Craig_Thomas_-_Firefox.doc

(1026 KB) Pobierz
THOMAS CRAIG

Thomas Craig

 


Firefox

 

 

 


Terry'emu,

który zbudował Firefoxa

i sprawił, że poleciał

 

 

 

Podziękowania

 

 

Pragnąłbym podziękować w tym miejscu za bezcenną pomoc, jakiej udzielił mi T. R. Jones, służąc mi swym czasem i wiadomościami w kwestiach technicznych związanych z eksperymentalnym samolotem, który tak wspaniale spisuje się na kartach tej książki.

Wdzięczny jestem również za cenne uwagi, związane ze szczegółami geograficznymi, pani Audrey Simmonds i panu Grahamowi Simmsowi. Dziękuję też panu Peterowi Payne, którego entuzjastyczny sceptycyzm pozwalał mi zachować czujność, ale i nadzieję, podczas pisania tej powieści.

Wreszcie, wiele zawdzięczam rozmaitym publikacjom, w szczególności wielce pouczającej i wartościowej książce Johna Barrona „KGB" i znakomitej serii wydawnictw Jane, zwłaszcza ostatnim edycjom „Samolotów całego świata", „Okrętów wojennych" i „Systemów uzbrojenia". Każda z nich dostarczyła mi wielu cennych wiadomości.

 

Craig Thomas Lichfield


 

 

Nie obowiązek wzywał mnie do bitew,

Patos orędzia czy poklask tłumu,

Własne pragnienia porwały mnie skryte

W nieba wrzawę i obłoków tumult.

Wszystko zważyłem i przywiodłem na myśl,

Wielka otchłań przyszłość moją wchłania.

I przyszłość w wielkiej się waży otchłani

Na szalach życia i umierania.

 

W. B. Yeats

przeł. Artur Międzyrzecki

 

 

 


Mężczyzna leżał na łóżku hotelowego pokoju. Unosił zakrzywione jak szpony palce, jak gdyby chciał sięgnąć sobie do oczu. Ciało było wyciągnięte sztywno, wyprężone. Pot zraszał czoło i znaczył koszulę pod pachami. Mężczyzna miał otwarte oczy i śnił.

Koszmar nie nawiedzał go już tak często; przypominał coraz rzadsze ataki malarii. On sam to osiągnął — on, a nie Buckholz ani psychiatrzy w Langley. Nienawidził ich. Sam z tego wyszedł. A jednak, gdy koszmar powracał, atakował z dawną siłą, pełnym impetem skamieniałych wspomnień i poczucia winy. To wszystko, co pozostało mu z Wietnamu. Lecz nawet gdy cierpiał, zlany potem w żelaznym uścisku pamięci, chłodna część umysłu obserwowała obrazy i efekty, tworzyła mapy choroby.

W swoim śnie był Wietnamczykiem, chłopem czy partyzantem, wszystko jedno, i palił się wolno, straszliwie, pochłaniany przez napalm, zrzucony z patrolowego Phantoma. Ryk płomieni zagłuszał cichnący huk silników, a on czerniał, płonął, topniał...

W płomieniach inne czasy i inne obrazy migotały jak iskry. Gdy jego mięśnie kurczyły się i skwierczały w potwornym żarze, widział siebie, jakby z punktu ukrytego gdzieś w oddalonej części umysłu, jak pilotuje starego Miga-21... i widział zatrzymany w ruchu moment, gdy chwyta w celownik amerykańskiego Phantoma... a potem narkotyki w Sajgonie, dawka, która cofnęła go do chwili, kiedy to on znalazł się w celowniku Miga... i załamanie, miesiące w Szpitalu Weteranów i te poranione, krzyczące dusze wokół niego, aż sam znalazł się na krawędzi szaleństwa i pragnął tylko pogrążyć się w mroku, gdzie nie słyszałby już cudzych wrzasków ani wycia własnego umysłu.

Potem praca w szpitalu, klasyczna kuracja, po której pozostał tylko nieprzyjemny smak w ustach, f znowu Mig, i ćwiczenia, by latać jak Rosjanin, myśleć jak Rosjanin, być Rosjaninem... przyprowadzi/i mu Lebiediewa, uciekiniera z gruzińskim akcentem, by pilnował jego nauki, gdyż musiał mówić płynnie.

I trening na amerykańskiej kopii Miga-25, i studiowanie zeznań Bielenki, tego samego, który wiele lat temu uciekł takim Foxbatem do Japonii... i dni, i tygodnie spędzone w symulatorze, za sterami samolotu, którego nigdy nie widział, który nie istniał.

I napalm, i płomienie, i Sajgon...

Czul gryzący zapach palącego się ciała, widział niebieskawe od topniejącego tłuszczu płomienie... Mitchell Gant spalał się wśród cierpień w swoim hotelowym pokoju.

 

 

Czwartek, 12.75

Znane fakty 12 sierpnia 75 r.

 

1. Samolot 10-15 lat wypada i amerykański V16.

2. Pierwszy lot około 1975 roku na wyposarzeniu w... roku?

3. Osiągi - planowana prędkość powyżej 5 macha itp.

4. Napęd - silniki nowej generacji. Posiada system uzbrojenia sterowanego myślą - na NATO go nie ma - i raczej nie będzie miało!

5. Określenie kodowe NATO - "FIREFOX".

Ten "ognisty lis" to nie przesada!

6. Nie posiadamy -

a) środków,

b) techniki;

Zatem - musimy mieć FIREFOXA!

Rozwiązanie? - właściwie proste - ukraść go - pogadać o tym z Plesseyem Ferantim i resztą.

 

 

SZEF SIS  DO PREMIERA — ŚCIślE  TAJNE

 

4.02.1976

 

Szanowny Panie Premierze.

Prosił Pan o pełniejsze informacje na temat prac biura Mikojana realizowanych w Biljarsku. W załączeniu przesyłam raport, który otrzymałem jesienią od Aubreya, kierującego działalnością wywiadowczą w tym rejonie. Sam się Pan przekona, jak radykalne są jego sugestie. Pańskie uwagi z pewnością okażą się pouczające.

Z poważaniem

Richard Cunningham

 

 

ŚCIślE  TAJNE       DO  SZEFA  SIS

 

18.09.1975

 

Szanowny Panie Cunningham.

Otrzymał Pan z pewnością zwykłe wyciągi z moich raportów na temat działań wywiadowczych skierowanych przeciwko tajnemu Projektowi Mikojana w Biljarsku, który w NATO określany jest kodem „Firefox". Nie jestem pewien, czy prosząc o moje sugestie jest Pan wystarczająco dobrze przygotowany do tego, co chciałbym zaproponować.

Jestem przekonany, że nie muszę się rozwodzić nad nadziejami, jakie Rosjanie wiążą z tym nowym samolotem. Naszym zdaniem zarezerwowano coś w rodzaju awaryjnego funduszu obrony w celu sfinansowania jego ewentualnej produkcji masowej. Ponieważ wstrzymano prace nad następcami będącego aktualnie na wyposażeniu Miga-25 Foxbata, model ten pozostanie głównym samolotem bojowym radzieckiego lotnictwa, aż do pełnego wprowadzenia Miga-31, czyli Firefoxa. W europejskiej części Rosji trwa lub jest planowana budowa co najmniej trzech kompleksów produkcyjnych, jak można przypuszczać, do wytwarzania Migów-31.

Co do samolotu, to nie muszę chyba podkreślać jego potencjalnych możliwości. Jeśli spełni nadzieje Rosjan, to nie będziemy mieli niczego podobnego przed końcem lat osiemdziesiątych, a może nigdy. Związek Radziecki uzyska absolutną przewagę powietrzną. Obaj znamy powody przystąpienia do rokowań SALT i cięć budżetu obrony, a teraz nie można już tego cofnąć. Wystarczy więc, jeśli stwierdzę, że układ sił, jaki powstanie w efekcie wprowadzenia przez Rosjan myśliwskiej i szturmowej wersji nowego samolotu, będzie absolutnie nie do przyjęcia.

Jeśli chodzi o nasze działania wywiadowcze, udało nam się pozyskać Piotra Baranowicza, pracującego przy projektowaniu i konstrukcji samych systemów uzbrojenia. Zwerbował on, o czym Pan z pewnością wie, dwóch innych wysoko kwalifikowanych techników. David Edgecliffe udostępnił nam moskiewską część siatki, w tym Pawła Upieńskiego, swojego najlepszego agenta. Wprawdzie wygląda to imponująco i obaj wiemy, że jest imponujące, lecz nie wystarczy! To, czego się dowiedzieliśmy lub dowiemy, nie pozwoli na odtworzenie Miga-31 ani jego neutralizację. Baranowicz i jego grupa nie dysponują informacjami o samolocie, wykraczającymi poza wąski zakres własnej specjalizacji, co dowodzi, jak utajnione są badania.

Musimy zatem przeprowadzić lub przygotować się do przeprowadzenia w ciągu najbliższych pięciu lat operacji skierowanej przeciwko projektowi w Biljarsku. Proponuję, ni mniej, ni więcej, tylko porwanie jednego z samolotów, jeśli to możliwe w pełni wyposażonego prototypu produkcyjnego, najlepiej tuż przed końcowymi próbami.

Wyobrażam sobie Pańskie zaskoczenie. Niemniej jednak uważam rzecz za możliwą pod warunkiem, że znajdziemy odpowiedniego pilota. Moim zdaniem konieczne będzie wykorzystanie Amerykanina, jako że piloci RAF-u nie ćwiczą walki powietrznej (rozważam wszystkie możliwości). Amerykanin z doświadczeniem bojowym z Wietnamu byłby tu prawdopodobnie najlepszy. Dysponujemy w Moskwie i w Biljarsku siatką agentów, zdolną doprowadzić pilota do samolotu.

Niecierpliwie oczekuję Pańskiej opinii w tej sprawie.

Z wyrazami szacunku

Kenneth Aubrey

 

 

ŚCIŚLE TAJNE — PREMIER DO „C"

11.02.1976

 

Drogi Sir Richardzie!

Wdzięczny jestem za szybką odpowiedź na moje pytanie. Doprawdy, chciałbym wiedzieć więcej o samym samolocie — czy zechciałby Pan przekazać mi wyciąg z raportów Aubreya za ostatnie trzy lata? Co do jego propozycji — przypuszczam, że nie traktuje jej poważnie. Sam Pan rozumie, że to śmieszne planować akt piractwa przeciwko Związkowi Radzieckiemu!

Proszę przekazać małżonce wyrazy szacunku.

Z poważaniem

Andrew Gresham

„C" DO K.A.

 

13.02.1976

 

Kenneth!

Załączam kopię wczorajszego listu premiera. Sam przeczytaj, co sądzi o Twoich przestępczych skłonnościach. Jego opinia pokrywa się z moją — oficjalnie. Prywatnie muszę przyznać, że nogi mi się trzęsą, kiedy pomyślę o tym cudzie z Biljarska. Zacznij szukać pilota i myśleć nad scenariuszem tej akcji — tak na wszelki wypadek. Możesz skontaktować się z Buckholzem z CIA, który dopiero co awansował na szefa tajnych operacji. A może tam u nich nazywa się to Dyrektor? W każdym razie Amerykanie mają tu tyle samo do stracenia, co Europa i też z pewnością interesują się Biljarskiem.

Powodzenia w łowach. Nie kontaktuj się ze mną w tej sprawie. Sam Cię zawiadomię — czy i kiedy.

Pozdrawiam

Richard

 

 

ŚCIŚLE TAJNE — DO PREMIERA

 

29.06.1976

 

Szanowny Panie Premierze!

Prosił Pan sir Richarda Cunninghama o wyjaśnienie pewnych spraw technicznych związanych z samolotem o kryptonimie „Firefox" (Mikojan Mig-31). Ten list jest dla mnie okazją, by jeszcze raz spróbować przekonać Pana do mojej propozycji. Sądzę też, że jest sprawą niezwykle ważną, by zrozumiał Pan skalę rosyjskich osiągnięć w pewnych dziedzinach lotnictwa bojowego. Wszystkie te osiągnięcia zogniskują się w tym właśnie samolocie.

Nasze wiadomości pochodzą przede wszystkim od człowieka nazwiskiem Baranowicz, odpowiedzialnego za elektronikę, będącą rezultatem prac teoretycznych i eksperymentalnych związanych z uzbrojeniem sterowanym myślą. Baranowicz nie jest w stanie udzielić nam wszystkich niezbędnych informacji nawet w tej dziedzinie, a wywiezienie go z Rosji jest nierealne wobec wzmożonej ochrony Biljarska. Stąd też moja propozycja, by porwać jeden z ostatnich prototypów produkcyjnych, zawierający wszystko, co Rosjanie zamierzają umieścić w wersjach bojowych.

Powinienem może wspomnieć w tym miejscu o interesującym cywilnym zastosowaniu idei sterowania myślą: najnowszym typie wózka inwalidzkiego, projektowanym obecnie w Stanach Zjednoczonych. Powinien on umożliwić

osobie całkowicie sparaliżowanej i/lub unieruchomionej kierowanie ruchem wózka za pomocą myśli. Wózek byłby elektronicznie połączony z mózgiem (poprzez „hełm" czy coś w tym rodzaju). Specjalne układy transmitowałyby impulsy elektryczne z mózgu bezpośrednio do systemów mechanicznych. Myślowe polecenie jazdy naprzód, obrotu, skrętu w lewo czy w prawo, na przykład, pochodziłoby wprost z mózgu i zamiast przekazania do niesprawnych lub uszkodzonych mięśni, biegłoby wprost do sztucznych „kończyn" wózka. Nie planuje się wojskowych zastosowań tego systemu. Tymczasem Rosjanie, jak można sądzić, bliscy są takiego właśnie celu. (Zachód jak dotąd nie stworzył nawet wózka dla inwalidów.)

Układ, nad którym — według naszych informacji — pracuje Baranowicz, ma uzupełniać radar i podczerwień, dwa typowe systemy wykrywania i sterowania, stosowane we współczesnych samolotach. Radar, jak się pan z pewnością orientuje, opiera się na odbiciu sygnału od obiektu. Ekran wskazuje wówczas jego pozycję. Podczerwień wyświetla na ekranie położenie źródła ciepła w pobliżu czujnika. Do celowania i kierowania pociskami można używać jednej lub obu metod. Same pociski także mają układy jednego lub obu tych systemów. Zasadniczą przewagą systemu sterowania myślą jest fakt zachowania przez pilota kontroli nad lotem pocisków po odpaleniu, a także znacznie szybsze ich wystrzeliwanie, jako że rozkaz myślowy zostaje przetransponowany bezpośrednio do układu odpalającego, bez fizycznego udziału człowieka.

Trzeba zaznaczyć, że nie mamy ani my, ani — o ile nam wiadomo — Rosjanie, żadnej broni typu działa czy rakiety, wykorzystującej tak skomplikowane systemy. Mimo to, jeśli nie postaramy się możliwie szybko zniwelować radzieckiej przewagi czasowej, wkrótce pozostaniemy zbyt daleko z tyłu — zarówno w technikach artyleryjskich, jak rakietowych — by kiedykowiek możliwe było osiągnięcie równowagi.

Musimy zatem zdobyć ten system. Musimy, prędzej czy później, porwać Miga-31.

Z głębokim poważaniem

Kenneth Aubrey

 

 

PREMIER DO K.A.

 

24.09.1976

 

 

Drogi Panie Aubrey!

Dziękuję za Pańską notatkę. Podziwiam Pańskie zaangażowanie, aczkolwiek rozwiązanie, jakie Pan proponuje, jest nie do przyjęcia. Ponadto, wobec

niedawnego „prezentu", który zrobił Zachodowi por. Bielenko, mianowicie Miga-25 Foxbata — czy nie martwi się Pan niepotrzebnie? Z pewnością Rosjanom trzeba będzie lat, zanim zdołają odrobić straty poniesione wskutek ujawnienia tajemnic uprowadzonej maszyny.

Z poważaniem

Andrew Gresham

 

 

K.A. DO PREMIERA

 

30.09.1976

 

Szanowny Panie Premierze!

Odpowiadając na Pańskie pytanie wyjaśniam, że w moim przekonaniu Mig-25 to tylko zabawka w porównaniu z konstruowanym samolotem określanym w NATO jako Firefox. Niedawna ucieczka do Japonii nie powinna wzbudzać w nas fałszywego poczucia bezpieczeństwa. To był szczęśliwy traf, z pewnością niezasłużony i w dodatku mogący w rezultacie obrócić się przeciwko nam.

Powinienem także dodać, że według danych, jakie otrzymali z Japonii nasi eksperci, Mig-25 nie jest tym, czym mógłby być. W dużej części zbudowany jest ze stali zamiast z tytanu, ma kłopoty z osiąganiem i utrzymywaniem maksymalnej szybkości, a użyta w nim elektronika nie jest w żadnym razie tak skomplikowana, jak uważaliśmy.

Baranowicz w Biljarsku twierdzi jednak, że projektowany Mig-31 spełni wszelkie, nawet najbardziej niezwykłe oczekiwania. Baranowicz zdaje sobie sprawę z pewnych niedociągnięć Miga-25, o których liczne plotki krążyły w naukowym światku. Ale o samolocie Firefox nic takiego nie słychać.

Z wyrazami szacunku

Kenneth Aubrey

 

 

16.08.75

 

Richawdzie

Czytałeś raporty Dowództwa Strategicznego próbnych lotów Firefoxa?

Amerykanie wysłali wszystko co mieli, nawet bufet z hamburgerami, dla obserwowania lotów próbnych. Mieli informacje Baranowicza o czasach, trasach przelotu, itp. "Firefox" wystartował - i nic!

2. Jeśli to jest to, o czym myślę, to Rosjanie opracowali anty-radar "Firefoxa". A więc Sieć Wczesnego Ostrzegania można spokojnie odłożyć spokojnie do lamusa razem z łukiem z włucznią.

3. Przekonaj premiera - zaraz!

Czekam

 

Kenneth

 

 

AUBREY DO PREMIERA — ŚCIślE TAJNE

 

3.07.1979

 

Szanowny Panie Premierze!

Nie wiem, czym jest antyradar ani jak działa w przypadku systemu radzieckiego. Nasze źródła w Biljarsku, nie dopuszczane do tego typu sekretów, donoszą, że nie jest to system elektroniczny ani mechaniczny, a tym samym niemożliwe jest przeciwdziałanie mu jakimikolwiek środkami. To zupełnie coś innego niż nasze tradycyjne „metalowe konfetti" czy amerykańskie systemy służące elektronicznemu zakłócaniu pracy radaru. Ani USAF, ani RAF nie mają pojęcia o niczym podobnym do systemu rosyjskiego.

Tym samym staje się oczywiste, że Firefox stanowi najpoważniejsze zagrożenie bezpieczeństwa Zachodu od czasu wyprodukowania przez Związek Radziecki i Chiny broni jądrowej.

Z poważaniem

Kenneth Aubrey

 

 

„C" DO K.A.

 

30.07.1979

 

 

Kenneth!

Masz zgodę premiera i Waszyngtonu. Będziesz działał wspólnie z Buck-holzem. Twój scenariusz, łącznie z wyborem pilota (dziwaczny ptaszek, nie sądzisz?), punktu tankowania i sposobu przerzucenia pilota do Biljarska, zyskał aprobatę. Należy dostarczyć pilotowi jakiegoś urządzenia naprowadzającego, aby mógł trafić do punktu tankowania — czegoś, o czym Rosjanie by nie wiedzieli i tym samym nie mogli wyśledzić. Premier rozumie konieczność pośpiechu i w Farnborough zaczęli już nad tym pracować. Masz się tam skontaktować z facetem nazwiskiem Davies.

Powodzenia. Piłka jest teraz po twojej stronie siatki.

 

Richard

 

 

Pułkownik KGB Michaił Jurijewicz Kontarski, szef Wydziału ,,M" odpowiedzialnego za bezpieczeństwo Projektu Mikojana w Biljarsku, został sam w gabinecie, gdzie wciąż jeszcze unosił się wyraźny zapach świeżej farby. Znowu opadły go wątpliwości. Jego pewność siebie, podbudowana pracą wykonaną tego popołudnia, rozpłynęła się z wyjściem jego adiutanta, Dmitrija Priabina. Kontarski siedział za dużym, nowym biurkiem i z wysiłkiem starał się zachować spokój.

Zbyt długo trwało to wszystko, pomyślał, zbyt długo praca była dla niego środkiem uspokajającym. Utracił poczucie perspektywy, zwłaszcza teraz, kiedy tak niewiele czasu pozostało do końcowych prób systemów uzbrojenia Miga-31. Zdawało się, że to tylko drobiazg, tylko fala lęku napływająca w ostatniej chwili, kiedy zbierał wyniki swej pracy jak rozrzucony bagaż. I cały czas bal się, że o czymś zapomniał.

Nie chciał wychodzić z gabinetu. Wiedział, że jego ciało nie potrafi jeszcze przybrać zwykłej, aroganckiej pozy. W korytarzach Centrali wszyscy zauważą ten niepokój, a to może się okazać niewybaczalnym błędem z jego strony.

Od lat wiedział o przeciekach informacji w Biljarsku, o Baranowiczu, Kreszynie i Siemielowskim. Znał też ich kuriera, sprzedawcę Dżerkowa. W ciągu długich lat projektowania i budowy Miga musiał się o tym dowiedzieć.

Ale ani on, ani jego wydział nie zrobili niczego w tej sprawie. Ograniczyli jedynie strumyczek informacji wzmacniając nadzór, zapobiegając spotkaniom, rozmowom. A to dlatego — nagle spuścił głowę i przycisnął palcami zaciśnięte powieki — dlatego, że postanowił zaryzykować. Ze strachu. Bał się odsunąć od prac ich ważne, ludzkie elementy, a także tego, że gdyby to zrobił, Brytyjczycy i CIA zwerbują innych, o których istnieniu nie będzie wiedział, albo wprowadzą nowych agentów, których on nie będzie znał. Lepszy znany diabeł, powiedział Priabinowi, kiedy podejmował decyzję. Próbował się wtedy uśmiechnąć. Młody człowiek zgodził się z nim, lecz teraz ta uwaga wydawała się wyjątkowo głupia.

Od samego początku wiedział, że za porażkę będzie musiał zapłacić najwyższą cenę, że czeka go niełaska, może egzekucja. Próbował się pocieszać myślą, że cokolwiek wiedzą Anglicy i Amerykanie, jest tego o wiele mniej, niż mogliby wiedzieć...

Jego wąska, smagła twarz była blada i zmęczona, a w szarych oczach błyszczał lęk. Musiał przecież pozwolić im pracować, mimo że byli szpiegami. Słowa brzmiały pusto, jak gdyby, wygłaszał je przed niechętną, wrogą publicznością, może nawet przed samym Andropowem...

 

 

 

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

 

PORWANIE

 

 

 

1.

Mord

 

 

 

Przejście z samolotu British Airways przez płytę lotniska Szeremie-tiewo zdawało się nie mieć końca. Wiatr zrywał kapelusz z głowy szczupłego mężczyzny idącego na końcu grupy pasażerów. Ten jedną ręką przytrzymywał nakrycie głowy, w drugiej niósł torbę lotniczą. Niczym szczególnym się nie wyróżniał — nosił okulary w grubej oprawie, a jego górną wargę ozdabiał rzadki wąsik. Ubrany był w ciemny płaszcz, ciemne spodnie i zwyczajne buty. Miał zaczerwieniony od chłodu nos i blade policzki. Tylko ucisk w żołądku i tamująca oddech kula lęku w krtani różniły go od innych.

Fotografowanie wszystkich zagranicznych pasażerów było stałą praktyką KGB. On także został sfotografowany aparatem wyposażonym w teleobiektyw. Domyślał się tego, choć nie potrafił określić, w którym momencie to nastąpiło. Szedł przez płytę z pochyloną głową, by osłonić oczy i twarz przed kurzem niesionym porywami wiatru.

Nagłe uderzenie ciepła hali przylotów sprawiło, że opuścił kołnierz płaszcza, zdjął kapelusz i przejechał palcami po kasztanowych włosach. Wyraźny przedziałek świadczył o tym, że nie dba o obowiązującą modę. Wtedy właśnie zrobiono mu drugie zdjęcie. Można by pomyśleć, że pozował do takiego portretu. Rozejrzał się, po czym podszedł do stanowiska kontroli celnej. Wokół przelewała się ludzka fala, normalna dla każdego międzynarodowego lotniska. Dostrzegł papuzie barwy afrykańskiego stroju narodowego, widział przybyszów z Bliskiego Wschodu i z Europy. Stał się elementem tego kosmopolitycznego zbiorowiska, a znajoma atmosfera portu lotniczego pomogła uspokoić żołądek. Mężczyzna sprawiał teraz wrażenie zupełnie spokojnego, może tylko bardziej niż inni cierpiącego od choroby lokomocyjnej.

25

Wiedział, że ludzie stojący za plecami celników są agentami służby bezpieczeństwa, zapewne KGB. Spokojnie wstawił lotniczą torbę pomiędzy ekrany detektora. Jego dwie walizki podjeżdżały właśnie pasem taśmociągu. Mężczyzna nie drgnął nawet. Wiedział, co zaraz nastąpń. Jeden z dwóch ludzi, stojących z pozorną obojętnością za ladą, postąpił krok do przodu i zdjął z podajnika jego bagaż.

Mężczyzna patrzył teraz spokojnie na celnika, pozornie ignorując agenta bezpieczeństwa, który otworzył obie walizki i bezceremonialnie przerzucał ich zawartość. Celnik obejrzał dokumenty i przekazał je kontrolerowi na końcu długiej lady. Agent przewracał części ubrania z coraz większym zdenerwowaniem. Uśmiech znikł z jego twarzy, zastąpiony zdumieniem, z jakim wpatrywał się w otwarte walizki.

— Pan Alexander Thomas Orton? — odezwał się urzędnik. — Co sprowadza pana do Moskwy? Mężczyzna odchrząknął.

— Jak pan może się przekonać z moich dokumentów — odpowiedział — jestem agentem handlowym firmy Excelsior Plastic Company z Welwyn Garden City.

— Istotnie. — Urzędnik co chwila spoglądał ukradkiem na zaskoczonego agenta KGB. — W ciągu ostatnich dwóch lat odwiedzał pan kilkakrotnie Związek Radziecki?

— Owszem. I nigdy nie spotkało mnie nic podobnego. — Mężczyzna nie wyglądał na poirytowanego, raczej na zdziwionego. Starał się robić wrażenie uprzejmego, doświadczonego, rozumiejącego miejscowe zwyczaje gościa, który nie zwraca uwagi na nieeleganckie traktowanie własnego bagażu.

— Proszę wybaczyć — odparł urzędnik. Agent KGB rozmawiał szeptem z jednym z celników. Pozostali pasażerowie samolotu wyszli już przez bramkę i rozproszyli się po hali przylotów. Zniknęli, i Alexander Thomas Orton czuł się dość samotnie.

— Mam wszystkie dokumenty — zapewnił. — Podpisane przez attache handlowego waszej ambasady w Londynie. — W jego głosie brzmiała nuta zdenerwowania, jak gdyby podejrzewał, że ktoś próbuje zabawić się jego kosztem, a on nie rozumie żartu. — Jak pan zauważył, byłem tutaj już kilka razy i nigdy nie miałem żadnych problemów. Czy on naprawdę musi tak rozrzucać moje rzeczy? Czego tam szuka?

Człowiek z KGB zbliżył się do nich. Alexander Thomas Orton przejechał dłonią po wybrylantynowanych włosach i spróbował się uśmiechnąć. Rosjanin był dobrze zbudowany, miał płaską, mongolską

26

twarz i roztaczał wokół aurę frustracji i władzy. Wyjął z rąk urzędnika paszport i zajął się sprawdzaniem wiz. Kiedy skończył, spojrzał w twarz Ortona.

— Dlaczego przyleciał pan do Moskwy, panie... Orton?

— Tak, Orton. Jestem biznesmenem, a dokładniej — handlowcem.

— A czym to zamierza pan handlować ze Związkiem Radzieckim? — W głosie Rosjanina zabrzmiała pogarda, podkreślona jeszcze skrzywieniem ust. Cała scena miała w sobie coś nierealnego. Mężczyzna przygładził włosy. Wydawał się bardziej zdenerwowany niż przed chwilą, jak gdyby został przyłapany na jakimś oszustwie.

— Wyroby z plastiku: zabawki, gry i tego typu rzeczy.

— A gdzie są pańskie próbki? Te śmiecie, które pan sprzedaje, panie Orton?

— Śmiecie? Wypraszam sobie!

— Jest pan Anglikiem, panie Orton? Pańska wymowa... nie mówi pan jak Anglik.

— Urodziłem się w Kanadzie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin