
(1725 KB)
Wiera Iwanowna Krzyżanowska v6 Śmierć Planety t2.pdf
(1736 KB)
Wiera Iwanowna Krzyżanowska v5 Śmierć Planety t1.pdf
(1709 KB)
Inne foldery tego chomika:
! ! ◢ Pod kopułą - Under the Dome
! E-BOOKI SPAKOWANE
##### WESTERNY
◈ Kulturystyka
♣ Teatr
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin