Armer Miasto labirynt.txt

(23 KB) Pobierz
Karl Michael Armer

Miasto - Labirynt

Elektroniczna opowie�� mi�osna
Oto jedna z tych na�adowanych elektryczno�ci� nocy, kiedy wiatr wieje
od zachodu, a licznik Geigera tyka jak szalony. Powietrze, dostaj�ce si�
do �rodka przez otwarte okno, jest ci�kie i sprawia, �e ciarki
przechodz� po sk�rze. Druga nad ranem. Miasto jeszcze �pi, a ja siedz�
przed monitorem i my�l� o tobie, Katarzyno.
Wciskam klawisz i na ekranie pojawia si� twoja twarz. M�j Bo�e, jaka
jeste� pi�kna! Wpatruj� si� w ciebie tak d�ugo, a� zaczynaj� �zawi� mi
oczy. Odwracam wzrok i wtedy dostrzegam swoje odbicie w ciemnej szybie
okiennej: s�abo o�wietlon� twarz i okulary odbijaj�ce jasny prostok�t
ekranu. A w tym jasnym prostok�cie jeste� ty, Katarzyno. Drobna i
nieskazitelna, jak zawsze.
Kr�c� g�ow� to w lewo, to w prawo, a tw�j obraz w�druje po szk�ach
okular�w. Odbicie odbicia zakodowanej pami�ci. Trafne okre�lenie.
Odbitka z trzeciej r�ki. Nie pozosta�o mi ju� nic innego, odk�d ci�
utraci�em, odk�d zagin�a� w ziemi niczyjej swoich elektronicznych marze�.
Cholerne ta�my RELEX.
Zu�yte przyciski wydaj� ciche trzaski pod moimi palcami, wykonuj�cymi
sw�j precyzyjny taniec po klawiaturze. Zaczynasz si� porusza�, odchyla�
do ty�u, twoja twarz jest tak niesko�czenie mi�kka.
- Chod� - szepcz� twoje wargi. Powoli zdejmujesz przez g�ow� bluzeczk�.
- Nie!
Przerywam program. Nie, Katarzyno, nie mog� ci tego zrobi�. Nie
uczyni� z ciebie bezbronnego obiektu w�asnych pragnie�. To, co w�a�nie
ukaza�o si� na ekranie, nie wydarzy�o si� nigdy w rzeczywisto�ci, to
tylko uzewn�trznienie mojej olbrzymiej t�sknoty, fantazja, kt�r� tej
samotnej, spoconej nocy przekszta�ci�em w ruchome obrazy za pomoc�
wideosortera.
To ca�kiem proste. Ka�d� daj�c� si� wymy�li� scen� mo�na
urzeczywistni� dzi�ki elektronice. Masz wroga, kt�rego nienawidzisz?
�aden problem. Mo�esz go upokorzy�, podda� wymy�lnym torturom, nawet
zabi�. Potrzebny ci jest tylko odpowiedni program - a jest ich pod
dostatkiem - i zdj�cie tego osobnika. Wideosorter miesza jedno z drugim
i potem mo�esz ju� zrobi� ze swoim wrogiem to, co ci si� �ywnie podoba.
Wszystko rozgrywa si� wprawdzie tylko na ekranie, ale poniewa� obecnie i
tak odbieramy nasz� rzeczywisto�� niemal wy��cznie poprzez ekran, wydaje
nam si�, �e odbywa si� to naprawd�. To tak jak stechnicyzowane czary
voodoo: obraz twego wroga zostaje zaczarowany. Jeste� panem
elektronicznych Zombie.
Ty tak�e jeste� teraz takim Zombie, Katarzyno. �yjesz po�owicznie w
fantastycznym �wiecie programu ARCADIA, a mnie porzuci�a�, zostawi�a�
samego. Dlaczego to zrobi�a�? Wiem, pomi�dzy nami istnia� olbrzymi,
groteskowy problem, ale przecie� mogli�my si� z nim upora�. Ty natomiast
uciek�a� w ten �wiat ��k i las�w, �wiat, w kt�rym zawsze �wieci s�o�ce,
ptaszki �wierkaj�, drzewa szumi� na wietrze i nie istnieje co� takiego
jak nienawi��.
Pi�kna jest ARCADIA, to prawda, powinna� jednak wiedzie�, jak bardzo
mi ciebie brak.
Ale tu gor�co! Moje my�li kr��� po g�owie, jak da karuzeli. P�dz�
wko�o, ci�gle tylko wko�o, nie id� do przodu. Musz� z kim� porozmawia�.
Mo�e Aleksandra jeszcze nie �pi.
Ale kiedy wchodz� do jej pokoju, widz� od razu, �e nic z tej rozmowy
nie b�dzie. Aleksandra le�y p�asko na swoim okr�g�ym, szykownym
super�o�u, z he�mem kontaktowym na g�owie i b�ogim u�miechem marzyciela
programu RELEX na twarzy. Jest teraz gdzie� bardzo daleko, w innym �yciu.
Powinienem by� to przewidzie�. Ostatnio by�a raczej niedost�pna. Z
pewno�ci� woli syntetyczne przygody, pompowane do jej g�owy przez
komputer RELEX, od rzeczywisto�ci.
Wodz� wzrokiem po naszym obszernym mieszkaniu, w kt�rym cicho
pomrukuje urz�dzenie klimatyzacyjne, przenosz� go na wysokie okna,
zajmuj�ce ca�� wysoko�� �ciany. O�wietlone wie�owce miasta wznosz� si�
ku niebu jak pi�kne pomniki. Na najwy�szym wierzcho�ku wie�y, miga
kr���cy woko�o, czerwony sygna� �wietlny i oblewa r�owym blaskiem
przeci�gaj�ce za nim chmury. Ca�e miasto pogr��one jest w elektronicznym
�nie. Czasem wydaje mi si�, �e jestem jedynym, kt�ry czuwa noc� w tym
wielkim mie�cie - i �wiadomo�� ta daje mi osobliwe poczucie smutku i
samotno�ci.
Aleksandra poj�kuje przez sen. Wygl�da na to, �e w tym widmowym
�wiecie, powsta�ym w jej g�owie ze sterowanych przez komputer
elektrycznych impuls�w, rozgrywa si� w�a�nie co� dramatycznego. Patrz�
na pust� pow�ok� programu RELEX, jaki w�a�nie prze�ywa. "Caryca
Katarzyna i jej pu�k przyboczny". Ci�gle ten sam kicz! Wybiera tylko
takie programy, w kt�rych mo�e by� Kleopatr�, Messalin� lub Lukrecj�
Borgi�. Oto, czego jej trzeba: luksusu, w�adzy i m�czyzn.
Do luksusu przywi�zywa�a zawsze najwi�ksz� wag�. Byle tylko �adnych
niewyg�d, a tym bardziej b�lu! Nie zdoby�a si� nawet na
dziewi�ciomiesi�czn� ci���, aby mie� w�asne dziecko. Tu� po zap�odnieniu
powierzy�a donoszenie ci��y zast�pczej matce. Idealne rozwi�zanie.
Bardzo wygodne. Nie chodzi�o tu przecie� o nic powa�nego, jak na
przyk�ad � wyb�r garderoby lub fryzjera, lecz tylko o dziecko.
Uci��liwy, aczkolwiek drobny nabytek, nie wymagaj�cy wi�kszego po�wi�cenia.
I w�a�nie dlatego nie nazw� ci� nigdy matk�. Dla mnie pozostaniesz na
zawsze Aleksandr�, �on� mojego ojca.
Ale dzisiejszej nocy porozmawia�bym ch�tnie nawet z tob�, c�, kiedy
ty udaremni�a� to w sobie tylko w�a�ciwy spos�b. - Nie ma nic
wa�niejszego ni� rodzina - odzywam si� na g�os, aby przerwa� t� cholern�
cisz�. - W�a�nie to ciep�o, poczucie bezpiecze�stwa; dzi�ki temu staje
si� na nogi.
Zatrzaskuj� za sob� drzwi i id� z powrotem do swojego pokoju. Jest tu
tak ciep�o, �e momentalnie oblewa mnie pot. Ale to mi nie przeszkadza.
Pocenie si�, to przynajmniej oznaka �ycia w tym wysterylizowanym
�wiecie. Z tego te� powodu nie w��czam nigdy urz�dzenia
klimatyzacyjnego, co z kolei powstrzymuje Aleksandr� przed z�o�eniem
wizyty w moim pokoju. Sama my�l o tym, �e mog�aby si� spoci�, jest dla
niej nie do zniesienia, dla tej dobrze wychowanej pani de Keyser,
trawionej przez skryte pragnienia.
O tym wszystkim zapominam jednak w chwili, kiedy wciskam przycisk
sterowania, a na ekranie pojawia si� znowu twoja twarz, Katarzyno. Jak
zawsze, przeszywa mnie s�odkie uczucie b�lu, przypominaj�ce mi, �e nie
zobaczymy si� ju� nigdy i �e przedtem by�o nam ze sob� bardzo dobrze.
Przynajmniej nikt nie odbierze mi tych wspomnie�.
Nasza love story mia�a do�� niezwyk�y pocz�tek. Kiedy spotka�em ci�
po raz pierwszy, mog�a� zapozna� si� jednocze�nie z moim ciosem. Tym, co
ci� uderzy�o, by� szinai, drewniany miecz samurajski stosowany w walce
kendo.
Dzia�o si� to oko�o p�nocy w tej cz�ci miasta, gdzie mieszcz� si�
muzea i gdzie zwyczajowo ju� spotykali si� o tej porze wojownicy.
Wojownicy, czyli tacy wariaci jak ja, kt�rzy nie chc� da� si� og�upi�
przez programy RELEX, lecz poszukuj� prawdziwego �ycia. Odnajduj� je
w�a�nie w walce, dlatego �e tu wszystko jest prawdziwe: podniecenie,
b�l, krew.
Policja nie zawraca sobie nami g�owy, my za� odbywamy o tej godzinie
duch�w, pomi�dzy gmachami muze�w, nasze rytualne walki. My,
odszczepie�cy, psychopunki, czerpi�cy swoje uczucia nie z program�w
komputerowych lub narkotyk�w, lecz ze swojej w�asnej adrenaliny.
Tamtej nocy w�a�nie przyby�em na miejsce walki, kiedy nagle jaki�
typek zagrodzi� mi drog� kocim ruchem, sprawiaj�cym wra�enie szybkiego i
jednocze�nie majestatycznie powolnego. Napastnik mia� na sobie czarne,
sk�rzane ubranie, wywatowane w ramionach tak groteskowo, �e wydawa�o
si�, jakby by� obdarzony skrzyd�ami. W�osy skrywa� dziwaczny he�m ze
sk�ry i stali, a oczy gin�y pod czarnymi goglami. Miecz szinai trzyma�
zgodnie z rytua�em: obur�cz, wyci�gn�wszy d�onie przed siebie, ko�cem
ostrza pionowo ku g�rze.
- I co? - zapyta�.
- Zgoda - odpar�em.
W nast�pnej chwili nasze miecze zderzy�y si� ze szcz�kiem. Sytuacja
nie by�a weso�a. Ju� wkr�tce zorientowa�em si�, �e nigdy jeszcze nie
mia�em przed sob� tak gro�nego przeciwnika. Przez ca�y czas by�em w
defensywie, a opadaj�ce ku mnie drewniane ostrze miecza mog�em odeprze�
dos�ownie w ostatnim u�amku sekundy. Kiedy zacz��em nastawia� si�
psychicznie na pora�k�, czarny samuraj potkn�� si� o pust� puszk� po
coli i na moment wypad� z rytmu. Wykorzysta�em t� szans� i z ca�ej si�y
zada�em cios. Przeciwnik run�� na ziemi�. Walka by�a zako�czona.
W ten spos�b pozna�em ci�, Katarzyno, gdy� zaraz potem podnios�a� si�
z ziemi i niech�tnym gestem zdj�a� z g�owy he�m; przekona�em si�
w�wczas, �e jeste� najpi�kniejsz� dziewczyn�, jak� kiedykolwiek
widzia�em i zobacz� w przysz�o�ci.
- Mog�abym posieka� ci� na drzazgi - powiedzia�a� gniewnie. M�j Bo�e,
jak pi�kna by�a� w tym momencie.
Bez s�owa skin��em g�ow�.
Rozwi�za�a� w�ze� na karku. Nieokie�znana grzywa czarnych lok�w
zsun�a ci si� na ramiona. Odrzuci�a� w�osy do ty�u, potrz�saj�c g�ow� w
taki spos�b, �e my�la�em, i� oszalej�.
Machinalnie, nie zdaj�c sobie nawet z tego sprawy, uformowa�em swoje
my�li w s�owa:
- Jeste� �liczna - powiedzia�em. Roze�mia�a� si�. - Wiem o tym.
I to dope�ni�o miary. Odk�d si�gn� pami�ci�, czu�em zawsze przewag�
nad innymi - opr�cz ojca. Teraz jednak patrzy�em w twoje mglistoszare
oczy i wiedzia�em, �e od tego momentu czeka mnie walka. Oto moje wyzwanie.
Chyba jednak i ty dostrzeg�a� we mnie co�, co robi�o na tobie
wra�enie, gdy� od tego czasu widywali�my si� cz�ciej. Spotykali�my si�
zawsze w tym samym miejscu, ale nie nudzili�my si� nigdy. Zreszt� nie
mieli�my wyboru: nie by�o ju� prawie kawiar�, kin czy dyskotek. �yli�my
w widmowym mie�cie. Ca�a Ziemia jest tak� widmow� planet�. Pracuj�
wy��cznie maszyny i kilka niepoprawnych typ�w. Reszta ludzko�ci sp�dza
�ycie na marzeniach, pod dyktando program�w RELEX.
Rozmawiali�my i o tym.
- Pr�bowa�a� kiedy�? - zapyta�em. - Jeden raz - powiedzia�a�.
- I co? Przyjemnie by�o?
- Przyjemnie - twoje oczy spogl�da�y teraz �agodnie. - Cudownie.
By�am w programie ARCADIA. By�o tak spokojnie, idyllicznie. Najch�tniej
zosta�abym tam na zawsze.
- To dla...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin