Augustynek- Zdarzenia, rzeczy, procesy.pdf

(205 KB) Pobierz
6226934 UNPDF
17. Zdzisław Augustynek
ZDARZENIA, RZECZY, PROCESY [1975]
wyposażony jest w strukturę czasoprzestrzenno-fizyczną. Po drugie, (b) musi ona za-
kładać, że istnieją momenty stanowiące zbiory zdarzeń, że tworzą one zbiór zwany (węziej)
czasem, oraz że zbiór ten wyposażony jest w określoną strukturę. To samo dotyczy
punktów przestrzennych i punktów czasoprzestrzennych oraz odpowiednich ich zbiorów
— przestrzeni fizycznej i czasoprzestrzeni; w ten sposób świat zdarzeń winien stanowić
jednolitą podstawę dla definicji i teorii: czasu, przestrzeni i czasoprzestrzeni. Oba te
warunki są narzucone przez rozważany monizm. Po trzecie, (c) ontologia taka musi
zakładać, że istnieją nadto: rzeczy (ciała) i procesy fizyczne, oraz że mają one własności
i wchodzą — jak zdarzenia — w relacje czasowe, przestrzenne i fizyczne. Mówiąc
dokładniej, chodzi tu o rzeczy i procesy pewnego typu. Z jednej strony — o ciała (o
niezerowej masie spoczynkowej), funkcjonujące w roli układów odniesienia, w stosunku do
których są zrelatywizowane (obiektywnie!) i określone przynajmniej niektóre relacje
czasowe, np. [...] [równoczesności], i przestrzenne, np. [...] [kolokacji], oraz — definiowane
za pomocą tychże relacji obiekty (momenty, punkty przestrzenne itd.). Z drugiej zaś strony
— chodzi o procesy i ciała, funkcjonujące w roli przyrządów mierniczych: dla pomiaru
długości interwałów czasowych (zegary) i interwałów przestrzennych (pręty). Warunek
powyższy jest oczywiście narzucony przez fizykę, a jego pierwsza składowa przez teorię
względności.
Zanim przejdziemy do analizy różnych ontologii i zbadania ich z punktu widzenia
sformułowanych warunków, rozważymy rozmaite kategorie ontologiczne oraz metody
redukcji liczby kategorii. W aparacie pojęciowym ontologii figurują co najmniej dwa typy
kategorii. Do pierwszego z nich należą: rzeczy, procesy i zdarzenia. Do drugiego zaś:
własności, relacje i zbiory, kategorie tego typu mają — jak się zdaje — charakter
relatywny. Znaczy to, że są one zawsze odniesione do jakichś przedmiotów, przede
wszystkim kategorii typu pierwszego. Tak więc mówi się o zbiorach rzeczy, procesów,
zdarzeń; ale także o zbiorach takich zbiorów, etc. Mówi się o własnościach rzeczy,
procesów i zdarzeń; ale również o własnościach relacji, własności i zbiorów. Wreszcie mówi
się o relacjach między rzeczami, procesami i zdarzeniami; ale też o relacjach miedzy
własnościami, relacjami i zbiorami Czy kategorie typu pierwszego mają również charakter
relatywny? To zależy od rodzaju ontologii. W każdym razie, takie lub inne z nich wewnątrz
każdego stanowiska ontologicznego nie są relatywne, czyli — użyjmy tu tego terminu
— absolutne.
W większości ontologii dokonuje się zabiegu zwanego redukcją kategorii ontologicz-
nych. Chodzi tu po prostu o zmniejszenie ich liczby, która wydaje się dość niepokojąca dla
filozofów, zmierzających do zunifikowanego i względnie prostego obrazu rzeczywistości.
Istnieją co najmniej dwie metody owej redukcji. Pierwsza polega na zastosowaniu definicji
normalnych pewnych kategorii przez kategorie inne, zwykle z użyciem kategorii relatyw-
nych. Jest to więc metoda redukcji przez definicję. Uznaje się tu
istnienie kategorii zdefiniowanych, ale w sensie pochodnym, ergo — «słabszym»
względem kategorii definiujących. Metoda druga polega po prostu na negacji istnienia
pewnych kategorii. Jest to metoda redukcji przez eliminację. Metody
redukcji stosuje się głównie — chociaż nie tylko — do kategorii pierwszego typu, i to
interesuje nas przede wszystkim. Czasem, chociaż rzadko, nie dokonuje się redukcji, lecz
stwierdza tylko zależność egzystencjalną pewnych kategorii od innych. Stąd wniosek, że
Streszczenie '
Stanowiska ontologiczne, jakie przedstawiono w omawianej pracy, zostały wyróżnione
ze względu na ich stosunek do trzech kategorii ontologicznych: kategorii rzeczy, zdarzeń
i procesów. Autor zakłada przy tym, że wobec każdej z tych kategorii możliwe są trzy
postawy: a) uznanie istnienia, b) redukcja przez definicję do jednej z pozostałych kategorii,
c) redukcja przez eliminację. Redukcja przez definicję kategorii K do kategorii K' oznacza
podanie definicji terminu K, w której definiensie występuje termin K': natomiast redukcja
przez eliminację to po prostu uznanie nieistnienia danej kategorii.
Cztery wyróżnione stanowiska: reizm T. Kotarbińskiego, pluralizm R. Ingardena,
reizm liberalny oraz ewentyzm, mają następującą charakterystykę. Reizm uznaje istnienie
wyłącznie rzeczy, eliminuje natomiast zdarzenia i procesy. Pluralizm przyjmuje istnienie
rzeczy, zdarzeń i procesów, odrzucając możliwość redukcji którejkolwiek z kategorii.
Reizm liberalny uznaje istnienie rzeczy, natomiast zdarzenia i procesy redukuje do rzeczy
definicyjnie. Ewentyzm za indywidua przyjmuje zdarzenia, redukując do nich zarówno
rzeczy, jak i procesy.
Ze względu na różne sposoby redukcji zdarzeń do rzeczy, Augustynek wyróżnia trzy
odmiany realizmu liberalnego. Są to: reizm liberalny w wersji czasowej K. Ajdukiewicza
(zdarzenie = fakt, że rzecz x ma własność φ w momencie t), reizm liberalny w wersji
czasowej R. Wójcickiego (zdarzenie = fakt, że rzecz x jest w momencie t) oraz reizm
liberalny w wersji aczasowej (zdarzenie = fakt, że rzecz x ma własność φ).
W ewentyzmie zarówno rzeczy, jak i procesy określa się jako pewnego typu zbiory
zdarzeń. Autor nie podaje warunku wystarczającego i koniecznego do tego, aby dany zbiór
zdarzeń był rzeczą lub procesem. Podane zostają jedynie warunki konieczne, które musi
spełniać zbiór zdarzeń X, aby być rzeczą bądź procesem. Równoważnościowe definicje
"rzeczy* i "procesu", których istnienie postuluje ewentyzm, można znaleźć w późniejszej
pracy Augustynka (zob.: "Ewentyzm punktowy", Studia Filozoficzne "1990 nr 4, s. 225-232).
Tomasz Bigaj
Przez ontologię, w wąskim sensie, rozumie się dziedzinę badań dotyczącą "tego, co
istnieje i w jaki sposób istnieje". Oczywiście — co w filozofii jest regułą — ma miejsce wiele
różnych kierunków ontologicznych, krócej — ontologii. W związku z tym [...] powstaje
zagadnienie: jaka ontologia jest adekwatna do [...] [umiarkowanego] monizmu [w wersji
zdarzeniowej] oraz do współczesnej fizyki, a szczególnie — teorii względności. Ściślej
mówiąc — chodzi tu o adekwatność w stosunku do definicji czasu tego monizmu oraz do
teorii czasu zawartej w teorii względności.
Warunki, jakie — naszym zdaniem — winna spełniać ontologia adekwatna w sensie
wyżej podanym są następujące. Po pierwsze, (a) ontologia taka musi zakładać, że istnieją
zdarzenia fizyczne, że tworzą one zbiór zwany światem zdarzeń, oraz że zbiór ten
— 248 —
— 249 —
redukcja przez definicje implikuje zależność egzystencjalną — kategorii zdefiniowanych od
kategorii definiujących. Ale nie jest na odwrót: stwierdzenie zależności egzystencjalnej nie
implikuje wcale redukcji kategorii przez definicję.
Rozpatrzymy cztery ontologie, które można w pewien sposób uporządkować w ciąg.
Krańce tego ciągu stanowią: reizm [T.] Kotarbińskiego, który uznaje jedynie istnienie
rzeczy, oraz pluralizm [R.] Ingardena, który uznaje istnienie rzeczy, procesów i zdarzeń.
Stanowiska pośrednie w tym ciągu zajmują: reizm liberalny (nazwę wymyśliliśmy), który
uznaje istnienie rzeczy i definicyjnie redukuje do nich procesy i zdarzenia; oraz ewentyzm,
który uznaje istnienie zdarzeń i definicyjnie redukuje do nich rzeczy i procesy. Najpierw
zanalizujemy stanowiska krańcowe i ich koncepcje czasu. Wykażemy, że jawnie nie
spełniają one warunków adekwatności sformułowanych na wstępie tego paragrafu.
Naczelna teza r e i z m u, którego twórcą jest Kotarbiński [...], brzmi: istnieją jedynie
rzeczy, lub każdy przedmiot jest rzeczą. Wynika stąd, że jedynymi indywiduami (w sensie
ontologicznym) są oczywiście rzeczy. Kotarbiński jest pansomatystą, tzn. twierdzi, że
każda rzecz jest ciałem; te ostatnie zaś określa jako obiekty czasowe, przestrzenne
i fizykalnie jakieś.*1 Świat materialny stanowi zbiór mereologiczny ciał, innymi słowy —jest
on największym ciałem, którego częściami są ciała poszczególne, a które z kolei mogą się
składać z innych ciał.
rzeczy, tzn. «zachodzą» w rzeczach a nie an sich; i podobnie jest w stosunku do własności
rzeczy i relacji między rzeczami. Ale stąd nic wynika wcale, że obiekty te nie istnieją.
Dodajmy, że na terenie fizyki, a szczególnie relatywistycznej, istnienie zdarzeń i procesów
jest poza wszelką dyskusją: nagminnie operuje się tu tymi pojęciami i wątpić należy w ich
eliminację, stosując np. zalecaną przez reizm metodę przekładu. Ontologia ta jest zbyt
radykalna, aby była prawdziwa.
Nie spełnia ona także warunku (b), żądającego istnienia momentów-zbiorów zdarzeń,
oraz zbioru takich zbiorów. Wynika to z negacji istnienia zdarzeń i zbiorów. Krytyczne
uwagi reizmu na temat czasu dotyczą oczywiście dualizmu I.] Newtona — wyeks-
plikowanego mereologicznie. I należy je zaaprobować. Natomiast nie bardzo rozumiem
pozytywną koncepcję czasu w tej doktrynie. Na pierwszy rzut oka jest ona podobna do
koncepcji [G. W.J Leibniza zrekonstruowanej w języku rzeczy (a nie zdarzeń) i języku
mereologii (a nie teorii mnogości). Nie pojmuję jednak, jak rzeczy mogą bezpośrednio
wchodzić w relacje czasowe, co się tutaj twierdzi. Uważam, i nie tylko ja, że w relacje te
wchodzą bezpośrednio zdarzenia i procesy, a dopiero poprzez nie, czyli pośrednio,
w relacje czasowe wchodzą rzeczy. Reasumując: reizm, odrzucając istnienie zdarzeń
i procesów, blokuje sobie drogę do odpowiedzi na pytanie: czym jest czas, rozumiany nie
po Newtonowsku. Świadom jest tego Kotarbiński pisząc, że nie możemy wymienić cech
składających się na znaczenie terminu "czas". W tej sytuacji nie wyobrażam sobie także, jak
na gruncie reizmu można zinterpretować własności, które fizyka czasowi przypisuje.
Obowiązek ten spada na reistę.
Z tezy naczelnej reizmu wynika wniosek, że nie istnieją procesy i zdarzenia, a także
— własności, relacje i zbiory. Mamy tu zatem redukcję wszystkich kategorii — do
kategorii rzeczy-ciał — przez negację ich istnienia, a zatem przez eliminację. W tym
punkcie konieczne są dwa zastrzeżenia. Opieramy się tu na pierwotnej wersji reizmu.
W wersji późniejszej wymienione negatywne wnioski nie są zdaniami sensownymi; a zatem
nic ma również sensu teza, że istnieją procesy i zdarzenia; to samo dotyczy własności,
relacji i zbiorów. Pogląd, że nic istnieją procesy i zdarzenia, a także własności, relacje itd.,
nie znaczy — jak twierdzi Kotarbiński — że rzeczom coś się nic przytrafia (nie
«przydarza»), że rzeczy się nie zmieniają (nie «procesują»). Jak również — że rzeczy
nie są jakieś, ani że nic są wzajemnie ustosunkowane. Pogląd ten sprzeciwia się tylko temu,
jakoby istniały — równolegle z rzeczami — takie przedmioty jak procesy, zdarzenia,
własności itd. Sądząc tak popełnia się błąd hipostazowania.
Reistyczna koncepcja czasu wygląda następująco. Odrzuca się tutaj istnienie czasu,
jako przedmiotu rozumianego «na wzór» ciał, czyli ośrodka, w którym ciała są czasowo
«porozmieszczane». Dokładnie to samo twierdzi się o — analogicznie rozumianej
— przestrzeni fizycznej. Nic znaczy to jednak, że ciała nie trwają, ani też że nie są czasowo
wzajemnie ustosunkowane. Ciała trwają — wszak ex definitione są one czasowe. Nadto, są
one czasowo uporządkowane: dla dowolnych dwóch ciał jedno jest
wcześniejsze, albo późniejsze, albo równoczesne z drugim. Do tego sprowadza się
konstruktywna składowa tej koncepcji czasu. Analogicznie przedstawia się reistyczna
koncepcja przestrzeni.
Omówimy teraz ontologię, którą nazwaliśmy pluralizmem,a której twórcą jest
Ingarden [...]. Przyjmuje się istnienie trzech rodzajów przedmiotów, tzw. «czasowo
określonych »: rzeczy, które «trwają» w czasie, procesów, które «rozpościerają się»
w czasie, oraz zdarzeń, które «dokonują się» w czasie. Procesy zachodzą w interwałach,
zaś zdarzenia zachodzą w momentach, tj. są momentalne. Przyjmuje się dalej, że zdarzenia
zależą egzystencjalnie od rzeczy. Innymi słowy — nie ma zdarzeń i procesów niezależnych
od rzeczy, te ostatnie są egzystencjalnie «najsilniejsze». Jednakże — i to jest specyfika
tego stanowiska — te trzy rodzaje przedmiotów są na tyle odrębne co do swoich własności,
że nie dają się zredukować (w drodze definicji) do jakiegoś jednego z nich. Ingarden za
chybione uważa próby definicji procesu jako zbioru następujących po sobie zdarzeń, a tym
bardziej — podobnej do powyższej — zdarzeniowej definicji rzeczy. Protestuje nie tylko
przeciw redukcji ewentystycznej, ale również przeciw użyciu w tych definicjach pojęcia
zbioru mnogościowego. Ontologia ta zakłada zatem zależność egzystencjalną zdarzeń
i pocesów od rzeczy, ale odrzuca redukcję tych kategorii do jednej z nich, np. do kategoriii
rzeczy. Stąd nie jest jasne, jaki rodzaj przedmiotów z podanych stanowi tutaj indywidua (w
sensie ontologicznym): czy tylko rzeczy, czy także procesy i zdarzenia. Niezależnie od tego,
świat materialny (realny) jest tutaj tworem składającym się. (mereologicznie) z trzech
warstw: rzeczy, procesów i zdarzeń. Pierwsza z nich jest egzystencjalnie podstawowa,
pozostałe zaś są względem niej istnieniowo pochodne.
Przedstawiona ontologia wyraźnie nie spełnia warunków adekwatności. Pozostaje
w logicznej kolizji z warunkiem (a), żądającym istnienia zdarzeń, oraz z tym elementem
warunku (c), który żąda istnienia procesów. Argumentacja tej ontologii za odrzuceniem
istnienia zdarzeń i procesów, a także własności, relacji i zbiorów nie wydaje się przekony-
wająca. Być może, rzeczywiście jest tak, że zdarzenia i procesy zależą egzystencjalnie od
A oto koncepcja czasu tej ontologii, zawarta w kontekście analizy wymienionych
rodzajów przedmiotów «czasowo określonych». Twierdzi się, że nie chodzi tu o czas
«abstrakcyjny», przez który Ingarden rozumie matematyczny, pusty czas, w szczegól-
ności fizyczny; ani też o czas «powszechny», uzyskany przez porównanie czasów przed-
— 251 —
miotów «czasowo określonych». Chodzi natomiast o czas «konkretny», tj. wypeł-
niony tym, co się «w nim» dzieje (procesy) lub zdarza (zdarzenia). Zauważa się przy tym,
że słowo «w czasie» stanowi zagadkę, której nikt trafnie nie ujął, ani tym bardziej nie
rozwiązał.
Również i ta pluralistyczna ontologia nic spełnia wszystkich naszych warunków
adekwatności. Spełnia wprawdzie warunki (a) i (c), domagające się istnienia zdarzeń,
procesów i rzeczy. Ale koliduje z warunkiem (b), żądającym istnienia momentów-zbiorów
zdarzeń oraz zbioru takich zbiorów. A to na skutek — naszym zdaniem — nieuzasadnionej
awersji do stosowania teorii mnogości. W związku z tym Ingarden, który często używa
pojęcia momentu i interwału, nie próbuje w ogólny nawet sposób określić sensu tych pojęć.
Czas «abstrakcyjny», o którym mówi Ingarden, to po prostu czas Newtonowski.
Niesłusznie jednak identyfikuje go tutaj z pojęciem czasu zawartym w fizyce w ogóle.
Przecież fizyka relatywistyczna nie uznaje czasu pustego, a właśnie «konkretny», tj.
wypełniony, co jawnie wyrażają obie wersje fizycznego monizmu. Ten czas fizyczny jest
oczywiście «zmatematyzowany» i opozycja w stosunku do tego pojęcia oznacza wkro-
czenie na chybioną drogę koncepcji [H.] Bergsona. Jeśli zatem w omawianej ontologii
implicite odrzuca się mnogościowe ujęcie momentów, a więc i czasu, a zarazem dualizm
Newtonowski, to nie widzę innego wyjścia — wobec założenia istnienia momentów — jak
przyjęcie dualizmu symetrycznego. Momenty nie są tu zbiorami zdarzeń a zarazem są
niepuste. Wątpię jednak, czy Ingarden zgodziłby się na taką interpretację — pociąga ona
bowiem istnienie momentów-indywiduów.
Zaprezentujemy i ocenimy obecnie ontologie pośrednie: reizm liberalny i ewentyzm.
Przyjmują one istnienie zdarzeń, procesów i rzeczy. Wybierając jednak jedną z tych
kategorii jako bazową, próbują definicyjnie zredukować do niej dwie pozostałe. Wykaże-
my, że ontologie te są zbliżone do adekwatnej, której poszukujemy. Ewentyzm, a szczegól-
nie reizm liberalny, są koncepcjami słabo opracowanymi. Dlatego widoczne w nich luki
postaramy się — w miarę możności — sami wypełnić.
Reizm liberalny ma dwa źródła: sympatię do reizmu oraz przekonanie o istnieniu
zdarzeń i procesów, a także — własności, relacji i zbiorów. Teza pierwsza brzmi: istnieją
rzeczy i stanowią one bazową kategorię. Jako takie są jedynymi indywiduami (w sensie
ontologicznym). Rzeczy są oczywiście ciałami, scharakteryzowanymi jak w reizmie. Teza
druga stwierdza, że istnieją procesy i zdarzenia, ale podlegają one redukcji przez definicję
do bazowej kategorii — rzeczy. W rezultacie procesy i zdarzenia istnieją w sensie
pochodnym względem rzeczy, tzn. zależnie od rzeczy, niesamodzielnie. Wobec tego nie są
one indywiduami. Świat materialny stanowi — na gruncie tej ontologii — zbiór mereologi-
czny rzeczy-ciał wraz ze związanymi z nimi procesami i zdarzeniami. Składa się on więc
z dwóch warstw: warstwy istniejących samodzielnie rzeczy oraz warstwy istniejących
pochodnie względem rzeczy, niesamodzielnie — procesów i zdarzeń.
Sedno tego reizmu tkwi, rzecz jasna, w podanej procedurze redukcji przez definicję.
Otóż procesy i zdarzenia określa się tutaj nic tylko za pomocą pojęcia rzeczy, ale nadto
innych pojęć — własności lub pojęć czasowych. W związku z tym występują dwie wersje
liberalnego reizmu: 1) taka, która w definicjach redukujących używa pojęć czasowych
— nazwiemy ją c z a s o w ą; 2) taka, która tego nie robi — nazwiemy ją aczasową.
Obie wersje operują w swych definicjach, oczywiście, pojęciem rzeczy.
Skupimy się przede wszystkim na reistycznych definicjach zdarzeń i zaczniemy od
wersji czasowej tej ontologii. W literaturze metodologicznej można znaleźć dwie definicje
tego typu. Pierwsza pochodzi od [K.] Ajdukiewicza, druga od [R.] Wójcickiego. Zastrzeż
my się od razu — żaden z tych autorów prawdopodobnie nie przyznałby się do podanych
wyżej tez reizmu liberalnego, który zresztą w znacznym stopniu został przez nas skon
struowany! Jest jednak faktem, że definicje te mają charakter reistyczny, chociaż sfor-
mułowano je w innym kontekście i dla innych celów.
Według Ajdukiewicza [...] zdarzenie z polega na tym, że rzecz a ma własność
ψ w momencie m. Inaczej — zdarzenie z to fakt przysługiwania rzeczy a własności
ψ w momencie m, co można wyrazić schematem definicyjnym: z = ψ(a,m). Ajdukiewic7
dodaje, że zdarzenia to obiektywne koreaty jednostkowych i prawdziwych zdań o formie
ψ(a, m). Zdarzenia definiuje się tu zatem za pomocą pojęć: rzeczy, własności rzeczy ora7
momentu. Tak określone pojęcie zdarzenia można uogólnić na n rzeczy, wtedy ψ będzie
relacją n-członową; zabieg taki wydaje się w pełni naturalny. Zgodnie z tą definicją dwa
zdarzenia są różne względem danej rzeczy a, gdy rzeczy tej w tym samym momencie
przysługują różne własności (oczywiście niesprzeczne) albo gdy ta sama własność przy-
sługuje rzeczy w różnych momentach, albo wreszcie, gdy różne własności przysługują
rzeczy w różnych momentach. Względem różnych rzeczy zdarzenia są różne nawet gdy
własności i momenty są te same..
Wedle Wójcickiego [...] zdarzenie z to tyle, co rzecz a w momencie m, czyli — momen-
talny przekrój rzeczy; można to wyrazić schematem definicyjnym: z = (a, m). Zdarzenia
definiuje się tu więc z pomocą pojęć: rzeczy oraz momentu. W związku z tym
zdarzenia nie są korelatami zdań jednostkowych, lecz korelatami pewnych specjalnych
nazw jednostkowych. 2 Zgodnie z tą definicją różne zdarzenia względem danej rzeczy
a reprezentują różne momentalne przekroje a, ergo różnią się momentami. Porównajmy
obie te definicje. Określenie Ajdukiewicza ψ(a, m) jest bardziej «konkretne», niż
Wójcickiego (a, m ). W pierwszym dane zdarzenie jest «związane» z jedną własnością
rzeczy; dlatego «na» danej rzeczy w danym momencie może istnieć wiele różnych
zdarzeń. Natomiast w drugim, zdarzenie jako przekrój momentalny rzeczy, zawiera
wszystkie zdarzenia w sensie Ajdukiewicza. W obu tych definicjach nie występuje pojęcie
punktu przestrzennego. Pochodzi to zapewne stąd, iż rzeczy traktuje się {implicite) jako
przestrzennie lokalizowalne, a zatem uważa się ten element za zbyteczny. Według obu
definicji zdarzenia są czasowo punktowe, tj. momentalne. Jednak nie są one przestrzennie
punktowe, albowiem rzeczy, czyli ciała •— intuicyjnie lub ex definitione (jak u Kotarbińs-
kiego) są przestrzennie rozciągłe. A zatem zdarzenia określone przez te definicje nie są
czasoprzestrzenie punktowe.
Pozostaje kwestia reistycznej definicji procesu. Wymienieni autorzy nie podają jej, ale
można to zrobić. Najprościej, w sposób pośredni — odwołując się do określonego wyżej
pojęcia zdarzenia i zakładając, że proces jest zawsze odniesiony do określonego interwału,
analogicznie jak zdarzenie — do określonego momentu. Stosując definicję Ajdukiewicza,
proces na danej rzeczy a w interwale i jest zbiorem zdarzeń, których momenty m tworzą
interwał i, czyli — każdemu m e i odpowiada jakieś zdarzenie z tego zbioru. Stosując
definicję Wójcickiego, proces na danej rzeczy a w interwale i jest zbiorem przekrojów a,
których momenty m tworzą interwał i, czyli każdemu m e i odpowiada przekrój z tego
— 253 —
zbioru; innymi słowy — proces jest to rzecz a wzięta w interwale i. Oba te określenia
procesu oczywiście się różnią, co wynika z różnic w odpowiednich definicjach zdarzenia.
Wersja aczasowa liberalnego reizmu znajduje wyraz — jak sądzimy — w definicji
zdarzenia podanej przez [H.] Stonerta [...]. Autor ten wyszedł od reizmu, ale daleko odeń
odszedł. Nic będziemy tu zresztą rozważać kwestii, czy podziela on omawianą ontologię.
Definicja ta jest następująca: zdarzenie to łączna realizacja określonych rzeczy i okreś-
lonych ich własności lub relacji. Innymi słowy — zdarzenie z to fakt przysługiwania rzeczy
a własności φ lub fakt zachodzenia między rzeczami a i b relacji φ etc. W używanej dotąd
notacji można wyrazić to schematami definicyjnymi: z = ψ(a), lub z — ψ(a,b), etc.
Zdarzenie definiuje się tu za pomocą dwóch pojęć: rzeczy oraz własności rzeczy
lub relacji między rzeczami. Abstrahuje się tu jednak od pojęcia momentu — w ostrej
opozycji do podanych wcześniej definicji. Stąd ukuliśmy nazwę wersji aczasowej. Warto
zauważyć, że w definicji tej — jak i w poprzednich — nie występuje także pojęcie punktu
czasoprzestrzennego. Zdarzenia tak określone nie są przestrzennie punktowe (użycie
pojęcia rzeczy!); czy są one punktowo czasowe — to inna sprawa — tego nie ma
w definicji, bo nie ma ona w ogóle czasowego odniesienia. 3 Wreszcie kwestia definicji
procesu — Stonert jej nie podaje, a ja po prostu nie wiem, jak można w tej koncepcji,
odwołując się jedynie do takiego określenia zdarzeń, sformułować taką definicję.
Powstaje problem: czy, a jeśli tak, to w jakim zakresie, przedstawione wersje
liberalnego reizmu spełniają nasze warunki adekwatności. Wersja czasowa spełnia ewiden-
tnie warunki (a) i (c), żądające istnienia: zdarzeń, procesów i rzeczy. Nie spełnia ona jednak
warunku (b), który domaga się istnienia momentów jako zbiorów zdarzeń. Dlaczego?
Przecież przyjmuje się tu implicite, że momenty istnieją! Otóż rzecz w tym, iż w ramach tego
poglądu nie można definiować momentów jako zbiorów zdarzeń, a w konsekwencji
— przyjąć, że stanowią one takie zbiory. Dowód tego jest prosty — określając zdarzenia za
pomocą momentów nie można określać momentów zwrotnie za pomocą zdarzeń, np.
stosując definicję przez abstrakcję. W przeciwnym bowiem razie wpada się natychmiast
w circulus in definiendo, co jest tutaj nieuniknione. Widać to jasno u Ajdukiewicza.
W cytowanej już rozprawie o czasie [...] definiuje on momenty przez abstrakcję jako zbiory
zdarzeń. W kontekście tej rozprawy błędnego koła nic ma. Ale właśnie dlatego, że autor
zupełnie pomija swą definicję zdarzenia za pomocą momentu, podaną w innej swej pracy
[...], z której ją wzięliśmy. Jeśli jednak uwzględnić obie te rozprawy, a więc — obie te
definicje, to otrzymujemy błędne koło.
W jaki sposób można wydostać się z tego logicznego zaułka? Jest jasne, że aby to
uczynić, należy albo (1) zrezygnować z definicji momentów, odwołującej się do zdarzeń,
albo (2) zrezygnować z definicji zdarzeń, odwołującej się do momentów.
Rozważmy oba człony tej alternatywy. Wybór (1) oznacza odrzucenie definicji
momentów przez abstrakcję, a więc nieadekwatność takiej ontologii. Wobec tego, prowa-
dzi do przyjęcia dualizmu Newtona lub co najmniej dualizmu symetrycznego — jako
bardziej konsystentnego z fizyką współczesną. W obu wypadkach trzeba zaakceptować
koncepcję momentów-indywiduów (w sensie ontologicznym). Pozostaje to jednak w sprze-
czności z liberalnym reizmem, który za jedyne indywidua uważa rzeczy. Ci autorzy, którzy
definiują zdarzenia odwołując się do momentów, a zarazem nie przyznają się do tej
ontologii, powyższej sprzeczności unikają. Tym niemniej i oni muszą przyjąć założenie
momentów—indywiduów, a w konsekwencji — przynajmniej dualizmu symetrycznego
W przeciwnym razie grozi im błędne koło. Wybór członu (2) jest znacznie korzystniejszy
gdyż pozwala zdefiniować momenty przez abstrakcje i wobec tego adekwatność ontolog
jest zagwarantowana. Wymaga on jednak definicji zdarzeń nie odwołującej się d
momentów albo niedefiniowania ich w ogóle. W pierwszym przypadku mamy do czynieni
z aczasową wersją reizmu liberalnego. W drugim zaś — uzyskujemy wyraźną kolizję z i
ontologią w ogóle. Zakłada ona bowiem redukcję — na drodze definicji — zdarzeń d
rzeczy. Nie definiując zdarzeń, nie dokonujemy zatem takiej redukcji.
. Z treści aczasowej wersji reizmu liberalnego oraz z konkluzji przeprowadzonej wyż'
dyskusji wynika, że wersja ta spełnia nasze warunki adekwatności. Spełnia w sposób
oczywisty warunki (a) i (c). Co do warunku (b), to, jak już mówiliśmy, wersja ta pozwala
zdefiniować momenty jako zbiory zdarzeń. 4 Określa się tu bowiem zdarzenia w sposób
aczasowy, tj. nie odwołując się wcale do momentów, a jedynie do rzeczy, ich własności oraz
relacji między nimi.
Wersja ta nie jest jednak pozbawiona defektów. Pierwszy z nich polega na tym,
— jak wskazywaliśmy — zdarzenia tak zdefiniowane są przestrzennie rozciągłe, co wiąże
się tu z użyciem pojęcia rzeczy. Fakt ten blokuje drogę do definicji przez abstrakcję
punktów przestrzennych jako zbiorów takich zdarzeń, a więc i przestrzeni fizyczne
możemy tu jedynie, jak sądzę, stosować definicję tych obiektów przez podobieństwo
a więc procedurę typu [B.] Russella. Fakt ten blokuje także drogę — co wynik
z poprzedniego — do definicji przez abstrakcję punktów czasoprzestrzennych, a więc
i czasoprzestrzeni. W konsekwencji, przyjęte tu określenie zdarzeń nie pozwala n
zdefiniowanie przez abstrakcję, tj. w taki sam sposób, jednocześnie: czasu, przestrzel
fizycznej i czasoprzestrzeni. Stanowi ono jedynie podstawę dla definicji czasu przez
abstrakcję.
Drugi defekt jest o wiele bardziej zasadniczy. Wydaje się nie ulegać wątpliwości, że ni
wszystkie obiekty określone schematem: ψ(a) lub φ(a,b) są zdarzeniami, nie tylko
w znaczeniu potocznym, ale i, co gorsza, fizykalnym. Na przykład, fakt wyrażony
zdaniem: Ten przedmiot jest rozgrzany" jest na pewno zdarzeniem, natomiast fakt
wyrażony zdaniem: "Ten przedmiot jest metalowy" — zdarzeniem nic jest. Przyjęta
definicja zdarzenia jest zatem za szeroka. Aby wyeliminować ten jej mankament, należ
ograniczyć zbiór dopuszczalnych własności ψ i relacji φ w podanym schemacie. Jak jedna
scharakteryzować te ψ i φ, które określają nam zdarzenie, ergo odróżnić je od tych ψ i φ
które tego nie czynią? Jedno jest pewne — charakterystyka taka nie może odwoływać się
do czasu, a ściślej — momentów. Jeśli warunek ten nie zostanie spełniony, to nieuniknione
jest błędne koło, takie samo jak w wypadku definicji zdarzeń za pomocą pojęcia momentu
Na razie nie wyobrażam sobie, jak sformułować tę charakterystykę, aby spełniała ona
wymieniony warunek. Wobec tej istotnej komplikacji omawianą aczasową wersję reizm
liberalnego można uważać za ontologię jedynie zbliżoną do poszukiwanej adekwatnej.
Przejdziemy wreszcie do drugiej pośredniej ontologii, tj. e w e n t y z m u
W filozoficznej literaturze "ewentyzmem" nazywa się dwie różne, chociaż bardzo pokrewne
ontologie: o bazie zdarzeniowej i o bazie procesowej. Ontologią Whiteheada—Russella m;
jawnie bazę procesową. Zaś ontologia reprezentowana przez [H.]. Reichenbacha, [H.
Mehlberga i innych — bazę zdarzeniową. Tylko ostatnia stanowi ewentyzm sensu stricte
— 254 —
— 255 —
i jedynie ona nas tutaj interesuje. Pasuje bowiem jako tako do aparatu fizyki relatywistycz-
nej. Mówiąc wcześniej o ewentyzmie —ją właśnie mieliśmy na myśli. Wybór nasz nie jest
więc przypadkowy. Ontologia ta nie jest dostatecznie rozpracowana i postaramy się ją
nieco uzupełnić i wyprecyzować.
Pierwsza teza ewentyzmu brzmi: istnieją zdarzenia fizyczne i stanowią one kategorię
bazową, tzn. są jedynymi indywiduami (w sensie ontologicznym). Mnogościowy zbiór
wszystkich zdarzeń stanowi świat zdarzeń S.[...] Jako indywiduów zdarzeń się nie definiuje
— odpadają zatem trudności charakterystyczne dla reizmu liberalnego. Odwołujemy się
tylko do fizykalnego sensu terminu "zdarzenie", przy którym zdarzenia różnią się od
procesów i rzeczy—ciał. Oczywiście nie zakłada się tutaj (ani nie neguje), że są one
czasoprzestrzennie, a więc czasowo i przestrzennie punktowe.
Teza druga ewentyzmu stwierdza, że istnieją procesy i rzeczy (ciała), ale podlegają one
redukcji przez definicję do kategorii bazowej, tj. zdarzeń. Traktując sprawę generalnie
— o czym zaraz będzie szczegółowo mowa — procesy i rzeczy określa się jako pewne
specyficzne mnogościowe zbiory zdarzeń. Wobec tego — aprobując tu stanowisko
umiarkowanego realizmu w kwestii istnienia zbiorów — procesy i rzeczy istnieją w sensie
pochodnym względem zdarzeń, tzn. zależnie od zdarzeń, niesamodzielnie. W związku
z tym nic są one indywiduami. Reichcnbach, Mehlberg i inni ewentyści, chociaż nie
deklarują explicite pozycji realizmu umiarkowanego, to sądzę, że nie mieliby nic przeciw
niemu; a w rezultacie — przeciw wnioskowi, że procesy i rzeczy istnieją niesamodzielnie.
A zatem ewentyzm uznaje istnienie rzeczy i pocesów. Stąd niesłuszna jest opinia Kotarbiń-
skiego [...], że wedle tej ontologii istnieją tylko zdarzenia. Jest ona prawdziwa tylko przy
założeniu, że istnieją jedynie indywidua. Jak widzieliśmy, ewentyzm takiego założenia nie
przyjmuje. Jest to ontologia redukcjonistyczna, analogiczna do liberalnego reizmu, a nie
odwrócenie reizmu, uznającego istnienie tylko rzeczy. Dodajmy wreszcie, że ewentyzm
przy konstrukcji pojęć i formułowaniu twierdzeń operuje w sposób jednolity językiem
teorii mnogości, co nadaje mu jasność i ścisłość. Z tego punktu widzenia odróżnia się on
korzystnie od innych prezentowanych ontologii. W tym także — w pewnym stopniu — od
liberalnego reizmu, który sięga tylko sporadycznie do tego języka, np. przy definicji
procesu, ale, jak widzieliśmy, dyskutowane definicje zdarzenia nie mają mnogościowego
charakteru.
Siła i słabość ewentyzmu tkwi oczywiście w jego treści. Ta zaś sprowadza się do
konkretnych ewentystycznych definicji rzeczy i procesów. Dla ich sformułowania koniecz-
ne jest jeszcze co najmniej jedno założenie, które ontologia ta czyni, idąc w ślad za fizyką
[...]. Mianowicie, że zdarzenia wchodzą w relacje czasowe, przestrzenne i czasoprzestrzenne
oraz w rozmaite relacje fizyczne, łącznie z tak uniwersalną relacją, jak kauzalna. Krótko
— że zbiór S posiada strukturę, którą stanowią wymienione relacje. Relacje pierwszego
typu pozwalają ewentystycznie i przez abstrakcję zdefiniować: momenty, punkty prze-
strzenne i punkty czasoprzestrzenne, a w konsekwencji — czas, przestrzeń fizyczną
i czasoprzestrzeń. [...] A zatem już w punkcie wyjściowym ewentyzmu dysponujemy mocną
bazą dla teorii czasu i przestrzeni. Ale również — istotnym, bo koniecznym elementem dla
konstrukcji ewentystycznych definicji rzeczy i procesów.
Ten drugi zabieg definicyjny — dla ewentyzmu zasadniczy — okazuje się jednak
skrajnie skomplikowany i dotychczas nie uwieńczony sukcesem. Dokładniej mówiąc, nie
ma dotąd normalnych ewentystycznych definicji rzeczy i procesów. Zastanówmy się
najpierw nad ewentualną zdarzeniową definicją rzeczy, czyli ciał. Z punktu widzenia
ewentyzmu, rzeczy są niewątpliwie zbiorami zdarzeń 5 i to zbiorami o pewnej strukturze.
Na pewno do charakterystyki tej struktury należą z jednej strony relacje czasowe
i przestrzenne, a z drugiej — relacje fizyczne.
Jak określić czasoprzestrzenną składową struktury rzeczy? Jeśli jakiś zbiór
zdarzeń jest rzeczą, to zawiera dwa typy raz zdarzeń: (a) takich, które wchodzą w relację
absolutnej wcześniejszości oraz (b) takich, które wchodzą w relację
quasi-równoczesności [...].
Warunek (a) oznacza rozciągłość czasową zaś (b) — rozciągłość przestrzenną, cechy
niezależne od układu odniesienia. Jest to zgodne ze szczególną teorią względności, według
której rzeczy zajmują obszary czasoprzestrzenne. Czy rzecz zajmuje cały taki obszar, tj. czy
dla każdego punktu takiego obszaru istnieje zdarzenie należące do danej rzeczy? Oczywiś-
cie, że nie — ciała «ażurowe», tj. z «dziurami» czasoprzestrzennymi, np. atomy lub
jądra atomowe, nie spełniają tego wymogu. Wydaje się jednak, że aby zbiór zdarzeń był
rzeczą, to winien zawierać jakieś czasoprzestrzennie spójne obszary. Być może, rozważana
składowa struktury rzeczy nić ogranicza się do podanych wymagań. Jeśli tak, to stanowią
one jedynie warunki konieczne tej składowej.
Jak jednak określić f i z y czn ą składową struktury rzeczy? Ta kwestia sprawia duży
kłopot ewentyzmowi. Pisaliśmy, iż przyjmuje on, że zdarzenia wchodzą w relację kauzalną.
Na niej też próbuje się oprzeć podaną składową. Twierdzi się mianowicie, że jeśli zbiór
zdarzeń jest rzeczą, to wszystkie należące doń pary zdarzeń wchodzące w relację absolutnie
wcześniej są powiązane kauzalnie. Ponadto, że pary zdarzeń quasi-równoczesnych,
należące do tego zbioru, są powiązane kauzalnie z pewnymi innymi zdarzeniami tego
zbioru. A zatem relacja kauzalna ma <<spajać>> zdarzenia omawianego zbioru «w
rzecz», tj. gwarantować Jej «jedność» a zarazem jej tożsamość w czasie, czyli fakt, że
mimo różnic w różnych momentach, stanowi ona tę samą rzecz. W tym miejscu powstają
dwie trudności. Pierwsza polega na tym, że bardzo często zdarzenia odnoszące się do
różnych rzeczy są kauzalnie powiązane. Może zatem być tak, że podawane warunki są
spełnione, a mimo tego mamy dwie różne rzeczy. Wobec tego na wymienioną strukturę
kauzalną należy nałożyć pewne ograniczenia, które pozwalają odróżnić dwie rzeczy od
siebie. Niestety, ograniczeń takich dotąd nie sprecyzowano. A zatem mamy tu jedynie
konieczne warunki omawianej składowej. Trudność druga dotyczy kwestii bardziej
generalnej — na czym właściwie polega relacja kauzalna między zdarzeniami? [...]
Reasumując: w ontologii tej nic sformułowano dotąd normalnej ewentystycznej definicji
rzeczy. Podano tylko, dość zresztą oczywiste, warunki konieczne czasoprzestrzenne
i fizyczne rzeczy jako pewnych zbiorów zdarzeń.
Analogicznie wygląda zagadnienie ewentystycznej definicji procesów. Są to na
pewno również zbiory zdarzeń o jakiejś strukturze z podwójną charakterystyką relacyjną:
czasoprzestrzenną i fizyczną. Przyjmuje się, że muszą to być zbiory zdarzeń czasowo
rozciągłe. Nie muszą jednak być przestrzennie rozciągłe. Takie procesy nazywa się
przestrzennie punktowymi; w przeciwnym razie — niepunktowymi; wtedy nie różnią się
one z czasoprzestrzennego punktu widzenia od rzeczy. Przyjmuje się dalej, że każde dwa
zdarzenia należące do nich, a wchodzące w relację absolutnie wcześniej, są kauzalnie
— 256 —
— 257 —
Zgłoś jeśli naruszono regulamin