Cook Robin - Nosiciel.rtf

(1067 KB) Pobierz

Robin Cook

 

Nosiciel

 

Przełożył Jacek Wietecki

 


Dla Jean z wyrazami miłości, szacunku i wdzięczności


Podziękowania

 

dla:

 

Dr. Kena Alibeka, kierownika programu w Batelle Memoriał Institute w Arlington, Wirginia. Dawniej, pod nazwiskiem Kanatjan Alibekov, wiceszef ofensywnego programu biologicznego Związku Radzieckiego.

Pułkownika dr. Edwarda M. Eitzena, juniora, naczelnego komendanta Głównego Operacyjnego Wojskowego Departamentu Badań Medycznych Chorób Zakaźnych Armii Stanów Zjednoczonych w Fort Detrick, Maryland.

Jerome’a M. Hauera, szefa Sztabu Kryzysowego przy burmistrzu Nowego Jorku.

Dr. Jacki Lee, specjalisty patologa z Waszyngtonu, Dystrykt Kolumbii.

Dr. Raissy Rubensztajn z oddziału ginekologicznego miejskiego szpitala nr 8 w Woroneżu w byłym Związku Radzieckim.

Dr. Charlesa Wetliego, specjalisty patologa w hrabstwie Suffolk, Nowy Jork.


Kto pod kim dołki kopie – sam w nie wpada

 

Przysłowie rosyjskie


Prolog

 

15 października, piątek

Jason Papparis handlował dywanami od blisko trzydziestu lat. Zaczął w ateńskiej dzielnicy Plaka pod koniec lat sześćdziesiątych, sprzedając amerykańskim turystom koźle i owcze skóry oraz futrzaki. Jason dobrze sobie radził, a największym powodzeniem cieszył się u młodych studentek, którym z wdziękiem pokazywał nocne życie swego ukochanego miasta.

Dopóki do sprawy nie wmieszał się los. W upalny letni wieczór do sklepu Jasona weszła Helen Herman, mieszkanka Queens w stanie Nowy Jork, i z roztargnieniem pogładziła kilka wspaniałych dywanów. Jak przystało na romantyczkę, Helen straciła głowę dla Jasona, jego rozmarzonych oczu i składanych jej hołdów.

Jason zapałał do niej równie silnym uczuciem. Kiedy Helen wyjechała do Stanów, poczuł się nieskończenie samotny. Wymienili namiętne listy, potem doszło do wizyty. Podróż Jasona do Nowego Jorku roznieciła w nim płomień pożądania. W końcu wyemigrował, poślubił Helen i przeniósł interes na Manhattan.

Jego biznes rozkwitł. Szerokie kontakty, które przez lata nawiązał z producentami w Grecji i Turcji, teraz bardzo się opłaciły, pozwalając mu na stworzenie swego rodzaju monopolu. Zamiast otwierać sklep detaliczny w Nowym Jorku, Jason – bardzo rozsądnie – postanowił zająć się sprzedażą hurtową. W firmie nie było śladu biurokracji, gdyż Jason nikogo nie zatrudniał. Miał tylko biuro na Manhattanie i hurtownię w Queens. Transport i uzupełnianie zapasów leżały w gestii innych przedsiębiorstw, czasem jedynie Jason wynajmował kogoś do prac biurowych. Transakcje odbywały się za pośrednictwem telefonu i faksu. W rezultacie drzwi biura Jasona były zawsze zamknięte.

Pewnego piątkowego wieczoru przez otwór w drzwiach wpadły jak zwykle listy. Siedzący za biurkiem Jason położył swoje nieodstępne cygaro na krawędzi wypełnionej niedopałkami popielniczki i wstał, aby odebrać pocztę. Spodziewał się znacznej liczby czeków, które by wyrównały powiększające się ujemne saldo jego firmy. Wróciwszy na miejsce, Jason przerzucił korespondencję, odkładając każdy dokument na właściwą kupkę, ulotki zaś wrzucając do kosza na śmieci. Kiedy sięgał po przedostatnią kopertę, zawahał się. Była gruba i kwadratowa, nie prostokątna. Jason wymacał w środku małą, nieregularną wypukłość. Po opłacie pocztowej zorientował się, że nie jest to list handlowy, tylko polecony. W lewym dolnym rogu widniał odcisk pieczęci z napisem: Delikatna zawartość!

Jason odwrócił kopertę w palcach. Była wykonana z grubego, gładkiego papieru wysokiej jakości. Nie był to papier, w jaki zwykle pakuje się reklamy, adres na odwrocie głosił: Zakład Czyszczenia ACME: Powierz nam swój kurz. Firma mieściła się na dolnym Broadwayu.

Ponownie obrócił kopertę i zauważył, że jest zaadresowana na jego nazwisko, nie na Korynckie Przedsiębiorstwo Dywanowe. Pod adresem widniały słowa: Osobiste i poufne.

Kciukiem i palcem wskazującym spróbował ustalić, czym jest ta wypukłość, ale nic nie wskórał. W końcu ciekawość zwyciężyła – Jason wziął nożyk do listów i przeciął górną krawędź koperty. W środku dostrzegł złożoną na pół kartkę papieru równie dobrej jakości, jak koperta.

– Co za licho? – spytał na głos. Z pewnością nie była to zwyczajna ulotka. Wyciągnął kartkę, zdziwiony, że jakiś spec od reklamy zdołał namówić zakład czyszczenia, by rozesłał do klientów tak drogą zabawkę. Kartka była zalakowana. Jej środek zajmowało jedno słowo: Niespodzianka!

Gdy Jason złamał pieczęć, kartka podskoczyła mu nagle w dłoniach i otworzyła się. Jednocześnie ukryta sprężynka rozrzuciła w powietrzu chmurkę pyłu wraz z garścią malutkich kolorowych gwiazdeczek.

Ten niespodziewany ruch zaskoczył Jasona; pył sprawił, że kichnął parę razy. Zaraz jednak się uśmiechnął. Wewnątrz kartki było wezwanie: Zadzwoń – my posprzątamy ten bałagan!

Jason pokręcił głową w zdumieniu. Musiał przyznać, że pomysłowość reklamy ACME wywarła na nim wrażenie. Była rzeczywiście oryginalna, sprytnie obmyślona – i skuteczna. Jason stwierdził, że gdyby potrzebował tego typu usług, chętnie wciągnąłby firmę na swoją listę, ale tym zajmował się gospodarz domu.

Jason wrzucił kartkę i kopertę do kosza, a potem pochylił się, żeby pozbierać błyszczące gwiazdki z koszuli. Poczuł, że kręci go w nosie – znów kichnął parokrotnie, aż łzy napłynęły mu do oczu.

Jak zwykle w piątek Jason skończył wcześnie. Ponieważ była piękna jesienna pogoda, poszedł pieszo do Grand Central Station, aby wsiąść do podmiejskiego pociągu o piątej piętnaście. Czterdzieści pięć minut później, zbliżając się do swojej stacji, poczuł kłucie w klatce piersiowej. Odruchowo przełknął ślinę, lecz nic to nie dało. Odchrząknął mocno, ale i to okazało się nieskuteczne. Wtedy poklepał się po piersi i zaczął głęboko oddychać.

Siedząca obok niego kobieta opuściła nieco płachtę gazety.

– Czy dobrze się pan czuje? – spytała.

– O tak, nic mi nie jest – odparł Jason zakłopotanym głosem. Zastanawiał się, czy wypalił dziś więcej niż zazwyczaj papierosów.

Wieczorem usiłował zlekceważyć łaskotanie w piersi, ale dziwne uczucie nie ustępowało. Helen zdała sobie sprawę, że coś się stało, kiedy Jason zamiast jeść, rozgrzebywał jedzenie na talerzu. Jak co piątek byli na kolacji w swoim ulubionym lokalu – greckiej restauracji. Przychodzili tu co najmniej raz w tygodniu po tym, jak ich jedyna córka wyjechała na studia.

– Coś dziwnego dzieje się z moją klatką piersiową – przyznał wreszcie Jason w odpowiedzi na pytanie Helen.

– Mam nadzieję, że to nie kolejna grypa. – Mimo że Jason był w zasadzie zdrowy, słabość do papierosów sprawiła, że dość często zapadał na choroby układu oddechowego, zwłaszcza grypę. Trzy lata temu przeszedł poważne zapalenie płuc.

– To nie może być grypa – zaoponował Jason. – Przecież nie zaczął się jeszcze okres zachorowań na grypę, prawda?

– Mnie o to pytasz? Nie wiem. Ale czy nie w tym samym czasie złapałeś gryp? w zeszłym roku?

– To było w listopadzie – poinformował Jason.

Kiedy wrócili do domu, Helen nalegała, żeby Jason zmierzył temperaturę. Miał trzydzieści osiem stopni gorączki. Po dyskusji, czy powinni zadzwonić do doktora Goldsteina, ich domowego lekarza, w końcu się na to nie zdecydowali. Nie chcieli podczas weekendu zawracać lekarzowi głowy.

– Czemu coś takiego zawsze się trafia w piątek wieczorem? – spytała Helen ze smutkiem.

Jason spał kiepsko. W nocy tak się spocił, że musiał wziąć prysznic. Kiedy się wycierał, dostał zimnych dreszczy.

– Dosyć tego – stwierdziła Helen. Owinęła trzęsącego się męża w kilka koców. – Rano telefonujemy do doktora.

– A co on poradzi? – wychrypiał Jason. – Mam grypę, i tyle. Każe mi siedzieć w domu, łykać aspirynę, pić dużo płynów i wypoczywać.

– Może przepisze ci jakieś antybiotyki – zasugerowała Helen.

– Zostało trochę antybiotyków z zeszłego roku – przypomniał sobie Jason. – Są w apteczce. Przynieś je! Nie trzeba mi lekarza.

W sobotę było jeszcze gorzej. Późnym popołudniem Jason przyznał, że mimo aspiryny, płynów i antybiotyków czuje się o wiele gorzej. Nieprzyjemne uczucie w piersi przeszło w ból. Gorączka podskoczyła mu do czterdziestu dwóch stopni, dusił go również kaszel. Ale najbardziej uskarżał się na dotkliwy ból głowy i bóle mięśni.

Próby kontaktu z doktorem Goldsteinem spełzły na niczym. Lekarz wyjechał na weekend do Connecticut. Nagrana na sekretarce wiadomość radziła kierować się do najbliższego dyżurującego szpitala.

Po długim czekaniu na swoją kolej Jason został w końcu zbadany przez lekarza z ostrego dyżuru. Doktor nie krył swego zdumienia stanem zdrowia Jasona, zwłaszcza po prześwietleniu jego klatki piersiowej. Helen odetchnęła z ulgą, gdy lekarz przyjął Jasona do szpitala i przekazał go doktorowi Heitmanowi, który zajmował się pacjentami doktora Goldsteina. Orzeczenie brzmiało: grypa i początek zapalenia płuc. Jasonowi zaczęto dożylnie podawać antybiotyki.

Gdy tuż przed północą przywieziono go do pokoju szpitalnego, czuł się tak źle jak nigdy w życiu. Skarżył się na ból w piersi, który przy każdym kaszlnięciu stawał się nie do zniesienia, i na uporczywy ból głowy. Kiedy doktor Heitman przyszedł go odwiedzić, Jason błagał go o jakiś środek przeciwbólowy; dano mu Percodan.

Lekarstwo zadziałało po niemal półgodzinie. Doktor Heitman zdążył już opuścić szpital. Jason leżał na łóżku wyczerpany, ale niezdolny zasnąć. Czuł, że w jego ciele toczy się śmiertelna bitwa. Przechylił głowę na bok, spojrzał w półmroku na Helen i uścisnął jej dłoń. Żona czuwała przy nim w ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin