Opowieść z Norwegii
„Kot z Dovru”
Ot, gdzieś daleko, het przed laty, bardzo, bardzo dawno temu w zielonym Finnmarku położonym na dalekiej północy Skandynawii, tam gdzie tęcza mostami utkanymi ze światła łączy zielone doliny ze szczytami gór - mieszkał sobie zwykły człowiek, który pewnego razu złapał w sidła polarnego niedźwiedzia. I oczywiście chciał go podarować gospodarzowi tego królestwa, królowi Danii. Szedł wiec dzień i noc, dzień i noc, a że droga bardzo długa była, przez góry i przez lasy, przez fiordy i przez morze, jesień zmieniała barwami peleryny drzew, słonce chowało sie coraz niżej, a oddech zimy zamroził szczyty gór.
I kiedy przybył do Dobru, było już niestety Boże Narodzenie. Chcąc wiec spędzić święta tak, jak na bogobojnego człeka przystało, zawędrował do chaty pewnego gospodarza, który zwał sie Halvor. I poprosił go uprzejmie o nocleg dla siebie i swego polarnego niedźwiedzia.
- Miłościwe nieba! - odezwał sie Halvor, przestraszony widokiem tej gościny. -Niestety, wędrowcze, my nie możemy tutaj nikogo gościć, bo każdej wigilii, tak jak dziś to sie stanie, przychodzi do naszego domu tyle leśnych strachów, że sami nie mamy tu miejsca.
- Och, dla nas znajdziesz na pewno troszkę miejsca - odezwał sie dobrotliwie wędrowiec, mrugając do niedźwiedzia. - Mój niedźwiedź wszak może się położyć byle gdzie, pod piecem, a dla mnie wystarczy byle jaka komórka.
A ponawiał swa prośbę tak długo i cierpliwie, iz w końcu otrzymał pozwolenie noclegu. A że wigilijny wieczór już zapadł i pierwsza gwiazda wschodziła na niebie, opuścili szybko dom, oczekując na przyjście leśnych trolli. A w domu stół świąteczny byt już dla nich nakryty, a na nim i ryby, i wieprzowina, i kiezybyszów w czasie wielkich świąt.
I oto, proszę bardzo, ledwie zdążyli opuścić dom i schować sie w lesie -w jadalni stawiły sie wszystkie leśne trolle. Jedne z nich były ogromniaste. inne całkiem malutkie, niektóre miały strasznie długie ogony, inne należały do bezogoniastych. A także - a to było najstraszniejsze - wiele z nich miało długie, długie nosy...
I biesiadując zgłodniałe jadły do syta i piły na umór. Nie pozostawiając w swojej łapczywości żadnej potrawy nie spróbowanej. Być może uczta ta trwałaby nie wiem jak długo, gdy wtem najmniejszy straszek, bardzo zresztą łapczywy w jedzeniu, bo obgryzający kość sześć razy większą od niego, zauważył niedźwiedzia polarnego, który umęczony wędrówką spał sobie smacznie pod piecem, być może śniąc o wrześniowym miodzie. Troll wziął wiec na widelec kawałek kiełbasy, przypiekł ja smakowicie na ogniu. A zbliżywszy sie do śpiącego pod piecem białego niedźwiedzia, tak długo obracał kiełbasą wokół nosa śpiącego, że aż ta poczęła go parzyć.
- Kiciu, kiciu! Kotku, kotku, chcesz kiełbasy? - wołał mały straszek swym cieniutkim głosikiem. Wściekły, że mu spać nie dają, niedźwiedź zerwał sie z podłogi i przegonił całe to tałatajstwo z zacnego domu. I oto rok później, także w dzień Wigilii, gospodarz Halvor znalazł sie znów w lesie, by nazbierać drzewa na całe święta, bo znów oczekiwał przyjścia wygłodniałych leśnych strachów. A kiedy rąbiąc drzewo nachylony był nad pniem, nagle dosłyszał dalekie wołanie z lasu:
- Halvorze, hej Halvorze!
- Co takiego? - odkrzyknął Halvor.
- Czy ty masz jeszcze swego dużego kotka?!
- Tak, mam! - odpowiedział trollom zmartwiony gospodarz. - Leży w domu pod piecem. Lecz urodziło mu sie siedem młodych. A one są jeszcze 48 razy silniejsze i bardziej złe niż on sam. - To my do ciebie już nigdy więcej nie przyjdziemy! - zawołał z lasu obrażony troll.
I od tego czasu już nigdy więcej leśne stwory nie zakłóciły wigilii gospodarzowi ze wzgórz Dovru, zacnemu Halvorowi.
Źródło: http://www.kasztelania.pl/forum/viewtopic.php?p=40387
KynioWolny