Llewellyn Julia - Podróż bezślubna.pdf

(1015 KB) Pobierz
1157589327.001.png
1
1157589327.002.png
Llewellyn Julia
Podróż bezślubna
Podróż poślubna w pięciogwiazdkowym hotelu w Rzymie –
czego można chcieć więcej?
W przypadku Amy przydałby się jeszcze mąż. Kiedy jej wesele nie dochodzi do skutku, a zwrot
kosztów rezerwacji okazuje się niemożliwy, Amy postanawia spędzić miesiąc miodowy sama,
pogrążona w żalu. Uniemożliwią jej to natrętni goście hotelowi, a szczególnie pewien słynny
aktor, który przyjechał do Rzymu na premierę swojego najnowszego filmu i nie odstępuje Amy
na krok. Co właściwie było powodem odwołania jej ślubu? Gdzie się podział pan młody? I czy
filmowy gwiazdor naprawdę może stracić głowę dla zwyczajnej dziewczyny? Wszystko to – i
znacznie więcej – wyjaśni się podczas szalonych rzymskich wakacji Amy.
2
1
Była ósma rano. Kobieta o zmęczonej twarzy, pracująca na stanowisku odpraw British Airways,
zerknęła na Amy - na szczęście przelotnie, bo inaczej wzięłaby ją za kompletną idiotkę, widząc, że
nosi okulary przeciwsłoneczne w zamkniętym pomieszczeniu.
- Dokąd pani leci? - Zeskanowała paszport Amy i ziewnęła.
- Do Rzymu.
- Rzym - westchnęła. - Była pani już tam kiedyś?
- Nie, nigdy. - Amy zdjęła ciemne okulary.
- Będzie pani zachwycona. - Spojrzała w dal, uśmiechając się do odległego wspomnienia. Potem
znów zerknęła na monitor. -
O, jest notatka, że to pani podróż poślubna! Nie wyobrażam sobie bardziej romantycznego miejsca na
podróż poślubną.
- Naprawdę? - Amy starała się, by jej głos nie drżał.
- Naprawdę. Przed ślubem, gdy pracowałam w lotach krótkodystansowych, robiliśmy z mężem
wypady weekendowe do Rzymu. Zanim pojawiły się dzieci... - Uśmiechnęła się znowu, jakby z
cieniem żalu. - Cieszcie się sobą, póki możecie, tyle pani powiem. Niech się pani nie śpieszy z
powiększaniem rodziny, pani... - Spojrzała na monitor.
3
- O, przepraszam, doktor Fraser. - Otrząsnęła się z zadumy i kontynuowała oficjalnym tonem: - A
więc. Tak. Dobrze. Gdzie jest szczęśliwy pan Fraser?
Amy próbowała się do niego dodzwonić całą drogę na lotnisko.
- Już jedzie. Coś... mu wypadło. Ma mnie dogonić.
- Ojej. - Kobieta spojrzała na nią współczująco. - Bi-dulka.
Kiedy wzięliście ślub?
- Wczoraj. Był jakiś problem z płatnością za catering. Musiał
to wyjaśnić. Dlatego dojedzie później. - Telefon Amy zabrzęczał
w torbie. Serce aż podskoczyło jej w piersi, by po chwili runąć w dół niczym nurek z klifu w
Acapulco, gdy zobaczyła w telefonie imię Gaby.
Jak się masz? przeczytała. I natychmiast skasowała wiadomość.
- To właśnie on - powiedziała kobiecie, a ta przypatrywała się jej z coraz większym
zaciekawieniem. - Będzie tutaj za pół
godziny.
- Ledwie zdąży na czas - stwierdziła ostro kobieta, jednak widząc napiętą twarz Amy, zmiękła
niczym masło na słońcu. -
Niech się pani nie martwi. Zdąży. - Wstukała parę słów do komputera, podniosła wzrok i mrugnęła
porozumiewawczo. -
Założę się, że będzie zadowolony, gdy się dowie, że leci klasą biznesową. - Drukarka zabrzęczała i
wydrukowała kartę pokładową Amy. Kobieta w okienku uśmiechnęła się szeroko i napisała coś na
karcie. - To przepustka do poczekalni dla VIP-ów.
Będzie pani mogła zaczekać na niego w komfortowych warunkach, napić się szampana. Chociaż
chyba ma pani dość po wczorajszym, sądząc z worków pod oczami.
4
Gdyby jeszcze tydzień temu ktoś powiedział Amy, że znajdzie się w takiej sytuacji, piałaby z
zachwytu. Gaby dawno temu poinstruowała ją dokładnie, co robić, żeby sprawiać lepsze wrażenie, i
przez lata Amy zachowywała się zgodnie z jej instrukcjami: ubierała się elegancko, sugerowała
obsłudze, że jest VIP-em, nie zamawiała wegetariańskiego jedzenia halal. Nigdy nie odniosła jednak
zamierzonego skutku. Aż do dzisiaj. A teraz mogliby ją nawet zapakować do skrzyni razem z gorylem,
tyle ją to obchodziło.
- Dziękuję - zdołała wydusić.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Ach... Życzę doskonałej zabawy. I proszę się nie martwić.
Nawet jeśli mąż nie zdąży na ten lot, zawsze możemy wsadzić go do następnego samolotu.
Niech się pani cieszy Rzymem. I proszę nie zapomnieć wrzucić monety do fontanny di Trevi. Wtedy
na pewno tam pani wróci.
Zapytała jeszcze o zawartość bagażu i czy Amy pakowała się sama. Po raz pierwszy Amy nie czuła
wewnętrznego przymusu, by powiedzieć: „Nie, pakował mnie mój kuzyn z Afganistanu i tak,
poprosił, bym przewiozła mu kilka paczek, a teraz, gdy pani o tym wspomniała, owszem, słyszałam
dziwne tykanie". Kobieta odesłała ją więc od okienka z kartą pokładową, kilkakrotnie jeszcze życząc
spędzenia miło czasu.
Dokoła niej kłębili się ludzie, rodziny kłóciły się skupione wokół swoich przeładowanych walizek.
Jakiś biznesmen i kobieta przepychali się wśród nich nienaturalnie szybko, niczym roboty, których
mechanizmy zacięły się na niewłaściwych ustawieniach. Amy 5
spojrzała na zegarek. Półtorej godziny do odlotu. Jeszcze tydzień temu skakałaby z radości na myśl o
tych wszystkich sklepach wolnocłowych, o szampanie i wygodnych kanapach czekających na nią w
poczekalni dla VIP-ów. W tej chwili marzyła tylko o znalezieniu pustej toalety i schowaniu się w
niej.
- Napijesz się szampana - powiedziała do siebie. - Bądź co bądź to twoja podróż poślubna.
Poszła do damskiej toalety, znalazła wolną kabinę, usiadła i się rozpłakała.
- Nie dam rady lecieć, nie dam rady - wyjęczała. Ktoś zapukał
do drzwi.
- Wszystko w porządku? - W głosie więcej było oburzenia niż zatroskania.
- W porządku, dziękuję - krzyknęła Amy piskliwie. - Coś...
wpadło mi do oka.
Nie musiała lecieć. Mogła wrócić na Heathrow Express, wsiąść do pociągu i za półtorej godziny być
u siebie. Mogła się tam zaszyć, zamawiać jedzenie z dostawą do domu, zapuścić włosy po kostki i
spędzić resztę życia jak odludek w rodzaju Howarda Hughesa. Tyle że tak naprawdę nie mogła tego
zrobić -
za dwa tygodnie musi wrócić do pracy albo ją straci, nie będzie w stanie spłacić hipoteki i wyląduje
na bruku. A poza tym Doug wciąż tam mieszkał...
Rozległ się dzwonek telefonu. Pociągając nosem, wygrzebała komórkę z torby. To pewnie on, to
Zgłoś jeśli naruszono regulamin