J.Strzelczyk - Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian.pdf

(2273 KB) Pobierz
322050200 UNPDF
Jerzy Strzelczyk
Mity, podania i wierzenia
dawnych Sowian
ł
Wstęp
„Kiedy Bóg Bogów - Światowid ulepił Trzecią z rzeczy Pierwszych, Bułę, rzucił ja w Głąb.
Bogowie Działów, zwani Kaukami albo Alkami - Czarnogłów i Białoboga - zapragnęli natychmiast
ją posiąść. W krótkim przelocie rzecz owa błysnęła im prawdziwym pięknem, a zawsze jedno z
nich pragnęło panować nad tym, co miało drugie, i swego panowania z nikim nie dzielić. Buła
wpadła na samo dno Głębi.
Czarnogłów musiał zanurkować, żeby ją wydobyć. W przeciwnym razie Buła znalazłaby się
we władaniu Białobogi, mającej w mocy Głąb. Nurkował trzykrotnie, nim wreszcie wydobył Bułę-
Bytę na wierzch. Białoboga jednak nie zamierzała rezygnować z nowego nabytku i uczepiła się
skrzącej Buły ze wszech sił. Rozpoczęła się walka.
Kaukowie bili się zajadle, wezwawszy na pomoc Ażdahy, czyli oddane im na służbę Smoki i
Żmijów-Żnuje. Szarpali Bułę w górę i w dół i ciągnęli od wieczności do nieskończoności. Wkrótce
włączyli się także do bitwy Stronporowie, Bogowie Stron i Pór, zwani też Kirami, razem ze swoimi
pomocnikami żar-ptakami Swiatłogońcami..."
I tak dalej i dalej..., 360 stronic formatu większego niż niniejsza książka. Czyż nie wspaniały
to obraz świata „starosłowiańskich boginek i demonów", konkretnie: początek rozdziału „O
narodzeniu Przestworzy i Przedstworzów" (s. 19), z książki, która kilka lat temu ukazała się na
polskim rynku wydawniczym i - sądząc po tytule - wyczerpuje znaczną część tematyki, jaką ma
zamiar objąć autor niniejszego opracowania. Autor: Czesław Białczyński. Tytuł: Stworze i zdusze,
czyli starosłowiańskie boginki i demony. Leksykon . Miejsce i rok wydania: Kraków 1993.
Wydawnictwo: Kraina Księżyca. Książka, w której przedmowie autor dziękuje kilkudziesięciu
osobom, od Adama Bremeńskiego po L. V. Zarubina, za „działalność, dzieła i duchowe wsparcie",
które „umożliwiły powstanie tej pracy"; książka w nocie na obwolucie określona jako
„prekursorska próba nadania kształtu literackiego prasłowiańskim wierzeniom. Porównywalna z
tym, co Tolkien stworzył w Silmarillionie . Oparta na wielu źródłach. Poprzedzona starannymi
badaniami (...) Próba odtworzenia mitów i wierzeń - języka, za pomocą którego nasi przodkowie
opisywali i pojmowali świat. Mitologia mało znana, często niesłusznie lekceważona". Książka,
dodajmy, napisana z wielką pomysłowością i nie bez literackiego wdzięku, rzeczywiście - znowu
wracamy do reklamy z obwoluty - „doskonała lektura dla każdego, kto czasami lubi zerknąć poza
koniec własnego nosa". Tyle tylko, że od początku do końca fikcja literacka, tu i ówdzie
odżywiająca się odległymi, niezobowiązującymi reminiscencjami, refleksami rzeczywistych
świadectw dziejowych i dociekań naukowych. Książka, z czego wobec oczywistego zamysłu
autorskiego nie czynimy jej zarzutu, wolna od jakiegokolwiek związku z dostępną poznaniu
naukowemu rzeczywistością, od jakichkolwiek rygorów postępowania naukowego...
Co zatem z tego, że obraz piękny, może porywający, skoro nieprawdziwy? Co się jednak
dziwić literatowi, skoro w drugim, opasłym tomie wielkiego czterotomowego dzieła historyka
Wilhelma Bogusławskiego, Dzieje Słowiańszczyzny północno-zachodniej do połowy XIII w .,
wydanym w Poznaniu, prawda, że w roku 1889, i uwieńczonym (mam na myśli całość dzieła) na
1
konkursie zasłużonego Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu, na stronie 767 możemy
przeczytać taką oto wizję (przytaczam, dla oszczędności miejsca, jedynie fragment): „Kiedy Biały
bóg stworzył świat i zamieszkał w niebie, Czarnemu bogu zechciało się także pozostać w niebie;
stworzył wiec miliony biesów, ażeby mu w walce z Białym bogiem pomagali. Ale Biały bóg,
widząc na co się zanosi, wziął młot duży, kamienny, uderzył mocno o kamień, aż tu wnet
niezliczona ilość światłych duchów przed nim stanęła. Wtedy Biały bóg zawołał najukochańszego
syna swego Peruna, rozkazał mu stanąć na ich czele i walkę rozpocząć. Natychmiast Perun
zagrzmiał straszliwie, ciskał strzały i lał deszcz ognisty. Na próżno biesy usiłowali opierać się.
Deszcz ich smagał boleśnie: krociami spadali na ziemię. Walka trwała zacięta. Nie tylko biesy, ale i
sam Czarny bóg uciekać musiał. Mszcząc się jednak za zniewagę, Czarny bóg w ucieczce zerwał
słońce z miejsca, osadził na włóczni i uciekł na ziemię. Ciemność ogarnęła ziemię (...)" i tak dalej
długo jeszcze w podobnym stylu.
*
Nie oni pierwsi... Posłuchajmy autora sprzed prawie dziewięciuset lat. “Bóg mył się w łaźni
i spocił się, otarł się wiechciem, i wyrzucił z niebios na ziemię. I spierał się szatan z Bogiem, komu
z wiechcia stworzyć człowieka. I stworzył diabeł człowieka, a Bóg duszę w niego włożył".
Taki zwięzły wykład rzekomo pogańskiego słowiańskiego wierzenia o stworzeniu człowieka
autor najstarszej ruskiej kroniki, Powieści minionych lat , z XII wieku, włożył w usta wołchwom
(czarownikom) pogańskim, spierającym się z chrześcijanami na tematy religijne. A Prokop z
Cezarei, bystry obserwator i wpływowy uczestnik życia politycznego w Bizancjum czasów
Justyniana Wielkiego (VI w.), w taki sposób przedstawił główny rys religii pogańskich Słowian,
którzy od niedawna, ale tak dokuczliwie dawali się we znaki cesarstwu:
„Wierzą, że jeden z bogów, twórca błyskawicy, jest jedynym władcą wszystkiego, i składają
mu w ofierze woły i wszystkie inne zwierzęta ofiarne; nie znają przeznaczenia ani nie sądzą, aby
miało ono jakieś znaczenie dla człowieka, lecz ilekroć śmierć się zbliża - w chorobie lub na wojnie
- przysięgają, że gdy jej unikną, zaraz złożą ofiarę bogu za ocalenie życia; uniknąwszy jej zaś
składają ofiary - jak obiecali - i sądzą, że w zamian kupili ocalenie".
Skromny wiejski pleban i autor znakomitej Kroniki Słowian Helmold z Bozowa w XII w.
nie znał i nie mógł znać dzieła Prokopa z Cezarei, znał za to dobrze Słowian, choćby dlatego, że
zamieszkiwali w znacznej większości jego parafię w Wagrii (obecnie wschodni Holsztyn).
Opisawszy i wymieniwszy różne bóstwa czczone w znanej mu części Słowiańszczyzny połabskiej,
dodał:
„Obok zaś wielokształtnej rzeszy bożków, którymi ożywiają pola i lasy lub przypisują im
smutki i rozkosze, nie przeczą, że wierzą w jednego boga w niebie, rozkazującego pozostałym; ów
najpotężniejszy troszczy się tylko o sprawy niebiańskie, inni zaś - pełniący w posłuszeństwie
przydzielone im zadania - pochodzą z jego krwi i w tym każdy z nich jest znamienitszy, im bliższy
jest owemu bogu bogów".
Nie znał Helmold i nie mógł znać Powieści minionych lat , ale w innym miejscu swej kroniki
napisał:
„Wierzą bowiem (Słowianie), że losem pomyślnym kieruje dobry bóg, wrogim zaś - bóg zły.
Dlatego to owego złego boga nazywają w swoim języku Diabłem, czyli Czernebogiem, to jest
bogiem czarnym".
*
Gdybyśmy niniejszą książkę chcieli, wzorem innych z tej serii, zatytułować krótko
„Mitologia Słowian", niewiele byśmy mogli wyjść poza dopiero co przytoczone wzmianki
źródłowe. Nie wiemy, czy nasi słowiańscy przodkowie w czasach przed przyjęciem chrześcijaństwa
rozwinęli myślenie mitologiczne w sensie refleksji nad początkami świata (kosmogonia), bogów
(teogonia) i ludów (etnogeneza). Niewiele na to wskazuje. Jeżeli zaś nawet tak było, to niemal nic
nie przetrwało do czasów, gdy mogło zostać utrwalone na piśmie, a zatem także do dziś. Czy
krótkie opowiadanie w najstarszej kronice ruskiej, które przed chwilą przytoczyliśmy, jest odbiciem
2
kosmogonicznego mitu wschodnich Słowian, czy jedynie jego karykaturą, sporządzoną przez
chrześcijańskiego mnicha-kronikarza pragnącego wyszydzić nienawistny mu świat wierzeń i
wyobrażeń o świecie pogańskich mieszkańców jego kraju, trudno osądzić. Czy pozornie
jednoznaczne i w jakiejś mierze potwierdzające się nawzajem wypowiedzi wschodniorzymskiego
historyka i wagryjskiego proboszcza są w miarę wiernym odbiciem wierzeń ludów słowiańskich
(jeżeli tak, byłoby to ogromnie cenne, jako że oba te świadectwa dzieli ponad sześćset lat, a dotyczą
one dwóch oddalonych od siebie części świata słowiańskiego: grup atakujących w VI wieku
bałkańskie prowincje cesarstwa bizantyjskiego [Prokop] oraz północno-zachodniej peryferii
Słowiańszczyzny [Helmold]), czy też niezamierzonym i niezależnie od siebie dokonanym
zniekształceniem wierzeń Słowian - próbą wtłoczenia ich, zharmonizowania z wiarą chrześcijańską
( interpretatio christiana )? I ten problem jest w nauce historycznej bardzo dyskusyjny.
Co tu mówić o mitologii i kosmogonii, skoro nawet łatwiej na ogół uchwytny świat istot
boskich i półboskich (demonicznych) dawnych Słowian znany jest bardzo słabo i wywołuje
najróżnorodniejsze interpretacje! Uprzedzam: Tylko niewiele z zaciętych nieraz dyskusji
naukowych będziemy mogli w niniejszym słowniku wspomnieć, inaczej groziłoby mu
niebezpieczeństwo przeładowania warstwą interpretacyjną, co stoi w sprzeczności z założeniami i
celami opracowań typu leksykalnego. Musimy i chcemy tego uniknąć. Skoro jednak według
wszelkiego prawdopodobieństwa mitologii słowiańskiej we właściwym słowa tego znaczeniu albo
niemal w ogóle nie było u Słowian, albo - co w praktyce na jedno wychodzi - zatonęła ona
bezpowrotnie w morzu niepamięci, skoro nie potrafimy, bez obawy całkowitego rozejścia się z
podstawą źródłową, przytoczyć ze świata słowiańskiego nic, co można by porównać z
przebogatymi mitologiami antyku i starożytnego Wschodu czy Celtów bądź Germanów, co
właściwie będzie treścią niniejszej książki?
Najogólniej rzecz ujmując: będzie nią „prawdziwa historia Nierzeczywistego", świata
wyobrażeń naszych odległych, słowiańskich przodków o istotach nadprzyrodzonych, przede
wszystkim boskich i demonicznych, następnie - o początkach (najczęściej własnych) ludów i
państw, wreszcie - różne, w sumie niezbyt liczne, postacie innego rodzaju, zjawiska i pojęcia, które
z jako takim prawdopodobieństwem można związać (albo które dawniej, choćby błędnie, wiązano)
z czasami przedchrześcijańskimi.
Najpierw o pierwszej z tych grup. Olimp słowiański znany jest, jak wspomniałem, słabo i w
dodatku nierówno. Słabo, ponieważ w czasach, gdy był on żywy, Słowianie nie znali sztuki pisania,
sami więc nie mogli utrwalić na piśmie obrazu swych wierzeń, obcych natomiast obserwatorów,
których zresztą nie było zbył wielu, wierzenia religijne odległych i barbarzyńskich Słowian niezbyt
interesowały. Jeżeli zaś ten i ów, jak choćby już wspomniany Prokop z Cezarei, zainteresował się
nawet tą intymną sferą wierzeń ludów słowiańskich, możliwości jej poznania i zrozumienia, choćby
z czysto językowych względów, ale także ze względu na barierę cywilizacyjną, były ograniczone.
Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero w X-XI wieku, w miarę postępów chrystianizacji w Europie i
aktywizacji obu głównych ówczesnych mocarstw chrześcijańskich (Bizancjum i Niemcy) na ich
słowiańskim przedpolu. Nie przypadkiem niemal wszystko, co wiemy o pogaństwie słowiańskim,
dotyczy dwóch odległych od siebie regionów Słowiańszczyzny: Rusi, pozostającej w kręgu
politycznych i kościelnych oddziaływań cesarstwa wschodniego, i Słowiańszczyzny połabskiej,
która poczynając od X wieku, stała się obiektem politycznej i kościelnej ekspansji państwa
wschodniofrankijskiego (niemieckiego). Jeszcze pograniczne wobec Połabszczyzny Pomorze
Zachodnie, które na początku XII wieku stało się celem ekspansji Polski i Niemiec, doczekało się -
dzięki żywotopisarzom apostoła Pomorzan św. Ottona z Bambergu - bardzo interesujących relacji
dotyczących odchodzącego w przeszłość pogaństwa, ale Polska, Czechy oraz - co bardziej
zastanawiające ze względu na sąsiedztwo z Bizancjum - cała Słowiańszczyzna południowa
(Bułgarzy, Serbowie, Chorwaci, Słoweńcy), są - jeżeli chodzi o naszą znajomość tamtejszych
wierzeń pogańskich - przysłowiową białą plamą. Co prawda, także odnośnie do tych obszarów
dysponujemy rozmaitymi „relacjami" i „świadectwami", ale są to niemal wyłącznie świadectwa
3
późne, niewiarygodne, różnej jakości próby zapełnienia owej białej plamy przez erudytów
średniowiecznych, a jeszcze bardziej nowożytnych. Na przykładach Kosmasa z Pragi (ten był
jeszcze stosunkowo wczesny, początek XII w., ale należy do tej grupy świadectw) dla Czech,
niemal współczesnego mu autora zwanego Popem Duklaninem dla Słowian południowych, Jana
Długosza (XV w.) i późniejszych pisarzy dla Polski śledzić możemy tę twórczą działalność,
pozbawioną na ogół realnych podstaw, ale ważną z punktu widzenia kształtowania się wyobrażeń
współczesnych i późniejszych pokoleń o pogaństwie słowiańskim. Jeżeli jednak interesują nas nie
tyle późniejsze domysły i wymysły, lecz rzeczywiste pogańskie wyobrażenia naszych słowiańskich
przodków, musimy sięgnąć do świadectw tych autorów, którzy mogli i chcieli, choćby w sposób
niedoskonały i wyrywkowy, przedstawić je wtedy, kiedy jeszcze istniały, choćby w schyłkowej
fazie, i przybierały formy nowe, również te zapożyczone z zewnątrz (np. z wierzeń
chrześcijańskich). Najważniejsze z tych świadectw, które ciągle będą pojawiać się w hasłach
niniejszego leksykonu, to kroniki Thietmara z Merseburga (pocz. XI w.), Adama z Bremy (II pół.
XI w.), Helmolda z Bozowa (XII w.), żywoty św. Ottona z Bambergu (XII w.), kronika duńska
Saksa Gramatyka (XII w.), anonimowa Saga o potomkach Kanuta ( Knytlinga-saga ) z XIII w., jeżeli
zaś chodzi o Słowiańszczyznę wschodnią - drugi pod względem źródłowym uprzywilejowany
region świata słowiańskiego - na czoło wysuwa się najstarsza kronika (latopis) ruska, zwana
dawniej kroniką Nestora, a obecnie Powieścią minionych lat , oraz trudne do omówienia w tak
lapidarny sposób, jak to jest możliwe w niniejszym wstępie, źródła innego rodzaju (tłumaczenia z
języka greckiego, kazania, apokryfy, glosy). W dalszej części tych uwag wstępnych (s. 16 nn.)
przedstawię krótko tych i innych autorów i dzieła, na których w decydującej mierze oparta jest
niniejsza książka.
Obok bogów i bogiń słowiańskich, wokół których może i trwają nie kończące się dyskusje
uczonych, ale których autentyczność (to znaczy kwestia, czy rzeczywiście byli czczeni przez
Słowian) oraz identyczność (to znaczy, czy w danym przypadku chodzi o różne bóstwa czy o różne
imiona jednego) nie budzą zasadniczych wątpliwości, znalazły się w słowniku postacie bez
wątpienia nieautentyczne, zaliczone do rzędu bóstw najprawdopodobniej przez nieporozumienie
bądź ignorancję (jak zapewne tzw. bóstwa Długoszowe, ruski Usład, połabski Pripegala) albo -
niekiedy trudno się przed takim wrażeniem uchronić! - w niezupełnie czystej wierze, jako
świadoma mistyfikacja (Flins, Krodo, Püsterich, Pogwizd i tylu innych). Któż zresztą potrafi dziś
rozszyfrować intencje i prześwietlić sumienia dawnych i nowszych autorów? Któż potrafi dociec
krętych dróg ówczesnej uczoności, której nie wolno oceniać na podstawie kryteriów nam
współczesnych, tak niby oczywistych, ale nie odpowiadających średniowiecznej czy
wczesnonowożytnej teorii i praktyce?
Osobnym problemem, prawdziwą pułapką dla autorów podobnych opracowań jak niniejsze,
jest świat istot półboskich, demonów. Ważne, wręcz nieodzowne w światopoglądzie pogańskim, nie
zostały, w przeciwieństwie do bogów „właściwych", „wyższego rzędu", wyparte od razu przez
chrześcijaństwo, trwały przez wieki, przyjmując wpływy chrześcijaństwa, ale i same na nie
oddziałując, zachowując w różnych regionach świata słowiańskiego zadziwiającą, obserwowaną
przez etnografów XIX i XX wieku żywotność. Ignorowane na ogół przez autorów źródeł (przez
kilka wieków byli nimi przecież niemal wyłącznie duchowni chrześcijańscy!), znane są z
wyrywkowych i tendencyjnych przekazów późnośredniowiecznych, przede wszystkim zaś z relacji
zbieranych z ust ludu przez ludoznawców XIX i XX w. Nic dziwnego, że po pierwsze - pole do
dyskusji nad genezą poszczególnych wierzeń tego rodzaju jest ciągle otwarte i występują w nauce
najróżnorodniejsze teorie, po wtóre zaś - że mamy do czynienia z materią bardzo „amorficzną",
trudną do jednoznacznego określenia i opisania. Nie ma mowy, żeby w nielicznych hasłach
słownika zawrzeć cały świat demonologii słowiańskiej, a nawet, by wybrane hasła w sposób
„niewątpliwy" przedstawiały dane postacie czy ich grupy. Trzeba było zatem dokonać wyboru i nie
cofać się przed koniecznymi rozstrzygnięciami, nie pozbawionymi (jakżeby inaczej?) piętna
subiektywizmu. Główne grupy istot demonicznych, jeśli tylko występują w świetle dostępnych
4
materiałów (z niezastąpionym wielkim dziełem Kazimierza Moszyńskiego na czele) w dostatecznie
wyrazistej i uchwytnej postaci, znalazły jednak, jak mniemam, miejsce w słowniku.
Co do drugiej grupy: Włączamy w zakres słownika postacie, które tradycja związała z
kształtowaniem się ludów i państw słowiańskich. Kryterium doboru postaci nie da się zupełnie
jasno określić. Nie oświetlają one, podobnie jak bogowie i demony, całej Słowiańszczyzny
równomiernie, ale to już wina samej tradycji, która w pewnych regionach świata słowiańskiego
rozwinęła się, z niezupełnie jasnych dla nas powodów, żywiej i bujniej, w innych natomiast słabiej
bądź w ogóle. Niektóre z omówionych postaci, jak Czech (Bohemus), Lubosza i Przemysł dla
Czech, Lech, Krak, Wanda, Popiel, Piast dla Polski, Kij oraz jego rodzeństwo i Ruryk dla Rusi, to
postacie szeroko znane od wieków, które znalazły drogę do świadomości historycznej swych
narodów, inne pozostały własnością pomysłowych erudytów, próbujących - dla większej chwały
swego narodu czy państwa -„uzupełnić", wzbogacić, uszlachetnić jego dzieje poprzez związanie ich
z dziejami innych, bardziej znanych i starożytnych krajów, zwłaszcza (jak u nas mistrz Wincenty
Kadłubek) starożytnych Grecji i Rzymu, lub (jak u nas franciszkanin Dzierzwa) z dziejami Starego
Testamentu. Nie zawsze wiadomo, dlaczego jedne postacie od razu cieszyły się popularnością i
mało kto wątpił w ich historyczność, innym zaś nie udało się to, pozostały własnością ich twórców.
Nie wyłączyliśmy postaci tego rodzaju, jak np. biblijnego Wandala, który ponoć miał być
protoplastą Polaków, Deombrotusa, wymyślonego przez Filipa Kallimacha pod koniec XV w., czy
rzekomych gockich protoplastów Słowian południowych, którzy zabłądzili na karty latopisu Popa
Duklanina. Uwzględniliśmy nie tylko Lestków (Leszków) polskich, wprowadzonych do tradycji
przez Kadłubka, a później (także w XVI w.) jeszcze bardziej rozmnożonych, lecz także dwudziestu
synów jednego z nich, Lestka III, którzy mieli władać wielkimi obszarami Słowiańszczyzny, także
zachodniej. Znaleźli się władcy czeskiej listy dynastycznej przekazanej przez Kosmasa z Pragi, nie
odmówiono miejsca wielu władcom południowosłowiańskim, zawdzięczającym swe istnienie po
większej części (w niektórych, zwłaszcza młodszych chronologicznie przypadkach, niewykluczone
są pewne nawiązania do władców historycznych) inwencji Popa Duklanina.
Pytanie o historyczność tych postaci nie jest z naszego punktu widzenia istotne i dlatego
tylko w niektórych, indywidualnie uzasadnionych przypadkach będziemy do tej kwestii
nawiązywać, w pełni świadomi, że przyjdzie nam jedynie ją poruszyć, zasygnalizować. W gruncie
rzeczy interesuje nas nie historyczność danej postaci, to, czy ona w ogóle istniała, lecz jej obraz,
geneza (zarówno „literacka", jak również ideowa), przemiany i funkcja czy funkcje spełniane w
świecie zbiorowej wyobraźni współczesnych i potomnych. Więcej, „historyczność" postaci wyłącza
ją właściwie ze słownika: nie uwzględniliśmy już Mieszka I i Bolesława Chrobrego, Wacława I
czeskiego, późniejszych od Ruryka władców ruskich, podobnie jak władców i przywódców innych
państw słowiańskich, choć była to nieraz decyzja niełatwa, gdyż w wielu wypadkach także w tych
postaciach element legendarny zaznaczył się zupełnie wyraźnie (np. ślepota naszego Mieszka I w
pierwszych siedmiu latach życia, żelazne słupy graniczne w Sali i cios Szczerbca w dłoni
Bolesława Chrobrego na bramie kijowskiej), niekiedy splótł z historią „realną" w węzeł trudny do
rozplatania, ale mimo wszystko odgrywa już rolę podrzędną. Nieco upraszczając zagadnienie,
można by powiedzieć, że słownik obejmuje postacie Słowiańszczyzny przedchrześcijańskiej
(prawda, że są przypadki graniczne), ale za to bez względu nie tylko na ich „historyczność" (o tym
była już mowa), lecz także na czas powstania czy ujawnienia na kartach kronik i innych źródeł.
Dlatego mogli się w nim znaleźć i znaleźli na przykład Mikiel, czyli Niklot obodrzycki (postać
historyczna, panująca w XII w. nad pogańskimi Obodrzycami, ale „zauważona" przez autora czy
interpolatora Kroniki wielkopolskiej w XIV wieku w kontekście częściowo legendarnym) i Wisław
z Wiślicy, postać według wszelkiego prawdopodobieństwa fikcyjna, zanotowana w tejże kronice,
ale w kontekście dawnych polskich czasów pogańskich.
Wreszcie trzecia, najmniej spójna wewnętrznie i najmniej kompletna w sensie rzeczowym
grupa: inne, niekoniecznie dynastyczne postacie z pogańskich dziejów Słowian. Tutaj znaleźli się
m.in. zdradziecki During i dzielne „Amazonki" czeskiej Wlasty, Walter i Helgunda Kroniki
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin