Jak w czasach Mieszka II.doc

(63 KB) Pobierz
Jak w czasach Mieszka II

Jak w czasach Mieszka II

Na temat historii są w obiegu dwie sprzeczne ze sobą sentencje: jedna, że historia się nie powtarza, druga, że historia się powtarza. Jak to rozwiązać? Otóż nie powtarzają się osoby ani szczegóły, ale powtarzają się sytuacje wynikające z natury człowieka i z pewnych prawidłowości sytuacyjnych. Wydaje się, że właśnie powtórzyła się historia Polski z epoki króla Mieszka II i następującej po nim reakcji pogańskiej. W ogóle historia płynie pewnymi sukcesywnymi falami, niejako według Księgi Koheleta: "jest czas budowania i czas burzenia" (Koh 3, 3). I teraz w Polsce nadeszła fala burzenia.

 

Polski prototyp "liberalizmu"

Po czasie budowania Polski przez Mieszka I i jego syna Bolesława Chrobrego nastał czas upadku i burzenia w latach 1025-1040. Po śmierci Chrobrego królem Polski został jego syn Mieszko II (1025-1034). Ale wnet powrócił z wygnania pierwszy syn Chrobrego, Bezprym (986-1032), który stanął na czele opozycji. Wezwał on na pomoc cesarza niemieckiego Konrada II oraz książąt ruskich i obalił Mieszka II. Ale zrzekł się korony na rzecz cesarza niemieckiego i odesłał mu polskie insygnia królewskie, rezygnując z niezależności Polski. Ot, takie wczesne wejście do UE. Cesarz kazał mu podzielić kraj na cztery części, między czterech braci, i w ten sposób zrobić z Polski niejako cztery landy niemieckie. Jednak część wielmożów zorganizowała się, i w obronie Polski Bezprym został zabity. W roku 1032 powrócił z wygnania Mieszko II. Ale pozostały ogromne problemy. Nie mógł całkowicie wyzwolić spod władzy cesarza ani zintegrować w pełni kraju, a poza tym zapadł na chorobę psychiczną, prawdopodobnie z powodu okaleczenia go przez Czechów.

Po śmierci Mieszka w 1034 roku sytuacja jeszcze się pogorszyła. Kazimierza, syna Mieszka, wraz z matką wypędzono. Powstała potężna rewolta przeciwko państwu, Kościołowi i wszelkiemu prawu, jakby w "liberalizmie". Przez Polskę przechodziły fale mordów, grabieży i niszczenia grodów, klasztorów i kościołów. Niemcy, Czechy i Ruś zaczęły przyłączać do siebie ziemie sąsiedzkie. W roku 1039 najechał Polskę Brzetysław czeski. Niszczył osiedla, grody, świątynie i brał Polaków do niewoli. W ten sposób zniszczył kompletnie Poznań i Gniezno. Z Gniezna wywiózł ciało św. Wojciecha, ogromny złoty krzyż i wiele innych skarbów. Gall Anonim pisał, że "tak długo te miasta trwały opuszczone, że w ich kościołach dziki zwierz umieścił swe legowiska" (Kronika, I, 19). Katedrę w Gnieźnie odbudowano dopiero po 30 latach. Ponadto nastąpiły najazdy Pomorzan i Wieletów, Słowian nadbałtyckich, zwanych później Kaszubami. W obcych kronikach zapisano, że w Polsce przestało istnieć chrześcijaństwo. Tak to wyglądała Polska bez państwa, o czym dziś marzą utopiści i liberałowie. Jednak wówczas część możnych i rycerzy ocknęła się i wezwała z wygnania Kazimierza, i powołała go na tron w roku 1040. Został on potem nazwany Odnowicielem.

 

Obecny czas burzenia

Oto i dziś nie brak liberałów, postkomunistów i różnych mniejszości, którzy - świadomie czy nieświadomie - dokonują reakcji antypaństwowej i antychrześcijańskiej. Chcą osłabić państwo, zburzyć dawny porządek prawny i obyczajowy, wyrzucić z forum publicznego Kościół katolicki i ogólnoludzki kodeks etyczny, podzielić kraj na landy i oddać się w opiekę Niemcom, jakby oddać - jak Bezprym - koronę polską cesarstwu. Zjawisk takich jest cała masa, że nie sposób ich wyliczyć. Wspomnę tylko, że minister Radosław Sikorski miał powiedzieć kiedyś, że "Śląsk jest Polsce zbędny". To świadczyłoby, że jest to osobowość za młoda na tak poważne stanowisko. Ale może być coś na rzeczy, bo PO popiera mocno posła Kazimierza Kutza, który opowiada się za autonomią Śląska i wypowiada się przeciwko Kościołowi polskiemu.

Czas bezmyślnego czy nienawistnego burzenia zdaje się zapowiadać nowa koalicja, PO i PSL, na czele z rządem i parlamentem. Oto niektóre zjawiska:

Nastała całkowita bezmyślność państwowa i patriotyczna. Brak pozytywnych programów, wyższych idei społecznych i moralnych. Zapalono zielone światło dla pełnego egoizmu układowego, partyjnego i oligarchicznego. Rząd ma pustkę duchową i ideową. Nie szuka pomocy u wybitniejszych umysłów. Nasi teoretycy życia społeczno-politycznego i państwowego tworzą i piszą tylko sobie a muzom, bez wpływu na życie, jakby grali w jakąś grę komputerową, rozważają tylko możliwości. Brakuje chyba zmysłu prawdziwościowego. Wprawdzie i na Zachodzie rządzą z reguły tylko spryciarze, nie wielkie umysły, ale tam rządy mają często za sobą zespoły wybitnych teoretyków. Polski rządca, czy to państwowy, czy kościelny, uważa, że sam wszystko wie i nie potrzeba mu żadnych specjalistów. Dawał temu nieraz wyraz pan Lech Wałęsa.

Nowa koalicja "bezpolskich" wyrzekła się suwerennej polityki zagranicznej, przechodząc na pozycje sympatycznych naiwniaków. A polityka wewnętrzna to jakby "administrowanie rzeczami" (R. Matyja) bez żadnej głębszej koncepcji.

Koalicja dba raczej tylko o Polskę zachodnią i centralną, żeby umacniać kontakty z Niemcami, a zaniedbuje całkowicie ścianę wschodnią, nie dopuszczając do niej nawet pieniędzy unijnych.

Nie można też zrozumieć, dlaczego są hamowane dotacje unijne dla różnych potrzeb w całej Polsce, nawet strategicznych. Polskie urzędasy stawiają dużo wyższe wymagania biurokratyczne niż Unia, tak jakby chcieli, by dotacje nigdy nie zostały wykorzystane. Chyba nie wszystko należy przypisać głupocie decydentów. Jest obawa, że w powietrzu PO wieją wiatry celowego osłabiania Polski, żeby nie stanęła na przeszkodzie ekspansji niemieckiej.

PO i rząd deklarują swoją genezę solidarnościową, a faktycznie negują wyższe idee "Solidarności" i z poddaństwa Rosji przechodzą w poddaństwo Niemcom.

Grzechem pierworodnym PO jest zacieranie kolorów biało-czerwonych państwa, suwerenności i tożsamości Polski, a przylepianie sobie i Polsce dwunastu gwiazdek europejskich. I jest to robione w atmosferze zakłamania. Z lęku, że społeczeństwo może nie polecieć za gwiazdkami niewoli, dążą - podobnie zresztą jak i prezydent Sarkozy we Francji - do naciąganej, a nawet nielegalnej ratyfikacji unijnego traktatu reformującego.

Męczy nas bardzo jakieś wypranie polityki i rządów z treści poważnych i z rzeczowości. Piotr Zaremba słusznie pisze, że polityka polska to "tylko teatr ataków personalnych" ("Dziennik", 9.02.2008), mówiąc prościej, to tylko pyskówka: nienawistna, złośliwa, zakłamana i nielogiczna. Przy tym rządzącym jest się z samej tylko delegacji partyjnej. Tymczasem trzeba mieć talent i charyzmat, nie wystarczy żądza władzy i patologia osobowościowa. Już Sokrates mówił, że rządzenia państwem nie można się po prostu nauczyć, lecz trzeba mieć dar, talent, który przez doświadczenie się rozwija i doskonali.

Pogłębia się rozbicie podmiotów władzy: parlament, prezydent, premier, sądy. Przy tym premier Donald Tuska wydaje się nielogiczny. Chce bowiem, nawet konstytucyjnie, władzę prezydenta sprowadzić do roli błazna państwowego, a sam zamierza dążyć do prezydentury.

Zachodzi ciągle karygodne utożsamiania państwa z lilipucią partią, którą, notabene, kieruje jedna osoba czy parę osób. Widać to ciągle w idiotycznym utożsamianiu słowa "apolityczny" ze słowem "apartyjny". Rzadko kto, nawet politolog, dostrzega ten błąd. Czynienie z partii państwa jest nie tylko błędem, ale i przestępstwem.

Rządy pana premiera Tuska są w ogólności "w temacie", jak powiedziałby prezydent Lech Wałęsa, ale raczej "nie na temat". Premier stosuje same uniki i największe trudności rozwiązuje tylko werbalnie, tak jakby rządził ktoś zza jego pleców. Przypomina to słynne powiedzenie o prezydencie amerykańskim po wojnie, Dwighcie Eisenhowerze: Pewien człowiek pokazał, że i syn szewca może być prezydentem Ameryki, ktoś drugi pokazał, że prezydentem może być i syn sklepikarza, a Eisehower pokazał, że Ameryka może być i bez prezydenta.

 

Jeszcze raz oświata i nauka

Jest w Polsce jakiś atawizm, że dokonuje się najpóźniej co rok, czasem wcześniej, reformy szkolnictwa, choć dziedzina ta wymaga administracyjnej stabilności i spokoju. Premierzy, choć na ogół nie znają się na ludziach, mają tutaj genialny talent w wybieraniu na ministrów jakichś fantastów czy donkiszotów. Obecnie mamy reformę w oświacie już po pół roku. Zmiany godzą w małe dzieci, w dzieci wiejskie i w wartość wykształcenia ogólnego. Chce się teraz przygotowywać dzieci i młodzież tylko do jednego aspektu pracy, do jednego zawodu. W szkołach średnich ma się wyrzucić przedmioty kształcące ogólną inteligencję i dające wiedzę ponadjednoaspektową, np. jest tendencja do usuwania historii, literatury, języka polskiego itd. Niedługo cała wiedza i wykształcenie sprowadzi się do zabijającej umysł mechaniki testów.

Jeszcze gorzej jest ze szkolnictwem wyższym. Wprowadza się na siłę system boloński: 3 lata do licencjatu i 2 lata do magisterium, choć to miało być dowolne (prof. Wojciech Morawski). W rzeczywistości chodzi o zmniejszenie absolwentów uniwersyteckich, bo panowie UE chcą mieć samych służących, a nie uczonych. Elity intelektualne mają być zmniejszone.

Ku zmniejszeniu elit, żeby się nie buntowały przeciwko bogaczom, zmierza również koncepcja, podejmowana już zresztą przez Jarosława Kaczyńskiego, tzw. uczelni flagowych. Mówi się, że takich uczelni miałoby być w Polsce tylko 5, reszta to będą akademie, niemal pierwszomajowe, w najlepszym razie rodzaj wyższych szkół zawodowych. Jest to małpowanie Ameryki, która nie rozwija ducha, tylko życie praktyczne społeczeństwa. U nas powszechny pęd do nauk wyższych jest wielkim kapitałem, choć ciągle wielkie trudności ma młodzież wiejska. Modelem dla uczelni flagowej ma być np. Harvard, uczelnia prywatna ateizująca. Tymczasem tam nauki humanistyczne stoją znacznie niżej niż w Polsce; jest tylko lepsze uposażenie techniczne. A i absolwent innego wydziału nie doda 11 plus 13 bez kalkulatora.

Jeśli szkół wyższych jest za dużo, to ogólny poziom się obniża. Ale państwo powinno dawać środki materialne wszystkim uniwersytetom polskim proporcjonalnie do potrzeb. Koncepcja uniwersytetów flagowych wyrasta z pychy. Urzędnicy myślą, że wielkich uczonych i wielkie talenty produkuje się przez urabianie opinii i przez pieniądze, jak jakieś aparaty, seryjnie. Pracownicy naukowi zaś takich uniwersytetów grzeszą pychą i głupotą, sądząc, że mają absolutnie obiektywne i pełne kryteria ocen, zwłaszcza kiedy stosują zabijające inteligencję testy. Wielcy uczeni wyrastają na różnych miejscach, czasami nie wiadomo, dlaczego. Wiemy, że Albertowi Einsteinowi, który ukończył mało znaczącą politechnikę w Zurychu, nie chciano długo przyjąć do druku jego pracy o teorii względności, bo był po słabej szkole, a także nie chciano przyjąć go na nauczyciela w szkole średniej.

Tak nawiasem mówiąc: nasza kochana pani minister mówi o międzynarodowej wymianie wykładowców. Proszę sprowadzać do nas sławy, często przechwalone, i płacić im po 30 tys. dolarów za jeden wykład. Na uniwersytety również wdarł się snobizm i reklama. Muszę się jednak poprawić: i my nie wyszlibyśmy źle, wystarczy zwrócić uwagę, że nasi dwaj byli prezydenci mają wykłady na flagowych uniwersytetach amerykańskich z gażą wielu tysięcy dolarów za jeden wykład. A takich wykładowców możemy mieć setki tysięcy. Tylko były prezydent Wojciech Jaruzelski nie jeździ z wykładami, choć nie można mu również odmówić wysokiej inteligencji.

Warto jeszcze zauważyć, że konwencja bolońska w duchu antywschodniej Brukseli w praktyce jakby była echem pewnego przemówienia generalnego gubernatora Hansa Franka, wygłoszonego 12 września 1940 r. do wyższych urzędników niemieckich w okupowanej Polsce: "Żaden Polak nie może mieć wyższej rangi niż majstra i żaden nie może zdobyć wyższego wykształcenia. Pozostaje mu jeden tylko obowiązek: pracować i być posłusznym" (za ks. prof. E. Walewandrem). Polacy mieli kończyć tylko szkoły powszechne i niektóre zawodowe. Ale i z tych szkół usunięto historię, literaturę polską i geografię. Tak. Coś podobnego planują nasze reformatorki.

 

Radosny pęd do niewoli

W związku ze zbliżającą się ratyfikacją traktatu reformującego wzmógł się znowu jakiś narkotyczny pęd do niewoli. Jak kierownicze kręgi państwowe w epoce Mieszka II uciekały się ciągle pod "ojcowską opiekę" cesarza niemieckiego, tak dziś PO, LiD, PSL i rząd chcą się oddać co rychlej w "macierzyńską opiekę" pani kanclerz Merkel. Ale też wielka liczba Polaków, zwłaszcza młodych, chce wyrwać swe korzenie z polskiej ziemi, duchowej i materialnej, i pójść na wyrobników do ziemi rzekomo niczyjej. Bolesne jest, że tylu ludzi nie może zrozumieć, iż bez wolności człowiek nie jest pełnym człowiekiem. Co gorsza, ratująca Polskę działalność wybitnych profesorów, uczonych, artystów, inteligencji i prostych ludzi o zmyśle patriotycznym z ośrodków Krakowa, Poznania i częściowo Warszawy, nie mówiąc już o milionach myślących w duchu medium toruńskiego, bywa brana, przez tych narkotyzujących się ideologią zachodnią, za staroświecką i wsteczną. Jakże trudno tę epidemię niewolnictwa przezwyciężyć. Trzeba jakiegoś odnowiciela z Bożej łaski.

Światlejsza była nasza władza na początku. Kiedy w roku 1102 cesarz niemiecki Henryk V zażądał od Bolesława Krzywoustego, by połowę państwa oddał bratu Zbigniewowi, zdrajcy na rzecz cesarza, i by do tego dołączył wielkie pieniądze dla cesarza na znak poddaństwa, to król odpowiedział: "Wolę stracić królestwo Polski, broniąc jego wolności, niż zachować je w jarzmie poddaństwa" (Monumenta Poloniae Historica, II, 181). Dziś obawiamy się, że nasi politycy, nasi pseudopolitycy, chcą nas poprowadzić w niewolę niemiecką. Jeszcze nie został ratyfikowany traktat reformujący, a już jesteśmy skuwani coraz mocniej wrogimi nam rozkazami UE.

Ludzie, którzy traktują rynek europejski jak religię, nie dostrzegają ciągle, że gospodarka Unii została oparta na mylnych zasadach i że w ogóle UE zaczyna przeżywać kryzys gospodarczy, np. przemysłowy i rolniczy, że zadłuża się ogromnie w Chinach i że prowadzi politykę gospodarczą wrogą Afryce i Azji, prawdopodobnie w tym celu, żeby zmniejszyć populację. Ale co ciekawsze, już niektóre kraje Unii, np. Niemcy, zaczynają odczuwać boleśnie narzucanie coraz ściślejszych więzów ze strony urzędów unijnych (S. Krajski). Dostrzega się nawet, że już w Niemczech 80 proc. prawa krajowego zastępuje prawo unijne. A zatem i twórcy Unii zaczynają odczuwać odbieranie im wolności przez superpaństwo.

Nieco inne zagrożenie wolności zaczynają przeżywać Francuzi, a mianowicie zagrożenie wolności wyrazu ducha francuskiego ze strony wojującej, ateistycznej masonerii. We Francji na czołowych stanowiskach państwowych jest ok. 5O tysięcy masonów. W samej służbie spraw zagranicznych jest ich siedmiuset. Kościół francuski jest prawie w całkowitej niewoli u masonerii, która ma poparcie państwowe. Rozumiemy, dlaczego i u nas jest tak bezwzględnie atakowane medium toruńskie. Zresztą masoni polscy ściśle współpracują z zagranicznymi lożami masońskimi.

W każdym razie ewentualna ratyfikacja traktatu reformującego przez polityków polskich będzie ciężkim grzechem nie tylko przeciwko Ojczyźnie i Narodowi Polskiemu, ale także i przeciwko Bogu, gdyż jest to oddawanie się w niewolę ateizmu. Współpraca z UE tak, ale jako równy z równymi, nie jako poddany i wyrodny. Ciągną nas do pełnego poddaństwa Niemcom i Unii mniejszości narodowe: Żydzi polscy, Ukraińcy, Niemcy i jeszcze inni, ale nie czują one w Polsce swojej Ojczyzny i prezentują normalne resentymenty mniejszości przeciwko większości. Nie ciągną do niewoli w Unii nasi Tatarzy, ale oni traktują Polskę jako swoją Ojczyznę i są ludźmi kochającymi wolność nade wszystko.

 

Różne przejawy "nowej logiki"

Liberalizm i ateizm nie opierają się już na logice klasycznej, arystotelesowskiej i stoickiej, lecz na jakiejś nowej, irracjonalnej, czyli na pseudologice.

Ta nowa logika dosięgła już nawet liberałów kościelnych. Oto przykład. J.T. Gross w książce "Strach" zaatakował nie tylko społeczeństwo polskie, ale i cały Kościół polski i powszechny jako rzekomego inspiratora strukturalnego mordowania Żydów. Nasi czołowi hierarchowie wymienieni zostali jako wielcy antysemici, niemal tacy jak sam Hitler. I oto wszyscy milczą: i parlament, i rząd, i prezydent, i media katolickie, i sam Kościół. W tej sytuacji prof. Jerzy Robert Nowak, świetny znawca całej problematyki i pseudotwórczości Grossa, urządza spotkania ze zszokowanymi katolikami, żeby wykazać brednie i złą wolę Grossa. Ale tu zagrała owa nowa logika: w Częstochowie i w Warszawie władza kościelna odwołała jego spotkania w świątyni zaledwie parę godzin przed ich rozpoczęciem. Czyli nie wolno bronić atakowanego fałszywie Kościoła w kościele, bo to rzekomo "polityka". Ale to chyba raczej właśnie strach. Przypomina się tu żart z czasów, kiedy ks. bp Michał Klepacz po aresztowaniu Prymasa Wyszyńskiego wydawał listy bardzo uległe wobec ateistycznego rządu. Studenci na KUL mówili: Słyszałeś, ma wyjść list pasterski, że Boga nie ma? A dlaczego? Ano, to dla dobra Kościoła.

Jest jeszcze inny przykład nowej logiki liberalnej. Otóż TVN, która podgryza ciągle Kościół i Polskę, uruchomił własny kanał "kościelny" pod kierunkiem ks. mgr. Kazimierza Sowy (S. Michalkiewicz).

Wielu katolików gorszy się odejściami kilku znanych księży. Nie trzeba się gorszyć: prawdziwa religia to wielka i zarazem pociągająca tajemnica człowieka i Boga. Są niezrozumiałe postawy. W Szwecji funkcjonuje w protestantyzmie kilku ateistów jako pastorowie, ponadto wielu świeckich ateistów zapisuje się do ich gmin religijnych. W Niemczech z kolei pracuje na uniwersytetach kilku duchownych katolickich, którzy nie wierzą w Bóstwo Chrystusa i piszą różne mętne rzeczy. W Ameryce zaś jest coraz więcej Żydów, którzy przyjmują Jezusa z Nazaretu jako Mesjasza żydowskiego. Nie jest tylko jasne, czy przypisują Mu Bóstwo. W każdym razie do naszego Kościoła przyłączyć się nie chcą. W rezultacie trzeba powiedzieć, że prawdziwa religia realizuje się w wolności. Chrystus pociąga wszystkich ku sobie, ale człowiek może tego nie przyjąć. Zostawmy tę wielką tajemnicę Bogu.

Jest źle naprawdę dopiero wtedy, gdy odstępca z kapłaństwa atakuje Kościół i nawet Chrystusa, zrzucając całą winę na nich. Pamiętam, jeden z moich bardzo zdolnych profesorów etyki został pod koniec lat 50. usunięty z KUL za to, że był nielegalnie związany z kobietą. On wtedy zaczął jeździć z prelekcjami po różnych ośrodkach, po szkołach, placówkach wojskowych i głosił, że prawdy religijne nie mają podstaw, a Kościół i duchowni to samo zło. To już nas bolało. Dopiero po wielu latach jakoś się uspokoił w duszy swojej i pracując na Uniwersytecie Warszawskim był bardzo życzliwy dla Kościoła i dla duchowieństwa w dziedzinie naukowej.

Przy okazji chcę wspomnieć, że i dziś niektórzy szlachetni ludzie oburzają się czasami na Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II za pewne rzeczy. Otóż trzeba mocno podkreślić, że KUL, który jest moją miłością, choć jestem krytyczny, ofiarowuje pracownikom i studentom pełną wolność duchową i pluralizm w ramach Bożych przykazań. Daje on wolność poglądów i postępowania sto razy wyższą niż gdzie indziej. Trzeba mu zatem zaufać i wspierać go duchowo i finansowo. Ale trzeba też pamiętać, że i Uniwersytet nie jest samoistny, lecz ma swoje zależności i wyższe władze nad sobą, państwowe i kościelne.

Kiedy mówię o logice, to radosne jest to, że wreszcie ludzi występujących w telewizji, biorących udział w dyskusjach i referujących ważne sprawy zaczyna się uczyć, jak mówić: a mianowicie z puentą ("Gazeta Wyborcza", 9.02.2008), żeby kończone były zdania główne, żeby dawano w nich orzeczenia, żeby nie wpadać w korkociąg zdań wtrąconych i samych pobocznych, no i żeby była jakaś logika. Jest bowiem problem, że wielu występujących w TV, zwłaszcza z PO, mówi nie na temat, ciągle złośliwie, irracjonalnie, bez argumentów i w sposób widocznie zakłamany, słowem, jak kiedyś peperowcy na wiecach do robotników i chłopów.

Jest jeszcze jedno charakterystyczne zjawisko naszego życia. Otóż bardzo się spodziewano, że film Andrzeja Wajdy "Katyń" uzyska Oskara. Nasze media były jakby w transie. Ale uważni ludzie wiedzieli z góry, że nic z tego nie będzie. Dlaczego? Otóż Hollywood jest żydowskie. Film "Katyń" nie jest o Żydach. Martyrologium jest zastrzeżone tylko dla Żydów, nie Polaków. Film uderza w komunizm sowiecki, a więc uważany trochę za dzieło żydowskie: Marks, Lenin, Trocki. I tak już nieraz bywało, że wielki atak na komunizm był odbierany przez Żydów trochę jako antysemityzm. No i wreszcie Żydzi amerykańscy w większości nienawidzą Polski i jej dziejów, dużo w duchu Grossa.

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

 

* * *

Mimo wszystko należy się dźwigać z sytuacji króla Mieszka II, z reakcji neopogańskiej i proniemieckiej oraz z alergii na wolną Polskę. Jesteśmy jednak bardzo rozbici, zdezorientowani, nie mamy aktywnych przywódców i ciągle rządzą nami jakieś obce duchowi Polski mniejszości. Jednak, niestety, katolicy polscy - z winy błędnej teologii - nie są dostatecznie społecznotwórczy i państwowotwórczy, co też Sołżenicyn zauważył u Słowian wschodnich. Wprawdzie większość naszych polityków i mediów polskojęzycznych pieje, że już odbudowaliśmy Polskę, wprowadziliśmy demokrację i osiągnęliśmy nowy byt paneuropejski, ale to wszystko przypomina jako żywo komunikaty straży pożarnej: Ogień został opanowany, obiekt spłonął. Toteż trzeba się nam budzić, organizować i czynić prawdziwymi "odnowicielami" Polski.

 

4

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin