Biblia 14.03.doc

(72 KB) Pobierz
Biblia w kulturze 14

3

 

Biblia w kulturze 14.03.2006

 

Żyjemy w świecie, gdzie zło, cierpienie, nieszczęście jest stale na ustach ludzkich i w ludzkich sercach. Dzieje się tak dlatego, że żyjemy w świecie mediów, dostarczających informacje aż po krańce ziemi, w dodatku media specjalnie lubują się w makabrycznej tematyce, wyciągają takie sprawy. Najczęściej bowiem słyszymy o zbrodniach czy po prostu przestępstwach i o wszelakich cierpieniach ludzkich.

Na przełomie XIX i XX wieku jeśliby się wydarzyła tragedia taka jak np. 11 Września, minęłoby minimum kilka dni zanim wieść dotarłaby do Europy. Samoloty jeszcze nie latały na takie odległości, podróż statkiem trwała długo, radio było w powijakach, a telegraf jeszcze nie dochodził przez Atlantyk. Na marginesie, pierwsze konklawe, na którym pojawili się kardynałowie z USA odbyło się w 1939 roku, gdy wybierano Piusa XII, wcześniej kardynałowie po prostu nie mogli zdążyć.

Co to jest mądrość? Jest to jak gdyby zdolność przystosowania się do życia,  wykorzystania życia, w dobrym sensie, do umiejętnego ułożenia sobie życia tak, żeby się dobrze powodziło. Mądrość rozumiano bardzo wcześnie jako doskonałość w wykonywanej czynności – mądry mógł być rolnik, który umiał wykorzystać pogodę i następujące po sobie pory roku, mądry mógł być tkacz który dobrze tkał materiał, czy także jakikolwiek rzemieślnik. Ale mądrość to także pewne przekazy, przekazywane z pokolenia na pokolenie, pouczające jak należy żyć. W czasach, kiedy nie było jeszcze pisma, najchętniej posługiwano się przysłowiami oraz obrazami. W naszych czasach zasadniczo tego typu porozumiewanie znikło, ale zachowały się niektóre obrazki. Jeżeli mówimy o kimś, że idzie jak kaczka, lub wygląda jakby kij połknął, od razu widzimy jak ten człowiek idzie czy wygląda. Są to typowe obrazki z czasów mądrości. Mądrość była wówczas czymś wrodzonym, ale była jednocześnie także czymś nabytym. Człowiek nie rodził się mądry już na całe życie, musiał się uczyć, ojcowie przekazywali tą naukę synom [córkom nie, córki były tylko po to, żeby je wydać za mąż J].

Już w świecie pogańskim mądrość była cechą bogów, a mądrość ludzka była darem bóstwa. U końca poprzedniej ery mądrość coraz bardziej staje się wartością daną przez Boga. Dwie formy mądrości, mądrość nabyta przez człowieka, przez jego własny spryt zlewa się z czasem z mądrością Boga. Obserwujemy to przeważnie w późniejszych księgach mądrościowych, jak Mądrość Syracha, czyli księga Syracydesa. Autor tej księgi nazywał się bowiem Jezus syn Syracha. Jezus [gr. Jezos] to jest forma zhellenizowana imienia Jozue. Ów Syrach napisał księgę, którą faryzeusze odrzucili.

Po zburzeniu świątyni jerozolimskiej przez Rzymian w 70 r. jedyną grupą społeczną, która przeżyła tą klęskę, byli faryzeusze. Saduceusze byli kapłanami, nie było świątyni, nie było kapłanów. Faryzeusze ok. 90 r. zebrali się w miejscowości Jamnia [ob. Javne] i tam obradowali nad problemem ocalenia judaizmu. Jeżeli judaizm przeżył do dzisiaj i zachował swą odrębność, pomimo, że Żydzi wiele wieków nie mieli własnego państwa, to jest to duża zasługa faryzeuszów. Oni zrozumieli jedno – nie ma świątyni i nie będzie, poza tym niemożliwy jest tradycyjny kult świątyni.

Jedynym miejscem, gdzie Żydzi mogli składać ofiary Bogu, to była świątynia jerozolimska. Przynajmniej od 622 BC [reforma króla Jozjasza] – jeden Bóg, jeden lud, jedna świątynia [Ein Gott, Ein Volk, Ein Tempel]. Ludziom zamieszkałym dalej od Jerozolimy pozostawała modlitwa synagogalna, tj. modlitwa słowa, dlatego wtedy rosło bardzo znaczenie słowa. Dziwne, że faryzeusze odrzucili księgę Syracydesa [my obecnie wiemy, że był to oryginalny tekst aramejski, gdyż mamy fragmenty]. Za to zachowało się w pełni tłumaczenie greckie. Może to zaważyło, faryzeusze z zasady mieli tendencję odrzucać wszystko co było pisane po grecku. Nie dziwne, że  odrzucili drugą księgę mądrościowa, Księgę Mądrości Salomona, pisana ok. I wieku przed Chr., najpóźniejsza z tych które znajdujemy w katolickiej Biblii. W żydowskiej nie ma tej księgi i nie ma w protestanckiej, Luter bowiem przyjął kanon faryzeuszów. Odrzucenie tej księgi jest zrozumiałe, gdyż jest ona nie tylko pisana po grecku, ale po grecku myślana, notabene zresztą bardzo piękny poemat. Niestety, przekład, zwłaszcza polski, nie oddaje tego piękna, stawiając na wierność. Prawa jakimi rządzi się poezja hebrajska są inne od naszych, francuskojęzyczna biblia Jerozolimska lepiej oddaje ton oryginału.

 

Nie próbujcie mówić od razu człowiekowi, który bardzo cierpi pięknych zdań o sensie i celu cierpienia. On musi sam do tego dojść, nie można mu nic narzucić, bowiem cierpienie zamyka człowieka, zwłaszcza gdy jest to cierpienie niezawinione. Tym problemem zajmowała się pogańska literatura mądrościowa, a następnie mądrość biblijna. Żadna chyba księga mądrościowa nie podeszła do tematu tak głęboko, jak właśnie księga Hioba.

Przekład tej księgi w Biblii Tysiąclecia, jest niestrawny, w Rozmowach o Biblii użyty został przekład Czesława Miłosza, beznadziejny jeżeli chodzi o psalmy, jednak przy Hiobie jest po prostu ładniejszy, bardziej poetycki

Księga Hioba w tej formie, jaką mamy, powstała prawdopodobnie w V wieku. Niektórzy chcą tę datę przesunąć na VI wiek, ale to będzie raczej koniec VI. Faktem jest, że autor księgi Hioba był wielkim poetą i wielkim myślicielem. Nie wiemy, jak się nazywał, ani kiedy żył, ale to, co potrafił zrobić, jest zadziwiające. Czytając księgę, mamy wrażenie, że czytamy coś jednolitego, jakby poemat. To jest nie tylko poemat, ale forma zupełnie nieznana w Biblii, mianowicie dialog. Dialog, który Hiob będzie prowadził [z żoną to tylko migawka] ze swoimi przyjaciółmi, którzy tak naprawdę przyjaciółmi nie są wcale, nie są w stanie go zrozumieć oraz wielki dialog Hioba z Bogiem. Jest to jedyna księga biblijna mająca formę dialogu.. Było to pewne ułatwienie dlatego, że bohater księgi wypowiada czasem zdania, które dochodzą na granice bluźnierstwa - nie wiadomo, czy późniejsi skrybowie i uczeni w Piśmie by to tak łatwo przepuścili i by to nam zachowali. gdyby nie wymówka, że tego nie mówi sam autor, tylko mówi Hiob. Nasza księga ma prolog i epilog.

W księdze widać, że autor dzieła buntował się przeciwko „normalnemu” tłumaczeniu cierpienia. Mędrcy bowiem usiłowali zamknąć usta osobom cierpiącym, czasem nawet urągającym bogom czy Bogu.  Sposób był prosty – jeżeli cierpisz, to dlatego, że zgrzeszyłeś. Cierpisz, bo zrobiłeś coś złego.

Zaciera się już przekonanie, że przodkowie mogli zgrzeszyć, dlatego ich potomek cierpi. Pogląd ten się zaciera począwszy od proroka Ezechiela [pocz. VI w., już na wygnaniu] tam jest zdanie, gdzie prorok odrzuca mówienie tego typu i cytuje stare przysłowie „ojcowie jedli kwaśne winogrona, a synom ścierpły zęby”. Ezechiel walczy z przekonaniem, że synowie cierpią za winy ojców.

Autorowi księgi Hioba nie wystarczało proste rozwiązanie „cierpisz, boś zgrzeszył”. Każdy z nas jakoś zgrzeszył, ale czy zgrzeszyliśmy na tyle, żeby aż tak bardzo cierpieć? Poza tym, czy można to mówić za kogoś innego? Autor poszukał innej drogi – na ile to mu się udało, każdy sam musi rozstrzygnąć.

Księga Hioba wykazuje uderzające podobieństwo do wielkiej improwizacji Mickiewicza. Robi wrażenie jednolitego poematu, ale nim nie jest, gdyż ma prolog i epilog prozaiczny. Jednak najważniejszy problem polega na tym, że prolog i epilog są bardzo stare, jako jedno dzieło powstały w X wieku, czyli tak dawno, że prolog musiał być początkowo przekazywany ustnie. Tekst ten jest krótki, akcja rozgrywa się w pałacu Boga, Bóg występuje tam jako król, który ma swego błazna. Gorsząca może się nam wydawać obecność w pałacu Boga szatana, jednak to jeszcze nie jest ten, kogo my nazywamy szatanem. Słowo szatan po hebrajsku znaczy najpierw przeciwnik, potem oskarżyciel, oszczerca. Nasz „diabeł” pochodzi z greki, gdy powstawała Septuaginta, czyli przekład Biblii hebrajskiej na grekę, tłumacze musieli znaleźć odpowiednie słowo na hebrajskiego szatana, i znaleźli całkiem nieźle, bo diabolos to jest przeciwnik, oskarżyciel, oszczerca. Szatan w księdze Hioba występuje tylko w prologu, w epilogu go już nie ma. Pełni on na dworze Boga rolę błazna królewskiego, jest prowokatorem władcy. Diabeł chce sprowokować Boga, dlatego mówi, że każdego człowieka można sprowadzić do złego – Bóg odpowiada „a nie, spróbuj z Hiobem, mój Hiob jest wierny!”. Szatan mówi, że Hiob ma wszystko: majątek, rodzinę, ale pozbaw go tego wszystkiego, to zobaczysz, jak cię przeklnie. Bóg się zgadza na to wyzwanie, szatan rzeczywiście sprawia, że giną wszystkie dzieci Hioba, traci on cały majątek. Bóg jednak zastrzegł, żeby szatan „jego [Hioba] samego nie tykał”. Gdy Hiob nadal błogosławi Boga, szatan mówi, że to dlatego, że Bóg nie pozwolił mu go dotykać. Poprosił, aby mógł rzucić na niego jakaś straszną chorobę, która ma załamać Hioba. Bóg znów mu na to pozwala. Hiob nie dość, że wszystko stracił, jest cały pokryty wrzodami, cierpi niemiłosiernie, własna żona wzywa go, żeby przeklął Boga. Hiob odpowiada „dobro przyjmowaliśmy [...] dlaczego więc zła przyjąć nie chcemy”. I przyjmuje. Z tymi słowami wychodzimy z tego starego opowiadania, pochodzącego być może jeszcze z X wieku. Opowiadanie to pojawi się jeszcze na końcu, epilog należy do tego samego dzieła i pochodzi z tego samego okresu co prolog. Autor przekroił swe dzieło na dwie części, z których zrobił prolog i epilog.  Epilog to moment, w którym Bóg przyznaje absolutną rację Hiobowi. Przyjaciele Hioba nie umieli się zachować po przyjacielsku, to nie jest ich wina, nie umieli po prostu wyjść spoza tego szablonu mądrościowego, zakładającego, że jak ktoś cierpi, to znaczy, że zgrzeszył – upierają się, ze Hiob musiał zgrzeszyć

Bóg ostatecznie przyznaje rację Hiobowi i mówi przyjaciołom, żeby poprosili Hioba, żeby się za nich pomodlił. Bóg oddaje Hiobowi cała rodzinę, Hiob ma znów dzieci, bogactwo, wszystko wraca do normy. Prolog i epilog to są dwie części bardzo starego opowiadania, wywodzącego się jeszcze z czasów, gdy literatura mądrościowa i w ogóle mądrość posługiwały się schematem, będącym quasi-obroną Boga: jeżeli ktoś cierpi, to trzeba mu wytłumaczyć, że zgrzeszył, bo otrzymał karę. Jeszcze dzisiaj ludzie mówią, gdy kogoś spotkało nieszczęście: dlaczego,  przecież to był bardzo przyzwoity człowiek, nigdy nic złego nikomu nie zrobił. Ale jeżeli mamy do czynienia z Bogiem, to rzeczywiście to jest problem..

 

Autor biblijny przejął to stare opowiadanie które tak się skończyło, gdyż musiało się tak skończyć. – w owych czasach gdy powstawało takie dziełko, wszystko musiało się dobrze skończyć. My byśmy też tak chcieli. Nieznany nam z imienia autor przeciął to opowiadanko, z jednej części zrobił prolog, z drugiej epilog. A dzisiaj ten epilog wygląda trochę dziwnie.

Hiob przez pierwsze dni siedzi samotnie i cierpi. Milczy. Zjawiają się jego przyjaciele. Na samym początku robią rzecz najmądrzejszą – siedzą razem z nim i milczą. Robią właściwie, gdyż kiedy człowiek naprawdę cierpi, to milczenie jest najlepszym może nie lekarstwem, i nie paliatywą, jest po prostu najmniej bolesne. Oni sami milczą. Potem zaczną mówić, i wtedy będzie znacznie gorzej. Bo mądrzy oni nie są, rozumują tak jak do dziś rozumuje bardzo wielu ludzi. Oni chcą przekonać Hioba tylko do jednego, że on zgrzeszył, odszedł od Boga i że ma do Boga wrócić. A on przecież od  Boga nie odszedł., wobec tego nie ma jak wracać. Próbuje początkowo to im wytłumaczyć, ale mu się to nie udaje. 


Apokryf, który utrwalił się jako opowieść o siedmiu wizjach Ezdrasza, nie ma nic wspólnego z księgą Ezdrasza. Przez cały czas tego opowiadania Ezdrasz rozmawia z różnymi aniołami i pyta się ich, jak to jest, dlaczego los narodu wybranego jest tak nieszczęśliwy jak jest. Gdzie jest sprawiedliwość Boża? Co jest grzechem i jak należy znaleźć zbawienie? I tutaj ten fragment najbliższy Hioba, tekst późny, powstał prawdopodobnie pod koniec I wieku po Chr.  Nie mamy oryginału aramejskiego ani hebrajskiego, jeśli taki był, mamy za to apokryf o Ezdraszu w Wulgacie. Ezdrasz apokryficzny rozmawia z aniołem który się nazywa Uriel. To imię występuje jeszcze gdzie indziej, przez owego Uriela mówi sam Bóg. Uriel pyta się Ezdrasza, który narzeka na nieszczęścia jakie spadły na Izraela:

Jesteś przejęty wstrętem na widok tego świata i chcesz zrozumieć zagadki Najwyższego. I powiedziałem to, mówi Ezdrasz – Tak, Panie. Odrzekł mi – zostałem posłany aby zadać ci trzy zagadki, przedstawić trzy przypowieści, jeśli rozwiążesz jedną z nich, wyjaśnię ci zagadkę, którą chcesz poznać i wytłumaczę, skąd się bierze złe serce – powiedziałem – mów Panie – i rzekł do mnie – zważ mi trochę ognia, odmierz miarę wiatru,  albo przywołaj mi z powrotem dzień, który minął. Na co odpowiedziałem – któż ze smiertelnych mógłby uczynić coś z tego czego ode mnie żądasz. A on odparł – jeśli nie możesz poznać tego, co jest ci bliskie, w jaki sposób twój słaby umysł zdołałby uchwycić tajemnicę Najwyższego? Jak ziemia została dana drzewom, a morze falom, podobnie i mieszkańcy ziemi, mogą zrozumieć rzeczywistość ziemską, podczas gdy Ten, który jest ponad niebem, rozumie rzeczywistość ponad niebem. Odpowiedziałem mu w ten sposób – pytam cię zatem, Panie, po co dałeś mi rozum do myślenia?

Pytanie to odnosi się także do nas – jeżeli mamy się takimi sprawami nie zajmować, no to po co nam rozum?

– nie chciałem cie wypytywać o Twoje tajemnice sponad nieba, ale o to, co nas spotyka codziennie, dlaczego Izrael został wydany na łup poganom? Dlaczego lud, który kochasz, został wydany narodom bezbożnym? Czy unieważniłeś przymierze i testament swój, zawarty w Piśmie? Znikamy ze świata jak szarańcza, życie nasze to lęk i przerażenie i nie jesteśmy godni dostąpić miłosierdzia. Co jednak uczynisz Panie dla imienia Twego, które wezwane jest nad niebem? – o to Cię pytam. Odrzekł mi – jeśli będziesz gorliwie dochodził, nieraz się zdziwisz, ten świat przemija szybko, nie jest bowiem w stanie udźwignąć tego, co Bóg obiecał sprawiedliwym w czasie ostatecznym, gdyż świat ten jest pewien bezprawia i słabości. A co do tego, o co również pytasz, zło zostało wprawdzie zasiane, lecz jeszcze nie nadeszła pora, żeby je wyrwać

Przypomina to przypowieść Jezusa o chwaście, który zasiał zły sąsiad na polu gospodarza – i też  słudzy tego gospodarza, na którego polu zasiano owe chwasty, chcą wyrwać to zielsko. A gospodarz im mówi „nie, gdyż wyrywając zielsko możecie uszkodzic także dobre rosliny. Poczekajcie więc do żniwa”.

Ziarno zasiewu zła zostało zasiane na początku w sercu Adama, a ile zbrodni wydało aż do dzisiaj i wyda jeszcze, zanim przyjdą żniwa?  Sam więc policz, jeżeli ziarno zasiewu zła wydało tyle owoców zbrodni, policz, jakże ogromne plony wydadzą owoce dobra, kiedy wreszcie zostaną zebrane. – odpowiedziałem – W jaki sposób i kiedy się to stanie, bo nasze życie trwa krótko i pełne jest udręki – a on mi rzekł – Nie spiesz się bardziej niż należy.

Ten tekst powstał w I wieku n.e., a jest zadziwiająco aktualny.  Bohater ma podobne pretensje i żądania do Boga, choć tekst jest znacznie późniejszy od księgi Hioba. Księga Hioba nie przynosi żadnej próby rozwiązania problemów zła i cierpienia. Przedstawia raczej postawę, jaką człowiek może wobec nich przyjąć.  Autor wie dobrze, że dla tego, kto prawdziwie cierpi, najrozsądniejsze nawet słowa nie są żadną pociechą. Znacznie więcej dla cierpiącego człowieka może znaczyć życzliwa obecność. I ldatego lepiej byłoby, żeby ci przyjaciele Hioba zachowywali się właśnie tak, jak się zachowują na początku. Na początku oni tylko siędzą obok niego i milczą. Gorzej znacznie się robi, kiedy oni przystępują do działania. Zaczynają z wielki zapałem dowodzić, że grzesznicy zawsze zostają ukarani, a sprawiedliwi mogą być zawsze pewni szczęśliwego zakończenia swoich kłopotów.

Dzisiaj wielu ludzi tak myśli i czują się zawiedzeni, gdy życie układa się inaczej, niżby sobie tego życzyli. Co gorsze, w każdym cierpieniu, które na nich spada widzą karę, oczywiście ci, którzy wierzą w Boga.  Dlatego wielu ludzi traci wiarę, przykładem mogą być ludzie którzy byli w obozach koncentracyjnych, będących prawdziwym piekłem na ziemi.  I padało pytanie dlaczego? czy Boga nie ma? bo gdyby był, z pewnością do tego by nie dopuścił. Ale w obozach koncentracyjnych jedni wprawdzie tracili wiarę, ale drudzy ją znajdowali... W tej sytuacji można było iść albo za Bogiem, albo przeciw Bogu.

Przyjaciele chcą zmusić Hioba, by powrócił do Boga. On uważa, że nie może powrócić, bo nigdy od Boga nie odszedł. On nigdy nie opuścił Boga. Zgadza się, że nikt nie jest sprawiedliwy przed Bogiem, ale nie rozumie czym mógłby wobec Boga zawinić? Sam Bóg milczy i to milczenie  jest dla Hioba o tyle boleśniejsze, że nie tylko pozbawia go argumentu w sporze z życzliwymi, lecz, co gorzej, zdaje się potwierdzac tą wątpliwość i zaprzeczać temu w co on wierzy święcie – że on był zawsze wierny Bogu. Jest tak nieszczęśliwy, że nie chce już dłużej słuchać fałszywych wywodów swoich rzekomych przyjaciół, którym się zdaje,  że obronią przed nim sprawiedliwość Boga. Tego typu naleganie, że jeżeli cierpisz, zgrzeszyłeś,  to jest zawsze próba obrony sprawiedliwości Boga, ale próba fałszywa. Przyjaciele w ten sposób podają w wątpliwość jego własną wierność, o której on jest głęboko przekonany. nieszczęsny, udręczony, nie chce już dłużej słuchać fałszywych dowodów swoich przyjaciół, którzy chcą bronić przed nim sprawiedliwości Boga. On idzie dalej, chce mówić z samym Bogiem, chciał go znaleźć i z nim przemówić. Co wy wiecie, wiem i ja – mówi – a ilem jest gorszy od was? tylko chciałbym do Wszechmocnego przemówić w mojej sprawie, bronić przed nim prawdy. A jednocześnie on nie ma żadnych złudzeń, że może wygrać swój spór z Bogiem. Pragnie udowodnić, że wszelki dialog z Bogiem jest niemożliwy. Gdyby nawet zechciał mu odpowiedzieć, to i tak nie uwierzy że usłyszał głos człowieka. Co gorsze, każdego innego przeciwnika mogę postawić przed sądem, Boga nie mogę. Mimo to Hiob w poczuciu swojej niewinności odważa się mówić a nawet, co więcej, odważa się oskarżać Boga. Wiedzcie, że to Bóg mnie pokrzywdził i szańcem swoim okrążył, oto wołam cierpiąc gwałt, a nie jestem wysłuchany. Krzyczę, a nie ... Nieszczęśnik już niczego nie oczekuje, bo jak sam mówi „sam Bóg zburzył jego życie i wykarczował jak drzewo wszelką nadzieję – a przecież, mówi dalej – gdybym tylko wiedział, gdzie go mogę znaleźć poszedłbym choćby do jego stolicy. Hiob jest gotów szukać Boga po wszystkich centrach świata, ale nigdzie nie może go znaleźć. Kiedy Hiob mówi, że poszedłby do samej stolicy Boga, to idzie na koniec świata, że wszystko zrobi, chociaż wołam cierpiąc gwałt a nie jestem wysłuchany, krzyczę,   a nie [...]. Aktualność tej skargi każe nam niekiedy utożsamiać Hioba bez reszty z każdym cierpiącym, a przynajmniej cierpiącym niewinnie, także w naszych czasach.. Jest to w zasadzie utożsamienie słuszne ale nie można pominąć jednej bardzo ważnej różnicy – Hiob wprawdzie buntuje się przeciwko Bogu, zarzuca mu obojętność, a nawet okrucieństwo. nigdy jenak nie przyjdzie mu do głowy, że Boga nie ma. takiej mysli on by nie zrozumiał. Żył on w czasach i w świecie gdzie samo istnienie boga czy bóstwa [Hiob oczywiście modli się do Boga Izraelitów, Jawhe, ale podobne nastawienie odnajdujemy w świecie pogańskim] Bóg czy bóstwo istnieje, to nie jest problem żaden. I to jest największy ból,  z punktu widzenia cierpiącego, chyba największy ból. W naszych czasach można uciec przed poczuciem krzywdy, poczucie krzywdy może zostanie, ale się jakoś stępi „ja się pomyliłem, Boga nie ma, bo gdyby był, to by usłyszał!”. U Hioba nie ma takiego rozumowania, on wie, że Bóg jest i dlatego tutaj uderza w niego ta niesprawiedliwość, to że Bóg jest, on go wzywa, a Bóg milczy. A w dodatku Hiob jest przekonany o swojej niewinności. Pytanie: dlaczego Bóg doszukuje się w nim jakiś grzechów? W penym sensie Hiob obarcza Boga odpowiedzialnością już nie tylko za nieszczęścia, jakie go spotkały, lecz również za to tajemnicze zło, które podobno w nim tkwi, a on tego zła nie widzi. I w taki sposób dochodzi niepostrzeżenie Hiob, do bluźnierczego chciałoby się powiedzieć oskarżenia – to sam Bóg jest nieczysty. hiob twierdzi, że jego rozumowanie jest nie do obalenia. Skoro on jest niewinny, to nie gdzie indziej, ale właśnie w Bogu musi być jakaś skaza, jakieś skrzywienie logiki, które dopuszcza cierpienie niewinnego. Rozumując w ten sposób, popłenia  on jednak dwa zasadnicze błędy. Po pierwsze, zakłada sprzeczność w istocie Boga, zniekształca tak dalece obraz Boga, że Bóg przestaje być Bogiem a tym samym tracą sens wszelkie rozważania o sprawiedliwości, przynajmniej w biblijnym znaczeniu. Po drugie, punktem wyjścia oskarżeń Hioba jest wciąż nadal ta sama stara zasada „jeżeli człowiek cierpi, to zgrzeszył”. Hiob się sprzeciwia swoim przyjaciołom, ale sam tą zasadę wyznaje „nie zgrzeszyłem,  więc dlaczego cierpię?”. Jeżeli Bóg zsyła nieszczęścia, to przecież nie sam Bóg, ale przyjaciele Hioba odczytują te nieszczęścia jako karę za grzechy. I nic nie wskazuje na to by ta ludzka interpretacja była tym, co według słów Hioba ukrywa sam w swoim sercu. Długi dialog Hioba z przyjaciółmi zostaje zamknięty hymnem o mądrości [rozdz. 38]. tekst ten jest późniejszy, dodany do reszty w IV wieku. Jest on bardzo ciekawy i dobrze pasujący do całości. Stanowi on swego rodzaju krytykę mądrości ludzkiej, która potrafi wprawdzie wiele, nie umie jednak znaleźć mądrości prawdziwej. Jeden Bóg jest świadom drogi do mądrości ludzkiej,  i On jej umie znaleźć wyjście. Tak więc zbłądzili przyjaciele Hioba, przykładając krótką, ludzką miarę do jego losu, ale zbłądził również i sam Hiob, który też po ludzku próbował osądzić Boga. I ten hymn, nawet jeżeli nie jest autora całego poematu.

Końcem księgi jest teofania – pojawienie się Boga vel bóstwa, w religioznawstwie każdego bóstwa. Czytamy: „odpowiedział Pan Hiobowi z wichrowej burzy i rzekł: „kto to zaciemnia mój zamiar słowami, którym brak wiedzy” I teraz, rzecz ciekawa, Hiob rzuca Bogu pytanie i żąda odpowiedzi. teraz Bóg przychodzi, nie jest napisane, jak i odpowiada Hiobowi. Bóg jest niewidzialny, nie widać Go, nie mamy tego, co na Synaju, gdzie też mamy teofanię, kiedy Bóg przychodzi do Mojżesza. Tam przychodzi Bóg, tutaj jest też niby burza, ale ta burza pełni rolę sui generis aureoli. Bóg mówi do Hioba „któż to zaciemnia mój zamiar słowami, którym brak wiedzy?”Przepasz jak mąż biodra swoje, zapytam cię, a ty mów, niech wiem – teraz Bóg będzie zadawał pytania, będzie atakował Hioba pytaniami, hiob oczekiwał, że Bóg mu odpowie na jego pytania a tymczasem walą się na niego pytania zupełnie nowe – po prostu Bóg przypiera swego oskarżyciela do muru prawdy. Objawia mu w ten sposób i swoją potęgę stwórcy  i swoją troskę jaką otacza wszystko, co stworzył. Nie odpowiedział Hiobowi na żadne z jego nieskończonych pytań. Ale samo spotkanie z Panem, nic nie tłumacząc, wszystko wyjaśnia. Bardzo piękne są słowa Boga, kiedy mówi do Hioba „a gdzieś ty był, kiedy ja świat stwarzałem” „a czy ty potrafisz pomóc rodzącej łani?” „czy będziesz umiał karmić osierocone lwiątko?” To jest okropna wszechstronność, objęcie całego wszechświata, rzeczy wielkich i rzeczy małych. Teraz dopiero Hiob wie naprawdę, że nic nie jest niemożliwe dla Boga. W oślepiającym blasku teofanii zrozumiał nareszcie, jak w Bożym działaniu wiele jest czynów niepojętych dla człowieka. A to,  co nieraz wydaje się nam pozbawione sensu, może być w planach Boga mieć sens niezgłębiony. hiob poznał, jak wielka przepaść dzieli wszelkie ludzkie spekulacje od bezpośredniego spotkania z Bogiem. I wtedy właśnie Hiob wyznaje „słyszenie uszu słyszałem o Tobie, ale teraz moje oko Ciebie ujrzało, dlatego żałuję i korzę się, tak jak tu jestem w prochu i popiele”. Odrzucając schematyczną teologię swoich przyjaciół, usiłujących za wszelką cenę usprawiedliwić Boga, Hiob jest również w pewnej mierze więźniem tej ideologii. On też oczekiwał, że Bóg wynagrodzi jego sprawiedliwość, zapewniając długie i szczęśliwe życie. W każdym cierpieniu także on dopatrywał się znaku odrzucenia przez Boga, a Boga osądzał według norm czysto ludzkich. Teraz się spotkał wreszcie twarzą w twarz z Bogiem. Zewnętrznie nic się nie zmieniło, siedzi nadal w prochu i popiele, spotkanie to jednak otworzyło mu oczy. Ujrzał swoje prawdziwe mejsce w świecie i w prawie Bożym. Jeszcze nie tak dawno stawiał Bogu swoje niezliczone, zuchwałe pytania, a na to żeby wysłuchać, trzeba przestać mówić samemu. nie jest to takie łatwe, Hiob chciał usłyszeć, i dlatego usłyszał.
usłyszawszy zaś zrozumiał i to, iż jedyną odpowiedzią, jaką on sam może dać Bogu, jest milczenie, milczenie pełnej zgody na tajemnicę wolności najwyższego. hiob wie już, że nic nie wie. I mówi, że żałuje. I to jest najdziwniejsze i najtrudniejsze. Hiob który jest pewien, że nie popełnił żadnego grzechu, nie zrobił nic złego i też niczego takiego mu Bóg nie zarzuca – teraz żałuje. Czego żałuje? Przecież o żaden grzech nie został oskarżony, wiecej, nawet ci ludzie, którzy upierali się, że musiał zgrzeszyć, gdyż cierpi, też nie mogli mu pokazać palcem, gdzie leży jego wina.On sam był pewien, że nic złego nie zrobił. I Bóg mu niczego złego nie zarzuca. Czemu więc on żałuje? Z tym pytaniem was zostawiam.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin