American High - K.A. Merican (całość).odt

(1716 KB) Pobierz

AMERICAN HIGH

 

 

opowiadanie autorstwa K.A. Merikan (http://kamerikan.com/)

 

 

1 – SREBRNE GWIAZDKI

 

 

Neil zapalił papierosa. Pierwszy haust dymu od razu sprawił, że poczuł się lepiej, aczkolwiek nadal nie był zbyt zadowolony z przeprowadzki w całkiem inny rejon kraju. Cała jego stara paczka została w Nowym Yorku. Owszem, był internet, telefon, ale i tak nie zastąpią one kontaktów na żywo. A te będą siłą rzeczy ograniczone. Chłopak westchnął ciężko, strzepując popiół błyszczącym perłowo paznokciem i przyśpieszył, by nie spóźnić się na rozpoczęcie roku w nowej szkole. Naprzeciw niego wyłoniła się młoda kobieta z wózkiem, która jednak przeszła na drugą stronę ulicy, gdy tylko go zauważyła. Skwitował to tylko wzruszeniem ramion, choć uświadomiło mu to, że nie udało mu się chyba jednak ograniczyć swojej fantazji względem image’u. Przystanął przed supermarketem i raz jeszcze się sobie przyjrzał w szybie. Przeźroczyste kozaki na koturnach. Obcisłe czarne szorty. Takiż golf w srebrne gwiazdki. Czarne armwarmersy, przetykane nieco srebrną nicią; srebrne pierścionki i zausznice w kształcie muszli.

Neil podrapał się lekko po policzku. No cóż, nowy dyrektor będzie musiał to jakoś przełknąć.

Uśmiechnął się do swojego odbicia, poprawiając niesforne czarno-fioletowe włosy, z których każdy sterczał w inną stronę; poprawił na ramieniu torbę i, zadowolony z siebie, ruszył w stronę szkoły. Był jednym z tych chłopaków, których ludzie nazywali “ładnymi”…oczywiście gdyby nie był tak ubrany jak był. Średniego wzrostu, lekko umięśniony. Miał wielkie niebieskie oczy, prosty nos i wyraziste, ładne usta. W zasadzie jego twarz uznać by można za dziewczęcą, gdyby nie odrobinę mocniej zarysowana szczęka, którą to cechę Neil skrzętnie ukrywał za pomocą fryzury. Zbliżając się do celu, skończył palić i niedbale wyrzucił niedopałek na jezdnię. Dokładnie w tym momencie chlusnęła na niego niemal fala brudnej wody z kałuży przy krawężniku, gdy obok stanowczo za szybko przejechał czerwony sportowy samochód. Zatrzymał się niewiele dalej, na parkingu szkolnym i wysiadły z niego cztery osoby: chłopak w sportowej czerwonej szkolnej kurtce i trzy dziewczyny z definitywnie za krótkich spódniczkach. Obejrzeli się w jego stronę ze śmiechem i choć stali za daleko, żeby Neil mógł wszystko usłyszeć, słowo ‘pedał’ dało się wychwycić przynajmniej kilka razy. Wysoki i mocno zbudowany chłopak rzucił mu kpiące spojrzenie niebieskich oczu po czym objął jasnowłosą dziewczynę ramieniem i ruszyli w stronę szkoły. Ona jeszcze pieszczotliwie przeczesała palcami jego nieco przydługie jasne włosy.

Nie byli zresztą jedynymi osobami które widziały zajście.

 

Neil przez chwilę tępo wpatrywał się w grupkę, jakby wahając się czy lecieć na nich z pięściami, czy najpierw zająć się swoim wyglądem. Przecież nie mógł się TAK pokazać! A nawet nie miał lusterka. Jego panika została chyba zauważona, bo nagle poczuł, że ktoś puka go w ramię.

 

Kiedy się odwrócił, zobaczył bardzo mocno umalowaną dziewczynę ubraną w czarną sukienkę do samej ziemi. Jednym słowem typową przedstawicielkę klasycznej części gothdomu.

- Chodź, eyeliner Ci spływa! – szepnęła porozumiewawczo i mocno pociągnęła go za rękę. Po chwili, gdy znaleźli się w niewielkiej bocznej uliczce, gotka podała mu niewielkie kieszonkowe lusterko i chusteczkę.

 

- Popraw się szybko, bo zaraz trzeba będzie być w szkole. – powiedziała, jakby nigdy nic poprawiając mu włosy.

- Dzięki. – powiedział nieco zaskoczony, ścierając czarne ślady na policzkach.

- Lepiej zacznij używać wodoodpornego. – poradziła mu. – W ogóle to jestem Gina.

- Neil.

- Jesteś tu nowy? – spojrzała na niego z ukosa. – Masz pecha, że od razu “wpadłeś w oko” Jamiemu. Jak się na kogoś uweźmie, to nie ma przebacz. – skrzywiła się lekko. – Pieprzony prostak, nie potrafi znieść niczego, co się nie mieści w ciasnych ścianach jego poglądów!

Zapowiada się ciekawie… – pomyślał Neil.

 

James usiadł w swojej przedostatniej ławce. Siedział w niej zresztą w zeszłym roku na tyle bezmyślnie i bezużytecznie, że teraz powtarzał klasę. Ale znajdował pozytywne strony tej sytuacji: chodził teraz do klasy ze swoją dziewczyną, znał już część materiału *I* zaliczy dwa bale zakończeniowe, bo mimo że nie przeszedł na balu był i tak w zeszłym roku. Może jego ojciec nie był zachwycony tym biegiem wypadków, ale póki James był jednym z najlepszych graczy w drużynie futbolowej, nie czepiał się aż tak.

 

Nauczyciel się spóźniał i wszyscy w sumie spodziewali się dlaczego. Właściwie co roku jest jakiś nowy uczeń lub/i kilku, których trzeba przyprowadzić do klasy. Z braku laku James zaczął się więc gapić na stringi wystające ze spodni jednej z dziewczyn.

 

W końcu drzwi się otworzyły i wszedł dyrektor. Chrząkał kilka razy, a gdy klasa była już w miarę spokojna, złożył dłonie w piramidkę.

- Pewnie domyślacie się, po co przyszedłem. – zaczął.- Dołączy do was nowy kolega, Neil Munro. Dopiero kilka dni temu przeprowadził się tu z Nowego Yorku i na pewno jest trochę zdezorientowany. – Tu dyrektor przystanął na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając, po czym kiwnął głową w stronę szklanego okienka w drzwiach. – Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie. – skończył, gdy drzwi się otwarły i wszedł przez nie Neil, wyprostowany, z wyrazem niezachwianej pewności siebie w oczach.

 

Kilka brwi momentalnie uniosło się wyżej, a James na jego widok z trudem uciszył parsknięcie śmiechem i mrugnął do Kimberly która siedziała ławkę obok.

Do sali wszedł też wiecznie znudzony życiem nauczyciel historii.

- Zajmij jakieś wolne miejsce, Neil. Reszta uczniów już łaknie wiedzy. – powiedział beznamiętnym tonem. – Nie można przedłużać ich oczekiwania.

Następna wpadła do sali jeszcze Gina, przepraszając za spóźnienie i siadając w jednej z wolnych tylnych ławek.

 

Wzrok Neila zatrzymał się na Jamesie i w tym momencie przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu. Kiwnął głową w stronę historyka i usiadł w wolnej ławce za futbolistą. Jego wzrok przemknął po szerokich plecach chłopaka, po czym rzucił Ginie kpiące spojrzenie. Dziewczyna zmarszczyła brwi i wpatrywała się w to, co robił jej nowo poznany kolega; lekcja i tak jej nie interesowała.

 

Nauczyciel zaczął swoją drastycznie nudną lekcję wprowadzającą, a Gina spojrzała pytająco. Neil zrobił arcypoważną minę, najpierw pokazał jej czystą kartkę, potem marker, a na końcu małą rolkę taśmy klejącej. Dziewczyna spojrzała na niego zaskakująco poważnie kręcąc głową i próbując mu dać do zrozumienia, że to może nie być najlepszy pomysł. On jednak niespecjalnie się tym przejął. Obdarzywszy ją beztroskim uśmiechem, nagryzmolił coś na kartce, po czym delikatnie przyczepił ją do pleców Jamiego tak, że ten w ogóle się nie zorientował. Gdy dopełniło się dzieło, dziarsko pokazał dziewczynie uniesiony w górę kciuk, po czym najspokojniej w świecie zajął się swoimi sprawami. Gina uśmiechnęła się, z jednej strony obawiając się co z tego może wyniknąć, a z drugiej ciesząc się, że ktoś tak bezpośrednio postawił się Jamesowi. Blondyn zresztą przysypiał nieco na lekcji.

 

Kiedy historyk już wyszedł, a co poniektórzy się obudzili, Jamie ziewnął, po czym powoli udał się na korytarz, do automatu z napojami. Chłopak zmarszczył się nieznacznie słysząc za sobą śmiechy. “Co jest kurwa?” pomyślał, ale zanim zdążył się nad tym bardziej zastanowić podbiegła do niego Kimberly i ściągnęła mu z pleców kartkę z wyraźnym napisem „My ass rocks”. Wcisnęła mu ją do ręki nieco zażenowana.

-Uważałbyś bardziej, a nie spał na lekcji to ten nowy idiota nie zrobiłby z ciebie pośmiewiska. – syknęła jakby osobiście urażona.

 

Blondyn przeczytał kartkę czując rosnącą złość. Dawno nikt się nie odważył na coś takiego wobec niego. Ale zawsze na nowy rok jakiś żółtodziób musi się popisać. Wziął głębszy oddech.

-Pożałuje tego po lekcjach. – mruknął.

-No ja myślę Jamie! – przytuliła się do jego ramienia, stając na palcach, żeby pocałować go w policzek.

 

Neil dobrze się bawił przez resztę dnia, przypominając sobie minę Jamiego, gdy ten zobaczył kartkę. No cóż, miał kretyn za swoje.

 

Po lekcjach zaczepił Ginę.

- W którą stronę idziesz do domu? – spytał.

 

- Przez park na prawo. Idziemy razem? To poczekaj sekundę, skoczę jeszcze do łazienki. – powiedziała, nie czekając na odpowiedź zostawiając go na pustym korytarzu przy szafkach.

 

Neil ziewnął, po czym rozmasował szybko zesztywniały kark i swobodnie oparł się o swoją szafkę. Musiał pomyśleć, jak ją ozdobić…ale na to miał mnóstwo czasu. Nagle jednak myślenie o niebieskich migdałach zostało drastycznie przerwane, gdy ktoś pociągnął go niezwykle silnym szarpnięciem, w tył, za ubranie. Nie miał nawet chwili, żeby zreflektować, kiedy dostał bolesny cios pięścią prosto w policzek. Siła ciosu rzuciła nim o szafkę. Z niejakim zdziwieniem pomacał się po bolącym miejscu, po czym strzyknął głośno karkiem i wyprostował się, patrząc prosto na Jamiego.

- Co jest, kurwa? – spytał marszcząc brwi w parodii zdziwienia.

 

Chłopak złapał go za przód ubrania, przyciskając do szafki.

-Myślisz, że będziesz mnie ośmieszał? Nowy, pedalski i nadal taki odważny? – syknął mrużąc nieco oczy.

 

- Myślisz, że się Ciebie przestraszę, bo jesteś panem “strasznym futbolistą”? – spytał Neil, tonem jakby prosił o objaśnienie problemu logicznego. – Za stary na to jestem. – wzruszył lekko ramionami i położył dłoń na ręce trzymającej go za poły ubrania. – Sam zacząłeś, to nie miej do mnie pretensji. I nie powyciągaj mi golfu. Już go poplamiłeś. – dokończył bezczelnie poważnym tonem.

 

-Myślę, że powinieneś się obawiać, bo inaczej nie wróżę ci przyjemnej nauki w tej szkole – Jamie powtórzył szarpnięcie za golf

 

- Bądź tak dobry i weź ode mnie te wielkie łapska.

 

Tym razem Jamesowi znowu puściły nerwy, choć dobrze wiedział, że nie powinien się w takie rzeczy wdawać na terenie szkoły, bo dostawał już ostrzeżenia od dyra. Ten cały Neil był jednak tak bezczelny, że nie mógł tego znieść. Uderzył go po raz kolejny, z impetem uderzając o szafki. Nim jednak się obejrzał, nowy odepchnął się gwałtownie od metalowej ściany i, wykorzystując to przyśpieszenie, z całej siły walnął go pięścią w twarz. Jamie był tym tak zaskoczony, że poleciał kawałek do tyłu przewracając się razem z dyspozytorem wody mineralnej. Neil odetchnął głośno i wytarł dłonią krew z rozciętej wargi.

 

Blondyn jednak nie miał bynajmniej zamiaru dać mu spokoju. Zupełnie z zaskoczenia, leżąc na ziemi, złapał Neila za nogę i przewrócił go tak, że ten z impetem uderzył plecami w, zalaną wodą, podłogę i zanim zdążyłby się unieść, James przydepnął go kolanem. Wykorzystując nadmierną pewność siebie futbolisty, Neil gwałtownie szarpnął go za drugą nogę. Kiedy Jamie zwalił się obok niego, spróbował się na niego wdrapać, by zdobyć przewagę; nie był na tyle głupi, by uwierzyć, że mógłby go pokonać w typowo siłowej potyczce.

 

I właściwie mu się to udało, ale już chwilę później przeturlali się o kolejne sto osiemdziesiąt stopni, dzięki poślizgowi mokrej podłogi i tym razem znowu był na dole, a James próbował wykręcić mu rękę, ale znów został zwalony na ziemię.

 

- Sukinsyn! – syknął Neil, kładąc się na przeciwniku, próbując wykręcić jego głowę w bok. Nagle rozległ się głośny krzyk i ktoś szarpnął go w górę, odciągając od Jamiego, który chyba tylko dzięki temu nie rozkwasił mu nosa.

- Co to ma być?!- ryknął dyrektor. – I to w pierwszy dzień w szkole!

 

James w milczeniu zaczął się zwlekać z podłogi. Kurwa. Potarł rozciętą wargę. Nie miał najmniejszego zamiaru się tłumaczyć, ale nie patrzył też dyrektorowi w twarz.

 

- Walker, patrz na mnie, kiedy mówię!! – uniósł się dyrektor. – Zdajesz sobie sprawę, że nie raz Cię ostrzegałem?! Że zostałeś w tej szkole warunkowo?!

 

Chłopak uniósł wzrok i zacisnął zęby. Czuł, że zaraz mu ze złości coś pęknie. Nie miał najmniejszej ochoty, żeby Neil o tym wiedział. Pokiwał głową przewracając oczami.

 

- Dobrze, że chociaż to. – mruknął dyrektor sucho. – A ty? – gniewnie spojrzał na fioletowowłosego. – Pierwszego dnia w nowej szkole i już się awanturujesz?! Myślałem, że to, co się działo w twojej poprzedniej szkole nauczyło Cię trochę rozumu! Jak widać nie!

Neil patrzył na dyrektora ze spokojem, choć w środku cały się gotował ze złości.

- Tak być nie może. – powiedział w końcu dyrektor. – Musimy się wami zająć; i to radykalnie! – pokiwał im groźnie palcem. Jutro po lekcjach macie się obaj zjawić u szkolnego psychologa, a w ramach kary obaj będziecie codziennie sprzątać waszą klasę. Do odwołania!

 

-Po co niby do psychologa!? – Jęknął James wiedząc, że powinien się ugryźć w język, ale na prawdę było to ponad jego siły; miał ochotę zaraz rozszarpać Neila.

 

- Dlatego, że dla takich jak ty i on nie ma miejsca w zdrowym społeczeństwie; musicie się pozbyć agresji! – wrzasnął dyrektor. – A teraz znikać mi z oczu!

 

Neil spojrzał ukradkiem na Jamiego. Był wściekły, ale musiał przyznać, że rozbawiła go cała sytuacja.

- I jutro u psychologa. A potem sprzątanie! – pienił się dyrektor.

 

Blondyn przewrócił oczami znowu ocierając z irytacją cieknącą wargę i łypiąc złowrogo na Neila. Właściwie to nie spodziewał się po tym chuchrze takiego oporu. Po chwili ciszy, dyrektor machnął ręką i poszedł w stronę swojego gabinetu. Neil cieszył się, że przynajmniej nie kazał im posprzątać po bijatyce. Chyba wolał się zmyć, niż czekać, aż sobie o tym przypomni.

 

-Musiałeś nas w to wpakować niedorozwoju! – warknął ze wściekłością Jamie, ostatnim wysiłkiem woli powstrzymując się od popchnięcia chłopaka.

 

- Czyli teraz to moja wina? – przegiął się Neil. – To ja cię znienacka napadłem?

 

-Trzeba się było nie rzucać! – wkurzał się coraz bardziej. Gdyby był w stanie myśleć logicznie, faktycznie doszedłby zapewne do wniosku, że nie panuje nad własną agresją.

 

- To ja cię oblałem wodą?

 

- Głupi jesteś w ogóle. – warknął machając na niego ręką i odchodząc w drugą stronę korytarza

 

- Do zobaczenia jutro! – krzyknął za nim, zbierając swoją torbę z ziemi.

 

- Tak kurwa, z psychologiem lunatyczką. – warknął chyba bardziej do siebie, znikając za zakrętem.

Nagle Neila ktoś złapał za rękę.

-Co ci się stało? – zapytała Gina. Miała wyraźną tendencję do pojawiania się znikąd.

 

- A…to! – zaśmiał się wskazując na rozmazaną na twarzy krew. – Mieliśmy z Jamiem małą różnicę zdań, ale już wszystko dobrze. Chyba tylko dystrybutor wody nie jest zadowolony.

 

Dziewczyna rozejrzała się po korytarzu wyraźnie skonfundowana.

-Mówiłam ci, że zadzieranie z nim nie skończy się dobrze. To zawzięty tępak. Dostał chociaż też?

 

Wyszczerz Neila mówił wszystko.

- To nie pierwszy taki, którego złamię! A teraz będę miał dobrą okazję. – powiedział, biorąc ją pod rękę.

 

-To znaczy? – uniosła namalowaną czarną brew z rezerwą, kierując się z nim w stronę wyjścia ze szkoły.

 

- Dyrektor kazał nam chodzić na terapię agresji. I we dwóch sprzątać klasę. – powiedział udając, że nie jest tym zirytowany.

 

-Na terapię? – tylko ostatnim wysiłkiem powstrzymała się od uśmiechu. – I co niby zamierzasz zrobić? Jak się znowu pobijecie, to będzie tylko gorzej.

 

- Ależ kochana, ja go zmienię! – machnął rączką Neil. – Przekonasz się! Mnie żaden futbolista niestraszny.

 

- Aha…. – patrzyła na niego z coraz większym powątpiewaniem. – Stanie się łagodny jak baranek?

 

- To raczej nie, ale będzie czuł mores, wierz mi, kochana!

 

-Staram się, ale naprawdę moja wyobraźnia podpowiada mi raczej obraz tego co się może stać jak jutro zostaniecie sami i to nie są miłe obrazy. – powiedziała zniżając głos przy końcu zdania i łypiąc na niego złowrogo pomalowanymi na czarno oczami.

 

- Poradzę sobie. Nie… – urwał, bo oto zobaczył niezwykle dziwne zjawisko. Skakała w ich stronę drobna postać, wymachująca dwoma kiepskiej jakości łańcuchami rodem z marketu budowlanego. Dziecko miało na sobie futrzaną czapkę z wielkimi kocimi uszami, koszulkę z wielkooką dziewczyną, a w kącikach oczu plasterki. Nagle spojrzała na nich i aż się skuliła.

- O, kami-sama!!! – wrzasnęła piskliwie!

 

Gina spojrzała na nią znudzonym wzrokiem.

-Nie zwracaj na nią uwagi. – pociągnęła Neila za ramię – myśli, że umie mówić po japońsku.

 

Suknia Giny zafurkotała niczym mroczna chmura, gdy chciała odejść, powstrzymał ją jednak Neil, do którego doczepiło się owo indywiduum.

- Kuro-san! – zaszczebiotała. – Buraddo! – i wskazała na jego rozciętą wargę, wyciągając z kieszonki chusteczkę z Hello Kitty.

- E…dzięki… – zaczął nie wiedząc jak się do niej zwracać.

- Yuiko-chan, nyu! – ucieszyła się dziewczyna.

- Miło mi. – uśmiechnął się niepewnie, po czym nachylił się do Giny. – Czemu ona ma plasterki przy oczach? – spytał szeptem.

 

-Wierzy, że jest Japonką i stara się o tym przekonać resztę, imitując skośne oczy. – szepnęła konspiracyjnie.

 

- Achaaaa… – Neil przełknął nerwowo ślinę, zastanawiając się, co ma zrobić z tym nieszczęśliwym dzieckiem. – To…my już pójdziemy. – powiedział w końcu ze sztucznym uśmiechem.

-Ookke! Sayonara! – dziewczynka pomachała im ręką.

 

-Nie zadawaj się z nią. – powiedziała Gina cicho – wciągnie cię w nieciekawe towarzystwo. – dodała mrocznie.

 

- To to jest od ćpania?! – krzyknął piskliwie?

 

- Nie. Są gorsze rzeczy i niezbadane otchłanie. A każdy wie, że lepiej nie patrzeć w otchłań… – powiedziała cicho, zamyślona, kiedy już wychodzili z parku.

 

- E…no tak… – przytaknął Neil nieco niepewnie, zastanawiając się czy największą otchłanią nie miał być jutrzejszy dzień.

 

-Au. – niemal pisnął James, kiedy Kimberly przemywała mu wargę wacikiem. – Mówiłem, że nic mi nie jest. Ważne, że mu przyłożyłem! – powiedział z pełnym przekonaniem

 

- Ależ Misiu, Ty, król szkoły nie możesz pozwolić, żeby taki mięczak jak on Ci podskakiwał! – jęknęła, wydymając pastelowe wargi. – Chyba tak tego nie zostawisz…co? – uśmiechnęła się do niego słodko, wyginając się w jego stronę tak, że jej dekolt odsłaniał zdecydowanie więcej niż tego wymagała przyzwoitość.

 

Chłopak pokiwał głową.

-Jutro będą te całe pierdy u psycholog, ale potem mnie popamięta jak zostaniemy sami! – niemal już podniósł głos ze złością.

 

- Oczywiście, kotku! – zamruczała.- Przecież nie może się z Tobą równać jakiś tam pedał… – przytuliła się do niego i sugestywnie przejechała mu tipsami po torsie. – Ty jesteś prawdziwym mężczyzną.

 

-Pewnie. – powiedział oburzając się coraz bardziej. – W ogóle nie ma wstydu ani gustu. Jak on się ubiera! Jakby chciał wszystkim powiedzieć, że jest pedałem. Jak baba.

 

- Jak zawsze masz racje! Mężczyźni nie mogą być jak baby! Jeśli już jest chory, to powinien się z tym kryć przynajmniej. Bóg wyraźnie powiedział, co o tym myśli! – uniosła się Kimberly. Takich jak on trzeba temperować póki jeszcze czas!

 

-Jeszcze się zacznie obnosić. – burknął – To już jest szczyt. – przesunął palcami po jej dłoni. – Niech się przystosuje.

 

- Chcesz mu znaleźć dziewczynę? – zaśmiała się lekko, przytulając się do niego. – Najpierw trzeba by go wysłać do ośrodka miłosierdzia, ale jego rodzina jest z Nowego Yorku… – skrzywiła się. – Skoro widzą jak wygląda i nie reagują…

 

-Może… nie wiem… przebiera się w szkole… ale nie, bo chodzi tak po ulicy. Jaka by go dziewczyna chciała jak się tak ubiera? – prychnął.

 

- Nie widziałeś, że wracał do domu z tą diablicą?! – żachnęła się. Jak nie mógł nie zauważyć czegoś tak istotnego?!

 

- Z szatanistką? – uniósł brew – A ona nie jest lesbą?

 

- A bo ja ją tam wiem?! Unikam jej jak ognia, odkąd nie podziałał na nią poświęcony krzyż!

 

- No to nie ważne… ważne, że jutro się zemszczę. – powiedział z przekonaniem.

 

- Zrób to! Pojedziemy sobie wieczorem za miasto! – uśmiechnęła się do niego słodko.

 

-Tak? Chcesz? – uśmiechnął się jakoś tak dziwnie nie przekonany.

 

- A Ty nie?- otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

 

-Nie no! Pewnie, że chcę! Po prostu dbam o ciebie. Nie chcę żebyś robiła coś wbrew sobie. – pocałował ją, jakby na potwierdzenie swoich słów.

 

- Nie martw się! Jestem chrześcijanką; wiem jak daleko wolno mi się posunąć. – zapewniła go. – Ale wiem też, że mężczyźnie należy się czasem mała nagroda.

 

-No to pojedziemy. – uśmiechnął się szeroko.

 

Neil wygodnie ułożył się w fotelu przed gabinetem psychologa. Poprawił suwak od spodni i spojrzał ukradkiem na Jamiego, siedzącego dokładnie na przeciwległym skraju poczekalni. Chłopak miał wyraz twarzy jakiego widzieć wcześniej Neil okazji nie miał: zamyślony. Dzisiaj miał na sobie zwykłą obszerną bluzę z kapturem. Patrzył się gdzieś w przestrzeń podpierając brodę dłonią. Neil omal nie parsknął śmiechem na ten widok, przeczuwając, co Jamie knuje. Cóż, postanowił podjąć i to wyzwanie. Po chwili drzwi od gabinetu otwarły się z głośnym jękiem a w drzwiach ukazała się blada, zasuszona kobiecina w wełnianym sweterku, długiej spódnicy i z okularami grubości dwóch denek na nosie.

- Panowie Walker i Munro, tak? Proszę do mnie… – powiedziała tak cicho, że ledwo było ją słychać.

 

James wstał i bez słowa przywitania z Neilem wszedł do gabinetu z rękami w kieszeniach. Usiadł w jednym z foteli.

 

Kiedy obaj siedzieli obok siebie naprzeciwko psycholożki, kobieta odchrząknęła, po czym położyła przed nimi po kartce papieru i ołówku.

- Kochani chłopcy, proszę, narysujcie siebie jako zwierzę, drzewo i przedmiot. – poprosiła.

 

James spojrzał na nią z rosnącą frustracją.

-I czemu to ma służyć? – zmarszczył brwi.

 

- Och, młody człowieku, nawet nie wiesz, ile prawd kryje się w naszych wyobrażeniach!

Neil uśmiechnął się do siebie i zaczął rysować. James przewrócił oczami biorąc ołówek i czując się co najmniej głupio. Ostatecznie nabazgrał od niechcenia wielkiego psa, wysokie drzewo i samochód.

 

- No, zobaczmy… – mruknęła psycholożka, stwierdzając, że obaj skończyli. – Walker? – wzięła od niego kartkę, po czym poprawiła okulary. – A jakie to drzewo? – spytała.

 

-Yyy… dąb? – powiedział bez przekonania.

 

Jej usta zacisnęły się w cienką białą linię i szybko coś zapisała w kajeciku. Potem wzięła kartkę Neila i obrzuciła ją równie krytycznym wzrokiem. Narysował jarzębinę(zaznaczył to pisemnie, gdy usłyszał, że jej to potrzebne), łabędzia i puszek. Psycholożka chrząknęła głośno i znów zrobiła parę notatek. Jej mina mówiła Neilowi, że łagodne symbole, które wybrał chyba jednak nie trafiły jej do przekonania. James poczuł się co najmniej nieswojo, widząc tego łabędzia. “Co za ciota.” – pomyślał krzyżując ręce na piersi.

 

Psycholożka najwyraźniej skończyła analizę ich kartek, bo zastukała kilkakrotnie długopisem o stół i wyprostowała się, mierząc Jamesa surowym wzrokiem.

- No, panie Walker, dyrektor mnie uprzedzał, ale nie sądziłam, że jest aż tak źle z panem!

Neil spojrzał na niego triumfalnie.

 

-To znaczy?! – burknął zirytowany, ignorując chłopaka. – Lubię psy. coś w tym złego?

 

- Taki wielki pies jest symbolem szatana, panie Walker! I sugeruje nadmierną potrzebę dominacji. – psycholożka aż się zapowietrzyła. – A dąb to drzewo pogańskie, odprawiano przed nim krwawe rytuały! – westchnęła, uspokajając się trochę. – To jeszcze gorsze niż to ogromne auto, które symbolizuje właśnie pana agresję! Cieszę się, że w końcu trafił pan do mnie, najwyższy czas panu pomóc. – dodała już spokojnie.

 

Chłopak otworzył szerzej oczy.

-W *jaki* sposób auto symbolizuje moją agresję!? A ten tutaj, – wskazał na Neila palcem, nie patrząc w jego stronę – Narysował ptaszka to pewnie jest grzeczny co!?

 

- O właśnie! – pani psycholog zakręciła palcem, po czym odwróciła się w stronę Neila. – A pan jest nieodpowiedzialnym zboczeńcem!

Neilowi z wrażenia aż obsunął się łokieć, którym podpierał brodę.

- Słucham?!

- Jarzębina?! Z pozoru niewinne drzewo, ale jego owoce są trujące! I ta czerwień…kolor przedwcześnie dojrzałej zmysłowości! Nie, panie Munro… – pokiwała głową. – I jeszcze ten łabędź…gdyby to był gołąb, sikorka, orzeł, cokolwiek…ale nie! Pan musiał narysować właśnie łabędzia! A przecież to jest… – dyskretnie osłoniła się ręką, pąsowiejąc lekko. – Symbol falliczny… – dokończyła cichutko. – No a puszek? Żeby mężczyzna przedstawiał się jako puszek?! Muszę koniecznie porozmawiać z Twoimi rodzicami…

 

Neilowi opadła szczęka. Wpatrywał się w nią tępo, nie za bardzo rozumiejąc, jak szkoła mogła nie wiedzieć, że zatrudnia kosmitkę. Tym razem James uśmiechnął się z satysfakcją.

-To może skoro już wiemy, że jest zboczeńcem to zostanie na terapii a ja sobie pójdę? – spytał z nadzieją w głosie

 

- Wykluczone! – uniosła gwałtownie rękę w jego kierunku. – Pan też potrzebuje pomocy, by się wyrwać z matni bezbożnych myśli! – powiedziała z pasją. – Panie Munro, proszę powiedzieć rodzicom, że oczekuję któregoś z nich jutro; o tej samej porze. Neil tępo kiwnął głową.

- No więc skoro to już ustaliliśmy. – westchnęła psycholożka. – Ustalmy też dni, w których będziecie do mnie przychodzić na terapię. – powiedziała, zaglądając do terminarza. – Pasują wam wtorki i czwartki?

 

“Matni bezbożnych myśli?” Spojrzał z rezygnacją na Neila. To wszystko przez niego. Nie wylądowałby tu inaczej!

-A co będziemy robić? Nie możemy naprawdę w zamian więcej sprzątać w szkole? – wolał to niż rozmawiać z tą psychopatką.

 

- Terapia i praca czynią cuda, panie Walker, ale tylko, gdy działają na wspólny cel… – wyrecytowała, a na jej twarzy pojawił się pełen satysfakcji uśmiech. – Usiądźcie naprzeciw siebie. – poleciła, otwierając oczy. – No, śmiało, nie wstydźcie się!

Neil przełknął ślinę i przestawił swój fotel w kierunku Jamesa. Chłopak zacisnął żeby i też dosunął swój fotel. Terapia chyba nie działała na razie zbyt dobrze, bo spojrzał na Neila z widoczną agresją.

 

- A teraz chłopcy, podam wam po szarfie. – oznajmiła psycholożka, kładąc każdemu z nich na ramieniu kawałek materiału. – Załóżcie je na oczy, a potem podajcie sobie obie dłonie.

 

-Nie ma mowy! – Jamie momentalnie podniósł głos – Nie podam mu ręki! – Może nie okazał tego, ale niemal się wystraszył. Nie miał zamiaru dotykać ręki chłopaka o którym był prawie pewien, że jest pedałem. Jeszcze sobie coś pomyśli…

 

- Ojejku, wczoraj dałeś mi w twarz a teraz *boisz się* podać mi rękę? – zakpił Neil. – Naprawdę spodziewałem się po Tobie czegoś więcej…...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin