Jacek Sobota - Głos Boga.pdf
(
1175 KB
)
Pobierz
Jacek Sobota - G³os Boga
Jacek Sobota
Głos Boga
Wydawnictwo Dolno
Ļ
l
Ģ
skie
Mojej córce Ewie. Mo
Ň
e kiedy
Ļ
to przeczyta.
No i Arturowi. Mo
Ň
e i on zajrzy.
Cierpienie hrabiego Mortena
Smutne to, ale cierpienie jest chyba jedynym
niezawodnym sposobem zbudzenia duszy ze snu.
Saul Bellow
, Henderson, król deszczu
– Dooooo
Ļę
!!! – krzykn
Ģ
ł hrabia Morten, dziedzic na zamku Kaltern.
Jednak kat wiedział lepiej.
Na szlachetnym czole hrabiego perliły si
ħ
krople potu zimnego jak
Ļ
mier
ę
.
ń
renice
nieskazitelnie bł
ħ
kitnych oczu Mortena rozszerzały, ból i cierpienie. I ekstaza. Jego nagie ciało
spoczywało na przegniłym od wilgoci blacie, a wieloczynno
Ļ
ciowa machina do zadawania tortur
rozci
Ģ
gała je do granic wytrzymało
Ļ
ci.
Urz
Ģ
dzenie wprawiał w ruch bezimienny kat, człek z natury ponury i milcz
Ģ
cy. Jego toporne
oblicze gin
ħ
ło w gł
ħ
bokim cieniu, lecz z rzadka wystawało w chybotliwym
Ļ
wietle pochodni
wisz
Ģ
cej u wej
Ļ
cia do lochu.
Ostatni obrót, delikatny jak mu
Ļ
ni
ħ
cie skrzydeł
ę
my, i hrabia z cichym westchnieniem stracił
przytomno
Ļę
. Chwil
ħ
wcze
Ļ
niej co
Ļ
niepokoj
Ģ
co zatrzeszczało – kat nie wiedział do ko
ı
ca, czy to
napi
ħ
te powrozy, czy te
Ň
nadmiernie rozci
Ģ
gni
ħ
te stawy hrabiego. Mo
Ň
e jedno i drugie?
Delikatnie spryskał utrzyman
Ģ
w temperaturze komnatowej wod
Ģ
blad
Ģ
twarz Mortena.
Hrabia otworzył oczy i u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
. Przed trzydziestu laty byłby to u
Ļ
miech drapie
Ň
ny,
teraz tylko smutny.
– Rozwi
ĢŇ
– wydał polecenie.
Oswobodzony, le
Ň
ał jeszcze przez jaki
Ļ
czas, ostro
Ň
nie masuj
Ģ
c nadgarstki.
– Którego
Ļ
dnia... – Morten urwał, krzywi
Ģ
c si
ħ
z bólu. – Którego
Ļ
dnia rozci
Ģ
gniesz mnie za
mocno. A wówczas...
Hrabia pogroził katu palcem urodzonego harfiarza, lecz nawet ta czynno
Ļę
okazała si
ħ
bolesna, zatem natychmiast jej zaprzestał.
Tymczasem kat, pozostaj
Ģ
c w zgodzie z własn
Ģ
natur
Ģ
, milczał. Hrabia bardzo sobie cenił
jego pow
Ļ
ci
Ģ
gliwo
Ļę
. Wymagał tej cnoty od całego personelu zamku Kaltern. Gadanie po
pró
Ň
nicy nie było rzemiosłem kata, który miłował sw
Ģ
prac
ħ
i za nic na
Ļ
wiecie nie chciałby jej
utraci
ę
. Stał wi
ħ
c nieruchomo tu
Ň
obok machiny tortur – dzieła swego
Ň
ycia. Milcz
Ģ
cy, zimny
i nieforemny jak głaz.
– Jutro chłosta – zadysponował hrabia. – Nic tak dobrze nie wpływa na kr
ĢŇ
enie krwi jak
solidna chłosta. Szczególnie je
Ļ
li jest to krew bł
ħ
kitna, wi
ħ
c chłodna z natury.
Wreszcie Morten stan
Ģ
ł na niepewnych nogach. Upadłby, gdyby nie pomocna dło
ı
kata
wyrosła nagle z ciemno
Ļ
ci. Hrabia zebrał si
ħ
w sobie i stan
Ģ
ł o własnych siłach.
– Wilgotno tu – mrukn
Ģ
ł i wzdrygn
Ģ
ł si
ħ
.
Kat błyskawicznie podał mu peleryn
ħ
w kolorze krwi. To praktyczna barwa.
Kiedy Morten opuszczał loch, oprawca wci
ĢŇ
stał nieruchomo w tej samej pozycji. Hrabia
zastanawiał si
ħ
, czy kat, pozostaj
Ģ
c samotnie w lochach, wci
ĢŇ
zachowuje si
ħ
w ten sam sposób.
Z upływem lat Morten przywykł traktowa
ę
kata jak jeden z licznych przyrz
Ģ
dów do zadawania
tortur, które przemieszczaj
Ģ
si
ħ
z miejsca na miejsce jedynie wówczas, kiedy s
Ģ
potrzebne.
Hrabia wspinał si
ħ
po kr
ħ
tych kamiennych schodach z trudem.
– Jestem stary... – mrukn
Ģ
ł. Zauwa
Ň
ył,
Ň
e lubi ostatnio przemawia
ę
do siebie. W ko
ı
cu był
zdecydowanie najbardziej interesuj
Ģ
cym rozmówc
Ģ
na zamku Kaltern, a tak
Ň
e w najbli
Ň
szych
jego okolicach.
Gdy wreszcie dotarł do swej komnaty, był bardzo zm
ħ
czony. Z ulg
Ģ
zasiadł na
inkrustowanym krze
Ļ
le. Na
Ļ
cianie przed jego oczami wisiał portret kobiety. Na jej widok
Morten niespodzianie zapłakał.
Malarz opu
Ļ
cił namiot i odetchn
Ģ
ł pełn
Ģ
piersi
Ģ
. Wła
Ļ
nie wschodziło sło
ı
ce, nad
bezkresnymi, zda si
ħ
, wrzosowiskami podnosiła si
ħ
poranna mgła, l
Ň
ejsza od puchu. Widok był
pi
ħ
kny, wi
ħ
c malarz bez chwili zwłoki rozpi
Ģ
ł płótno na sztalugach i j
Ģ
ł szkicowa
ę
. Tak był
zaj
ħ
ty prac
Ģ
,
Ň
e nie spostrzegł dwóch je
Ņ
d
Ņ
ców zbli
Ň
aj
Ģ
cych si
ħ
z północy, od strony zamku
Kaltern. Ujrzał ich dopiero, gdy t
ħ
tent rozproszył cisz
ħ
. Byli to ludzie hrabiego Mortena; malarz
rozpoznał ich po godle na pelerynach: Bezgłowym Orle.
Zamek Kaltern cieszył si
ħ
zł
Ģ
sław
Ģ
. Hrabia Morten nie bez powodu uchodził za dziwol
Ģ
ga
i samotnika. Nie zwykł udziela
ę
si
ħ
towarzysko, nie zale
Ň
ało mu na tak zwanych „dobrych
stosunkach z s
Ģ
siadami”. W
ħ
drowni trubadurzy rozpowszechniali wie
Ļ
ci, jakoby hrabia gustował
we krwi niemowl
Ģ
t. Powiadano tak
Ň
e,
Ň
e był energumenem, czyli przez demona op
ħ
tanym, lecz
było w tym chyba troch
ħ
przesady. Jedno nie ulegało w
Ģ
tpliwo
Ļ
ci – wielu samotnych podró
Ň
nych
ko
ı
czyło sw
Ģ
podró
Ň
wła
Ļ
nie w okolicach zamku Kaltern. Co si
ħ
z nimi działo, nie wiedział nikt.
Pewien filozof porównał niegdy
Ļ
Ň
ycie człecze do podró
Ň
y wła
Ļ
nie, która ko
ı
czy si
ħ
zawsze
w jedyny, wszystkim powszechnie znany sposób. Có
Ň
, prawd
Ģ
było równie
Ň
,
Ň
e Morten go
Ļ
cił
w zamkowych murach persony przynajmniej tajemnicze: hochsztaplerów przep
ħ
dzanych
z innych zamków i miast, którzy mienili si
ħ
alchemikami.
Malarz przerwał prac
ħ
. Do tej pory zdołał ledwie naszkicowa
ę
w
ħ
glem pejza
Ň
. Próbował
ukry
ę
niepokój ogarniaj
Ģ
cy go na widok je
Ņ
d
Ņ
ców. Przekonywał si
ħ
w duchu,
Ň
e jest przecie
poddanym ksi
ħ
cia Sorma,
Ň
e wykonuj
Ģ
c jego zlecenie sporz
Ģ
dzenia cyklu pejza
Ň
y z najbli
Ň
szych
okolic, pozostaje nietykalny.
Je
Ņ
d
Ņ
cy osadzili wierzchowce w odległo
Ļ
ci niespełna dziesi
ħ
ciu kroków od malarza.
Przemówił starszy wiekiem i zapewne rang
Ģ
.
– Witajcie, panie. Niebrzydki obrazek.
– Och, to zaledwie szkic, zarys dzieła – usiłował pokry
ę
strach nonszalancj
Ģ
jak płótno farb
Ģ
.
– Zapowiada si
ħ
nie
Ņ
le – wtr
Ģ
cił młodszy.
– Maluj
ħ
na zlecenie ksi
ħ
cia Sorma. Pozostaj
ħ
pod protektoratem jego ksi
ĢŇħ
cej mo
Ļ
ci. – Na
wszelki wypadek wyja
Ļ
nił swój status.
– Znajdujecie si
ħ
, panie, na ziemiach hrabiego Mortena.
– Jestem pewien,
Ň
e hrabia nie miałby nic przeciw...
– Hrabia... zaprasza was, panie, na zamek Kaltern – przerwał arty
Ļ
cie starszy z je
Ņ
d
Ņ
ców.
– Ale sk
Ģ
d hrabia mógł wiedzie
ę
,
Ň
e wła
Ļ
nie w tym miejscu b
ħ
d
ħ
przebywał wła
Ļ
nie ja?
– Hrabia nie wiedział, panie. Hrabia jest człowiekiem niezmiernie go
Ļ
cinnym i zaprasza do
siebie wszystkich w
ħ
drowców przemierzaj
Ģ
cych jego wło
Ļ
ci. To dziwne, ale jak do tej pory nikt
jeszcze nie odmówił naszemu panu.
Malarzowi pociły si
ħ
dłonie. To bardzo niefortunna przypadło
Ļę
w malarskim fachu. Spojrzał
na północ, gdzie w oddali, niemal na samym skraju horyzontu, wznosił si
ħ
ponury kształt
zamczyska.
Miał złe przeczucia.
Kamienna wie
Ň
a wznosiła si
ħ
samotnie przy zachodnich murach zamku. Według kiepskich
legend w takich wła
Ļ
nie wie
Ň
ach wi
ħ
ziono krn
Ģ
brne i pi
ħ
kne ksi
ħŇ
niczki, ratowane z opresji
przez ambitnych parweniuszy. Malarz nie mógł niestety liczy
ę
na taki ukłon losu. Mijały
tygodnie, a on wci
ĢŇ
nie zaznał wolno
Ļ
ci.
W komnacie na szczycie wie
Ň
y niepodzielnie panowała wilgo
ę
, a malarz od lat cierpiał na
reumatyzm. Stawy wykr
ħ
cał mu ból, dusz
ħ
za
Ļ
– samotno
Ļę
. Północne okno w komnacie było
zabite deskami, południowe za
Ļ
wychodziło wprost na wrzosowiska. Malarz patrzył na ten
pozorny bezkres i cierpiał.
Tu
Ň
przy oknie, w miejscu, gdzie w okolicach południa padało najdogodniejsze do
malowania
Ļ
wiatło, były rozło
Ň
one sztalugi z napi
ħ
tym płótnem. Malarz nie wiedział, co
malowa
ę
. Do tej pory hrabia Morten nie raczył przedstawi
ę
mu zamówienia. Przychodził tylko
od czasu do czasu do komnaty na wie
Ň
y, siadał na pryczy i w milczeniu wysłuchiwał błaga
ı
,
skarg, wniosków i za
Ň
ale
ı
swego wi
ħŅ
nia. Przychodził rzadko – wchodzenie po stromych
schodach sprawiało mu du
Ň
e trudno
Ļ
ci.
Nieoczekiwanie zgrzytn
ħ
ła zasuwa, zaskrzypiały zawiasy. Do komnaty wkroczył hrabia
Morten we własnej osobie. Był równie blady jak płótno rozwieszone na sztalugach.
– Witaj, mistrzu – rzekł.
– Panie... – Malarz zgi
Ģ
ł si
ħ
w gł
ħ
bokim ukłonie. Na tyle gł
ħ
bokim, na ile pozwoliły na to
Plik z chomika:
jmuchauk
Inne pliki z tego folderu:
Platon - Dialogi [ODT EPUB MOBI AZW3, PDF].zip
(84524 KB)
Nicolaus Copernicus - De revolutionibus orbium coelestium.pdf
(97115 KB)
Kopernik - De Revolutionibus [eng].pdf
(8066 KB)
Eglish version [ODT, TXT, RTF, PDF, ePUB, MOBI, AZW3, FB2, HTML].zip
(47303 KB)
Arystoteles - Polityka [ODT, RTF, TXT, PDF, ePub, MOBI, AZW3, FB2, HTML].zip
(35882 KB)
Inne foldery tego chomika:
◄≡≡ ARCHIWUM ≡≡►
a-books
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin